7

Gdy następnego ranka Dory się obudziła, padał ulewny deszcz. Zwlokła się z łóżka i poszła do kuchni. Nastawiła kawę i wyciągnęła opiekacz do grzanek. Jeśli Griff nie ma ochoty na upieczone przez nią bułeczki z cynamonem, musi mu wystarczyć sucha grzanka do kawy. Sama zje bułeczki i nie pożałuje sobie masła! Pieczenie ich nie było wcale łatwe i nie pozwoli się im zmarnować.

Odezwał się telefon. Dzwoniła Lily.

– Nie mogę dziś przyjść na lunch – przepraszała. – W taką pogodę nie wyjdę z dzieckiem na dwór, a zapowiadają, że będzie lało przez cały dzień.

Dory udała zawiedzioną, ale w rzeczywistości poczuła ulgę. Miała dziś tyle spraw do załatwienia… I nie będzie musiała pędzić z uniwersytetu na złamanie karku, żeby głowić się nad jakimś wykwintnym przepisem z czasopisma dla pań domu!

Do kuchni wszedł Griff. Przyjrzał się Dory siedzącej przy stole i smarującej grubo masłem bułeczkę z cynamonem. Pocałował ją mocno w policzek.

– Wyglądają bardzo smakowicie! Daj mi ze dwie. I nie żałuj masła!

– Mowy nie ma! Dostaniesz do kawy suchą grzankę. Bułeczki będą dla mnie. – Powiedziała to z uśmiechem, by nie poczuł się urażony. – Jak ci się spało?

– Świetnie – skłamał Griff. Cholera, miał naprawdę ochotę na bułeczki z cynamonem! – A tobie?

– Mnie też – odpłaciła mu równie fałszywą monetą Dory.

Griff wypił pospiesznie kawę i sięgnął po grzankę.

– Zjem ją w drodze do kliniki. Do zobaczenia wieczorem. Nie zapomnij, że dziś pracuję dłużej. Masz jakieś wykłady?

– Jeden o dziesiątej, drugi o dwunastej. Powinnam być w domu o pierwszej – odparła Dory, jedząc ciepłą bułeczkę.

Gdy tylko drzwi zamknęły się za Griffem, Dory wyrzuciła wszystkie bułeczki do śmieci. Piła kawę i patrzyła na ulewę za oknem. Nie ma mowy, żeby jechała do Georgetown w taką pluchę! W deszczowy dzień należy porządkować szafy albo piec ciastka. Tylko że w jej szafach panował idealny porządek, a Griff postanowił się odchudzać. Pozostawała więc jedynie nauka albo czytanie książek.

Dory najchętniej położyłaby się i przeleniuchowała cały dzień. Może zatelefonować do Katy i do Pixie? Dowie się, jak postępuje praca nad artykułem o cioci. Najpierw jednak pościele łóżka, posprząta w łazience i pozmywa po śniadaniu. Potem zaparzy sobie świeżej kawy, odpręży się i wykona parę telefonów. Może już czas zająć się tymi wywiadami? Katy z pewnością o nie zapyta, a Dory nie chciałaby jej okłamywać. Zresztą może zawsze powiedzieć, że właśnie się nad nimi zastanawia Wszyscy tak robią! Gdyby deszcz ustał, warto zajrzeć do Olliego – a nuż zastanie senatorem? Musiałaby się jednak przedtem elegancko ubrać… a potem skakać po kałużach. Szkoda dobrych pantofli! Chyba lepiej odłożyć rozmowę z Katy i Pixie na kiedy indziej. Spojrzenie Dory padło na kalendarz obok telefonu. Niebawem będzie musiała zadzwonić do Lizzie. Dory przeliczyła wielkie czerwone krzyżyki i aż jęknęła. Ależ ten czas zleciał!

Przez te wszystkie tygodnie otrzymywała regularnie sympatyczne liściki od personelu redakcyjnego i od Katy. Z jakiegoś powodu wprowadzały one Dory w zły nastrój.

Do Pixie też lepiej nie dzwonić. Będzie gadać bez końca o tym, jak się wspaniale bawi i jaką gwiazdą została w „Soiree”.

„Nie chcesz chodzić na wykłady; nie chcesz skontaktować się z senatorem; nie chcesz zadzwonić do przyjaciół; a więc czego właściwie chcesz?!” – pomyślał ze znużeniem. Boże, sama by chciała to wiedzieć! Ostatnio nie była zdolna do podjęcia żadnej decyzji. Zdawała sobie sprawę z tego, że powinna wściekle wkuwać, chodzić na wykłady, robić notatki. Wiedziała, że powinna przejść na dietę i schudnąć przynajmniej cztery kilo. Cztery kilo!

Może zadzwonić do Sylvii i umówić się z nią na zakupy? Najwyższy czas pomyśleć o dekoracji domu na Dzień Dziękczynienia! Przy okazji kupi kilka drobiazgów do gabinetu Griffa. Choćby tego kryształowego jednorożca, który wpadł mu w oko u Neimana-Marcusa.

„Obsypię cię prezentami, przekupię cię, czym zechcesz, tylko bądź dla mnie dobry! Nie przypominaj mi o tym, że się zagubiłam… Nie budź drzemiącego we mnie lęku… Nie dręcz mnie tak już nigdy, Griffl” – błagała go w duchu.

Coś się popsuło.

Co takiego?

Komu wierzyć?!

Sylvii? „Szastaj forsą! Używaj, póki możesz! Bierz, co chcesz! Walcz o swoje!”

Lily? „Gotuj, piecz, sprzątaj. Żyj dla swego domu! Zapomnij o niezależności. Zapomnij o całym świecie: jest nieprzyjazny, okrutny. Niech Griffo wszystko się zatroszczy”.

Ukryć się!

Studia?

Zbyt trudne. Nic, tylko praca. Dostaje się od tego bólu głowy i nerwicy żołądka. Notatki, notatki i jeszcze raz notatki!

Zrzuć cztery kilo. Natychmiast! Póki nie jest jeszcze za późno.

Kariera zawodowa. Kiedyś najważniejsza sprawa w jej życiu. Zanim zjawił się Griff. Mówił, że ją rozumie. Każdy ma prawo czasem sobie pofolgować!

Ukryć się!

Ukryć się przed Katy, przed Pixie, przed tym nieznanym senatorem, przed Lizzie!

Przed Davidem Harlowem!!!

Czerwone krzyżyki na kalendarzu.

Czy tak właśnie miało być?!

Ciocia Pixie powiedziałaby jej: posprzątaj po sobie bałagan, uciekajstąd! Ale co tam Pixie wie? Stara alkoholiczka.

Coś się popsuło. Czyżby Griff przestał ją kochać?

Czyżby ona nie kochała już Griffa?

To niemożliwe!

David Harlow!

Skreślone dni w kalendarzu…

Decyzje.

Wyzwania.

Ukryć się! Na miłość boską, schować się gdzieś!

Griff.

Dory rozejrzała się dokoła błędnym wzrokiem. Serce trzepotało jejjak szalone. Zadzwoni do Griffa: on jej pomoże!

Nie!

Potrafi sama zatroszczyć się o siebie! Robiła to od lat. Nie potrzebuje niczyjej pomocy!

– Jeśli rzeczywiście jesteś taka samodzielna, czemu siedzisz tu bezczynnie? Nie ma z ciebie żadnego pożytku!

Zadzwonił telefon. Dory spojrzała na aparat z nienawiścią, jak na wroga.

Odezwała się z taką niechęcią i lękiem, że Griff spytał:

– Czy obawiasz się telefonu od jakiegoś natręta?

– Ależ nie! Skąd ci to przyszło do głowy?

– Dory, strasznie mi przykro, że muszę poruszyć ten temat, zwłaszcza przez telefon, ale nie mam innego wyjścia. Musimy kupić nową wirówkę do kliniki. Jeśli pokryję część kosztów, moje osobiste konto w banku praktycznie przestanie istnieć. Kiedy wynajmowaliśmy dom, uzgodniliśmy, że weźmiesz na siebie część wydatków. Nie podobało mi się to wówczas – i teraz też mi się nie podoba. Zapewniałaś mnie jednak, że tak być powinno – i dałem się przekonać. Za pięć dni trzeba zapłacić czynsz i świadczenia. Czekają mnie różne inne spore wydatki. Jeśli odmówisz swego udziału, musimy wycofać się jakoś z umowy o najem i poszukać tańszego mieszkania. Uprzedzałem cię, że przez pierwsze sześć miesięcy nie będę brał pensji – i że nie będzie nam łatwo. Bardzo mi przykro, Dory.

– Ależ Griff, przecież kupowałam całą żywność i zapłaciłam za wszystkie dodatkowe inwestycje: fotel do twego gabinetu, zasłony, rośliny oponowała Dory, niemile zaskoczona.

– To nie były niezbędne wydatki, Dory. Ja mówię o rzeczach najpotrzebniejszych. Czy nic do ciebie nie dotarło? Kiedy zapłacę czynsz za ten miesiąc i wszystkie rachunki, zostanę dosłownie bez grosza. Jak bym wyglądał wobec Johna i Pucka, gdybym wycofał się z danej im obietnicy i zwrócił się o zaliczkę? Nie zrobię tego. Przemyśl to sobie i porozmawiamy wieczorem, kiedy wrócę do domu. Dory, słuchasz mnie?

– Owszem, słucham. I jestem zaszokowana. Nigdy nie wspomniałeś mi o tym, że prawie nic już nie masz na koncie. Myślałam, że ty… spodziewałam się… och, sama już nie wiem, co mówię! – odparła Dory urażonym tonem. Nie podobała jej się ta rozmowa. Prawdę mówiąc, rozwścieczyła ją.

Odłożywszy słuchawkę, Dory przełknęła z trudem ślinę. Przecież Griff miał się o nią troszczyć, zadbać o wszystko! Boże, co by to było, gdyby za niego wyszła? Czy wówczas powiedziałby jej to samo? Griff żądał od niej pieniędzy! Mówił tak zimno i obojętnie. Jak ktoś obcy. Zupełnie obcy!

Wydała co najmniej trzy tysiące dolarów. Może nawet więcej. Czego on jeszcze chciał?! Czy nie zabijała się, żeby ich wynajęte mieszkanie stało się domem, z którego każdy byłby dumny? Czy nie poświęciła wszystkiego, byleby Griffowi żyło się wygodnie? Zaniedbała studia, własną pracę, absolutnie wszystko, by spełniać jego zachcianki! A jemu to nie wystarcza! Domaga się jeszcze więcej! Jej udziału w wydatkach! Czy on ma pojęcie, ile kosztuje żywność?! Czy wyobraża sobie, że ona dla własnej przyjemności co drugi dzień jeździła do supermarketu?! Że zachwycała się tymi wszystkimi pracami domowymi?!… A kto kupował paliwo do tego cholernego, żarłocznego jak smok kombi?! Jakiś bogaty krasnoludek?

To wcale nie tak miało być!

– A jak miało być?

– Na pewno nie tak! – krzyknęła w pustkę kuchni.

Deszcz bębnił w kuchenne okna, wybijał rytm równie gwałtowny jak serce Dory. Jej udział w wydatkach!

Czuła, że jest o krok od ataku histerycznego. Ogarnął ją gniew – płonął w niej, spalał ją… Pierwsza naturalna reakcja od chwili, gdy się tu wprowadziła. Dory miotała się po kuchni, tłukła pięściami o sprzęty. Kubki i talerzyki pospadały na podłogę. Dory kopnęła skorupy. Jej udział! Urządzanie domu? Gotowanie? Sprawunki? Zaspokajanie wszystkich potrzeb Griffa? Każdej jego zachcianki? To jeszcze za mało?

Nie zwracając uwagi na pobojowisko w kuchni, Dory popędziła na górę i wyciągnęła z szafy swoje walizki.

Uciekać!

Ukryć się!

Opuścić ten dom!

Dokąd iść?

Co począć?

Jej udział!

Przyznać się do porażki.

Przyznać się, że do niczego się nie nadaje.

Jej udział!

Griff zawiódł się na niej.

Przecież miało być zupełnie inaczej!… Łzy spływały po policzkach Dory, gdy rozczulała się nad sobą. Siedziała na brzegu łóżka, wpatrując się w otwartą walizkę. Jakie to głupie, infantylne! Gdyby była żoną Griffa, na pewno nie wyciągałaby walizek. Nawet by jej do głowy nie przyszło, żeby uciekać. Byłoby to małżeństwo, a nie wolny związek z podziałem wydatków!

Małżeństwo. Czy tego właśnie chciała? Czemu ów dokument ma aż takie znaczenie, jeśli chodzi o wzajemne zobowiązania i ustalenia finansowe? Mężczyzna musi troszczyć się o swoją żonę, zapewnić jej utrzymanie. Kochanek ma pełne prawo oczekiwać, że partnerka pokryje część wydatków.

Dory gotowa była uznać, że pieniądze to sprawa drugorzędna. Najbardziej zabolało jato, że wszystko, czego dokonała, wszystkie jej działania mające na celu stworzenie prawdziwego domu, nie zostały docenione. Wystrój wnętrz, zasłony, kwiaty… Mogłaby długo wyliczać! Wszystko to było zdaniem Griffa nieważne. Liczyły się tylko rachunki do zapłacenia. Mogła mu dać te pieniądze, ich strata niewiele dla niej znaczy. Bolało tylko to, że wszystko, co zrobiła, nie liczyło się! Griffa interesowały namacalne fakty, cyfry i niedotrzymane przyrzeczenia.

Deszcz nadal dobijał się hałaśliwie do okien.

– Przynajmniej szyby się umyją! – pomyślała niezbyt mądrze Dory. Odezwał się telefon i dzwonił bez opamiętania. Dory jakby go nie słyszała.

Jej gniew powoli wygasał. Teraz skłonna była raczej do ubolewania nad własnym losem. Runął cały świat. Wszystko okazało się inne, niż przypuszczała. Nawet Griff. Nawet ona sama.

Wewnętrzny głos ostrzegał Dory, by nie podejmowała żadnych pochopnych decyzji.

Telefon znowu się rozdzwonił.

– Halo! – warknęła Dory do słuchawki.

– Czy to ty, Dory? – spytał ktoś z wahaniem.

– Kary! – pisnęła Dory. – Mój Boże! Czy to naprawdę ty?! Jakże się cieszę, że dzwonisz! Co porabiasz? Co tam w redakcji? Opowiedz mi o wszystkim! Co z artykułem o Pixie? Sprawdziła się? Przypadła wam do gustu? Mów szczerze! Chcę wiedzieć wszystko! Jaka tam u was pogoda? Jak się miewa twój mąż? A kot? Opowiadaj o wszystkim!

– Jest aż tak źle? – spytała Katy.

– Fatalnie. No, gadaj!

– Opowiem o wszystkim, ale najpierw kilka spraw. Dzwonię do ciebie, bo mam pewne problemy. Chyba nie weźmiesz mi tego za złe? Szybko się z nimi uporamy i wtedy poplotkujemy.

– Mów!

Po upływie kwadransa Katy mruknęła:

– Boże, to całkiem proste! Powinnam była sama się pokapować. Pewnie dlatego ty siedzisz na swoim stołku, a ja na swoim. Wiesz co, Dory? Wyświadczyłaś „Soiree” wielką przysługę, kierując do nas swoją cioteczkę! Nie poznałabyś redakcji! A Harlow po prostuje Pixie z ręki! Pewnie dlatego, że ona ma na niego chętkę i wcale się z tym nie kryje. Takiej gorącej babki w życiu nie widziałam! – W głosie Katy brzmiał szczery podziw. – I wcale się nie zgrywa! Powiem ci jeszcze coś. Posyłam ci tekst artykułu do zatwierdzenia. Harlow zapowiedział, że nie pójdzie do druku bez twojej aprobaty. Uważam, że wykazał tym razem klasę.

– Harlow tak zadecydował? Chyba żartujesz! – Dory z każdą minutą czuła się lepiej.

– Mówię szczerą prawdę! Powiedział, że to był twój pomysł i że trzeba ci wysłać artykuł do aprobaty, choćbyś nawet się przeniosła na Alaskę!

– Super! – stwierdziła Dory. Rzadko coś się takiego zdarzało. Tym bardziej należało to docenić – i wykorzystać.

– Pixie wydała kolację „Pod Gołębiem” dla całego personelu redakcyjnego i w ogóle dla wszystkich związanych z „Soiree”. Obecność była stuprocentowa. Pixie jest bezbłędna! Harlow omal nie zemdlał, kiedy się dowiedział, ile ją kosztowała ta impreza. Wyszłam o wpół do trzeciej, ale bawiono się do czwartej. W redakcji jest teraz jak w rodzinnym grobie, odkąd zabrakło Pixie.

Dory roześmiała się. Niezawodna Pixie! Zawsze przygotuje wszystko, jak należy, i poda to na srebrnej tacy! Z pewnością długo ją będą wspominać!

– A co słychać u Lizzie?

– Wszystko idzie jak po maśle! Lizzie szaleje ze szczęścia. Ona naprawdę liczy na ciebie, Dory.

– Wiem. Właśnie się nad tym zastanawiam, Katy. Nie poganiaj mnie, dobra?

– Ani mi to w głowie. Eileen jest w ciąży i bierze urlop. Sandy przeżywa burzliwy romans z nowym dyrektorem artystycznym i upaja się każdą chwilą. Jamie kupiła domek na wsi i zamierza sama go odnowić podczas weekendów.

– A te długie paznokcie nie będą jej przypadkiem przeszkadzać? – zaśmiała się Dory.

– O to samo zapytałam. Powiedziała, że są sztuczne i może się ich pozbyć w każdej chwili.

– A jak się miewają twój mąż i twój kot?

– Zacznijmy od ważniejszej osoby. Goliat czuje się świetnie. Zjada dziennie dwie puszki swoich konserw. Zrobił się taki gruby, że nie może już wskoczyć na łóżko. A co się tyczy mojej lepszej połowy, to cóż tu może być nowego? Powiedzmy sobie szczerze: wiele wody upłynęło od miodowego miesiąca! Szlag mnie trafia, gdy on bierze się do prania! Raz zafarbuje wszystko na różowo, raz na niebiesko. Nie chce mu się posortować.

Dory zwijała się ze śmiechu. Rozmowa z Katy tak dobrze jej robiła! Boże, ależ się stęskniła za wszystkimi! – Co jeszcze?

– Wyobraź sobie, w tym tygodniu przysłano nam całą ciężarówkę roślin doniczkowych i nie mamy pojęcia, kto się na nie szarpnął. Nikt jakoś nie zapamiętał nazwy firmy przewozowej. I co za rośliny! Zobaczysz swój gabinet! Wygląda jak dżungla! Podejrzewam, że to robota Pixie. Kiedyś powiedziała, że najlepiej się prezentuje na tle zieleni. Wtedy nie zwróciłam na to uwagi, ale teraz mi się przypomniało. Miała ochotę wystąpić a la naturelle na tle flory i fauny. Przykryłyśmy ją trochę tu i tam; rośliny były wypożyczone. W każdym razie jest teraz u ciebie jak w dżungli! Muszę bulić dziewczętom za nadgodziny, żeby codziennie to podlewały i spryskiwały.

Zaległa cisza. Dory zbyt była wzruszona, by wykrztusić słowo.

– Brak nam ciebie, Dory. Wszystkie dziewczęta prosiły, żeby cię od nich pozdrowić.

– Ja też za wami tęsknię. Powiedz to wszystkim. Dziękuję ci bardzo za telefon, Kary!

– Zawsze do usług. I dzięki za pomoc! Myślałam, że szlag mnie trafi! A jak ty się do tego wzięłaś, okazało się całkiem proste. Czasem żałuję, że nie jestem tobą.

– Nie żałuj! Fatalnie byś na tym wyszła – powiedziała cicho Dory. – Nie zapomnij podziękować wszystkim za pamięć!

– Lepiej sama byś się zjawiła i podziękowała osobiście! – burknęła Katy i odłożyła słuchawkę.

Ależ się za wszystkimi stęskniła! Jak bardzo potrzebowała tej krótkiej rozmowy przez telefon…

Dory położyła się na łóżku na wznak, starając się nie myśleć o niczym. Po kilku sekundach usnęła.

Загрузка...