8

Następnego ranka Arię zbudził przerażający dźwięk. Otworzyła oczy i zobaczyła leżącego obok niej na pościeli porucznika Montgomery’ego. Głośno chrapał. Nie wiedziała, o której wrócił do domu.

Zadzwonił telefon, a że stał po jego stronie łóżka, Aria nie zamierzała się gimnastykować z odbieraniem. J.T. podniósł słuchawkę po szóstym dzwonku.

– Tak, mówi Montgomery. – Słuchał przez chwilę, potem odwrócił się i popatrzył na Arię. – Tak, akurat jest ze mną. Tak, w tym samym łóżku, chociaż guzik wam do tego. – Odsunął mikrofon słuchawki od ust – Jak szybko możesz być gotowa do odlotu na Key West?

– Jak tylko ktoś spakuje moje…

– Za godzinę – przerwał J.T. – Wpadnijcie po nas, za godzinę.

Odłożył słuchawkę i usiadł na łóżku.

– Amerykańska żona pakuje rzeczy swoje i męża. Cholera, moja głowa. Zacznij, a ja tymczasem wezmę prysznic.

Aria nie miała zamiaru go słuchać. Zadzwoniła po służbę hotelową i zamówiła sobie śniadanie, po czym wzięła do ręki magazyn, zawierający zdjęcia Gary’ego Coopera.

W parę minut później J.T. wyrwał jej magazyn z dłoni.

– Co to za syf? Skąd to wzięłaś i dlaczego jeszcze nie jesteś ubrana? Powinnaś mieć już spakowaną połowę bagażu. Posłuchaj, księżniczko, jeśli chcesz być Amerykanką, musisz przyłożyć się do nauki. Ile książek historycznych przeczytałaś wczoraj wieczorem?

– Tyle samo ile ty. Jeśli sądzisz, że zamierzam pakować ci walizki…

Przerwało jej głośne pukanie do drzwi, połączone z wołaniem: „Służba hotelowa”.

Widząc, że Aria zamówiła tylko jedno śniadanie, J.T. wpadł we wściekłość. Powiedział, że ona nie ma pojęcia, jak powinna zachowywać się żona, na co Aria zwróciła mu uwagę, że nie mogła nic dla niego zamówić, bo nie wie, co jej mąż lubi. J.T. oskarżył ją więc, że nie jest wcale zainteresowana nauką i nie chce pomóc jego krajowi.

Aria natychmiast przerwała kłótnię. Podeszła do telefonu i spokojnie zamówiła drugie śniadanie, powtarzając szczegóły menu za J.T, który wymieniał je z ohydnym zadowoleniem z siebie.

Starała się nie zapominać ani na chwilę, w jaki sposób znalazła się we władzy tego wstrętnego człowieka i jak ważna jest dla niej Lankonia, ale było jej trudno. Porucznik Montgomery siedział przy stole i jadł, podczas gdy ona usiłowała spakować wszystkie ich ubrania, jednocześnie jedząc zamówione jajka. Porucznik zjadł, ona pracowała. Porucznik wziął się do czytania gazety, ona nadal pracowała.

– Dlaczego amerykańskie kobiety to robią? – mruknęła pod nosem. – Czemu się nie zbuntują?

– Gotowa już? – spytał zniecierpliwiony. – Dlaczego kobiety zawsze tak długo się ubierają?

Popatrzyła na jego plecy i wyobraziła sobie, że przykłada mu walizką. Lekcje zachowania godnego księżniczki, udzielane przez matkę, nie przygotowały Arii na takie sytuacje.

Zadzwonił telefon. Żołnierz meldował, że samochód czeka na dole.

– Czy amerykańska żona również nosi bagaż? – spytała niewinnie Aria.

– Jeśli jej mężczyzna tego sobie życzy, to tak – odrzekł J.T. Zawołał chłopca hotelowego, który sprowadził wózek na liczne walizki i torby Arii.

Zapewniono im przelot wojskowym samolotem transportowym, tym razem jednak wnętrze nie stwarzało nawet Pozorów luksusu. J.T. zapadł w drzemkę na swym siedzeniu. Otwierał oczy tylko sporadycznie, żeby upewnić się, czy Aria czyta historyczną książkę, którą dla niej zabrał. Odpylał ją z Krzysztofa Kolumba, a potem z purytanów. Chociaż odpowiedziała poprawnie na wszystkie pytania, nie pochwalił jej ani jednym słowem.

Gdy zabrała się do trzeciego rozdziału, zasnął na dobre, więc wydobyła z torebki magazyn i przykryła nim książkę. Może coś by jeszcze przeczytała, gdyby nie to, że wkrótce również zasnęła. Otwarta książka opadła jej na kolana.

– Co to jest? – spytał J.T., budząc ją znienacka.

– Bombowa lektura, nie? – odrzekła dość sennie. Ku jej zaskoczeniu spostrzegła, że J.T. zamierza się uśmiechnąć, ale chyba w porę się na tym złapał.

– Miałaś czytać o zakładaniu brytyjskich kolonii w Ameryce – powiedział cicho. Szum silnika przeszkadzał im w rozmowie, więc zbliżyli do siebie głowy. Z tej odległości J.T. prezentował się wcale nieźle.

– Czy Stany Zjednoczone to coś więcej niż tylko historia?

– Oczywiście. Cały przemysł rozrywkowy. – Skinął głową ku magazynowi filmowemu, który trzymała w dłoni. – Ale to już widziałaś. No, i jest jeszcze rodzina. Może ci wyjaśnię, jak wygląda amerykańska rodzina.

– Dobrze. Chętnie posłucham o czymś, co nie jest historią.

Zastanawiał się przez chwilę.

– W amerykańskiej rodzinie panuje absolutna równość, wszystko dzieli się na pół. Mężczyzna zarabia pieniądze, kobieta zajmuje się domem. No, nie, tak naprawdę to nie jest pół na pół, bardziej sześć do czterech, a właściwie siedem do trzech, bo z obowiązkami mężczyzny łączy się trudna do udźwignięcia odpowiedzialność. To on musi nieustannie łożyć na żonę i dzieci. Musi zapewnić im wszystko, czego potrzebują, upewnić się, czy niczego im nie brak. Pracuje więc dzień w dzień, zawsze na posterunku. W zamian żąda niewiele, ale daje z siebie mnóstwo. – J.T. urwał i wyprostował się. – No, więc masz jaki taki obraz. My, mężczyźni, pocimy się orząc naszą działkę, podczas gdy wy, kobiety, spędzacie popołudnia na piciu herbaty. – Westchnął. – Wojna też należy do naszych obowiązków.

– Rozumiem – powiedziała Aria, gdy skończył, ale nie rozumiała niczego. – Czy przez „zajmowanie się domem” rozumiesz również, że żona naprawia cieknący dach?

– Oczywiście nie. Żona wzywa dekarza. Chciałem powiedzieć, że sprząta, myje okna i takie tam. Gotuje. Nie, dachu nie naprawia w żadnym wypadku.

– Myje okna? A co z podłogami?

– Myje wszystko. To znowu nic takiego wielkiego. Zwykłe prace domowe. Każdy to potrafi, nawet następczyni tronu.

– Powiedziałeś, że żona gotuje. Czy także planuje jadłospis? Zmywa?

– Oczywiście. Amerykańska żona jest bardzo uniwersalna i samowystarczalna.

– A jeśli są goście? Czy gotuje dla gości? Chyba nie podaje jedzenia, co?

– Powiedziałem ci, że zajmuje się domem i wszystkim, co się dzieje w domu. To obejmuje również przyjmowanie gości.

– Czy także zajmuje się garderobą?

– Tak.

– Dziećmi?

– Naturalnie.

– Kto pomaga jej w prowadzeniu rachunków?

– Zwykle mąż daje żonie co miesiąc czek, a ona z tego opłaca rachunki, kupuje żywność i wszystko, czego potrzebują dzieciaki.

– Rozumiem. I żona prowadzi samochód?

– Jak inaczej dostałaby się do sklepu?

– To zdumiewające.

– Co jest zdumiewające?

– Z tego, co słyszę, amerykańska żona jest sekretarką, księgową, kierowcą, dostawcą, kamerdynerem, pokojówką, szefem kuchni, ministrem skarbu, damą do towarzystwa i opiekunką do dzieci. Powiedz mi, czy również zajmuje się Ogrodem.

– Zajmuje się domem od frontu, jeśli o to ci chodzi. Ale Mężczyzna w wolnych chwilach może jej pomóc.

– Jedna kobieta jest ochmistrzem, marszałkiem dworu koniuszym, i jeszcze ma czas na popijanie popołudniami herbaty? To niesamowite.

– Dajmy temu spokój, dobrze? – Jego wcześniejsza układność znikła. – Wcale nie jest tak, jak to przedstawiasz.

– Oczywiście mężczyźni wywołują też wojny, prawda? Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek kobieta chciała zrzucać bomby na dzieci innej kobiety. Ale może po prostu jest zbyt zajęta popijaniem herbaty, przycinaniem żywopłotu, zmywaniem talerzy…

– Idę do kibla.

Aria wzięła do ręki książkę historyczną, ale nie zabrała się do czytania. Bycie Amerykanką wydawało jej się teraz znacznie trudniejsze, niż początkowo myślała.

W Key West czekał na nich samochód. Kierowca wiózł ich wąskimi uliczkami pełnymi jaskrawych kwiatów. Przystanął przed piętrowym domkiem przy obszernym cmentarzu. Domki w sąsiedztwie były prawie jednakowe.

J.T. otworzył drewnianą furtkę obłażącą z farby i samochód odjechał.

– Nie mam pojęcia, w jaki sposób marynarka załatwiła nam dom. Lista chętnych jest tak długa, że normalnie czeka się rok.

Aria wyobraziła sobie z odrazą stanie przez rok w kolejce.

Domek był dla niej za mały. Na parterze był jeden pokój, łączący funkcje salonu z jadalnią. Ścianka działowa zasłaniała część kuchni. Była tam także łazienka z wielką białą pralką. Po stromych, wąskich schodkach wchodziło się do podłużnego pokoju. W jednym jego końcu stało dwuosobowe loże, za ścianą łazienki, we wnęce, kryło się jeszcze łóżko dla jednej osoby. Ściany wymalowano w tonacji bladoróżowo – błękitnej, a meble były wiklinowe.

J.T. wciągnął cały bagaż Arii na górę.

– Idę do stoczni. Rozpakuj swoje rzeczy i powieś je w szafach. Armia podobno wyposażyła nam dom, więc mam nadzieję, że oznacza to również zapasy żywności. Kiedy się z tym wyrobisz, wsadź nos w książki. – Przystanął na chwile u szczytu schodów, jakby miał zamiar jeszcze coś powiedzieć, ale zaraz odwrócił się i wyszedł z domu.

Na pięterku był również balkon. Aria wyszła obejrzeć z niego wąską uliczkę i ciągnący się za nią cmentarz.

– Hej, jest tam kto?! – usłyszała męski głos na dole.

– J.T.? – zawołała jakaś kobieta.

Dziwne, pomyślała Aria. Czy w Stanach Zjednoczonych ludzie zawsze wchodzą do cudzych domów jak do swoich? Stanęła u szczytu schodów. W dole, na progu, zobaczyła trzy pary.

– Ho, ho! – powiedział jeden z mężczyzn, patrząc na nią. – Czy to pani podbiła serce J.T?

Przybysze zgodnie zapatrzyli się na nią. Aria mogła nie wiedzieć, jak samodzielnie się ubrać albo jak policzyć pieniądze, ale była pewna, że znakomicie potrafi podołać roli pani domu.

– Witajcie – powiedziała królewskim tonem, z wdziękiem schodząc po schodkach.

– Księżniczko! – dobiegł ją inny głos. We wnętrzu domu pojawił się Bill Frazier, a za nim przyjemna blondynka. – Chciałem powiedzieć… – Umilkł zakłopotany.

– Jestem… – zaczęła Aria.

– Księżniczka jest w porządku – powiedział ze śmiechem jeden z mężczyzn. – Pasuje do pani. Księżniczko, pozwól, że zaprezentuję ci ten klan. Przyszliśmy powitać pannę młodą. – Przedstawił Carla z Patty, Floyda z Gail oraz Larry’ego z Bonnie. Bill przedstawił jej swą uroczą żonę Dolly. Natomiast kawaler, który przejął inicjatywę, nazywał się Mitch.

Mitch ujął ją za ramię.

– J.T. jest głupcem, że zostawia samą taką piękną kobietę Jak pani.

– Skąd masz tę sukienkę? – spytała Patty. Panie trzymały garnki i torby z jedzeniem.

– Czy to jest jedwab? – spytała Bonnie. – Prawdziwy Jedwab?

– Jej, przecież wy dzisiaj przylecieliście. Gdybym ja miała taką sukienkę, byłaby cała pognieciona!

– Wiele bym dala za taki ciuch.

Aria rozpaczliwie pragnęła zaskarbić sobie sympatię tych Amerykanek. Wszystkie nosiły śliczne bawełniane sukienki w kwiaty i efektowne sandałki. Wszystkie miały też krótkie włosy, z którymi wyglądały młodo i radośnie, oraz usta uszminkowane w odcieniu ciemnej czerwieni. Stojąc Przed nimi w jedwabnym kostiumie, z długimi włosami zaczesanymi do tyłu, Aria wydawała się sobie bardzo staroświecka, czuła też, że jest cudzoziemką. Kobiety patrzyły na nią wyczekująco, więc gorączkowo zaczęła się zastanawiać, czym mogłaby im sprawić przyjemność.

– Porucznik Montgomery kupił mi kilka sukienek, które jeszcze są zapakowane. Może chciałybyście je obejrzeć?

W jednej chwili Arię dosłownie wypchnięto z salonu na schodki, za nią zaś tupało stadko podnieconych kobiet.

W dziesięć minut później na pięterku panował nieopisany zgiełk. Kobiety wyciągały stroje z licznych walizek. Aria zaczęła się uśmiechać, a po następnych dziesięciu minutach naprawdę dobrze się bawiła. Pierwszy raz w Stanach Zjednoczonych miło spędzała czas. Spytała, czy Bonnie chciałaby przymierzyć suknię Schiaparelli i po sekundzie miała wokół siebie cztery kobiety w bieliźnie.

– Muszę pokazać to Larry’emu – powiedziała Bonnie paradując we wspaniałej czerwonej wieczorowej sukni.

– W takim obuwiu? – zdziwiła się Aria z łagodnym wyrzutem. – I w skarpetkach? Może tak będzie lepiej. – Wyciągnęła przed siebie parę jedwabnych pończoch.

Bonnie sięgnęła po pończochy; wyglądała tak, jakby miała się rozpłakać.

Aria cofnęła rękę.

– To ma swoją cenę.

Bonnie zawahała się. W Arii było coś onieśmielającego.

– Znajdziesz mi fryzjera, który zrobi mi podobną fryzurę jak twoja, dobrze? – spytała Aria. – I miejsce, w którym mogę sobie kupić kosmetyki.

Wieczór zamienił się w rewię mody. Kobiety przymierzały suknie Arii, kostiumy i sukienki, i paradowały w nich przed mężami. Dolly była odrobinę za pulchna na kostiumy, ale w jednej z sukienek na ramiączkach naprawdę warto ją było obejrzeć. Kobiety śmiały się z mężczyzn, którzy wiwatami powitali Dolly schodzącą po schodkach.

– Bill był potwornie zazdrosny – powiedziała triumfująco Dolly. Z małego podwórza za domem doleciał zapach mięsa z rusztu.

– Niech J.T. lepiej szybko się zjawi, bo inaczej ominą go hamburgery – powiedziała Gail. – Gdzie on się podziewa?

Kobiety zastygły ze strojami w dłoniach.

– Poszedł do pracy – odrzekła Aria? – Czy dobrze mi w takim kolorze szminki?

Kobiety wyraźnie ciekawiło ich małżeństwo. Wiedziały, że J.T. wybrał się na odpoczynek po pobycie w szpitalu, wrócił mocno wyczerpany i warczał na wszystkich dookoła, a w kilka dni później do stoczni przyjechała czarna limuzyna, J.T. wsiadł i znikł na długo. Wrócił z żoną.

– Dla mnie wyglądasz świetnie – powiedziała Dolly, usiłując zatuszować niezręczną sytuację. Chodźcie, posprzątamy i zejdziemy na dół, bo inaczej nie zostanie dla nas nic do jedzenia.

Aria jako gospodyni była w swoim żywiole. Dyskretnie upewniła się, że wszyscy mają dość jedzenia, pilnowała też, żeby żaden kieliszek nie był pusty. Miała pewne kłopoty bez służby, ale jakoś sobie poradziła. Kilka razy wyczula na sobie spojrzenie Dolly i zawsze odpowiadała uśmiechem. J.T. przyszedł akurat na deser.

– O, jest i pan młody – wykrzyknęła Gail. – Rusz się, Mitch, niech J.T. usiądzie przy żonie.

– Niech sobie siedzi – powiedział J.T. i skierował się ku Billowi i Dolly. – Zostało coś do jedzenia?

– Mięso się skończyło, ale są sałatki: z kapusty, z ziemniaków, z krewetek. Częstuj się.

J.T. spojrzał surowo na Arię.

– Niech mi żona poda.

Przez chwilę panowało milczenie, potem Aria odstawiła talerzyk i spytała:

– Czy chciałby pan jeszcze trochę szarlotki, Larry?

– Nie, księżniczko, dziękuję. Najadłem się po uszy.

– Księżniczko? – zdziwił się J.T.

– Tak ją przezwałem – powiedział z naciskiem Bill.

Aria wzięła pusty talerz i zaczęła nakładać na niego jedzenie. J.T. stanął naprzeciwko niej, po drugiej stronie stołu.

– Amerykańskie kobiety usługują swoim mężczyznom. I są dobrymi paniami domu. Czy nie kazałaś wszystkim skakać koło siebie? I mam nadzieję, że nie używałaś noża i widelca do hamburgera?

– Odpieprz się od niej – syknął Bill. – Świetnie sobie radzi. Wspaniałe przyjęcie, księżniczko.

– Czy to zadowala szanownego pana? – spytała Aria podsuwając mężowi talerz z górą jedzenia.

– Nie bądź taka cwana. Zobaczysz… O, cześć Dolly! – Wziął talerz i odszedł.

Dolly przez moment stała wpatrzona w Arię, potem ujęła ją za ramię.

– Spotkajmy się w poniedziałek. Urządzimy sobie uczciwe babskie pogaduszki.

W tej właśnie chwili ktoś w głębi domu nastawił płytę orkiestry Glenna Millera i Bill poprosił Dolly do tańca. Po chwili wszystkie pary tańczyły w salonie. Tylko Mitch, J.T. i Aria zostali na zewnątrz.

– Czy mogę prosić o ten taniec, pani Montgomery? – spytał Mitch i poprowadził ją do wnętrza domu. J.T. nie podniósł wzroku znad talerza.

Pierwsze spotkanie z amerykańskim tańcem stanowiło dla Arii wstrząs. Nawet mężczyzna, z którym była zaręczona, nie trzymał jej w tańcu tak blisko siebie.

– Nie bój się, gołąbku, więcej luzu – powiedział Mitch, obejmując zdrętwiałą Arię.

– Czy amerykańskie żony mają, tak jak pan mówi, luz?

– Skąd pani jest?

– Z Paryża – odpowiedziała szybko.

– Ooo – westchnął Mitch i próbował przyciągnąć ją bliżej, na co Aria jednak nie pozwoliła. – Jeśli jesteś Francuzką, powinnaś wiedzieć co nieco o miłości.

– Absolutnie nic – powiedziała z powagą.

Mitch roześmiał się głośno i uścisnął Arię.

– Zawsze zastanawiałem się nad staruszkiem J.T.

Dolly wymanewrowała tak, że znaleźli się z Billem obok Mitcha i Arii.

– Lepiej zachowuj się przyzwoicie – szepnęła Mitchowi, wskazując ruchem głowy J.T, który właśnie wkraczał ogrodowymi drzwiami do salonu.

Pozostałe pary wstrzymały dech – J.T. zbliżał się do Mitcha i Arii. Minął jednak tańczących, jakby ich nie dostrzegał.

– Bill, masz wolną chwilę? Chciałbym pogadać z tobą o Instalacji radaru.

– Teraz? Jest sobota wieczór.

– Wojna nie zna weekendów. Chcesz wpaść jutro do stoczni i zerknąć jeszcze na plany?

– W niedzielę?

J.T. potarł szczękę.

– To pierwszy radar, który montujemy, więc się niepokoję i już. W dodatku brytyjski. Nie wiem, czy będzie pasował do amerykańskich okrętów. Żeby potem się nie okazało, że okręt płynie w drugą stronę.

Bill się uśmiechnął, ale Dolly nie.

– Mimo wszystko uważam, że powinieneś spędzić ten dzień z żoną.

– Mam ważniejsze sprawy na głowie. Dolly, czy przyniosłaś trochę swojego sławnego ciasta czekoladowego?

– Tak. Ukroisz sobie, czy mam wezwać twoją wielką, silną żonę, żeby to dla ciebie zrobiła? – Dolly odwróciła się na pięcie i odeszła.

– Czy ona jest z jakiegoś powodu zła? Wkurzyłeś ją czymś, Bill?

– To nie o mnie chodzi, stary – odparł Bill. – Jak dogadujesz się z księżniczką?

J.T. ziewnął.

– Zgodnie z przewidywaniami. Jest kompletnie bezużyteczna. Musiałem ją uczyć, jak napuszcza się wodę do wanny.

– Mitch chyba się z tobą nie zgadza.

– Tylko dzięki efektom moich nauk. Tydzień temu zażądałaby, żeby podać jej ostrygi na złotym półmisku.

Bill pokręcił głową. Wiedział, w jaki sposób J.T. ożenił się z Arią.

– Ona naprawdę musi tęsknić za tym swoim krajem. Kiedy ją poznałem, nie pozwalała się nikomu dotykać, a teraz nie ma nic przeciwko temu, że Mitch ją obejmuje. – Popatrzył na przyjaciela, ale J.T. nie zareagował.

– Czy wszystko gotowe do montażu aparatury destylacyjnej na tym drugim okręcie?

– Owszem – potwierdził Bill, choć w jego głosie pobrzmiewał wyraźny niesmak. – Pójdę po jeszcze jedno piwo.

J.T. znów zbliżył się do Arii i znów wszyscy wstrzymali oddech, a Mitch cofnął ręce.

– Mam trochę roboty na górze – powiedział J.T. – Zajmij się gośćmi, żono. Mówię poważnie. Ma im niczego nie brakować. – Popatrzył na grupkę ludzi, którzy stanęli w milczeniu. – Możesz z nimi siedzieć tak długo, jak masz ochotę. Miłej zabawy. Dobranoc. – Z tymi słowami odszedł po schodach na górę.

– Smutas, psuje ludziom zabawę – burknęła Gail.

– Co się stało z tym J.T., którego znałem? – spytał Larry.

Wszystkie spojrzenia skierowały się ku Arii, jakby od niej oczekiwano odpowiedzi.

Dolly zwróciła się do gości:

– Może spotkamy się jutro o jedenastej w lodziarni Flaglera?

– Zdaje się, że J.T. chce pracować – zauważył Bill.

– No, to spotkamy się bez niego. Wpadniemy po ciebie za piętnaście jedenasta… księżniczko – powiedziała Dolly z uśmiechem.

Goście w parę minut posprzątali i przygotowali się do wyjścia. Mitch ucałował dłoń Arii.

– Do jutra, księżniczko – powiedział.

Aria stała w drzwiach i życzyła wszystkim dobrej nocy. Usłyszała jeszcze, jak Dolly mówi:

– Wyjaśnisz, Bill, co się święci, nawet gdyby miała ci na tym zejść cała noc.

Na górze J.T. skrył się w wielkim łożu, narzucił prześcieradło na dolną połowę ciała i świecąc nagim torsem, obsypał się wokoło papierzyskami.

– Rozumiem, że małe łóżko jest dla mnie – powiedziała Aria.

– Mhm – zabrzmiało w odpowiedzi.

Skrzywiła się, ale J.T. nie podniósł głowy. Otworzyła więc komodę i popatrzyła na stos swoich koszul nocnych. Pod wpływem odruchu wyciągnęła różową jedwabną, kupioną na noc poślubną, która nigdy się nie urzeczywistniła.

W łazience zaczęła nucić jakąś melodię podchwyconą wieczorem i przypomniała sobie, jak czuła się w ramionach Mitcha. Oczywiście była dosyć skrępowana, bo według norm lankońskich postępowała bardzo nieprzyzwoicie, ale w gruncie rzeczy było to całkiem przyjemne.

Aria rozpuściła włosy. Wciąż podśpiewując, z uśmiechem na twarzy wzięła ubranie, żeby powiesić je w szafie naprzeciwko loża J.T. Zaczynała się przyzwyczajać do dbania o własną garderobę. Poczuła nawet cień dumy, widząc równo rozwieszone stroje.

– Kim jest Mitch? – spytała J.T., który leżał gdzieś za jego plecami.

– Słucham? Aha, prowadzi warsztat optyczny.

– Optyczny? Robi okulary?

J.T. odłożył papiery.

– Jego dział naprawia chronometry i zegary okrętowe.

– Czyli jest ważnym człowiekiem?

– Podczas wojny wszyscy są potrzebni.

– Tak, ale mnie chodzi o jego tytuł. Czy jest wyższy od twojego? – Usiadła na krawędzi łóżka.

– Ach, rozumiem, chcesz wiedzieć, czy nie jest hrabią albo księciem. Przykro mi, księżniczko, ale on nie ma wyższego tytułu. Mam tylko jednego szefa, dyrektora naczelnego stoczni. To ja jestem szefem Mitcha, a także szefem Billa, Carla, Floyda i Larry’ego. Co to za zapach?

– Perfumy, które dostałam od sprzedawczyni w Miami. Bardzo miło pachną.

– Zawsze się perfumujesz na noc?

– Oczywiście. Inni też byli bardzo sympatyczni. W Ameryce wszyscy sprawiają wrażenie wolnych ludzi, zdaje się, że nie ma tu zbyt wielu reguł ograniczających zachowanie.

– Zejdź z mojego łóżka i idź do swojego. I nie wkładaj więcej tej koszuli nocnej, i zwiąż włosy w koński ogon. A teraz wynoś się stąd i zostaw mnie w spokoju. I weź ten samouczek. Jutro zrobię ci test z rozdziałów od siódmego do dwunastego.

– Jeśli przez cały dzień będę jadła lody, to nie ma o tym mowy – szepnęła wyzywająco Aria, odchodząc do drugiego łóżka. Przed snem obejrzała jeszcze zdjęcia z magazynów filmowych, usiłując zdecydować, jaką chciałaby mieć fryzurę.


O cholera! – powiedziała Dolly Frazier, opierając się o wezgłowie łóżka.

– Dolly, nie lubię, jak moja żona używa takiego języka. – Bill nie poszedł za jej przykładem, nadal wygrzewał się pod kołdrą.

– A ja nie lubię, jak mąż ma przede mną takie tajemnice.

Bill odwrócił się do niej.

– Byłem zdania, że to prywatna sprawa J.T. Niech Bóg ma w swej opiece żonatych mężczyzn, którzy myślą, że potrafią dochować sekretu.

– Księżniczka. Prawdziwa księżniczka w Key West i ja miałam okazję ją poznać! Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że któregoś dnia ona będzie królową? A jeśli J.T. pozostanie jej mężem, może zostać królem. Wtedy znałabym osobiście króla i królową.

Bill znów odwrócił się w drugą stronę.

– J.T. nie chce być królem. Znasz jego rodzinne koneksje. Ma więcej pieniędzy niż dziewięciu królów na dziesięciu. Ożenił się z księżniczką, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo i nauczyć ją żyć jak Amerykanka. Jak tylko w Lankonii wszystko wróci do normy, J.T. wróci do Stanów, a małżeństwo zostanie unieważnione.

– Nauczy ją żyć jak Amerykanka, ha! Czy widziałeś tę piramidę historycznych książek, jaką przed nią usypał? I sposób, w jaki każe się obsługiwać? Mam wrażenie, że na tej wyspie nie dogadywali się za dobrze i J.T. wciąż jeszcze jest na nią wściekły.

– Mówi, że ona jest kulą u nogi, że wszyscy przez całe życie ją obskakiwali, więc ona oczekuje, że wszystko się za nią samo zrobi. Podobno nigdy sama się nie ubierała i każe J.T. chodzić dwa kroki za sobą.

– Nic takiego nie zauważyłam.

– W Waszyngtonie wsadzili ją do paki za kradzież w sklepie. Nie wiedziała, jak się płaci za towar. A J.T. twierdzi, że tragarzom dawała studolarowe napiwki.

– I to, co J.T. teraz robi, ma ją nauczyć wartości pieniądza?

– Oczywiście – powiedział Bill zdziwiony. – Co innego miałby zrobić?

– Wziąć ją na zakupy. To jedyny sposób, żeby nauczyć się czegokolwiek o pieniądzach.

– Wziął ją w Miami. Wydał rolkę banknotów. Dolly, dziecino, czy nie moglibyśmy teraz pospać?

– Jasne. Tylko tak sobie myślałam. A gdyby J.T. się w niej zakochał? Wtedy nie chciałby od niej odejść i zostałby królem.

– Nie jestem pewien, czy Amerykanin może być królem.

– Oczywiście, że może. Jeśli ożeni się z królową, to jest królem. Zastanawiam się, czy Ethel będzie chciała otworzyć swój salon piękności w niedzielę. Chyba do niej zatelefonuję i spytam.

– Dolly, jest druga w nocy – powiedział Bill, ale żona już zdążyła wstać z łóżka.

– Jej to nie będzie przeszkadzało. Upiększymy księżniczkę tak, że J.T. jej się nie oprze. Zanim dojadą do Lankonii, nie będzie chciał jej zostawić nawet w obliczu strzelającego plutonu wojska.

Bill jęknął i naciągnął sobie poduszkę na głowę.

– Co ja narobiłem?

Загрузка...