Rozdział 28

Wracaliśmy tą samą drogą, którą przyszliśmy, ale teraz korytarz był prosty i węższy – właściwie zupełnie inny. Spojrzałam za siebie i nie zobaczyłam żadnych podwójnych drzwi. Rezydencja królowej była już gdzie indziej. Chwilowo byłam bezpieczna, zaczęłam drżeć i nie mogłam przestać.

Rhys przytulił mnie, przyciskając do piersi. Przywarłam do niego, objąwszy go w pasie, pod peleryną. Odgarnął włosy z mojej twarzy.

– Masz zimną skórę. Co ona ci zrobiła, Merry? – Podniósł moją głowę, delikatnie, tak żeby widzieć moją twarz. – Powiedz rzekł cicho.

Pokręciłam głową.

– Zaproponowała mi wszystko, o czym może marzyć sidhe. Problem polega na tym, że jej nie ufam.

– O czym mówisz? – spytał.

Odsunęłam się od niego.

– O tym. – Dotknęłam zakrwawionej szyi. – Jestem śmiertelna. To, że zaproponowała mi gwiazdkę z nieba, nie oznacza, że przeżyję, żeby ją schować do kieszeni.

Popatrzyłam na niego i nagle uświadomiłam sobie, że jest ode mnie o wiele starszy. Jego twarz była cały czas młoda, ale nie spojrzenie jego oczu. – Czy to najgorsza z ran? – spytał.

Skinęłam głową.

Wyciągnął dłoń i dotknął plamy krwi. Nawet nie bolało, kiedy jej dotykał. To w zasadzie nie była nawet rana. Trudno wytłumaczyć, że tego, co bolało, nie było widać na mojej skórze. Królowa nie przyjmowała do wiadomości tego, jaki naprawdę był Cel. Ja jednak to doskonale wiedziałam. Nigdy nie podzieli się ze mną tronem: jedno z nas będzie musiało zginąć, żeby drugie na nim zasiadło.

– Groziła ci? – spytał Rhys.

Ponownie skinęłam głową.

– Wyglądasz na śmiertelnie przerażoną. Co ci powiedziała?

Popatrzyłam na niego. Nie chciałam o tym rozmawiać. To było tak, jakby w chwili, gdy to wypowiem, stawało się to realne. Poza tym coś mi mówiło, że gdy Rhys się o tym dowie, nie będzie niezadowolony.

– To zarówno dobra, jak i zła wiadomość.

– Zacznijmy od dobrej – zaproponował.

Powiedziałam mu o ogłoszeniu mnie następcą tronu.

Przytulił mnie mocno.

– To cudowna wiadomość, Merry. Co może być złego po czymś takim?

Wyswobodziłam się z jego objęć.

– Czy myślisz, że Cel pozwoli mi żyć tak długo, żebym mogła pozbawić go korony? Stał za zamachami na moje życie trzy lata temu, kiedy nie miał takiego powodu, żeby mnie zabić.

Uśmiech zniknął z jego twarzy.

– Masz teraz na sobie znak królowej – nawet Cel nie śmie cię zabić. Ten, kto będzie cię chciał skrzywdzić, narazi się królowej.

– Stała tam i wmawiała mi, że opuściłam dwór ze względu na Griffina. Próbowałam jej powiedzieć, że nie wyjechałam z powodu złamanego serca, a z powodu pojedynków… – Pokręciłam głową. – Zagadała mnie. Nie dociera do niej, jaki Cel naprawdę jest, i nie sądzę, żeby moja śmierć coś tu zmieniła.

– Chodzi ci o to, że jej synek osobiście nigdy by nie zrobił czegoś takiego – powiedział.

– Właśnie. Myślisz, że narażałby swoją liliowobiałą szyjkę? Ktoś inny to za niego zrobi – wtedy to on będzie w niebezpieczeństwie, a nie Cel.

– Naszym obowiązkiem jest ochranianie cię, Merry. Jesteśmy w tym dobrzy.

Zaśmiałam się, ale nie był to dobry śmiech, raczej nerwowy niż radosny.

– Ciotka Andais zmieniła zakres waszych obowiązków.

– Co masz na myśli?

– Powiem ci po drodze. Jesteśmy za blisko królowej.

Znowu podał mi ramię. – Jak moja pani sobie życzy. – Uśmiechnął się, kiedy to mówił, a ja podeszłam do niego i objęłam go w pasie, zamiast wziąć go pod ramię. Zesztywniał, zaskoczony przez chwilę, potem otoczył ręką moje ramię. Szliśmy korytarzem, objęci wpół. Wciąż byłam zimna, jakby moje wewnętrzne ciepło przestało istnieć.

Są mężczyźni, z którymi nie mogę chodzić objęta, jakby nasze ciała miały inny rytm. Rhys i ja szliśmy, jakbyśmy byli dwiema połówkami całości. Uświadomiłam sobie, że nie mogę uwierzyć, że dostałam pozwolenie, żeby go dotknąć. To, że nagle dostałam klucze do królestwa, wciąż nie wydawało mi się realne.

Rhys zatrzymał się, obrócił mnie w swoich ramionach i zaczął pocierać dłońmi o moje ramiona. – Cała się trzęsiesz.

– Nie tak bardzo jak przedtem – powiedziałam.

Pocałował mnie delikatnie w czoło.

– Daj spokój, misiu pysiu, powiedz, co zła Czarownica Wschodu ci zrobiła?

Uśmiechnęłam się. – Misiu pysiu?

Wyszczerzył zęby.

– Złotko? Skarbie? Cukiereczku?

Roześmiałam się. – Co słowo, to gorzej.

Przestał się uśmiechać. Spojrzał na pierścień dotykający jego rękawa.

– Doyle powiedział, że pierścień ożywił się, gdy go dotknął. Czy to prawda?

Spojrzałam na ciężką ośmiokątną obrączkę i skinęłam głową.

– Na mojej ręce leży spokojnie.

Spojrzałam na jego twarz. Wyglądał na… zrozpaczonego.

– Pierścień wybierał małżonków królowej – powiedział.

– Reagował prawie na każdego strażnika, którego nim dotknęłam.

– Oprócz mnie. – Jego głos był tak pełen żalu, że musiałam coś zrobić.

– Musi dotknąć gołej skóry – powiedziałam.

Zaczął wyciągać dłoń. Odsunęłam się od niego.

– Proszę, nie rób tego.

– Dlaczego? – spytał.

Światło przygasło do półmroku. Pajęczyny ozdabiały korytarz niczym wielkie błyszczące zasłony. Ukrywały się w nich blade białe pająki, większe niż moje dwie dłonie. – Dlatego, że nawet gdy miałam szesnaście lat, to ja powiedziałam nie. Powinieneś wiedzieć lepiej.

– Mały niewinny klaps i łaskotki i jestem skreślony z gry na zawsze. Kochanie, to okrutne.

– Nie, to praktyczne. Nie chcę skończyć na krzyżu św. Andrzeja. – Oczywiście tak by się nie stało. Mogliśmy to zrobić nawet zaraz przy ścianie i nie spotkałaby nas za to żadna kara. W każdym razie tak zapewniała mnie Andais. Ale nie ufałam mojej ciotce. Tylko mnie powiedziała, że celibat został zniesiony. Stwierdziła, że tylko Eamon wie, a on był jej małżonkiem, jej poplecznikiem. Co by było, gdybym rzuciła się na Rhysa, a królowa zmieniłaby zdanie? Dopóki nie ogłosi tego publicznie, lepiej nie ryzykować. Wtedy i tylko wtedy naprawdę w to uwierzę.

Wielki biały pająk przysunął się do krawędzi pajęczyny. Jego głowa miała średnicę co najmniej trzech cali. Miałam przejść dokładnie pod nim.

– Raz w życiu widziałaś śmiertelniczkę umierającą w męczarniach za uwiedzenie strażnika i zapamiętałaś to na zawsze. Masz dobrą pamięć – powiedział Rhys.

– Widziałam, co kat zrobił strażnikowi, który złamał zakaz. Myślę, że ty z kolei masz zbyt krótką pamięć. – Zatrzymałam go, ciągnąc go za ramię, tuż przed ogromnym pająkiem. Mogłam przywołać błędne ogniki, ale nie robiły one wrażenia na pająkach,

– Czy możesz przywołać coś silniejszego niż błędne ogniki? – spytałam. Patrzyłam na czekającego pająka, jego ciało było większe niż moja pięść. Pajęczyny nad moją głową nagle wydały się cięższe, ociężałe od okrągłych spasionych ciał jak przepełniona rybami sieć, która zaraz miała się rozerwać nad moją głową.

Rhys spojrzał na mnie ze zdziwioną miną, a potem popatrzył w górę, jakby dopiero co zauważył grube pajęczyny.

– Nigdy nie przepadałaś za pająkami.

– Co fakt to fakt – powiedziałam. – Nigdy ich nie lubiłam.

Rhys podszedł do pająka, który zdawał się na mnie czekać. Zostawił mnie na środku korytarza. Słyszałam tupot pajęczych nóżek i widziałam, jak nad moją głową jest tkana pajęczyna. Rhys nie zrobił nic widocznego dla mnie. Po prostu dotknął palcem odwłoka pająka. Pająk zaczął uciekać, potem nagle się zatrzymał i zaczął drżeć w spazmach. Przekręcił się i szarpnął, robiąc dziurę w pajęczynie, po czym zawisł bezwładnie.

Słyszałam dziesiątki pająków uciekających w bezpieczne miejsce w cichym tupiącym odwrocie. Pajęczyny falowały jak przewrócony do góry nogami ocean. Na Panią i Pana, musiały ich być setki.

Białe ciało pająka zaczęło się marszczyć i rozpadać, jakby jakiś wielka siła je miażdżyła. To tłuste białe ciałko stało się suchą łupiną. Nie byłabym pewna, czym była, gdybym nie widziała jej wcześniej.

Teraz pajęczyna już się nie poruszała. Korytarz był w całkowitym bezruchu, jeśli nie liczyć uśmiechniętego Rhysa. Ciemne światło zdawało się zbierać wokół jego białych loków i białego stroju, dopóki nie zabłysnął na tle szarych pajęczyn i jeszcze bardziej szarego kamienia. Uśmiechał się do mnie radośnie, jak to on.

– Wystarczy? – spytał.

Skinęłam głową.

– Widziałam, jak to robisz, tylko raz i to w czasie bitwy, kiedy twoje życie było zagrożone.

– Opłakujesz tego owada?

– To pajęczak, a nie owad. Nie, nie opłakuję go. Nigdy nie miałam takiej mocy, żeby bezpiecznie przejść przez to miejsce. – Myślałam, że może wezwie ogień lub jaśniejsze światło i je wystraszy. Nie chciałam, żeby…

Wyciągnął do mnie dłoń, wciąż się uśmiechając.

Patrzyłam na czarną łupinę, która zaczęła się delikatnie kołysać w pajęczynie, kiedy wywołaliśmy ruch powietrza w korytarzu.

Uśmiech Rhysa nie zmienił się, ale jego oczy stały się łagodniejsze.

– Jestem bogiem śmierci czy też raczej byłem nim kiedyś, Merry. Myślałaś, że zapalę zapałkę i krzyknę „uuu”?

– Nie, ale… – Patrzyłam na jego wyciągniętą dłoń. Patrzyłam dłużej, niż nakazywałaby to grzeczność. Ale w końcu, z wahaniem, wyciągnęłam swoją. Nasze palce dotknęły się, a on westchnął.

Spojrzał w dół na srebrną obrączkę na moim palcu. Spojrzał mi w oczy.

– Czy mogę? Tak bardzo cię proszę…

Spojrzałam w jego bladobłękitne oczy.

– Dlaczego jest to dla ciebie takie ważne? – Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie rozeszła się już plotka o tym, co ma dzisiaj ogłosić królowa.

– Wszyscy mamy nadzieję, że wezwała cię do siebie, żebyś wybrała dla siebie przyszłego małżonka. Przypuszczam, że jeżeli pierścień nie rozpozna kogoś, wypada on z gry.

– Jesteś bliżej prawdy, niż myślisz – powiedziałam.

– Więc czy mogę? – spytał.

Starał się nie okazywać podniecenia, ale mu się to nie udało. Chyba nie mogłam go za to winić. Będzie tak teraz cały czas, jak tylko wieść się rozejdzie. Nie, będzie o wiele gorzej.

Skinęłam głową.

Zaczął podnosić moją dłoń do swoich ust.

– Wiesz, że nigdy nie skrzywdziłbym cię celowo, Merry. – Pocałował mnie w rękę, a jego usta musnęły pierścień. Ożył – tylko tego słowa można użyć. Zamigotał, a migotanie to rozeszło się na nasze ciała. Serce podeszło mi do gardła.

Rhys wciąż pochylał się nad moją dłonią, ale usłyszałam, jak wyszeptał: – Och, tak. – Podniósł głowę, jego wzrok był oszołomiony.

To była jak dotąd najsilniejsza reakcja, co mnie nieco zmartwiło. Czy siła reakcji świadczyła o męskości mężczyzny, czy było to coś w rodzaju liczenia plemników? Nie miałam nic przeciwko Rhysowi, ale jeśli miałabym z kimś spać tej nocy, to tym Kimś byłby Galen. Pierścień mógł sobie pulsować do usranej śmierci. To ja decydowałam, z kim będę spała. Dopóki moja najdroższa ciotunia nie wyśle do mnie swojego szpiega, oczywiście. Odsunęłam od siebie tę myśl – nie mogłam sobie z nią teraz poradzić. Wśród strażników byli tacy, których wolałabym zabić, niż pocałować – nie mówiąc już o czymś więcej.

Rhys oplótł palcami moje palce i raz jeszcze przycisnął dłoń do pierścienia. Tym razem doznanie było jeszcze silniejsze, sprawiając, że nieświadomie westchnęłam. Czułam, jakby coś głęboko w moim ciele było pieszczone. Coś, czego żadna ręka nie mogła dotykać – ale moc… moc mogła przecież przekraczać granice ciała.

– Och, podoba mi się to – stwierdził Rhys.

Wyszarpnęłam swoją rękę.

– Nie rób tego więcej.

– Było ci dobrze i wiesz o tym.

Spojrzałam na jego rozochoconą twarz i powiedziałam:

– Królowa chce nie tylko tego, żebym znalazła kolejnego narzeczonego. Chce, żebym przespała się z kilkoma spośród tych strażników, których pierścień rozpoznaje. To coś w rodzaju wyścigu, kto pierwszy da jej spadkobiercę królewskiej krwi – ja czy Cel.

Wpatrywał się w moją twarz, jakby chciał coś z niej wyczytać.

– Wiem, że nie żartowałabyś, ale to wydaje się zbyt dobre, żeby mogło być prawdziwe.

Lepiej się poczułam, wiedząc, że Rhys też temu nie dowierzał.

– Właśnie. Powiedziała mi, że celibat zostaje dla mnie zdjęty, ale nie mam na to świadków. Myślę, że była szczera, ale dopóki nie ogłosi tego publicznie, będę udawać, że seks ze strażnikami wciąż jest zabroniony.

Skinął głową.

– Czym jest kilka godzin czekania w porównaniu z tysiącem lat?

Podniosłam brwi.

– Nie mogę was wszystkich zaliczyć dzisiaj, więc może będzie tego czekania trochę więcej niż kilka godzin.

– Dopóki będę pierwszy w kolejce, nie ma to znaczenia. – Starał się, by zabrzmiało to jak żart, ale się nie roześmiałam.

– Obawiam się, że tak właśnie będą myśleli wszyscy. Was jest dwudziestu siedmiu, a ja – tylko jedna.

– Czy musisz spać ze wszystkimi?

– Tego nie powiedziała. Chce jednak, żebym spała z jej szpiegiem, bez względu na to, kim się on okaże.

– Nienawidzisz niektórych strażników, a oni ciebie. Nie może oczekiwać, że ich weźmiesz do łóżka. Na Pana i Panią, gdybyś z jednym z nich zaszła w ciążę… – Nie skończył tej myśli.

– Musiałabym wyjść za kogoś, kogo nienawidzę, a on stałby się królem.

Rhys zamrugał, biała opaska na oko odbijała światło, kiedy poruszał głową.

– Nie o tym myślałem. Mówiąc szczerze, miałem na myśli seks, ale masz rację – jeden z nas będzie królem.

Spojrzałam w górę na szarą płachtę pajęczyn. Były puste, ale…

– Czy powinniśmy tutaj rozmawiać?

Spojrzał na pajęczyny.

– Masz rację. – Podał mi ramię. – Pani, czy pozwolisz, bym zaprowadził cię na bankiet?

Wsunęłam rękę pod jego ramię.

– Z przyjemnością.

Poklepał mnie po ręce.

– Mam nadzieję, Merry, mam nadzieję.

Zaśmiałam się, a dźwięk odbił się od ścian korytarza, sprawiając, że pajęczyny zakołysały się. To było tak, jakby sufit przechodził wysoko, nad naszymi głowami w jakąś ogromną ciemność, którą tylko pajęczyny chowały przed naszym wzrokiem. Mój śmiech wybrzmiał, na długo zanim wyszliśmy spod pajęczyn.

– Dziękuję, że zrozumiałeś, dlaczego się boję, zamiast skupiać się na fakcie, że może niedługo skończy się kilkusetletni okres celibatu.

Przycisnął moją lewą dłoń do ust.

– Żyję tylko po to, by służyć pod tobą… albo nad tobą… albo jak tylko zechcesz.

Uderzyłam go w ramię.

– Przestań.

Wyszczerzył zęby.

– Rhys to nie jest imię żadnego znanego boga śmierci. W college’u przewertowałam dziesiątki książek i nigdzie cię nie znalazłam.

Nagle z napięciem zaczął się wpatrywać w zwężający się korytarz.

– Teraz mam na imię Rhys. Nieważne, kim byłem wcześniej.

– Oczywiście, że ważne – powiedziałam.

– Dlaczego? – spytał i nagle spoważniał.

Patrząc, jak błyszczy na biało w szarym świetle, nagle poczułam się zmęczona. Ale wpatrywał się we mnie z takim napięciem, że musiałam odpowiedzieć.

– Chcę tylko wiedzieć, z kim mam do czynienia.

– Znasz mnie przez całe swoje życie, Merry.

– Tym bardziej mi powiedz.

– Nie chcę mówić o dawnych czasach.

– A jeśli wzięłabym cię do łóżka? Czy wtedy wyjawiłbyś mi swoje sekrety?

Przypatrywał się mojej twarzy.

– Przekomarzasz się ze mną.

Dotknęłam tej części jego twarzy, która pokryta była bliznami, wędrując palcami od zgrubiałej skóry do miękkich ust.

– Wcale nie. Jesteś piękny. Jesteś moim przyjacielem od lat. Chroniłeś mnie, kiedy byłam młodsza. Kiepsko bym ci się odpłaciła, gdybym pozostawiła cię w celibacie, mogąc mu położyć kres. Poza tym od lat jedną z moich seksualnych fantazji jest przejechanie językiem po twoim umięśnionym brzuchu.

– Ciekawe, ja mam tę samą fantazję – powiedział. Wygiął brwi, kiepsko naśladując Groucho Marxa. – Może wpadniesz do mnie obejrzeć moje akwaforty?

Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową. – Czy ty nie oglądasz żadnych kolorowych filmów?

– Niezbyt często. – Wyciągnął dłoń, a ja ją chwyciłam. Szliśmy korytarzem, trzymając się za ręce jak przyjaciele. Ze wszystkich strażników, których lubiłam, reakcji Rhysa na wiadomość o zniesieniu celibatu najbardziej się obawiałam. Ale zachowywał się jak dżentelmen. Po raz kolejny miałam dowód na to, że tak naprawdę nie rozumiałam mężczyzn.

Загрузка...