13

Bosch nie odzywał się, dopóki nie wyjechali z parkingu. Uznał, że w czasie porannego szczytu Hollywood Freeway będzie zakorkowana i lepiej będzie nie korzystać z autostrady. Jego zdaniem najszybciej do centrum mogli dotrzeć przez Sunset.

Ferras już po dwóch skrzyżowaniach zapytał go, co się stało w cukierni.

– Nie martw się, Ignacio. Nie wyleją nas z roboty.

– No to co ci się stało?

– Powiedział, że miałeś rację. Nie powinienem pomijać drogi służbowej. Ale powiedział też, że wykona parę telefonów i spróbuje umożliwić mi współpracę z federalnymi.

– No to zobaczymy.

– No, zobaczymy.

Przez jakiś czas jechali w milczeniu, które przerwał Bosch, wracając do planów partnera związanych z prośbą o nowy przydział.

– Dalej chcesz pogadać z porucznikiem?

Ferras odpowiedział dopiero po chwili, wyraźnie skrępowany pytaniem.

– Nie wiem, Harry. Ciągle wydaje mi się, że tak będzie najlepiej. Najlepiej dla nas obu. Może lepiej pracuje ci się z kobietami.

Bosch omal się nie roześmiał. Ferras nie znał Kiz Rider, jego poprzedniej partnerki. Kiz nigdy nie potakiwała Harry'emu, żeby unikać spięć. Jeżyła się tak samo jak Ferras, ilekroć próbował odgrywać przewodnika stada. Bosch zamierzał wyjaśnić to Ferrasowi, gdy nagle rozdzwoniła się jego komórka, więc wyciągnął ją z kieszeni. To był Gandle.

– Harry, gdzie jesteś?

Porucznik mówił głośniej niż zwykle i bardziej ponaglającym tonem. Był przejęty i Bosch w pierwszej chwili pomyślał, że już dotarła do niego wiadomość o spotkaniu w Donut Hole. Czyżby komendant go zdradził?

– Jestem na Sunset. Jedziemy do centrum.

– Minąłeś już Silver Lake?

– Jeszcze nie.

– To dobrze. Jedź do Silver Lake, do centrum rekreacyjnego przy końcu zbiornika.

– Co się dzieje, poruczniku?

– Zlokalizowano samochód Kentów. Jest tam już Hadley, który zakłada ze swoimi ludźmi stanowisko dowodzenia. Prosili o przyjazd detektywów prowadzących śledztwo.

– Hadley? Dlaczego tam jest? Po co mu stanowisko dowodzenia?

– Biuro Hadleya dostało cynk i zanim nas poinformowali, sprawdzili to. Samochód jest zaparkowany przed domem należącym do osoby, która znajduje się w kręgu zainteresowania. Chcą, żebyście tam pojechali.

– „W kręgu zainteresowania"? Co to znaczy?

– W domu mieszka osoba, którą interesuje się BBK. Ktoś podejrzany o sympatyzowanie z terrorystami. Nie znam szczegółów. Dowiesz się na miejscu, Harry.

– W porządku, jedziemy tam.

– Zadzwoń i powiedz, co się dzieje. Gdybym był tam potrzebny, daj znać.

Oczywiście Gandle nie miał najmniejszej ochoty opuszczać biura i jechać w teren. Musiałby się oderwać od codziennych obowiązków kierowniczych i potem nadrabiać zaległości w papierach. Bosch zamknął telefon i próbował przyspieszyć, lecz przeszkadzał mu w tym gęsty ruch. Przekazał Ferrasowi skąpe informacje, jakie uzyskał od porucznika.

– A FBI? – spytał Ferras.

– Co, FBI?

– Wiedzą o tym?

– Nie pytałem.

– Co z zebraniem o dziesiątej?

– O to chyba będziemy się martwić o dziesiątej.

Po dziesięciu minutach wreszcie dotarli do Silver Lake Boulevard i Bosch skręcił na północ. Ta część miasta wzięła nazwę od zbiornika Silver Lake, położonego pośrodku dzielnicy zamieszkałej głównie przez klasę średnią, gdzie z bungalowów i domów zbudowanych po drugiej wojnie światowej roztaczał się widok na sztuczne jezioro.

Kiedy zbliżali się do centrum rekreacyjnego, Bosch zobaczył dwa lśniące, czarne samochody terenowe, w których rozpoznał charakterystyczne pojazdy BBK. Przyszło mu na myśl, że widocznie nigdy nie było kłopotów ze znalezieniem funduszy dla jednostki, której zadanie podobno polegało na tropieniu terrorystów. Obok SU V-ów stały dwa radi owozy i miejska śmieciarka. Bosch zaparkował za radiowozem i obaj z Ferrasem wysiedli.

Wokół otwartej tylnej klapy jednego z samochodów terenowych zgromadziło się dziesięciu ludzi w czarnych strojach polowych -także charakterystycznych dla funkcjonariuszy BBK. Bosch ruszył w ich kierunku, a Ferras podążył za nim, trzymając się kilka kroków z tyłu. Mężczyźni w czerni natychmiast ich zauważyli i rozstąpili się, odsłaniając kapitana Dona Hadleya siedzącego na opuszczonej klapie. Bosch nigdy nie spotkał go osobiście, ale często widywał go w telewizji. Kapitan był zwalistym mężczyzną o czerwonej twarzy i rudoblond włosach. Miał około czterdziestu lat i sprawiał wrażenie, jak gdyby połowę życia spędził w siłowni. Rumiana cera nadawała mu wygląd kogoś, kto ciągle się przemęcza albo wstrzymuje oddech.

– Bosch? – odezwał się Hadley. – Ferras?

– Jestem Bosch. To jest Ferras.

– Dobrze, że jesteście, chłopaki. Myślę, że za moment zamkniemy waszą sprawę na cztery spusty. Czekamy tylko, aż jeden z moich ludzi przywiezie nakaz, a potem wchodzimy.

Wstał i dał znak jednemu z funkcjonariuszy. Sposób bycia Hadleya zdradzał wielką pewność siebie.

– Perez, sprawdź, co z tym nakazem, dobra? Zmęczyło mnie już to czekanie. Potem zobacz, co słychać na punkcie obserwacyjnym.

Następnie zwrócił się do Boscha i Ferrasa:

– Chodźcie ze mną.

Hadley oddalił się od grupy, a Bosch i Ferras podążyli za nim. Zaprowadził ich za śmieciarkę, by mogli porozmawiać z dala od reszty. Kapitan przyjął władczą pozę, stawiając stopę na zderzaku śmieciarki i opierając łokieć na kolanie. Bosch zwrócił uwagę, że nosi broń w kaburze przypiętej do masywnego uda. Jak rewolwerowiec z Dzikiego Zachodu, tyle że miał półautomat. Żuł gumę i nie starał się tego ukryć.

Bosch słyszał wiele historii o Hadleyu. Miał przeczucie, że właśnie zostaje bohaterem jednej z nich.

– Chciałem, żebyście przy tym byli – oznajmił Hadley.

– Czyli właściwie przy czym, kapitanie? – spytał Bosch.

Hadley klasnął w dłonie.

– Zlokalizowaliśmy waszego chryslera 300. Stoi mniej więcej dwie przecznice stąd, na ulicy przylegającej do zbiornika. Numer rejestracyjny zgadza się z danymi w komunikacie i sam obejrzałem ten samochód. To wóz, którego szukacie.

Bosch skinął głową. Na razie w porządku, pomyślał. Tylko co dalej?

– Pojazd stoi przed domem należącym do niejakiego Ramina Samira – ciągnął Hadley. – Od kilku lat mamy tego faceta na oku. Można powiedzieć, że pozostaje w kręgu naszego zainteresowania.

Nazwisko brzmiało znajomo, ale Bosch z początku nie wiedział, skąd je pamięta.

– Dlaczego się nim interesujecie, kapitanie? – zapytał.

– Pan Samir to znany zwolennik organizacji religijnych, które chcą zaszkodzić interesom Ameryki. Co gorsza, uczy naszą młodzież nienawidzić własnego kraju.

Ostatnia informacja odświeżyła Boschowi pamięć i wreszcie skojarzył nazwisko z osobą.

Nie przypominał sobie, z którego bliskowschodniego kraju pochodził Ramin Samir, ale pamiętał, że był kiedyś wykładowcą polityki zagranicznej na USC, który zwrócił na siebie powszechną uwagę, wygłaszając anty amerykańskie opinie w salach wykładowych i w mediach.

Mącił wodę w mediach przed atakami terrorystycznymi z 11 września. Potem drobne z początku fale przybrały rozmiary tsunami. Samir zaczął otwarcie twierdzić, że ataki były uzasadnioną reakcją na agresję i ingerencję Stanów Zjednoczonych w wewnętrzne sprawy państw na całym świecie. Wykorzystując zdobyty przez siebie rozgłos, stał się medialnym ekspertem, do którego zwracali się dziennikarze, ilekroć potrzebowali anty amerykański ego komentarza. Potępiał politykę Stanów Zjednoczonych wobec Izraela, sprzeciwiał się operacji militarnej w Afganistanie, a wojnę w Iraku nazywał zwykłą bijatyką o ropę.

Przez kilka lat Samir sprawdzał się jako prowokator zapraszany do programów publicystycznych w telewizjach kablowych, w których wszyscy wrzeszczeli na wszystkich. Stanowił doskonałe tło dla lewicy i prawicy, i zawsze chętnie wstawał o czwartej rano, aby wystąpić w niedzielnych programach porannych na wschodnim wybrzeżu.

Tymczasem robił użytek ze swojej sławy płomiennego mówcy, pomagając zakładać i finansować kilka organizacji na terenie uczelni i poza nią, które wkrótce zostały oskarżone przez ugrupowania konserwatywne o związki, przynajmniej pośrednie, z organizacjami terrorystycznymi i antyamerykańskimi grupami islamistycznymi. Niektórzy sugerowali nawet, że trop prowadzi do arcymistrza terroryzmu, Osamy bin Ladena. Ale choć przeciw Samirowi prowadzono liczne dochodzenia, nigdy nie postawiono mu żadnych zarzutów. Mimo to został wyrzucony z USC z powodu formalnego uchybienia – nie zaznaczył, że wyraża własne opinie, a nie opinie uczelni, pisząc artykuł do „Los Angeles Times", w którym sugerował, że wojna iracka jest zaplanowaną eksterminacją muzułmanów.

Pięć minut Samira dobiegło końca. Ostatecznie zniknął z mediów, które przekonały się, że nie jest wnikliwym komentatorem bieżących wydarzeń, tylko narcystycznym prowokatorem, głoszącym dziwaczne teorie, by zwrócić uwagę na własną osobę. Przecież nawet jedną ze swoich organizacji nazwał YMCA – Young Muslim Cause in America, Ruch Młodych Muzułmanów w Ameryce – tylko dlatego, by szacowna organizacja młodzieżowa wytoczyła mu głośny proces.

Gwiazda Samira przygasła i opinia publiczna przestała się nim interesować. Bosch nie pamiętał, kiedy ostatni raz widział go w telewizji czy w gazecie. Pomijając jednak retorykę, fakt, że Samira nigdy nie oskarżono o żadne przestępstwo w najgorętszym okresie, gdy Stany Zjednoczone opanował strach przed nieznanym i pragnienie zemsty, świadczył zdaniem Boscha, że nic się za tym nie kryło. Gdyby się okazało, że poza dymem był też ogień, Ramin Samir dawno siedziałby w więziennej celi albo za ogrodzeniem w Guantanamo. Tymczasem mieszkał w Silver Lake, więc Bosch podchodził sceptycznie do słów kapitana Hadleya.

– Pamiętam tego faceta – powiedział. – Ale tylko gadał, kapitanie. Nigdy nie było żadnego konkretnego związku między Samirem a…

Hadley uniósł palec gestem nauczyciela uciszającego klasę.

– Nigdy nie ustalono konkretnego związku – poprawił Boscha. -To jednak nic nie znaczy. Facet zbiera pieniądze dla Palestyńskiego Dżihadu i innych ruchów muzułmańskich.

– Palestyńskiego Dżihadu? – powtórzył Bosch. – Co to jest? Jakie ruchy muzułmańskie? Twierdzi pan, że każdy ruch muzułmański musi być nielegalny?

– Słuchaj, twierdzę, że to podejrzany gość i pod jego domem stoi samochód, którego użyli mordercy i złodzieje cesu.

– Cezu – powiedział Ferras. – Skradziono cez.

Nieprzyzwyczajony, by ktoś go poprawiał, Hadley zmrużył oczy i przez chwilę taksował wzrokiem Ferrasa.

– Wszystko jedno. Nazwa nie ma dużego znaczenia, synu, jeżeli wrzucił to do jeziora po drugiej stronie ulicy albo właśnie pakuje to do bomby, podczas gdy my siedzimy tu i czekamy na nakaz.

– Federalni nic nie mówili, że to zagrożenie może się przenosić przez wodę – zauważył Bosch.

Hadley pokręcił głową.

– Nieważne. Sęk w tym, że mamy zagrożenie. Jestem pewien, że o tym federalni mówili. Zresztą niech FBI sobie gada. My bierzemy się do roboty.

Bosch cofnął się, próbując tchnąć w dyskusję odrobinę świeżego powietrza. To wszystko działo się zbyt szybko.

– A więc chcecie wejść? – zapytał.

Hadley mocno pracował szczęką, miażdżąc gumę w zębach. Zdawał się nie zauważać silnego zapachu odpadków unoszącego się ze śmieciarki.

– Otóż to, chcemy wejść – odparł. – Jak tylko będziemy mieć w rękach nakaz.

– Sędzia podpisał wam nakaz tylko dlatego, że przed domem stoi skradziony samochód? – spytał Bosch.

Hadley machnął rękąjednemu ze swoich ludzi.

– Perez, przynieś torebki – zawołał. Zwracając się do Boscha, powiedział: – Nie, mamy coś więcej. Dzisiaj jest dzień wywózki śmieci, detektywie. Wysłałem na ulicę śmieciarkę i moi ludzie opróżnili dwa kubły stojące przed domem Samira. To absolutnie legalne, jak pan wie. I proszę, co znaleźliśmy.

Perez podbiegł do nich, niosąc plastikowe torebki z dowodami, które podał Hadley owi.

– Kapitanie, rozmawiałem z punktem obserwacyjnym – zameldował. – Ciągle spokój.

– Dziękuję, Perez.

Hadley odwrócił się z torebkami do Boscha i Ferrasa. Perez wrócił do samochodu.

– Nasz punkt obserwacyjny to facet na drzewie – wyjaśnił z uśmiechem Hadley. – Jeżeli ktoś się tam ruszy, zanim będziemy gotowi, da nam znać.

Podał torebki Boschowi. W dwóch znajdowały się czarne wełniane kominiarki. W trzeciej tkwiła kartka papieru z ręcznie narysowaną mapą. Bosch uważnie ją obejrzał. Widniała na niej siatka krzyżujących się linii, z których dwie były oznaczone jako Arrowhead i Mulholland. Kiedy to zobaczył, stwierdził, że mapa jest dość dokładnym szkicem dzielnicy, w której mieszkał i zginął Stanley Kent.

Bosch oddał torebki i pokręcił głową.

– Kapitanie, myślę, że powinien pan wstrzymać akcję.

Hadley wyglądał na wstrząśniętego tą propozycją.

– Wstrzymać? Niczego nie wstrzymujemy. Jeżeli ten facet i jego kumple doprowadzą do skażenia zbiornika tą trucizną, myśli pan, że mieszkańcy miasta spokojnie przyjmą do wiadomości, że wstrzymaliśmy akcję, bo musieliśmy dopiąć wszystko na ostatni guzik? Nie wstrzymujemy akcji.

Podkreślił swoją determinację, wyjmując gumę z ust i wrzucając ją do śmieciarki. Zdjął nogę ze zderzaka i ruszył w kierunku swojej grupy, lecz nagle zawrócił i podszedł prosto do Boscha.

– Jeżeli chodzi o moje zdanie, to w tym domu kryje się przywódca komórki terrorystycznej. Chcemy tam wejść i ją zlikwidować. O co panu chodzi, detektywie Bosch?

– Chodzi mi o to, że to jest za proste. Nie musimy niczego dopinać na ostatni guzik, bo właśnie to zrobili już mordercy. To dokładnie zaplanowana zbrodnia, kapitanie. Nie zostawiliby samochodu przed domem ani nie wyrzucali tych rzeczy do śmieci. Proszę się zastanowić.

Bosch zamilkł, przyglądając się, jak Hadley przez kilka chwil rozważa jego słowa. Wreszcie kapitan pokręcił głową.

– Może wcale nie zostawili tego samochodu – powiedział. – Może zamierzają go wykorzystać do transportu. Jest wiele znaków zapytania, Bosch. Wiele niewiadomych. Wchodzimy. Wyłożyliśmy sprawę sędziemu, a on powiedział, że mamy prawdopodobieństwo winy. Tyle mi wystarczy. Czekamy na nakaz wejścia bez pukania i zamierzamy z niego skorzystać.

Bosch nie dawał za wygraną.

– Skąd pan dostał cynk, kapitanie? Jak znaleźliście samochód?

Hadley znów zaczął pracować szczęką, lecz przypomniał sobie, że wyrzucił gumę.

– Z jednego z moich źródeł – odparł. – Od czterech lat budujemy sieć wywiadowców w tym mieście. Dzisiaj zbieramy owoce.

– To znaczy, że pan wie, kto jest źródłem, czy wiadomość była anonimowa?

Hadley zniecierpliwiony machnął ręką.

– Nieważne – oświadczył. – Informacja była dobra. Że to ten samochód. Co do tego nie ma wątpliwości.

Wskazał w stronę zbiornika. Unik Hadleya powiedział Boschowi, że wiadomość była anonimowa, co mogło oznaczać pułapkę.

– Kapitanie, nalegam, żeby się pan wycofał – rzekł Bosch. – Coś tu się nie zgadza. To się wydaje za proste, a plan wcale nie był prosty. Podejrzewam jakiś podstęp i musimy spraw…

– Nie wycofamy się, detektywie. Tu się może ważyć ludzkie życie.

Bosch pokręcił głową. Nie umiał przemówić Hadleyowi do rozsądku. Facet był przekonany, że tylko jeden krok dzieli go od zwycięstwa, które wymaże jego wszystkie dotychczasowe wpadki.

– Gdzie jest FBI? – spytał Bosch. – Czy agenci nie powinni…

– Nie potrzebujemy FBI – uciął Hadley, ponownie obracając się do Boscha i patrząc mu prosto w oczy. – Jesteśmy wyszkoleni, mamy sprzęt i praktykę. Poza tym mamy jaja. I tym razem sami zajmiemy się własnym podwórkiem.

Szerokim gestem pokazał cały teren, jak gdyby miała się tu rozegrać ostateczna bitwa między policją a FBI.

– A komendant? – spróbował Bosch. – Wie o tym? Właśnie…

Urwał, przypomniawszy sobie przestrogę komendanta, by nikomu nie mówić o spotkaniu w Donut Hole.

– Co właśnie? – spytał Hadley.

– Właśnie się zastanawiam, czy wie o tej akcji i się na nią zgadza.

– Komendant dał mi wolną rękę w kierowaniu jednostką. A pan dzwoni do komendanta przed każdym aresztowaniem?

Odwrócił się i z godnością odmaszerował do swoich ludzi, zostawiając Boscha i Ferrasa, którzy patrzyli w ślad za nim.

– Oho – powiedział Ferras.

– Taa – odrzekł Bosch.

Bosch oddalił się nieco od cuchnącej śmieciarki i wyciągnął telefon. Znalazł w spisie numer Rachel Walling. W momencie, gdy wcisnął przycisk, Hadley znów wszedł mu w drogę.

– Detektywie! Do kogo pan dzwoni?

Bosch odparł bez wahania:

– Do swojego porucznika. Polecił mi, żebym go informował, co się dzieje.

– Żadnych rozmów przez telefony komórkowe. Mogą je monitorować.

– Kto?

– Proszę mi oddać telefon.

– Słucham?

– Proszę mi oddać telefon albo każę go panu odebrać. Nie pozwolę, żeby cokolwiek zagroziło operacji.

Bosch zamknął telefon, nie rozłączając się. Jeśli będzie miał szczęście, Walling odbierze telefon i będzie słuchać. Liczył na to, że Rachel zorientuje się, co jest grane. Być może FBI uda się nawet namierzyć komórkę i dotrzeć do Silver Lake, zanim wszystko zupełnie się schrzani.

Oddał komórkę Hadleyowi, który odwrócił się do Ferrasa.

– Pański telefon, detektywie.

– Kapitanie, moja żona jest w dziewiątym miesiącu ciąży i muszę…

– Pański telefon. Albo jest pan z nami, albo przeciw nam.

Hadley wyciągnął rękę, a Ferras z ociąganiem zdjął komórkę z paska i oddał.

Hadley podszedł do jednego z samochodów terenowych, otworzył drzwi po stronie pasażera i włożył komórki do schowka. Zamaszyście zatrzasnął klapkę i wyzywająco spojrzał na Boscha i Ferrasa, jak gdyby dawał im do zrozumienia, by nie ważyli się próbować ich odzyskać.

Uwagę kapitana odwrócił trzeci czarny wóz, który wjechał na parking. Kierowca pokazał mu uniesiony kciuk. Hadley wycelował palec w niebo i zakręcił nim młynka.

– No dobra, chłopaki – zawołał. – Mamy nakaz, wszyscy znają plan. Perez, wezwij wsparcie z powietrza, niech wezmą kamerę. Reszta do wozów! Wchodzimy!

Bosch z rosnącym przerażeniem przyglądał się, jak członkowie BBK ładują broń i nakładają hełmy z osłonami twarzy. Dwaj funkcjonariusze wyznaczeni do zespołu radiologicznego zaczęli zakładać skafandry ochronne.

– To szaleństwo – szepnął Ferras.

– Żółtki nie surfują [4] – odparł Bosch.

– Co?

– Nic. Jesteś za młody, żeby to pamiętać.

Загрузка...