XXII


Wiało przenikliwie, kiedy Nordin wyszedł z tunelu kolei podziemnej na skrzyżowaniu Sveavägen i Rådmansgatan. Mając wiatr w plecy, szybko ruszył przez Sveavägen, skręciwszy w Tegnérgatan, przestał odczuwać podmuchy i zwolnił kroku. Jakieś dwadzieścia metrów od rogu ulicy znajdowała się kawiarnia. Zatrzymał się przed oknem wystawowym i zajrzał do wnętrza.

Za ladą ruda kobieta w pistacjowozielonym kitlu rozmawiała przez telefon, prócz niej w lokalu nie było nikogo.

Nordin poszedł dalej, minął Luntmakargatan i przystanął, by przyjrzeć się olejnemu malowidłu, wiszącemu nad oszklonymi drzwiami antykwariatu. Gdy się zastanawiał, czy w zamierzeniu twórcy przedmioty na obrazie mają przedstawiać dwa łosie czy też łosia i renifera, usłyszał za sobą głos: – Aber Mensch, bist Du doch ganz verrückt?[2]

Nordin odwrócił się i zobaczył dwóch mężczyzn przechodzących przez jezdnię. Jeszcze nim znaleźli się na przeciwległym trotuarze, zobaczył właściwą cukiernię. Gdy do niej wszedł, dwaj mężczyźni schodzili właśnie po krętych schodach, znajdujących się za barem. Poszedł za nimi.

Lokal wypełniała młodzież, ogłuszająca muzyka i gwar. Nordin rozejrzał się za stolikiem, ale chyba nie było ani jednego wolnego miejsca. Przez chwilę rozważał, czy zdjąć kapelusz i płaszcz, ale postanowił nie ryzykować. W Sztokholmie nikomu nie można ufać, takie było jego najgłębsze przekonanie.

Zlustrował gości płci żeńskiej. Blondynek na sali było sporo, ale wygląd żadnej z nich nie zgadzał się z rysopisem Blond Malin.

Przeważał tu język niemiecki. Było wolne krzesło koło szczupłej brunetki, na oko sądząc – Szwedki. Nordin rozpiął płaszcz, usiadł, kapelusz położył na kolanach i pomyślał, że za sprawą myśliwskiego kapelusza i lodenowego płaszcza nie różni się zbytnio od większości Niemców.

Czekał kwadrans, nim kelnerka podeszła. Przyjaciółka brunetki, siedząca przy sąsiednim stoliku, obrzucała go od czasu do czasu taksującym spojrzeniem.

Mieszając kawę, gdy ją wreszcie dostał, zerknął na siedzącą obok dziewczynę. I siląc się na sztokholmski akcent w nadziei, że zostanie wzięty za stałego gościa, zagadnął:

– A gdzież to się dziś podziewa Blond Malin?

Brunetka szeroko otworzyła usta. Potem uśmiechnęła się i pochyliwszy się przez stół do przyjaciółki, powiedziała:

– Ten norrlandczyk pyta o Blond Malin, nie wiesz, Eva, gdzie ona jest?

Przyjaciółka popatrzyła na Nordina a potem zawołała do kogoś przy dalszym stoliku:

– Jest tu jakiś tajniak i pyta o Blond Malin. Wie ktoś, gdzie ona jest?

– Nieee – zabrzmiało unisono.

Siorbiąc kawę Nordin z goryczą zastanawiał się, po czym można poznać, że jest policjantem. Trudno się wyznać w tym Sztokholmie.

Kiedy wychodził, w górnej części lokalu został zatrzymany przez kelnerkę, która podawała mu kawę.

– Słyszałam, że szuka pan Blond Malin. Pan jest rzeczywiście policjantem?

Po krótkim wahaniu Nordin przytaknął posępnie.

– Jeżeli pan zamierza zamknąć za coś tę małpę, nikt się bardziej niż ja nie ucieszy. Wydaje mi się, że mogę panu powiedzieć, gdzie jest. Jak jej tu nie ma, to pewnie siedzi w kawiarni przy Engelbrechtplan.

Nordin podziękował i wyszedł na zimno.

Blond Malin nie było i w drugim lokalu, który zdawał się być przeznaczony tylko dla stałych gości. Nordin postanowił jednak nie ustępować; podszedł do samotnej kobiety, przeglądającej wystrzępiony tygodnik. Nie wiedziała, kto to taki Blond Malin, ale poradziła mu, żeby zajrzał do winiarni na Kungsgatan.

Nordin wlokąc się przez znienawidzone ulice Sztokholmu pragnął być w domu, w Sundsvall.

Tym razem trud się opłacił.

Ruchem głowy odprawiwszy szatniarza, który podszedł, żeby zabrać jego płaszcz, stanął w drzwiach winiarni i zlustrował lokal. Prawie natychmiast ją poznał. Rosła, ale nie otyła. Srebrzystoblond włosy upięte miała w kunsztowną wysoką fryzurę na czubku głowy. Nie miał wątpliwości, że to Blond Malin.

Siedziała na kanapce w rogu mając przed sobą kieliszek wina. Obok niej siedziała starsza już kobieta, a długie zwisające na ramiona w niesfornych lokach czarne włosy wcale jej nie odmładzały. Pewnie taka gratisowa, pomyślał Nordin.

Przez chwilę obserwował obie kobiety. Nie rozmawiały z sobą. Blond Malin wpatrywała się w kieliszek obracając go w palcach. Czarnowłosa rozglądała się po lokalu, od czasu do czasu kokieteryjnym ruchem odrzucając długie włosy.

Nordin zwrócił się do szatniarza:

– Przepraszam, wie pan może, jak nazywa się ta pani o jasnoblond włosach, ta, która siedzi na kanapie?

Szatniarz spojrzał.

– Pani – rzekł ironicznie. – Jak się nazywa, to nie wiem, ale mówią na nią Gruba Malin czy tak jakoś.

Nordin oddał mu płaszcz i kapelusz.

Gdy podchodził do stolika, czarna spojrzała na niego z nadzieją.

– Przepraszam, że się narzucam – powiedział Nordin – ale chciałbym, jeżeli można, pomówić z panną Malin.

– A o co chodzi? – spytała.

– O jednego z pani przyjaciół – odpowiedział Nordin. – Czy ma pani coś przeciw temu, żebyśmy się przenieśli na chwilę do innego stolika, gdzie będziemy mogli porozmawiać bez przeszkód? – A widząc, że Malin spogląda na przyjaciółkę, dodał pospiesznie: – Jeżeli pani towarzyszka nic nie ma przeciw temu.

Czarna napełniła swój kieliszek i wstała:

– Nie przeszkadzam – powiedziała urażonym tonem.

A że Blond Malin słowem nie zareagowała, dorzuciła:

– Przysiądę się do Tory. Do zobaczenia. – Zabrała swój kieliszek i odeszła w głąb lokalu.

Nordin odsunął krzesło, usiadł, a Blond Malin patrzyła wyczekująco.

– Ulf Nordin, pierwszy asystent policji kryminalnej – przedstawił się. – Może zechciałaby pani pomóc mi w pewnej sprawie.

– Aha – powiedziała Blond Malin. – I co to ma być? Coś pan mówił, że o przyjaciela chodzi.

– Tak. O parę informacji dotyczących człowieka, którego pani znała.

Blond Malin spojrzała na niego pogardliwie.

– Ja nie jestem donosicielka – powiedziała.

Nordin wyjął z kieszeni paczkę papierosów, poczęstował Malin i podał jej ogień.

– Tu nie chodzi o donosicielstwo. Kilka tygodni temu przyjechała pani białym Volvo Amazon w towarzystwie dwóch mężczyzn do garażu w Hägersten. Garaż mieści się przy Klubbacken i należy do pewnego Szwajcara imieniem Horst. Samochód prowadził Hiszpan. Czy pani przypomina to sobie?

– Owszem, bardzo dobrze – odpowiedziała Blond Malin. – Bo co? Nisse i ja pojechaliśmy z tym Paco, żeby pokazać mu drogę do garażu. Zresztą on już wrócił do domu, do Hiszpanii.

– Paco?

– Tak.

Opróżniła kieliszek i wlała do niego resztkę wina z karafki.

– Czy mógłbym panią na coś zaprosić? Może jeszcze wina?

Dziewczyna wyraziła zgodę i Nordin przywoławszy kelnerkę zamówił pół karafki wina i kufel piwa.

– A kto to taki Nisse? – spytał.

– No przecież ten, co był w samochodzie, sam pan przed chwilą powiedział.

– Tak, ale jak się ten Nisse nazywa, co robi?…

– Nazywa się Göransson. Nils Erik Göransson. A czym się zajmuje, nie wiem. Już go parę tygodni nie widziałam.

– Dlaczego? – spytał Nordin.

– Co?

– Dlaczego go pani od kilku tygodni nie widziała? Przedtem chyba widywaliście się dość często.

– My wcale nie jesteśmy z jednej paki. To nie kumpel. Czasem połaziliśmy razem. Pewnie się spotykał z jakąś dziewczyną. Skąd mogę wiedzieć. W każdym razie dawno się nie pokazuje.

– A wie pani, gdzie on mieszka?

– Nisse? Nie, on chyba nie miał mieszkania. Jakiś czas mieszkał u mnie, potem u jednego kumpla na Söder, ale zdaje się, że już tam nie mieszka. A gdzie, naprawdę nie wiem. A nawet jakbym wiedziała, nie takie pewne, żebym zaraz powiedziała glinie. Ja na nikogo nie donoszę.

Nordin upił łyk piwa i przyjaźnie spojrzał na potężną blondynkę.

– Tego nie musi pani robić, panno… przepraszam, ale nie znam pani nazwiska, panno Malin.

– Nie nazywam się Malin, tylko Magdalena Rosén. Nazywają mnie Blond Malin, bo mam jasne włosy. – Przesunęła ręką po fryzurze. – Czego pan chce od Nissego? Co on zrobił? Nie chcę odpowiadać na pytania, a pewnie będzie ich mnóstwo, póki się nie dowiem, o co chodzi.

– Tak, rozumiem – powiedział Nordin. – Zaraz wyjaśnię, w jaki sposób może nam pani pomóc, panno Rosén.

Znowu łyknął piwa i wytarł usta.

– Chciałbym tylko przedtem zadać jedno pytanie: Jak ubierał się Nisse?

Marszczyła brwi i chwilę się zastanawiała.

– Przeważnie chodził w garniturze. Taki jasny, beżowy, z obciąganymi guzikami. Miał koszulę, buty, pewnie kalesony, jak każdy mężczyzna.

– A nie nosił płaszcza?

– No, żeby prawdziwy płaszcz, to nie. Taki cienki czarny łach, nylonowy. Wie pan?

Spojrzała na Nordina pytająco.

– Cóż, panno Rosén, on prawdopodobnie nie żyje.

– Nie żyje? Nisse? Ale… dlaczego… dlaczego mówi pan, że prawdopodobnie? I skąd pan wie, że nie żyje?

Ulf Nordin wyciągnął chustkę. Wytarł kark. W lokalu było gorąco, czuł, że ubranie lepi mu się do ciała.

– Rzecz w tym, że mamy w kostnicy mężczyznę, którego nie możemy zidentyfikować. Ale są powody, by podejrzewać, że jest to Nils Erik Göransson.

– I dlaczego miałby umrzeć? – podejrzliwie indagowała Blond Malin.

– Był jednym z pasażerów tego autobusu, o którym pewnie pani czytała w gazetach. Dostał strzał w głowę i umarł natychmiast. Ponieważ pani jest jedyną znaną nam osobą, która mogłaby zidentyfikować Göranssona, bardzo będziemy wdzięczni, jeżeli zechce pani jutro przyjść do kostnicy i zobaczyć, czy to on.

Przyglądała się Nordinowi z przerażeniem.

– Ja? Do kostnicy? Nigdy w życiu!


W środę o dziewiątej rano Nordin i Blond Malin wysiedli z taksówki przed Instytutem Medycyny Sądowej na Tomtebodavägen. Martin Beck od kwadransa już na nich czekał i razem weszli do kostnicy.

Blond Malin była blada pod niedbale zrobionym makijażem. Jasne włosy też nie były tak starannie uczesane jak poprzedniego wieczoru.

Nordin, który czekał w przedpokoju jej mieszkania, gdy kończyła toaletę, skonstatował, gdy wreszcie była gotowa i wyszli na ulicę, że znacznie korzystniej przedstawiała się w przytłumionym świetle winiarni niż przy mglistej porannej pogodzie.

Personel kostnicy był przygotowany i kierownik pokazał im drogę do zamrażalni.

Zmiażdżoną twarz nieboszczyka przykryto, ale włosy było widać. Blond Malin chwyciła Nordina za rękę i szepnęła:

– Cholera.

Nordin objął jej szerokie plecy i podprowadził ją bliżej.

– Proszę się dokładnie przyjrzeć – rzekł cicho. – Proszę się przyjrzeć i powiedzieć, czy go pani poznaje.

Zasłoniwszy ręką usta patrzyła na nagie ciało.

– A co z jego twarzą? – spytała. – Nie mogłabym zobaczyć twarzy?

– Lepiej, że może pani tego uniknąć – powiedział Martin Beck. – Powinna go pani i bez tego rozpoznać.

Blond Malin odjęła rękę od ust i potaknęła.

– Tak, to Nisse. Ta blizna i… tak, to on.

– Dziękuję, panno Rosén – powiedział Martin Beck.

– Zapraszamy na kawę do komendy policji.

Siedząc obok Nordina w taksówce, Blond Malin mruczała od czasu do czasu:

– Cholera, coś okropnego.

Martin Beck i Nordin zasiedli z nią do kawy i ciastek, po chwili dołączył Kollberg, Melander i Rönn.

Malin wkrótce wróciła do równowagi i można było zauważyć, że nie tylko kawa, ale i szacunek, jaki jej okazywano, bardzo ożywiająco na nią wpłynął. Usłużnie odpowiadała na pytania a przed wyjściem uścisnęła ich ręce zapewniając:

– Nigdy bym nie przypuszczała, że gli… że policjanci mogą być tacy morowi.

Gdy drzwi się za nią zamknęły, przez chwilę rozważali komplement, potem Kollberg powiedział.

– No, morowe chłopaki? Podsumowujemy?

Podsumowali:

Nils Erik Göransson. Wiek: 38-39 lat. Od 1965 roku bez stałego zatrudnienia. Od marca do sierpnia 1967 mieszkał z Magdaleną Rosén (Blond Malin) na Arbetargatan 3 w dzielnicy Kungsholmen.

Później do października mniej więcej u Sune Björka na Söder.

Miejsce pobytu w ostatnim tygodniu przed śmiercią nieznane.

Narkoman, palił, żuł i wstrzykiwał sobie taki narkotyk, jaki udało mu się zdobyć.

Być może również handlował narkotykami.

Miał rzeżączkę.

Magdalena Rosén widziała go po raz ostatni trzeciego albo czwartego listopada przed restauracją Damberga.

Ubrany był wtedy w ten sam garnitur i płaszcz, co w dniu trzynastego.

Pieniędzy miewał zawsze pod dostatkiem.

Загрузка...