Rozdział 5

– Nie – powiedziała cicho, choć musiała przyznać, że wcale nie była zdziwiona. Kiedy po raz pierwszy spojrzała w oczy tego człowieka, poczuła, że jest w nim coś niezwykłego. Coś, co różni go od innych mężczyzn.

Teraz rozumiała już, co miał na myśli kapitan Ortiz.

„Pan Herrick to bardzo ważna osoba. Gdyby wiadomość o tym, że zaginął, przedostała się do prasy, mielibyśmy spore zamieszanie".

– Mówiąc szczerze, Carlos, nie kontaktowałam się z moim byłym mężem od czasu rozwodu. Nie miałam pojęcia, że wyjechał ze Stanów. Telefon z Houston był dla mnie kompletnym zaskoczeniem.

– Podobnie jak ten, który ja otrzymałem ze szpitala.

– Daleko stąd do mieszkania pana Herricka?

– Mieszkam na „Atlantis" – oświadczył Ben ochrypłym szeptem i wysiadł z samochodu.

Zaskoczona Terri wyjęła z bagażnika kilka toreb. Carlos wziął walizkę i resztę zakupów.

Pracujący obok ludzie pozdrawiali Bena. Zdziwieni jego opatrunkami, wypytywali, co się stało. Jeden z nich wziął od Terri torby z zakupami. Wsiedli do niewielkiej łodzi. Carlos podał im kamizelki ratunkowe i pomógł Benowi pozapinać zamki. Włączył silnik i po chwili nadbrzeże zostało za nimi.

Terri uwielbiała morze. Zapach soli unoszący się w powietrzu, powiew bryzy i biała piana, jaką zostawiała za sobą łódź, wprawiały ją w zachwyt.

Wiatr rozwiał włosy Bena, zakrywając opatrunek na czole. Wcale nie wyglądał jak ktoś, kto kilka dni temu otarł się o śmierć.

Kiedy poprosił ją, by zajęła się nim przez kilka dni, nie miała pojęcia, że będzie mieszkać na morzu. A im bardziej zbliżali się do statku, tym bardziej była zachwycona.

– Jest wspaniały. Po prostu nie mam słów – powiedziała, kiedy jej wzrok napotkał oczy Bena. Uśmiechnął się.

Kiedy dopłynęli do trapu, zdała sobie sprawę, że morze pod nimi musi być w tym miejscu bardzo głębokie. Niewiele jest portów na świecie, do których ten statek mógł bezpiecznie zawinąć.

Zadrżała na myśl o Richardzie. Czy to w ogóle możliwe, by odnaleźli jego ciało w takich głębiach?

Zupełnie nieoczekiwanie Ben wyciągnął rękę i położył jej na ramieniu.

– Nie myśl o tym teraz. Wyjaśnię ci wszystko później, kiedy będziemy sami.

Skinęła głową.

Carlos zaczął wynosić na statek torby z zakupami, a potem pomógł jej wysiąść. Hiszpańscy stewardzi wzięli od niego torby i walizkę.

– Nie idziesz z nami? – Terri uśmiechnęła się do Carlosa.

– Muszę trochę popracować. Ale jestem pewien, że wkrótce się spotkamy.

– Dzięki za pomoc.

– Cała przyjemność po mojej stronie. – Carlos skinął głową i wsiadł z powrotem do łodzi:

Terri czuła się tak, jakby weszła do ogromnego hotelu.

Mnóstwo wind, korytarzy, schodów. Poczuła zawrót głowy. Ben ujął ją pod ramię i poprowadził do niewielkiej windy, która znajdowała się za zamkniętymi na klucz drzwiami.

– Proszę postawić torby na podłodze – polecił stewardowi. Nacisnął guzik. Drzwi windy zamknęły się z cichym szelestem.

Terri nie wiedziała, czy to na skutek jego bliskości, czy jazdy windą, znów zakręciło się jej w głowie. Miała ochotę przytrzymać się jego ramienia, ale na szczęście dojechali na miejsce. Drzwi otworzyły się bezszelestnie.

Ku jej zaskoczeniu znaleźli się w luksusowym apartamencie, takim, jakie nieustannie pokazuje się w kolorowych magazynach.

– Ależ tu pięknie! – wykrzyknęła mimo woli.

– Pozwól, że cię oprowadzę.

Spojrzała na niego i potrząsnęła głową.

– Sama sobie obejrzę, a ty się położysz. Ja się wszystkim zajmę. Kiedy będziesz się mył, przygotuję ci łóżko.

Należało użyć raczej słowa łoże. Było tak duże, że spokojnie mogłoby pomieścić kilka osób.

Ciemne, ręcznie rzeźbione meble kontrastowały z bielą ścian, a obrazy łagodziły pewną surowość wnętrza.

Kiedy Ben wyszedł z łazienki, kazała mu położyć się do łóżka.

– Odpocznij, a ja przyniosę ci coś do jedzenia. – Z tymi słowami skierowała się w stronę windy, aby rozpakować zakupy.

Wkrótce wszystkie torby zostały przeniesione do kuchni, wyposażonej w najnowocześniejsze sprzęty. Terri uwielbiała gotować i ochoczo zabrała się do przygotowywania posiłku. Ben potrzebował czegoś pożywnego, co pozwoliłoby mu szybko wrócić do zdrowia. Wyjęła puszkę wieprzowego gulaszu i zmiksowała jej zawartość, po czym podgrzała ją w niewielkim rondelku.

Nalała szklankę nektaru brzoskwiniowego, potem postawiła na tacy jeszcze szklankę wody i położyła tabletki przeciwbólowe.

Kiedy weszła do sypialni, Ben miał zamknięte oczy. Musiał jednak poczuć zapach jedzenia, bo natychmiast usiadł na łóżku.

– Miejmy nadzieję, że po tym poczujesz się lepiej. Powinieneś zostać w szpitalu jeszcze kilka dni.

– Musiałem już stamtąd wyjść.

Rozumiała go, ale nie powiedziała tego na głos. Postawiła tacę na jego kolanach.

– Potrzebujesz coś przeciwbólowego?

Skinął głową.

– Zaraz ci podam.

Ben połknął dwie tabletki i popił je wodą, a potem z apetytem pochłonął niemal natychmiast wszystko, co mu przyniosła.

– Cieszę się, że ci smakowało – powiedziała z uśmiechem. – Jeśli chcesz, mogę przygotować coś jeszcze.

– Może za jakieś pół godziny? Na razie wypiję nektar. Mogłabyś podać mi ten niebieski folder, który leży na biurku?

Terri zrobiła, o co prosił.

– Przysuń krzesło. Chcę ci coś pokazać. Powiedziałaś w samochodzie, że masz mnóstwo pytań, być może tu znajdziesz odpowiedź na niektóre z nich.

Przez dwadzieścia minut Terri z zapartym tchem czytała opis statku:

„«Spirit of Atlantis» jest pływającym miastem, które ma opłynąć cały glob. Na statku znajdują się biura, sale konferencyjne, sklepy, a wszystkie dochody są zwolnione z podatku.

Rodziny zamieszkają w pięknych apartamentach, a do ich dyspozycji będą szkoły, biblioteki, doskonale wyposażony szpital, telewizja satelitarna, straż, policja, restauracje, kawiarnie, kina, centra handlowe, teatry, sala koncertowa, baseny, korty tenisowe, boiska, salony piękności, park, lotnisko, helikopter".

Pomysł zapierał dech w piersiach. Terri zaczęła studiować plan statku.

W końcu odłożyła folder na bok. Podniosła wzrok i zobaczyła, że Ben uważnie się jej przygląda.

– Niesamowite – powiedziała, nadal nie mogąc otrząsnąć się z wrażenia. – Ciekawe, jak długo myślałeś o tym, zanim zrealizowałeś to przedsięwzięcie. Nie… – Zerwała się na równe nogi i wzięła od niego tacę. – Nie odpowiadaj. Naprawdę nie powinieneś mówić, inaczej twoje gardło nigdy się nie zagoi. Pójdę rozpakować swoje rzeczy, a potem do ciebie zajrzę.

– Terri?

– Tak? – zatrzymała się w drzwiach.

– Dziękuję. Jutro zabiorę cię na miejsce wypadku.

Terri ogarnęło nagle poczucie winy. W ciągu tego dnia wydarzyło się tak wiele rzeczy, że zupełnie zapomniała o Richardzie. A przecież z jego powodu przyjechała do Ekwadoru.

Ben najwyraźniej potrzebował dużo snu, bo kiedy do niego zajrzała, spał i obudził się dopiero o szóstej po południu. Terri podgrzała mu danie dla niemowląt, a oprócz tego przygotowała gotowane, zmiksowane warzywa.

Kiedy zaniosła tacę do sypialni, Ben znów zjadł wszystko w błyskawicznym tempie. Poprosił o dwie dokładki, a na deser zjadł trzy porcje lodów. Dopiero wtedy oznajmił, że czuje się najedzony. Terri podała mu następne tabletki przeciwbólowe i poleciła dalej spać.

Kiedy po chwili zajrzała do sypialni, rzeczywiście spał jak zabity. Nie ma to, jak być we własnym łóżku. Przykryła go kocem i zgasiła lampę.

Posprzątała kuchnię i poszła do pokoju gościnnego. Drzwi zostawiła otwarte, na wypadek, gdyby Ben potrzebował czegoś w nocy.

Wzięła prysznic, a potem podeszła do okna, by popatrzeć na widniejący w oddali brzeg. Statek jarzył się mnóstwem kolorowych świateł, co sprawiało, że wyglądał jak port. Musiała się uszczypnąć, aby mieć pewność, że to nie sen.

Znajdowała się na statku, w Ameryce Południowej, a w pokoju obok spał mężczyzna, który nie był jej mężem ani nawet narzeczonym.

Pomyślała o Richardzie. Wyobrażała sobie, jak bardzo podobał mu się pomysł pracy na takim statku. Prawdopodobnie rzuciłby wszystko, żeby tylko tu się zahaczyć.

Jutro Ben odpowie jej na pytania, których do tej pory mu nie zadała. Dowie się, jak zginął Richard. Czuła, że cała historia nie będzie najmilsza i była przygotowana na to, że usłyszy o nim niezbyt pochlebne rzeczy.

Westchnęła głęboko i położyła się na wielkim łóżku.

Zdążyła zgasić światło, kiedy zadzwonił telefon. Obawiając się, że jego dźwięk obudzi Bena, wyskoczyła z łóżka.

– Terri? – usłyszała w słuchawce znajomy męski głos.

– Parker?

– Miło, że mnie poznałaś.

– Jeśli chcesz porozmawiać z bratem, obawiam się, że to chwilowo niemożliwe. Śpi w sąsiednim pokoju.

– Nie szkodzi. Dzwonię do ciebie.

– Ja też już spałam – powiedziała, nie wiedząc, jak się go pozbyć, nie raniąc przy tym jego uczuć.

– Chciałem dać ci pewną radę. Nie pozwól mu za bardzo sobą rządzić. Ben uwielbia wykorzystywać ludzi.

Ta uwaga zdenerwowała Terri.

– Powinien jeszcze zostać w szpitalu.

– Jak zdążyłaś już zauważyć, Ben kieruje się w życiu własnymi zasadami.

I dlatego jest tak interesującym mężczyzną.

– Doceniam twoją troskę, Parker, ale muszę już kończyć rozmowę.

– Dlaczego? Ben cię woła?

– Wołam – niespodziewanie usłyszeli w słuchawce szept Bena.

Terri zacisnęła dłoń. Choć była niezadowolona, że telefon obudził Bena, nie było jej przykro, że przerwał rozmowę, która prowadziła donikąd.

– Do widzenia, Parker.

Odłożyła słuchawkę, wstała z łóżka i założyła szlafrok. Zapaliła światło w korytarzu i ruszyła prosto do sypialni Bena. W tym momencie telefon zadzwonił ponownie.

– Chcesz, żebym odebrała?

– Proszę.

Podniosła słuchawkę.

– Parker? Przykro mi, ale nie mogę teraz rozmawiać. Może zadzwonisz jutro?

– Mówi Martha Shaw. Dowiedziałam się w szpitalu, że Ben został wypisany. Mam nadzieję, że będzie w stanie ze mną porozmawiać. Nie wiem, co pani tam robi. Proszę dać mi go do telefonu.

– Jedną chwilę.

Terri przykryła słuchawkę dłonią i spojrzała na leżącego w półmroku Bena. Wyglądał niezwykle pociągająco.

– Powiedz jej, że śpię.

– Skąd wiesz, że to ona?

– Mam telepatyczne zdolności.

– Może przekażę jej jakąś wiadomość? Jest bardzo niespokojna o ciebie. – Terri zastanawiała się, czy przypadkiem nie pośredniczy w kłótni kochanków.

– Nie.

Nie miała zamiaru się sprzeciwiać. Przystawiła słuchawkę do ucha.

– Obawiam się, że będzie pani musiała zadzwonić rano, pani Shaw.

– Mam lepszy pomysł. Proszę powiedzieć Benowi, że jutro go odwiedzę.

Terri wolno odłożyła słuchawkę. Oto koniec jej miłego sam na sam z Benem. Ta kobieta już go nie zostawi.

– Dlaczego tak posmutniałaś?

– Chyba dlatego, że Martha tak bardzo się zmartwiła. Jutro cię odwiedzi.

Ben zaklął pod nosem.

– Rozumiem ją. Pani Shaw uważa, że stanowię dla niej zagrożenie. To zupełnie bezpodstawne, ale ona o tym nie wie. Może przynajmniej szepnąłbyś, że ją kochasz?

Pożałowała tych słów od razu, jak tylko je wypowiedziała. Stosunki Bena z panią Shaw nie powinny jej interesować. Sądząc po wyrazie jego twarzy, rozzłościła go tą uwagą.

Ojciec często ostrzegał Terri, że swoim nieustającym dążeniem do uszczęśliwiania wszystkich dookoła napyta sobie kiedyś biedy. Szkoda, że o tym zapomniała.

– Przepraszam, Ben. Nie powinnam była tego powiedzieć. Jestem nietaktowna.

– Przynajmniej zwróciłaś się do mnie po imieniu, a nie bezosobowo. Chcę z tobą porozmawiać.

Poczuła, że jej żołądek skurczył się do rozmiarów tenisowej piłki.

– Skąd przyszedł ci do głowy pomysł, że jestem zakochany w Marthcie Shaw?

To pytanie sprawiło jej taką radość, że z trudem mogła wydobyć z siebie jakąś sensowną odpowiedź.

– Kiedy Parker zawiózł mnie do mieszkania Richarda, coś o niej napomknął. Powiedziałam, że moim zdaniem ona jest w tobie zakochana, a twój brat spytał, jak się tego domyśliłam. Powiedziałam mu, że to instynkt. Wtedy zamilkł, a potem zmienił temat. Uznałam więc, że jesteście ze sobą związani. Zwłaszcza że tyle razy dzwoniła do szpitala. Pomyślałam, że może się pokłóciliście. Nie wiedziałam…

Usłyszała, jak z jego piersi wydobyło się ciężkie westchnienie.

– Martha jest byłą żoną Parkera.

– Co? – Terri omal nie spadła z krzesła.

– Dawno temu była sekretarką mojego drugiego brata, Creightona. Poznałem ją kilka lat temu, podczas jednej z moich podróży do Houston. Można powiedzieć, że trochę mi się narzucała, a ponieważ bardzo tego nie lubię, dałem jej odczuć, że nie jestem zainteresowany. – Brzmi nieźle, pomyślała Terri. – Potem dowiedziałem się, że Parker stracił na jej punkcie głowę. Kocham mojego brata i nie chciałem, żeby ktoś go zranił. Powinienem był powiedzieć mu o jej zachowaniu, kiedy się jej oświadczył, ale ograniczyłem się do ostrzeżenia przed instytucją małżeństwa. To był mój błąd. Wyśmiał mnie wtedy w głos. Kiedy nadszedł wielki dzień, zadbałem o to, by na statku zaistniała kryzysowa sytuacja, wymagająca mojej obecności. Nie chciałem być na ślubie. Parker naturalnie szybko zorientował się, kogo poślubił. Martha była zbyt zajęta własną osobą, by kochać kogokolwiek innego. Podobno bardzo się starał, ale i tak w końcu wystąpił o rozwód. Naturalnie musiał za to słono zapłacić. Zażyczyła też sobie powrotu do starej pracy i chociaż Creighton początkowo nie chciał o tym słyszeć, zgodził się w końcu, by pomóc bratu.

Teraz Terri wiedziała już, co o tym wszystkim myśleć. Było dla niej jasne, że Martha zakochała się w Benie Herricku. Tak naprawdę nigdy nie przestało jej na nim zależeć.

– Szkoda, że nie wiedziałam tego wcześniej. Nie powiedziałabym Parkerowi, że Martha jest w tobie zakochana. To musiało go zaboleć. Tak mi przykro. Co mogłabym zrobić?

– Nic. Skąd miałaś znać całą historię? Być może nawet pomogłaś Parkerowi, który obwinia się za rozpad swojego małżeństwa.

– Więc teraz zacznie winić ciebie?

– Nie, Terri. Mieszkam tu od ośmiu lat. Może twoja niewinna uwaga pomoże mu zrozumieć, że Martha nigdy tak naprawdę nie chciała być jego żoną. Może wreszcie zrzuci z siebie ten ciężar.

– Mam nadzieję, że się nie mylisz. – Głos Terri zadrżał, a w oczach zalśniły łzy. – Jak ona może? To przecież było okrutne wobec Parkera i zupełnie nie fair w stosunku do ciebie.

– To cała historia. Zaraz po rozwodzie Parker mieszkał tu miesiąc ze mną. Bardzo się do siebie zbliżyliśmy.

– Jak się dowie, że Martha ma tu jutro przyjechać, wasza przyjaźń może ucierpieć.

– Mam nadzieję, że rzeczywiście tu dotrze.

– Dlaczego tak mówisz?

– Przeżyje największy szok w swoim życiu. Porozmawiamy o tym rano.

Rozmowa najwyraźniej go wyczerpała. Chciał spać. Terri wstała z krzesła.

– Dziękuję, że powiedziałeś mi prawdę.

– Mówisz tak, jakby to był koniec świata. A nie jest. I niech ci nie przyjdzie do głowy pocieszać Parkera.

– Nie przyszło mi.

– Oboje macie za sobą podobne przeżycia. Mam nadzieję, że ty przynajmniej nie winisz się za rozpad małżeństwa, do którego tak naprawdę nie powinno dojść.

– Na początku się obwiniałam – przyznała Terri. – Potem jednak zdałam sobie sprawę, że problem tkwił w Richardzie. Jego rodzice zginęli, gdy był mały, wychowywało go wujostwo. Nigdy nie chciał pogodzić się z tym, że życie nie jest fair. Po śmierci swoich opiekunów ożenił się ze mną. Może sądził, że małżeństwo przyniesie mu szczęście, którego wcześniej nie zaznał.

– Był zbyt niedojrzały i prawdopodobnie zbyt skoncentrowany na sobie, by zdać sobie sprawę, że wygrał los na loterii. To samo można powiedzieć o Marthcie. Straciła mężczyznę, jakich ze świecą szukać.

– Zgadzam się.

Terri wiedziała, że Ben mówił o bracie. Ale wiedziała też, że Martha nigdy nie przestała myśleć o Benie.

– Teraz mojemu bratu wydaje się, że znów się zakochał. Naprawdę jesteś kobietą, która może zawrócić mężczyźnie w głowie. Nic dziwnego, że nie chce dać ci spokoju. Obawiam się, że będę musiał użyć drastycznych środków.

– Co masz na myśli? – Zmarszczyła brwi.

– Porozmawiamy o tym jutro. Dobranoc, Tern.

– Dobranoc – szepnęła.


Następnego dnia niebo było bardzo zachmurzone. Zbliżał się sztorm. Ben zaproponował, żeby najpierw popłynęli na miejsce wypadku, a dopiero potem zjedli śniadanie.

Zjechali windą na dół. Dwóch ludzi pomogło im założyć kamizelki ratunkowe, po czym wsiedli do łodzi. Jeden z marynarzy uruchomił silnik. Kiedy wypłynęli na otwarte morze, Terri, przerażona wysoką falą, przylgnęła do burty. Po chwili Ben dał znak marynarzowi, żeby wyłączył silnik.

– To tu. Chciałem opowiedzieć ci wszystko na morzu, ale jest zbyt wzburzone. Wracajmy na statek.

– Dziękuję.

– Przynajmniej tyle mogłem zrobić. – Ben dał znak marynarzowi, by zawrócił łódź i ruszyli w powrotną drogę. Najwyższa pora. Wiatr wzmagał się z każdą chwilą, a niebo pociemniało jeszcze bardziej.

W windzie Terri zaproponowała:

– Ja zajmę się przygotowaniem śniadania, a ty możesz napisać całą historię na laptopie. W ten sposób oszczędzisz gardło.

Ben uśmiechnął się, po czym w milczeniu weszli do mieszkania.

Terri od razu poszła do kuchni. Poprzedniego dnia Ben zjadł tyle, że na pewno jest już gotowy na jajecznicę, kaszkę i sok.

Gdy wszystko było gotowe, ustawiła naczynia na tacy i poszła do pokoju.

– Jak ci idzie?

– Prawie skończyłem.

– Mam wrażenie, że mówisz coraz lepiej.

– Tak, czuję się lepiej.

– Nie powinieneś jednak nadmiernie forsować gardła.

Terri nakryła stół na dwie osoby i poczekała na Bena. Po chwili do niej dołączył. Spojrzał na stół i uśmiechnął się.

– Chyba czytasz w moich myślach.

– Uznałam, że dziś możesz dostać posiłek juniora.

Ben zachichotał.

– Nie śmiej się, bo pozrywasz sobie szwy pod brodą.

– To rozpuszczalne szwy. Już ich prawie nie ma.

Terri zjadła trochę jajecznicy, po czym zabrała się do czytania tego, co napisał Ben. Nadszedł czas, by dowiedziała się, co wydarzyło się tamtego feralnego dnia.

„Twój były mąż bardzo często spóźniał się do pracy, a czasem w ogóle się w niej nie pojawiał. Często przychodził na kacu. Jednak, by go zwolnić, jego szef musiał najpierw uzyskać ode mnie pozwolenie. Carlos zapoznał się z całą sprawą i dał twojemu byłemu mężowi ostatnie ostrzeżenie. Bezskutecznie. W tej sytuacji Carlos o wszystkim mnie poinformował, ponieważ ostatnie słowo w takich sytuacjach należy do mnie.

Przeczytałem podanie o pracę twojego byłego męża. Napisał, że ostatnio pracował w Baton Rouge. Zadzwoniłem tam. Okazało się, że porzucił pracę, aby zatrudnić się u mnie. Powiedziano mi też, że Richard nie należał do ludzi, na których można polegać i zapewne prędzej czy później i tak by go stamtąd zwolniono.

Wyznaję zasadę, że każdemu należy dać szansę, by mógł pokazać, na co go stać. Nie lubię zwalniać pracowników, zwłaszcza jeśli mają rodzinę. Twój były mąż podkreślał, że ma w Stanach żonę, Terri. Jako swój domowy adres podał Leads w Dakocie Południowej.

W dniu wypadku poczekałem, aż skończy pracę i powiedziałem, że sam przewiozę go na ląd, bo chcę z nim porozmawiać. Domyślał się, o co chodzi, bo przybrał obronną postawę.

Niestety, na morzu był sztorm. Kiedy zdałem sobie sprawę, że nie założył kamizelki ratunkowej, kazałem mu to natychmiast zrobić. Odmówił, więc zawróciłem łódź i zacząłem płynąć w kierunku statku. Do lądu było dużo dalej.

Ku mojemu przerażeniu, z ciemności wyłoniła się jakaś łódź, nad którą ktoś najwyraźniej stracił kontrolę. Dwóch młodych mężczyzn, również bez kamizelek ratunkowych, wypuściło się na morze, zapewne po to, by poszaleć podczas sztormu. Uderzyli dziobem w burtę naszej łodzi, przecinając ją na pół. Ich ciała wyleciały w powietrze jak wyrzucone z procy.

Spojrzałem na Richarda. Stracił przytomność. Starałem się do niego dojść, ale ze zbiornika wylało się paliwo i łódź zaczęła się palić. Ogień nas rozdzielił. Widziałem tylko, jak ciała trzech mężczyzn zanurzają się pod wodą. Ja przeżyłem. Możesz sobie wyobrazić, jak się czułem. Ostatnia rzecz, jaką pamiętam, to ręce rybaka wciągającego mnie na swoją łódź. Wiem też, że wołałem głośno twoje imię, błagając go, by się z tobą skontaktował. "

– To musiało być koszmarne! – wykrzyknęła Terri. – Dzięki Bogu, że przeżyłeś! – Nie zastanawiając się nad tym, co robi, wyciągnęła rękę i położyła na jego dłoni. – Obiecaj mi, że nigdy nie będziesz czuł się winny. Gdyby Richard założył kamizelkę ratunkową, zapewne żyłby do dziś. Podobnie jak ci młodzi ludzie, uważał, że jest nieśmiertelny.

Ben potrząsnął głową.

– Gdybym zwolnił go w biurze Carlosa, nie byłoby całej sprawy. Do tej pory zdarzyło nam się kilka śmierci pracowników z powodu chorób, ale jak dotąd nie było żadnego utonięcia.

Terri zerwała się na równe nogi.

– Nie możesz żyć, zastanawiając się codziennie, co by było, gdyby! Miałeś zamiar porozmawiać z nim bez świadków i to bardzo dobrze o tobie świadczy. Chciałeś oszczędzić mu wstydu i zażenowania. To nie twoja wina, że nie założył kamizelki ani że zderzyliście się z tamtą łodzią. Wypadki się zdarzają.

– Podobno policja ustaliła, że ci dwaj, którzy w nas uderzyli, to Brazylijczycy. Spędzali wakacje niedaleko stąd. Na razie nie odnaleziono ich ciał. Jak twierdzą ludzie ze straży przybrzeżnej, dalsze poszukiwania nie mają sensu.

– Rozumiem to. Przecież w tym miejscu jest bardzo głęboko, nie mówiąc już o silnych prądach.

– Będziesz mogła z tym żyć?

– Tak. Mówiłam ci już, że dawno przestałam kochać Richarda. Zabił naszą miłość wiele lat temu. Naturalnie przykro mi, że zginął tak młodo, ale nic na to nie mogę poradzić. Ty też nie możesz pozwolić, by te wydarzenia zrujnowały twoje życie. Losy wielu ludzi zależą od ciebie. Od tego, co zrobisz.

Ben dokończył śniadanie, po czym wstał od stołu i podszedł do okna. Terri czuła, że czeka na jej wyjaśnienie.

– Richard lubił kobiety, ale nie znosił zobowiązań. Zapewne powiedział Juanicie, że jest żonaty, by nie żądała od niego czegoś, czego i tak nie mógłby jej dać.

– Też mi to przyszło do głowy. – Ben westchnął. – Powiem ci coś. Obiecuję, że nie będę czuł się winny, ale ty musisz mi obiecać, że pomożesz mi zaplanować dla niego uroczystość pożegnalną.

– Obiecuję.

– Dziękuję.

– Rozmawiałam już o tym z mamą. Uważamy, że w Spearfish, gdzie urodził się Richard, należy postawić symboliczny nagrobek.

– To dobry pomysł. Skontaktuję się z moim kapitanem i rano możemy polecieć do Dakoty Południowej. Mam nadzieję, że pogoda się poprawi.

– Jesteś pewien, że możesz wyjechać tuż przed rozpoczęciem rejsu?

– Zginął człowiek, za którego byłem w pewien sposób odpowiedzialny. Muszę dopełnić wszystkiego, co do mnie należy, cała reszta może poczekać.

– Dziękuję – szepnęła Terri.

Od początku czuła dziwną więź z tym człowiekiem. Teraz wiedziała już dlaczego.

Zakochała się.

Stało się to zupełnie bez jej wiedzy i woli. To uczucie było tak obezwładniające, że niemal bolało. W jakiś niepojęty sposób Ben Herrick zawładnął jej sercem, zmieniając całe dotychczasowe życie.

Przerażona, że odgadnie jej sekret, zerwała się na równe nogi i zaczęła zbierać naczynia na tacę.

– Wciąż jesteś rekonwalescentem, więc może nadszedł odpowiedni moment na niespodziankę.

– Czy to coś do jedzenia? – spytał, uśmiechając się.

– Jak widzę, myśl o dobrze wysmażonym steku nie opuszcza cię ani na chwilę, ale tym razem nie chodzi o jedzenie. Musisz się najpierw położyć.

Ben podszedł do łóżka. W granatowej piżamie wyglądał niezwykle pociągająco.

– Skąd wiedziałaś, że marzyłem o masażu stóp?

– Pudło – powiedziała, rumieniąc się lekko.

Nie spuszczał z niej wzroku. Terri podeszła do telewizora i włączyła odtwarzacz wideo.

Po chwili na ekranie pojawiły się pierwsze kadry „Mamuśki" z hiszpańskim tekstem. Ben uśmiechnął się.

– Pomyślałam, że skoro jest sztorm, możesz sobie trochę poleniuchować.

– Pod jednym warunkiem. Przyniesiesz lody czekoladowe i obejrzysz film razem ze mną.

Terri nie trzeba było tego powtarzać. Kiedy wróciła z kuchni, niosąc dwa pucharki lodów, Ben zapraszającym gestem poklepał miejsce obok siebie.

Podała mu lody, ale usiadła na fotelu obok łóżka.

Ben oglądał film, a ona patrzyła na niego. Kiedy niespodziewanie zadzwonił telefon, dostrzegła, że jego ciemne brwi ściągnęły się w jedną kreskę, co było niechybną oznaką niezadowolenia. Odłożył łyżeczkę i sięgnął po słuchawkę.

Terri podeszła do telewizora i wyłączyła go. Jak się okazało, niepotrzebnie, bo w tej samej chwili Ben odłożył słuchawkę.

– Jakiś problem?

– Nie będzie żadnego, jeśli mi pomożesz.

Загрузка...