ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Martinez i Rexton musieli pracować całą noc, łącząc sięz innymi zagrożonymi miejscami, by przekonać się, że „techniczne usterki” zdarzają się tam nagminnie. Zadzwonili do Starca około czwartej nad ranem, a ja słyszałem wszystko przez mój osobisty nadajnik.

Zerwałem się natychmiast i poszedłem do sali konferencyjnej. Oprócz ministra bezpieczeństwa i marszałka ujrzałem jeszcze kilka innych osobistości. Po chwili w drzwiach pojawił się Prezydent w płaszczu kąpielowym, a za nim Mary. Martinez chciał zacząć mówić, Starzec powstrzymał go.

— Pokaż nam swoje plecy! — powiedział stanowczo. Prezydent spojrzał zdziwiony, a Mary dała znak, że wszystko w porządku, ale Starzec zignorował ją.

— Masz rację, Andrew — powiedział Prezydent cicho i zsunął z ramion szlafrok. Jego plecy były czyste. — Jak mogę wymagać współpracy, jeśli nie stosuję się do własnych poleceń?

Starzec chciał pomóc mu założyć szlafrok, ale Prezydent powstrzymał go. Przewiesił okrycie przez krzesło.

— Muszę nabrać nowych przyzwyczajeń. To trudne w moim wieku. No i jak panowie?

Pomyślałem, że rzeczywiście zaczynam się przyzwyczajać do widoku nagości dookoła. Tworzyliśmy osobliwą grupę.

Martinez szczupły, o ciemnej cerze, prawie koloru mahoniu. Myślę, że był półkrwi Indianinem. Rexton opalony tylko na twarzy, od szyi w dół był biały tak jak Prezydent. Na piersi wiły mu się czarne włosy. Tymczasem Prezydent i Starzec mieli siwy zarost. Mary wyglądała cudownie — idealna figura i piękne, długie nogi. Ja, no cóż, jestem raczej typem intelektualisty.

Martinez i Rexton przypinali do mapy kolorowe pinezki. Czerwone dla miejsc niebezpiecznych, zielone dla wolnych i bursztynowe dla tych, jeszcze nie rozpoznanych. Raporty wciąż nadchodziły i asystent uzupełniał dane.

Iowa była cała pokryta pinezkami. Tak samo Nowy Orlean, Kansas City. Cała północna część systemu Missouri-Missisipi od Mineapolis przez St. Paul aż do St. Louis była wyraźnie terytorium wrogów. Aż do Nowego Orleanu same czerwone szpilki, ani jednej zielonej.

Zobaczyłem jeszcze jedno takie miejsce w okolicach El Pasoi — dwa na wybrzeżu.

Prezydent obejrzał mapę spokojnie.

— Potrzebujemy pomocy Kanady i Meksyku — powiedział.

— Czy są jakieś nowe informacje? — Nic znaczącego, sir.

— Kanada i Meksyk — powtórzył Starzec poważnie — to na początek. Będziesz potrzebował poparcia całego świata.

— Rzeczywiście — dodał Rexton. — A co z Rosją? Nikt nie odpowiedział. Nikt z nas nie miał wystarczających informacji. Trzecia wojna światowa nie rozstrzygnęła problemu Rosji i chyba żadna wojna go nie rozstrzygnie. Zresztą pasożyty powinny za żelazną kurtyną czuć się jak w domu.

— Zajmiemy się tym, jeśli będzie trzeba — odrzekł Prezydent. Pokazał palcem na mapę. — Czy są jakieś niepokojące informacje z wybrzeża?

— Raczej nie — zdobył się na odpowiedź Rexton. — Wydaje mi się, że oni włączają się w bezpośrednie przekazy. Ale całą militarną komunikację przełączyłem na jeden kanał, przez stację kosmiczną Gamma.

— Dobrze… — powiedział Prezydent z namysłem. — Andrew, czy pasożyty mogą opanować stację kosmiczną?

— Skąd mogę wiedzieć? Nie wiem nawet jak zbudowane są ich statki. Możliwe, że mogliby tam dotrzeć dzięki rakietom dostawczym.

Trudno było rozstrzygnąć ten problem. Akcja z „nagimi plecami” nie dotarła do stacji kosmicznych. Pomimo że zapłaciliśmy za ich zbudowanie i utrzymujemy je, od czasu, gdy uznane zostały za terytorium Narodów Zjednoczonych, Prezydent musiał z każdym działaniem czekać na zgodę ONZ.

— Jestem prawdopodobnie jedynym tutaj człowiekiem, który zajmuje się stacjami kosmicznymi — objaśnił Rexton. — Panowie, kostium, w jaki my jesteśmy ubrani, obowiązuje również na stacjach. Ale sprawdzimy to. — Wydał rozkazy jednemu ze swoich asystentów.

— Jak wiem — wtrącił Prezydent — wszystko zaczęło się od tego lądowania. — Wskazał miejsce w Iowa.

— O ile wiemy, tak — odpowiedział Starzec.

— Ależ nie! — krzyknąłem.

Wszyscy spojrzeli na mnie, zawstydziłem się.

— Mów dalej — rozkazał Starzec.

— Były jeszcze przynajmniej trzy lądowania. Wiem, że były — zanim zostałem uwolniony.

— Czy jesteś pewien, synu? Myślałem, że wyciągnęliśmy z ciebie wszystko.

— Pewnie tak.

— Dlaczego więc nie powiedziałeś tego? — wrzasnął Starzec.

— Próbowałem im wytłumaczyć jak czuje się człowiek opanowany przez pasożyta. Do jakiego stopnia uświadamia sobie rzeczywistość, która go otacza. Wszystko przypomina sen. Nie jestem bojaźliwym typem, ale być żywicielem pasożyta to coś, co może zwalić z nóg każdego.

Starzec położył mi rękę na ramieniu.

— Uspokój się, synu.

Prezydent również starał się mnie pocieszyć i łagodnie się uśmiechnął. Jego telewizyjna osobowość nie była sztuczna. On naprawdę taki był.

— Przypomnij sobie gdzie wylądowali — gorączkował się Rexton. — Wciąż możemy ich jeszcze powstrzymać, a przynajmniej dowiedzieć się czegoś.

— Wątpię — stwierdził Starzec. — Na pewno ukryli się natychmiast i schowali pojazd.

Podszedłem do mapy. Myślałem i próbowałem sobie przypomnieć. W końcu wskazałem Nowy Orlean.

— Jestem pewien. Jedno z lądowań odbyło się gdzieś tutaj.

— Gapiłem się w mapę. — Nie wiem, gdzie lądowały inne.

— Może tutaj? — Rexton pokazał wschodnie wybrzeże.

— Nie wiem.

Starzec wskazał inne miejsce na wybrzeżu.

— Wiemy, że tutaj było drugie źródło pasożytów. — Był na tyle taktowny i nie powiedział o tym, że ja byłem w to zamieszany.

— Nie pamiętasz nic więcej? — zapytał Martinez. — Pomyślczłowieku…

— Po prostu, nie pamiętam. Naprawdę żywiciel nie wie, co ma zrobić jego władca — starałem się wrócić do tamtych zdarzeń. — Pamiętam, że wysłałem do Kansas City kilka razy jakieś wiadomości. Ale nie wiem, czy miały one cokolwiek wspólnego z lądowaniem.

Rexton patrzył na mapę. Dookoła Kansas City wpiętych było tyle samo znaczków, co przy Iowa.

— Załóżmy, że wylądowali także w Kansas City. Technicy mogą nad tym popracować. Trzeba to przekazać do analizy.

— Oczywiście — odrzekł Starzec. — Ale potrzebujemy więcej informacji. — Odwrócił się do mapy i zamyślony patrzył na kolorowe znaki, które ją pokrywały.

Загрузка...