Rozdział 31

W ciemności było światło. Mały punkt bieli, który płynął w moim kierunku, coraz bardziej rosnąc. W końcu zobaczyłam, że to białe płomienie. Kula białego ognia płynęła przez ciemność w moją stronę. Nie mogłam przed nią uciec, bo nie miałam ciała. Byłam czymś unoszącym się w zimnej ciemności. Ogień obmył mnie i nagle znów miałam ciało. Miałam kości, mięśnie, skórę i głos. Ogień zajął moją skórę, poczułam, że moje mięśnie się gotują. Ogień dotarł do moich kości, wypełnił żyły stopionym metalem i zaczął trawić mnie od środka.

Obudziłam się z krzykiem.

Ujrzałam nad sobą pochylonego Galena. Widok jego twarzy uspokoił mnie. Trzymał moją głowę na swoich udach, gładził mi czoło i odgarniał włosy z twarzy.

– Wszystko w porządku, Merry. W porządku. – Jego oczy błyszczały jak zielone szkło.

Fflur pochyliła się nade mną.

– Słabe powitanie przynoszę, księżniczko Meredith, ale muszę odpowiedzieć naszej królowej.

Znaczyło to, że obudziła mnie na rozkaz królowej. Fflur była jedną z tych istot, które bardzo starały się żyć tak, jakby czas zatrzymał się tysiąc lat temu. Jej arrasy można było obejrzeć w Muzeum Sztuki w St. Louis. Zostały sfotografowane i opisane przynajmniej w dwóch dużych czasopismach. Fflur odmówiła przeczytania artykułów i nie dała się namówić na wizytę w muzeum. Odrzucała również propozycje wywiadów dla telewizji i gazet.

Dwa razy próbowałam, zanim udało mi się coś powiedzieć.

– Czy oczyściłaś drzwi z róż?

– Tak – odparła.

Próbowałam się uśmiechnąć, ale nie udało mi się.

– Dużo ryzykowałaś, żeby mi pomóc, Fflur.

Rozejrzała się wokół, po czym położyła palec na moim czole i pomyślała jedno słowo: – Później. – Chciała porozmawiać ze mną później, ale wolała, żeby nikt o tym nie wiedział. Była uzdrowicielką, więc przyłożenie palca do mojego czoła mogło być odczytane przez innych jako próba badania.

Nie odważyłam się nawet skinąć głową. Wpatrzyłam się tylko w jej czarne oczy, które stanowiły zaskakujący kontrast dla jej żółtego ciała, tak że wyglądały jak oczy lalki. Spróbowałam jej powiedzieć spojrzeniem, że zrozumiałam. Jeszcze nie zobaczyłam nawet sali tronowej, a już byłam po uszy wplątana w dworską intrygę. Typowe.

Moja ciotka uklękła obok mnie w obłoku skóry i lateksu. Wzięła moją prawą rękę i pogładziła ją, brudząc sobie skórzane rękawiczki.

– Doyle mówi, że skaleczyłaś się w palec kolcem i róże ożyły.

Spojrzałam na nią, próbując wyczytać coś z jej twarzy, ale mi się to nie udało. Nadgarstki paliły mnie tak, że ból wydawał się dochodzić aż do kości. Jej palce dotykały świeżych ran i za każdym razem, gdy skóra rękawiczek się z nimi spotykała, ból przeszywał moje ciało. – Tak, skaleczyłam się w palec. Ale nie jestem pewna, czy to właśnie dlatego róże ożyły.

Wzięła moją dłoń, patrząc na rany ze zdziwieniem na twarzy.

– Spisałam już nasze róże na straty. Jedna strata więcej w całym morzu strat. – Uśmiechnęła się. Uśmiech sprawiał wrażenie szczerego, ale widziałam go już na jej ustach, gdy kogoś torturowała w swojej sypialni. To, że uśmiech był szczery, nie oznaczało jeszcze, że można było jej ufać.

– Cieszę się, że jesteś zadowolona – powiedziałam beznamiętnym tonem.

Zaśmiała się, zaciskając ręce na mojej dłoni. Nagle stałam się świadoma wszystkich szwów jej rękawiczek. Zaciskała ręce, dopóki nie jęknęłam. Wyraźnie sprawiło jej to przyjemność. Puściła mnie i wstała z szelestem sukni.

– Kiedy już Fflur opatrzy ci rany, możesz do nas dołączyć w sali tronowej. Będę cię oczekiwała u mego boku. – Odwróciła się i tłum rozstąpił się przed nią, tworząc tunel światła. Eamon wyszedł z tłumu, żeby wziąć ją za rękę.

Mały goblin z rzędem oczu na czole przypominającym naszyjnik uklęknął koło mnie przy czarnej spódnicy Fflur. Patrzył to na mnie, to na nią, ale tak naprawdę interesowała go moja krew. To był mały goblin. Miał niecałe dwie stopy wzrostu. Dzięki rzędowi oczu musiał uchodzić wśród goblinów za przystojnego. Oni nazywali to dosłownie „naszyjnikiem oczu” i mówili o tym tonem, jaki ludzie rezerwują dla dużego biustu i jędrnego tyłeczka.

Królowa mogła sobie myśleć, co chciała, ja jednak nie wierzyłam, żeby jedna kropla mojej krwi ożywiła umierające róże. Wierzyłam, że moja królewska krew uratowała mnie, ale ten pierwszy atak… Podejrzewałam, że w kolcach ukryte było kolejne zaklęcie. Ktoś o dużej mocy mógł je tam umieścić.

Miałam wrogów. A potrzebowałam przyjaciół.

Pozwoliłam, żeby moja dłoń ześlizgnęła się po biodrze, jakbym mdlała. Świeża rana znajdowała się ledwie kilka cali od ust goblina. Skoczył naprzód i polizał ją szorstkim jak u kota językiem. Jęknęłam, a on się skulił.

Galen machnął na niego, jakby odganiał psa. Ale Fflur złapała goblina za kark.

– Niegodziwcze, co ma znaczyć ta zniewaga? – Zaczęła nim rzucać na wszystkie strony.

Powstrzymałam ją.

– Spróbował mojej krwi bez pozwolenia. Żądam zadośćuczynienia.

– Zadośćuczynienia? – powtórzył Galen.

Fflur wciąż trzymała goblina. Jego oczy poruszały się na wszystkie strony.

– Nie miałem nic złego na myśli. Przepraszam, bardzo przepraszam.

Miał dwie pary rąk: duże i małe. Wszystkie wiły się teraz, zaciskając i rozprostowując małe pazurkowate paluszki.

Mróz wziął goblina od Fflur, podnosząc małą postać w górę. Nie miał w rękach moich noży. Będę musiała mu przypomnieć, żeby mi je oddał. Ale teraz miałam inne sprawy do załatwienia.

– Muszę opatrzyć ci rany – powiedziała Fflur – albo stracisz więcej krwi. Dałam ci już trochę mojej mocy. Nie było to dla ciebie przyjemne i nie będzie też takie tym razem.

Pokręciłam głową.

– Jeszcze nie.

– Merry – powiedział Galen – niech opatrzy ci rany.

Spojrzałam na jego zatroskaną twarz. Wychowywał się na dworze, tak jak i ja. Powinien wiedzieć, że nie pora teraz na opatrywanie ran. Teraz pora na działanie. Spojrzałam na niego, tak jak musiał patrzeć na niego mój ojciec, kiedy postanowił mnie oddać komuś innemu. Nie miałam czasu, żeby mu wyjaśniać rzeczy, o których powinien doskonale wiedzieć. Przeszukałam wzrokiem tłum, który patrzył na mnie, jak ciekawscy na wrak samochodu.

– Gdzie Doyle?

W tłumie po prawej stronie coś się poruszyło. Doyle wyszedł do przodu. Wydawał mi się strasznie wysoki, kiedy tak leżałam na ziemi. Słup czerni unoszący się nade mną. Tylko kolczyki z piórami pawia zmniejszały jego onieśmielającą postać. Wyraz jego twarzy, układ ramion pod peleryną, to był stary Doyle. Kolorowe pióra nie za bardzo pasowały do okoliczności. Ubrał się na przyjęcie, a znalazł się w środku walki. Jego wyraz twarzy był nieprzenikniony – samo to już mówiło, że nie jest zadowolony.

Nagle poczułam się, jakbym miała znowu sześć lat i była trochę przestraszona z powodu tego wysokiego czarnego mężczyzny u boku mojej ciotki. Ułożyłam się z powrotem na kolanach Galena i znalazłam ukojenie w jego dotyku, ale to do Doyle’a zwróciłam się o pomoc.

– Przyprowadź Kuraga, jeśli chce zapłacić okup za tego złodzieja – powiedziałam.

– Złodzieja? – Doyle uniósł czarne brwi.

– Napił się mojej krwi bez pozwolenia. Dla goblinów większą kradzieżą jest tylko kradzież ciała.

Rhys uklęknął po mojej drugiej stronie.

– Słyszałem, że gobliny tracą dużo ciała podczas uprawiania seksu.

– Tylko jeśli ustali się to wcześniej – powiedziałam.

Galen nachylił się nade mną i wyszeptał:

– Jeśli jesteś tak osłabiona z powodu utraty krwi, że nie będziesz mogła wziąć dzisiaj nikogo do łóżka… – Przytknął usta do mojej twarzy. – Nie zniosę myśli, że weźmiesz udział w jednej z tych orgietek urządzanych przez królową. Musisz się czuć na tyle dobrze, żeby się z kimś dzisiaj przespać, Merry. Niech Fflur opatrzy twoje rany.

Widziałam jego twarz na krawędzi swojego widzenia, jego usta były rozmazane jak różowy obłok przy moim policzku. Nie chodziło o to, że nie miał racji. Po prostu nie myślał perspektywicznie.

– Znam lepszy sposób na wykorzystanie swojej krwi niż nasączanie nią bandaży.

– O czym ty mówisz? – spytał Galen.

– Gobliny uważają wszystko, co pochodzi z ciała, za bardziej wartościowe niż klejnoty czy broń – odpowiedział za mnie Doyle.

Galen spojrzał na niego. Sięgnął po mój nadgarstek. Czułam, jak jego pierś uniosła się, kiedy westchnął.

– A co to ma wspólnego z Merry? – spytał, choć wiedziałam, że zna odpowiedź.

Ciemne oczy Doyle’a przeniosły się ze mnie na Galena.

– Jesteś za młody, żeby pamiętać wojny goblinów.

– Merry również – powiedział Galen.

– To prawda, ale Merry zna naszą historię. A ty ją znasz, młody Kruku?

Galen skinął głową. Przyciągnął mnie do siebie, z dala od Fflur, od kogokolwiek. Tulił mnie do siebie, a moja krew plamiła jego skórę. – Znam, ale mi się ona nie podoba.

– Wszystko będzie dobrze, Galenie – uspokoiłam go.

Spojrzał na mnie, ale widziałam, że w to nie wierzy.

– Przyprowadź Kuraga – powiedziałam do Doyle’a.

Spojrzał na czekający tłum.

– Sithney, Nicca, sprowadźcie króla goblinów.

Sithney odwrócił się, zamiatając długimi brązowymi włosami. Nie widziałam ciemnych fioletowych włosów Nicci; jego liliowa skóra rzucałaby się w oczy pośród członków dworu o białej i czarnej skórze. Ale jeśli Doyle go przywołał, musiał tam być.

Tłum się rozstąpił i pojawił się Kurag ze swoją królową u boku. Gobliny, jak wszystkie sidhe, uważały królewskich małżonków za część zbrojnej świty. Małżonka Kuraga miała tak wiele par oczu na całej twarzy, że wyglądała jak ogromny pająk. Szerokie, pozbawione warg usta miały tak duże kły, że mogłyby być dla każdego pająka powodem do dumy. Niektóre gobliny miały w ciałach jad. Dałabym sobie rękę uciąć, że nowa królowa Kuraga była jednym z nich. Oczy, trucizna, niezliczona ilość rąk wijących się jak węże – wszystko to sprawiało, że była dla goblinów nie lada pięknością, chociaż miała tylko jedną parę krzywych nóg. Dodatkowe nogi były rzadkim przejawem piękna pośród Goblinów. Keelin nie doceniała swego szczęścia.

Było w królowej goblinów coś, co sprawiało wrażenie, że ta kobieta znała swoją wartość i umiała ją wykorzystać. Nie odrywała rąk od Kuraga, bez przerwy go głaszcząc i pieszcząc. Jedna para rąk wślizgnęła się między jego nogi, głaszcząc przez cienkie spodnie penis i jądra. Fakt, że czuła się zobowiązana robić coś tak jawnie seksualnego, kiedy była mi przedstawiana, oznaczał, że uważała mnie za rywalkę.

Mojemu ojcu bardzo zależało na tym, żebym dobrze poznała gobliny. Odwiedzaliśmy ich dwór wiele razy, a one odwiedzały nasz dom. „Gobliny wiele walczą na naszych wojnach. To one są główną siłą naszej armii, nie sidhe” – powiedział kiedyś ojciec. Co racja, to racja. Kurag był tak blisko z moim ojcem, że ośmielił się poprosić go o moją rękę. Wśród sidhe zawrzało. Niektóre poczuły się tak głęboko dotknięte, że przebąkiwały nawet coś o wypowiedzeniu goblinom wojny. Same zaś gobliny uważały, że ich władca musi być zboczony, skoro pragnie kogoś tak podobnego do człowieka jak ja, i mówiły po cichu o zmianie króla. Były jednak również gobliny, które dostrzegały korzyści w zmieszaniu ich krwi z królewską krwią sidhe. Trzeba było użyć nie lada zabiegów dyplomatycznych, żeby ochronić nas przed wojną, a mnie – przed tym zamążpójściem. Zaraz potem zostały ogłoszone moje zaręczyny z Griffinem.

Kurag pochylił się nade mną. Jego skóra miała żółtą barwę, podobną do skóry Fflur. Jej była jednak gładka jak stara kość słoniowa, a skóra Kuraga pokryta brodawkami i grudami, ale każda niedoskonałość była oznaką piękna. Jedna z brodawek na jego piersi miała oko. Gobliny nazywały je „okiem wędrowniczkiem”, bo zawędrowało tam z twarzy. Lubiłam to oko, kiedy byłam dzieckiem. Podobało mi się, że porusza się niezależnie od twarzy i trojga oczu, które się na niej znajdowały. Oko na jego ramieniu było fiołkowe i miało długie czarne rzęsy. Nad prawym sutkiem znajdowały się natomiast dodatkowe usta o pełnych czerwonych wargach i małych ząbkach. Oblizywał te usta różowy język i wydostawało się z nich powietrze. Jeśli przystawiło się do nich piórko, unosiło się ono do góry. Kiedy mój ojciec i Kurag rozmawiali, zabawiałam się, obserwując to oko, usta i dwie cienkie ręce wystające z prawego boku Kuraga. Grałam z nimi w karty, a Kurag nie przerywał pogawędki z moim ojcem. Uważałam, że Kurag jest bardzo mądry, skoro może jednocześnie wykonywać tak różne czynności.

Dopiero kiedy byłam nastolatką, dowiedziałam się, że Kurag miał jeszcze po prawej stronie dwie nogi oraz mały, ale sprawny penis. Zaloty goblinów bywają dosyć niewybredne. Liczy się dla nich przede wszystkim sprawność seksualna. Kiedy nie byłam zbyt zachwycona oświadczynami, Kurag opuścił spodnie i pokazał mi swoje oba narządy. Miałam wtedy szesnaście lat i wciąż pamiętam przerażenie, jakie mnie ogarnęło, gdy uświadomiłam sobie, że w ciele Kuraga uwięziona była jeszcze jedna istota. Istota z, umysłem, który pozwalał jej grać w karty z dzieckiem, kiedy Kurag nie zwracał na to uwagi. Cała osoba. Osoba, która – gdyby genetyka była odrobinę łaskawsza – pasowałaby do tego fiołkowego uroczego oka.

Już nigdy nie czułam się swobodnie przy Kuragu. Nie chodziło o oświadczyny czy widok jego raczej strasznej męskości. To ten drugi penis, niezależny od Kuraga, nabrzmiały i podniecony moim widokiem, tak na mnie podziałał. Kiedy odrzuciłam te zaloty, fiołkowe oko uroniło łzę.

Przez wiele tygodni dręczyły mnie koszmary. Mogłam jakoś przeżyć dodatkowe kończyny, ale całe osoby uwięzione w kimś innym wydawały mi się lekką przesadą. Drugie usta mogły oddychać, więc miały dostęp do płuc, ale nie posiadały strun głosowych. Nie byłam pewna, czy powinnam uważać to za błogosławieństwo, czy przekleństwo.

– Witaj Kuragu, Królu Goblinów. Witaj również Bliźniaku Kuraga, Więźniu Jego Ciała. – Cienkie ręce z boku nagiej klatki piersiowej króla pomachały mi. Witałam ich obydwu od tamtego wieczoru, kiedy przekonałam się, że osoba, z którą grałam w karty i głupie gry, takie jak dmuchanie piórka, nie był wcale Kurag. Chyba tylko ja pozdrawiałam ich obu.

– Witaj Meredith, Księżniczko Sidhe – odrzekł Kurag. Jego pomarańczowe oczy patrzyły na mnie. Największe z nich umieszczone było jak u cyklopa – nieco ponad pozostałymi. Rozpoznałam to pełne pożądania spojrzenie. Było tak oczywiste, że poczułam, że Galen zesztywniał. Rhys wstał, żeby stanąć koło Doyle’a.

– Zaszczycasz mnie swoją uwagą, królu Kuragu – powiedziałam. Największą obrazą dla goblina był brak zainteresowania jego kobietą ze strony innych mężczyzn. Oznaczało to bowiem, że jest ona brzydka i niegodna pożądania.

Królowa skierowała drugą rękę do boku Kuraga – tam, gdzie miał drugie genitalia. Spiorunowała mnie wzrokiem, zaczynając je pieścić. Oddech Kuraga przyśpieszył.

Wiedziałam, że jeśli się nie pospieszymy, doprowadzi go do orgazmu. Gobliny nie widziały nic złego w uprawianiu seksu w miejscu publicznym. Jeśli któryś z ich mężczyzn doszedł kilka razy w czasie jakiegoś przyjęcia, spotykał się z powszechnym uznaniem, podobnie jak kobieta, która go do tego doprowadziła. Jeśli goblin miał jakiś problem natury seksualnej, jak na przykład przedwczesny wytrysk, impotencja czy, w przypadku kobiet, oziębłość, to wszyscy o tym wiedzieli. Niczego się nie ukrywało.

Kurag przeniósł spojrzenie na Mroza i małego goblina. Zdawał się w ogóle nie zwracać uwagi na poczynania królowej.

– Dlaczego trzymasz jednego z moich ludzi?

– To nie jest pole walki, a ja nie jestem padliną – odparłam.

Kurag zamrugał oczami. Oko na jego ramieniu zamrugało sekundę lub dwie później niż troje głównych oczu. – Co takiego zrobiłeś? – zwrócił się do goblina.

– Nic, nic – odpowiedział tamten.

– Kłamiesz – stwierdził Kurag. – Co on takiego zrobił, Merry?

– Napił się mojej krwi bez pozwolenia.

Kurag ponownie zamrugał oczami.

– To poważny zarzut.

– Żądam zadośćuczynienia.

Kurag wyciągnął długi nóż zza paska.

– Chcesz jego krwi?

– Napił się królewskiej krwi księżniczki sidhe. Naprawdę uważasz, że jego krew wystarczy?

Kurag spojrzał na mnie.

– A co wystarczy? – zapytał podejrzliwie.

– Twoja krew – odparłam.

Kurag odsunął ręce królowej od swojego ciała. Krzyknęła, a on odepchnął ją tak mocno, że upadła na podłogę. Nawet nie spojrzał, żeby przekonać się, czy nic się jej nie stało.

– Dzielenie się krwią coś oznacza, księżniczko.

– Wiem, co to oznacza – odrzekłam.

Kurag patrzył na mnie żółtymi oczami.

– Mógłbym po prostu zaczekać, aż wykrwawisz się na śmierć – powiedział.

Jego królowa stanęła przy nim.

– Mogę to przyspieszyć. – Podniosła nóż, który był większy niż moje przedramię. Ostrze zabłysło w świetle.

– To nie twoja sprawa! – warknął Kurag.

– Ona nie jest królową, a ty zamierzasz podzielić się z nią krwią. To jest moja sprawa! – Wbiła szybko nóż w jego ciało.

Kurag ledwo zdążył zasłonić się ramieniem. Ostrze wbiło się w jego rękę. Krew wytrysnęła. Uderzył ją drugą ręką w twarz, usłyszałam chrzęst łamanej kości. Królowa znów upadła na ziemię. Jej nos był czerwony niczym dojrzały pomidor. Dwa zęby pomiędzy kłami ułamały się. Jeśli z jej ust płynęła krew, to nie było jej widać z powodu krwi płynącej z nosa. Oko znajdujące się najbliżej nosa wypadło z oczodołu i leżało na policzku jak balon na sznurku.

Kurag przytrzymał jej nóż stopą. Uderzył ją raz jeszcze i tym razem upadła na bok. Leżała nieruchomo. To był jeszcze jeden powód, dla którego nie chciałam wyjść za Kuraga.

Pochylił się nad królową. Jego grube paluchy sprawdziły, czy wciąż oddycha, a serce bije. Skinął do siebie głową i podniósł ją. Trzymał ją delikatnie. Wyszczekał rozkaz. Duży goblin przecisnął się przez tłum.

– Zabierz ją do naszego kopca. Trzeba opatrzyć jej rany. Jeśli umrze, nabiję twoją głowę na pal.

Goblin opuścił głowę. Na jego twarzy na chwilę zagościł lęk. Wiedział, że jeśli królowa umrze, to będzie jego wina, nie króla. Nieważne, że to król o mało jej nie zabił. Gdyby zabił ją od razu na oczach tłumu, przypłaciłby to tronem albo życiem. Ale kiedy ją delikatnie podnosił, jeszcze żyła. Gdyby umarła teraz, nie byłby winny jej śmierci i mógłby rozpocząć poszukiwania nowej królowej. Jego ręce pozostałyby czyste.

Raczej wątpiłam w to, że królowa umrze. Gobliny były twarde.

Drugi strażnik, niższy i grubszy od pierwszego, zabrał nóż królowej i poszedł za pierwszym goblinem. Kurag będzie miał prawo zabić ich obu, jeśli królowa umrze. Jedną z pierwszych rzeczy, jakiej się uczą władcy, jest to, jak obarczać winą innych. To było jak skomplikowana gra z królową z Alicji w Krainie Czarów. Powiesz coś niewłaściwego albo nie powiesz czegoś właściwego, i masz pozamiatane.

– Moja królowa oszczędziła nam kłopotu otwierania mojej żyły – zwrócił się do mnie Kurag.

– Więc zacznijmy. Tracę krew – oznajmiłam.

Galen wciąż trzymał dłonie na moich nadgarstkach i uświadomiłam sobie, że przyciska moje rany. Spojrzałam na niego.

– Bez obaw, wszystko gra – powiedziałam, ale wciąż trzymał dłonie na moich nadgarstkach. – Galen, proszę, puść mnie.

Spojrzał na mnie i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, a potem je zamknął i spełnił moją prośbę. Jego dłonie były umazane krwią. Ale nacisk sprawił, że krwawienie się zmniejszyło, a może sprawił to dotyk Galena. Może jego ręce naprawdę miały cudowne właściwości.

Pomógł mi wstać. Musiałam odepchnąć jego ręce, żeby stanąć o własnych siłach. Rozstawiłam nogi, żeby złapać równowagę, i stanęłam przed Kuragiem.

Stojąc, sięgałam mu prawie do mostka. Jego ramiona były prawie tak szerokie, jak ja wysoka. Większość sidhe była wysoka, ale niektóre gobliny były naprawdę potężne.

Fflur odsunęła się na bok, dołączając do Galena, Doyle’a i Rhysa. Mróz stał po drugiej stronie, wciąż trzymając małego goblina. Wokół nas zebrał się tłum sidhe, goblinów i innych istot. Ale ja widziałam tylko króla goblinów.

– Choć mają to być przeprosiny za niegrzeczne zachowanie mojego poddanego – powiedział Kurag – nie mogę zaproponować ci mojej krwi, nie dostając twojej w zamian.

Wyciągnęłam prawą rękę do jego ust na twarzy, a lewą – do ust na piersi.

– Pij więc, Kuragu, Królu Goblinów.

Podniosłam prawy nadgarstek tak wysoko, jak mogłam dosięgnąć. Zrobiło mi się słabo. Przycisnęłam lewy nadgarstek do otwartych ust na piersi i to one przywarły do mojego nadgarstka pierwsze. Język w tych ustach był miękki i ludzki, nie taki jak kocie, szorstkie języki goblinów.

Kurag pochylił głowę nad moim nadgarstkiem, nie używając dłoni, żeby przytrzymać moją rękę blisko ust. Użycie dłoni byłoby niegrzeczne i wzięto by je za wstęp do seksu. Jego język był szorstki jak papier ścierny, nawet bardziej szorstki niż język małego goblina. Przetarł nim ranę. Westchnęłam. Usta na piersi ssały moją krew jak dziecko ciągnie mleko z butelki. Język na twarzy Kuraga tarł mój nadgarstek, dopóki nie miał łatwego dostępu do krwi. Wtedy Kurag wpił się ustami w mój nadgarstek, naciskając boleśnie zębami. Usta na piersi były delikatniejsze.

Kiedy zaczęłam się już przyzwyczajać do ssania, Kurag przesunął zębami po ranie, jego język poruszył się tak, że mnie zabolało. Został przy ranie długi czas. To było coś w rodzaju konkursu picia piwa: robisz tak duży łyk, że o mało nie wymiotujesz.

Ale w końcu Kurag oderwał się od mojego nadgarstka. Odjęłam dłoń od jego piersi. Usta pocałowały mnie w nadgarstek.

Kurag uśmiechnął się, ukazując pożółkłe zęby ubrudzone krwią.

– Zrób to lepiej, jeśli potrafisz, księżniczko. Chociaż osobiście zawsze uważałem, że sidhe są trochę za grzeczne, żeby dobrze operować językiem.

– Musiałeś zabawiać się z niewłaściwymi sidhe. Moi wszyscy kochankowie – zniżyłam głos do ochrypłego szeptu i spojrzałam na niego przeciągle – byli utalentowani w tym względzie.

Kurag roześmiał się nisko i złośliwie.

Zachwiałam się lekko. Jakoś trzymałam się jeszcze na nogach, ale wkrótce będę musiała usiąść, żeby nie upaść.

– Moja kolej – powiedziałam.

Kurag uśmiechnął się jeszcze szerzej.

– Ssij mnie, słodka Merry, ssij mnie mocno.

Pokręciłabym głową, gdybym nie bała się, że stracę przytomność. – Nigdy się nie zmienisz, co? – spytałam.

– A niby czemu miałbym się zmieniać? Żadna kobieta, z którą spałem przez osiemset lat, nigdy nie odeszła nie zaspokojona.

– Tylko krwawiąca – powiedziałam.

Mrugnął oczami, a potem znów się roześmiał.

– Jeśli nie ma krwi, to po co to wszystko?

Próbowałam powstrzymać uśmiech, ale mi się nie udało.

– Przechwałki goblina, który jeszcze nie zaoferował swojej krwi.

Wyciągnął do mnie rękę. Krew płynęła czerwonym strumieniami. Rana, którą przysunął mi do twarzy, była głębsza, niż się wydawała – czerwona dziura jak trzecie usta.

– Twoja królowa chciała cię zabić – zauważyłam.

Spojrzał na ranę, wciąż się uśmiechając. – Owszem.

– Wydajesz się zadowolony – powiedziałam.

– A ty, księżniczko, wydajesz się opóźniać moment, w którym będziesz musiała umieścić swoje czyste usta na moim ciele.

– Krew sidhe bywa słodka – odezwał się Galen. – Krew goblinów jest zawsze gorzka. – To było stare powiedzenie sidhe. I do tego nieprawdziwe.

– Jeśli krew jest czerwona, smakuje mniej więcej tak samo – powiedziałam. Obniżyłam usta do otwartej rany. Nie mogłam objąć ustami ramienia Kuraga tak, jak on to zrobił z moim. Ale to musiało być coś więcej niż pocałunek. W przeciwnym razie obraziłabym go.

Przy tak głębokiej ranie trzeba zacząć powoli. Zaczęłam lizać skórę w pobliżu płytkiego końca rany długimi, pewnymi pociągnięciami języka. Żeby wypić dużo krwi, trzeba często przełykać. Trzeba też skoncentrować się na każdym zadaniu oddzielnie. Skoncentrowałam się na tym, jak szorstka była skóra wokół rany Kuraga. Zajęłam się nią przez chwilę. Nie musiałam tego robić, ale zbierałam się na odwagę przed zanurzeniem języka w ranie. Lubię trochę krwi i trochę bólu, ale ta rana była zbyt głęboka, świeża i duża.

Dwa razy polizałam jeszcze płytki koniec rany, a potem zamknęłam na niej swoje usta. Krew płynęła z niej tak szybko, że ledwo nadążałam z przełykaniem, oddychając przez nos. Było jej jednak zbyt dużo, żeby oddychać, zbyt dużo, żeby przełykać. Zwalczyłam pokusę, żeby zamknąć usta, i spróbowałam się skoncentrować na czymś innym, na czymkolwiek. Krawędzie rany były bardzo czyste i gładkie. Ten nóż musiał być bardzo ostry. Byłoby mi lżej, gdybym mogła przytrzymać się czegoś rękami. Ale nie mogłam. Musiałam coś zrobić.

Nagle moich palców dotknęła czyjaś ręka. Wyciągnęłam ręce za siebie i zostały one pochwycone przez czyjeś dłonie. Pomyślałam, że to Galen, z powodu gładkości grzbietu dłoni, ale wnętrze dłoni i palce były stwardniałe od miecza i tarczy – zbyt szorstkie jak na Galena. To były dłonie kogoś, kto walczył dłużej, niż Galen żył. Trzymały mnie mocno, odpowiadając na mój uścisk.

Moje usta pozostały na ramieniu Kuraga, ale skupiłam się na tych dłoniach i sile, z jaką mnie trzymały. Ręce trochę mnie bolały od tego uścisku, ale dokładnie tego potrzebowałam.

Odsunęłam się od rany z westchnieniem, w końcu byłam w stanie wziąć głęboki oddech. Chciałam zatamować upływ krwi, ale ręce pociągnęły moje ramiona w górę i znów westchnęłam. Wszystko w porządku. Nie zwymiotuję.

Dłonie zwolniły uścisk, trzymały mnie teraz lekko, ale tak, że mogłam się na nich oprzeć.

– Hmm – powiedział Kurag – dobra robota, Merry. Rzeczywiście jesteś córką swojego ojca.

– Cieszy mnie tak wysoka ocena z twoich ust, Kuragu. – Odsunęłam się i zachwiałam, opierając się na piersi osoby, która stała za mną. Wiedziałam, kto to, jeszcze zanim odwróciłam głowę. Doyle patrzył na mnie, kiedy opierałam się o jego ciało, wciąż trzymając mnie za ręce.

– Dziękuję – wyszeptałam do niego.

Skłonił lekko głowę. Nie zrobił żadnego ruchu, żeby mnie puścić, a i ja nie przestałam się o niego opierać. Bałam się, że gdybym zrobiła choć jeden krok lub puściła jego dłonie, upadłabym. A tak czułam się bezpieczna. Wiedziałam, że gdybym miała upaść, podtrzymałby mnie.

– Moja krew jest twoją krwią, a twoja moją, Kuragu – powiedziałam. – Przez najbliższy miesiąc jesteśmy krewnymi krwi.

Kurag skinął głową.

– Twoi wrogowie moimi wrogami. Twoi przyjaciele moimi przyjaciółmi. – Zbliżył się na krok, górując nade mną, a nawet nad Doyle’em. – Będziemy sprzymierzeńcami krwi przez miesiąc, pod warunkiem, że…

Popatrzyłam na niego w górę.

– Jak to: „pod warunkiem”? Rytuał został dopełniony.

Kurag podniósł troje oczu i spojrzał na Doyle’a.

– Twoja Ciemność wie, o co mi chodzi.

– On jest wciąż Ciemnością Królowej – sprostowałam.

Kurag spojrzał na mnie, a potem znowu na Doyle’a.

– To ciebie trzyma za ręce, a nie królową.

Zaczęłam się odsuwać od Doyle’a, ale on wzmocnił uścisk na moich dłoniach.

– Nie twój interes, za co mnie trzyma.

Kurag zmrużył oczy.

– Czy to on jest twoim nowym małżonkiem? Słyszałem plotki, że wracasz na dwór, żeby wybrać małżonka.

Owinęłam ręce Doyle’a wokół swojej talii.

– Nie mam małżonka. – Przywarłam mocniej do Doyle’a. Zesztywniał na chwilę, a potem poczułam, że jego ciało się rozluźnia. – Ale można powiedzieć, że się za nim rozglądam…

– To dobrze, to bardzo dobrze – powiedział Kurag.

Poczułam, jak ciało Doyle’a się napina, choć wątpiłam, czy ktokolwiek poza mną to zauważył. Czegoś tu nie rozumiałam.

– Nie masz małżonka, a to oznacza, że mogę jeszcze czegoś zażądać w zamian za zawarcie przymierza.

– Nie rób tego – ostrzegł go Doyle.

– Powołuję się na prawo ciała – powiedział Kurag.

– Oszukał cię – stwierdził Mróz. – Od początku nie miał zamiaru zawierać z tobą przymierza. Wie, kim są twoi wrogowie, i się ich boi.

– Nazywasz Kuraga, Króla Goblinów, tchórzem? – wycedził Kurag.

Mróz trzymał małego goblina pod ramieniem. Drugą rękę miał wolną, ale był bez broni.

Tak, jeśli powołujesz się na prawo ciała, to jesteś tchórzem.

– Co to jest prawo ciała? – spytałam. Chciałam odsunąć się od Doyle’a, ale jego ramiona zacisnęły się mocniej. Spojrzałam na niego. – Co się dzieje?

– Kurag próbuje ukryć swoje tchórzostwo, zasłaniając się bardzo starym rytuałem.

Kurag wyszczerzył zęby do nich obu. Nazwij kogokolwiek na którymkolwiek z dworów tchórzem, a może się to zakończyć pojedynkiem. Kurag był na to jednak zbyt rozsądny. – Nie boję się sidhe – powiedział. – Powołuję się na prawo ciała nie dlatego że chcę uniknąć jej wrogów, ale dlatego, że naprawdę chcę połączyć swoje ciało z jej.

– Masz małżonkę – powiedział Mróz. – Cudzołóstwo jest zbrodnią na dworach sidhe.

– Ale nie wśród goblinów – odrzekł Kurag. – Więc mój stan cywilny nie odgrywa tu żadnej roli.

Wyszarpnęłam się z objęć Doyle’a. Ruch był zbyt gwałtowny. Zachwiałam się i tylko dłoń Fflur na moim łokciu uratowała mnie przed upadkiem. – Opatrzę teraz twoje rany – powiedziała.

Nie mogłam się nie zgodzić.

– Dziękuję – odparłam. Kiedy zaczęła je opatrywać, odwróciłam się do mężczyzn. – Niech ktoś, proszę, wyjaśni mi, o czym on mówi.

– Z przyjemnością – powiedział Kurag. – Jeśli mam cię bronić przed twoimi wrogami i kochać twoich przyjaciół, musimy dzielić nie tylko nienawiść, ale i miłość. Podzielimy się ciałem tak jak krwią.

– Masz na myśli seks? – spytał Galen.

Kurag skinął głową. – Tak, seks.

– Nie – powiedziałam.

– Zdecydowanie nie – dodał Galen.

– Nie ma ciała, nie ma przymierza – zdecydował Kurag.

– Dla sidhe – włączył się do rozmowy Doyle – twoje śluby małżeńskie są święte. Meredith nie może pomagać ci zdradzać twojej żony, tak jak nie mogłaby zdradzać swojego męża. Prawo ciała obowiązuje tylko wtedy, kiedy obie strony są stanu wolnego.

Kurag nachmurzył się. – Nie skłamałbyś mi prosto w twarz. Cholera. – Spojrzał na mnie. – Znów mi umykasz, Merry.

– Tylko dlatego, że znów uciekasz się do nieczystych sztuczek, żeby tylko dobrać się do moich majtek.

Przyszła służąca z miską czystej wody. Fflur oczyściła moje rany. Potem otworzyła butelkę antyseptyku i obmyła oba moje nadgarstki. Czerwonawa krew spłynęła do miski, unosząc się na powierzchni wody.

– Złożyłem ci kiedyś propozycję małżeństwa – przypomniał mi Kurag.

– Miałam szesnaście lat – powiedziałam. – Przestraszyłeś mnie na śmierć. – Fflur osuszała mi nadgarstki.

– Jestem dla ciebie zbyt męski, co?

– Obydwaj jesteście dla mnie zbyt męscy – przyznałam.

Jego dłoń powędrowała do boku, gdzie były drugie genitalia. Jeden ruch i pod spodniami coś się poruszyło.

– Ciało zostało wezwane – powiedział Kurag, wciąż głaszcząc się po boku. – Z przymierza nici, dopóki nie zostanie zaspokojone.

Spojrzałam na Doyle’a.

– Co on robi?

Doyle pokręcił głową.

– Nie jestem pewien.

Druga służąca przyniosła tacę ze środkami opatrunkowymi i trzymała ją, podczas gdy Fflur owijała czystym bandażem moje nadgarstki. Służąca odgrywała rolę pielęgniarki, podając to, czego Fflur akurat potrzebowała.

– Wiem, co robi Kurag – powiedział Mróz. – Wciąż próbuje uciec przed twoimi wrogami.

– Twoje szczęście, Zabójczy Mrozie, że Merry potrzebuje każdego silnego ramienia, które może służyć przy jej boku. Inaczej już byś nie żył – odparł Kurag.

– Czy uznasz więc przymierze i staniesz się jeszcze jednym silnym ramieniem przy jej boku? – spytał Mróz.

– Jeśli nie mogę uprawiać seksu z Merry, to nie. – Jego twarz nagle wydała się mi poważna, a nawet inteligentna. Po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, że Kurag nie był taki głupi, na jakiego wyglądał, i wcale nie ulegał aż tak bardzo swoim popędom, jak udawał. Spojrzenie jego trojga oczu stało się przenikliwe i tak intensywne, tak inne od tego sprzed chwili, że cofnęłam się, jakby próbował mnie uderzyć. Bo pod tym poważnym spojrzeniem czaił się strach.

Co takiego działo się w Krainie Faerie, że Kurag, Król Goblinów, się bał?

– Jeśli nie uznasz przymierza – powiedział Mróz – wszyscy na dworze będą wiedzieć, że jesteś tchórzem bez honoru. Już nikt ci nigdy nie zaufa.

Kurag popatrzył na zgromadzonych. Niektórzy poszli z królową w tłumie pochlebców, ale wielu pozostało tutaj. Żeby patrzeć. Słuchać. Szpiegować?

Król goblinów rozejrzał się powoli po otaczającym nas tłumie, a potem popatrzył na mnie. – Wezwałem ciało. Podziel się ciałem z jednym z moich goblinów, a uznam to przymierze krwi.

Galen stanął obok mnie.

– Meredith jest księżniczką sidhe, drugą w kolejce do tronu. Księżniczka sidhe nie sypia z goblinami. – W jego głosie była siła. Uczucie. Złość.

Dotknęłam jego ramienia. – Spokojnie. Nic się nie stało.

Odwrócił się do mnie.

– A właśnie, że się stało. Jak on w ogóle śmie żądać od ciebie czegoś takiego?

Sidhe zgromadzone w komnacie zaczęły gniewnie szeptać. Mały tłumek goblinów, które przybyły na bankiet razem ze swoim królem, zbliżył się do niego.

Doyle podszedł do mnie.

– To się może źle skończyć – wyszeptał. Spojrzałam na niego. – Co mam robić?

– Bądź księżniczką i przyszłą królową – powiedział.

– Co ty jej każesz zrobić? – spytał Galen, patrząc gniewnie mi Doyle’a.

– To samo, co kazała jej zrobić królowa – odparł Doyle. Wpatrzył się we mnie. – Nie prosiłbym o to poświęcenie, gdyby cel nie był tego wart.

– Nie – powiedział Galen.

Doyle spojrzał na niego.

– Co bardziej cenisz: jej cnotę czy życie?

Galen spiorunował go wzrokiem, napinając ze złości wszystkie mięśnie. – Jej życie – powiedział w końcu, ale wypluł te słowa, jakby zjadł coś gorzkiego.

Gdybym miała gobliny za sprzymierzeńców, Cel musiałby się liczyć z tym, że jeśli mnie zabije, spotka go krwawa zemsta Kuraga i jego dworu. Zawahałby się. Potrzebowałam tego przymierza.

– Zgadzam się. Ciało jednego z goblinów w moim ciele – powiedziałam.

Kurag uśmiechnął się.

– Jego ciało w twoim słodkim ciele. Niech twoje i jego ciało będą jednym, a wszystkie gobliny będą twoimi sprzymierzeńcami.

– Kto to będzie? – spytałam.

Kurag zamyślił się. Oko na jego piersi rozszerzyło się, a dwa cienkie ramiona zaczęły gestykulować i pokazywać na kogoś. Kurag odwrócił się do swoich goblinów i skierował się tam, gdzie pokazywał jego brat bliźniak. Nie widziałam, przy kim w końcu się zatrzymał. Wrócił do mnie, a zza niego wyszedł mały goblin.

Miał tylko cztery stopy wzrostu, skórę bladą i błyszczącą jak masa perłowa. Potrafiłam na pierwszy rzut oka rozpoznać skórę sidhe. Jego włosy kręciły się, czarne i grube, ale były podcięte krótko na ramionach. Twarz miał dziwnie trójkątną, a oczy – duże i niebieskie z czarną źrenicą. Nie miał na sobie nic oprócz srebrnego paska materiału na biodrach, co u goblinów oznaczało, że jego ciało musiało być zdeformowane. Nie chowali deformacji, wręcz się nimi chwalili.

Szedł do mnie, wyglądając niczym lalka. Jeśli nawet jego ciało było zdeformowane, nie widziałam tego. Gdyby nie wzrost i oczy, mógłby być sidhe.

– To jest Kitto – powiedział Kurag. – Jego matka była damą sidhe zgwałconą w czasie ostatniej wojny goblinów. – To oznaczało, że Kitto miał prawie dwa tysiące lat. Zdecydowanie nie wyglądał na tyle.

– Witaj, Kitto – odezwałam się.

– Witaj, kśśśsiężżżniczko. – Było w jego słowach coś dziwnie syczącego, jakby miał problemy z formowaniem słów. Jego usta były pełne i różowe, ale te piękne usta ledwo się otwierały, kiedy mówił, jakby znajdowało się w nich coś, czego nie chciał mi pokazać.

– Zanim się zgodzisz – powiedział Kurag – bacznie mu się przyjrzyj.

Kitto odwrócił się i pokazał, dlaczego nosi pas. Całe jego plecy pokryte były łuskami, aż do małego, jędrnego i doskonale ukształtowanego tyłeczka. Te błyszczące łuski wyjaśniały, dlaczego jego oczy miały eliptyczne źrenice i dlaczego syczał.

– Wężowy goblin – stwierdziłam.

Kitto odwrócił się do mnie i skinął głową.

– Otwórz usta, Kitto. Chcę zobaczyć wszystko – powiedziałam.

Patrzył przez chwilę w ziemię, potem przewrócił oczami i otworzył szeroko usta, pokazując kły z trucizną. Jego język przypominał długą czerwoną wstążeczkę.

– Ussatyssfffakcjonowana? – spytał.

Skinęłam głową.

– Tak.

– Nie możesz tego zrobić – powiedział Rhys. Był tak cichy, ze nieomal zapomniałam o jego istnieniu.

– To mój wybór – odparłam.

Odciągnął mnie na bok.

– Dobrze się przypatrz bliźnie na mojej twarzy. Wiem, że tysiące razy opowiadałem bohaterskie historie o tym, skąd ją mam, ale prawda jest taka, że królowa mnie ukarała. Dała mnie na noc goblinom. Nie protestowałem. Byłem tak napalony, że gotów byłem wyryćkać kogokolwiek, nawet goblina. – Zamrugał jednym zdrowym okiem. – Tyle że gobliny mają nieco odmienne poglądy na temat seksu. Są o wiele bardziej gwałtowne, niż możesz sobie wyobrazić. – Przesunął palcem po bliźnie i zapatrzył się w dal, wspominając tamtą noc.

Dotknęłam blizny, chwytając go za rękę.

– Goblin zrobił ci to, gdy uprawialiście seks?

Skinął głową.

– Och, Rhys – wyszeptałam.

Poklepał mnie po ręce i pokręcił głową. – Nie powiedziałem tego po to, żebyś się nade mną litowała. Chciałem, żebyś zrozumiała, na co się zgadzasz.

– Rozumiem. Dziękuję, że mi powiedziałeś. – Poklepałam go po policzku, ścisnęłam jego dłoń i wróciłam do czekających goblinów. Szłam wyprostowana, żeby nie upaść. Kiedy negocjuje się traktat, trzeba wyglądać na kogoś silnego, a w każdym razie nie tak, jakby się miało zaraz zemdleć.

– Ciało Kitto w moim ciele, tak? – spytałam.

Kurag skinął głową i wyglądał na zadowolonego z siebie, jakby wiedział, że już wygrał.

– Zgadzam się.

– Zgadzasz się? – spytał Kurag zdziwiony. – Zgadzasz się być jednym ciałem z goblinem?

Skinęłam głową. – Pod jednym warunkiem.

Jego oczy zwęziły się. – Jakim warunkiem?

– Pod warunkiem, że nasz układ będzie obowiązywał przez rok – powiedziałam.

Czułam, że Doyle zbliżył się do mnie. Zgromadzeni zaczęli szeptać między sobą.

– Rok – powtórzył Kurag. – Nie, za długo.

– Jedenaście miesięcy od teraz – powiedziałam.

Pokręcił głową. – Dwa miesiące.

– Dziesięć.

– Trzy.

– Bądź rozsądny.

– Pięć – powiedział.

– Osiem – odparowałam.

Wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– Sześć.

– Zgoda – ucięłam.

Kurag patrzył na mnie przez chwilę.

– Załatwione. – Wypowiedział te słowa cicho, jakby nie był pewien słuszności swojej decyzji.

Podniosłam głos, żeby dobrze się niósł po sali i stanęłam ze stopami szeroko rozstawionymi, żeby się nie chwiać.

– Sojusz został zawarty.

Kurag również podniósł głos. – Będzie zawarty po tym, jak podzielisz się ciałem z moim goblinem.

Wyciągnęłam rękę do Kitta. Położył swoją dłoń na mojej, poczułam lekki dotyk gładkiego ciała. Uniosłam jego rękę do swojej twarzy. Chciałam się pochylić i pocałować grzbiet jego dłoni, ale zawirowało mi przed oczami. Musiałam się wyprostować i podnieść jego dłoń moimi obiema. Nigdy nie trzymałam męskiej dłoni, która była mniejsza od mojej. Ssanie palca to była najbardziej seksualna czynność, na jaką mogłabym się zdobyć, ale miałam już dosyć ssania na dzisiaj. Pocałowałam więc tylko wnętrze jego dłoni. Nie pozostawiłam śladów szminki, co oznaczało, że zmazała się, kiedy ssałam ramię Kuraga.

Dziwne oczy Kitta rozszerzyły się.

Oderwałam usta od jego dłoni, powoli, patrząc przy tym na Kuraga.

– Dojdziemy do dzielenia się ciałem, Kuragu, nie martw się. A teraz, Kitto, przyłącz się do mnie. Królowa czeka na mnie i moich mężczyzn.

Kitto popatrzył na Kuraga, a potem na mnie.

– Jestem zaszczycony.

Spojrzałam na jego króla.

– Pamiętaj, Kuragu, kiedy w ciągu nadchodzących nocy ja i Kitto będziemy jednym, że to twoja własna żądza i tchórzostwo dały go mnie, a mnie jemu.

Twarz Kuraga zmieniła się z żółtej na ciemnopomarańczową. Jego ogromne dłonie zacisnęły się w pięści.

– Dziwka – wysyczał.

– Spędziłam wiele nocy na twoim dworze, Kuragu. Wiem, że to, że uprawiam seks z innymi sidhe, nic dla ciebie nie znaczy. Tylko seks z goblinem to dla ciebie prawdziwy seks. Wszystko inne to po prostu gra wstępna. A ty mnie oddałeś innemu goblinowi, Kuragu. Następnym razem, kiedy będziesz próbował mnie przechytrzyć, żeby zaciągnąć mnie do łóżka, pomyśl, czym się to dla ciebie może skończyć.

Poczułam, że słabnę. Zachwiałam się. Silne dłonie złapały mnie za oba ramiona – Doyle po jednej stronie, Galen po drugiej. Spojrzałam na nich i zdołałam tylko wyszeptać:

– Muszę usiąść.

Doyle skinął głową. Galen jedną ręką trzymał mój łokieć, drugą otoczył mnie w talii. Ręka Doyle’a pozostała na moim ramieniu, ale jej uścisk stał się twardy jak skała. Pozwoliłam, żeby mnie podtrzymywali, podczas gdy wszystkim wydawało się, że stoję o własnych siłach. Opanowałam tę technikę już dawno temu, gdy moja ciotka chciała, żebym stała, a ja nie mogłam. Niektórzy strażnicy pozwalali mi robić tę sztuczkę, inni nie. Ciekawe, jak poradzę sobie teraz z chodzeniem.

Doyle i Galen odwrócili mnie do otwartych drzwi. Jeden wysoki obcas zaskrzypiał głośno o kamienną podłogę. Musiałam bardziej się postarać. Skoncentrowałam się na podnoszeniu stóp tak, żeby iść, ale Galen i Doyle podnieśli mnie do góry. Cały świat był nieważny, ważne było tylko to, żebym stawiała jedną nogę za drugą. Bogowie, ależ ja chciałam wrócić do domu. Ale królowa czekała, a cierpliwość nie była jej darem.

Przez chwilę widziałam Kitta. Mignął zaraz za nami po jednej stronie. Według etykiety goblinów był moim małżonkiem, moja zabaweczką. To prawda, że mógł mnie zranić podczas uprawiania seksu, ale tylko wtedy, gdybym była na tyle głupia, żeby iść z nim do łóżka, nie uzgodniwszy najpierw, co mu wolno, a czego nie. Rhys nie odniósłby obrażeń, gdyby znał gobliny. Większość sidhe widziała w nich tylko barbarzyńców, dzikusów. Większość z nich nie miała pojęcia o ich prawach; co innego mój ojciec.

Oczywiście nie planowałam uprawiania seksu z goblinem. Chciałam podzielić się z nim ciałem – dosłownie. Gobliny ceniły ciało bardziej niż krew i seks. Zwrot „dzielić się ciałem” miał dwa znaczenia. Oznaczał uprawianie seksu, ale też ugryzienie, które zostawiało bliznę do końca życia. To był sposób znaczenia kochanków, pokazania, że byli z goblinem. Wiele goblinów miało specjalny wzór blizn, coś w rodzaju podpisu, który zostawiały na ciałach kochanków.

Ale cokolwiek miałabym zrobić, żeby scementować ten układ, ważne było tylko jedno: przez następne sześć miesięcy gobliny będą moimi sprzymierzeńcami. Moimi, nie Cela, a nawet nie królowej. Gdyby wybuchła teraz wojna, królowa musiałaby mnie prosić o zgodę, żeby gobliny walczyły w jej imieniu. Warto było poświęcić dla czegoś takiego kilka kropel krwi, a nawet funt ciała.

Загрузка...