ROZDZIAŁ XVII

Gordon stał przy oknie wpatrzony w ciemną noc. Przytłaczała go tak wielka rozpacz, że ledwie mógł oddychać.

Co ja narobiłem? myślał. Chyba sam diabeł musiał mnie opętać! Jak mogłem postąpić tak z kobietą, która nigdy nie wyrządziła mi najmniejszej przykrości?

Odwrócił głowę i spojrzał na drobną istotę, która przysiadła na brzegu łóżka, kuląc ramiona, i bezgłośnie łkała.

Czy to zazdrość sprawiła, że dał się ponieść zwierzęcej żądzy? Nieoczekiwanie odkrył, jak wielkim skarbem jest jego własna żona, i poczuł się boleśnie dotknięty tym, iż – jak sądził – należała już do innych mężczyzn. Na dodatek sporo wypił, a przecież taki był zmęczony. A może stało się tak dlatego, że nigdy tak naprawdę nie interesował się kobietami?

Nic jednak nie mogło usprawiedliwić jego brutalności. Wyrządził Sharon ogromną krzywdę, i to nawet nie o sam jego postępek chodzi. Najgorsze były słowa, jakie wypowiedział, kiedy wyznała mu swoją miłość. Upokorzył ją tak straszliwie właśnie wówczas, gdy po raz pierwszy mu zaufała. Czy coś takiego można wybaczyć drugiemu człowiekowi?

A jednak, o ironio, jego postępek pozwolił mu poznać całą prawdę o Sharon. Musi teraz powiedzieć o tym wszystkim. Żal mu było żony, ale nie mógł postąpić inaczej.

– Chodź, Sharon – rzekł bezbarwnie.

Podniosła oczy i odsunęła się od niego.

– Nie skrzywdzę cię nigdy więcej – zapewnił. – Tak wiele chciałbym ci wyznać, ale to zostawmy na potem. Najpierw trzeba wyjaśnić rzecz najważniejszą.

Patrzyła na niego z lękiem. Nie wiedziała, czego jeszcze może się po nim spodziewać.

– Nie będzie to dla ciebie przyjemne – dodał z westchnieniem. – Ale musisz przez to przejść.

Wstała i bez słowa podążyła za nim. Nie przyjęła jednak jego wyciągniętej dłoni.

Gordon poprowadził żonę ku świetlicy, gdzie wciąż trwała wesoła zabawa.

Sharon zatrzymała się.

– Nie! Tylko nie tam!

– Sharon, zrozum, ja muszę to zrobić. Mnie też to nie sprawi przyjemności, ale to dla twojego dobra…

Sharon poddała się i ruszyła apatycznie za Gordonem. Właściwie było jej już wszystko jedno. Czy mogło ją spotkać coś jeszcze gorszego?

Gordon poprowadził Sharon na oświetlone podwyższenie. Gości z Kanady już nie było, pozostali tylko mieszkańcy wyspy.

Gordon dał znak muzykom, by przerwali grę, i poprosił wszystkich, by podeszli bliżej.

– Stoi przed wami moja żona, Sharon, która przybyła na wyspę oskarżona o zabójstwo. Mimo że zawsze twierdziła, że jest niewinna, tak naprawdę nie wierzyliśmy jej słowom. Wszyscy posądzaliśmy Sharon o najgorsze i nieustannie jej dokuczaliśmy. Została wykluczona z naszej społeczności, wyrzucona z baraku mieszkalnego i jadalni, opluwano ją i pogardzano nią, nawet dopuszczono się próby jej ukamienowania. Chciałbym teraz zapytać, czy jest na tej sali choćby jedna osoba, która może jej rzeczywiście coś zarzucić?

Nikt nie odpowiedział, trwała pełna napięcia cisza.

W końcu przerwała ją Doris:

– Zrzuciła winę na Lindę Moore! – wykrzyknęła.

– Czy naprawdę tak było? – spytał z naciskiem Gordon. – Sharon raz tylko opowiedziała swoją wersję całej tej historii, i to pod przymusem. Czy to nie Linda na prawo i lewo rozpowiadała, jakim potworem jest Sharon?

W sali panowała cisza. Napięcie rosło z minuty na minutę.

– Dzisiaj zagadka została wreszcie rozwiązana. Sharon jest niewinna.

Przez salę przeszedł szmer zaskoczenia, a potem rozległ się głos Doris:

– I pan myśli, że my w to uwierzymy? Przecież są dowody przeciwko Sharon. Wystarczy tylko spojrzeć na Lindę, żeby…

– No właśnie! – przerwał jej Peter. – Nie chcesz chyba powiedzieć, Gordonie, że moja żona wszystko zmyśliła? Wystarczy porównać je obie!

– Słusznie. Mamy dziś wreszcie taką okazję. To pozwoli nam ustalić która z nich kłamie. Pozwól tutaj, Lindo. Mam do ciebie kilka pytań.

Linda weszła na scenę krokiem pełnym gracji. Na jej ustach Sharon dostrzegła pogardliwy uśmiech. Sama stała bez najmniejszego ruchu, nie reagując na to, co działo się wokół niej. Nogi miała jak z waty, a myśli wydawały się ciężkie niczym ołów.

– Co mianowicie chciałby pan wiedzieć? – spytała Linda głosem słodkim jak miód.

Gordon wziął głęboki oddech. Widać było, że dobranie właściwych słów przychodzi mu z trudem.

– Nie zaprzeczysz, że morderstwa dokonała kobieta lekkich obyczajów?

– Naturalnie, że nie – odparła z przekonaniem Linda. – Dlatego nie mogę zrozumieć, jak Sharon śmie rzucać na mnie taką potwarz. Chyba nie wie, co mówi. Wszyscy w mieście znali kobietę w czerwonej pelerynie, która, starannie ukrywając swą twarz, odwiedzała wielu panów.

– Ach, tak. O ile wiem, Sharon rzeczywiście miała taką pelerynę, ale ty podobno taką samą.

Linda zaśmiała się triumfująco.

– Tak twierdzi Sharon, ale to naturalnie jedno wielkie kłamstwo. Nie ma nic na swoją obronę, więc próbuje całą winę zrzucić na mnie.

– Czy Sharon była w domu, w którym popełniono zabójstwo, by zabrać jakąś parę rękawiczek, o których podobno zapomniałaś?

Linda wyglądała na szczerze zdziwioną:

– Przecież to jasne, że Sharon po prostu zmyśliła całą tę historię. Widziała ją nawet gospodyni…

– Tak. I zdaje się, przysięgała nawet, że kobieta w czerwonej pelerynie jest przyjaciółką właściciela kamienicy?

– Oczywiście – odparła Linda.

– Czy możesz potwierdzić jej słowa?

– To w ogóle nie podlega dyskusji, ale mimo to przysięgam na moją zmarłą matkę.

Gordon odetchnął z ulgą:

– Dziękuję ci. Tak więc Sharon jest wolna.

Po tych słowach zapanowało ogólne poruszenie. Zdezorientowana Linda zapytała:

– O co w tym wszystkim chodzi? Przecież to jakaś bzdura!

Gordon nienawidził siebie samego za to, co miał za chwilę zrobić: zdecydował się zdradzić najintymniejsze tajemnice ich małżeństwa wszystkim obecnym na sali po to, by na zawsze uwolnić żonę od strasznego oskarżenia.

– Sharon do dzisiaj była dziewicą – powiedział i ukrył twarz w dłoniach.


Wszyscy zamarli, po chwili po sali przebiegł szmer przyciszonych głosów, a w końcu zapadła taka cisza, że słychać było przelatującą muchę.

Linda stała teraz bez ruchu. Kiedy, otrząsnąwszy się z szoku, chciała wyjść z sali, Gordon położył na jej ramieniu swoją ciężką dłoń.

Oczy wszystkich skierowały się teraz na Petera. Powinien przecież ująć się za żoną! Także Linda patrzyła na niego w nadziei, że stanie w jej obronie.

Peter pokręcił z niedowierzaniem głową. Był kompletnie zdruzgotany. Zrozumiał wreszcie, jak bardzo się pomylił. W oczach Lindy zabłysła nienawiść.

Teraz odezwała się jedna z kobiet:

– Wreszcie zrozumiałam: to Linda swoim przewrotnym gadaniem sprawiła, że chciałyśmy zabić Sharon. Doris sama by na to nie wpadła!

– Tak, tak – dodał Tom. – I to ona mnie namawiała, żebym uszkodził linę w windzie! Nie zgodziłem się na to, ale wszyscy wiemy, że winda i tak spadła. Jestem pewien, że Linda zrobiła to własnymi rękami! Chciała, żeby Peter został głównym zarządcą. Wtedy ona mogłaby nareszcie zniszczyć Sharon, jedyną osobę, która znała ją tak naprawdę.

Wykorzystując zamieszanie, jakie zapanowało w świetlicy, Linda wybiegła za drzwi.

Andy i kilku innych górników chciało biec za nią, ale Gordon ich powstrzymał.

– Dajcie spokój. I tak daleko nie ucieknie w tych ciemnościach. Mam zamiar wysłać ją pod strażą do Anglii, gdzie w końcu odpowie za swoje czyny. Tym samym Sharon zostanie uwolniona od ciążącego na niej oskarżenia i jeśli taka będzie jej wola, bezpiecznie powróci do swojej ojczyzny.

I wtedy Andy powiedział:

– Mam nadzieję, że Sharon nas nie opuści.

– Wszyscy mamy taką nadzieję – z całą powagą potwierdził Gordon.

Popatrzył na stojącą obok bladą jak kartka papieru dziewczynę. Miała spuszczony wzrok i lekko drżały jej ręce.

– Słyszałaś, Sharon? – spytał łagodnie Gordon. – Teraz jesteś wolna i nikt już nie będzie cię o nic oskarżał.

Dziewczyna podniosła głowę, a Gordon przeraził się, ujrzawszy wyraz jej oczu.

– Wolna? – wyszeptała. – Wolna? Ale za jaką cenę?

Zachwiała się i byłaby upadła, gdyby Gordon jej nie podtrzymał.

– Moje ty biedactwo – szeptał nad zemdloną Sharon. – Czy twoje cierpienia nigdy się nie skończą? Dlaczego to ja wciąż jestem ich główną przyczyną?

Загрузка...