ROZDZIAŁ VIII

Cyfry w rogu obrazu telewizyjnego wskazywały godzinę szesnasta z minutami, gdy Rinah, zmęczony wycieczką po piętrze, znalazł się; znowu w swoim pokoju. Teraz dopiero mógł po raz pierwszy obejrzeć dokładnie wszystkie szczegóły wnętrza tego niewielkiego pomieszczenia.

Pokoik miał kształt zbliżony do kwadratu o powierzchni niewiele ponad dziesięć metrów kwadratowych. W każdej ze ścian widoczne były przejrzyste drzwi, które przy zbliżeniu dłoni odsuwały się bezszelestnie. Pomiędzy tymi drzwiami, na dywanowej wykładzinie podłogi, biegły wydeptane szlaki, krzyżujące się na środku pokoju, Co pewien czas któreś z drzwi otwierały się, jakiś człowiek przechodził szybko przez pomieszczenie, nie rozglądając się na boki i nie odzywając się ani słowem, by wyjść przeciwległymi drzwiami.

Jeden z narożników zajmował obszerny tapczan, w drugim – przodem do ściany, na której wyświetlano obraz telewizyjny, stały dwa fotele. Pozostałe wolne miejsca pod ścianami były zabudowane szafkami i schowkami.

Pominąwszy ciągły ruch przechodniów, można by porównać to wnętrze do zwykłego, średniej klasy jednoosobowego pokoju hotelowego. Rinah odnalazł na ścianach czarne kropki, których dotknięciu powodowało, że szkliwo traciło przejrzystość. Zasłonił wszystkie cztery ściany, potem zbadał powierzchnie drzwi i stwierdził, że można je zablokować przez dotknięcie odpowiedniego czujnika. Zablokował wszystkie drzwi i dopiero teraz poczuł się swobodniej. Nikt już nie defilował przez jego pokój, nikt nie zaglądał przez ściany. Zdawał sobie sprawę z utrudnienia, jakie stanowi to dla innych mieszkańców, lecz uznał, że mogą się pomęczyć przez czas jego pobytu, obchodząc jego pokój przez sąsiednie pomieszczenia.

Łazienki nie mógł obejrzeć, gdyż wciąż była zajęta przez sąsiadów, jej ściany były nieprzejrzyste, a wąskie drzwiczki w rogu pokoju – zablokowane.

Rinah usiadł w fotelu i przyjrzał się małej tablicy rozdzielczej z rzędami przycisków, która była przytwierdzona do wąskiego stolika, a raczej pulpitu, wystającego ze ściany pod ekranem telewizyjnym. Odszukał przycisk oznaczony odpowiednim piktogramem i wyłączył obraz telewizyjny. Po zniknięciu obrazu ściana w tym miejscu nie różniła się niczym od reszty jej powierzchni, pozostały tylko świetliste cyfry zegara. Inne przyciski, oznaczone obrazkowymi symbolami, służyły do regulacji natężenia światła, jaskrawości obrazu na ekranie, natężenia dźwięku płynącego z głośnika umieszczonego w środku sufitu. Były tam także oznaczone cyframi przyciski dc, wywoływania abonentów wideofonicznych i kilka innych, których przeznaczenia Rinah nie umiał odgadnąć na podstawie piktograficznych oznaczeń.

Dotknął jednego z tych tajemniczych przycisków. W głośniku rozległ się krótki sygnał brzęczyka, a potem głos, nagrany na taśmie powtórzył kilkakrotnie: "Tu Informacja Centralna".

– Przepraszam, pomyłka… – powiedział Rinah, a głośnik zamilkł.

Spróbował dotknąć następnego przycisku.

"Tu Centralny Rejestr Mieszkańców – powiedział głośnik.-Rinak Defi 152718497, stan wskaźnika SC na dzień dzisiejszy, godzina szesnasta, minuta trzydziesta druga: 0,981".

Rinah uśmiechnął się, słysząc zniekształconą wymowę swego imienia i nazwiska. Paradyzyjczycy mieli trudności z niektórymi spółgłoskami, zauważył to już wcześniej.

Równocześnie z informacją słowną na ścianie przed Rinahem zajarzyły się dwie wymienione liczby. Pierwsza z nich – jak stwierdził, spojrzawszy na swój identyfikator – była numerem porządkowym. Znaczenia drugiej nie rozumiał.

Głośnik zamilkł, po chwili zgasły także cyfry na ścianie, a Rinah podjął dalsze eksperymenty z przyciskami.

"…Informator o aktualnym stanie praw planety Paradyzja – odpowiedział głośnik na następny przycisk. – Proszę zadać pytanie".

– Dziękuje, przepraszam – bąknął Rinah, nie znajdując na poczekaniu odpowiedniego pytania.

Wstał z fotela i wyciągnął się na tapczanie, lecz niedługo dane mu było pławić się w odprężającej drzemce.

"Tu Centralny System Zabezpieczeń – powiedział nagle głośnik. – Ostrzeżenie!"

Rinah usiadł na skraju tapczanu.

"Do mieszkańca pokoju 1-10-4280! – kontynuował głośnik. – Koniec limitu czasowego blokady przejrzystości. Koniec limitu czasowego blokady przejść. Za minutę system zacznie naliczać punkty karne".

Rinah spojrzał na cyfry zegara. Dochodziła siedemnasta. Od chwili, gdy zasłonił ściany i zablokował drzwi, upłynęło pół godziny.

"Więc to tak! – pomyślał. – To dlatego nikt tu nie zasłania ścian i nie zamyka się w domu…"

Wstał i obszedł pomieszczenie dokoła, dotykając czujników. Ściany odzyskały przejrzystość. Spróbował otworzyć jedne z drzwi. Rozsunęły się.

"W porządku – pomyślał. – Licho wie, co oznaczają te punkty, lepiej więc nie narażać się niepotrzebnie".

Cyfry zegara przeskoczyły na siedemnastą i w tej samej chwili ściana rozjarzyła się obrazem telewizyjnym. Rinah popatrzył przez ściany na sąsiadów. Wszyscy siedzieli w fotelach, każdy przed swoim ekranem.

Dotknął drzwi, które otwierał przed chwilą, lecz teraz nawet nie drgnęły. Podobnie wszystkie pozostałe… Stał przez chwilę bezradnie, a potem, za przykładem sąsiadów, zasiadł w fotelu.

Na ekranie lektor rozpoczął czytanie bieżących wiadomości. Rinah dotknął przycisku, lecz obraz i dźwięk nie dały się wyłączyć.

Nie mogąc opuścić pokoju, nie mając też pewności, czy brak zainteresowania podawanymi komunikatami nie spowoduje zaliczenia "punktów karnych", obejrzał cały program informacyjny. Na koniec wiadomości na ekranie pojawiła się Zinia. Była uczesana inaczej niż przed południem, lecz podawała prawie te same informacje, włącznie z wiadomością o przybyciu gościa z Ziemi. Jej uśmiech, znów jakby do niego skierowany, był jeszcze bardziej uwodzicielski…

"Być może uda nam się – powiedziała na koniec – uzyskać od naszego gościa kilka zdań na temat jego pierwszych wrażeń z pobytu w naszej planecie. Jak nam wiadomo, słynny autor zwiedzał dziś w towarzystwie przewodnika dziesiąte piętro pierwszego segmentu".

Po wiadomościach obraz telewizyjny można było wyłączyć, a drzwi wyjściowe – otworzyć. Rinah chciał spytać kogoś z sąsiadów, jak to jest z tymi punktami karnymi, lecz wszyscy tkwili w fotelach, oglądając w napięciu jakiś film kryminalny. Z urywków dialogu, usłyszanych przez otwarte drzwi, Rinah zorientował się, że film, opowiada o dywersantach z Ziemi, usiłujących zniszczyć zaczepy międzysegmentowe Paradyzji…

Nie chcąc przeszkadzać sąsiadom Rinah wcisnął przycisk informatora prawnego i spytał:

– Czy istnieje obowiązek oglądania programów informacyjnych w telewizji?

Odpowiedź była wyczerpująca i dokładna.

"Według stanu prawnego na dzień dzisiejszy oglądanie programów informacyjnych nie jest obowiązkowe. Jednakże za przebywanie w fotelu przed ekranem w czasie trwania tych programów przyznawane są punkty dodatnie, pod warunkiem jednakże, iż oglądający nie zamyka oczu. Programu informacyjnego nie można wyłączać ze względu na możliwość przeoczenia ważnych wiadomości dotyczących bezpieczeństwa planety. W czasie nadawania wiadomości obowiązuje pełna blokada przejść, by przechodnie nie zakłócali mieszkańcom odbioru programu. Blokada nie dotyczy jedynie służb awaryjnych i pogotowia lekarskiego".

Można było tylko podziwiać precyzję działania Systemu Zabezpieczeń, sterującego w każdym szczególe wszystkim, co miało związek z utrzymaniem mieszkańców Paradyzji w stanie ciągłej gotowości, czujności i pełnego poinformowania. System czuwał dosłownie nad każdym z osobna. Rinah mógł przekonać się o tym, gdy zdjął na chwilę z palca swój identyfikator, by dokładniej go obejrzeć.

"Wzywa się natychmiast właściciela identyfikatora 152718497 do bezzwłocznego założenia go w przepisowy sposób – powiedział groźnie głośnik. – Zdjęcie identyfikatora z palca zagrożone jest karą jednej setnej punktu za każdą sekundę!"

Rinah pospiesznie wsunął obrączkę z powrotem na palec i trwożnie rozejrzał się po przyległych pokojach, lecz sąsiedzi zajęci byli oglądaniem filmu.

"Kamery…" – pomyślał, szukając wzrokiem po ścianach.

Wysoko, prawie pod sufitem, rozmieszczone w regularnych odstępach, patrzyły na niego lśniące punkciki, jak główki nitów wprawionych w powierzchnię "ściany.

"Albo może czujnik termiczny? – Rinah szybko przełożył obrączkę na palec lewej dłoni. Ostrzeżenie nie powtórzyło się. – Tak, raczej coś w tym rodzaju. Czujnik wysyła jakieś sygnały magnetyczne. Alvi wspominał o tym… Na pewno jest tu jakaś pętla indukcyjna wokół ścian. W ten sposób łatwo stwierdzić, który identyfikator znajduje się w danym pomieszczeniu… A wraz z identyfikatorem – jego właściciel. Bo sam identyfikator, pozbawiony źródła ciepła, jakim jest dłoń ludzka, natychmiast sygnalizuje swoje osamotnienie".

System śledzenia mieszkańców Paradyzji zaczynał powoli odsłaniać swe tajemnice. Może zresztą były to "tajemnice" tylko dla niego, przybysza z zewnątrz. Tutejsi obywatele znali zapewne wszystkie właściwości swego świata i odruchowo, z nawyku i obawy przed "punktami karnymi", zachowywali się w sposób, jakiego wymagał i oczekiwał Centralny System Zabezpieczeń, znający bez wątpienia wszelkie triki i naiwne próby oszukiwania go w jakimkolwiek celu. Świadomi tego, Paradyzyjczycy nie narażali się bez potrzeby na karne punkty, obniżające ich wskaźnik "SC" – bo od jego wielkości zależała zapewne ocena każdego obywatela, o której wspominał Alvi…

– Czy nie przeszkadzam? – Rinah usłyszał za plecami ściszony, jakby skądś znajomy głos kobiety.

Odwrócił się powoli. Na środku pokoju, na skrzyżowaniu wydeptanych w chodniku ścieżek, stała Zinia. Jej ciemnozielona aksamitna suknia prawie dotykała wyburzałej powierzchni dywanu, który – też ongiś zielony – wyglądał w tym zestawieniu jak brudna szmata. Rinah stał naprzeciw dziewczyny, zdumiony jej nagłym pojawieniem się, zapomniawszy odpowiedzieć na zadane pytanie.

– Może tutejsze obyczaje wydają ci się prostackie – powiedziała z uśmiechem – ale panuje tu zasada, że do nie zablokowanego pomieszczenia wchodzi się bez uprzedzenia… Pomyślałam, że… mógłbyś mi odmówić spotkania, gdybym próbowała uprzedzić cię przez video, więc…

– Ach, oczywiście, bardzo mi przyjemnie! – Rinah odzyskał mowę, lecz wciąż nie mógł oderwać wzroku od wspaniałej postaci dziewczyny.

Wyglądała jeszcze efektowniej niż na ekranie. Zdążyła nawet zmienić fryzurę, jej makijaż był o wiele bardziej dyskretny, stonowany. Najwyraźniej usiłowała wyglądać jak kobieta z Ziemi. Mieszkanki Paradyzji były dość szare i nieciekawe w swych niewiele różniących się seryjnych ubiorach.

Rinah chciał wskazać jej fotel, lecz dziewczyna bez ceregieli usiadła na skraju tapczanu.

– Zasłoń ściany – powiedziała. – Sąsiedzi już mnie poznali.

Rzeczywiście, we wszystkich przyległych pokojach widać było zainteresowanie wśród mieszkańców. Jak nigdy do tej pory, sąsiedzi Rinaha zerkali przez ściany, wymieniając między sobą jakieś uwagi.

– To straszne być popularną osobą w Paradyzji – powiedziała Zinia, gdy Rinah zasłaniał ściany. – Tracę okropnie dużo punktów, chcąc mieć parę chwil spokoju. Aż dziwne, że ludzie nie mają mnie dosyć na ekranie… Czy zechcesz poświęcić mi kilka minut? Chodzi o wywiad dla telewizji.

– Jak zdążyłem się zorientować, do zmontowania wypowiedzi nie trzeba tutaj wcale prosić o wywiad – zauważył Rinah cierpko,

– Ach, wybacz… U nas jest to przyjęte. Korzystamy z rejestracji rozmów…

– O właśnie. A mnie mówiono, że te mikrofony i kamery we wszystkich pomieszczeniach służą jedynie komputerowemu systemowi bezpieczeństwa. Nie przypuszczałem, że ludzie mają dostęp do tych materiałów…

– Wiesz, telewizja ma specjalne upoważnienia… Aktualność informacji, szybkość działania… Wszystko to służy wreszcie bezpieczeństwu. Rozumiem, że cię to zaskakuje, ale… chyba to nie jedyne zaskoczenie, jakie spotyka cię w tym cudownym świecie?

Ostatnie dwa słowa wypowiedziała z wyraźnie przesadną emfazą, lecz wyraz jej twarzy pozostał poważny, bez cienia ironii.

– Myślę, że podoba ci się tutaj – ciągnęła wciąż z powagą, głęboko patrząc w oczy Rinaha. – Na pewno w życiu nie widziałeś czegoś podobnego i pewnie też nigdzie więcej nie zobaczysz.

– Masz rację. To jest coś… – Rinah szukał odpowiedniego słowa – coś absolutnie oryginalnego.

– Niepowtarzalnego! – dopowiedziała. – Świat jak ze snu…

A propos, czy dobrze ci się spało tej pierwszej nocy? Bp ja mam zawsze jakieś senne koszmary po podróży promem…

– Nie wyspałem się z powodu porannego alarmu, ale… spałem raczej dobrze.

"O co jej chodzi? – pomyślał. – Skąd ten przeskok z tematu na temat?"

– Czasem jawa jest gorsza od snu, a prawda straszniejsza od literackiego horroru… Czy zawsze piszesz tylko o tym, co widzisz wokół siebie?

– No, nie… Raczej staram się pogłębiać temat, rozumieć dobrze to, o czym piszę. Dlatego właśnie przyjechałem tutaj. Chcę napisać prawdę o tym świecie… niepowtarzalnym, jak go nazwałaś.

– Dobrze. Staraj się nie odstępować od tego planu. Napisz koniecznie prawdę o tym świecie. Nam, ludziom tej planety, należy się wreszcie sprawiedliwość… – tu Zinia zawiesiła głos na kilka sekund – sprawiedliwość w ocenie naszego świata. Wy, tam na Ziemi, zupełnie nic o nas nie wiecie. A w każdym razie to, co wiecie, to bardzo, bardzo mało…

– Wiem o tym.

– Nie. Nic nie wiesz o niczym – powiedziała gwałtownie i urwała.

– Nie rozumiem?

– Ja ci tego nie wyjaśnię – powiedziała cicho i potoczyła wzrokiem wokół ścian.

– Dlaczego?

– Ze względu na to, przez co wielbłąd…

– Co: wielbłąd?

– Masz przybory do szycia?

– Zabrali mi wszystkie nici.

– Niczego więcej?

– Do szycia?

– Tak, do szycia.

– Nie. Igły mam. Potrzebujesz?

– Ech, nie…

– Więc o co chodzi?

– O nic. Midasa znałeś?

– Którego?

– Z mitologii.

– Tego, co miał o…

– Mowa jest srebrem – przerwała gwałtownie. – Słowo wyleci ptakiem… Czy podobają ci się moje klipsy?

Rinah nie odpowiedział. Zrozumiał wreszcie sens tych wszystkich aluzji.

– Taak… – powiedział po chwili. – Mają je ściany.

Zinia uśmiechnęła się.

– To była lekcja – powiedziała. – Musisz się tego nauczyć, jeśli chcesz cokolwiek zrozumieć… tutaj. Ale to, co przy dzbanku, też się uczy… Wiesz, kiedy uczę się nowej piosenki, wystarczy mi, że dwa razy przeczytam tekst i już wiem, o co chodziło autorowi…

Rinah nie nadążał. Bezradnie patrzył w ciemnoszare oczy Zinii. Na jej twarzy pojawił się wyraz oficjalnej powagi.

– Więc ty również… śpiewasz? – spytał.

– Przypadkiem, tak. Lecz nawet, gdybym nie śpiewała, to wszystko, co mówiłam, pozostaje w mocy. Ale… my tu sobie rozmawiamy o niczym, a miał być wywiad.

– Może nie dziś – mruknął Rinah. – Jestem zmęczony i nie błysnąłbym elokwencją.

– Dobrze. Umówmy się, że do ciebie zadzwonię… powiedzmy, jutro wieczorem. Bo pojutrze wyjeżdżam na kilka dni.

– Dokąd?

– Na dół.

– To znaczy?

– Na Tartar…

– Byłaś tam przecież wczoraj. Nie boisz się?

– Jestem dziennikarką – odpowiedziała wymijająco. – Ryzyko zawodowe.

– Czy… ja także mógłbym odbyć taką wycieczkę?

– Trudna sprawa. Boję się, że nawet… beznadziejna. Od czasu, kiedy… dziesięć lat temu pewien Ziemianin zaginął na Tartarze, nikomu obcemu nie udzielono zezwolenia.

– Zaginął? – Rinah z trudem opanował odruch gwałtownego zainteresowania. – Któż to był?

– Nie pamiętam tej historii, byłam wtedy dzieckiem. Ktoś mi tylko o tym wspominał. Zdaje się, że to był dziennikarz albo jakiś socjolog czy politolog…

– Lars Benig?

– Nie pamiętani, czy słyszałam kiedykolwiek jego nazwisko. A ty znałeś go?

– Tylko ze słyszenia. Wiem, że nie wrócił z Paradyzji. Oficjalnie podano, ze uległ wypadkowi, ale zwłok nigdy nie odesłano na Ziemię.

– Może chodzi o inna osobę. Nie wiem – skwitowała Zinia niechętnie. – Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

– Jakie pytanie?

– O biżuterie.

– Aha… – Rinah popatrzył na uszy Zinii. – Owszem. Godne właścicielki. Czy w każdym pokoju jest je do czego przypiąć?

– Masz jednak uzdolnienia lingwistyczne – powiedziała z uśmiechem. – Tak, w każdym. Nie ma miejsca w świecie, gdzie nie znalazłbyś Eustachiusza. "…tylko puste słowa – jak wiatr przez szczelinę przelecą i sczezną – i w nicość się obróci niebyła rozmowa…"

– To cytat?

– Mógłby być. Ale niekoniecznie. Powiedz, czy ci się podobam?

Pytanie było zaskakująco bezpośrednie, lecz w tej rozmowie Rinah niczemu się już nie dziwił i wszystko próbował zrozumieć.

"Poczciwy, stary Mac Leod" – pomyślał z uznaniem o przyjacielu.

– Jesteś najpiękniejszą Paradyzyjką, jaką zdarzyło mi się widzieć – powiedział zupełnie szczerze.

– Dziękuje. Może nie zmienisz tego mniemania, przynajmniej do końca pobytu. Chciałabym, żebyś zebrał tu obfity materiał do książki, wywiózł stąd jak najlepsze wrażenia i zabrał ze sobą to, co wyda ci się najpiękniejsze.

Wstała nagle i wyciągnąwszy dłoń w kierunku Rinaha powiedziała:

– Wiec do jutra! – a wychodząc, już w drzwiach, rzuciła przez ramię: – On się tak nazywał.

To wszystko było jednak dość skomplikowane…

Rinah odtwarzał z pamięci dialog z dziewczyną i próbował odgadnąć znaczenie wszystkich subtelności tej pozornie bezsensownej rozmowy.

Uprzedzając kolejne ostrzeżenie Centrali, odsłonił ściany i rozsiadł się wygodnie, by pomyśleć. Po godzinie miał już dość dobrze uporządkowane to wszystko, co chciała mu przekazać Zinia.

Przede wszystkim dziewczyna dawała do zrozumienia, że chce go o czymś poinformować i nie może tego zrobić ze względu na zainstalowane wszędzie kamery i mikrofony, ale o tym wszechobecnym podsłuchu wiedział Rinah, jak i wszyscy tutaj, zupełnie oficjalnie. Cały komiczny dialog, aluzyjnie naprowadzający go na słowo "ucho", był raczej rodzajem instruktażu. Wynikało z niego, iż chcąc coś powiedzieć tak, by nie być zrozumianym przez kontrolny komputer, trzeba odwoływać się do skojarzeń słuchacza. To dość oczywiste: komputer może wyławiać z rozmowy pojedyncze słowa, takie jak owo "ucho", które jest dla niego trywialną aluzją do słowa "mikrofon" czy "podsłuch". Widać, słysząc takie słowo, komputer pilniej nadstawia… "ucha". Komputer może także analizować całe zestawy słów, znaczenie zdań… Ale nie jest w stanie rozszyfrować aluzji, którą słyszy po raz pierwszy. Dlatego – nie chcąc być zrozumianym – trzeba każdorazowo używać innej aluzji, innego hasła wywołującego to samo skojarzenie. Centrala jest komputerem o wysokim stopniu zdolności uczenia się. Zbyt przejrzyste, obiegowe, często pojawiające się porównania czy kryptonimy, ma zapewne skatalogowane w swych zbiorach pamięciowych. Wystarczy, że dana aluzja pojawi się dwa, trzy razy w różnych kontekstach – i już staje się dla komputera zrozumiała. Dlatego szyfrowy język, którym posługują się tu ludzie, mający do przekazania poufne informacje, musi być językiem dynamicznym, zmiennym, nie istniejącym trwale, lecz powstającym i ginącym w trakcie rozmowy, efemerycznym, doraźnym systemem skojarzeń, odwołującym się do pamięci i erudycji, do bystrości i zdolności kojarzenia. A więc posługiwać się nim mogą tylko ludzie, których inteligencji nie jest w stanie sprostać najbardziej nawet sprawny system sztuczny.

To jednakże nie wszystko. Czego nie rozumie system, mogą rozszyfrować jego operatorzy. Komunikat, który jest przekazywany słownie, musi być na pozór idealnie pusty, wolny od istotnej treści – aby system pominął go i nie utrwalił dla ewentualnej ponownej próby interpretacji. "Tylko puste słowa jak wiatr przelecą…". Jednym słowem, rozmowa musi sprawiać wrażenie pustego gadania o niczym. Jakieś skoki myślowe, cytaty…

"Coś podobnego znaleźć można u niektórych poetów z końca XX wieku – przypomniał sobie Rinah. Tylko, że tam można było pozwolić sobie na słowotwórstwo, a czytelnik nie zawsze musiał rozumieć, o co chodzi poecie. Tutaj trzeba wyczuć tę subtelną granicę między zdolnością kojarzenia komputera i człowieka. Żadnych neologizmów – bo każde nowe słowo, raz tylko użyte, jest albo niezrozumiałe, albo znaczeniowo zdefiniowane przez kontekst. W jednym i drugim przypadku nie spełniałoby tu swej roli…"

Cóż jeszcze przekazywała Zinia? Informację o tym, że podsłuch jest absolutnie wszędzie i być może nie ogranicza się do mikrofonów rozmieszczonych w ścianach. "Trąbka Eustachiusza" jest elementem ucha wewnętrznego… Czyżby więc… w człowieku samym też istnieć mogły jakieś urządzenia, działające wówczas, gdy zewnętrzne nie są zdolne spełnić swojej roli? W tym świecie wszechstronnych zabezpieczeń wszystko jest możliwe! Końcowe aluzje do chęci opuszczenia Paradyzji przez Zinię wraz z Rinahem były dość jasno wyrażone zbyt jasno, by można było liczyć, że niegłupi wreszcie komputer nie dostrzeże w nich niczego istotnego. Mógł to być jednak wyraz jakichś ogólnych tęsknot do dalekich podróży.

"Sporo, jak na jedną krótką i, zdawałoby się, bezsensowną rozmowę – pomyślał Rinah. – Załóżmy, że ta dziewczyna chce mnie wyposażyć w klucz do rozumienia podtekstów, wyrażanych przez ludzi, z którymi będę tutaj rozmawiał. Wynika stąd, że niektórzy, być może, mają do powiedzenia więcej, niż toleruje System Zabezpieczeń. Dlaczegóż by jednak mieli obcemu przybyszowi z planety uważanej za wrogą udzielać informacji i opinii uznanych za zagrażające bezpieczeństwu ich własnej?"

Jeszcze jedną ważna informacją, która zelektryzowała Rinaha w trakcie rozmowy z Zinią, była wzmianka o zaginionym – czy też, jak poinformowano Ziemię – zmarłym przed dziesięciu laty ziemskim socjologu, Larsie Benigu. Człowiek ten był główną i pierwotną przyczyną obecności Rinaha w Paradyzji, choć on sam dotychczas sceptycznie odnosił się do możliwości wyjaśnienia czegoś w tej zamierzchłej sprawie sprzed dziesięciu lat. Ale Mac Leod był innego zdania…

Загрузка...