ROZDZIAŁ XIII

Dramatyczną sytuację, która wytworzyła się w lesie, rozwiązał Mattias.

Biorącym udział w pościgu udało się otoczyć wójta i jego ludzi. Daleko w dolinie pochwycili ich w kleszcze. Kiedy wójt i jego asysta brali Andreasa jako zakładnika, musieli zsiąść z koni, które Kaleb szybko spłoszył, jakby w rewanżu za dwa wierzchowce, które stracili Andreas i Mattias. Wójt i jego ludzie musieli więc posuwać się przez las piechotą, prowadząc między sobą Andreasa. Szli wolno, dlatego też nie zdołali umknąć pościgowi.

Mattias przez cały czas trzymał się w pewnej odległości, nie mogąc uczynić nic dla swego krewniaka i przyjaciela. Ale to on właśnie wskazał z pagórka, gdzie znajdują się zbiegowie.

Teraz byli otoczeni. Zatrzymali się na polanie w lesie zdesperowani, gotowi na wszystko.

– Jeszcze jeden krok, a poderżniemy gardło tej kanalii! – wrzasnął wójt. Jeden z jego ludzi trzymał nóż przyłożony do szyi Andreasa, na której widać już było drobne zacięcia.

– Jak zamierzasz wyjść z tego, wójcie? – zawołał Tarald, siedzący na koniu obok Kaleba i bardzo bladego Branda. Towarzyszący im ludzie otrzymali zakaz czynienia czegokolwiek, gdyż każdy ruch mógłby okazać się zgubny. Nikt nie śmiał nawet wspomnieć, że powiadomiono wojewodę, z obawy, że żądny zemsty wójt szybko rozprawi się z Andreasem.

– Chcę mieć wolną drogę do Niemiec! – odkrzyknął wójt. – Jeśli mi to zagwarantujecie, dostaniecie tego kogutka z powrotem nietkniętego.

– To wygórowane żądanie – stwierdził Tarald.

W tym momencie wtrącił się Mattias:

– Wolną drogę dla wszystkich trzech? – Wójt zawahał się, a Mattias szybko dorzucił: – Wy dwaj, Norwegowie! Wy przecież nie jesteście winni zabójstwa tych czterech kobiet i Joela Nattmanna. Nic wam się nie stanie. Ale jeśli będziecie trzymać z wójtem, bez wątpienia także skończycie na szubienicy!

– Zamknij się! – wrzasnął wójt. – Nie słuchajcie go, on kłamie!

Ale dwaj mężczyźni popatrzyli po sobie. Ten, który trzymał Andreasa, bezwiednie opuścił nóż. Wójt podbiegł do niego i wyszarpnął mu broń z ręki. Podczas krótkotrwałego zamieszania Andreas, który miał związane z tyłu ręce, rzucił się na ziemię i przetoczył na bok. Wójt, chcąc zatrzymać zakładnika, swoją jedyną szansę; skoczył ku niemu z nożem, ale już mężczyźni, niczym rój pszczeli, rzucili się na niego.

Walka zakończyła się szybko. Uwolniono z więzów Andreasa, a związano wójta.

– Ten chwyt nigdy nie zawodzi – nerwowo zaśmiał się Mattias. – Zasiej niepewność w obozie wroga, a wygrana będzie twoja!

– Dzięki ci, mój chłopcze – powiedział Brand nieswoim głosem. – Uratowałeś mi syna. Zawsze będę ci za to wdzięczny.

– Ależ, wuju Brandzie, nie sądzisz chyba, że sam dałbym sobie z tym radę? Pamiętaj, że śledziłem ich od wielu godzin, nie mając odwagi nic zrobić. Ale z taką siłą za plecami nawet tchórz staje się bohaterem!

Wszyscy się roześmiali, wcale nie dlatego, że powiedział coś śmiesznego, lecz ponieważ opadło z nich wielkie napięcie.

Tylko wójtowi nie było do śmiechu.

Kobiety ujrzały na leśnej drodze zbliżający się orszak jeźdźców i pieszych. Dopiero kiedy pobiegły im na spotkanie, uświadomiły sobie, jak mocno odczuwały lęk i niepewność.

Śmiechom i łzom radości nie było końca.

Kiedy Mattias uznał, że dość już ma uścisków matki i wszystkich krewnych, gorąco szepnął Hildzie:

– Muszę z tobą porozmawiać. Czy możemy puścić ich konno przodem? A my wrócimy pieszo?

Jego oczy zalśniły nowym blaskiem. Hilda zdecydowanie skinęła głową.

Mattias krzyknął w stronę rodziców, informując o swych zamiarach. Pomachali mu z uśmiechem i wielki orszak wkrótce zniknął za drzewami.

Pozostali w ciepłym lesie. Ich dłonie splatały się w subtelnej grze. Mattias wpatrywał się w dziewczynę szczęśliwymi, roziskrzonymi oczami.

– O czym chciałeś ze mną pomówić? – szepnęła.

Ze śmiechem wzruszył ramionami.

– O niczym. Po prostu musiałem z tobą pobyć. Przez cały czas, kiedy ich śledziłem, w sam środek mego niepokoju o los Andreasa wdzierałaś się ty. Nie mogę żyć bez ciebie, Hildo.

– Ja też nie mogę bez ciebie żyć. Nie wolno ci wystawiać mnie na takie udręki jak dziś, Mattiasie, nic zniosę tego!

– I ty mówisz o udrękach? Czy wiesz, że odkąd cię poznałem, nie mogłem ani jeść, ani spać? I czy nie bywałem w Elistrand nieprzyzwoicie często?

– Wcale tak nie uważam. Dla mnie mógłbyś tam mieszkać. Oczywiście nie w moim pokoju.

Powiedziała to ze śmiechem, by nie usłyszał powagi kryjącej się w jej słowach.

Mattias jednak zrozumiał. Kiedy ją obejmował, poczuł, że jest jak napięta struna, że drży całym ciałem, tłumiąc pragnienia.

Mój Boże, jak mam sobie z tym poradzić? myślał, pierwszy raz prawdziwie ją całując. Ona była tak chętna, taka miękka w jego ramionach i taka cudowna w dotyku.

– Mo-może lepiej będzie, jak pójdziemy – wyjąkała, starając się uwolnić z jego objęć. Nie chciała, by zauważył pożądanie ogarniające ją z intensywnością, której romantyczny Mattias nie byłby w stanie pojąć.

– Tak, chodźmy – odparł cicho i ujął ją ze rękę.

Kiedy zeszli w dół zboczem od strony parafii Grastensholm, znów przystanęli. Kościół leżał skąpany w popołudniowym słońcu, cień, który padał od wieży, wydłużył się. Grupa jeźdźców dotarła już na równinę.

Wśród pni brzóz i ciemnych granatowozielonych sosenek stał szary, rozpadający się bróg.

Tu w każdym razie jest bardzo romantycznie, pomyślała Hilda. Ale pierwszy ruch należy do niego. Ja nie mogę przejawiać już więcej inicjatywy. I tak zrobiłam bardzo dużo.

Mattias zmarszczył czoło.

– Co się stało? – zapytała Hilda.

– Nie wiem. Jakiś powiew wiatru, czyjś śmiech… Nie, nie pojmuję… Jakaś dziwna myśl przemknęła mi przez głowę.

Nie mogli wiedzieć, że właśnie w tym miejscu przed sześćdziesięciu laty czternastoletnia Sol czekała na Klausa, by go uwieść. Hilda, choć nie była tego całkiem świadoma, znalazła się tu w tym samym celu z Mattiasem, przyrodnim bratem wnuka Sol.

Mattias z Ludzi Lodu mógł wyczuć obecność pięknej czarownicy w poszumie wiatru. Hilda tego nie potrafiła.

– Chodź, usiądziemy trochę dalej od ścieżki – powiedział rozgorączkowany. – Na trawie jest jeszcze ciepło.

Usiedli w pobliżu brogu, nie dokładnie w tym miejscu, które wybrali Sol i Klaus, ale dostatecznie blisko, by obecność czarownicy była wyczuwalna w powietrzu. Być może to ona oddziaływała na nich i sprawiła, że przysiedli właśnie tutaj, a może po prostu sprawiło to pragnienie dwojga młodych ludzi, by być blisko siebie? Ani Mattias, ani Hilda nie zastanawiali się nad tym, siedząc w tym „najromantycznym z miejsc”, jak wyraziła się Hilda. Tym razem jej nie poprawił.

Mattias leżał oparty na łokciach i próbował dzielić źdźbło trawy, ale dłonie drżały mu tak, że nie mógł sobie poradzić. Jakiś uparty głos w jego duszy – a może dochodzący z zewnątrz – powtarzał bezustannie: Dalej, ruszaj, niezdaro! Przecież ona tylko na to czeka!

Hilda położyła się na plecach i wyciągnęła ramiona nad głową.

– Chciałabym, żeby wszystko było takie piękne jak teraz – powiedziała z żalem. – Przez całe życie tęskniłam do piękna i tak niewiele go widziałam.

Ucieszony tym, że przełamała milczenie, koniuszkami palców popieścił jej szyję. Nie mógł oderwać wzroku od jej skóry, konturów ciała, tak doskonale miękkich i kuszących.

– Myślę, że sama w sobie jesteś piękna – stwierdził, ale z trudem wydobywał głos. – Nosisz piękno w sobie.

– Naprawdę? – szepnęła zawstydzona i uniosła dłoń.

Pogładziła go po policzku, zaczęła bawić się jego miedzianorudymi lokami, cudownie połyskującymi w słońcu:

– Nie potrzebujesz kogoś takiego jak ja. – Te słowa Hilda wymówiła drżącymi wargami. Jej skóra była teraz tak gorąca, że wydawało się, że on lada chwila się poparzy.

– Powinieneś mieć łagodną, delikatną i cierpliwą kobietę, która umiałaby czekać, aż będziesz pewien swoich potrzeb i możliwości.

W jego jasnych, niebieskich oczach pojawił się uśmiech z pogranicza szczęścia i rozpaczy.

– A ty nie powinnaś mieć kogoś takiego jak ja, kto nie potrafi dać ci tego, czego potrzebujesz.

Między płaczem a śmiechem powiedziała:

– Nie pasujemy do siebie, a mimo wszystko bezgranicznie cię kocham.

– Naprawdę? – szepnął. – Naprawdę tak jest?

Dalej się nie posunęli, gdyż na ścieżce zadudniły ciężkie kroki. Był to maruder Jesper, który w wielkich buciorach wdarł się w kruchy jak porcelana nastrój.

– Aaa, widzę, że i doktor zrobił swoje – bezceremonialnie zawyrokował grubym, donośnym głosem, po którym zawsze można go było poznać. – No to dobrze. Bo muszę powiedzieć, że bez tego nie da się wytrzymać. Można wyschnąć.

Bez krztyny skrępowania usiadł obok nich na trawie, szeroko rozrzucając nogi i kładąc dłonie na kolana.

Mattias i Hilda nie zdążyli jeszcze przyjść do siebie, a on już z właściwą sobie rubasznością mówił dalej:

– No, naprawdę, to dlatego doktorowi nie spodobało się, że Jesper odwiedził panieneczkę w jej pokoju? Teraz rozumiem, że trzymał ją dla siebie. Nie, ja nie jestem z tych, co to chcą stawać innym na drodze. Życzę szczęścia, ze szczerego serca.

– Dziękuję, Jesperze – mruknął Mattias. Obydwoje już usiedli. – Właśnie mieliśmy zamiar iść do domu. Może pójdziemy razem?

– Aha, to znaczy, że już po wszystkim – ucieszył się nieodrodny syn Klausa. – Ale wydaje mi się, że panieneczka jest jeszcze chętna, doktorze. Pewni jesteście, że miała dosyć? Można to poznać po…

– Wszystko jest jak należy – szybko powiedziała Hilda. – Chodźmy, niedługo zapadnie zmrok.

– No i jak, Jesperze? – zapytał Mattias, kiedy ciągle jeszcze oszołomieni schodzili w dół ścieżką. – Jak ci się udały konkury?

– Świetnie, doktorze, świetnie! Od razu przystała. Ale nie bierze mnie nagiego i bosego… mam ziemię i dom. Ślub będzie niedługo.

– Gratuluję, Jesperze! To miło słyszeć!

– Ale był jeden kłopot. To jasne, zawsze coś jest. Musiałem przyrzec, że w przyszłości będę trzymał łapy z daleka od młodszych sikorek, bo inaczej nic z tego, zagroziła. No cóż, nie można mieć w życiu wszystkiego. Pamiętam jedną dziewczynę z Holszta…

– Holszta?

– No tam, w Niemczech, przecież wiecie.

– A, z Holsztynu!

– No, właśnie. No, to nie była już dziewczyna, kobyła dobrze w latach, ale ile ona mi pokazała! Byłem wtedy jeszcze zupełnie zielony.

Roześmiał się na wspomnienie i właśnie miał zamiar wchodzić w szczegóły, ale Mattias go uprzedził, szybko zmieniając temat.

– Zobaczymy, czy nie uda się jakoś uprzyjemnić twojego wesela, Jesperze.

– O, dziękuję. A kiedy wasze?

– To… to jeszcze nie ustalone – odparł Mattias i ukradkiem ścisnął rękę Hildy. – Ale sądzimy, że już wkrótce.

– To dobrze. Nie warto za długo zwlekać.

I to mówił czterdziestosiedmiolatek, który dopiero po wielu namowach zdecydował się na ożenek!

– To straszne z tym wilkołakiem – powiedział Jesper zadumany. – I pomyśleć, że był nim nasz wójt. To najgorsza rzecz, jaką słyszałem!

– On nie był prawdziwym wilkołakiem – wyjaśnił Mattias. – Prawdziwych wilkołaków nie ma. On się po prostu przebrał.

– I na co to komu? – użalił się Jesper nad tym, że musiał wysilać swój umysł ponad wszelkie granice.

– No właśnie – Mattias najwyraźniej uznał, że nie warto trudzić się dalszymi wyjaśnieniami. – No, ale jesteśmy już w domu. Wiesz, Jesperze, teraz możesz bez ryzyka przenieść się do swojej zagrody. Niebezpieczeństwo minęło.

Prostoduszny stajenny westchnął:

– To świetnie… Pewnie, że mi tu na Grastensholm dobrze, ale najlepiej jest być sobie panem! Chociaż… teraz pewnie będzie inaczej. Kobita w domu…

Zadumał się. Z twarzy jednak wyczytali, że uznał tę myśl za przyjemną.

Hilda całą drogę szła w milczeniu. Nie mogła darować sobie, że tak brutalnie przerwano ich schadzkę w tym pięknym miejscu koło brogu. Coś lekko jak tchnienie wiatru dotknęło jej twarzy. Pajęczyna albo…?

I gdyby Mattias był jednym z dotkniętych z Ludzi Lodu, zastanawiałby się pewnie, czy byli tam na górze sami, czy też ktoś im towarzyszył. Być może dostrzegłby cień czternastoletniej dziewczyny, która, rozbawiona, z łobuzerskim uśmiechem przycupnęła na zboczu.

Ironią losu było, że to właśnie syn jej kochanka zakłócił i przerwał tę piękną scenę, którą obserwowała, kiedy na chwilę zajrzała do świata żywych.

Może pomyślała sobie, że świat od jej czasów niewiele się zmienił? Że to mężczyźni nadal występują w roli atakujących myśliwych, a kobietom nie wolno pokazywać uczuć, gdyż mężczyźni pragną zwyciężać i chcą, by były romantycznie nieśmiałe i trudne do zdobycia?

Ludzie wojewody po przesłuchaniu wszystkich, którzy orientowali się w sprawie, zabrali ze sobą wójta.

Nastąpiło to późnym wieczorem. W związku z tym Mattias nalegał, by Hilda spędziła na Grastensholm jeszcze jedną noc. Było to dość kiepskie wytłumaczenie, tak pewnie uważała rodzina, ale nikt nie chciał podważać jego decyzji. Kaleb więc jeszcze raz pojechał samotnie do domu z wiadomością, że Hilda i tej nocy nie przybędzie.

– Wygląda na to, że zaczyna się to stawać zwyczajem – powiedziała z przekąsem Gabriella, usłyszawszy nowinę. – Ale ma moje błogosławieństwo. Jeśli potrafi położyć kres kawalerskiemu żywotowi Mattiasa, będzie jej to policzone za dobry uczynek!

Tym razem Hilda wyraźnie nalegała, by mogła spać w oddzielnym pokoju. Cała noc spędzona w obecności Mattiasa to było więcej niż mogła znieść. Chciała po prostu się wyspać. Nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio dane jej było przespać całą noc.

Nie stało się tak i tej nocy…

Obydwoje zasnęli od razu, zmęczeni ostatnimi wydarzeniami, które bardziej, niż by się na pozór wydawało, zakłóciły im spokój ducha. Hilda zapadła w mocny, życiodajny sen.

Nad ranem coś ją obudziło.

Wołanie o pomoc?

Znów zamieszanie? Znów wilkołak? Nie, ta sprawa była zakończona.

Gdzie ona właściwie jest? Gdzieś niedaleko piszczy szczeniak…

Znów usłyszała krzyk. Zduszony, przeszywający serce.

I już wiedziała, gdzie jest i kto krzyczy. Zerwała się z łóżka.

Mattiasowi powrócił dawny strach. Góra, ogromna góra wznosiła się nad nim, a jego zmuszono do wejścia w ciemną dziurę, gdzie jeden luźny głaz mógł zadecydować o jego życiu. Czuł, jak masa kamieni powoli osuwa się na niego, przyciska kręgosłup, miażdży…

Chciał się wydostać, uciekał, wyszedł już z ciasnego korytarza, ale wokół niego wszystko było zasypane. Został uwięziony w grocie bez wyjścia, bez żadnej szczeliny.

Zwykle w tym właśnie momencie wstawał i chodził we śnie – szedł i szedł, by się wydostać i znaleźć jak najdalej od kopalni.

Tym razem jednak nie zdążył. Ktoś był przy nim. Ktoś o łagodnym, uspokajającym głosie wślizgnął się do jego łóżka, tulił go do siebie, pocieszał, rozgrzewał.

Wiedział, że to nie matka, nigdy by nie zrobiła czegoś takiego. Ona tylko potrząsała go delikatnie za ramiona i już się budził.

To była Hilda, jego Hilda! Z wdzięcznością przyjął jej ciepło, półsennie otoczył ramionami, po trosze by uwolnić się od koszmaru, a po trosze z nieprzemożonej potrzeby, by ją przygarnąć do siebie. Wtulił się w gorące objęcia, spragniony szukał gwałtownie jej ust, pocałunki były zmysłowo wilgotne, leniwie pożądające, wydawało się, że zapadł w erotyczny sen. Otworzyła się i ogarnęła go, a Mattias, jeszcze senny, nie wiedział, jak to się stało, gdy nagle zaczął ją brać w swoje posiadanie.

Powiodło mu się! Nic mu nie dolegało! Może nie było to najbardziej udane zbliżenie w historii; po prawdzie zaliczyć je trzeba do tych najmniej udanych: pełne niezgrabnych ruchów, przeszkadzającej pościeli, niecierpliwości, bólu, nerwów i przerażenia – ale doszło do skutku!

Mattias leżał jak wycieńczony gladiator na arenie i był bardzo, bardzo szczęśliwy, a Hilda delikatnie gładziła go po włosach, pragnąc, by niedługo się podniósł, gdyż chciała doprowadzić do porządku swą piękną nocną koszulę.

Nie miała jednak serca, by mu to powiedzieć, w tak świętej chwili nie mogła brutalnie ściągnąć go na ziemię.

Na pewno była cokolwiek zawiedziona, ale też dumna i szczęśliwa. Nie można od nikogo żądać rzeczy niemożliwej, myślała, nie wiedząc, że przed nimi jest wiele cudownych chwil, które nadejdą po długim okresie trudnych i często bolesnych przygotowań.

Ale jeśli o to chodziło, nie byli jedyną parą na świecie.

Jesperowi wyprawiono wielkie wesele i został statecznym ojcem rodziny. Zrezygnował na jakiś czas z „kwiatków”, dziecko więc było już w drodze. Był dumny jak paw i przestał uganiać się za dziewkami.

Następnie rozpoczęły się przygotowania do wesel w czterech dworach. Weseliska miały odbyć się na Grastensholm i Elistrand zaraz po Bożym Narodzeniu, ale zaangażowane były także Lipowa Aleja i Eikeby. Ani Eli, ani Hilda nie miały żadnych krewnych, ale teraz wchodziły obie do wielkiej i kochającej rodziny. Oczywiście przybyć miała także duńska gałąź rodu, dlatego właśnie zdecydowano się połączyć wesela. Ale nie chciano, by obie uroczystości odbyły się jednocześnie, każda para miała mieć swój własny dzień. Rzecz jasna, nikt się nie sprzeciwiał, by naprawdę wystawnie uczcić oba śluby.

Zanim jednak to nastąpiło, wydarzyło się coś nieoczekiwanego.

Pewnego dnia późną jesienią Are wezwał na spotkanie całą norweską gałąź rodu.

Zebrali się w starej części Lipowej Alei, gdzie ostatnie promienie zachodzącego słońca przez witraż Benedykta Malarza wpadały do środka w postaci kolorowych smug i gdzie portrety czwórki dzieci: Liv, Sol, Daga i Arego, przypominały o minionych czasach.

Od dawna już nie było żadnego dziecka ani w Lipowej Alei, ani na Grastensholm. A i w Elistrand musiano „pożyczać” dzieci od innych, by dom tętnił śmiechem i zabawą. Najstarsi w rodzie mieli jednak nadzieję, że wkrótce będzie inaczej.

Nikt, nawet najbliższa rodzina, nie wiedział, co Are ma do zakomunikowania.

Kiedy wszyscy już nadeszli, Are wstał i drżącym głosem zaczął mówić:

– Dostałem dzisiaj list. Od twego brata Tancreda, Gabriello.

– Od Tancreda? – zdziwiła się margrabianka.- Do ciebie, wuju Are? Czy on nie jest w Holsztynie?

– Tak. Ale teraz był w domu.

Are przerwał na chwilę. Musiał wyjąć chusteczkę i wytrzeć oczy, by móc mówić dalej.

– Och, chyba nie stało się nic złego – wystraszyła się Liv. – Czy to zaraza?

– Złego? – roześmiał się Are i otarł łzy. – Nie, nie bój się – chrząknął. – Tancred spotkał Mikaela! Mikaela syna Tarjeia, mojego zaginionego wnuka!

Podniosła się wrzawa. Wszyscy byli głęboko poruszeni i uradowani nowiną.

– Przeczytaj nam ten list! – Liv udało się przekrzyczeć pozostałych.

W końcu zapadła cisza i Are zaczął czytać:

Drogi wuju Are!

Piszę do Ciebie, byś nie musiał otrzymywać wiadomości z drugiej ręki. Spotkałem Mikaela Linda z Ludzi Lodu! To było niezwykle dziwne spotkanie, które zaraz opiszę.

List był bardzo długi. Are odczytał opis, jak to jeden z kolegów Tancreda natknął się na jego sobowtóra w „kraju wroga” i jak krewniacy spotkali się we mgle nad brzegiem Łaby.

Potem następowało zakończenie:

Był naprawdę niezwykle do mnie podobny, wuju Are. Bardzo przystojny – to chyba oczywiste! W wyglądzie różniły nas tylko brwi i uśmiech. Ale ja okazałem się idiotą, wujrr Are! Dopiero gdy na powrót znalazłem się po mojej stronie rzeki, przyszły mi do głowy wszystkie pytania, które powinienem był mu zadać. To on głównie dowiadywał się o swoją rodzinę w Norwegii i Danii.

Czasu mieliśmy mało, nieustannie odzywał się głos rogu, a ja byłem bardzo poruszony spotkaniem. I właściwie nie wiem, jak teraz możemy go odnaleźć!

W hallu rozległo się westchnienie zawodu.

– Tak, to bardzo niemądre ze strony chłopaka – powiedział Are. – Ale musimy mu wybaczyć, to była przecież całkiem nieoczekiwana sytuacja. Ale mamy kilka śladów.

Kiedy wieczorem wróciłem do obozu, zapisałem to, co wiem o Mikaelu.

1. Szwecja zbroi się do wojny przeciwko Rosjanom i Polakom, a więc Mikael, który ma stopień korneta, miał być przeniesiony do Ingermanlandii.

– O, to daleko – powiedział Brand zamyślony.

– Tak, od dwóch lat nie ma żadnego stałego adresu, wysyłają go do różnych szwedzkich posiadłości.

2. Pojechał do Szwecji wraz z Marką Christianą, kiedy ona wyszła za mąż za syna ich opiekuna. A wiemy, że opiekunem był szwagier Johana Banera. Mikael mieszkał z Marką Christianą po jej ślubie, do czasu gdy stał się dorosły.

3. Mąż Marki Christiany jest bardzo znaczącą osobą, zarówno w wojsku, jak i na królewskim dworze.

4. Na imię ma Gabriel. I tu właśnie powinienem był zapytać o nazwisko, dureń. Ale w tym rodzie wszyscy pierworodni synowie mają na imię Gabriel z powodu jego praprababki, która straciła dwanaścioro dzieci, po czym przyśnił się jej anioł, nakazujący, by następne dziecko ochrzciła imieniem Gabriel, i to właśnie dziecko przeżyło.

To prawie wszystko, co wiem na temat Mikaela, wuju Are, poza tym, że cieszył się dobrym zdrowiem, wydawał się bardzo inteligentny i wykształcony i że chciał przyjechać do Lipowej Alei i Grastensholm, gdy tylko będzie to możliwe. To jednak może potrwać. Stosunki między Szwecją a Norwegią nie są obecnie najlepsze, a wygląda na to, że mogą się jeszcze pogorszyć. Karol X Gustaw to wojowniczy król. Maszyna wojenna! Oczywiście zaprosiłem także Mikaela do Gabrielshus, jeśli kiedykolwiek znalazłby się w Danii.

To wszystko. Mam nadzieję, że z radością przyjmiesz tę nowinę, jestem pewien, że tak będzie. Pozdrowienia dla wszystkich członków rodziny, zwłaszcza dla mojej siostry Gabrielli i jej mężulka Kaleba, i kochanej małej Eli! Pomyśleć, że ona wybiera się za mąż! To dziecko! I za Andreasa! Człowiek czuje się stary i dostojny, kiedy już od trzech lat jest żonaty. Naprawdę miło było usłyszeć, że komuś wreszcie udało się zaciągnąć da ołtarza także Mattiasa. Dla nas był on idealnym wizerunkiem starego kawalera. Dziewczyna, której udała się ta sztuka, musi być bardzo wyjątkowa!

– I tak jest – ze śmiechem stwierdził Mattias.

Ojciec i matka czują się wyśmienicie i bardzo się cieszą na wielkie wesele w Norwegii, choć matka trochę narzeka. Czy ciągle musicie się żenić w samym środku zimy? Skagerraku w tym czasie jest naprawdę bardzo nieprzyjemny. Jessica przesyła gorące pozdrowienia, nie, babciu Liv, nie spodziewa się znów, dziecka, wydaje się, że pod tym względem podtrzymujemy tradycje rodzinne i mamy jedno, ale za to jakie…

– Skąd wiedział, że o tym myślę? – Liv była bardzo zaskoczona, ale wszyscy tylko się roześmiali.

… Lena jest cudownym dzieckiem. We wszystkim podobna jest do mnie, gada jak najęta, rozrzuca wszystko tam, gdzie jej się żywnie podoba. Ojciec straszliwie ją rozpieszcza, ale jest trochę zaniepokojony, bo jeśli nie będziemy mieć więcej dzieci, ród Paladinów wygaśnie. Ojciec zastanawia się nad przeforsowaniem nowej klauzuli, tak by przyszłe dzieci Leny także mogły nosić nazwisko Paladin. Ja uważam to za całkiem nierealne. Jedynym rozwiązaniem wydaje się, że Lena nie wyjdzie za mąż, ale będzie miała syna, tak jak było w przypadku mojej prababki ze strony matki, Charlotty Meiden. Oczywiście nie uważam tego wyjścia za najlepsze i chyba nie polecałbym go mojej córce.

Widzisz teraz – nawet z mojego pióra słowa płyną wartkim potokiem! Serdeczne pozdrowienia od człowieka, który nie wiedział, jak zakończyć list, i dlatego pisał aż do śmierci albo raczej śmierci jego czytelnika. Twój oddany Tancred, w domu, na przepustce.

– O Boże! – jęknęła Gabriella. – To gadulstwo musiał odziedziczyć po ciotce Ursuli. Ona też może mówić godzinami.

– Tancred to dobry chłopak – śmiał się Brand. – Ale to rzeczywiście było zabawne! Musimy jak najszybciej rozpocząć poszukiwania Mikaela.

– On jest przecież w Ingermanlandii – wtrącił Tarald.

– Tak. Z nim samym się teraz nie skontaktujemy. Ale musimy dowiedzieć się, kim jest mąż Marki Christiany. To nie może być bardzo trudne. Ona sama jest bardzo znaczącą osobą, pochodzi przecież z najwyższej szlachty.

– Czy można się teraz dostać do Szwecji? – zastanawiał się Andreas.

– Wątpię – odparł Kaleb. – W każdym razie nie będzie się przyjętym z otwartymi rękami.

– Musimy to sprawdzić – powiedział Are ożywiony. – Jeżeli teraz się nie uda, poczekamy i zobaczymy. Niestety, nie mamy żadnych znajomych w Sztokholmie, ale jakoś sobie poradzimy. Najważniejsze, że Mikael żyje i że najwyraźniej wszystko z nim w porządku. Jestem taki szczęśliwy, niemal bliski szaleństwa. Od tylu lat tak bardzo się o niego martwiłem. Teraz wiem, że chłopak istnieje. Moja dusza odzyskała spokój. Więcej mi nie trzeba.

Tego dnia gości żegnał prawdziwie szczęśliwy patriarcha.

Загрузка...