Siwsp poczuł, że jego czujniki reagują na wznowienie dopływu energii z ogniw słonecznych umieszczonych na dachu budynku, w którym znajdowało się jego pomieszczenie. Widocznie silny wiatr zwiał zatykający je kurz i popiół wulkaniczny. Podczas ubiegłych dwóch tysięcy pięciuset dwudziestu pięciu lat wydarzało się to na tyle często, że mógł podtrzymać funkcjonowanie, przynajmniej na podstawowym poziomie.
Jak zwykle, sprawdził wszystkie główne obwody i nie znalazł żadnej usterki. Zewnętrzne wizjery pozostały zatkane, ale zdołał stwierdzić, że w pobliżu panuje pewna aktywność.
Czyżby ludzie powrócili na Lądowisko?
Odchodząc stąd, ludzie rozkazali mu znaleźć sposób na zniszczenie organizmu, określanego przez kapitanów mianem „Nici”. Jednak nie mógł tego dokonać, gdyż nie otrzymał wystarczających informacji. Tym niemniej priorytet nie został skasowany.
Być może teraz, gdy ludzie wrócili, dostarczą mu nowych danych i będzie mógł wywiązać się z zadania.
W miarę jak odkrywało się coraz więcej słonecznych ogniw, energia zaczęła wypełniać jego obwody elektryczne. Odsłanianie nie było przypadkowe, tak jakby przyczyną był tylko wiatr. Przypominało to raczej działalność człowieka. Energia słoneczna ładowała długo nieużywane kolektory, a Siwsp rozprowadzał ją na wszystkie systemy i wykonywał szybkie testy.
Został zaprojektowany tak, by przetrwać nawet najbardziej niesprzyjające warunki. Energia płynęła w nim cały czas, więc był gotowy do pracy jeszcze zanim odsłonięte do końca zewnętrzne czujniki.
Ludzie wrócili na Lądowisko! Jeszcze raz rodzaj ludzki zatriumfował nad ogromnymi przeciwnościami.
Dzięki elementom optycznym Siwsp zauważył, że ludziom nadal towarzyszą stworzenia nazwane ognistymi smokami. Przez jego kanały słuchowe przenikały także dźwięki. Były to takie głosy, jakie wydawał człowiek, ale miały dziwne brzmienie. Widocznie w języku nastąpiły zmiany. Tym niemniej Siwsp policzył, że od chwili lądowania minęło już dwa tysiące pięćset dwadzieścia pięć lat, więc mogło się zdarzyć absolutnie wszystko. Siwsp słuchał i tłumaczył, przymierzając zmienione samogłoski i zlane spółgłoski do wzorów mowy, które zostały w nim zaprogramowane. Organizował nowe dźwięki w grupy i sprawdzał je w programie semantycznym.
Nagle w zasięgu jego czujników pojawiło się ogromne białe stworzenie. Czyżby to był potomek pierwszego wytworu bioinżynierów? Siwsp wykonał szybką ekstrapolację z plików biolabu i doszedł do wniosku, że tak zwane smoki ewoluowały i miały się świetnie. Jednak gdy przeszukał wszystkie dane na temat gatunku stworzonego przez ludzi, nie znalazł informacji o białym zwierzęciu.
Zaczął powoli rozumieć, że ludzkość nie tylko przetrwała ponad dwadzieścia pięć wieków Opadu Nici, lecz jeszcze bardziej rozkwitła. Siwsp wcale się temu nie dziwił. Wiedział, że człowiek zawsze dąży do przeżycia nawet tam, gdzie inni ulegają.
Jeśli ludzie mogli wrócić na Południowy Kontynent, to może udało im się także zniszczyć pasożytniczy organizm? Byłoby to nie lada osiągnięciem. Czym więc zajmie się teraz on, Siwsp, jeżeli ten problem został już rozwiązany?
Jednak ludzkość, ze swoją nienasyconą ciekawością i niepokojem, niewątpliwie znajdzie nowe zadania, których Sztuczna Inteligencja o Werbalnym Systemie Porozumiewania mogłaby się podjąć. Siwsp wiedział ze swoich banków pamięci, że ludzie nie są gatunkiem łatwo wpadającym w samozadowolenie. Wkrótce ci, którzy pracują nad oczyszczeniem zalegającego od stuleci kurzu, odkryją cały budynek i dotrą do niego. Musi, oczywiście, zareagować tak, jak polecał mu program.
Siwsp czekał.