Rozdział 6

Policjanci nie pozwolili mi się wykąpać. Nie pozwolili mi nawet umyć rąk. Cztery godziny po tym, jak Roane wyniósł mnie z sypialni, wciąż próbowałam im wyjaśnić, co właściwie stało się Alistairowi Nortonowi. Bezskutecznie. Nikt nie wierzył w moją wersję wydarzeń. Obejrzeli taśmę i wciąż mi nie wierzyli. Myślę, że jedynym powodem, dla którego nie oskarżyli mnie o zamordowanie Alistaira Nortona, było to, że ujawniłam się jako księżniczka Meredith NicEssus. Zarówno oni, jak i ja wiedzieliśmy, że w każdej chwili mogę powołać się na immunitet dyplomatyczny i po prostu sobie iść. Tak więc mogli sobie wsadzić akt oskarżenia gdzieś.

Nie wiedzieli jednak o jednym: a mianowicie o tym, że zależało mi na powoływaniu się na immunitet prawie tak samo jak im. Gdy tylko się powołam na immunitet, od razu zawiadomią Biuro do spraw Ludzi i Istot Magicznych. Skontaktują się z ambasadorem dworów sidhe. A ambasador skontaktuje się z Królową Powietrza i Ciemności. Powie jej, gdzie jestem. Znając moją ciotkę, poleci „strzec” mnie, dopóki jej straż po mnie nie przybędzie i nie przetransportuje mnie z powrotem do domu. Znajdę się w pułapce, jak zając złapany we wnyki, czekający, aż ktoś przyjdzie, przetrąci mu kark i weźmie do domu jako trofeum.

Siedziałam przy małym stoliku, mając przed sobą szklankę wody. Na oparciu krzesła wisiał koc, który dali mi sanitariusze. Koc miał zapewnić mi ciepło, w przypadku gdybym była w szoku, i zakryć rozdartą górę mojej sukienki. W ciągu ostatnich kilku godzin chwilami trzęsłam się z zimna i wtedy koc był mi potrzebny, ale przez resztę czasu było mi gorąco jak diabli. Albo dygotałam z zimna, albo się pociłam, kombinacja szoku i Łez Branwyna. Przechodzenie z jednej skrajności w drugą przypłaciłam straszliwym bólem głowy. Nikt nie podał mi żadnego środka przeciwbólowego, ponieważ miałam być zawieziona później do szpitala.

Kiedy przyjechali pierwsi policjanci, wciąż błyszczałam. Dopóki olejek był w moim organizmie, nie potrafiłam utkać osłony, więc nie mogłam ukryć błyszczenia. Kilku z pierwszych mundurowych rozpoznało mnie; jeden z nich powiedział: – Ależ to księżniczka Meredith. – Słowa te padły w łagodną kalifornijską noc i wiedziałam, że jest tylko kwestią czasu, żeby Królowa Powietrza i Ciemności wysłała kogoś do wyjaśnienia tego szeptu. Musiałam jak najszybciej wyjechać z miasta. Miałam najwyżej jeszcze noc, może dwie, zanim straże mojej ciotki po mnie przyjdą. Miałam czas, żeby siedzieć tutaj i odpowiadać na pytania. Ale zaczynałam być już zmęczona powtarzaniem w kółko tego samego.

Dlaczego więc wciąż siedziałam na krześle z twardym oparciem, patrząc ponad małym stolikiem na detektywa, którego pierwszy raz widziałam na oczy? Po pierwsze, nawet jeśli udałoby mi się stąd wyjść bez powoływania się na immunitet dyplomatyczny, zawiadomiliby o tym polityków. Zrobiliby to, żeby ochronić własne tyłki. Po drugie, chciałam, żeby detektyw Alvera uświadomił sobie, jak niebezpieczne były Łzy Branwyna. Prawdopodobnie był to prezent od jakiejś sidhe, która utkała pasożytnicze zaklęcie. Scenariusz optymistyczny zakładał, że tylko jedna buteleczka znalazła się poza dworem. Mogło jednak być i tak, że ludzie, z pomocą sidhe lub bez, odkryli recepturę.

Oczywiście istniała jeszcze jedna możliwość. Sidhe, która wrobiła Nortona w tę magiczno-seksualną aferę, mogła dać Łzy Branwyna także wielu innym. Było to chyba bardziej prawdopodobne niż poprzednie dwa czarne scenariusze. Sęk w tym, że nie mogłam powiedzieć policji, że jeszcze jedna sidhe była zamieszana w tę sprawę. Nie możesz zdradzać interesów sidhe ludzkiej policji, jeśli jesteś przywiązany do wszystkich części swego ciała.

Policjanci są dobrzy w wychwytywaniu kłamstw, a może raczej, dla oszczędności czasu, po prostu z góry zakładają, że wszyscy kłamią. Jakkolwiek jest, detektyw Alvera nie uwierzył w moją opowieść. Siedział naprzeciwko mnie, wysoki, ciemnowłosy, szczupły, o rękach, które sprawiały wrażenie zbyt dużych w stosunku do jego wąskich ramion. Jego oczy były ciemnobrązowe, otoczone ciemnymi rzęsami, które sprawiały, że przyciągał uwagę. A może tej nocy każdy mężczyzna zrobiłby na mnie wrażenie? Jeremy stworzył mi ochronę, żeby pomóc mi kontrolować Łzy. Narysował runy wokół mojego czoła. Nie były one widzialne dla policjantów, ale gdy się skoncentrowałam, mogłam je poczuć niczym zimny ogień. Bez zaklęcia Jeremy’ego Bogini wie, co bym teraz robiła. Zapewne coś zawstydzającego i rozwiązłego. Nawet strzeżona przez runy byłam bardzo świadoma obecności wszystkich mężczyzn w pokoju.

Alvera spoglądał na mnie tymi swoimi ślicznymi, podejrzliwymi oczkami. Patrzyłam, jak jego usta układają się, by wypowiedzieć słowa, śliczne usteczka, niezwykłe całuśne.

– Czy słyszała pani, co powiedziałem, panno NicEssus? Zamrugałam i uświadomiłam sobie, że nie. – Przepraszam, detektywie. Czy mógłby pan powtórzyć?

– Wydaje mi się, że to przesłuchanie powinno dobiec końca – włączyła się moja prawniczka. – Jest rzeczą oczywistą, iż. moja klientka jest nad wyraz zmęczona, a poza tym znajduje się w szoku.

Moja prawniczka pracowała w kancelarii James, Browning i Galan. To ona była Galan. Zwykle to Browning prowadził sprawy Agencji Detektywistycznej Greya. Podejrzewam, że Eileen Galan znalazła się tutaj, ponieważ Jeremy wspomniał o gwałcie. Kobieta powinna być bardziej przydatna w takich przypadkach – przynajmniej teoretycznie.

Siedziała przy mnie w ciemnej prążkowanej spódnicy od garsonki, taka elegancka i skupiona, jakby była jeszcze nie rozpakowanym prezentem. Jej szarawe blond włosy były nienagannie uczesane a makijaż był nieskazitelny. Nawet jej czarne czółenka na wysokim obcasie lśniły. Była druga w nocy, a Eileen wyglądała, jakby dopiero co skończyła solidne śniadanie i była gotowa na powitanie dnia.

Alvera objął mnie jednym spojrzeniem, płynnie przechodząc od podnoszącego biustonosza, który eksponował piersi, do moich oczu. – Dla mnie ona nie sprawia wrażenia osoby będącej w szoku, pani mecenas – powiedział.

– Detektywie Alvera, moja klientka została zgwałcona. Mimo to wciąż nie przewieziono jej do szpitala ani nawet nie przeprowadzono badania lekarskiego. Nie zażądałam tego jedynie dlatego, że mojej klientce naprawdę bardzo zależy na tym, żeby odpowiedzieć na wszystkie pana pytania i pomóc panu w śledztwie. Szczerze mówiąc, zaczynam myśleć, że moja klientka nie jest dziś zdolna do ochrony swoich interesów. Widziałam na taśmie, jak brutalnie została potraktowana. Muszę stanąć w obronie praw Meredith, nawet jeśli ona sama sobie tego nie życzy.

Alvera i ja spojrzeliśmy na siebie ponad stołem. Następne słowa detektyw wypowiedział, patrząc mi prosto w oczy. – Ja również widziałem tę taśmę, pani mecenas. Wyglądało to tak, jakby przez większość czasu pani klientce sprawiało to przyjemność. Mówiła „nie”, ale jej ciało mówiło „tak”.

Jeśli Alvera myślał, że ugnę się pod jego stalowym spojrzeniem i zniewagami, to jeszcze mnie nie znał. Nawet w normalnych okolicznościach by to nie zadziałało; tej nocy byłam zaś zbyt odrętwiała, by połknąć tę pożal się Boże przynętę.

– Nie wiem, czy zdaje pan sobie sprawę, że obraził pan w tej chwili nie tylko moją klientkę, ale w ogóle wszystkie kobiety. Przesłuchanie uważam za zakończone. Spodziewam się policyjnej eskorty do szpitala.

Popatrzył na nią tymi swoimi ładniutkimi, znudzonymi oczętami. – Kobieta może powiedzieć „nie”, „przestań”, ale jeśli w tym samym czasie bawi się wackiem faceta, proszę go nie winić za to, że nie wie, jak to odczytać.

Uśmiechnęłam się, potrząsając głową.

– Uważa to pani za śmieszne, panno NicEssus? Taśma może i jest dowodem w sprawie gwałtu, ale i pokazuje, jak zmieniła pani Alistaira Nortona w krwawy befsztyk.

– Jeszcze raz powtarzam, że nie zabiłam Alistaira Nortona. Co do gwałtu, albo próbuje pan wyprowadzić mnie z równowagi, albo jest pan po prostu męską szowinistyczną świnią. Jeśli to pierwsze, to traci pan czas. Jeśli to drugie, to ja tracę czas.

– Przykro mi, że odpowiadanie na pytania dotyczące człowieka, który z pani winy wykrwawił się na śmierć w łóżku we własnym domu, uważa pani za stratę czasu.

– Co to za człowiek, który ma dom, o którym nic nie wie jego żona? – spytałam.

– Oszukiwał żonę, więc zasłużył na śmierć, czy tak? Wiem, że wy, sidhe, macie specyficzne poglądy na temat małżeństwa i monogamii, ale egzekucja wydaje mi się grubą przesadą.

– Moja klientka wielokrotnie już wyjaśniała, że nie sporządziła zaklęcia, które rozbiło lustra.

– Ale przeżyła, pani mecenas. Jeśli to nie ona jest autorką tego zaklęcia, skąd wiedziała, że należy się ukryć?

– Mówiłam już, że rozpoznałam zaklęcie.

– Dlaczego w takim razie nie rozpoznał go Norton? Cieszył się reputacją doświadczonego czarodzieja. Tak jak pani powinien je dostrzec.

– Jak już wspominałam, Łzy Branwyna działają o wiele silniej na ludzi niż na sidhe. Nie poświęcał tak dużo uwagi otoczeniu jak ja.

– Skąd się tam wzięły pająki?

– Nie mam pojęcia. – Nie powiedziałam im, że to Jeremy sprowadził pająki, ponieważ mogliby wtedy oskarżyć go również o zbicie luster albo posądzić nas o działanie w zmowie.

Potrząsnął głową. – Proszę się przyznać. Proszę powiedzieć, że działała pani w samoobronie.

– Jestem tu tylko dlatego, że chcę, żebyście wy, policjanci, zrozumieli, jak niebezpieczny może być ten olejek. Jeśli jest gdzieś więcej buteleczek Łez Branwyna, musicie je znaleźć i zniszczyć.

– Zaklęcia pożądania nie działają, panno NicEssus. Podobnie jak afrodyzjaki. Magiczny eliksir, który powoduje, że kobieta zaczyna pożądać mężczyzny, którego nie chce, to bujda na resorach. Czegoś takiego po prostu nie ma.

– Będzie pan marzył, żeby tak było, jeśli ten olejek stanie się ogólnie dostępny. Norton mógł mieć jedyną istniejącą buteleczkę, równie dobrze jednak może być ich więcej. Proszę przyjrzeć się jego kompanom.

Przewrócił kilka kartek w notatniku, który od dłuższego czasu leżał nie tknięty na stole. – Liam, Donald i Brendan, same imiona, bez nazwisk. Dwóch z nich ma spiczaste uszy, wszyscy mają długie włosy. Nie wydaje mi się, żebyśmy mieli problemy z odnalezieniem ich. Oczywiście, w tej chwili mają mniejsze znaczenie, ponieważ nie są podejrzani o morderstwo.

Eileen wstała. – Chodźmy, Meredith, to naprawdę nie ma sensu. – Spojrzała na nas, jakbyśmy byli krnąbrnymi pierwszakami i nie ośmielili się z nią kłócić. Starałam się, ale oni nie zamierzali uwierzyć we Łzy Branwyna. Podniosłam się.

Alvera również wstał. – Siadaj, Meredith – powiedział.

– Odkąd to jesteśmy po imieniu? – spytałam. – Nawet nie znam twojego.

– Raimundo. A teraz siadaj.

– Jeśli… – zaczęłam – jeśli powołam się na swój immunitet dyplomatyczny, wyjdę stąd niezależnie od tego, kto z nas ma rację. – Spojrzałam na niego i dzięki ochronie Jeremy’ego udało mi się odszukać jego spojrzenie. Nawet bardzo skoncentrowana ledwie widziałam jego usta.

Patrzył na mnie przez dłuższy czas, aż w końcu zapytał: – Co cię przed tym powstrzymuje, księżniczko?

– To, że nie wierzysz w olejek.

Uśmiechnął się. – Ależ wierzę.

Potrząsnęłam głową. – Nie żartuj. Kłamstwem nie przytrzymasz mnie w tym pokoju. – Blefowałam, ale miałam nadzieję, że się nie spostrzeże.

– Co więc proponujesz? – spytał.

Miałam pewien pomysł. Musiałam udowodnić policji, że ze Łzami Branwyna naprawdę nie ma żartów. Wspomnienie seksu z sidhe prześladować będzie człowieka do końca życia. Ledwie posmakowanie go nie powinno mu jednak zaszkodzić. Jedyną tego konsekwencją mogło być trochę marzeń albo dodatkowe podniecenie w łóżku, nic poza tym. Magia nie powinna być wtedy niebezpieczna. Jeśli wszyscy próbowaliby tylko troszkę, nikomu nie stałoby się nic złego.

– A jeśli mogę ci udowodnić, że zaklęcie w olejku działa?

Skrzyżował ramiona na piersi i udało mu się przez chwilę wyglądać jeszcze bardziej cynicznie, mimo że wydawało mi się to niemożliwe. – Słucham.

– Jesteś święcie przekonany, że żadne zaklęcie nie może sprawić, że nagle zaczniesz pożądać kogoś nieznajomego, tak?

Skinął głową. – Zgadza się.

– Czy mogę cię dotknąć, detektywie?

Uśmiechnął się, jego spojrzenie spoczęło na przedzie mojej sukienki. Miałam nadzieję, że z rozmysłem chciał mnie obrazić, w innym wypadku oznaczałoby to bowiem, że nie był zbyt bystry, a ja chciałam mieć pewność, że jest dobry w tym, co robi. Zważywszy na fakt, że sprawa była politycznie śliska, Alvera albo był najlepszym detektywem, jakiego mieli, albo najgorszym. Albo mieli nadzieję, że superdetektyw rozwiąże tę zagadkę, albo zawczasu woleli przydzielić tę sprawę jakiemuś kozłowi ofiarnemu, na wypadek gdyby gówno wpadło w wentylator. Miałam nadzieję, że Alvera był jednak tym pierwszym, choć zaczynałam mieć wątpliwości. Ponieważ kilka razy mijałam się z prawdą, może nie powinnam chcieć, żeby był zbyt dobrym gliną. Ale nie kłamałam wtedy, gdy myślał, że kłamałam. Naprawdę.

– Chwilę temu przeszliśmy na ty. Teraz chcesz mnie dotykać. Chyba lepiej będzie, jak znowu zaczniemy do siebie mówić na pan i pani.

– To się nazywa trzymać kogoś na dystans, detektywie Alvera – powiedziałam.

– Podczas gdy ty chciałabyś, żeby nasze stosunki były bliskie i osobiste, prawda?

Usłyszałam, jak Eileen Galan nabiera powietrza, żeby coś powiedzieć, i powstrzymałam ją, unosząc rękę. – W porządku, Eileen, niemożliwe, żeby był tak głupi i wciąż był detektywem, więc po prostu cały czas chce mnie wyprowadzić z równowagi. Nie wiem, na co liczy.

Rozbawienie zniknęło z jego oczu, zostawiając je zimne i ciemne, nieczytelne jak kamień. – Na odrobinę prawdy.

– Przez kilka godzin zachowywałeś się przyzwoicie. Nagle, przez ostatnie trzydzieści minut, udało ci się obrazić mnie kilka razy i bez przerwy gapisz się na moje piersi. Skąd ta zmiana?

Patrzył swoimi zimnymi oczami w moją twarz przez jedno lub dwa uderzenia serca. – Bycie rzeczowym i profesjonalnym gówno mi dało.

– W raporcie wstępnym figurowałam jako ofiara gwałtu, czy w to wierzysz, czy nie. Twoje zachowanie przez ostatnie pół godziny mogło ustawić cię po złej stronie barykady.

Jego oczy przeniosły się na chwilę na moją wciąż milczącą prawniczkę, po czym wróciły do mnie. – Widywałem ofiary gwałtów, księżniczko. Zabierałem je do szpitala, trzymałem za rękę, gdy płakały. Jedna z nich miała zaledwie dwanaście lat. Była tak przerażona, że nie mogła mówić. Dziewięć dni, dziewięć długich dni pracy z terapeutą, zajęło mi nakłonienie jej do podania nazwisk napastników. Nie wyglądasz na ofiarę gwałtu.

Potrząsnęłam głową. – Ty zadufany w sobie… człowieku. – Ostatnie słowo zabrzmiało jak najgorsze z wyzwisk. – Byłeś kiedykolwiek zgwałcony, Raimundo?

Zamrugał, ale jego oczy pozostały bez wyrazu. – Nie.

– Więc jak śmiesz mówić mi, jak według ciebie powinnam się zachowywać, czuć się, czy co tam jeszcze, kurwa, wymyślisz. Faktycznie, nie jestem załamana. Częściowo z powodu działania tego cholernego olejku, ale częściowo dlatego, że jak na gwałt, to nie było jeszcze tak źle. Eileen powiedziała, że zostałam brutalnie potraktowana. Cóż, jest prawnikiem. Mogę wybaczyć jej te słowa, bo nie zdawała sobie sprawy z tego, co mówi. Nigdy nie widziała, do czego zdolny jest mężczyzna, gdy naprawdę chce zranić kobietę. Ja widziałam, detektywie, i wiem, że to, co się wydarzyło tej nocy, nie było brutalne. Jednak to, że nie wykrwawiłam się na śmierć, a moja twarz nie jest napuchięta i posiniaczona, nie znaczy wcale, że to nie był gwałt.

Coś przebiegło przed jego oczami, coś, czego nie mogłam odczytać, po czym jego oczy znów stały się bez wyrazu. – To nie był twój pierwszy raz, prawda? – Jego głos był cichy, łagodny.

Wlepiłam wzrok w podłogę, obawiając się spojrzenia jego oczu. – Nie mój, detektywie, nie mój.

– Chodzi o przyjaciółkę? – spytał tym samym tonem.

Spojrzałam na niego i nagle ten pełen współczucia wyraz twarzy o mało nie sprawił, że zaczęłam się zwierzać. O mało. Pamiętałam twarz Keelin, która była krwawą miazgą, jeden z jej oczodołów tak zmiażdżony, że oko zwisało na policzku. Gdyby miała nos, z pewnością byłby złamany, ale jej matka była skrzatem, a skrzaty nie miały ludzkich nosów. Trzy z jej rąk umieszczone były pod niewygodnym kątem jak złamane odnóża pająka. Żaden uzdrawiacz sidhe nie chciał jej pomóc, ponieważ była zbyt bliska śmierci. Poza tym żaden z nich nie chciał ryzykować życia dla mieszańca goblina ze skrzatem. Mój ojciec zawiózł ją więc do ludzkiego szpitala i zgłosił napad władzom. Ojciec był Księciem Płomienia i Ciała i nawet jego siostra królowa bała się go, więc nie został ukarany za to, że poprosił ludzi o pomoc. Sprawa została podana do publicznej wiadomości. Mogłam o niej mówić bez obawy, że zostanę ukarana. Dobrze wiedzieć, że było coś, o czym mogłam powiedzieć dziś całą prawdę.

– Opowiedz mi o tym – powiedział, a jego głos stał się jeszcze łagodniejszy.

– Kiedy miałyśmy obie po siedemnaście lat, moja najlepsza przyjaciółka Keelin Nic Brown została zgwałcona. – Mój głos był beznamiętny, tak jak oczy Alvery jeszcze do niedawna. – Połamali kości wokół jednego z jej oczodołów, tak że oko po prostu leżało na jej twarzy, wisząc na nerwach. – Zrobiłam głęboki wdech i odrzuciłam wspomnienia. – Widziałam pobitych, ale nie tak, nigdy aż tak. Usiłowali zatłuc ją na śmierć i prawie im się to udało. – W końcu się opanowałam. Udało mi się nie rozpłakać. Byłam zadowolona. Nie cierpię płakać. Zawsze potem czuję się wyczerpana.

– Przykro mi – powiedział.

– Jeżeli z mojego powodu, to niepotrzebnie. Widok ran Keelin uodpornił mnie na przemoc. Jeśli coś nie było tak złe, jak w przypadku Keelin, to znaczy, że nie było jeszcze najgorsze. Dzięki temu w trudnych sytuacjach nie popadam w histerię.

– Jak dzisiaj – powiedział takim samym głosem, jakim pewnie zwykło się przemawiać do samobójców stojących na skraju dachu.

Skinęłam głową. – Tak, jak dzisiaj, chociaż przyznaję, że to, co przytrafiło się Alistairowi Nortonowi, było jedną z gorszych rzeczy, jakie widziałam w życiu, a widziałam wiele. Nie zabiłam go. Nie twierdzę, że nie zabiłabym go, gdyby dokończył mnie gwałcić. Kiedy doszłabym do siebie po zaklęciu pożądania, pewnie zaczęłabym go ścigać. Ale ktoś załatwił to za mnie.

– Kto? – spytał.

– Chciałabym wiedzieć, detektywie – wyszeptałam. – Naprawdę chciałabym wiedzieć.

– Czy musisz mnie dotknąć, żeby dowieść, że ten olejek pożądania naprawdę działa?

Skinęłam głową.

– W takim razie zgadzam się – powiedział Alvera.

– Jeśli dowiodę tego, zawiadomisz wydział narkotyków?

– Tak.

– Przyrzeknij, że to zrobisz – nalegałam. – Daj słowo honoru.

Jego oczy stały się poważne. Zdawał się rozumieć, że jego słowo coś dla mnie znaczy. W końcu skinął głową. – Dobrze. Masz moje słowo.

Spojrzałam na Eileen Galan, a potem na lustro weneckie na przeciwnej ścianie. – Wypowiedziane przed świadkami. Bogowie cię pokażą, jeśli złamiesz obietnicę.

– Powinienem się spodziewać gromu z jasnego nieba? Potrząsnęłam głową. – Nie. Akurat gromu z jasnego nieba nie.

Zaczął się uśmiechać, ale kiedy okazało się, że mnie to nie śmieszy, jego uśmiech zbladł. – Dotrzymuję słowa, księżniczko.

– Mam nadzieję, detektywie, ze względu na nas wszystkich.

Eileen wzięła mnie na stronę. – Co ty planujesz, Meredith?

– Czy praktykujesz nauki tajemne? – spytałam.

– Jestem prawniczką, nie czarownicą.

– Więc tylko patrz. Samo się wyjaśni. – Odsunęłam się od niej i wróciłam do Alvery. Stanęłam na tyle blisko, żeby go dotknąć. Na palcach powinnam mieć olejek, ale trochę go mogło się zetrzeć. Chciałam, żeby zaklęcie podziałało, więc przesunęłam palcami po swoich piersiach, gdzie olejku wciąż było najwięcej. Łzy Branwyna miały długi okres trwałości. Wyciągnęłam dłoń w stronę twarzy Alvery.

Cofnął się.

Podniosłam brwi, z ręką zawisłą w powietrzu. – Powiedziałeś, że mogę cię dotknąć.

Skinął głową. – Przepraszam, to był odruch. – Zbliżył się do mnie o krok, ale tak wymanewrował, żebyśmy oboje byli widoczni dla naszej publiczności po drugiej stronie lustra. Wyraźnie powstrzymywał się przed wzdrygnięciem. Nie byłam pewna, czy nie chciał, żebym go dotykała, dlatego że byłam sidhe, czy dlatego, że myślał, iż zabiłam kogoś za pomocą magii, czy też z jakichś innych tajemniczych gliniarskich powodów.

Przesunęłam palcami po jego ustach, aż zaczęły błyszczeć jak od pomadki. Jego oczy rozszerzyły się. Wyglądał na lekko oszołomionego. Odsunęłam się od niego, a on wyciągnął do mnie ręce, po czym sam się powstrzymał. Skrzyżował ręce na piersi i usiłował coś powiedzieć, ale zrezygnował i tylko potrząsnął głową.

Podeszłam do swojego krzesła i usiadłam na nim. Założyłam nogę na nogę. Sukienka była tak krótka, że błysnęłam koronkowym wykończeniem pończoch. Alvera zauważył to. Chłonął wzrokiem każdy ruch moich rąk, gdy poprawiałam sukienkę. Widziałam pulsującą żyłę na jego szyi, rozszerzone oczy, półotwarte usta, podczas gdy próbował zapanować nad sobą – wszystko to było bardzo podniecające. Dużo mnie kosztowało, żeby utrzymać się w ryzach, nie skrócić dystansu między nami i nie wykonać pierwszego ruchu. Wciąż byłam bezpieczna za runami Jeremy’ego, ale i tak ostatkiem sił powstrzymałam się przed rzuceniem się na niego.

Eileen Galan patrzyła na nas, a na jej twarzy pojawił się wyraz zmieszania. – Przegapiłam coś?

Alvera po prostu patrzył na mnie, obejmował sam siebie rękami, jakby bał się poruszyć, a nawet powiedzieć choć słowo, ze strachu, że każdy ruch sprawi, że przekroczy granicę i wpadnie prosto w moje ramiona.

– Tak, przegapiłaś coś – odpowiedziałam jej.

– Co?

– Łzy Branwyna – rzekłam cicho.

Alvera zamknął oczy, zaczął się lekko chwiać.

– Dobrze się pan czuje, detektywie? – spytała Eileen. Otworzył oczy i odparł: – Tak, jest mi… – spojrzał na mnie

– …dobrze. – I wtedy ostatnia bariera puściła. Na jego twarzy pojawiła się panika, jakby nie mógł uwierzyć w to, co przyszło mu do głowy.

Nie wiem, jak długo mógł tam stać, ale moja cierpliwość tej nocy już się skończyła. Przebiegłam koniuszkami palców po białych, lśniących wzgórkach swoich piersi i to było wszystko, czego było trzeba.

Alvera przemierzył pokój w trzech susach, złapał mnie za ramiona i postawił. Był prawie stopę wyższy ode mnie i musiał się pochylić, ale poradził sobie. Przycisnął te swoje całuśne usteczka do moich i pierwsze ich skosztowanie obróciło ochronne zaklęcie Jeremy’ego w perzynę. Nagle stałam się żywym, pulsującym pragnieniem. Moje ciało chciało dokończyć to, czego wcześniej mu odmówiono. Całowałam go, jakbym chciała go zjeść, mój język zagłębił się w jego ustach. Moje pokryte olejkiem ręce pieściły jego twarz. Im więcej olejku było na nim, tym mocniejsze stawało się zaklęcie. Trzymając mnie w pasie, podniósł mnie do poziomu swoich oczu, tak że nie musiał się schylać.

Otoczyłam go nogami w pasie i poczułam go przez warstwy ubrań, które nas oddzielały od siebie. Moje ciało pulsowało i wyrwałam się z pocałunku nie po to, by nabrać powietrza, a po to, by krzyknąć.

Przycisnął mnie do krawędzi stołu, pocierając o mnie kroczem. Był za wysoki, więc uniósł się na ramionach, jakby robił pompkę, trzymając wciąż ciało przyciśnięte do mojego.

Popatrzyłam do góry i w końcu napotkałam spojrzenie jego oczu. Były pociemniałe, tą ciemnością, która zwykłe napływa do oczu mężczyzny dopiero wówczas, gdy ubrania są ściągnięte i nie ma odwrotu. Wyciągnęłam mu koszulę ze spodni, strzelając w powietrze guzikami i odsłaniając jego pierś i brzuch. Podniosłam się, jakbym robiła brzuszki, tak że mogłam lizać jego tors, przebiegać dłońmi po jego płaskim brzuchu. Usiłowałam dostać się za jego spodnie, ale pasek uniemożliwił mi to.

Nagle w pokoju zaroiło się od mundurowych i funkcjonariuszy po cywilnemu. Ściągnęli ze mnie Alverę, a on zaczął się z nimi bić. Musieli go przygnieść do podłogi. Krzyczał bez słów.

Leżałam na stole, z sukienką zadartą do pasa, a moje ciało było tak pełne krwi i pożądania, że nie mogłam się ruszyć. Byłam wściekła, wściekła, że nas powstrzymali. Wiedziałam, że to było głupie. Nie chciałam uprawiać seksu w sali przesłuchań na oczach wszystkich, a mimo to… wciąż byłam wściekła i wciąż tego pragnęłam.

Przy stole stanął młody policjant w mundurze. Starał się na mnie nie patrzeć, ale w końcu nie wytrzymał. Tak łatwo było mi złapać go za rękę, wetrzeć Łzy w pulsujący punkt na jego przegubie. Jego krew zawrzała pod moim dotykiem i pochylił się nade mną, zaczął mnie całować, zanim ktokolwiek zdążył zauważyć, co się dzieje. – Jezu, Riley, nie dotykaj jej! – krzyknął ktoś. Ręce pochwyciły Rileya, odciągając go od moich ust, moich rąk. Sięgnęłam po niego, siadając, krzycząc: – Nie! – Zaczęłam schodzić ze stołu, żeby podejść do jednego z nich, kiedy następny detektyw złapał mnie za ramiona, zmuszając, żebym siedziała na krawędzi stołu. Popatrzył w dół na swoją rękę, jakby moja naga skóra parzyła. – O mój Boże – wyszeptał cicho.

Zanim pochylił się i mnie pocałował, zdążył jeszcze krzyknąć: – Dajcie tu jakieś policjantki! – Później dowiedziałam się, że ten średniej budowy, łysawy mężczyzna o silnych dłoniach i muskularnym ciele to porucznik Peterson. Musieli założyć mu kajdanki, żeby wyprowadzić go z sali.

Zostałam przygnieciona przez policjantki, tak że nie mogłam się ruszać. Kilka z nich miało ten sam problem co policjanci-mężczyźni. Dla odmiany jeden z mężczyzn mógł mnie dotykać bez problemu. Nie ma to jak ujawnić swoje preferencje seksualne w pracy!

Sprowadzili Jeremy’ego, żeby jeszcze raz utkał zaklęcie ochronne. W końcu uspokoiłam się, ale do nikogo się nie odzywałam. Jeremy zapewnił mnie, że pogada z ludźmi z wydziału narkotyków, chociaż jest stuprocentowo pewien, że policjanci, którzy byli ze mną w tej sali, sami to zrobią, bo na własnej skórze przekonali się, jak niebezpieczne są Łzy Branwyna.

Roane, który po mnie przyszedł, na rękach miał chirurgiczne rękawice, więc mógł mnie dotykać bez problemu. Na głowę naciągnął mi marynarkę, żeby ludzie mnie nie poznali. Policjanci wyprowadzili nas tylnym wyjściem. Jak dotąd media nie zorientowały się, że wyszłam z ukrycia. Ale ktoś z komisariatu albo z karetki pogotowia mógł zacząć mówić: dla pieniędzy albo przez przypadek. To tylko kwestia czasu. Ciekawe, kto wygra w tym wyścigu i znajdzie mnie pierwszy: brukowce czy Straż Królowej. Gdyby wszystko było ze mną w porządku, wsiadłabym w samochód i wyjechała z tego stanu jeszcze tej nocy albo złapała pierwszy lepszy samolot. Szkopuł w tym, że nie wszystko było ze mną w porządku. Roane wziął mnie do swojego mieszkania, bo było położone bliżej niż moje. Nic mnie nie obchodziło, gdzie jesteśmy, dopóki nie wzięłam prysznica. Musiałam zmyć Łzy ze swojego ciała albo się kochać. Wiedziałam, że w przeciwnym razie zwariuję. Wolałam wziąć prysznic. Dopiero później uświadomiłam sobie, że Roane wolałby seks.

Загрузка...