Uważa się powszechnie, że przewidywanie przyszłości jest wyłączną domeną pisarzy-fantastów. Ale ich wyobraźnia nie zawsze mieści się w ścisłych rygorach naukowej logiki. Zresztą sam rodzaj uprawianej przez nich literatury zwalnia od odpowiedzialności za prawidłowość ukazywanych wizji.
Dzisiaj jednak coraz częściej przepowiadaniem dróg rozwojowych ludzkości zaczynają się zajmować uczeni. Oddajemy głos znanemu radzieckiemu astrofizykowi, członkowi-korespondentowi Akademii Nauk ZSRR, Józefowi Szkłowskiemu.
Na początku wieku XIX angielski duchowny Thomas Robert Malthus stworzył teorię głoszącą, że ludność Ziemi rośnie w postępie geometrycznym (1:2:4:8:16:32 itd.), zaś produkcja dóbr materialnych — w postępie arytmetycznym (1:2: 3:4:5 itd.). Malthus utrzymywał dalej, że wobec tego nieuniknione jest postępujące zubożenie ludzkości i że głód, choroby, wojny i inne klęski zmniejszające liczbę mieszkańców Ziemi należy uznać za błogosławieństwo boskie.
Malthus wyliczył, że ludność Anglii podwajając się co 25 lat osiągnie w roku 1950 siedemset cztery miliony osób, zaś wyżywić w tym czasie będzie można zaledwie 77 milionów ludzi. W rzeczywistości liczba angielskich poddanych zwiększyła się w owym czasie tylko do 51 milionów odżywiających się przeciętnie lepiej niż 11 milionów ich przodków żyjących 150 lat wcześniej.
Oczywiście „nie samym chlebem człowiek żyje”. Na pojęcie poziomu życiowego składa się wiele innych czynników. Jak należy je łącznie ocenić?
Można dla porównania posłużyć się poziomem rozwoju energetyki. Bez zużycia bowiem energii nie do pomyślenia jest zarówno produkcja żywności i wyrób odzieży, jak i budowa mieszkań, ogrzewanie ich i oświetlanie, i wreszcie panowanie człowieka nad żywiołami. Badając sprawę pod tym kątem przekonamy się, że poczynając od końca wieku XVIII do naszych dni produkcja energii zawsze wyprzedzała wzrost liczby mieszkańców globu. Innymi słowy, ten przykładowo wybrany „wskaźnik dobrobytu” wbrew pesymistycznym proroctwom Malthusa nieustannie się podnosił.
Ale czy tak będzie się dziać również i w przyszłości?
Obecnie ludność Ziemi zwiększa się średnio o 2 % rocznie. Zdaniem fachowców z ONZ za 35 lat (około roku 2000) ludność ta się podwoi i przekroczy liczbę 6 miliardów osób. A tymczasem zasoby energetyczne planety mają swoje granice i w niektórych okolicach mogą się wyczerpać już za jakieś 15–20 lat.
Co prawda energetykę może uratować paliwo jądrowe. Bądźmy optymistami i załóżmy, że uda się rozwiązać wyjątkowo złożony problem kontrolowanej reakcji termojądrowej (synteza lekkich pierwiastków z wodoru i jego izotopów). Wówczas surowiec energetyczny będziemy czerpać ze zwykłej wody, a przecież mamy jej na Ziemi pod dostatkiem, całe oceany.
Ale…
Łączna moc reaktorów jądrowych też nie może przekroczyć określonego pułapu. Laureat nagrody Nobla Mikołaj Siemionow, wiceprzewodniczący Akademii Nauk ZSRR, uważa, iż ten pułap wyznaczony jest niebezpieczeństwem przegrzania powierzchni Ziemi i otaczającej ją atmosfery.
Gdyby ciepło wydzielane przy spalaniu paliwa jądrowego osiągnęło wielkość 10 % energii promienistej Słońca padającej na naszą planetę, to taki skromny pozornie dodatek do strumieni kosmicznego ciepła wywoła powszechną zmianę klimatu. Średnia temperatura na Ziemi wzrośnie przypuszczalnie o 7 °C. Rozpocznie się gwałtowne topnienie lodowców arktycznych i antarktycznych, a później może nawet nastąpi światowy potop. Gwałtowne zachwianie istniejących warunków geofizycznych kryje w sobie niebezpieczeństwo trudnych do przewidzenia katastrof.
Niektórzy autorzy zagraniczni sądzą, że trzeba będzie zamrozić energetykę na jakimś niezmiennym poziomie i jak najsurowiej zakazać jej dalszego rozwoju. Wątpię jednak, aby to było możliwe. Myślę, że społeczeństwo, w którym zahamowano ilościowy i jakościowy wzrost sił wytwórczych, skazane jest na zagładę.
Przypuśćmy teraz, że produkcja energii i dóbr materialnych będzie wzrastać tylko o 1/3 procent rocznie. Ale nawet przy takim żółwim tempie rozwoju globalna produkcja po 100 latach się podwoi, po upływie 1000 lat wzrośnie 20 tysięcy razy, a za 2500 lat — 10 miliardów razy!
Co do energii, to jej sekundowa produkcja osiągnie potworną wielkość, równą stukrotnej ilości ciepła i światła otrzymywanej przez Ziemię od Słońca.
Pomińmy na razie niebezpieczeństwo przegrzania atmosfery i zastanówmy się, czy oceany z ich, zdawałoby się, niewyczerpanymi zasobami wodoru, zdołają zaspokoić to energetyczne pragnienie.
Gdyby wszystek deuter zawarty w wodach planety chciano spalić w urządzeniach termojądrowych, to uzyskana w ten sposób energia wystarczy (zakładając to nieprawdopodobnie niskie tempo rozwoju energetyki 1/3 procent rocznie) ludzkości nie dłużej niż na 2550 lat. Nawet jeżeli do tego czasu ludzie nauczą się spożytkowywać w reakcjach syntezy zwykły wodór, a nie tylko jego ciężkie izotopy, to i tak „spalenie” całej wody zawartej we wszystkich oceanach świata (a dalsze osuszanie Ziemi wydaje się niecelowe) dostarczy energii zaledwie na jakiś dalszy tysiąc lub dwa tysiące lat.
Co się tyczy promieniowania słonecznego padającego na Ziemię, to nawet przy jego stuprocentowym wykorzystaniu pokryłoby ono zaledwie jedną stutysięczną potrzeb energetycznych ludzkości w wieku XLV.
W roku 1895 ukazała się w Rosji książka Konstantego Ciołkowskiego „Tęsknoty do Ziemi i nieba”. Autor zwracał uwagę czytelników na bezsens sytuacji, w której Ziemia przechwytuje zaledwie jedną dwumiliardową całkowitego strumienia słonecznej energii, i wyrażał przekonanie, iż ludzie winni zawładnąć „wszystkim słonecznym ciepłem i światłem”. Ciołkowski wierzył, że ludzkość wcześniej czy później zacznie osiedlać się w kosmosie, gdzie znajdzie pod dostatkiem nie tylko energii, ale również zasoby materialne i przestrzeń życiową.
Przebudowa przestrzeni okołosłonecznej zajmie według Ciołkowskiego setki tysięcy, a nawet miliony lat. Zagospodarowany kosmos dostarczy wszystkiego co niezbędne praktycznie nie ograniczonej liczbie ludzi.
„Tęsknoty” Ciołkowskiego wydawały się na początku naszego wieku jałowym marzycielstwem, nieszkodliwym dziwactwem prowincjonalnego nauczyciela. Jakże się czasy zmieniają! Niedawno radziecki kosmonauta Aleksy Leonów i amerykański kosmonauta White dowiedli, że człowiek może pracować w pozbawionej powierzchni przestrzeni wszechświata. To doświadczenie stało się nowym krokiem na drodze realizacji marzeń Ciołkowskiego.
Zagospodarowanie przestrzeni kosmicznej pozwoli pomyślnie rozwiązać wiele podstawowych problemów wysuniętych przez Malthusa w jego pesymistycznych proroctwach.
Przełożył Tadeusz Gosk