16 KWIETNIA 2096: WIECZÓR

Zmagając się z poczuciem winy z powodu lodów zjedzonych na deser, Wunderly wróciła z Negroponte do laboratorium. Było w nim ciemno, jeśli nie liczyć jednego pasa lamp nad stołem, przy którym pracowały.

Negroponte opadła na krzesło przed ekranem. Wunderly stanęła za nią i pomyślała, że wszystko wygląda dokładnie tak samo, jak trzy godziny temu. Cała praca na nic, pomyślała. Zmusiłam Manny’ego, żeby ryzykował życiem, podobnie jak Pancho i Wanamakera. Wszystko na nic. Te cholerne drobinki to po prostu pył. To, co tam widziałam, to po prostu naturalne tarcie, nic poza zwyczajną dynamiką cząsteczek.

— Myślę, że to ty powinnaś to zrobić — rzekła Negroponte, stukając w klawiaturę długimi palcami. — Zaraz zobaczymy…

Dramatycznym gestem wyciągnęła palec ze starannym manicure, po czym nacisnęła klawisz. Obraz na ekranie zaczął drgać.

— Widziałaś? — spytała podekscytowana Negroponte.

— Coś… — odparła Wunderly. — Mogłam mrugnąć.

— Nie mogłyśmy obie mrugnąć — szepnęła Negroponte, znów coś wystukując. — Cofnę film i odtworzę go jeszcze raz. Jest! Widziałaś?

— Może to jakiś błąd na filmie — rzekła Wunderly, próbując zachować spokój, choć wszystko w niej dygotało.

— Cofnę jeszcze raz. Tym razem puszczę wolniej… Wunderly czuła, jak narasta w niej napięcie. Nie myśl o wszystkich swoich nadziejach, powtarzała sobie w duchu. Uspokój się, nie podniecaj się za bardzo.

Pochyliła się nad ramieniem Negroponte, czując, jak oczy otwierają jej się szeroko na widok ciemnej plamki, która pulsowała na ekranie: raz, drugi i trzeci. Potem znów zamarła.

— Cofnę jeszcze raz — rzekła Negroponte drżącym głosem.

Lodowe stworzenie znowu zaczęło pulsować.

— To naprawdę żyje — szepnęła Wunderly.

— Cały czas miałaś rację — oznajmiła Negroponte, obracając się na krześle.

Wunderly objęła ją i uścisnęła. Negroponte wstała i odwzajemniła uścisk. Razem odtańczyły jakiś dziwny taniec wzdłuż laboratoryjnego stołu.

— Dostaniesz za to Nobla! — wykrzyknęła Negroponte.

— Dostaniemy. Obie. Razem tego dokonałyśmy.

— Życie w temperaturach kriogenicznych — rzekła Negroponte, wracając do aparatury.

— Musimy powiedzieć Urbainowi, a potem przekazać MKU. Będą chcieli obejrzeć dane. Musimy nakręcić więcej materiału i obejrzeć następne próbki.

Negroponte potakiwała z takim zapałem, że aż włosy latały jej na wszystkie strony.

— Czy ty wiesz, co to oznacza? Te organizmy mają tak wolny metabolizm, że możemy badać reakcje w ich komórkach cząsteczka po cząsteczce. Będziemy mogli zobaczyć więcej niż w jakiejkolwiek normalnej komórce.

Wunderly już szperała w torebce, szukając palmtopa.

— Może nawet dostaniemy dwa Noble!


Było bardzo późno, ale Urbain był w biurze, gapiąc się na inteligentny ekran, na którym widać było przesyłany w czasie rzeczywistym obraz Alfy na powierzchni Tytana.

Poprosić tego kaskadera, żeby poleciał tam i naprawił sondę? Pogładził wąsy, bijąc się z myślami, kombinując nad sposobem wydostania swojego dziecka z grzęzawiska. Jak naprawić Alfę, skoro nawet nie mamy pojęcia, co się z nią stało? Inżynierowie przysięgają, że to awaria anten nadawczych, ale ludzie od komputerów sądzą, że to raczej jakiś błąd w oprogramowaniu. Ślepcy i słoń, pomyślał Urbain. Żaden ze specjalistów nie jest w stanie zobaczyć niczego poza własnymi uprzedzeniami.

Czy programiści mogą mieć rację? Czy to może być błąd w oprogramowaniu? W takim razie sprzęt działa bez zastrzeżeń. Należy więc przeprogramować główny komputer i odzyskamy kontrolę nad Alfą. Urbain potrząsnął głową. Przecież przeglądaliśmy już oprogramowanie z dziesięć razy. Albo nawet więcej. Nie znaleźliśmy żadnych błędów.

To jest zadanie Habiba, pomyślał Urbain. Znów przypomniał sobie o jego bezczelności. Powinien być tutaj, próbując doszukać się, co się stało, a nie siedzieć z ludźmi od konserwacji i dumać nad przerwami w dostawie energii. Powinien być…

— Dzwoni doktor Wunderly — odezwał się telefon. — To pilne.

— Co tym razem? — mruknął Urbain.

Komputer uznał jego słowa za polecenie odebrania połączenia i otworzył łącze. Na inteligentnym ekranie po lewej stronie pojawiła się jej twarz w kształcie serca, naturalnej wielkości. Miała szeroko otwarte oczy i dziwny uśmiech, zniekształcający jej rysy.

— One żyją! — wykrzyknęła. — Mamy dowód! Organizmy znalezione w regionie pierścieni są żywe!

— Żywe? — Urbain zamrugał, słysząc tę nowinę. — Chce pani powiedzieć, że są tam żywe istoty?

— Mikroorganizmy — odparła Wunderly chwytając powietrze. — Żyjące w temperaturach kriogenicznych. Psychrofile.

— Muszę poinformować o tym MKU. I to natychmiast. Wunderly skinęła głową na zgodę.

— Doktor Negroponte pracowała ze mną. Razem tego dokonałyśmy. Zasługuje na takie samo uznanie jak ja.

— Oczywiście — rzekł z roztargnieniem Urbain. — Oczywiście.

Część tych zasług spadnie na mnie, pomyślał. W końcu obie należą do mojego zespołu. Uśmiechnął się do zadowolonego oblicza Wunderly. Gdy ona coś radośnie paplała, on rzekł sobie w duchu: dzięki temu zmniejszę trochę nieprzyjemne wrażenie po klęsce Alfy. Nie zauważył, że po raz pierwszy użył słowa „klęska” i nie sprawiło mu to przykrości.


Malcolm Eberly tkwił na spotkaniu komitetu ZRP pod wodzą Jean-Marie Urbain. Był jedynym mężczyzną w małej sali konferencyjnej. Poza nim dookoła okrągłego stołu siedziały same kobiety, większość z nich w wieku, który dawno przestało się określać jako wiek rozrodczy.

Przysłuchując się ich dyskusjom rozmyślał o tym, że wiek rozrodczy uległ przedłużeniu dzięki terapiom odmładzającym, wszczepianiu komórek jajowych, zamrażaniu embrionów, nawet poddawaniu układów rozrodczych kobiet nanoterapii. A mimo to nadal większość kobiet miała dzieci przed pięćdziesiątką; Eberly kazał swoim pracownikom sprawdzić dane demograficzne z Ziemi.

Oficjalnym celem komitetu było pokonanie petycji Holly Lane. Drugim celem, przynajmniej w przypadku Eberly’ego, było spotykanie się z tymi kobietami i pławienie w ich uwielbieniu. Będą na mnie głosować, powtarzał sobie w duchu. Chcą, żebym to ja był głównym administratorem, a nie ta parweniuszka Holly.

Szefem podkomisji ds. statystyki była wyglądająca młodo technik komputerowy, o jasnozielonych oczach i uśmiechu, przy którym tworzyły się śliczne dołeczki na jej policzkach. Teraz jednak się nie uśmiechała.

— Choć udało nam się zwolnić tempo składania podpisów pod petycją — opowiadała — nie udało nam się go powstrzymać. Ludzie nadal się podpisują, choć jest ich znacznie mniej niż dotąd.

Pani Urbain, tres chic w sukience barwy pastelowego fioletu i dyskretnej biżuterii, spytała:

— Jakie są prognozy? Zielonooka wzruszyła ramionami.

— Przy obecnym tempie zdobędą wystarczającą liczbę podpisów do pierwszego maja.

— W takim razie przegraliśmy? — spytała Madame Urbain z niepokojem.

— Nie przegraliśmy — odezwał się Eberly. Wszystkie oczy zwróciły się ku niemu. — To wcale nie jest przegrana.

— Jeśli nawet zasada zostanie zniesiona — mówił, patrząc po kolei na wszystkie uczestniczki zebrania — zostanie zniesiona tylko na pewien czas. Zwycięzca w wyborach może wprowadzić nową zasadę ZRP, kiedy już obejmie urząd.

Rozpatrzyli to. Omówili. Eberly przypomniał, że jeśli zostanie wybrany znaczącą większością głosów, wykorzysta swoją popularność, żeby spowolnić ten proces albo przekonać ludzi, którzy opowiadali się za niekontrolowanym rozwojem.

— Jeśli Holly Lane przegra, cała jej akcja z petycją wytraci rozpęd.

Eberly nie do końca w to wierzył, ale musiał podtrzymać w tych kobietach bojowego ducha, żeby pracowały dla niego do końca kampanii.

Rozmawiały, dyskutowały i roztrząsały kwestię przez ponad godzinę. W końcu Urbain zaproponowała odroczenie obrad i pokrzepienie się kawą i ciastkami, które czekały na nich w kafeterii.

Eberly maszerował obok niej, a reszta kobiet z komitetu trzymała się tuż za nimi. Kroczył pochyłą uliczką w stronę kafeterii, gawędząc mile ze swoimi wielbicielkami.

Zadzwonił telefon. Eberly skrzywił się.

— Przepraszam na chwilę — rzekł i wyłowił telefon z kieszeni bluzy.

Na małym ekranie Eberly rozpoznał twarz jednego z techników z działu łączności.

— Przecież zostawiłem wyraźne polecenie, żeby mi nie przeszkadzano — rzekł ostrym tonem.

— Pomyślałem, że chciałby pan o tym wiedzieć. Urbain właśnie wysłał raport do MKU. Znaleźli dowód na istnienie życia w regionie pierścieni.

Eberly spojrzał na Urbain i resztę otaczających go kobiet. Miał nadzieję, że żadna z nich nie usłyszała tej informacji.

Загрузка...