2

Dawid przeniósł wzrok ze stryja na ojca, kolejno na innych obecnych w pokoju wujów i kuzynów, wreszcie na dziadka. Bezradnie potrząsnął głową.

— To szaleństwo. O czym wy mówicie?

Dziadek Sumner sapnął gwałtownie. Był postawnym mężczyzną, o masywnym torsie i wielkich, napiętych bicepsach. Dłonie miał tak ogromne, że w każdej mógłby zmieścić piłkę koszykową. Ale jego najbardziej uderzającą cechą była głowa, głowa olbrzyma. I chociaż dziadek przez wiele lat pracował na roli, a potem nadzorował tam pracę innych, zawsze znajdował czas, żeby przeczytać więcej niż ktokolwiek ze znanych Dawidowi ludzi. Nie było takiej książki z wyjątkiem najnowszych bestsellerów — o której by dziadek nie słyszał albo której by nie czytał. A to, co przeczytał, zawsze pozostawało mu w pamięci. Jego księgozbiór przewyższał liczebnością niejedną bibliotekę.

Dziadek pochylił się teraz i rzekł:

— Posłuchaj no, Dawidzie. Słuchaj uważnie. Powiem ci coś, do czego ten cholerny rząd jeszcze nie chce się przyznać. Stoimy na zboczu szklanej góry, po której cała nasza — i nie tylko nasza — gospodarka stoczy się niżej, niż to sobie kiedykolwiek wyobrażano. Znam te symptomy, Dawidzie. Skażone powietrze dosięgnie nas, nim się obejrzymy. Stężenie napromieniowania w atmosferze jest dziś największe od czasów Hiroszimy — przez próby francuskie, przez próby chińskie. Przecieki. Bóg jeden wie, skąd się to wszystko bierze. Już parę lat temu przyrost ludności spadł u nas do zera, ale my przynajmniej staraliśmy, się temu zaradzić. A inne kraje zbliżają się do zera teraz i już nawet nie próbują niczego robić. W jednej czwartej świata panuje w tej chwili głód. Nie za dziesięć lat, nie za pół roku; klęska głodu jest faktem już dziś, od trzech, czterech lat. I ciągle się pogłębia. Od czasu gdy Pan Bóg miłościwy zesłał plagi na Egipcjan, nie było na świecie takiej liczby chorób. O niektórych z nich nie mamy zielonego pojęcia.

Susze i powodzie zdarzają się dzisiaj częściej niż kiedykolwiek. Anglia zamienia się w pustynię, bagna i wrzosowiska wysychają. Wyginęły całe gatunki ryb — zwyczajnie, cholera, wyginęły — i to w ciągu roku czy dwóch. Nie ma anchois. Skończyło się przetwórstwo dorsza. Dorsze, które się teraz łowi, są skażone, niezdatne do spożycia. Skończyły się połowy u zachodnich wybrzeży obu Ameryk.

Każda, cholera, roślina białkowa na kuli ziemskiej ma jakąś skazę, która się systematycznie pogłębia. Śnieć kukurydziana. Rdza zbożowa. Choroby soi. Już teraz ograniczamy eksport żywności, a w przyszłym roku mamy go w ogóle zaprzestać. Brakuje nam substancji, o które zawsze byliśmy spokojni: cyny, miedzi, aluminium, papieru. Mój Boże — zwykłego chloru! A jak myślisz, co się stanie na świecie, gdy pewnego dnia stracimy możliwość oczyszczania wody do picia?

W miarę jak mówił, zasępiał się coraz bardziej i coraz bardziej się zaperzał, kierując swe retoryczne pytania do Dawida, który gapił się w niego, niezdolny wykrztusić ani słowa.

— A oni pojęcia nie mają, co z tym wszystkim począć ciągnął dziadek. — Kiedy dochodzi do powstrzymania własnej zagłady, potrafią zrobić mniej więcej tyle, co dinozaury. Zmieniliśmy reakcje fotochemiczne atmosfery ziemskiej, a nie potrafimy przystosować się do nowych rodzajów promieniowania dostatecznie szybko, aby przeżyć! Od czasu do czasu przebąkiwano, że to podstawowa sprawa, ale kto by tom słuchał? Te sakramenckie głupki każdy kataklizm gotowe są złożyć na karb lokalnych warunków klimatycznych, nie zważając na fakt, że to są zjawiska globalne. Aż wreszcie robi się za późno na jakąkolwiek interwencję.

— Ale jeśli naprawdę jest tak, jak mówicie, to co można zrobić? — zapytał Dawid, bezskutecznie szukając wzrokiem poparcia ze strony doktora Walta.

— Zatrzymać fabryki, ściągnąć samoloty na ziemię pozamykać kopalnie, wyrzucić auta na złom. Tego jednak nikt nie uczyni — a nawet gdyby, katastrofa i tak nas nie ominie. Niedługo wszystko się wyda. Wszystko, Dawidzie, wyjdzie na jaw w ciągu paru najbliższych lat. — Dopił likier do końca i głośno odstawił kryształową czarkę. Dawid podskoczył na ten dźwięk.

— Takiej klęski, jaka nas czeka, nie było, odkąd, człowiek wydrapał swój pierwszy znak na skale — ot co! I my się na nią szykujemy! Ja się szykuję! Mamy ziemię i ludzi do jej uprawiania, wzniesiemy ten szpital i będziemy prowadzić badania nad metodami utrzymania zwierząt i ludzi przy życiu. Kiedy świat wpadnie w wir śmierci — my będziemy żyli, a gdy będzie głodował — my będziemy jedli.

Nagle przerwał i spojrzał na Dawida spod zmrużonych powiek.

— Mówiłem im, że wyjdziesz stąd przekonany; żeśmy wszyscy dostali bzika. Ale wrócisz, mój chłopcze. Wrócisz, nim zakwitną magnolie, bo sam dostrzeżesz znaki.


Dawid powrócił na uczelnię, do pisania pracy i do “czarnej roboty”, którą obarczał go Selnick. Celia nie pisała, a on nie znał jej adresu. Matka Dawida, zapytana przyznała, że nikt nie miał od Celii żadnych wiadomości. W lutym, rewanżując się za embargo żywnościowe, Japonia zaproponowała ograniczenia wymiany towarowej, które uniemożliwiły Stanom Zjednoczonym dalszy handel z tym krajem. Japonia i Chiny podpisały traktat o wzajemnej pomocy. W marcu Japonia zagarnęła bogate w ryż Filipiny, Chiny zaś wznowiły zaniechaną przez dłuższy czas kontrolę gospodarczą nad Półwyspem Indochińskim z ryżowiskami Kambodży i Wietnamu.

W Rzymie, Los Angeles,, Galveston i Savannah wybuchły epidemie cholery. Arabia Saudyjska, Kuwejt. Jordania i inne kraje bloku arabskiego wystosowały ultimatum: albo Stany Zjednoczone zagwarantują im stałe coroczne dostawy zboża i zaprzestaną wszelkiej pomocy dla Izraela, albo też skończą się dostawy ropy naftowej dla Stanów Zjednoczonych i Europy. Kraje te odrzuciły wyjaśnienie, że Stany Zjednoczone nie są w stanie sprostać ich wymaganiom. Natychmiast wprowadzono ograniczenie wyjazdów zagranicznych, a rząd, na mocy dekretu prezydenckiego, powołał nowy resort pod przewodnictwem członka rządu: Ministerstwo Informacji.


Gdy Dawid wracał do domu, drzewa judaszowe różowiły się mglistymi plamkami na tle czystego, po majowemu łagodnego nieba: W domu rodziców przebrał się tylko i zostawił pełne notatek walizy, po czym zaraz pojechał na farmę Sumnerów, gdzie Walt zatrzymał się na czas doglądania budowy szpitala.

Gabinet Walta mieścił się na parterze. Był to istny skład książek, notesów, kserokopii i listów. Walt powitał Dawida tak, jakby się wcale nie rozstawali.

— Słuchaj — zaczął od razu. — Co wiesz o tych badaniach Semple'a i Frerrera? W pierwszej generacji klonowanych myszy nie zaobserwowano żadnych odchyleń, żadnych anomalii w zdolności do życia i rozmnażania, podobnie jak w dwu następnych pokoleniach, za to w czwartej generacji zdolność do życia gwałtownie się obniżyła. Nastąpił też systematyczny i nieodwracalny proces wymierania gatunku. Dlaczego?

Dawid usiadł ciężko i spojrzał na Walta w osłupieniu:

— Skąd to wiesz?

— Vlasic — odparł krótko Walt. — Studiowaliśmy razem medycynę. On poszedł w jednym kierunku, ja w drugim, ale korespondowaliśmy z sobą przez ten cały czas. Zapytałem go i tyle.

— Znasz wyniki jego badań?

— Tak. Jego rezusy wykazują tę samą skłonność do wymierania w czwartym pokoleniu, aż do całkowitego wyginięcia gatunku.

— Niezupełnie — sprostował Dawid. — Vlasic musiał przerwać prace w ubiegłym roku. Brak funduszy. Nie znamy zatem wskaźnika żywotności późniejszych łańcuchów. Tendencja spadkowa zaznacza się jednak już w trzecim pokoleniu klonów: następuje wówczas spadek potencji. Vlasic każdą generację klonów rozmnażał drogą płciową, badając stopień normalności potomstwa. W trzeciej generacji wskaźnik potencji wynosił zaledwie dwadzieścia pięć procent. Z takim samym wskaźnikiem startowało potomstwo z zapłodnienia naturalnego i potencja obniżała się aż do piątego pokolenia poczętego drogą płciową, potem jednak zaczynała powoli wzrastać i prawdopodobnie osiągnęłaby z powrotem stan normalny.

Walt obserwował go uważnie, od czasu do czasu kiwając głową. Dawid mówił dalej:

— Tyle, jeśli chodzi o trzeci łańcuch klonów. U klonów łańcucha czwartego zanotowano drastyczną zmianę. Wystąpiły poważne anomalie, a zdolność do życia spadła o siedemnaście procent. Wszystkie osobniki dotknięte wadami były bezpłodne. Wskaźnik potencji spadł przeciętnie do czterdziestu ośmiu procent. W każdym kolejnym pokoleniu zrodzonym z zapłodnienia naturalnego wskaźnik ten spadał dalej na łeb, na szyję. Gdy doszło do piątej generacji, żadne z potomstwa nie przeżyło dłużej niż dwie godziny. Tyle o czwartym łańcuchu klonów. Najgorsze było klonowanie czwórek. Piąty łańcuch klonów wykazał już bardzo poważne odstępstwa od normy. Wszystkie osobniki były bezpłodne. Nie sporządzono danych o żywotności: szóstego łańcucha klonów nie było. Nie przeżył ani jeden.

— Ślepy zaułek — podsumował Walt. Wskazał na stertę czasopism i przeglądów naukowych. — Łudziłem się, że to wszystko już nieaktualne, że są może nowsze metody albo odkryto błąd w obliczeniach. A więc to trzecia generacja jest punktem zwrotnym?

Dawid wzruszył ramionami.

— Możliwe, że mam nieaktualne informacje. Wiem, że Vlasic przerwał badania rok temu, ale Semple i Frerrer ciągle w tym siedzą, a przynajmniej siedzieli w ubiegłym miesiącu. Mogą mieć coś nowszego niż ja. Myślisz o zwierzętach ?

— Naturalnie. Słyszałeś plotki? Podobno kiepsko się rozmnażają. Nie podaje się żadnych liczb, ale w końcu mamy własne bydło i trzodę: została ledwo połowa.

— Coś słyszałem. Dane, zdementowane, zdaje się, przez Ministerstwo Informacji.

— To jest prawda — rzekł z powagą Walt.

— Wobec tego muszą już nad tym pracować — zareagował Dawid. — Ktoś na pewno już nad tym pracuje.

— Jeśli nawet tak, to nie raczył nam o tym powiedzieć odparł Walt. Zaśmiał się gorzko i wstał.

— Jak ci się udaje zdobywać materiały na ten szpital? — zainteresował się Dawid.

— Na razie jakoś to idzie. Śpieszymy się naturalnie, jakby jutro miał nastąpić koniec świata. 1 na razie nie martwimy się o koszta. Przyślą nam tu rzeczy, z którymi w ogóle nie potrafimy się obchodzić, ale pomyślałem sobie, że lepiej zamówić wszystko, co mi wpadnie do głowy, niż po roku odkryć, że coś naprawdę niezbędnego jest nie do zdobycia.

Dawid podszedł do okna i wyjrzał na farmę: zieleń panowała już niepodzielnie, wydawało się, że wiosna ustąpi miejsca latu bez żadnych zakłóceń, a na polach wzejdzie lśniące, jedwabiście zielone zboże. Jak co roku.

— Pokaż mi zamówienia na wyposażenie laboratorium i to, co już dostarczono — powiedział. — A potem zobaczymy, czy uda mi się wydębić pozwolenie wyjazdu na wybrzeże. Pogadam z Semplem, spotkałem go parę razy. Jeżeli w ogóle ktokolwiek coś robi, to tylko oni.

— Nad czym pracuje teraz Selnick?

— Nad niczym. Utracił stypendium, jego studentom kazano pakować manatki. — Dawid uśmiechnął się znacząco do stryja. — Spójrz tam, na wzgórze: widać magnolię, której lada chwila wystrzelą pąki. Parę kwiatków już się pokazało.

Загрузка...