ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

– O… czym? – zapytała. Ta odpowiedź nie została przyjęta zbyt dobrze.

– Ostrzegam cię – rzekł lodowato. – Nie mam nastroju do zabawy.

Wskazał głową na dom.

– Możesz zacząć od wyjaśnienia mi, o co do cholery tam chodzi!

Leith starała się zachować spokój.

– To chyba mówi samo za siebie – odparła oschle. Oczy Naylora zwęziły się, ręce zacisnęły w pięści.

Przyciągnął do siebie fotel i usiadł naprzeciw niej. Zablokował jej w ten sposób drogę do drzwi. Przechylił się i wycedził gniewnie:

– Dobra, zaczynamy od początku. Kim u diabła jest Sebastian?

Treść pytania tak zaskoczyła Leith, że o mały włos nie wyparła się własnego brata.

– On… mm… jest w… mm… Indiach, na… -zaczęła.

– Do jasnej cho… – Naylor zmełł w ustach przekleństwo. Zachowywał się jak człowiek, którego oszukano, i teraz nie pozwoli na dalsze kłamstwa. Chce mieć zatem wszystkie kropki nad I, wszystkie kreseczki nad T i nic, zupełnie nic nie pozostawiać domysłom. – Sebastian to twój brat, tak? Jedyny brat?

– Sebastian jest moim jedynym bratem – przyznała.

– Jak długo jest w Indiach? – rzucił Naylor, a Leith klęła swe zmieszanie. Teraz, kiedy chciała odpowiadać jak najszybciej, nie mogła sobie przypomnieć.

– Niezbyt długo – odpowiedziała.

– Rok? Kilka miesięcy? – dopytywał się. Skinęła głową. – Zanim wyjechał, mieszkaliście razem?

– Zgadza się – odparła ostro, zirytowana lekko jego dociekliwością. Wtedy pochwyciła błysk zrozumienia w jego oczach.

– Hipotekę także spłacaliście razem? – nie zawahał się wleźć z butami także w jej finanse.

– Jeżeli musisz wiedzieć – wybuchnęła – chcieliśmy kupić razem to mieszkanie. Żeby oszczędzić ci pytań – dodała – złożyliśmy depozyt w postaci pewnej sumy, którą zapisał nam dziadek.

Naylor nie wydawał się ani trochę zainteresowany sumą, jaką złożyli, ani dziadkiem.

– A potem twój brat wyjechał i zostawił cię z całym długiem, nie dając żadnego zlecenia płatności pod jego nieobecność?

– Chyba zapomniał, że są… – Leith zaczęła bronić Sebastiana, ale urwała. – To ciebie nie dotyczy!

– palnęła bez namysłu. Kiedy spojrzała na wyraz jego twarzy domyśliła się, że to nie był dobry argument.

– To mnie cholernie dotyczy, kobieto! – ryknął.

– Zrobiłaś ze mnie kompletnego durnia. Nikt nie robi takich rzeczy bez powodu, nawet ty!

– Miałam doskonały powód – podniosła głos.

– Jaki?

– Sam się o to prosiłeś!

– W jaki sposób?

– Masz kiepską pamięć! Od pierwszej chwili, od tamtej nocy, kiedy przyszedłeś po Travisa, zacząłeś…

– Do Travisa wrócimy za chwilę – uciął. – Przedtem jednak powiesz mi, dlaczego raczyłaś wprawdzie poinformować mnie, że masz brata, ale umyślnie nie powiedziałaś, że ma na imię Sebastian! To natychmiast rozwiązałoby sprawę innego mężczyzny w twoim życiu.

– Dawałeś mi jasno do zrozumienia, jaką masz o mnie opinię, powinnam chyba robić wszystko, żeby ją poprawić! – wybuchnęła.

– I, oczywiście, dlatego nigdy nie wspomniałaś, że do niedawna twój brat mieszkał z tobą i płacił połowę długu hipotecznego, dzięki czemu mogłaś sobie pozwolić na takie mieszkanie. I również dlatego pozwoliłaś mi myśleć, że to mieszkanie ma tylko jedną sypialnię, podczas gdy najwyraźniej są dwie. Co znaczy…

– O ile pamiętam – przerwała mu ostro Leith – tamtej nocy, kiedy przyszedłeś po Travisa, nie byłeś w nastroju do wycieczki po moich nieruchomościach!

– Mogłaś mi wszystko wyjaśnić!

– Rzeczywiście, jak diabli! Bo ty miałeś ochotę słuchać wyjaśnień!

– Jakaś kobieta unieszczęśliwiała Travisa… był w twoim mieszkaniu, więc, na mój rozum, to musiałaś być ty!

– No więc dowiedziałeś się właśnie, że to nie ja.

– A ty czekałaś na ten dzień, co? – przerwał jej szorstko.

– Czekałam?

– Niech mnie piekło…! – wybuchnął. – Założę się, że nieraz miałaś ochotę roześmiać mi się w twarz!

– Jestem tylko człowiekiem! – odparła, pomijając milczeniem fakt, że częściej z jego powodu była bliska łez niż śmiechu.

Okazało się, że śledztwo dopiero się rozkręca.

– Dlaczego pozwoliłaś mi sądzić, że jesteś kochanką mojego kuzyna? – zapytał. – Dlaczego…?

– Z tego, co sobie przypominam – ucięła wrogo -chyba nie uwierzyłbyś mi, gdybym powiedziała ci coś innego! Byłeś zdecydowany myśleć o mnie jak o jakiejś… jakiejś harpii, która czyha wyłącznie na portfel Travisa!

– Nawet nie próbowałaś przekonać mnie, że jest inaczej! – rzekł oskarżająco. – Nawet nie wspomniałaś o istnieniu tej dziewczyny.

– Rosemary nie chciała, aby ktokolwiek wiedział o jej związku z Travisem – stanęła w obronie przyjaciółki – a poza tym byłam święcie przekonana, że już nigdy więcej cię nie zobaczę.

– Hmmm – mruknął. Potarł dłonią podbródek w zamyśleniu. Wydawało się, że coś sobie przypomniał… i nagle rozluźnił się.

– To… dla mnie także była niespodzianka – wyznał dziwnym, tęsknym tonem. – Przechodząc, zajrzałem do pokoju i zobaczyłem twoją kasztanową głowę…

– Rozpoznałeś mnie?

– Byłaś odwrócona plecami, uczesana inaczej, ale… -powiódł spojrzeniem po jej długich, lśniących lokach ten fantastyczny kolor przyciągnął moją uwagę.

Leith nie była pewna, czy przypadkiem nie woli, kiedy jest bezczelny, wściekły i agresywny. Jego łagodność wytrącała jej broń z ręki.

– Ja… też nie wiedziałam, że jesteś… Naylorem Massinghamem, moim… szefem – wyjaśniła.

– A ja nie byłem pewny, że kobieta, którą nazywają Panną Lodowatą, jest tą samą brązowowłosą pięknością, z którą kłóciłem się w sobotę rano – odparł.

Och, Naylor, nie rób tego – myślała rozdygotana Leith. Teraz jeszcze cięższą walkę musiała stoczyć w poszukiwaniu odpowiedzi.

– Cóż, kiedy już się dowiedziałeś, nie miałeś żadnych skrupułów.

– Dużo mi to pomogło! – parsknął. Miękki ton znów gdzieś się zapodział. – Tego samego wieczoru, kiedy byłem na kolacji z przyjaciółką, kogóż to ja widzę w tej samej restauracji? Mego kuzyna, otaczającego władczym ramieniem właśnie ciebie!

– Jeśli dobrze pamiętam, Travis jedynie prowadził mnie do twojego stolika.

– Ale skoro nie byłaś jego dziewczyną, dlaczego zgodziłaś się iść na kolację? – dopytywał się.

– Jeśli już chcesz wiedzieć – odparła – dlatego, że Rosemary pojechała do rodziców tydzień wcześniej i wtedy jeszcze nie wróciła. Jej rodzice są przeciwni rozwodowi, więc bała się powiedzieć im o Travisie.

– Ha! – chrząknął z niesmakiem Naylor, ale dalej naciskał: – To wciąż nie wyjaśnia, dlaczego jadłaś z nim kolację.

Leith nie była zaskoczona jego dociekliwością, ale szczerze zdziwił ją fakt, że nagle zaczął mówić, jak człowiek zazdrosny! Odsunęła jednak od siebie tę myśl.

– Poszłam z Travisem na kolację, ponieważ Rosemary prosiła, żebym się nim opiekowała, a poza tym był taki nieszczęśliwy… – wyjaśniła bezdźwięcznym głosem. – Lubię go. Lubię ich oboje – ciągnęła z determinacją. – Kiedy Travis zadzwonił, nie miałam serca mu odmówić. Wiedziałam, że musi się komuś zwierzyć. Nigdy nie przyszło mi do głowy – dodała szczerze – że ty możesz spędzać wieczór w tym samym miejscu.

– Jasne, że nie! – napadł na nią Naylor. – Więc dlaczego nie wyjaśniłaś tego przy następnym spotkaniu?

Leith doskonale pamiętała to następne spotkanie. Przyszedł do jej mieszkania i całował ją…

– Nie mogłam – usiłowała odepchnąć od siebie te wspomnienia – ponieważ wtedy Travis poprosił, żebym nikomu nie mówiła o Rosemary.

Nagle opanowały ją wyrzuty sumienia.

– Ja wiem, że to boli… jesteście przecież rodziną -wyszeptała wzruszona – ale Rosemary była naprawdę w rozpaczliwej sytuacji. Ja… po prostu nie mogłam złamać danego mu słowa.

– Oczywiście! – przerwał jej gwałtownie. – Byłaś… Nagle urwał. Znieruchomiał, jakby nieoczekiwanie zobaczył coś bardzo ważnego. Leith pozostała napięta. Nie wiedziała, o czym myśli, ale pamiętała jego niesamowitą zdolność kojarzenia faktów.

– Nie mogłaś złamać słowa danego Travisowi, – zaczął powoli – ponieważ go lubisz, tak?

– Hm… tak. Tak mi się wydaje – poddała się.

W dalszym ciągu nie wiedziała, o czym myśli Naylor. W jego wyglądzie było coś dziwnego, dziwny był także sposób, w jaki na nią patrzył, jakby nie chciał nic przeoczyć. To było nieco kłopotliwe.

– Z tego wynika – zaczął ostrożnie – że nie złamałabyś słowa danego mnie… z tego samego powodu?

Czyżby się czegoś domyślał?

– Czy mogę przyjąć, Leith, że… przynajmniej w pewnym stopniu… lubisz także i mnie? – ciągnął dalej.

– Tak… nie… oczywiście, że nie! – wyjąkała i zaraz przekonała się, że takie zaprzeczenie nie pomoże jej.

– A więc dlaczego – ciągnął uparcie – kiedy poprosiłem cię, byś nie mówiła Travisowi, że nasze obustronne zauroczenie jest farsą… dlaczego milczałaś… i dotrzymałaś słowa?

Leith usiłowała wziąć się w garść. Wreszcie, z ulgą, przypomniała sobie najważniejszy argument:

– Wiesz przecież. Stawką była moja praca. Gdybym…

– Ale – wpadł jej w słowo – złożyłaś wypowiedzenie.

– Wiem, ale… – wykręcała się, czując, że traci grunt pod nogami. – Nie mogłam mu nic powiedzieć, ponieważ z nim nie rozmawiałam.

– Jestem pewien, że decyzji o porzuceniu pracy nie podjęłaś w poniedziałek, inaczej powiedziałabyś Travisowi wszystko, gdy przyszedł rano do biura.

Mam jeden wielki bałagan w głowie – pomyślała Leith. Zapomniała o tym, że widziała Travisa w poniedziałek.

– Ale – ciągnął dalej Naylor – może miałaś ochotę powiedzieć mu o tym, że nie jesteśmy naprawdę zaręczeni, teraz, w ten weekend?

– Nie wiem, o co ci chodi -wyjąkała dzielnie Leith.

– Przyznam ci się, moja droga, że sam nie bardzo wiem, co się dzieje – wyszeptał. – Wiem tylko jedno – ciągnął – kocham Travisa jak brata, ale nigdy, przenigdy nie pozwoliłbym, żeby mi ciebie odebrał.

Leith wstrzymała oddech. Z trudem docierał do niej sens tych słów.

– Nie rozumiem… – wyszeptała.

– Jesteś bystra i inteligentna, Leith. Myślę, że rozumiesz mnie bardzo dobrze – stwierdził stanowczo.

Nadal się nie odzywała, serce biło jej zbyt mocno.

– Po tym wszystkim, co przeze mnie przeszłaś, myślę, że teraz ja powinienem coś z siebie dać… Zanim będę miał prawo oczekiwać…

Zielone oczy wpatrywały się w niego nieruchomo.

– Mówisz… – zaczęła, ale musiała przerwać. Spazmatycznie zaczerpnęła tchu i dokończyła ledwie słyszalnym głosem: – Mówisz… zagadkami.

– To mnie nie dziwi – zgodził się. – Odkąd cię poznałem, żyję jak na karuzeli.

– Mówisz… poważnie? – wykrztusiła. Już nie miała ochoty uciekać od niego.

– Nigdy nie mówiłem poważniej.

Nie odrywał czujnego spojrzenia od jej twarzy.

– Od chwili, kiedy cię ujrzałem – oznajmił bez ogródek – czuję do ciebie pociąg, nawet jeśli sam tego nie chcę.

Leith zamknęła oczy. Tak bardzo potrzebowała takich słów. Po tych wszystkich ciosach, jakie jej zadał, mogła spodziewać się wszystkiego, ale nie takich wyznań. Nieważne, jakie będą tego skutki.

– N-naprawdę? – wyjąkała i przeszedł ją dreszcz

– Od pierwszej n-nocy w moim mieszkaniu?

– O, tak – odparł łagodnie. – Wtedy, oczywiście, sam nie chciałem przyjąć tego do wiadomości. Byłem zaślepiony nienawiścią do kobiety, która, jak sądziłem, zmieniła mego beztroskiego kuzyna w zapijaczony, storturowany wrak ludzki.

– On… naprawdę bardzo cierpiał – współczująco wyjaśniła Leith.

– Ja też! – zawołał nagle. – Jeszcze o tobie nie zapomniałem, kiedy na drugi dzień, wracając do siebie po wizycie w dziale kontraktów, zobaczyłem twoją kasztanową głowę. Miałem przewodniczyć zebraniu, więc nie było czasu na zatrzymywanie się, żeby zawrzeć znajomość z jedynym pracownikiem, którego opuściłem. I cóż ja robię? Zapominam o spotkaniu i pędzę powiedzieć „Hallo" pannie Leith Everett!

– Z… hm… z powodu koloru moich włosów?

– Możesz mi wierzyć – odparł. – A potem, kiedy odwróciłaś się, byłem wstrząśnięty odkryciem, że tak wspaniałe włosy ma tylko jedna kobieta na świecie. Poszedłem na to zebranie, nie wierząc samemu sobie, że z miejsca cię nie zwolniłem, ba, nawet nie miałem tego zamiaru.

– Wydawało ci się… że powinieneś mnie zwolnić? – szybko zapytała Leith.

– To powinien być mój odruch – przyznał. – A ja ostrzegałem cię tylko, byś nigdy więcej nie widywała się z moim kuzynem… Jedynie po to, żeby przekonać się, że jeszcze tego samego wieczoru poszłaś z nim na kolację.

Miał bardzo żałosną minę, kiedy to mówił.

– Byłeś… zły?

– Wściekły – wyznał. -I coś jeszcze.

– O? – zdziwiła się. Nastrój, jaki zaczynał ich ogarniać, w niczym nie przypominał tych dwojga ludzi, którzy przed chwilą kłócili się do upadłego.

– Jeśli chcesz wiedzieć, co jeszcze, to… – urwał, jakby nagle potrzebował chwili przerwy -… to mogła być tylko zazdrość.

– Zazdrość! – wykrzyknęła Leith z niedowierzaniem.

– A cóż by innego? – potwierdził spokojnie. – To samo uczucie, które rozpętało się we mnie, kiedy następnego wieczoru przyszedłem i wydawało mi się, że w twojej sypialni jest mężczyzna…

– Wielkie nieba! – jęknęła słabym głosem. – Naprawdę byłeś zazdrosny. Pocałowałeś mnie! – przypomniała, bo chciała coś powiedzieć, aby potwierdzić tę nadzieję, która nagle ożyła. To był właściwie jedyny fakt, jaki zapamiętała z tamtej nocy.

– Tak… – odparł miękko – to miał być chłodny, wyrachowany gest. Chciałem cię pocałować bez emocji, na zimno. I nagle ty zaczęłaś poddawać mi się, a ja musiałem walczyć jak diabli, żeby nie zapomnieć, że jesteś w moich ramionach… i nie dlatego, że jesteś piękna, a mnie ogromnie się ten pocałunek spodobał…

– Ja też nie spodziewałam się… nie mogłam uwierzyć… że tak ci odpowiedziałam… – wyznała Leith.

Naylor wyciągnął rękę i ujął jej dłoń, spoczywającą na kolanach. A potem cicho zapytał:

– Leith, czy to coś znaczy?

– C-cóż… – męczyła się okropnie, aż wreszcie przyznała nerwowo: – Ch-chyba tak.

– Na przykład? – ponaglił ją. Pochylił się i wyczekująco spojrzał jej w oczy. – Nie jesteś pewna, czy rozumiesz, co mówię, prawda?

Leith patrzyła na niego oszołomiona.

– Chyba powiedziałem dość? – zapytał.

Leith odzyskała wreszcie zdolność mówienia. -To czy to, co mówisz, nie jest przypadkiem… częścią kary za to, że nie powiedziałam ci o Rosemary i…

– Kary! – wykrzyknął przerażony – Och, nie! Dokonałaś fantastycznych rzeczy, żeby utrzymać Travisa przy zdrowych zmysłach… – urwał. Serce Leith tłukło się jak oszalałe.

– Czy naprawdę czułabyś się ukarana, gdyby to, co powiedziałem, nie było prawdą?

– Nigdy nie lubiłam być okłamywana – odparła po paru chwilach wewnętrznej walki… i musiała przyznać Naylorowi, ze i ona nie była w porządku pod tym względem. Umyślnie nie powiedziała mu przecież, że są z Travisem jedynie przyjaciółmi.

To, co powiedział, wystarczyło jednak, by mocno ścisnęła jego dłonie i spojrzała na niego z miłością.

– Nie okłamuję cię, Leith. Poznałem gorycz zazdrości i nie chciałbym, aby dotykał cię inny mężczyzna. Pragnę cię tylko dla siebie.

– Pragniesz mnie? – wyszeptała drżącym głosem. Nie chciała, aby brzmiał tak płaczliwie, ale ta nutka wzruszenia zdawała się rozczulać Naylora.

– Pragnę? Leith, jesteś moją miłością. Przecież to właśnie usiłuję ci powiedzieć – Naylor usiadł obok niej.

– Nie wierzę ci… – jednak jej oczy przeczyły słowom. Naylor dostrzegł ich prawdziwy wyraz i to dodało mu odwagi.

– A chcesz w to uwierzyć? – zapytał.

Leith w milczeniu wpatrywała się w niego, a kiedy głos znów odmówił jej posłuszeństwa, mogła zrobić tylko jedno. Skinęła głową.

– Więc sprawię, że uwierzysz! – wyszeptał miękko, a potem delikatnie, czule, objął ją ramionami.

Leith była bliska łez, tak cudowne to było uczucie, gdy Naylor przytulił ją i niemal z nabożeństwem dotknął ciepłymi, namiętnymi wargami jej ust.

– Och, Naylor – jęknęła, gdy przerwał pocałunek. Przyglądał się jej długo, pieszcząc wzrokiem jej twarz, a potem muśnięciami ust, lekkimi jak wietrzyk, zaczął okrywać jej oczy i czoło.

– Kochasz mnie, najdroższa? – zapytał. Delikatnie, pieszczotliwie odgarnął włosy z jej czoła. – Chciałbym w to uwierzyć, ale choć twoje oczy zdradzają, co czujesz, muszę to usłyszeć, proszę…

Uśmiechnął się zachęcająco. Leith uśmiechnęła się także.

– Tak, bardzo cię kocham, Naylor – powiedziała.

– Moje kochanie! – wyszeptał.

W letnim domku na długie minuty zapanowała cisza, kiedy oboje przylgnęli do siebie, spleceni ramionami, i całowali się i tulili, i znów całowali. Odsuwali się od siebie tylko po to, by za chwilę znów czerpać radość z bliskości. I znowu obejmowali się mocno, aż wreszcie niedowierzanie stopniowo zmieniło się w wiarę. W gorącym uścisku nagle zaczęło do nich docierać, że to, co uważali za nieosiągalne, nagle stało się rzeczywistością.

– Moja słodka, słodka, uwielbiana Leith -mrukął, układając jej głowę wygodnie na swym ramieniu.

– Wiem, że na to ani trochę nie zasłużyłem, ale… powiedz mi to jeszcze raz.

– Że… cię kocham?

– I jeszcze raz.

– Kocham cię – zaśmiała się Leith.

– Niewiarygodna kobieto! Należę do ciebie – rzekł gorąco.

– Jak to się stało, że mi to nigdy nie przyszło do głowy? – zażartowała, wciąż zawstydzona, choć wszystkie mury runęły już dawno.

– Nie powinno było – burknął z udanym gniewem. -I bez tego miałem dość problemów, żeby zrozumieć, co się ze mną dzieje. Nie chciałem, żebyś jeszcze ty – powód moich bezsennych nocy – znała moją słabość.

Leith nie mogła sobie wyobrazić słabego Naylora.

– Ty też miałeś bezsenne noce? – zagadnęła.

– A ty też? – zapytał z niedowierzaniem, a gdy przytaknęła, uśmiechnął się zadowolony.

– Mówiłeś, że nie możesz tego pojąć? Pragnęła wiedzieć o nim wszystko, co tylko można wiedzieć, ale nie miała pojęcia, od czego zacząć.

– Nic nie mogłem pojąć – odparł. – Dopóki nie zrozumiałem, dlaczego moje myśli wciąż pełne są ciebie, nie wiedziałem, czemu jeszcze cię nie wyrzuciłem. Dopiero później pojąłem, że nie dlatego, że nie chciałem, ale dlatego, że nie mogłem cię wyrzucić… Miałaś być tam, gdzie mógłbym na ciebie patrzeć.

– Naprawdę? – westchnęła Leith. – Ty potworze, a obiecywałeś, że mnie wyrzucisz, i to bez odprawy!

– Uległem panice.

– Panice? Ty?

– Nie potrafiłem znieść myśli o weekendzie bez ciebie, a kiedy odmówiłaś, straciłem głowę i zagroziłem, że cię wyrzucę.

– Och, Naylor – miękko wyszeptała Leith.

– Kochanie moje… obudziłaś we mnie uczucia, o które nawet się nie podejrzewałem. I to bardzo różnorodne: zazdrość, rozpacz, wściekłość, nadzieję. Nigdy dotąd nie odczuwałem, nie cierpiałem tak mocno. – Naylor przytulił policzek do jej włosów. – A gdy na dodatek pojawił się jeszcze jeden facet, jakiś Sebastian…

– Co zrobiłeś z jego kapeluszem? – przypomniała sobie Leith.

– Dostanie inny – odparł Naylor, uśmiechając się beztrosko. – Chciałem wyeliminować wszystkich innych mężczyzn z twojego życia.

– Inni mężczyźni? Nie było innych mężczyzn! – zaśmiała się.

– Ja o tym nie wiedziałem – burknął. – Zżerała mnie zazdrość, kiedy zobaczyłem cię w ramionach tego Fishera…

– Byłeś zazdrosny o Paula? – jej głos zniżył się do szeptu.

Naylor przytaknął.

– Nawet kiedy zorientowałem się, że tak stanowczo odrzuciłaś jego zaloty, nie przestałem być zazdrosny.

– Naskarżyłeś na niego do Roberta Drewera – przypomniała sobie Leith.

– I jeszcze jak! Nie życzę sobie tego rodzaju napaści w mojej firmie, a zwłaszcza, kiedy dotyczą ciebie! Uważasz pewnie, że jestem bezczelny? Przecież ja także cię napastowałem… ale to była twoja wina, najdroższa!

– Moja? – zawołała tonem urażonej niewinności.

– A o kim myślałem przez cały weekend?

– O mnie? – zapytała rozczulona.

– A o kim? – zaśmiał się. W jego uśmiechu było samo słońce. – Nic dziwnego, że nie mogłem się doczekać chwili, gdy przyjdziesz do mojego biura w poniedziałek rano.

Leith była szczęśliwa.

– Myślałam, że chcesz mnie przepytać z dokumentacji Palmer & Pearson, a ty powiedziałeś mi, że mam zostać twoją dziewczyną.

– A teraz mogę się tylko cieszyć, że zataiłaś przede mną twój prawdziwy stosunek do Travisa.

– Myślałam, że kiedy już się dowiesz, co zrobiłam… czego nie zrobiłam, zamordujesz mnie.

– Z całą przyjemnością, gdybym nie był w tobie tak zakochany – odparł z uśmiechem. – Zdecydowałem, iż jeśli tak bardzo zależy ci na pracy, że zażądałaś mojego słowa, to będziesz od tej pory miała furę zajęć.

– I powiedziałeś mojemu szefowi, że powinnam mieć ich tyle, żeby zajęły mi dzień i noc? – zapytała ponuro.

– Wybacz, nie wiedziałem jeszcze wtedy, kim jest Sebastian. Byłem zbyt dumny, żeby zapytać, a z zazdrości nie chciałem, aby została ci choć odrobina czasu na kontakty towarzyskie. Zazdrość ciążyła na mnie jak przekleństwo. Jak nie Travis, to Sebastian…

A tego wieczoru, kiedy całą godzinę przesiedziałem na parkingu w oczekiwaniu na ciebie… ja, który nigdy nie czekałem na żadną kobietę dłużej niż kwadrans!… ciągle miałem przed oczami ciebie w towarzystwie innego mężczyzny!

– A ja szukałam mieszkania. Wróciłam do domu sama – wyszeptała.

– A kiedy się wściekłem, roześmiałaś mi się w nos… i wtedy już wiedziałem, że cię kocham.

– Wiedziałeś?

– Z całą pewnością – odparł czule. – Ale krótko byliśmy sami. Zaraz przyplątał się Travis. Byłem załamany myślą, że on był twoim kochankiem i musiałem wyjść, zanim się zdradzę.

Leith spoglądała na niego czułym wzrokiem.

– Ze mną działo się to samo, zauważyłam u siebie jakąś dziwną awersję do twoich znajomych blondynek…

– Naprawdę? – roześmiał się uszczęśliwiony. Pocałował ją serdecznie.

– Wiedziałaś, co to było, kiedy po raz pierwszy poczułaś do mnie coś… innego niż nienawiść? – zapytał, zanim jej serce zdołało uspokoić się.

– Mogę ci dokładnie powiedzieć – odparła miękko. – Kiedy poczułam, że cię kocham. Ostatniej soboty. Poszliśmy na spacer, a ty powiedziałeś coś…

– Coś obraźliwego i bardzo nie na miejscu – przypomniał sobie.

– A ja cię uderzyłam i…

– I należało mi się.

– Kiedy się ze mną zgadzasz, wytrącasz mi broń z ręki – zaśmiała się.

– Będę o tym pamiętał – skinął głową… ale nie pozwolił na zmianę tematu. – Mów dalej.

– To wszystko – uśmiechnęła się. – Pobiegłam do domu, wściekła, zraniona i zagniewana… i zrozumiałam, że nie dotknęłoby mnie to tak bardzo, gdybym cię nie kochała.

Naylor natychmiast przygarnął ją do siebie i ucałował tak czule, jakby chciał scałować wszystkie ślady ran, jakie jej zadał.

– Czy to ci pomoże przebaczyć mi, kochanie, jeśli powiem, że wiłem się potem w piekielnych mękach?

– Przebaczę ci wszystko – zaofiarowała się, ale coś jeszcze ją niepokoiło: – Nie cieszyłeś się z powrotu do domu?

– Nie o to chodziło. Zdałem sobie sprawę, że nienawidzę każdego spojrzenia i uśmiechu, jakim podczas lunchu obdarzałaś Travisa. A kiedy poszedłem za tobą i znalazłem cię w bibliotece wraz z nim… czule dotykającą jego ramienia…

– Och, Naylor – rozczuliła się. – Poszłam do biblioteki, żeby zadzwonić do Rosemary. Travis prosił mnie o to, na wypadek, gdyby jej rodzice byli w domu. I rzeczywiście byli – dorzuciła, gdy Naylor zrobił taką minę, jakby chciał usłyszeć więcej. – Travis rozmawiał z Rosemary, ale rozmowa urwała się. Był zrozpaczony.

– I ja też – zauważył Naylor z półuśmieszkiem, który już zdążyła pokochać.

– I dlatego podczas kolacji powiedziałeś o naszych zaręczynach?

– Wydawało mi się, że nie masz zamiaru skończyć z Travisem, dlatego zdecydowałem się to zrobić za ciebie, ogłaszając, że jesteśmy zaręczeni. Na złość sobie, bo wściekłaś się i przez cały wieczór doprowadzałaś mnie do szału, udając zakochaną. Chciałem, żebyś była zakochana, a nie udawała – wyznał.

– Przepraszam – szepnęła miękko.

– To ja powinienem przepraszać – odparł szybko i ciągnął: – Jakiś diabeł we mnie wstąpił, kiedy przed drzwiami swojej sypialni wykrzyczałaś, że Travis nieraz zostawał u ciebie na noc. Poniosło mnie – głęboko zaczerpnął tchu, jakby tamto wspomnienie wciąż go prześladowało. – Przeraziłem cię, prawda?

– Eee… nie tak bardzo – odparła, przypominając sobie, jak bardzo wtedy cierpiała jej urażona duma. -Tylko… tylko na początku.

Po tym wyznaniu urwała nagle, bo na jego twarzy dostrzegła wyraz bezgranicznego zmieszania.

– Co się stało? – zapytała. – Co ja takiego…?

– Tamtej nocy… – wykrztusił. -Tamtej nocy powiedziałaś, że jesteś dziewicą. Czy… to…?

– Prawda? – dokończyła za niego. Ze wzrokiem utkwionym w jej twarzy skinął głową.

– Cóż… – odpowiedziała. – Nigdy nie miałam… kochanka…

Wydawał się tak osłupiały, że musiała dodać parę wyjaśnień.

– Byłeś pierwszym – szepnęła wstydliwie – który zbliżył się do mnie najbardziej.

– Och, kochanie – jęknął. – Chodź tutaj. Przytulił ją mocno i zaczął okrywać delikatnymi pocałunkami całą jej twarz.

– Och, moje kochanie – wyszeptał znowu. – Moje zachowanie było naprawdę niewybaczalne!

– Nie rozumiem… – szepnęła matowym głosem, pozwalając przez długą chwilę trzymać się w ramionach. Jego uścisk dawał jej poczucie bezpieczeństwa. Dopiero potem przyszła pora na wyjaśnienia.

– Kiedy ciotka i wujek wrócili ze stajni, oprzytomniałem odrobinę i wróciłem do pokoju, aby przeżyć jedną z najbardziej koszmarnych nocy.

– Koszmarnych? – zdziwiła się, pamiętając własne cierpienia. Nie przyszło jej do głowy, że on mógł czuć to samo.

– A jakże inaczej? Wiedziałem, dlaczego straciłaś poprzednią pracę, jak reagowałaś na zaloty Fishera. To dało mi dowód twojej wrażliwości i dumy. I oto ja, zakochany w tobie jak wariat, dołączyłem do tej kolekcji. Przecież rzuciłem się na ciebie, a ty byłaś tym przerażona. Kiedy oprzytomniałem, omal nie spaliłem się ze wstydu i dlatego przyspieszyłem nasz wyjazd.

– I to był ten powód? – wykrzyknęła zdumiona Leith. – Właściwie myślałam, że zostaniemy parę godzin dłużej, ale…

– Chciałem wyjechać po lunchu, ale kiedy zobaczyłem cię rano, a ty oblałaś się rumieńcem, przyspieszyłem wyjazd. Byłem przekonany, że ten rumieniec spowodował uraz i strach. Uznałem, że powinienem zabrać cię tam, gdzie poczujesz się bezpieczna. Później chciałem… właściwie próbowałem… powiedzieć ci, że nie musisz się mnie bać…

– Nie bałam się ciebie! – szybko zapewniła go Leith.

– Wiem, że zaczerwieniłam się wtedy w sobotę, ale… hm… rzadko zdarza mi się… hm… tulić do mężczyzny… prawie n-nago…

– Wstydziłaś się? – zawołał z niedowierzaniem. Wyraz jego twarzy złagodniał. – Wstydziłaś się, bo żaden mężczyzna nigdy przedtem cię tak nie oglądał! Najdroższa moja – wyszeptał i przytulił ją.

– Nigdy nie bałam się ciebie, ani trochę – głos Leith był chropowaty ze wzruszenia, ale uważała, że powinna mu to powiedzieć. – W zeszły poniedziałek trzymałeś mnie w ramionach, a ja byłam bardzo szczęśliwa.

– Ty też? – wymruczał i wyznał: – Przylgnęłaś do mnie, wydawało mi się, że usłyszysz bicie mojego serca, bo tym razem tak nie udawałaś jak przy wujostwie… Ale moje serce biło mocno z innego powodu.

– Jakiego? – musiała się dowiedzieć.

– Znałem cię jako wrażliwą, ale pyskatą kobietę – odparł uszczęśliwiony. – A jednak brutalnie zasugerowałem, że interesują cię wyłącznie moje pieniądze, zobaczyłem w twoich oczach ból. Poczułem wtedy, że mogę cię zranić. Może to okrutne, ale czyżby znaczyło, że czujesz do mnie coś… cokolwiek, chociaż trochę?

– I co zdecydowałeś? – zapytała, przesuwając głowę tak, by widzieć jego twarz.

– Zanim zdążyłem to zrobić, pojawił się Travis, a mnie znowu zaczęła zżerać zazdrość i podejrzliwość. To, oczywiście, nie pomogło, kobieto – warknął – bo tamtej nocy, kiedy przyszedłem do ciebie, powiedziałaś mi, że Travis zawsze będzie dla ciebie kimś specjalnym. Nie mogłem tego przełknąć. Musiałem wyjść, zanim zrobiłbym coś głupiego.

– Och, kochany! – zawołała Leith. – Powiedziałam to tylko ze strachu, że możesz domyślić się, kogo kocham naprawdę.

– Ty czarownico! – szepnął miłośnie. – A zaraz następnego dnia dobiłaś mnie wymawiając pracę. Nie mogłem pozwolić ci odejść. Dlatego zareagowałem tak gwałtownie.

– Raz-dwa przywołałeś mnie do porządku, czyż nie? – roześmiała się.

– Masz rację – zaśmiał się. – Ale i tak nie miałem pewności, czy po prostu nie odejdziesz, nie czekając na moją zgodę. Omal nie zwariowałem, zanim nie zobaczyłem cię w piątek.

– Przecież spotkaliśmy się wczoraj rano na korytarzu. Udałeś, że mnie nie widzisz – przypomniała mu.

– Jak mogłem cię zaczepić? Twoja mina wskazywała, że nie masz ochoty na rozmowę – skontrował Naylor. – Ale i tak potem przyszedłem po ciebie!

– Serio? – podskoczyła.

– Serio – potwierdził. Po tym wszystkim nie wyobrażałem sobie, że mógłbym nie zobaczyć cię przez cały weekend. Nigdy przedtem nie tęskniłem za nikim. Co za potworne uczucie!

– I dlatego posłałeś po mnie wczoraj po południu? Skinął głową.

– Nie byłem pewien, czy mi uwierzysz, że wujostwo chcą cię lepiej poznać, ale tylko to mogłem wymyślić, żebyś się zgodziła.

– Kłamałeś!

– Tak i nie – odparł. – To prawda, że moja rodzina chce cię poznać… choć nigdy tego nie powiedzieli.

– Ty kłamczuchu! – uśmiechnęła się z uwielbieniem.

– To też prawda -zgodził się wesoło, choć jego twarz pociemniała na chwilę. – Zaledwie tam dotarliśmy, a już znowu z zazdrości traktowałem cię… no, brutalnie.

Leith podniosła na niego oczy i zrozumiała, jak straszne przeżywał tortury.

– A ja – wyszeptała cichutko – gdy tylko zobaczyłam cię znowu, miałam ochotę zatrzeć wszystko, co było, o tak – i leciutko, bardzo leciutko pocałowała go.

– Naprawdę? – zapytał zdumiony.

– Słowo skauta! – uśmiechnęła się.

– Jesteś cudowna, będę ci to mówić codziennie. Wtedy, kiedy uciekłaś przede mną do sypialni, nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Bałem się, że skrzywdziłem cię mimo woli. Chciałem nareszcie skończyć tę farsę, wyznać, co czuję naprawdę. Ale nagle pojawił się Travis z inną kobietą, a ty zniknęłaś…

– Znalazłeś mnie bardzo szybko – zauważyła.

– Pewnie, że tak – odparł dumnie i podniósł do ust jej dłoń, całując palec z pierścionkiem.

– Zaraz ci go oddam – wymamrotała niezręcznie.

– Co?

– Pierścionek.

– Nie podoba ci się? Jeżeli nie, to…

– Nie o to chodzi – przerwała. – Jest piękny. Po prostu, skoro nie jesteśmy zaręczeni, nie chciałabym…

– Nie jesteśmy zaręczeni? Bogowie, Leith, a jak sądzisz, o czym mówię od dłuższego czasu? Musimy się pobrać jak najszybciej.

– Pobrać? – wykrztusiła. – M-my?

– A nie chcesz? – zapytał na swój dawny, bezpośredni sposób.

Nie zastanawiała się ani chwili.

– Jasne, że chcę – odparła.

– Wyjdziesz za mnie?-upewnił się Naylor, jak zwykle chciał mieć wszystkie kropki nad I i kreseczki nad T.

– Jesteś pewien?

– Jak niczego na świecie – rzekł poważnie. – Wczoraj, kiedy śmiałaś powiedzieć, że nie wyjdziesz za mnie, sam byłem porażony siłą mojej reakcji. Wiedziałem, że nie spocznę, dopóki nie zostaniesz moją żoną. A teraz odpowiedz mi po prostu tak i przestań mnie już męczyć – poprosił.

– Tak, proszę pana – odparła posłusznie i roześmiała się, a on razem z nią.

Загрузка...