Stefan delikatnie położył dłoń na karku dziewczyny. Sissel odwróciła się powoli, rada, że ciemność skrywa jej twarz, a na niej wszystko, co nie zostało powiedziane.
– Wybacz mi – poprosiła z żalem.
– Dlaczego?
– Przez cały czas myślałam, że Stefan Svarte jest ojcem dziecka Rity. Nie wiedziałam, że to ty jesteś Stefanem.
Jego dłoń pod włosami Sissel lekko drgnęła.
– I tak ci było przykro z tego powodu?
Pokiwała głową.
– Bardzo cię polubiłam – pisnęła niewyraźnie.
– Ale teraz wiesz, że to nie ja?
– Wiem. Byłam głupia.
Patrzył na nią w zadumie.
– Czy to myśl, że…
Stefan nie wiedział, jak dokończyć pytanie. Sissel wybawiła go z kłopotu, przeskakując przez najtrudniejszą część:
– Czy ta myśl wygoniła mnie do lasu? Tak. Przeżyłam okropny szok, tak właśnie musiało być, bo ocknęłam się dopiero, kiedy byłam już bardzo daleko stąd.
Wyczuwała jego myśli; zawisły w powietrzu prawie namacalne.
– Pewnie uważasz, że to niezwykle gwałtowna reakcja – dorzuciła niemal agresywnie. – Rzeczywiście trudno ją wyjaśnić. Wydaje mi się, że trzeba się sporo cofnąć w czasie, żeby odnaleźć przyczyny.
Tym razem on jakby czytając w jej myślach powiedział:
– Miałaś trudne dzieciństwo, prawda? Wychowano cię zbyt surowo? Wspominaliśmy już o tym, lecz, zdaje się, wywarło to na ciebie wielki wpływ?
– Skąd wiesz?
Uśmiechnął się.
– Nietrudno było się dowiedzieć. Przyjaźnię się z Tomasem, wiele mi opowiadał o prywatnym piekle Agnes. Przypuszczam, że z tobą jest podobnie.
Sissel gwałtownie odwróciła głowę, nie chciała o tym rozmawiać. Ale ta właśnie reakcja była nienaturalna, nawet ona to rozumiała, więc tylko zawstydzona zerkała na niego.
Pełen wyrozumiałości uśmiech ogromnie ją ucieszył. Stefan śmiał się do niej, a nie z niej!
Nagle jej ciało zaczęło drżeć, nie mogła nad tym zapanować. Zdała sobie sprawę, że teraz, w chłodną wiosenną noc, w nieznanej okolicy, znajduje się tak blisko niego. Niesamowitość tej sytuacji, jego życzliwie patrzące oczy, prawdziwe, nie ze snu, delikatny dotyk dłoni na karku, wszystko to wprawiło ją w podniecenie, a jednocześnie w pamięci odżyły surowe zakazy dzieciństwa.
Miała wrażenie, że nie ma już sił na nic więcej. Całą sobą zmuszała się, by stać spokojnie, udawać opanowaną.
Po chwili milczenia Stefan powiedział miękko:
– Przez te dwa lata dużo o tobie myślałem, Sissel. Za dużo! Koniecznie chciałem się z tobą spotkać jeszcze raz, ale to okazało się niemożliwe. Carl nie życzy sobie mnie widzieć.
Z ulgą przyjęła zmianę tematu.
– Nie rozumiem, dlaczego. Co on ma przeciwko tobie?
– Nie wiem – odparł wymijająco. – Może naprawdę sądził, że chodzi mi o Ritę. – Leciutko nacisnął jej kark. – Cieszę się, że mnie lubisz, Sissel – wyznał cicho. – Że także pamiętasz.
Jak spragnione czułości dziecko ujęła jego rękę i przyłożyła ją do swego policzka. Roześmiał się cicho i powiedział:
– Tomas zostanie tu na noc, a jutro rano zawiezie Martę i jej przyjaciela do was do domu, aby wyjaśnić wszystko, co złe. Ja niestety muszę wracać. Mój motocykl stoi po drugiej stronie Hestebotn, a rano idę do pracy. Jak sądzisz, czy będziesz mogła przespać się na ławie w dużym pokoju? Tomas także musi tam spać, bo w domku jest tylko jedna sypialenka.
– Ja też zostawiłam rower przy wejściu do Hestebotn – przypomniała z zapałem.
Ukrył uśmiech, a Sissel dodała, już mniej pewnie:
– Nie mam ochoty tu nocować.
– Chcesz wracać ze mną przez dolinę? – spytał ciepło. – Masz na to siłę? Nie jesteś zmęczona?
Potrząsnęła głową.
– Ani trochę – skłamała. – Ale może ty nie masz ochoty mnie ciągnąć?
– Chyba niczego na świecie nie pragnę bardziej, niż cię ciągnąć, jak to określiłaś. Chodź, pójdziemy im powiedzieć, co postanowiliśmy.
Marta gorąco protestowała. Tej nocy w dolinie było niebezpiecznie, nie wiedzieli przecież, kto się w niej czai, poza tym Sissel powinna odpocząć.
– Niech idą – orzekł Tomas. – Sissel ma przecież eskortę policyjną, a ja przypilnuję was. Będę mógł chrapać do woli. Pamiętajcie, że młodzi zdolni są do najbardziej nieprawdopodobnych rzeczy, jeśli tylko tego chcą.
Sissel dyskretnie kopnęła go w łydkę, ale on tylko zachichotał.
Znów więc wyruszyli w drogę przez złą dolinę. Księżyc przewędrował po niebie i już na nich nie świecił. Sissel nie miała pojęcia, która może być godzina, wiedziała jedynie, że jest środek nocy.
Szli trzymając się za ręce, nie spieszyli się, jakby chcieli przeciągnąć czas. Nieprzerwanie zadawali sobie pytania, drążyli, chcieli dowiedzieć się o sobie jak najwięcej. Sissel była szczęśliwa, że może opowiedzieć o swoim życiu. W uniesieniu słuchała opowieści Stefana o jego – właściwie dość spokojnym dzieciństwie i latach szkolnych. Wyraźnie omijał jednak wątek służby w batalionie ONZ. Sissel wyczuwała, że było w tym coś, o czym nie chciał mówić.
– Wiesz, Sissel – rzekł nagle. – Czy nie zdumiewa cię, że tak bardzo jesteśmy sobie bliscy? Jak byśmy się znali od wielu lat. Wiem, że to brzmi banalnie, ale taka jest prawda.
– Masz rację – przyznała z radością. – Nigdy dotąd nie mogłam z nikim rozmawiać tak swobodnie. Ale właściwie znamy się już od dwóch lat.
Uścisnął mocniej jej dłoń, jakby podkreślając łączący ich związek.
Dotarli do miejsca, w którym zeszła kamienna lawina i jak poprzednio trzeba było wejść do wody.
– Już nie będziesz musiała się moczyć – oznajmił Stefan i wziął ją na ręce. Pewnym krokiem przeniósł ją przez wiry.
Sissel ujrzała jego twarz tuż przy swojej i dech zaparło jej w piersiach.
– Ależ tak! – nie mogła powstrzymać się od okrzyku. – To prawda! To zdarzyło się naprawdę!
Stefan zatrzymał się w strumieniu.
– Co takiego?
– Już raz mnie niosłeś! To nie był sen, znaleźliśmy się już kiedyś tak blisko siebie!
Znów ruszył, minął kamienne usypisko i ostrożnie postawił ją na ziemi.
– No tak – przyznał. – Musiałem cię zanieść do łóżka. Obejmowałem cię po tym naszym niemądrym pocałunku, śmialiśmy się i nagle ty po prostu zgasłaś. Zasnęłaś na stojąco. Nic w tym dziwnego, dziwniejsze raczej, że tak długo pozostawałaś w miarę przytomna przy takiej ilości środka nasennego w organizmie. No cóż, przytomna… W każdym razie ułożyłem cię ładnie w łóżeczku i poszedłem sobie.
Sissel milczała.
– Co cię dręczy? – spytał wolno. – Czy to wciąż ten sen?
– Tak – szepnęła żałośnie.
– Nic innego?
Nie odpowiedziała.
Stefan zatrzymał się i otoczył ją ramieniem.
– Chyba najlepiej będzie, jak opowiesz wszystko po kolei.
– Nie mogę!
– Nie możesz? – zdziwił się, przyciągając ją bliżej. – Sądzisz, że cię nie zrozumiem?
Wiedziała, że może mu zaufać, a jednak wyznanie całej prawdy wydawało jej się niezwykle trudne. Byli całkiem sami w wąskiej dolinie, w której zbocza gór pochylały się nad nimi jak surowi strażnicy, a słabe światło nocy nie potrafiło poradzić sobie z cieniami. Wśród mnogości igieł strzelistych świerków mogły czaić się nieznane istoty, ale Sissel wcale się tego nie bała. Był przecież przy niej Stefan, wysoki, silny i odważny. Czuła ciepło jego dłoni na ramionach, a oczy, błyszczące w półmroku, promieniały miłością i pełnym zrozumieniem. A jednak Sissel się wahała.
– To zbyt osobiste, Stefanie – szepnęła. – Ale masz rację, jeśli nie opowiem ci wszystkiego, zawsze będzie mnie dręczyć pytanie, ile z tego było prawdą.
– Właśnie. Opowiedz mi dalszą część snu ze szczegółami, moment po momencie.
Wciąż próbowała się wykręcać.
– Ten sen kończy się na różne sposoby. Najczęściej tak, jak już o tym mówiliśmy. Że… że delikatnie mnie całujesz.
– Tak, a potem nogi nie chciały cię już nosić, więc wziąłem cię na ręce. Czasami to także ci się śni?
– I we śnie wydaje mi się to takie cudowne, nie jestem za nic odpowiedzialna. Taki stan osiąga się wtedy, kiedy człowiek wie, że śni, i czuje, że może robić to, na co ma ochotę. Czy kiedykolwiek tego doświadczyłeś?
– Oczywiście!
– Unoszę się tak miękko, jakbym była pijana, i nagle widzę twoją twarz. Wyglądasz strasznie. Oczy ci się świecą, masz kły drapieżnika i brodę jak król podziemnego świata na obrazie Munthego. Krzyczę przez sen i budzę się zlana zimnym potem.
Zastanawiał się chwilę.
– Uważasz, że to ujawnia twoje seksualne lęki?
Sissel odsunęła się gwałtownie, reagując na brutalną szczerość jego słów.
– Pewnie masz rację – bąknęła. – Bałam się, kiedy mnie niosłeś?
– Nie – uśmiechnął się z czułością. – Nie, nie bałaś się. Ale mówiłaś, że sen nie zawsze się tak kończy. Jest więc jakieś inne zakończenie, prawda?
– Idziemy dalej? – spytała ostro.
Przytrzymał ją.
– Sądzę, że powinniśmy to wyjaśnić, Sissel. Inaczej nigdy nie odzyskasz spokoju.
– Ale w tym śnie, który zresztą przyśnił mi się tylko jeden jedyny raz, zrobiłam coś bardzo niemądrego – wyznała ze łzami w oczach. – Wybacz, Stefanie, ale nie potrafię o tym mówić.
– Wiem, że to dla ciebie trudne.
Usiłowała po ciemku odszukać jego spojrzenie.
– Czy naprawdę zrobiłam coś głupiego? – spytała przerażona.
Z początku nie odpowiadał.
– Dla mnie to wcale nie było głupie. Wiedziałem, że ojciec wychowuje was, dziewczęta, niezwykle surowo. Biedna mała, sądzisz, że tego nie rozumiałem? Myślisz, że nie wiedziałem o działaniu środków nasennych, które sprawiły, że przestałaś być sobą?
Sissel westchnęła. Cóż, na miłość boską, zrobiła tego wieczoru? Ile właściwie z tego snu było prawdą?
Stefan ciągnął:
– Tomas mówił mi, że bez wiedzy waszego ojca zaproponował wam kieliszek koniaku. Ty, nieprzywykła do mocniejszych trunków, silnie zareagowałaś na połączenie alkoholu ze środkiem nasennym. Sissel, zrozum, że w tym, co zrobiłaś, nie było twojej winy!
– Ach! – jęknęła. – Najlepiej będzie, jak ty wyjaśnisz, co się stało. Zamknę oczy i zatkam uszy, żeby nie słyszeć o tych okropieństwach.
Objął ją mocniej, przytulił jej głowę do swej piersi i delikatnie pogładził po włosach.
– Zaniosłem cię do łóżka – rzekł miękko. – A ty szepnęłaś mi do ucha, rzeczywiście jakbyś była pijana: „Zostałam porwana! Porwana do wnętrza góry! Chcę być porwana, królu podziemnego świata, wcale się ciebie nie boję!”
Sissel jęknęła ze wstydu.
– Naprawdę tak powiedziałam?
– Oczywiście to ta stara ballada i obraz spłatały ci figla. Posadziłem cię na łóżku, a ty przez sen, powoli, ociężałymi ruchami, zdjęłaś nocną koszulę.
– Ach, nie!
Sissel usiłowała się wyrwać z objęć Stefana, ale trzymał ją mocno jak w imadle.
– Czy to właśnie ci się śniło?
Kiwnęła głową, ze wstydu gotowa zapaść się pod ziemię.
– Sissel – powiedział błagalnie. – Niech ci nie będzie przykro. Właśnie wtedy się w tobie zakochałem. Wyglądałaś tak cudownie, po dziecięcemu naiwnie, ufnie.
Sissel nie śmiała oddychać, stała nieruchomo, drżąc na całym ciele.
– A… a potem? – wydusiła z siebie.
– Cóż, znalazłem się naprawdę w trudnej sytuacji. Jeśli sądzisz, że na mnie to nie działało, to się mylisz. Przyznam się, że objąłem cię w pasie, moje ręce same to zrobiły. Ale mam nadzieję, że rozumiesz, że wcale nie chciałem wykorzystywać twojego stanu. Nie wiesz nawet, jak bardzo było mi trudno. Szczęśliwie dla nas obojga w tej właśnie chwili zasnęłaś na dobre. A ponieważ spieszyło mi się do Marty i Tomasa, mogłem po prostu położyć cię do łóżka, a koszulę po złożeniu zostawić na krześle.
Sissel wypuściła powietrze z płuc.
– Ta złożona koszula nie przestawała mnie dręczyć. Nic przecież nie pamiętałam, a jeszcze nie zaczęłam śnić i nie mogłam pojąć, dlaczego się rozebrałam. No więc dobrze, skoro już wszystko zostało wyjaśnione, możemy chyba iść dalej – zakończyła jednym tchem.
On jednak znów ją zatrzymał.
– Nigdy jeszcze nie słyszałem zdania wypowiedzianego w takim tempie, nie zrobiłaś nawet minimalnej przerwy między słowami. Ukrywasz coś, Sissel! Czyżby twój sen na tym się nie kończył?
– Uprawiasz tortury psychiczne! – zaprotestowała oburzona.
– A więc było coś jeszcze! Sissel, postaraj się mnie zrozumieć! Dla swojego własnego spokoju muszę się wszystkiego dowiedzieć! Inaczej będziesz mnie podejrzewała Bóg wie o co, a ja nie będę nawet mógł się bronić.
– Rozumiem. Masz całkowitą rację. – Westchnęła, jakby serce miało jej zaraz pęknąć. – Cóż, jeśli wszystko ma wyjść na jaw to… Kochałam się z królem podziemi. Z tobą! I jeden jedyny raz w życiu miałam z tego radość. Jesteś teraz zadowolony?
Rozszlochała się i odwróciła głowę, żeby przynajmniej ukryć łzy.
Stefan Svarte delikatnie przygarnął ją mocniej.
– Sissel. Moja mała Sissel, którą kocham od ponad dwóch lat, od czasu tamtej nocy. Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. Nie doszło do tego, chociaż pokusa była doprawdy nieludzka. Ale ja też muszę ci coś wyznać.
Stała sztywno, wyczekująco, całkiem bezradna.
– Nie tylko ty miewasz takie sny. Mnie także śnią się tajemnicze, zakazane sny. O tobie.
Sissel odetchnęła drżąco, odrobinę jej ulżyło.
Czule ucałował ją w czoło, a potem ujął jej rękę i ruszyli w dalszą drogę.
– Marta mówiła, że rozglądałeś się za mną – szepnęła nieśmiało Sissel.
– Marta, ta plotkarka! – uśmiechnął się. – Owszem, to prawda. Podejrzanie często przejeżdżałem obok banku, tam gdzie pracujesz. Ale ty mnie nigdy nie zauważyłaś. Czasami nawet na mnie patrzyłaś, ale chyba nigdy się nie zorientowałaś, że mundur na motocyklu ma także twarz.
– Och, jaka szkoda, że nie przyglądałam się dokładniej! A dlaczego nie dałeś mi się poznać?
– Ponieważ jako siostra Carla jesteś osobą dla mnie niedostępną. W dodatku kilkakrotnie widziałem cię z Nilsem Flatenem, kolegą z wojska. Nie chciałem wtrącać się w czyjś związek.
Sissel w milczeniu pokiwała głową.
– Czy on dużo dla ciebie znaczy? – spytał Stefan z niezwykłą jak na niego niepewnością.
– Jest tylko dobrym przyjacielem. Chce się ze mną ożenić, ale ja przez cały czas się wzbraniam. Opętała mnie przecież osoba, która nie istnieje. Potwór, troll, król podziemnego świata o twojej twarzy!
Stefan mocniej uścisnął ją za rękę. Zapytał z wahaniem, słychać było, że słowa z trudem przechodzą mu przez gardło:
– Wspomniałaś że… że byłaś już z mężczyzną? Z Nilsem? Nie musisz mi odpowiadać, jeśli nie chcesz. Wiem, że to dla ciebie trudne.
– Akurat na to mogę ci odpowiedzieć, bo to nie miało dla mnie znaczenia. Owszem, tylko z Nilsem. Dwa razy, to wszystko. Przesadziłam, mówiąc o kilku razach. Zdecydowałam się nie dlatego, że miałam ochotę, lecz ponieważ zaczęłam się bać, że jestem nienormalna. Snułam marzenia o wymyślonej osobie, nie interesowali mnie żywi mężczyźni. Pierwszy raz był okropny, Stefanie. Miałam wrażenie, że czekają mnie tortury, i odsuwałam to tygodniami. A kiedy wreszcie do tego doszło, byłam spięta jak dziecko u dentysty. Biedny Nils zasłużył na lepszy los!
– A ten drugi raz? Bo przecież to się powtórzyło?
– Tak – powiedziała z goryczą. – Czytałam gdzieś, że pierwszy raz zawsze bywa trudny i że później jest znacznie lepiej. Wypiłam więc szklankę dżinu z tonikiem, żeby nabrać odwagi, a przecież nigdy nie piję. Drink mnie oszołomił i zobojętnił, ale z drugiej strony brzydziłam się bliskością Nilsa i sobą samą i nigdy więcej się na to nie zdecydowałam. Ach, ile kłamstw i wymówek zaserwowałam temu biednemu chłopakowi, Stefanie! Po tym ostatnim zbliżeniu nie znosiłam nawet jego najdrobniejszego dotyku, wzdrygałam się jak od uderzenia batem.
– A jednak nie zerwałaś z nim?
– Nie. Przecież to ze mną było coś nie w porządku. Nils to dobry chłopak. Ach, jakże sobą gardziłam, ale przez cały czas się łudziłam, że w końcu będzie lepiej, że nauczę się go kochać. To jednak się nigdy nie stało. Wiele razy prosiłam go, żeby sobie znalazł inną dziewczynę, ale on się uparł. Postanowił, że będzie mnie miał. Wiedział, że nie interesują mnie inni mężczyźni, i uznał, że ma największe szanse, żeby, jak się wyraził, rozpalić we mnie ogień.
Sama się zdziwiła goryczą, jaka zabrzmiała w jej słowach.
– Sądzę, że sporo winy za to ponosi twój ojciec, Sissel – stwierdził Stefan po namyśle. – Albo też Nils nie był dla ciebie właściwą osobą.
– O, z całą pewnością! Przecież mężczyzna powinien przynajmniej choć trochę pociągać! Ale masz rację, ojciec też jest winien. To jego staroświeckie, oficerskie pojęcie honoru i moralności. „Dama nigdy się nie odwraca, kiedy ktoś za nią gwiżdże. Dama nie zostaje z mężczyzną sam na sam. Kobieta nigdy nie okazuje uczuć!” Ach, Boże, jakże głęboko to we mnie tkwiło! Zwłaszcza to ostatnie. Podobno jako dziecko byłam bardzo wrażliwa.
– Wciąż jesteś – uśmiechnął się Stefan. – Wyraz twojej twarzy potrafi się zmienić w ciągu jednej sekundy. Bez względu na wszystko nie wolno ci sądzić, że jesteś oziębła, jeśli chodzi o to, co twój ojciec z pewnością nazywa „obszarem zakazanym”.
– Rzeczywiście tak mówi – roześmiała się Sissel. – Nie, nie uważam, że jestem zimna. Wiem, że tak nie jest.
– Ja też o tym wiem – powiedział cicho. – Ale przy takim traktowaniu w dzieciństwie nie zdziwiłoby mnie wcale, gdyby tak było.
Sissel spuściła głowę.
– I tak się boję – szepnęła. – Boję się, że na każdą próbę zbliżenia będę reagować negatywnie. Oba te razy, Stefanie, to było całkowite fiasko. A później zapewne będzie jeszcze trudniej. Po takiej klęsce traci się wiarę w siebie.
– Nie maluj wszystkiego w czarnych barwach – powiedział kręcąc głową. – Zaczekaj, aż rzeczywiście znajdziesz się w takiej sytuacji. Człowiek się nie rozwija, martwiąc się zawczasu.
Zawstydzona przyznała mu rację.
– Chyba tak. A ty? Masz dziewczynę?
Roześmiał się gorzko.
– Jak bym mógł? Ja także byłem opętany, tak jak ty. Owszem, próbowałem, ale żaden związek nie dawał mi satysfakcji, w dodatku ciągle miałem ciebie przed oczami. Byłem bliski szaleństwa! Ale odbijałem sobie w snach. W snach o tobie.
Sissel serce podskoczyło w piersi.
– Widać oboje jesteśmy trochę szaleni – zaśmiała się nerwowo.
– I dzięki Bogu!
Nie mogła się powstrzymać, musiała dać upust radości rozpierającej jej serce.
– Ach, życie jest takie piękne, Stefanie! Takie cudowne! Odnalazłam Martę i odnalazłam ciebie.
Śmiał się cicho.
Sissel dodała pospiesznie:
– Chodzi mi o to, że wspaniale jest znaleźć przyjaciela, kogoś, kto myśli i czuje podobnie i…
– Oczywiście – przytaknął z uśmiechem.
Sissel znów się zawstydziła, zawsze tak niemądrze się wyraża. On pewnie się teraz z niej śmieje. Pewnie sądzi, że ona uważa ich związek za coś oczywistego?
– Kochana Sissel – rzekł miękko. – Tak bardzo, bardzo cię lubię. Wprost bezgranicznie!
Od tych słów zrobiło się jej cieplej na sercu. Dodały jej otuchy.
Nie spostrzegli nawet, jak wyszli z doliny. Dziwne, pomyślała Sissel. Nawet przez sekundę się nie bałam. Czar złej doliny prysnął.
Przy drodze czekała ich kolejna niespodzianka. Rower Sissel i motocykl Stefana były ukryte w odległości pięćdziesięciu metrów od siebie.
– Sama widzisz – roześmiał się Stefan. – Tak jak mówiliśmy, we wszystkim myślimy podobnie. Nawet nasze pojazdy dobrze się czują we własnym towarzystwie. Mógłbym cię odwieźć, ale najlepiej będzie, jeśli od razu zabierzesz rower. Odprowadzę cię do samego domu, żeby mieć pewność, że cała i zdrowa dotarłaś na miejsce.
Wspomniał o niebezpieczeństwie, o złu, o którym tak długo wzbraniali się rozmawiać. Sissel poczuła, że ciarki przebiegły jej po plecach, ogarnął ją ponury chłód. W domu nie mogła się spodziewać niczego przyjemnego…
Cieszyła się, że Stefan ją odprowadzi. Starała się pedałować możliwie najszybciej, a on jechał tak wolno jak potrafił, aby mogli być blisko siebie. Czasami ją okrążał, śmiali się do siebie, żartowali i cieszyli, że droga o tej porze jest pusta. Być może zbliżał się ranek, Sissel całkowicie straciła poczucie czasu.
Stefan nie chciał wjeżdżać hałaśliwym motocyklem na podwórze. Zostawił go przy drodze i wolno ruszyli pod górę. Jedną ręką prowadził rower Sissel, drugą obejmował dziewczynę. Szli w milczeniu, napawając się niezwykłym poczuciem łączących ich więzi.
Sissel marzyło się z pewnością czulsze pożegnanie, ale na podwórzu dostrzegli jakąś postać, która ruszyła im na spotkanie. Sissel z początku zadrżała, zdjęta strachem, ciągle żywo w pamięci miała jeszcze lęk, jakiego doświadczyła tej nocy, i przerażało ją wszystko, co niepewne. Wkrótce jednak pomimo sporej odległości rozpoznała osobę i odetchnęła z ulgą.
– To Agnes – powiedziała cicho. – Pewnie czuwała przez całą noc.
– Wobec tego zostawiam cię pod jej opieką – oświadczył Stefan. – Przyjdę jutro przedstawić się twojej rodzinie. Dobranoc, najmilsza.
– Ale…
Uśmiechnął się przelotnie, nieco smutno.
– Uważaj na siebie, Sissel! Nie pozwól, żeby ktoś cię skrzywdził!
Zawrócił i prędko zszedł ze wzgórza.
Z początku Sissel czuła się rozczarowana takim nagłym rozstaniem, kiedy jednak ruszyła na spotkanie z Agnes, ucieszyła się, że Stefan nie pocałował jej na pożegnanie. Stałoby się to za szybko. Utraciliby wówczas ów cudowny czas, być może najpiękniejszy okres związku miłosnego, kiedy dwoje ludzi ostrożnie się do siebie zbliża, a napięcie między nimi stale rośnie.
Sissel nigdy tego nie przeżyła, lecz instynktownie przeczuwała, że taki czas istnieje, że musi istnieć okres, w którym obie strony badają się nawzajem, sprawdzają swoje reakcje, starając się przy tym, by samemu zbytnio się nie odkryć. W tym czasie prowokuje się nastroje i sytuacje, pozwalające poznać charakter strony przeciwnej, lecz nie swój własny, zastawia się pułapki i sidła.
Albo też godzinami wystaje przed lustrem, usiłując spojrzeć na siebie oczami tej drugiej osoby, wyolbrzymia wszystkie niedostatki urody w przekonaniu, że nikt nie może pokochać kogoś takiego, a jednocześnie z całych sił stara się zaprezentować jak najlepiej. Kiedy każde najbanalniejsze nawet zdarzenie łączy się z ukochanym, a gdy wreszcie się go widzi, traci oddech i mowę ze strachu, że on odkryje tęsknotę.
Stefan słusznie postąpił odsuwając moment, kiedy ich pocałunek będzie już nie tylko beztroską zabawą.