Rozdział 4

Pocałunek, tylko pocałunek, nawet niezbyt długi czy mocny.

Tylko pocałunek.

Aha, tylko, pomyślała z ironią Sarah. To „tylko" wystarczyło, żebym niemal oszalała.

Od pocałunku upłynęły już dwie godziny, 'a nadal nie mogę dojść do siebie. Dwie godziny!

Sarah spojrzała na mężczyznę siedzącego po drugiej stronie stołu o szklanym blacie. O dziwo, sekundy i minuty znaczące czas, który minął od pocałunku, mijały spokojnie, choć Sarah czuła jakieś wewnętrzne napięcie.

Ona i Jake wspólnie przygotowali kolację, rozmawiając i wybuchając śmiechem. Nakryli do stołu w przytulnej wnęce przylegającej do kuchni. Choć zachowywali się po prostu jak starzy znajomi, napięcie nie opuszczało Sarah, sprawiając, że czuła się trochę dziwnie, jakby czekała na coś przyjemnego.

W niewielkiej kuchni dotykali się przelotnie ramionami, czasem spotykały się ich palce albo spojrzenia.

Oznaki następnego emocjonalnego wstrząsu. Dużego. Sarah czuła rosnące w niej napięcie.

Ukrywała je starannie, odkładając serwetkę na stół.

– Za pospiesznie przygotowaną namiastkę kolacji – wzniosła toast, uśmiechając się promiennie do Jake'a. – Pycha.

– Ciasto nie było takie pyszne, jak wynikałoby z reklamy na opakowaniu – usprawiedliwiał się, wznosząc kieliszek. – Wcale nie smakowało jak domowe, a w każdym razie nie przypominało w niczym placka jabłkowego, jaki robi moja mama.

– Ja nie mam skali porównawczej – roześmiała się Sarah. – Moja mama nie ma pojęcia o gotowaniu. Ojciec mawiał, że jego żona jest jedynym kucharzem, który potrafi przypalić wodę.

Śmiejąc się wraz z Sarah, Jake odsunął krzesło i wstał.

– Chodźmy do saloniku – zaproponował zabierając oba kieliszki. – Tam będzie nam wygodniej.

– Najpierw posprzątam – zaprotestowała. Wstała i sięgnęła po pierwszy z brzegu pusty talerz.

Jake chwycił ją za nadgarstek.

– To może poczekać. – Zbył bałagan wzruszeniem ramion i rozluźnił uchwyt dłoni. – Proszę. – Zapraszającym gestem wskazał drzwi do saloniku.

– Chciałbym usłyszeć od ciebie coś więcej.

– O gotowaniu mojej mamy? – Sarah wyszła z kuchni. – Co tu jest do opowiadania? – zapytała z uśmiechem, zajmując miejsce w rogu długiej kanapy. – To nudne.

– W porządku. – Jake wręczył jej kieliszek. Usiadł na pufie naprzeciw dziewczyny. – Wobec tego zadowolę się twoim życiorysem.

– Mam opowiadać o swoim życiu? – Sarah spojrzała na Jake'a z udanym przerażeniem. – Od pierwszego dnia?

– Wszystkie szczegóły – nalegał Jake. – Od pierwszego dnia życia do wczoraj.

To znaczy do czasu, kiedy się poznali. Nie powiedział tego. Nie musiał. Sarah czuła instynktownie, że Jake przywiązuje duże znaczenie do tego momentu.

– Nie jesteś zmęczony? – zapytała wiedząc, że zmęczenie jest ostatnią rzeczą, którą w tej chwili odczuwa.

– Zmęczony? – Jake zmarszczył brwi. – Nie. Dlaczego pytasz?

– Mój życiorys jest dość nudny – wyjaśniła. – Uważaj, bo uśniesz.

– Nudny? – Niedbały ton Jake'a maskował zastawianą właśnie pułapkę. – A co z jego mrocznymi, ociekającymi seksem aspektami?

Bez zastanowienia wpadła w pułapkę.

– Nie ma żadnych mrocznych i ociekających seksem aspektów.

Leniwy uśmiech rozjaśnił mu twarz.

– To niedobrze. – Uniósł kieliszek i wypił łyk wina. Potem spojrzał Sarah w oczy. – A może chciałabyś jakoś uzupełnić tę dotkliwą lukę?

On tylko żartuje, uspokajała się w duchu Sarah. Ona także napiła się wina, żeby zwilżyć wyschnięte nagle gardło. Cóż, można zagrać w tę grę.

– Co miałeś na myśli? – zapytała głosem, któremu chciała nadać nieco ironiczne brzmienie.

– Na przykład kąpiel nago w wannie wypełnionej szampanem.

– To dość kosztowne. – Sarah udało się zachować powagę. – Czy może masz nadmiar szampana?

– Nie – przyznał żałośnie Jake.

– W takim razie musisz chyba poprzestać na wysłuchiwaniu mojego nudnego życiorysu. Bez żadnych dodatkowych aspektów – zastrzegła.

– A co sądzisz o zastąpieniu szampana wodą z pianką do kąpieli? – zapytał z nadzieją w głosie. – Chyba znalazłbym coś takiego.

– Nie. – Sarah pokręciła głową. – Bardzo mi przykro. Szampan albo nic.

Jake westchnął przeciągłe.

– Jesteś bardzo twarda, Sarah. – Po chwili dodał: – Oczywiście nie w sensie dosłownym. Masz miękką i gładką skórę i…

– Chcesz poznać mój życiorys, czy nie? – przerwała mu bezlitośnie.

– No dobrze, mów. – Posłał dziewczynie zrezygnowany uśmiech.

Sarah stłumiła w sobie uczucia, jakie wzbudziła w niej ta rozmowa, jakie wzbudzał ten mężczyzna. Poczuła nagłą potrzebę opowiedzenia Jake'owi wszystkiego, aż do chwili ich pierwszego spotkania.

– Jak już mówiłam, pochodzę z Baltimore. Tam się urodziłam dwadzieścia siedem lat temu i tam dorastałam. Mój ojciec jest inżynierem budowlanym, zajmuje zwykle kierownicze stanowiska. Mama pracuje w szkole średniej jako konsultantka. Ja byłam zawsze molem książkowym, zagłębiałam się w historii, zachowując całą wiedzę dla siebie i nie interesując się w zasadzie światem zewnętrznym. – Sarah przerwała opowieść i pociągnęła łyk wina.

– Nie masz rodzeństwa?

Sarah pokręciła głową.

– Nie, choć chciałabym mieć siostrę albo starszego brata… – wzruszyła ramionami.

– Szkoda – zauważył ze współczuciem. – Ja mam trzech braci. – Uśmiechnął się do swych wspomnień.

– Czasami byliśmy trochę zwariowani, ale nigdy się nie nudziliśmy.

– Zazdroszczę ci – oświadczyła z rozmarzeniem.

– W naszym domu było zawsze bardzo cicho i spokojnie. Czasami dokuczała mi samotność.

– A przyjaciele? – Jake uniósł brwi.

– Oczywiście, miałam przyjaciół. – Sarah wybuchnęła śmiechem. – Cierpiących na przerost ambicji moli książkowych.

– Jakieś romanse?

– Nieliczne – przyznała – jednak niczego poważniejszego do czasu… – Urwała i zaczerwieniła się.

– Do czasu? – zapytał z naciskiem Jake.

Sarah zawahała się. Nie miała ochoty na opowiadanie o jednym, najbardziej upokarzającym wydarzeniu, bez którego jednak jej życie byłoby całkiem prozaiczne.

– Aż tak źle, co? – Jake wyglądał jak pies ściskający w zębach kość. Kość, której nie odda bez walki.

Sarah znów napiła się wina. Tym razem po to, żeby zyskać na czasie. Teraz, z perspektywy lat, patrzyła na wszystko inaczej, w sposób bardziej dojrzały. Wtedy jednak głęboko przeżyła fakt, że zrobiła z siebie idiotkę, choć odgrywanie idiotki może stanowić ważną część rytuału dojrzewania.

Jake postanowił podpowiedzieć:

– Zakochałaś się?

– Tak – przyznała Sarah z nieco skwaszonym uśmiechem. – Strasznie się wygłupiłam.

– Jakiś największy przystojniak w college'u?

– Niestety nie. Nie uznaję półśrodków. Oczywiście, musiałam się zakochać w profesorze. W szefie katedry historii. Cóż to dla mnie!

– Jasne – mruknął Jake. – Cóż to dla ciebie? Dał ci do zrozumienia, że to go nie interesuje?

– Przeciwnie. Bardzo go interesowało. Wymykały mu się takie drobne uwagi: że nie jest szczęśliwy, że czuje się samotnie, że chyba się rozwiedzie. Bo oczywiście był żonaty. – Westchnęła. – Chłonęłam jak gąbka każde jego słowo, biorąc je oczywiście za dobrą monetę.

– Ty… że tak powiem… zaangażowałaś się uczuciowo?

– Zaangażowałam się? – Sarah wybuchnęła śmiechem. – Bardzo delikatnie powiedziane! Po prostu go uwielbiałam. On był gotów przyjąć wszystko, co bym mu zaoferowała, a ja, w swej niewinności – albo głupocie – żarliwie dawałam mu naprawdę wszystko.

Poza nieznacznym zaciśnięciem warg, Jake nie zdradzał swej reakcji na jej szczere wyznanie. Spoglądał na Sarah z uwagą, a to, co myślał, nie znajdowało wyrazu w jego spojrzeniu.

– Potem zorientowałaś się, że cię wykorzystuje i odeszłaś, żeby lizać rany? – mruknął.

– Och, nie. – Sarah przygryzła wargę, a potem uśmiechnęła się sztucznie, zbyt wesoło. – Uczepiłam się – go jak głupia i nie chciałam puścić. Dopiero wizyta jego żony otworzyła mi oczy.

– Kochałaś go?

– Tak – szepnęła Sarah. – Tak bardzo, tak dramatycznie, jak może kochać tylko ktoś bardzo młody.

Jake przyglądał się jej w milczeniu.

– Do tej pory bardzo to przeżywasz – powiedział wreszcie w zadumie, jakby głośno myślał. – I nadal go kochasz, prawda?

Ta uwaga wstrząsnęła Sarah. Przecież nie powinnam, pomyślała, przecież cały ten ból, to upokorzenie, zostawiłam daleko za sobą. Czyżby tak nie było? Czyżbym musiała ponownie się z tym uporać?

– Nie musisz odpowiadać – rzucił Jake, stawiając kieliszek na podłodze. Ujął dłoń dziewczyny. – Nie mam prawa pytać.

Dziwnie uspokojona siłą dłoni mężczyzny, Sarah uśmiechnęła się nieznacznie.

– Wszystko w porządku, to po prostu kolejne logicznie pytanie. Wyciągnąłeś jednak fałszywy wniosek. Owszem, czuję jeszcze trochę bólu, pamiętam upokorzenie, ale na pewno już tego człowieka nie kocham. – Spróbowała beztrosko wzruszyć ramionami. – Zresztą teraz, po latach, widzę, że nigdy naprawdę go nie kochałam.

– Ani żadnego innego mężczyzny – podsumował Jake.

– Żadnego – zgodziła się.

– Czy teraz nienawidzisz mężczyzn? – zapytał głosem przepełnionym troską.

– Nienawidzę? Niby dlaczego? Nie jestem taka – głupia, żeby obwiniać wszystkich za to, co zrobił jeden. W gruncie rzeczy najbardziej obwiniam siebie. Poza tym… nienawiść jest ogłupiająca i bez sensu, nie uważasz?

– Jasne, że tak – zgodził się, głaszcząc jej dłoń.

– Wiem jednak, że ludzie chętnie uwalniają się od poczucia winy, obarczając nią cały świat. To prowadzi do nienawiści.

Oderwał dłoń od palców Sarah i pogładził ją po ramieniu.

Sarah stłumiła westchnienie, które zdradziłoby, jaką poczuła przyjemność.

– Ty… – musiała przerwać, żeby złapać oddech i przełknąć ślinę -… jesteś bardzo mądry – dokończyła niepewnym, drżącym głosem.

Jake uśmiechnął się i przesunął dłoń wyżej, w kierunku szyi dziewczyny.

– No cóż, przeżyło się i widziało to i owo. – Dotknął palcem wskazującym miejsca, gdzie kończył się kołnierzyk sukienki.

Sarah z trudem chwytała oddech.

– W… w związku z pracą w policji?

– Uhm – mruknął i usiadł na kanapie przy Sarah, tak blisko, że poczuła żar jego muskularnego ciała – w policji i wtedy, kiedy prowadziłem dzikie życie i włóczyłem się po całym kraju.

Słowem „dzikie" mogła właściwie określić drżenie przenikające teraz całe jej ciało. Opuściły ją resztki wątpliwości; ich miejsce zajęło inne uczucie. Uczucie wywołane lekkim muśnięciem warg Jake'a, które poczuła na wrażliwej skórze za uchem, uczucie wyzwolone, gdy jego wargi dotknęły jej ust. Uczucie głębsze, jeszcze bardziej gorące i intensywne, rozpalone namiętnym pocałunkiem.

Ostatkiem sił Sarah przywarła głową do oparcia kanapy, uwalniając usta.

– Ja… ach… Jake – wyszeptała, odrywając wzrok od jego oczu. Spojrzała na kieliszek trzymany dygocącą dłonią. – Uważaj, bo wyleję wino.

– Łatwo temu zaradzić.

Nachylił się, wyjął kieliszek z ręki dziewczyny i postawił go na stoliczku przy kanapie. Potem przycisnął do niej Sarah całą długością ciała.

On… on na mnie leży! Sarah czuła ciężar szerokiej klatki piersiowej mężczyzny na swych piersiach, jego biodra na swoich, jego…

Zadrżała. Pocałunek mężczyzny wyzwolił falę gorąca, które ogarnęła całe jej ciało.

– No i dokąd doszliśmy? – szepnął, wypełniając jej uszy, jej zmysły, ciepłym brzmieniem swego głosu.

W pół drogi do szaleństwa? Sarah nie mogła wykrztusić odpowiedzi, którą podpowiedziała jej poddająca się świadomość. Nieważne, Jake sam dobrze wie, dokąd doszliśmy, do czego dążymy i jak to osiągnąć, pomyślała.

Przywarł wargami do jej ust, rozchylał je, jeszcze bardziej… Poczuła czubek jego języka, dotykający jej warg zrazu delikatnie, potem coraz brutalniej. Jednocześnie dłoń mężczyzny dotarła do jej piersi.

Jesteśmy u celu, pomyślała bez sensu.

Sarah ogarnęła gorączka. Całkowicie. Tak, że przestała myśleć, zatraciła się. Przez jej ciało przebiegały dreszcze rozkoszy, w górę i w dół, do najgłębszych zakątków jej kobiecości. Natarczywe usta Jake'a domagały się reakcji; reakcji, której nie miała siły powstrzymać. Objęła Jake'a mocno, tak, że przylgnęła do niego jeszcze bardziej. Odsunął ją, żeby pieścić koniuszek jej piersi, delikatnie, opuszkami palców, aż z ust Sarah wyrwał się jęk rozkoszy.

W jej głowie zabrzmiał ostrzegawczy dzwonek. Zbyt szybko. Zbyt mało czasu na zastanowienie.

Zatrzymać go. Odepchnąć. Zrobić coś, bo potem będzie już za późno.

– Jake… proszę – wydyszała. – Jeszcze nie.

Usłuchał. Odsunął się, przerywając pieszczoty, choć widać było, jak wiele go to kosztowało.

Teraz jest lepiej, pomyślała, chociaż… nie mogła oderwać wzroku od jego twarzy, ciała, od wybrzuszenia jego spodni…

Zmusiła się wreszcie, żeby nie patrzeć. Wstała, czując się tak, jakby musiała podźwignąć jakiś ogromny ciężar.

– Robi… robi się późno – zauważyła nieswoim głosem. – Ja… ja posprzątam, pozbieram naczynia – tłumaczyła, znikając we względnie bezpiecznym wnętrzu kuchni.

Jake nie ruszył się z miejsca. Prawdę mówiąc wątpił, czy miałby na to siłę. Odczuwał ból w całym ciele. Ból, który nie był wcale nieprzyjemny.

Oddychał głęboko, obrzucając spojrzeniem swoje ciało, miejsca, w które jeszcze przed chwilą wpatrywała się Sarah. Uśmiechnął się na widok pełnego i oczywistego dowodu swego podniecenia; to ono właśnie, jak sądził, spowodowało pospieszną rejteradę Sarah.

Nie winił jej za to. Miała rację. Postępował zbyt szybko, zbyt bezpośrednio dążył do celu.

Gdyby chodziło o inną kobietę, Jake uważałby, że jest usprawiedliwiony. Usprawiedliwiony pokusą, jaką stanowiło doskonale ukształtowane ciało, słodki smak wilgotnych ust, siła, z jaką dziewczyna początkowo reagowała na jego starania. W wypadku Sarah to wszystko nie wchodziło w rachubę jako wymówka. Jake wiedział, że ta kobieta nie kusiła go rozmyślnie.

To nie wina Sarah, że nie mogłem się powstrzymać, oderwać od niej wzroku, rąk, przyznał w myślach. Nadal odczuwał drżenie i ból wywołany tym, czego dane mu było przed chwilą zakosztować.

Jake myślał o głębi swych doznań. Nigdy jeszcze nie przeżył kontaktu z kobietą tak silnie, nawet jako młodzieniec. Nigdy jeszcze jego ciało nie reagowało tak szybko, tak potężnie.

Oczywiście, przyczyną mogło też być to, że już od miesięcy nie miał kobiety, przypomniał sobie. Właściwie od chwili, gdy powrócił do Sprucewood. A jednak… takie przerwy już się zdarzały, a nigdy nie wywoływały aż tak gwałtownych uczuć, jak te, które ogarnęły go, gdy leżał przytulony do Sarah.

Właściwie… dlaczego ona tak nagle uciekła? W końcu jestem gliną. Powinienem wpaść na właściwy trop.

Drgnął na dźwięk układanych talerzy i sztućców. Podczas gdy on siedział sobie rozparty na kanapie, czekając, aż opadnie fala podniecenia, Sarah sprzątała ze stołu i zanosiła naczynia do kuchni. Może odreagowywała w ten sposób wcześniejsze napięcie?

Sarah.

Jake westchnął i wstał. Dość tych rozmyślań. Schylił się, by podnieść swój kieliszek z podłogi, potem kieliszek Sarah ze stolika.

Sarah. Tu tkwiła odpowiedź na wszystkie pytania.

Jake wiedział już z całą pewnością, że jego organizm zareagował tak silnie właśnie na Sarah. Nie chodziło tu na pewno o rozładowanie napięcia z jakąkolwiek kobietą.

Przerażająca myśl. Jake przeszedł przez salonik z wyrazem samozadowolenia na twarzy. Dobrze, że jestem policjantem, pomyślał. Przerażające zjawiska nie są dla mnie czymś obcym.

Stół był już pusty, uprzątnięty.

Kierując się odgłosem wody płynącej z kranu, dotarł do kuchni. Dziewczyna stała tyłem do drzwi, z rękoma zanurzonymi w zlewie.

– Nie powinnaś tego robić – zauważył. – Dyżur w kuchni miałaś wczoraj.

– Nie szkodzi. – Nieznacznie wzruszyła ramionami. – Jestem przyzwyczajona. Jak się czujesz? – dodała tak cicho, że ledwie dosłyszał jej słowa poprzez szum wody.

– Chyba jakoś to przeżyję.

Sarah spojrzała na niego przez ramię.

– Jake, przepraszam, ale…

– Wiem – wpadł jej w słowo, próbując ułatwić dziewczynie wybrnięcie z niezręcznej sytuacji. – W każdym razie, to nie twoja wina – przyznał. – Byłem tak uparty, że zasłużyłem na tego rodzaju nauczkę.

Ponieważ nie odpowiadała, podszedł bliżej, lecz nie za blisko.

– Przyniosłem ci wino. – Pokazał jej kieliszek, a potem postawił go na blacie obok suszarki do naczyń.

Sarah obdarzyła go nieco zdawkowym uśmiechem.

– Chyba już dość wypiłam. Może nawet za dużo.

– Nie chodzi o wino, Sarah – stwierdził zdecydowanie Jake, stawiając swój kieliszek na blacie. Spojrzał jej głęboko w oczy. – Wiesz o tym równie dobrze, jak ja.

– Tak, masz rację – szepnęła. Wpatrywała się w podłogę, żeby uniknąć przenikliwego wzroku mężczyzny.

– Spójrz na mnie, Sarah. – Choć starał się powiedzieć to łagodnie, jego słowa zabrzmiały jak rozkaz.

Sarah posłusznie uniosła głowę. Przygryzła dolną wargę, jednak wytrzymała spojrzenie.

– Coś przyciąga nas nawzajem do siebie, fizycznie i emocjonalnie. Ja o tym wiem i ty o tym wiesz. – Nie odrywał wzroku od jej oczu. – Prawda?

Westchnęła. – Tak.

– Tak. – Jake potwierdził znaczenie tego słowa skinieniem głowy. – Jest mi z tobą dobrze i wiem, że tobie jest dobrze ze mną. Mam rację?

– Tak.

– Dobrze.

Po chwili westchnął i odrzucił resztki ostrożności.

– Powiem wprost: chcę pójść z tobą do łóżka. – Niecierpliwie potrząsnął głową. – Nie, nie po prostu pójść do łóżka. Chcę się w tobie zanurzyć, roztopić. Chcę tak bardzo, że aż czuję ból.

Nabrał powietrza głęboko w płuca.

– Przysięgam jednak, że nie będę na ciebie naciskał. Poczekam, aż mi powiesz, otwarcie i szczerze, że również tego chcesz. – Uśmiechnął się. – To nie będzie łatwe, ale… poczekam.

– Jake… ja… – Piękne oczy dziewczyny zaszkliły się łzami.

– Do diabła, Sarah, nie płacz, bo będę musiał wziąć cię w ramiona, utulić, poczuć twoje cudowne ciało pod tym cienkim materiałem i…

Umilkł, odsunął się i wyciągnął ścierkę z szuflady.

– Ty… pozmywałaś naczynia. Ja je powycieram.

– Dobrze. – Sarah roześmiała się i pociągnęła nosem. – Podczas wycierania opowiesz mi historię… tym razem twojego życia.

Загрузка...