Cirocco siedziała na płaskim stopniu wyrąbanym na skale nad Miejscem Wiatrów, na zachodnim pograniczu mesopodobnej formacji, dzięki której kabel zwany Schodami Cirocco tak bardzo przypominał dłoń zagarniającą ziemię Wschodniego Hyperionu. Pod nią rozcapierzały się palce plaży, połyskiwały węźlaste kłykcie wypolerowane milionami lat uderzeń wiatrów. Pośród pasm plaży, tam, gdzie między palcami zazwyczaj znajdują się błony, rozdziawiały paszcze eliptyczne otchłanie, połykające powietrze i pompujące je do wewnętrznych kanałów kabla, skąd unosiło się, rozlewało po odległej piaście, a następnie spadało przez szprychy, zamykając wielki cykl odrodzeń, który stanowił istotę życia Gai. Ziemia w tym miejscu była naga, ale ciało Cirocco pełne było bujnych wibracji życia, które tętniło pod nią, wokół niej, przenikając każdą molekułę.
Gaja była tak potwornie wielka, rozpacz była tak łatwa.
Całkiem możliwe, że w całej historii Gai znalazła się tylko jedna osoba, która odważyła się jej przeciwstawić. Cirocco, Wielka Czarodziejka, udawała, pyszniła się, że potrafi rozmawiać z Gają jak równa, z równą, ale tylko ona wiedziała, że to wyłącznie pozory. Tylko ona była w stanie ułożyć obrzydliwą listę własnych zbrodni. Z początku Gaja musiała chodzić na palcach wokół Czarodziejki, aby ją odpowiednio poskromić. W miarę upływu czasu, nawet nie musiała podnosić stopy — Cirocco wiła się pod nią jak robak i każdą presję odczuwała jedynie jako pochwałę albo naganę.
Teraz stało się oczywiste, że postępowała roztropnie. Ta, która odważyła się zbuntować, już nie żyła, a jej szczątki pochłonęła gniewna ziemia, ciało Gai. Lekcja przyniosła pożądany skutek. Nie ulegało wątpliwości, że Gaby była głupia. Jej rebelia, żałosna i krótkotrwała, przeminęła wraz z jej życiem. Nawet nie zdążyła nic zrobić, bo została przeciwko niej skierowana cała potęga Gai. Gaja zabiła Gaby z taką beztroską, z jaką śpiący słoń miażdży swym ciałem mrówkę.
Cirocco trwała w bezruchu przez wiele godzin, kiedy usłyszała za sobą krzyk. Odwróciła głowę i wstała. Anioł z początku był tylko skrzydlatą plamką, ale rósł coraz szybciej. Zwinnie manewrował wielobarwnymi skrzydłami na zdradliwym wietrze, a potem wylądował w odległości dwóch metrów od Cirocco. Tuż za nim przysiadło pięć innych.
— Wrócili do Titanown — powiedział anioł. Napięcie mięśni ramion Cirocco nieznacznie ustąpiło.
— Uparli się, by tam pójść, a najwyraźniej gniew Gai nie ogarniał tak nędznych istot. — Anioł wpatrywał się zmrużonymi oczyma w Czarodziejkę. — Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? — zapytał.
— Nigdy niczego nie jestem pewna. Zbierajmy się. Podeszła do skraju urwiska, a anioły podążyły za nią. Pod nimi znajdował się wlot zwany Wielkim Wyjcem lub Przednim Kroczem Gai, ponieważ ta przeogromna, pionowa szczelina między dwoma udami skał przypominała vaginę. Otwór stale śpiewał żałobnym basem.
Anioły poderwały się do lotu. Dwa ujęły jej ramiona swymi szponiastymi dłońmi. Pozostałe cztery miały je zmieniać podczas niebezpiecznego lotu w całkowitej ciemności.
Cirocco zstąpiła w przepaść, a wiatr porwał ją jak liść. Wlecieli do kabla i pomknęli w stronę piasty.