3

Umocowali fotele, doprowadzili do ładu sterownię rozkoszując się lekkością, niemal nieważkością swoich ciał, naturalną na planecie tysiąckroć mniej masywnej niż Ziemia, do której przywykli. Severe wziął torbę podróżną.

Dźwig opuścił ich na pokład towarowy. Było tam ciasnawo, chociaż aparatura Severa oraz pojemniki z lekami i witaminami zabierały niewiele miejsca. „Ładoga” nie była statkiem towarowym. Severe dał jedną kamerę Braggowi, a sam wziął drugą.

Weszli do komory ciśnień, nałożyli skafandry i sprawdzili łączność. Właz otworzył się powoli.

Buty zastukały na czarnym kamieniu. Zabłysły reflektory kaskowe. Bragg z wolna pokiwał głową oświetlając sąsiedni statek, który zajął najlepsze miejsce pośrodku lądowiska. Maszyna była na oko o jedną trzecią niższa od „Ładogi”, lecz szersza. Osmalone poszycie statku zlewało się z mrokiem. Amortyzatory — nie teleskopowe jak u „Ładogi”, lecz przegubowe — sterczały na boki i nie budziły zaufania. Liczne zgrubienia świadczyły o tym, że nieraz je spawano.

— Tak, tak — powiedział Severe — rudowiec klasy „pożal się Boże”. Cóż oni tu robią? Pewnie wożą stąd transuranowce na pozostałe stacje grupy Jowisz — Saturn.

— Jedź dalej, erudyto — warknął Bragg.

— To wstyd, że energetyka stacji zależy od takich trumien… Ale skąd się tu wzięli? Kopalnia nie po tej stronie.

— Najprawdopodobniej obsługa techniczna. Rudowcom, jeśli nikomu nie przeszkadzają, wolno lądować w stacjach takich, jak ta.

— Nam właśnie przeszkadzają. „Błękitny ptak” nie będzie miał gdzie usiąść.

— Jeśli rzeczywiście przybędzie. Mogli przecież zmienić trasę.

— Pamiętaj, „Ptak” jest bodaj dwa razy większy od naszego statku. A ten tu sterczy pośrodku.

Znowu się odwrócili wodząc reflektorami po krępym kadłubie. U samego wierzchołka pełzał po jego chropawym pancerzu automat polerujący pozostawiając za sobą mętnie połyskujący pas. Rudowiec poddawał się zabiegom kosmetycznym. Dawno chyba powinien był już to zrobić.

— Statek zaniedbany, że bardziej się nie da — powiedział Severe — powinien być tutaj inspektor. Założę się, że nosa nie wytyka z Tytana… Dlatego też ci siedli na bezludnej stacji automatycznej, gdzie ich nikt nie zobaczy.

Zamilkł i w ślad za Braggiem ominął głaz, którego ostre krawędzie mogły przeciąć skafander.

— A w ogóle kosmodrom należało budować tam, gdzie mniej kamieni.

— Kamienie są tu od czasu budowy kosmodromu — odezwał się Bragg. — Wysadzano skały. I odtąd przybywa ich jeszcze przy każdym starcie i lądowaniu.

— Wszystko jedno, trzeba było budować po gładkiej stronie.

— Promieniowanie. Uran, wiesz… — Bragg spojrzał na swój dozomierz. — Nawet ten stateczek poruszył tło. Widzisz? — pokazywał Severe’owi przyrząd.

— Cóż dziwnego, jeśli załadowany jest transuranowcami po wrąbki.

Zatrzymali się przy niedużych, na głucho zamkniętych drzwiach, które prowadziły do wykutych w skale pomieszczeń stacji.

— Wejdę, ulokuję się — powiedział Severe — a ty mi przynieś resztę. Jeśli oczywiście nie będzie ci za ciężko.

Загрузка...