ROZDZIAŁ III

Jesper już tylko od czasu do czasu pomagał w stajni na Grastensholm. Poza tym ciężką pracą zmienił swoją maleńką zagrodę w prawdziwe gospodarstwo. Wykarczował las i usunął z ziemi kamienie, a w ramach zapłaty dostał od Taralda cielątko i źrebaka. Zwierzęta, teraz już odhodowane, stały się użyteczne. Cielątko zamieniło się w krowę, która wydała na świat kolejno trzy jałówki. Tak więc Jesper miał czym się chwalić.

Dotychczas jednak się nie ożenił.

Silna męska ekipa, składająca się z Andreasa, Branda, Kaleba i Mattiasa, przybyła do leśnej zagrody po południu.

Jesper w tym czasie orał. Zamachał do nich wesoło. Andreas, widząc pług zagłębiający się w ziemię, poczuł mrowienie w krzyżu: Niewiele brakowało, by krzyknął: „Uważaj na zwłoki!”

– Brand, stary przyjacielu! – zawołał Jesper, wychodząc im na spotkanie. – Przyprowadziłeś swojego chłopaka! I doktora! I pana Kaleba! O rany!

Andreas obruszył się nieco słysząc, że mówi się o nim „chłopak”.

– O, ale ty posiwiałeś, Brandzie – powiedział Jesper niezbyt taktownie, jakby nie dostrzegając, że wiek znacznie wyraźniej odbił się na nim samym.

Zaprosił ich do izby. O tym, że należała do starego kawalera, świadczył nie tylko bałagan, ale i zapach. Andreas poczuł nagłą ochotę, by złapać za szczotkę i mydło.

– Powinieneś poszukać sobie baby, Jesperze.

– Nie mógłbym wtedy spotykać się więcej z dziewczętami! Tego nie da się pogodzić!

Przygotowali sobie miejsca do siedzenia, usuwając z nich ubrania i inne rzeczy, i usiedli.

– Jesperze, czy słyszałeś, co wczoraj znalazł Andreas?

Ufne niebieskie oczy spojrzały spod siwej grzywki.

– Nie.

Andreas wyjaśnił:

– Znalazłem cztery zamordowane kobiety, pogrzebane na tej niedużej łące na dole, niedaleko stąd. Niedługo przybędzie tu wójt, by spytać cię, czy to nie ty je zabiłeś. Czy wiesz coś o tym?

Jesper długo wpatrywał się w nich z rozdziawionymi ustami, a potem wybuchnął urażony:

– Co takiego? Ja miałbym uśmiercać jakieś kobiety? Dlaczego miałbym to robić?

– No, wójt może pomyśleć, że coś poszło nie po twojej woli i wpadłeś w gniew.

Jesper parsknął z pogardą.

– Nie po mojej woli? Naprawdę nie potrzebuję zmuszać kobiet do niczego, nigdy nie musiałem tego robić.

– No cóż – powiedział Brand dobrotliwie. – Może nie jesteś taki uwodzicielski jak kiedyś.

W istocie niewiele już zostało z dawnego, pełnego nieodpartego uroku Jespera. Wydawało się, że obcina brodę tępymi nożycami, nigdy bowiem nie była równa. Brakowało mu kilku zębów, a ubraniu nie zaszkodziłoby pranie.

Pokrywając zmieszanie śmiechem, Jesper zgodził się z Brandem.

– To prawda, dziewczęta nie garną się do mnie tak jak dawniej. Ale żebym miał kogoś zabijać, nie, co to, to nie! Taki nie jestem!

– My o tym wiemy, ale wójt jest głupi. Kiedy wbije sobie coś do głowy, wszystko do tego dopasowuje. Nie pozwól mu się zaatakować, Jesperze – mówił Kaleb. – Znam się trochę na prawie i postaram się dopilnować, by nie popełnił w stosunku do ciebie żadnej niegodziwości. Proś najpierw o rozmowę ze mną, tego nie może ci odmówić.

Jesper chciał zaprosić gości na poczęstunek, ale pospiesznie podziękowali, tłumacząc się, że dopiero co jedli.

Przed wyjściem Brand jeszcze raz powtórzył swoją radę.

– Naprawdę powinieneś się ożenić, stary przyjacielu. Pomyśl o wszystkich podstarzałych pannach i wdowach, tęskniących za mężczyzną, którym mogłyby się zająć.

– Podstarzałe panny i wdowy? One są do niczego. Ja chcę dzierlatek!

– Być może młode dziewczęta myślą podobnie. Ty także nie będziesz wiecznie młody. A te dojrzalsze są dużo lepsze. Spróbuj choć raz!

Jesper zrezygnowany rozglądał się po izbie.

– To z pewnością nie byłoby takie głupie, o nie. Tym bardziej że i tak muszę skończyć z pukaniem do dziewek służących. Pojawiło się ostatnio tak wielu młodych chłopaków! Smarkacze jeszcze, dwudziestokilkulatki. Nawet nie wiedzą, jak zabrać się do rzeczy, ale są dziarscy, mnie jest więc coraz trudniej. – Przekrzywił głowę i zamyślił się. – Wiem o jednej, która na pewno byłaby chętna… Jak myślicie, czy powinienem ją zapytać?

– Wydaje się, że dziewczęta wolą prawdziwe zaloty od próśb, by cię wpuścić pod pierzynę na jedną noc – powiedział Brand. – A jeśli ta pierwsza ci odmówi, są jeszcze inne na świecie…

– Czy nigdy nie jesteś zakochany, chłopie? – zdziwił się Kaleb.

Oczy Jespera zrobiły się wielkie jak spodki.

– Jasne, że jestem! W każdej jednej!

Wszyscy się uśmiechnęli.

– A tak przy okazji – rzekł Mattias z odrobiną ironii, patrząc na bezecnego rozpustnika. – Nie załatwiłeś sobie jakichś dzieci w ciągu tego całego czasu, kiedy odwiedzasz babskie łóżka?

– Nie – odparł Jesper dumnie. – Mój drogi ojciec otrzymał dobrą radę od waszej Sol. Trzeba tylko zmieszać kilka kwiatków i nie będzie dziecka.

– Ta recepta przydałaby się wielu rodzicom – stwierdził Mattias. – Bardzo się niepokoję o jedną z wieśniaczek, która oczekuje osiemnastego dziecka.

– To musi chyba być jej ostatnie?

– Zgodnie z prawami natury, chyba tak. Jeżeli tylko. przeżyje.

– Będziesz musiał zawiązać jej chłopu na supeł – orzekł sucho Andreas.

Mattias uśmiechnął się i ponownie zwrócił się do Jespera:

– Ale jak już będziesz miał żonę, to zrezygnujesz z kwiatków na jakiś czas? Pomyśl, jak bardzo matka Rosa cieszyłaby się z wnuka!

Poczciwe oczy Jespera wypełniły się łzami.

– Tak, oj, tak! Zdążyła jeszcze zobaczyć najstarszego mojej siostry. Boże, jak ona kochała to dziecko!

Mattiasowi zrobiło się przykro, że zasmucił tego prostego, dobrego człowieka.

– Wyobraź sobie, że matka Rosa i ojciec Klaus siedzą sobie na obłokach i patrzą na was z góry. „Roso, widziałaś, jakie piękne dzieci ma nasz Jesper?” „Tak, czy nie mówiłam zawsze, że ten chłopak potrafi zrobić to, co zechce?”

Jesper zachichotał niepewnie. Odeszli, pozwalając mu zastanowić się nad sobą. Kiedy się odwrócili, zobaczyli, że stoi zapatrzony w chmury.

– Przeprowadź się do Grastensholm na kilka dni! – zawołał Mattias. – Weź ze sobą zwierzęta! Tutaj jesteś zbyt samotny.

Jesper pomachał im dłonią.

– Dziękuję za zaproszenie!

Nie powiedzieli mu o wilkołaku. Jeszcze zdąży się przestraszyć.

– Panie Mattiasie! Czy oni przez cały, calutki czas patrzą, co się robi?

– Nie! Aniołowie są dyskretni, Jesperze. W takich chwilach przesłaniają oczy chmurką!

Dzień już się kończył. Kiedy schodzili w dół w kierunku dworów, powoli zapadał zmierzch.

Mattias przystanął.

– Może zajrzymy do domu hycla? Zobaczymy, jak się miewa.

– Uważam, że powinniśmy tak zrobić – orzekł Andreas

Hilda skończyła wieczorne dojenie. Wzięła konwie z mlekiem i w towarzystwie kota wyszła z maleńkiej obory, starannie zamykając za sobą drzwi. Miała nadzieję, że ci dobrzy panowie, którzy odwiedzili ją rano, zdążyli już rozpuścić plotkę, że ojciec jest śmiertelnie ranny. Nie było to prawdą, bo choć miał obite i posiniaczone ciało, był już w niezłej formie. Dziewczyna jednak panicznie się bała, że rozwścieczeni wieśniacy przyjdą tu nocą.

A poza tym ojciec musi jej to wybaczyć, ale nie mogła całkiem skupić swych myśli na jego niedoli…

Czy wszystko jest przygotowane na jutrzejszą wizytę panów? Ciasto na chleb już zaczynione, cały dom wyszorowany, na sznurku suszy się najlepsza bluzka. Ma świeżo umyte włosy, pozostaje jej teraz jedynie zebrać z mleka śmietankę, którą poda do poziomek.

Nagle przystanęła. Coś zaszeleściło w lesie. Zwierzę? Potem odwróciła się i popatrzyła w przeciwnym kierunku.

O Boże, tam idą jacyś mężczyźni! Co robić, jak obronić ojca i siebie?

Ale czy to nie…? Oczywiście, to doktor i pan Andreas, i jeszcze jakichś dwóch. Dlaczego jednak przychodzą teraz? Ona ma na sobie fartuch do obory i…

Zrozpaczona myślała tylko o jednym: czy zdąży się przebrać?

Nagle zadrżała. Co to? Czyżby ktoś był w zagrodzie kiedy ona zajmowała się krową?

Ostrożnie zbliżyła się do dziwnego przedmiotu leżącego na środku podwórza.

Na ziemi położono wielki kawał darni, a na nim postawiono odwrócony dzban.

Hilda poczuła ukłucie w sercu. Kto tu był? Kto chciał wyrządzić im krzywdę?

Zerknęła na drzwi, ale wydały się zamknięte dokładnie tak, jak je zostawiła. Dzięki ci, dobry Boże, że mężczyźni przyszli właśnie teraz! Wybiegła im na spotkanie akurat w chwili, gdy otwierali furtkę. Dopiero kiedy znalazła się blisko nich, uprzytomniła sobie, że przybyli wraz z dwoma obcymi panami. Skłoniła się przed nimi głęboko, skrawek fartucha powędrował na wysokość twarzy.

– Co się stało, Hildo? – zapytał Mattias. – Wyglądasz na przestraszoną.

– Popatrzcie! – wskazała, starając się opanować zawstydzenie. – Spójrzcie na podwórze! Ktoś tu był, kiedy ja doiłam w oborze.

Jakie to dziwne! Teraz, kiedy byli z nimi obcy, doktor i Andreas Lind z Ludzi Lodu wydali jej się starymi znajomymi.

Weszli na podwórze.

– Oj – mruknął Mattias.

Kaleb przystanął zdziwiony.

– Co to jest?

– To czary – odparł Brand. – Powszechnie znane.

– Co to ma oznaczać?

– Że pragnie się śmierci osoby, która leży chora.

– Czy twój ojciec miewa się gorzej? – zapytał Hildę Andreas.

Musiała spuścić oczy. Nigdy jeszcze żaden mężczyzna nie patrzył jej tak prosto w twarz.

– Nie, wydaje mi się, że jest mu lepiej.

– Wobec tego czary nie działają. Czy możemy go zobaczyć?

– Oczywiście. Dziękuję!

Czy wszystko w środku jest w porządku? Świeżo wyprana bielizna! Mój Boże! Wpadła do izby przed nimi, zerwała pranie ze sznura i schowała je w spiżarce. W czasie gdy oni byli u ojca, zdjęła fartuch. Kiedy zmartwiona stwierdziła, że odświętna sukienka znajduje się poza zasięgiem jej rąk, musiała zadowolić się codziennym ubraniem.

Piekło ją rozczarowanie. Może już tu nie wrócą? A ona miała wszystko przygotowane – na jutro!

Zbliżając się do komory, usłyszała głos ojca. Mówił z ogromnym trudem:

… leżę tu sam, kiedy ta niezdara stroi się dla wielkich panów. Znów piecze! I szoruje podłogę, a tymczasem ja nie dostałem prawie nic do jedzenia!

Andreas odezwał się nieco podniesionym głosem:

– Uważam, że Hilda jest dla ciebie wyjątkowo dobrą córką. Pomyśl, co byś zrobił, gdyby jej nie było!

Hycel parsknął śmiechem.

– Wtedy byłoby mi dobrze. Wziąłbym sobie kobietę. A kto przyjdzie do domu, w którym rządzi starzejąca się córka? 2 tego może być tylko zazdrość!

– O, to z pewnością nie Hilda odstrasza kobiety – mruknął Andreas. – Ale możemy znaleźć miejsce, gdzie będzie mogła zamieszkać. Zasłużyła na to. A ty miałbyś szansę ułożyć sobie życie.

– Już o to żebrała? – ostro zapytał hycel. – Wcale mnie to nie dziwi, to miejsce nigdy jej się nie podobało. Jest dokładnie taka sama jak jej matka: wyniosła, chce rozmawiać o muzyce, o kwiatach i innych głupstwach. I czytać umiały obydwie, niech Bóg strzeże! Matka uczyła córkę, sądziła chyba, że ta będzie nie wiadomo kim!

Czterej mężczyźni mieli już dość narzekań Joela Nattmanna.

– Obróć się – zimno powiedział Andreas. – Tak żeby Mattias mógł obejrzeć twoje plecy.

Straszliwie jęcząc odwrócił się do nich tyłem.

Uspokoili Hildę, że ojcu nie grozi niebezpieczeństwo. Następnego dnia będzie mógł już wstać.

Przedstawili jej Branda i Kaleba, a ją wzruszenie ścisnęło za gardło. Została przedstawiona! Dokładnie tak, jak w opowieściach jej matki o zwyczajach ludzi wyżej urodzonych!

Stanęła przed wielkim dylematem. Czy miała teraz poczęstować ich poziomkami? Ale całą czwórkę…? Nie wypadnie zbyt wiele na głowę. Czy mogła zaprosić ich na jutro?

Zanim zdążyła się zdecydować, zadudniły ciężkie kroki wójta. Oczywiście wcześniej Hilda nie miała pojęcia, że to on, ale teraz słyszała, jak zwracali się do niego pozostali.

– Ach, tak, widzę tu licznie przybyłą delegację! Czy zdążyliście już przekupić Joela Nattmanna, żeby trzymał język za zębami?

– Nie bądźcie głupi – powiedział Brand. Wójt drażnił go tak bardzo, że nawet nie starał się zachować pozorów uprzejmości.

– Widzę, że na podwórzu leży znak śmierci?

– Tak – odparł Kaleb. – Podłożono go, kiedy Hilda była w oborze. Czy po drodze nikogo nie spotkaliście?

– Co? Nie, nikogo nie widziałem. Ale las jest przecież duży.

Kiedy Joel Nattmann usłyszał o znaku śmierci, wpadł w panikę.

– Oni pragną mojej śmierci! Wiem, chcą mojej śmierci tylko dlatego, że przypadkiem widziałem…

– Co widziałeś przypadkiem? – zapytał wójt.

– Nie, nic takiego.

– Musisz to teraz powiedzieć! – nakazał Andreas.

– To ja prowadzę przesłuchanie – powiedział wójt z wyższością. – Co widziałeś, Joelu Nattmannie?

– Nic ważnego – odpowiedział hycel. – Tylko jakiś powóz, który stał na drodze wczesną wiosną. Nic więcej.

– Czy to było nocą? – zapytał Brand.

– Tak. Późnym wieczorem. – Głos hycla przybrał ostrzejszy ton. – Nattmann wychodzi tylko nocą.

– Widziałeś, kto to był?

– Nie, w powozie nie było nikogo. Po prostu tam stał. Kiedy popatrzyłem następnym razem, zniknął.

Kiedy mężczyźni rozmawiali, Hilda trzymała się z tyłu, wlepiając oczy w Andreasa. Wydawało się jej, że nigdy jeszcze nie widziała nikogo tak pięknego. Mężczyźni jednak do tego stopnia byli zajęci tym, co miał do powiedzenia jej ojciec, że w ogóle nie zwracali na nią uwagi.

– Jak wyglądał powóz? – pytał Andreas.

– Jak wyglądał? No cóż, powóz jak powóz. Było przecież ciemno.

– A koń?

– Co?

– Jak wyglądał koń? – Andreas był już zniecierpliwiony.

– No, nie wiem. Może brązowy.

– Ale rewelacja! – mruknął Kaleb.

– Czy coś słyszałeś? – kontynuował Andreas.

– Ani dźwięku.

– Ale ja coś niedawno słyszałam – szepnęła Hilda, przerażona własną śmiałością. Wszyscy zwrócili się w jej stronę, a ona znów ukryła twarz pod fartuchem.

– To ze mną teraz rozmawiają – powiedział ojciec władczym tonem, którego, jak pojęli, używał zawsze w stosunku do córki.

– Tak, Hildo? – zwrócił się do dziewczyny Mattias.

Zmieszana, nie wiedząc, kogo właściwie powinna usłuchać, powiedziała najpierw „przepraszam” do ojca po czym odwróciła się do Mattiasa.

– Kiedy wyszłam z obory, usłyszałam coś w lesie.

– Człowieka?

Zawahała się.

– Nie, to było tak, jakby ktoś się czołgał, uciekał na czterech nogach. Coś jakby wielkie zwierzę.

Mężczyźni wymienili spojrzenia.

– Zaraz potem zauważyłam was, panowie. Nadchodziliście z przeciwnej strony.

Po krótkiej chwili milczenia wójt powiedział lekceważąco:

– Ach, tak, więc teraz wilkołaki podróżują powozami zaprzężonymi w konie. No, nie najgorzej!

– Wilkołaki? – Oczy Hildy rozszerzyły się ze zdziwienia.

– Czy możecie przestać opowiadać te bajdy? – syknął rozgniewany Brand.

– Nie, powiedzcie, o co chodzi z tymi wilkołakami – odezwał się hycel z posłania.

– Nasz drogi wójt opowiada bajdy o złych mocach tylko dlatego, że wie, iż wiele pokoleń wstecz ród Ludzi Lodu znał się na czarach. Twierdzi, że kobiety zostały rozszarpane. To brednie!

– Dobrze wiecie, że to nie brednie – obruszył się wójt i wszyscy zrozumieli, że jego duma została urażona. – Pilnujcie się, bo będziecie wisieć!

– A teraz jeszcze nam grozi! – Brand bezczelnie odwrócił się do wójta plecami. – Człowiek, który jest na tyle głupi, że pali zwłoki, aby nie mogły po śmierci uprawiać czarów, nie powinien wydawać wyroków na innych. Na szczęście jest tutaj z nami Kaleb, mamy więc przynajmniej jednego rozumnego człowieka, któremu można zaufać.

Wójt łapał powietrze niczym ryba wyciągnięta z wody.

– Poczekajcie tylko! – warknął. – Jeszcze przystawię wam nóż do gardła.

– Nie wątpię w to. Kiedy już raz wbijecie sobie coś do tej zakutej głowy, niemożliwością jest to wybić.

Joel Nattmann zaczął się skarżyć:

– Czy mogę mieć teraz chwilę wytchnienia? Jestem chory i potrzebny mi spokój.

Rozumieli to. Kiedy wychodzili, Mattias, ku ogromnej uldze Hildy, powiedział:

– Przyjdziemy jutro tak jak umówione.

– I nie wychodź już nigdzie dziś wieczorem – ostrzegł ją Andreas. – Zamknij starannie drzwi.

– Dobrze, dziękuję – szepnęła i ku swej rozpaczy odruchowo przed nim dygnęła. – Czy mogę… prosić, abyście dokładnie zamknęli oborę? Jeśli rzeczywiście grasują tu… złe moce, mogą się też rzucić na krowę.

– Oczywiście – poważnie odpowiedział Brand. – Czy chcesz, by któryś z nas został tu na noc?

Rumieniec oblał jej policzki.

– Och, nie, nie trzeba – wyjąkała bez tchu, choć jej skrytym marzeniem było coś wręcz przeciwnego.

Kiedy wyszli, Hilda przesunęła szafę, tarasując nią drzwi. Następnie rozwiesiła ponownie pranie i położyła się do łóżka. Odmówiła modlitwę, prosząc Boga o ochronę przed złymi mocami ciemności, a potem skuliła się na boku i próbowała myśleć trzeźwo.

Jesteś córką hycla, surowo przemawiała do siebie. Twoje miejsce jest na samym dnie społeczeństwa. Nikt cię nie chce. Jak wobec tego śmiesz myśleć o mężczyźnie z Lipowej Alei?

Ale proszę, pozwólcie mi zachować marzenia! Tak niewiele ich było w moim życiu! Nikomu nie szkodzą, przynajmniej dopóki są tylko marzeniami.

Nazajutrz wstała bardzo wcześnie, by przygotować wszystko na przyjście gości. Kiedy zagniatała wyrośnięte ciasto na chleb i wkładała je do wielkiego, rozgrzanego pieca, czuła pulsujące w niej napięcie. Żeby tylko nie zbudzić ojca i nie słyszeć wścibskich pytań! Cały czas chodziła na palcach. Potem pospieszyła do obrządku.

Na zewnątrz wciąż jeszcze było ciemno. Namęczyła się bardzo, otwierając drzwi do obory, ale przypomniała sobie, że mężczyźni zabarykadowali je na jej własną prośbę. Przerażona obejrzała się na las, ale uspokoiła się myślą, że potwory nie wychodzą o świcie. I dlaczego miałyby przyjść akurat teraz? Już wiele czasu upłynęło od chwili, gdy zmarłe kobiety zostały złożone w swych nie poświęconych grobach. Ostatnia leżała tam od tygodnia, jak stwierdził Mattias Meiden, dobry doktor.

Czy była wtedy pełnia?

Hilda mocowała się ze skoblem. Nareszcie drzwi się otworzyły. Wsunęła się do środka i zamknęła na haczyk. Zapaliła łuczywo na ścianie.

W ciemnej oborze było cicho i spokojnie. Krowa spojrzała na nią przyjaźnie, kot otarł się o kolana. Zaraz też przydreptały kury. Jej przyjaciele. Jak dotychczas jedyni.

Choć spieszyła się jak tylko mogła, poranny obrządek wymagał czasu. Nie przejmowała się zbytnio faktem, że zmiana, która zaszła w jej życiu, dokonała się w związku z tak tragicznymi wydarzeniami. Wcześniej widziała za sobą i przed sobą jedynie nie kończący się smutny strumień szarych dni, dlatego teraz żyła każdym nerwem ciała.

Ci dobrzy, wyrozumiali ludzie… Andreas i Brand z rodu Ludzi Lodu. Doktor Meiden. I ten wielki, jasnowłosy Kaleb, przy którym człowiek czuł się tak bezpiecznie.

Życie Hildy nagle stało się takie bogate. Tych czterech kobiet nie znała, nie wiedziała o nich nic poza tym, że spotkała je tragiczna śmierć. Czy w takiej sytuacji powinna odczuwać wyrzuty sumienia z tego powodu, że się cieszy? Ojca spotkało nieszczęście, to prawda, ale nie groziło mu już niebezpieczeństwo. Mogła więc chyba nareszcie poczuć się jak żywa istota w normalnym ludzkim świecie?

Żaden z nich z niej nie drwił!

Dobry Boże, dzięki ci, że nie zapomniałeś o najnędzniejszym ze swych stworzeń!

Kiedy skończyła obrządzać zwierzęta, na dworze zrobiło się jasno. Chleb na pewno już się upiekł.

Oby tylko zdążyła uporać się z robotą przed ich przyjściem! Była tak przejęta, że drżały jej dłonie, i miała kłopoty z zamknięciem drzwi do obory.

Kiedy wróciła do domu, ojciec jeszcze spał. To dobrze, miała więcej czasu dla siebie.

Chleb udał się wyśmienicie. Tak, potrafiła piec, matka ją tego nauczyła. Och, mamo, powinnaś teraz zobaczyć swoją Hildę! Mam przyjaciół, wiesz? Oczywiście to dla mnie za wysokie progi, ale mnie rozumieją, spotykają się ze mną, podczas gdy ludzie ze wsi mają dla mnie tylko złe słowa. Nigdy dotąd nie zdawałam sobie sprawy, że może być inaczej!

On jest taki piękny, mamo! Naturalnie ja niczego nie oczekuję, ale to tak cudownie tęsknić. Mieć kogoś, za kim można tęsknić! Ciekawe, czy będzie mu smakował chleb? Ubiłam świeże masło, o to więc nie muszę się martwić. I zebrałam śmietankę…

Kiedy zrobiła już co najważniejsze, a ojciec nadal się nie poruszał, zawołała:

– Możesz już wstać, ojcze! Doktor powiedział, że dziś wolno ci podnieść się z łóżka!

Żadnej odpowiedzi. Śpi jak kamień!

Przygotowała śniadanie i znów zawołała:

– Czy już wstałeś, ojcze?

Z komory nie dochodził żaden dźwięk.

Hilda podeszła do drzwi i pchnęła je.

Z początku nie mogła pojąć, co się stało. Kiedy jednak dotarło do niej, że ojciec powiesił się na belce w powale, cofnęła się i wypadła z domu. Opamiętała się dopiero przy płocie. A jeżeli on jeszcze żył?

Nie, to niemożliwe. Przecież kiedy ona krzątała się po domu, w jego komorze cały czas panowała cisza. A poza tym naprawdę wyglądał na umarłego!

Na wpół oszalała z przerażenia całą drogę do Lipowej Alei przebyła biegiem.

Zapukała do drzwi i dopiero wtedy pojęła, że nie tutaj powinna była przyjść. Doktor mieszkał przecież na Grastensholm! Ale działała odruchowo. Chyba wiedziała, dlaczego nogi skierowały ją tutaj…

Drzwi otworzyła jej służąca.

– Ojciec się powiesił – rzuciła bez tchu.

Służąca, która nie znała Hildy, przez moment patrzyła na nią pytająco, po czym zniknęła w środku.

Po krótkiej chwili pojawił się Brand.

– Hilda? Co ty mówisz? Czy twój ojciec…?

Mogła tylko skinąć głową. Oczy miała pełne łez.

– Matyldo! – zawołał Brand. Zaraz stanęli w drzwiach żona i syn Andreas. Hilda szybko otarła łzy. Brand otoczył ją ramieniem. – Zostaniesz teraz z Matyldą. Musisz się uspokoić. My zajmiemy się wszystkim. Andreasie, poślij natychmiast po Mattiasa. Joel Nattmann się powiesił. I wyślij parobka po wójta!

Hilda uniosła dłoń.

– Tak? – zapytał Brand,

– Nic, nic. To takie głupie.

– Ależ powiedz.

Był taki dobry, że spuściwszy oczy ośmieliła się wyszeptać:

– Przygotowałam różne rzeczy na wasze przyjście… Świeży chleb, poziomki, śmietanę i masło. I ser. Wszystko stoi w spiżarce. Czy będziecie tak dobrzy i przyniesiecie poczęstunek tutaj? Nie chciałabym, żeby to tam stało i marnowało się. Ja… ja nigdy jeszcze nie miałam gości…

Teraz łzy pojawiły się w oczach Matyldy.

– Oczywiście, Hildo. Mężczyźni zabiorą stamtąd wszystko, co przygotowałaś.

Brand wziął ze sobą jednego ze stajennych i natychmiast pobiegł w stronę lasu.

Kiedy Hildzie pozostało już tylko siedzieć i czekać w pięknej izbie, jakiej nigdy dotąd nie dane jej było widzieć, wybuchnęła niepohamowanym płaczem. Matylda pocieszała ją jak mogła, ale w chwili takiej jak ta niewiele dało się zrobić.

Wreszcie Hilda zdołała się jako tako uspokoić. Patrzyła przed siebie zamglonymi oczyma, jak gdyby jej myśli błądziły gdzieś daleko.

– Biedny ojciec – szepnęła cichutko.

Matylda mogła sprawiać wrażenie osoby prostej i bez fantazji, znała jednak kobiecy sposób myślenia. Zrozumiała, że w tych słowach kryło się coś więcej niż naturalny w takiej sytuacji żal po zmarłym.

Joel Nattmann był odtrącony przez wszystkich. A teraz, kiedy nie żył, jedyna osoba, która troszczyła się o niego, myślała więcej o chlebie i poziomkach niż o nim. Swoją śmiercią zakłócił najszczęśliwszą chwilę w życiu Hildy.

Dlatego powiedziała: „biedny ojciec”.

Загрузка...