6

Po cudownych, wrześniowych dniach prawdziwego babiego lata nadszedł nieco chłodniejszy październik tonący w jesiennych barwach. Dory chodziła na zajęcia od przypadku do przypadku. Wolała w zaciszu domowym przeglądać książki na temat dekoracji wnętrz lub przyrządzać najwymyślniejsze dania. Studiom uniwersyteckim poświęcała się wtedy, gdy przyszła jej na to ochota – przeważnie miała czas na naukę tylko w poniedziałkowe ranki, gdy doglądała pralki. Niekiedy także późną nocą, gdy Griff już spał, schodziła po cichutku na dół i w nagłym ataku skruchy przeglądała notatki i czytała wyznaczone rozdziały.

Rankiem Griff zastawał Dory śpiącą przy biurku. Całował ją ze współczuciem i przynosił jej kawę, mówiąc:

– Biedactwo, zbyt wiele wzięłaś sobie na głowę, prawda?

Dory protestowała wówczas głośno; udawała, że wcale nie potrzebuje jego współczucia. Wymykała się w nocy do gabinetu istotnie ze szczerym zamiarem uczenia się. Skłaniała ją do tego przede wszystkim bezsenność, ta zaś wynikająca ze świadomości, że zaniedbuje studia. Gdy jednak zasiadała do pracy przy wtórze dyskretnej muzyki stereo, wkrótce morzył ją sen. Nic z tego, co czytała, nie pomagało w zwalczeniu tej żenującej słabości.

Griff był naprawdę zaniepokojony. Dory zawsze chętnie dzieliła się z nim wydarzeniami ze swego życia, opowiadała mu, co się dzieje w redakcji, i omawiała z nim swe najnowsze projekty. Zauważył, że od przyjazdu do Waszyngtonu znacznie przycichła; wolała słuchać, gdy opowiadał jej o tym, jak upłynął mu dzień i jak się rozrasta klinika. Było to z jej strony bardzo miłe, że tak się interesuje jego sprawami. Kiedy jednak wypytywał Dory o jej studia albo o pracę, którą miała wykonać na zlecenie redakcji, stawała się milcząca i niekomunikatywna. Kiedy zapytywał wprost, co ją dręczy, wpatrywała się w niego swymi szeroko otwartymi, zielonymi oczami i zapewniała, że wszystko jest w porządku. Wiedziony niedobrym przeczuciem Griff zapewne drążyłby ów temat, gdyby nie pochłaniała go całkowicie klinika z ustawicznie rosnącą liczbą pacjentów. Nie wątpił zresztą, że Dory jest z nim szczęśliwa. Dbała o dom, ciągle miała nowe pomysły dotyczące dekoracji wnętrz. Nieustannie też podśpiewywała sobie, krzątając się po kuchni. Dzięki Dory żyło im się przyjemnie. Brała chyba jednak na swe barki zbyt wiele ciężarów: gospodarstwo domowe, gotowanie, studia, praca zawodowa… Kiedy Griff myślał o zmianach, które stopniowo zachodziły w Dory, na jego czole pojawiała się zmarszczka zafrasowania.

Dory wiedziała, że Griff niepokoi się o jej studia i o artykuły, które miała opracować dla „Soiree”. Ciągle ją o to wypytywał. Wykręcała się, jak mogła. Jakże miała mu powiedzieć, że ze studiami była w lesie, a w sprawie zamówionych artykułów nawet palcem jeszcze nie kiwnęła? Zdecydowanie łatwiej było omijać ten temat. Właśnie wczoraj zadzwoniła do niej Katy i oznajmiła, że redakcja skontaktowała się z kilkoma interesującymi osobistościami, z którymi warto by przeprowadzić wywiady. Podała Dory ich nazwiska i bliższe dane. Gdy jednak Katy zaczęła wypytywać, jak jej się żyje w Waszyngtonie, Dory pod byle pretekstem pospiesznie zakończyła rozmowę. Kilka razy kusiło ją, by zatelefonować do Katy, ale nie starczyło jej na to odwagi. Dory uświadomiła sobie, że chowa się przed przyjaciółmi i uprawia strusią politykę. Jak jednak mogła opowiadać o swych działaniach i sukcesach, gdy w gruncie rzeczy nie robiła nic? Była sobą rozczarowana, a mówiąc ściśle – zła na siebie. Nieustannie powtarzała, że musi wziąć się w garść. Co wieczór, gdy kładła się obok Griffa, czuła wstyd i pogardę dla samej siebie, gdyż i ten dzień nie różnił się od poprzednich. Tylko wówczas, gdy leżała w objęciach kochanka, czuła jego dłonie na swym ciele i słyszała wymawiane szeptem pieszczotliwe słówka, miała wrażenie, że jest coś warta. Mogła uciec nawet przed sobą, gdy oddawała się duszą i ciałem ukochanemu mężczyźnie.

Wyprawy po zakupy w towarzystwie Sylvii wyprowadzały Dory z równowagi. Nie mogła znieść jej patologicznej rozrzutności. Sylvia – podobnie jak Dory – uciekała przed rzeczywistością. Służyły do tego najdroższe kreacje, kosztowne kosmetyki, potajemne, przedpołudniowe randki. Dory czuła, że niebawem Sylvia zacznie się jej zwierzać, a bynajmniej nie chciała odgrywać roli powiernicy. Dlatego też powoli zaczęła odsuwać się od Sylvii i zbliżyła z Lily. W obecności Lily nie musiała nawet myśleć. Deklaracje niezależności i wyzywająca postawa Sylvii budziły w Lily gwałtowny protest.

– Przecież ona jest całkowicie uzależniona! – powiedziała z uśmiechem, gdy w przeddzień Halloween jadły z Dory lunch. – Gdyby zabrakło Johna, Sylvia zwiędłaby jak stare jabłko!

Dory stwierdziła, że w gruncie rzeczy lubi Lily. Towarzystwo tej młodej tłuścioszki okazało się znacznie przyjemniejsze, niż początkowo sądziła. Chociażby dziś: Dory nie zaprotestowała, gdy Lily zaprosiła ją na lunch i zaproponowała, by wspólnie wykonały strachy, które należało postawić przed drzwiami.

– Halloween to taka świetna zabawa! – zapewniała Lily. Dory nie zaprzeczyła, choć sama nigdy się tym dniem specjalnie nie zachwycała. – Mały Rick po raz pierwszy weźmie udział w paradzie. Przebiorę go za króliczka – ciągnęła Lily – i zawiozę w spacerowym wózku, żeby zobaczył poprzebierane dzieci. Uważam, że powinnien uczestniczyć we wszystkich wydarzeniach od samego początku. Dotyczy to oczywiście także i Halloween.

Dory przytaknęła zgodnie. Griff z pewnością będzie zaskoczony, gdy wracając wieczorem do domu, natknie się na taką dekorację przed drzwiami! Lily stwierdziła, że Dory jest zręczna i pomysłowa.

– Bardzo się zmieniłaś od dnia przyjazdu – zauważyła z uśmiechem, wtykając słomiane łapy stracha w rękawy kraciastej koszuli.

– Pod jakim względem? – spytała Dory.

– Kiedy się zjawiłaś, była z ciebie nowojorska elegantka od stóp do głów! Dokładnie taka, jaką chce być Sylvia, tylko że jej to nie wychodzi: eleganckie stroje, idealnie dobrana fryzura. Nawiasem mówiąc: nie chcesz, żebym ci przycięła włosy? Mam do tego prawdziwy dryg: Ricka zawsze strzygę sama!

– Jasne! – Dory zachichotała w duchu. Co by powiedział jej stylista z Vidal Sassoon, gdyby zobaczył jak Lily jej „przycina włosy”?!

– Teraz jesteś taka jak wszyscy. Gotujesz, sprzątasz, chodzisz na wykłady. I nie zamykasz się już w sobie. Griff z pewnością jest zachwycony wszystkim, czego dokonałaś.

Dory zmarszczyła brwi. Czy rzeczywiście Griff jest zachwycony jej osiągnięciami? Czy tylko je toleruje? Nie była pewna. On też się jakoś zmienił. – Ciągle jest zajęty w klinice. Nigdy teraz nie ma ochoty na żaden wypad, chyba że zaprosi go ktoś ze znajomych. – Pewnie szkoda mu pieniędzy. Zawsze wszystko sprowadza się do pieniędzy! Serce ją bolało, gdy widziała niepokój na twarzy Griffa, podliczającego wydatki. Może powinna zaproponować, że się dołoży? Doszła do wniosku, że zrobi to w przyszłym miesiącu. Kupowała zresztą sama całą żywność i pokryła wydatki związane z urządzaniem mieszkania. Griff z pewnością nie oczekiwał od niej niczego więcej! Był ostatnio zamknięty w sobie i dziwnie spięty. I dwa razy dziennie dopytywał się, jak jej idzie na studiach. Dory stwierdziła z przykrością, że zaczęła go okłamywać. Opowiadała, że była na wykładach, gdy nie ruszała się z domu: przycinała i podlewała kwiatki albo po prostu siedziała i czytała jakieś powieścidło. Zawsze miała potem wyrzuty sumienia i wymyślała Bóg wie jakie gastronomiczne cuda dla Griffa.

– Jest czy nie? – dopytywała się Lily.

– Co takiego? – nie zrozumiała Dopry, nagle wyrwana z zadumy.

– Czy Griff jest zachwycony tym, że się o wszystko troszczysz i że stworzyłaś mu prawdziwy dom?

– Chyba tak. Griff nie lubi wiele mówić. Czasem trudno odgadnąć, co naprawdę myśli. Poza tym wiesz, jak wszyscy harują w klinice! Czasami Griff wraca tak zmęczony, że natychmiast wali się na łóżko. Ale chyba jest szczęśliwy.

– Jedno nie ulega wątpliwości: Griff jest strasznie z ciebie dumny. Rick mówi, że aż czasem działa mu to na nerwy.

– Naprawdę? – Oczy Dory rozbłysły radośnie.

– Na tym właśnie polega miłość – powiedziała miękko Lily. – Griff strasznie jest dumny, że studiujesz i masz zamiar zrobić doktorat. Przed Johnem także się tym przechwala! Sylvia kiedyś mi o tym wspomniała. Nie wiesz przypadkiem, co jej dolega? Wydawała mi sienie w sosie.

Dory wzruszyła ramionami. Nie miała ochoty dyskutować na temat Sylvii.

Lily wykonała już tułów swego stracha i teraz przyglądała się wysiłkom Dory. Uczciwie przyznawała, że z początku nie lubiła tej dziewczyny, a metamorfoza Dory Faraday jest jej zasługą. W dyskretny sposób wskazała Dory, że nie należy postępować w sposób tak nieodpowiedzialny jak Sylvia. I cierpliwe zabiegi Lily wydały owoc: Dory stała się prawdziwą domatorką! Tak, lubiła teraz Dory znacznie bardziej; zaprzyjaźniłaby się z nią jeszcze bliżej, gdyby nie zamykała się ona od czasu do czasu w swoim własnym, niedostępnym świecie. – „Będę jednak zawsze w pobliżu i postaram się być dla Dory przyjaciółką, jakiej potrzebuje – rozmyślała Lily. – Może nawet skłonię ją, by wyszła za Griffa?”

– Skończyłam! Co o tym powiesz? – spytała Dory, kładąc swego stracha obok kukły Lily.

– Znakomicie! – odparła Lily takim tonem, jakby oceniała dzieło pilnej uczennicy. – Musisz koniecznie zadzwonić do mnie, gdy tylko Griff zobaczy stracha, i powiedzieć, jak na niego zareagował!

– Dobrze. Muszę już zmykać. Chcę upiec szarlotkę według twojego przepisu. Jabłka kupiłam tam, gdzie radziłaś. Kiedy ciasto będzie się piekło, uporządkuję notatki z wykładów. I jeszcze jedno: mogę ci dać kilka sadzonek. Jeśli chcesz, wpadnij do mnie jutro. Tym razem ja przygotuję lunch.

– Cudownie! I nie zapomnij: zrób latarnię z tej dużej dyni! A przy okazji: jak spędzicie z Griffem Dzień Dziękczynienia?

– Jeszcze nie wiem. Nic mi o tym nie wspominał.

– Ogromnie się ucieszymy z Rickiem, jeśli do nas przyjdziecie. Zawsze świętujemy ten dzień bardzo uroczyście. Zapraszam dwadzieścia osób.

– Pomówię o tym z Griffem. Jeśli się zgodzi, co mamy przynieść?

– Zapiekanki – powiedziała bez namysłu Lily. – Z dyni, i może ciasto z jabłkiem i pigwą, na które dałam ci przepis? Albo dla odmiany z orzechami.

Dory pochyliła się nad niemowlakiem, a potem rozejrzała się dokoła. W domu Lily panował wprost idealny porządek! Dory zmarszczyła brwi. Żeby przynajmniej jakiś maleńki śmieć leżał na dywanie!

Przez całą drogę do domu myślała o Lily i jej schludnym domku, a także o Sylvii, która mieszkała w istnym chlewie. Czuła, że zaraz zacznie ją boleć głowa.

Ostatnio często miewała migrenę. W dodatku przybyło jej na wadze. I to w całkiem nieodpowiednich miejscach. Griff wspomniał o tym i pogroził jej żartobliwie palcem. Przecież była dzięki temu bardziej kobieca! W pełnym rozkwicie! Dory odpędziła natrętną myśl, że wygląda po prostu jak gruba baba.


Griff siedział w swoim gabinecie w klinice ze szczeniaczkiem na kolanach. Gładził jego jedwabiste uszka. Dobrze wiedział, że powinien wsadzić pieska z powrotem do klatki. W ogóle powinien zrobić wiele rzeczy, na przykład wrócić do domu. Spojrzał na zegarek. Już po siódmej. Miał wyjść przed godziną. Nic go tu nie zatrzymywało. Rick uporządkował wszystko i jak zawsze wyszedł o wpół do szóstej. Wiódł prawdziwie rodzinne życie i ściśle przestrzegał godzin posiłków. Zasiadali do kolacji kwadrans po szóstej, co do minuty. Dzięki temu miał dobre pół godziny na zabawę i pieszczoty z synkiem. U Ricka rodzina była zawsze na pierwszym miejscu. Postawił sprawę uczciwie wobec Griffa i Johna, zanim podpisali umową partnerską.

Griff wpatrywał się w szczeniaka i zastanawiał się, co też Dory przygotuje dziś na kolację. Rezultat tych uczt z sześciu dań widoczny już był w jego sylwetce. I w jej również. Pewnie dobrze by mu zrobiła gra w ping-ponga. Zadzwoni do Dory i powie jej, że ma dużo pracy i wróci później. Dory – taka domatorka – nigdy by nie zrozumiała, że wolał grać w ping-ponga, niż być razem z nią. Zresztą wcale od niej nie stronił! Chciał tylko mieć trochę czasu dla siebie. Z jakiej racji miałby odczuwać wobec niej wrogość? Nie było takiego powodu. Nie, może nie całkiem. Jego konto bankowe niepokojąco malało.

Dzięki staraniom Dory żył jak udzielny książę, może nawet jak król, więc właściwie nie miał powodu do skarg… ale trzeba wreszcie z tym skończyć. Czynsz i świadczenia były nie na jego kieszeń. Kiedy włączą ogrzewanie, rachunek wzrośnie wtrójnasób! I jeszcze czesne Dory za drugi kwartał, święta za pasem, a on powinien kupić sobie nowe ubranie. Muszą odbyć z Dory dłuższą rozmowę. Jeśli nie dziś, to podczas weekendu.

W dalszym ciągu nie odkładał psiaka do klatki. Cisza i samotność koiły jak balsam. Każdy potrzebuje trochę spokoju! Kiedy dwoje ludzi razem zamieszka, zdarza się, że mają siebie dość. Właśnie czuł to teraz. Jak do tego doszło, skąd się to wzięło, nie miał pojęcia. Dory była naprawdę cud kobietą! Chodziła na wykłady, studiowała po nocach, gotowała, sprzątała i znajdowała jeszcze czas na spotkania z Sylvią i Lily! A jeśli sprawy tak się przedstawiały, to dlaczego mu to ciążyło? Czy rzeczywiście można zagłaskać kogoś na śmierć? Kochał Dory. I jak jeszcze! Na całym świecie nie było osoby, którą by równie kochał. Czemu więc ociągał się z powrotem do domu? Czemu wolał grać w ping-ponga? Musi zadzwonić do Dory. Koniecznie!

Czarnobiały szczeniak pisnął z niezadowoleniem, gdy włożono go z powrotem do klatki. – Taki jest ten, okrutny świat, mój drogi – powiedział cicho Griff, zamykając klatkę. Przed wyjściem zgasił większość świateł.

Minął już klub, w którym zwykle grywał w ping-ponga, ale potem zmienił zdanie i zawrócił. Na parkingu stał wóz Cala Williamsa. Jaskrawoczerwony ferrari od razu rzucał się w oczy. Griff wiedział, że powinien zadzwonić do Dory. Mimo to przeszedł obok telefonu, nie zatrzymując się.

Kiedy Griff po dziesiątej dotarł do domu, oczekiwał, że Dory zrobi mu awanturę, bo obiad się zmarnował. Zamiast tego uśmiechnęła się do niego znad swych notatek. Griff zobaczył przygotowane dla niego nakrycie i sztućce.

– Zaraz ci podgrzeję kolację w mikrofalówce. To potrwa najwyżej dziesięć minut. Weź tymczasem prysznic. Masz ochotę na drinka?

– Nie bardzo. Jest jakaś niegazowana woda? Dory zmarszczyła brwi.

– Sylvia wypiła wczoraj ostatnią butelkę. Może kawy albo piwa?

– Wody z lodem. Muszę wziąć się za siebie. Jadam ostatnio zbyt dużo i czuję, że przytyłem. Sylvia potrafi dbać o linię, prawda? – dodał, spoglądając znacząco na Dory.

– Owszem. Ale wygląda przez to jak żylasta kura!

– Jakoś tego nie zauważyłem – odparł z uśmiechem. – Nie jestem specjalnie głodny, nie szykuj dla mnie zbyt wiele. – Uznał, że lepiej powiedzieć Dory prawdę. – Grałem z Calem Williamsem w ping-ponga i zjedliśmy sobie po hot dogu.

– A, więc byłeś w klubie! Myślałam, że coś cię zatrzymało w klinice. Czemu nie zadzwoniłeś? Poczekałabym na ciebie z kolacją.

No, teraz się zacznie!… Jednak Dory, zamiast zrobić awanturę, uśmiechnęła się.

– Który z was wygrał?

– Cal. Jest w lepszej formie. Zauważył, że przytyłem, i bez przerwy mi dokuczał. Wiesz co, Dory? Dość już tych ciast i pieczenia chleba. Wolę sałatki i kurczęta. – Powiedział to bardziej szorstko, niż zamierzał. Uśmiech Dory zgasł. Wyglądała na skruszoną i przestraszoną. – No, Dory, przecież nic się nie stało! Dobrze wiesz, że zawsze dbałem o wagę. Jakimś cudem teraz wszystko się zmieniło. Lepiej weźmy się w garść, zanim będzie za późno! – Oczekiwał z niepokojem na reakcję Dory, ale ona popatrzyła tylko na niego i powiedziała:

– Jeśli chcesz, zrobię ci kurczaka. To nie potrwa długo.

– Nie trzeba. Wystarczy trochę sałatki. Prawdę mówiąc, nawet na nią nie mam ochoty. Szkoda, że zadałaś sobie tyle trudu. „I wydałaś tyle forsy!” – dodał w duchu.

– Nie ma sprawy. Jeśli naprawdę niczego nie chcesz, zajmę się swoją pracą.

„Cholera jasna! – myślał Griff, stojąc pod prysznicem. – Czuję się teraz wobec niej winny!” – Nagłe uśmiechnął się. Cóż, poprztykali się, za to jak miło będzie się godzić!

Dory zazwyczaj kładła się pierwsza do łóżka i czekała na niego z otwartymi ramionami. Dziś jednak postanowiła zostać w kuchni i pracować dalej. Boże, czy miała zamiar zawsze tak go traktować, gdyby zrobił coś nie po jej myśli? Gotów był teraz nawet zjeść tę niechcianą kolację! Z całej siły uderzył pięścią w poduszkę, potem jeszcze raz. Przewrócił się na drugi bok, próbując zasnąć. Mimo to nadal nie spał, gdy Dory o trzeciej wśliznęła się do łóżka. Położyła się na samym brzegu. Griff pragnął ją przytulić, kochać się z nią. Jej sztywna poza świadczyła jednak wyraźnie o tym, że jeśli go przyjmie, to wyłącznie na swoich warunkach. Nie było w niej dziś nic ze zwykłej uległości. O Boże! Te baby! Griff zamknął oczy i w końcu zasnął.

Gorące łzy Dory wsiąkały w atłasową powłoczkę.

– Co ja takiego zrobiłam?! – krzyczało jej serce. A w dodatku Griff w ogóle nie zauważył opartego o drzwi wejściowe stracha!

Загрузка...