Rozdział 2

Buenos tardes - odezwała się Terri. – Habla Ingles?

Kobieta pokręciła przecząco głową, patrząc bez cienia życzliwości.

Terri musiała zatem polegać na swoim hiszpańskim, którego uczyła się w szkole.

Por favor, donde esta Richard? – Nie była pewna, czy zadała pytanie poprawnie, ale miała nadzieję, że kobieta ją zrozumie.

Nieznajoma odpowiedziała tak szybko, że Teri nic nie zrozumiała. Spróbowała ponownie.

Quiero hablar eon Richard.

Usłyszała kolejny potok słów, po czym kobieta zamknęła jej drzwi przed nosem.

Gdyby Richard był w środku, na pewno wyszedłby zobaczyć, co się dzieje. Fakt, że jego kobieta sprawiała wrażenie raczej wściekłej niż zrozpaczonej, świadczył, że najwyraźniej nic mu nie jest. Jej niegrzeczne zachowanie można było wytłumaczyć jedynie zazdrością. Niewykluczone, że Richard nigdy nie wspomniał jej o byłej żonie. Zapewne nie spodziewał się kiedykolwiek jej zobaczyć. A już na pewno nie w Guayaquil.

Terri wróciła taksówką do miasta. Poprosiła kierowcę, by po drodze zatrzymał się przed sklepem, niedaleko szpitala. Musiała kupić kilka rzeczy.

Uspokoiwszy się, że Richardowi nic nie jest, skupiła myśli na nieznajomym, który leżał w szpitalu. Nie mogła zapomnieć wyrazu desperacji, jaki dostrzegła w jego szarych oczach.

Wyobrażała sobie, jak musiał się czuć, kiedy obudził się w obcym otoczeniu, niezdolny do wydania z siebie słowa, obolały i w dodatku brany za kogoś zupełnie innego!

Zapewne miał żonę, która teraz odchodziła od zmysłów z niepokoju. Terri postanowiła, że dopóki nie odnajdzie się jego rodzina, będzie przy nim czuwać, by choć w ten sposób go wesprzeć.

Po półtorej godziny weszła do szpitala obładowana zakupami. Ruszyła prosto do pokoju swego podopiecznego.

– Witaj – powiedziała cicho od progu, nie chcąc go wystraszyć. Uniósł rękę w powitalnym geście. Terri odłożyła zakupy na podłogę i usiadła obok łóżka.

– Nie było mnie dłużej, niż się spodziewałam. Najpierw poszłam na policję, żeby wyjaśnić całą sytuację. Potem pojechałam taksówką do biura Herricka. Tam dostałam adres Richarda. Recepcjonistka nie była zbyt przychylna, ale jakoś udało mi się ją przekonać. Pojechałam taksówką do jego mieszkania i zastałam tam jakąś kobietę, która nie mówi po angielsku. Sądząc po tym, że jest w zaawansowanej ciąży, Richard musi mieszkać z nią już dłuższy czas.

Nieznajomy wydał z siebie jakieś niezrozumiałe dźwięki.

– Kiedy mnie zobaczyła, nie była uszczęśliwiona. Próbowałam porozumieć się z nią po hiszpańsku, ale odpowiadała zbyt szybko i nic nie zrozumiałam. Później spróbuję skontaktować się z Richardem przez kogoś z biura, kto zna go osobiście. Na razie chciałabym pomóc tobie, jeśli tylko będę w stanie. Na policji rozmawiałam z kapitanem Oritzem. On zajmuje się twoją sprawą. Nie słyszał o wypadku na morzu. Powiedział jednak, że wkrótce ustali twoją tożsamość i da mi znać. Jeśli nie odezwie się w ciągu kilku godzin, zadzwonię do niego. Gdyby nie miał żadnych wiadomości, mam pewien pomysł. Lekarz powiedział, że wkrótce uwolni twoją dłoń z bandaży. Może byłbyś w stanie napisać na kartce numer telefonu, naturalnie, jeśli nie będzie cię bolało. Może wiesz, gdzie znajdę Richarda. Tak czy inaczej rozwiążemy tę zagadkę. A teraz mogę zrobić ci obiecany masaż stóp.

Sięgnęła po oliwkę i podeszła do łóżka. Odsłoniła prześcieradło i dotknęła nogi nieznajomego.

Mężczyzna wydał z siebie jakiś dźwięk.

– Mam nadzieję, że cię nie łaskoczę. Spróbuję nie doprowadzić cię do ostateczności.

Dziwne, ale nie miała żadnych oporów przed pielęgnowaniem tego zupełnie obcego człowieka. W pokoju panował półmrok, co stwarzało atmosferę pewnej intymności, a to bardzo jej odpowiadało.

Prawda była taka, że teraz czuła się znacznie lepiej, niż wtedy, gdy była przekonana, że leży tu Richard. Zbyt wiele smutnych rzeczy wydarzyło się między nimi, by mogła czuć się swobodnie w jego towarzystwie.

– Wiesz co, zupełnie nie mam pojęcia, jakiej jesteś narodowości. To oczywiste, że rozumiesz angielski, ale nie musisz być Amerykaninem. Zapewne nigdy nie byłeś w Dakocie Południowej. Tam właśnie mieszkam. Lead to małe miasteczko u stóp góry Rushmore. Jak tylko skończyłam studia, zaczęłam pracować w tamtejszej izbie handlowej. Na początku traktowałam to jako pracę tymczasową, ale tak mnie to wciągnęło, że zostałam do dziś. Gdybyś mnie spytał, czym dokładnie się zajmuję, powiedziałabym, że wszystkim po trochu. I to mi bardzo odpowiada. Moja rodzina mieszka w tym samym mieście. Mama i siostra Beth, która trzy miesiące temu wyszła za Toma. Będą mieli dziecko. Naturalnie wiesz o tym, że moje małżeństwo z Richardem okazało się niewypałem. I to koniec mojej historii. Bez wątpienia zanudziłam cię na śmierć.

Skończyła masować druga nogę i przykryła ją prześcieradłem.

– Ponieważ nie ma tu telewizji, poczytam ci gazetę. Jeśli jesteś hiszpańskojęzyczny, wybacz mi moją wymowę.

Umyła ręce i usiadła w pobliżu niewielkiej lampki.

– Zobaczmy, co my tu w tym „El Telegrafo" mamy… „Medianie oficio No. 19370 enviado al. Presidente del Congreso, Jose Cordero Acosta, el Procurador General del Estado, Ramon Jimenez Carbo, senala que su pronunciamiento sobre la institucionalidad del articulo 33 del Reglamentoque dispuso la prision domiciliaria para - entre otros - los ex presidnentes y ex vicepresidentes de la Republica, tiene caracter vinculante. "

Przerwała czytanie.

– Gdybym wiedziała, co znaczy „vinculante" ten artykuł byłby znacznie bardziej zrozumiały. Wydaje mi się, że to może być interesujące tylko dla kogoś, kto zajmuje się tutejszą polityką. Być może należysz do tych osób, ale wybacz, nie będę tego czytała dalej.

Ku jej zdziwieniu ciało mężczyzny zaczęło się dziwnie trząść. Podeszła do niego zaniepokojona.

– Co się stało? Mam zawołać lekarza?

Potrząsnął głową.

– Zimno ci?

Powtórzył gest.

Zastanowiła się przez chwilę.

– Śmiejesz się?

Mężczyzna skinął głową.

– Chcesz powiedzieć, że to mój hiszpański tak cię rozśmieszył?

Po raz kolejny potrząsnął głową.

– Kłamiesz – powiedziała cicho. Ku swemu zdziwieniu skonstatowała, że ta jednostronna rozmowa bawi ją bardziej niż cokolwiek, czego doświadczyła w ciągu ostatnich lat. – Cieszę się, że cię rozbawiłam, ale nie chciałabym, aby z tego powodu rozeszły ci się szwy pod brodą. Kiedy zjawi się tu twoja żona, na pewno zechce ujrzeć tego samego atrakcyjnego mężczyznę, którego poślubiła.

Potrząsnął głową.

– Nie bądź taki skromny. Widziałam twoje oczy. Nogi też masz niczego sobie.

Jego ciało znów zaczęło się trząść.

– Sądząc po tych ciemnych włosach, cała reszta też musi być zupełnie niezła. Jesteś bez wątpienia przystojnym mężczyzną, takim, którego po hiszpańsku określa się mianem muy guapo. Domyślam się, że niejednokrotnie słyszałeś to określenie w odniesieniu do swojej osoby.

Sięgnęła po paczki, które zostawiła na podłodze i zaczęła je rozpakowywać.

– Kupiłam to dla ciebie. Mam nadzieję, że będzie dobre. Do czasu, aż zjawi się twoja rodzina i przywiezie ci bardziej odpowiednie ubranie, to powinno wystarczyć. Piżama i szlafrok. Mam nadzieję, że nie są całkiem nie w twoim guście. Jesteś tak mocno opalony, że w niebieskim powinno ci być do twarzy. Kupiłam też skórzane sandały. Myślę, że będą dobre. – Podniosła zakupy do góry, aby mógł je obejrzeć. – Jutro masz się wykąpać, więc będziesz mógł się w to przebrać. – Położyła ubranie na krześle i wróciła do łóżka. – Przykro mi, że kapitan Oritz do tej pory nie zadzwonił. Najwyraźniej nie ma nic do zakomunikowania. Ale nie przejmuj się. Kto wie, może rano zastanę tu cały tłum twoich znajomych? Powinieneś chyba wypocząć przed jutrzejszym dniem. Robi się późno, więc chyba już sobie pójdę. Spij dobrze.

Mężczyzna wydał z siebie kolejny niezrozumiały dźwięk i poruszył owiniętą bandażem głową.

– Co się stało? Nie chcesz, żebym szła?

Skinął głową.

– Nudzi ci się i chcesz, żebym jeszcze została, tak?

Zdecydowane potaknięcie sprawiło jej przyjemność.

– Skoro tak, to mogę jeszcze zostać i coś ci opowiedzieć. Ale nie zdziw się, jeśli przyjdzie pielęgniarka i mnie wyrzuci.

Usiadła obok niego i uśmiechnęła się.

– Mam pomysł. Zabawimy się w grę, w którą bawiłam się z siostrą, gdy byłyśmy małe. Jedna osoba pisze coś na ciele drugiej, a ta ma odgadnąć, co. My zazwyczaj pisałyśmy nazwiska gwiazd filmowych.

Będę pisała na twojej nodze, a ty skiniesz głową, gdy napiszę kontynent z jakiego pochodzisz.

Najpierw na jego kości piszczelowej napisała wyraz „Europa". Bez reakcji.

– Hmm. A co powiesz na to?

Napisała „Ameryka Południowa" Nadal żadnej reakcji.

Następnie „Ameryka Północna". Tym razem skinął głową.

– Jesteś Amerykaninem?

Kolejne skinięcie.

Tern zerwała się na równe nogi.

– Powinniśmy wcześniej zacząć tę zabawę. Pracujesz dla Heniek Company?

Potwierdził ruchem głowy.

– Okay. W takim razie, dowiedzmy się, jak masz na imię. Zacznę mówić alfabet, a ty zatrzymasz mnie, gdy dojdę do pierwszej litery twojego imienia. A, B…

Ruch ręką.

– Druga litera. A, B, C, D, E…

Ponowny ruch ręką.

– Masz na imię Ben! – krzyknęła podekscytowana. – Benjamin, tak?

Skinął głową.

– Teraz poznamy twoje nazwisko.

Ponownie zaczęła wymieniać litery alfabetu.

Nazwisko nieznajomego zaczynało się na literę H.

Po chwili ustaliła następne litery.

Nieznajomy nazywał się Herrick. Benjamin Heniek. Terri zamrugała powiekami.

– To zbieg okoliczności, że nazywasz się tak jak właściciel firmy, w której pracujesz?

Zaprzeczenie.

– Chcesz powiedzieć, że to ty jesteś właścicielem firmy Herrick Company?

Nareszcie bingo!

Ben skinął głową i popatrzył jej prosto w oczy, które teraz były okrągłe ze zdziwienia. Ich błękit przypomniał mu kwitnące wiosną w Teksasie niezapominajki. Jasne włosy i wykrojone w kształcie serca usta tworzyły razem całkiem miłą całość.

– Jeśli to prawda, jak to możliwe, że nikt cię nie szuka? Kapitan Oritz nic nie wspomniał o tym, że zniknął szef tak dużej firmy. To nie trzyma się kupy! Zresztą, teraz to nie ma większego znaczenia. Najważniejsze, że żyjesz i wracasz do zdrowia.

Ben patrzył, jak jego towarzyszka przygryzła w zamyśleniu dolną wargę. Wiele by dał, by móc jej posmakować.

– Zadzwonię do Marthy Shaw i powiem jej, że tu jesteś. Zawiadomi twoją rodzinę.

Nie! Tylko nie do Marthy!

Jęknął i uniósł rękę. Niestety, jego anioł miłosierdzia nie zwrócił na to uwagi.

Terri chwyciła torebkę, aby odszukać numer sekretarki, a potem podeszła do wiszącego na ścianie telefonu. Po kilku sygnałach usłyszała w słuchawce głos Marthy Shaw.

– Mówi Terri Jeppson.

– Witam, Terri. Jak się ma twój mąż?

– Mam nadzieję, że dobrze, ale jeszcze go nie widziałam. Dzwonię w innej sprawie.

– Jesteś zdenerwowana. Czy coś się stało?

– Ranny mężczyzna nie jest moim mężem. Ma poparzone gardło i nie może mówić. Udało mi się jednak porozumieć z nim i dowiedziałam się, że nazywa się Benjamin Herrick.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Ben jest w szpitalu? – Martha sprawiała wrażenie równie wstrząśniętej jak Terri.

– Tak. Poinformuję policję, ale zadzwoniłam najpierw do ciebie, żebyś zawiadomiła jego rodzinę i współpracowników. Nikt go nie odwiedzał. Musiał się czuć okropnie, leżąc tu i nie mogąc powiedzieć, kim naprawdę jest. Na szczęście szybko dochodzi do zdrowia.

Ben usłyszał, że głos Terri zadrżał. Jej przejęcie bardzo go poruszyło. Nie dość, że nie wiedziała niczego pewnego o swoim byłym mężu, to jeszcze troszczyła się o zupełnie nieznanego sobie mężczyznę.

– Jaki jest jego stan? – spytała Martha pełnym napięcia głosem. – Powiedz mi prawdę.

Terri zacisnęła rękę na słuchawce. Ta kobieta zachowywała się tak, jakby była z Benem związana.

– Lekarze zapewniają, że wszystko będzie w porządku. – Bez wahania powiedziała sekretarce wszystko, czego dowiedziała się od doktora Fortuny.

– Dzięki Bogu, że żyje. Natychmiast zawiadomię rodzinę.

– Jest w szpitalu San Lorenzo. Nie ma sensu dzwonić, on i tak nie może rozmawiać. Jestem jednak pewna, że doktor Dominguez albo doktor Fortuna udzielą rodzinie wszelkich informacji, wystarczy tylko zadzwonić do dyżurki pielęgniarek.

– Mogę mieć do ciebie prośbę, Terri? – W tonie głosu Marthy Terri usłyszała błagalną nutę. – Możesz przysunąć słuchawkę do ucha Bena? Chciałabym mu coś powiedzieć.

Ta kobieta była w nim zakochana. Terri nie miała wątpliwości.

– Naturalnie.

Odwróciła się do Bena.

– Panie Herrick?

Ben jęknął. Teraz, kiedy wiedziała już, kim jest, nie była tak swobodna. Niech to wszyscy diabli!

– Pani Shaw chciałaby panu coś powiedzieć.

Omal nie zakrztusił się ze złości. Czy ta Martha nie ma wstydu? Zrobiłaby wszystko, żeby osiągnąć cel.

Terri ostrożnie przysunęła słuchawkę do jego ucha i przytrzymała ją. Widział, jak odwróciła wzrok, by zapewnić mu choć odrobinę poczucia prywatności. Wiedziała, jak się zachować w każdej sytuacji. Był nią oczarowany.

– Ben? Mam nadzieję, że mnie słyszysz. To ja, Martha! Dzięki Bogu, że nic ci się nie stało. – Usłyszał przejęty głos. – Od tygodnia próbuję się z tobą skontaktować. Kiedy nie oddzwaniałeś, domyśliłam się, że coś się stało. Sądziłam jednak, że jesteś zły z powodu tego listu, który do ciebie napisałam. Zaraz powiem Creightonowi, żeby zadzwonił do twoich rodziców. Kiedy usłyszą, co się wydarzyło, będą chcieli zabrać cię do Houston. Oddałabym wszystko, żebym to ja mogła zrobić, ale nic z tego. Przynajmniej jeszcze nie teraz.

Jeszcze nie teraz?

– Och, Ben – szepnęła z przejęciem. – Nie mogę się doczekać, kiedy cię zobaczę. Wiem, że popełniłam straszny błąd, ale nie sądzisz, że już wystarczająco zostałam ukarana?

Jej łzy nic dla niego nie znaczyły. W tej chwili Ben mógł myśleć jedynie o zapachu brzoskwiń, którymi pachniała dłoń Terri. Te delikatne, kobiece dłonie sprawiły mu tyle przyjemności, że zapomniał o bólu.

– Proszę, Ben, kiedy znów się zobaczymy, powiedz mi, że możemy zacząć wszystko od nowa. Wiesz, że zawsze cię kochałam. Mam ci tyle do powiedzenia!

Ben miał dość. Uniósł lewą dłoń, dając znak Terri, żeby zakończyła rozmowę.

Terri przyłożyła słuchawkę do ucha.

– Pani Shaw?

– Jeszcze nie skończyłam.

– Przykro mi, ale pan Heniek dał mi znak, że czuje się zmęczony. Może zadzwoni pani jutro, kiedy będzie miał więcej siły.

– Myślisz, że mnie słyszał? – w jej głosie znów dała się słyszeć ta sama błagalna nuta, co wcześniej. Coś tu się działo, ale Terri nie miała zamiaru w to wnikać.

– Naturalnie, że tak.

– Dzięki, że mnie zawiadomiłaś, Terri. Gdybyś potrzebowała jakiejkolwiek pomocy, nie wahaj się zadzwonić. Mam nadzieję, że z twoim mężem wszystko będzie dobrze.

– Ja też mam taką nadzieję. Dobranoc.

Odwiesiła słuchawkę i wzięła torebkę.

Ben Heniek znów wydał z siebie kilka dźwięków. Zaczynała je już rozróżniać. Chyba nie chciał, by odchodziła. Podeszła do łóżka.

– Muszę wrócić do hotelu i zadzwonić do kapitana Ortiza.

Ku jej zdziwieniu potrząsnął głową. Nawet kiedy tak leżał obandażowany niczym mumia, widać było, że jest człowiekiem władzy.

– Miałeś dość atrakcji jak na jeden dzień. Teraz powinieneś odpocząć. Powiem pielęgniarkom, kim jesteś i zostawię im numer pani Shaw. Dobrej nocy, panie Heniek.

Nie odchodź!

Nie zważając na pomruki niezadowolenia, niemal wybiegła z pokoju. Dotrzymywanie towarzystwa Benowi spodobało się jej tak bardzo, że aż ją to przeraziło. Odczuwała z nim jakąś irracjonalną więź, która przeczyła zdrowemu rozsądkowi. Kiedy po raz pierwszy spojrzał jej w oczy, poczuła się tak, jakby zajrzał w głąb jej duszy.

Serce podpowiadało, że nie powinna z nim dłużej przebywać. Mogłoby się okazać, że uczucia wymykają się jej spod kontroli, a tego by nie chciała.

Nie ma powodu, by odwiedzała go jeszcze kiedykolwiek. Zrobiła dla niego wszystko, co mogła. Jutro zjawią się ludzie, którzy go kochają i zajmą się nim.

Jego tajemnica została rozwiązana.

Jeśli chodzi o nią, pojedzie do miejsca, w którym pracował Richard, aby osobiście przekonać się, że nic mu się nie stało. A potem po prostu wróci do domu.

Biedny Ray. Zostawiła całe biuro na jego głowie. Będzie uszczęśliwiony jej powrotem.

Po wyjściu ze szpitala wzięła taksówkę i pojechała do hotelu. Od razu zadzwoniła do kapitana Ortiza, ale mogła tylko zostawić wiadomość na sekretarce. Powiedziała, kim jest nieznajomy w szpitalu i zdała krótką relację z wizyty w domu Richarda. Poprosiła, by kapitan zadzwonił do niej, jak tylko dowie się czegoś o jej byłym mężu.

Jeszcze zanim położyła się spać, zadzwoniła do Beth. Opowiedziała siostrze o wszystkim, z wyjątkiem uczuć, jakie wzbudził w niej Ben Herrick.

Powiedziała jeszcze, że za niecałą dobę będzie w domu i odłożyła słuchawkę.

Aby nie myśleć o Benie, zaczęła czytać książkę. Nie mogła jednak skoncentrować się na treści. Włączyła telewizor.

Pomogło.

O ósmej trzydzieści następnego ranka obudził ją dźwięk telefonu. Przetarła oczy i sięgnęła po słuchawkę.

– Pani Jeppson? Mówi kapitan Ortiz.

Terri usiadła na łóżku.

– Tak, kapitanie?

– Dziękuję za wiadomość na temat pana Herricka. To bardzo ważny człowiek. Gdyby informacja o jego zaginięciu trafiła do prasy, mielibyśmy spore zamieszanie. – Terri sama się tego domyśliła. – Zaoszczędziła nam pani sporo pracy. A teraz przejdźmy do interesów. Rozmawiała już pani ze swoim byłym mężem?

– Nie, ale jak już panu powiedziałam, pan Heniek dał mi do zrozumienia, że Richarda nie ma w szpitalu. Czuję się spokojniejsza. Rano wybieram się do jego pracy. Jeśli go tam nie znajdę, czy mógłby pan dać mi jednego ze swoich ludzi, by pojechał ze mną jeszcze raz do jego mieszkania? Potrzebuję tłumacza, który pomoże mi porozumieć się z tą kobietą. Mam wrażenie, że ona wie, gdzie go znaleźć.

– Jeśli to będzie konieczne, zawiozę tam panią osobiście, obiecuję.

– Bardzo dziękuję za życzliwość i okazaną pomoc. Będziemy w kontakcie.

Terri zjadła obfite śniadanie i wyruszyła do biura Bena Herricka. W recepcji zastała tę samą dziewczynę, co poprzednio. Kiedy wyjaśniła jej, o co chodzi, recepcjonistka potrząsnęła głową.

– To daleko stąd, a poza tym trudno tam trafić, jeśli nie zna się okolicy. Mogę zadzwonić i dowiedzieć się, czy stawił się dziś rano w pracy. Jeśli tak, dam pani namiary. Proszę chwilę zaczekać.

Terri skinęła głową.

Czekając, zastanawiała się, czy pan Heniek ma dzisiaj mnóstwo gości.

Próbowała sobie wyobrazić, jak wygląda. Może lepiej, że nie wiedziała. Może powinien pozostać dla niej człowiekiem bez twarzy.

Bez twarzy, ale za to z parą najwspanialszych szarych oczu, jakie widziała w życiu.

– Pani Jeppson?

Terri spojrzała na recepcjonistkę, której sroga mina nie oznaczała dobrych wieści.

– Pani mąż od trzech dni nie zjawił się w pracy. Podobno ostatnio były z nim jakieś problemy, więc może już całkiem zrezygnował.

Terri nie czuła się zaskoczona. To było bardzo w stylu Richarda.

– Dziękuję, że zadała sobie pani tyle trudu. Czy mogłabym prosić o jeszcze jedną drobną przysługę?

Podała recepcjonistce numer kapitana Ortiza, prosząc, żeby ją z nim połączyła. Umówili się przed biurem Herricka. Kapitan Ortiz miał zawieźć ją do domu Richarda.

Niecałą godzinę później zaparkowali przed budynkiem, w którym Terri była poprzedniego dnia.

– Niech pani tu poczeka. Pójdę najpierw sam. Jeśli wszystko będzie OK, wrócę po panią.

– Dobrze.

Minął kwadrans, zanim ujrzała go wracającego do samochodu. Usiadł za kierownicą i spojrzał w jej stronę.

– Pani byłego męża nie ma w domu. Kobieta, z którą rozmawiałem, nazywa się Juanita Rosario. Twierdzi, że mieszka z nim od dziesięciu miesięcy, co może, ale nie musi, być prawdą. Podobno poznali się wkrótce po tym, jak zaczął pracować w firmie Herricka. Powiedziała, że cztery dni temu wyszedł do pracy i od tej pory go nie widziała. Na początku nie była zaniepokojona. Zdarzało się już, że wychodził gdzieś z przyjaciółmi i nie wracał na noc. Nigdy jednak nie znikał na tak długo. Kiedy wczoraj zapukała pani do niej, przestraszyła się, że jest pani jego żoną. Powiedział jej, że starał się o rozwód, ale że pani nie wyrażała zgody.

Terri potrząsnęła głową. Richard nic się nie zmienił. Kłamstwa, kłamstwa i jeszcze raz kłamstwa. Byle tylko osiągnąć to, na czym mu w danej chwili zależało.

– Powiedziałem jej, że jest pani jego byłą żoną i że rozwiedliście się rok temu. Wtedy się rozpłakała. Obawia się, że mógł odejść z inną kobietą. Wierzy, że wróci, bo bardzo czeka na dziecko, które ma się urodzić za miesiąc.

– Mam nadzieję, że biedaczka się nie myli – mruknęła Terri. – Niestety, Richard ma ten przykry zwyczaj, że znika, kiedy jest najbardziej potrzebny. Jak ta kobieta daje sobie radę?

– Do tej pory on się nią zajmował.

Terri jęknęła.

– Ma jakąś rodzinę, która zatroszczyłaby się o nią, gdyby Richard naprawdę ją opuścił?

– Nie. Pochodzi z rozbitej rodziny i chyba nie bardzo może liczyć na wsparcie kogoś bliskiego.

– W takim razie musimy odnaleźć Richarda. Ta kobieta go potrzebuje.

Mężczyzna popatrzył uważnie.

– W tej chwili osobą, która najwięcej wie o pani byłym mężu, jest pan Heniek.

– Chyba ma pan rację. Jeśli podrzuci mnie pan do szpitala, postaram się czegoś dowiedzieć.

– Dobrze. Ja w tym czasie wyślę moich ludzi w teren. Może ktoś będzie coś wiedział.

– Chciałabym na chwilę zobaczyć się z Juanitą. – Terri sięgnęła po portmonetkę. – Zaraz wrócę.

Kapitan popatrzył na nią, jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował.

Terri wysiadła z samochodu i przeszła obok bawiących się na schodach dzieci. Miała przy sobie tylko sto dolarów, ale nawet taka suma zapewne okaże się przydatna.

Tym razem, kiedy zapukała, drzwi otworzyły się szerzej.

– Juanita?

Sil - Teraz w głosie kobiety pobrzmiewała nie tylko złość, ale również ból.

Captain Ortiz dice que Richard no esta aqui ahora. - Terri nie miała wątpliwości, że robi błędy, ale musiała się jakoś porozumieć.

Kobieta spojrzała na nią.

Tengo dinero para usted. - Wyciągnęła rękę z pieniędzmi. Juanita nie poruszyła się.

Porfavor.

Por que?

Dlaczego? Ponieważ dokładnie wiedziała, jak to jest być opuszczoną w takim momencie. Może jeśli powie, że dla dziecka…

Es necessaario para el nino, verdad?

Juanita zagryzła wargi. Miała swoją dumę. Nie powinna tego robić, ale skoro Richard nie wraca…

Terri nie wiedziała, jak powiedzieć to po hiszpańsku, dokończyła więc po angielsku.

– Na wypadek, gdybyś zmieniła zdanie, zostawię pieniądze tutaj…

Położyła pieniądze na wycieraczce i odeszła, nie oglądając się za siebie.

Samochód kapitana miał włączony silnik. Odjechali w milczeniu. Dopiero po kilkunastu minutach policjant odezwał się.

– Jest pani dobrym człowiekiem, ale obawiam się, że danie jej pieniędzy było błędem.

– Gdybym była na jej miejscu, oczekiwałabym pomocy. Przynajmniej przez kilka dni będzie miała co jeść. Mam nadzieję, że do tego czasu znajdziemy Richarda.

– Ja też – odparł, choć z tonu jego głosu domyśliła się, że bardzo w to wątpi.

Загрузка...