14. Maszyny które mordują

Maleńkie, czerwone światełko, które migotało z tyłu aparatu, zmieniło kolor na zielony, wskazując, że proces wywoływania dobiegł końca. Brion wyjął rolkę z filmem i wsunął ją do projektora. Kiedy go włączył, między drzewami ukazała się stalowa burta czołgu. Unosiła się swobodnie w powietrzu, wprawiając w zakłopotanie zmysły, gdyż wyglądała jak prawdziwa.

— To widok z zewnątrz — objaśnił Brion naciskając przycisk przesuwu klatki. Na ekranie pojawił się obraz zniszczonego pojazdu. — A tu jest to, co zobaczyłem, kiedy zajrzałem po raz pierwszy do środka.

Poprzedni obraz zniknął i jego miejsce zajął następny. Przedstawiał wnętrze czołgu. Bomba oderwała część urządzeń, ale niektóre podzespoły były nadal całe. Brion wskazał na plątaninę przewodów i łączące się z nimi puszki.

— To jest widok przodu. Zauważ, że nie ma tu siedzeń ani urządzeń sterujących, przeznaczonych dla ludzi. Jedynie te urządzenia wejściowe i mikroprocesory. Pozwala to przypuszczać, iż wnętrze zostało specjalnie zaprojektowane do automatycznego sterowania. Widzisz tę metalową rurę? To jest podajnik amunicji bezodrzutowego działa. Biegnie przez całe wnętrze, przechodząc przez miejsce, w którym normalnie siedziałby ładowniczy lub kierowca. Mimo to jest tam jeszcze dużo miejsca, więcej niż potrzeba na urządzenia do automatycznego sterowania.

— Nie rozumiem. Jak to możliwe? — zapytała Lea. Zawsze myślałam, że roboty są niezdolne do szkodzenia ludziom. Istnieją przecież prawa robotyki.

— Być może na Ziemi, ale obawiam się, że chyba nigdzie poza granicami dawnego Imperium Ziemskiego nie były stosowane. Zapominasz, że roboty są maszynami i niczym więcej. Nie są ludzkimi istotami i dlatego nie należy ich antropomorfizować. Robią to, co nakazuje im program… bez żadnych emocji. Zostały wprowadzone do walki od pierwszej chwili, kiedy stało się to możliwe. Służyły do nakierowywania bomb, ostrzegania przed zbliżającymi się samolotami, naprowadzania rakiet, kierowania ogniem dział i do stu innych celów. Cokolwiek robią, robią to szybciej i dokładniej niż ludzie. Dodaj jeszcze do tego, że są od nich o wiele bardziej bezwzględne, a zrozumiesz, dlaczego wojskowi bardzo je lubią. Zwróć uwagę, że historia wojen toczonych podczas Upadku pełna jest wzmianek o bitwach, które były prawie całkowicie zautomatyzowane. Były one niezwykle marnotrawne, ale przynajmniej nie były śmiertelne dla ludzi. Ludzie cierpieli jedynie wtedy, gdy jedna strona ponosiła klęskę lub brakowało jej surowców. Z reguły jednak, kiedy zmechanizowany system obrony zostawał przełamany, broniąca się strona szybko się poddawała.

— Zatem roboty wojenne nie miały na myśli zabijania ludzi…

— Nie mogły mieć na myśli, ponieważ są niezdolne do myślenia. Ten automatyczny czołg był zaprogramowany na tropienie ludzi i zabijanie ich. Mogliśmy się sami przekonać, jak sprawnie wykonywał to zadanie.

— Ale zaprogramować musieli go ludzie. Są więc momlnie odpowiedzialni za zabijanie, nieprawdaż?

— Zgadzam się z tobą całkowicie. Są najzwyklejszymi kryminalistami, którzy powinni stanąć przed sądem. Lea z rosnącą niechęcią patrzyła na zmieniające się obrazy, przedstawiające zniszczoną maszynę.

— Przynajmniej ten jeden robot — zabójca został zniszczony. Pewnie o to toczy się tu ta wojna. Piloci tych samolotów starali się powstrzymać te roboty.

— Starali się. Skąd wiesz, że w tych samolotach byli piloci? One także mogły być zrobotyzowane.

— Czyste wariactwo. Wojna na prawie nie zamieszkanej planecie, toczona przez roboty przeciwko robotom, które od czasu do czasu strzelają także do ocalałych ludzi. To nie trzyma się kupy!

— Być może dla nas nie ma to sensu… Cokolwiek byśmy jednak o tym sądzili, ta wojna toczy się nadal i nie da się temu zaprzeczyć. Te maszyny wojenne muszą pochodzić z jakiegoś miejsca na tej planecie.

— Z podziemnych fabryk?

— Być może. Zastanawialiśmy się już przecież nad tym. Musimy poszperać jeszcze trochę w Miejscu Bez Nazwy. — Nie chcę powiedzieć, że mi brak Ravna, ale czy uda nam się tam dotrzeć bez niego?

— To będzie trudne, ale nie niemożliwe. Będziemy szli cały czas na północ, pod osłoną lasu. Mieliśmy okazję zobaczyć, co może się z nami stać, jeśli zostaniemy dostrzeżeni.

— To może lepiej, żebyśmy szli nocą?

— Nie. Bezpieczniej jest za dnia. Bez względu na rodzaj używanych w tych maszynach detektorów wykorzystujących fale radiowe, promieniowanie podczerwone, cieplne czy inne, mogą one skutecznie działać również ~ w nocy, podczas gdy my jesteśmy zależni prawie całkowicie od zmysłu wzroku. Moje zdolności empatyczne są dobre do unikania tubylców, ale są całkowicie nieprzydatne do wyczuwania obecności maszyn. Dlatego musimy iść w dzień i bacznie się rozglądać, wypatrując maszyn wojennych, aby się przed nimi ustrzec.


Mimo iż niebezpieczeństwo nie minęło i nie opuszczało ich ani na chwilę, ich marsz okazał się łatwiejszy bez kłopotliwej obecności Ravna. Zginął, kiedy próbował ich zdradzić… i nie żałowali go. Ich trasa prowadziła teraz prawie dokładnie na północ. Przez cały czas mieli po prawej stronie wielkie Jezioro Centralne: Pozostając między drzewami, szli równoległe do równiny. Z upływem dni spotykali coraz mniej pasących się zwierząt — przypuszczalnie ze względu na coraz bliższą obecność sprzętu wojennego. Przynajmniej raz na dzień przelatywały w powietrzu samoloty, zataczając szerokie łuki, jak gdyby czegoś szukały. Którejś nocy na horyzoncie toczyła się jakaś bitwa. Odległe eksplozje wstrząsały ziemią i co chwilę widać było błyski wybuchów spoza obłoków dymu.

Następnego dnia przejechała w pobliżu cała kolumna sprzętu wojennego. Widzieli jak rozsnuwający się coraz wyżej obłok pyłu przepływa z północy. Z początku przypominało to burzę piaskową, ale była to przecież trawiasta równina, a nie pustynia i ta właśnie nienaturalność zjawiska zwróciła ich uwagę.

— Między drzewa, szybko! — rzucił nagle Brion i ruszył do przodu dużymi susami. — Tam jest grzbiet wzgórza. Musimy się tam ukryć… wykorzystać skałę do osłony przed czujnikami, jeśli to jest to, co podejrzewam.

Rzucił tobołek w dół między skały, a potem pomógł Lei wdrapać się do góry. Po drugiej stronie znajdowało się dużo otoczaków. Wślizgnęli się pod jeden z największych, chowając się za nim całkowicie. Brion przesunął tobołek z metalowym urządzeniem jeszcze niżej, aby ograniczyć do minimum możliwość jego wykrycia. Potem z płaskich odłamków skalnych ułożył murek, zostawiając w nim szczeliny, przez które mógłby wyglądać na zewnątrz.

— Słyszę je — powiedziała Lea. — Szczękają i skrzypią. Zbliżają się.

Sunące przed kłębami pyłu ciemne sylwetki pojazdów ukazały się ich oczom. Rosły z każdą chwilą. Był to masywny, potężnie opancerzony i uzbrojony sprzęt bojowy. Wkrótce ukazały się także mniejsze i bardziej ruchliwe pojazdy, które otaczały większe ze wszystkich stron. Te siły osłonowe były wszędzie, jedne torowały drogę wzdłuż brzegu jeziora, a inne w górę wzgórza. Lea skuliła się w swojej kryjówce, kiedy eskadra naddźwiękowych odrzutowców przeleciała z hukiem nad ich głowami. Podążająca za nimi fala dźwiękowa uderzyła w ich kamienny murek i rozwaliła go. Armada przesuwała się dalej i wkrótce cała równina, jak okiem sięgnąć, pokryta była sprzętem wojskowym. Zgrzyt metalu był tak głośny i przenikliwy, że aż uszy bolały.

Było późne popołudnie, kiedy przejechała główna część kolumny. Mniejsze i szybsze czołgi nadal jednak węszyły wokoło.

— Niezłe widowisko — powiedziała Lea.

— Nieludzkie. Same maszyny. Zaprogramowane maszyny! Gdyby kierowali nimi ludzie, czułbym ich zmasowane emocje, nawet z tej odległości. Ale niestety nic nie czułem.

— A może gdzieś między tymi maszynami było paru ludzi kierujących nimi?

— Mało prawdopodobne, nie wyczułem ich obecności. Ale nawet jeśli była tam jakaś grupka ludzi kierująca tą kolumną, jestem pewien, że co najmniej dziewięćdziesiąt pięć, dziewięćdziesiąt osiem procent obsługiwały automaty.

— To przerażające…

— Wszystko w tej operacji jest przerażające. I śmiertelne — powiedział Brion. — Pozostaniemy tu do rana. Poczekamy aż te maszyny odjadą jak najdalej, zanim ruszymy w dalszą drogę. Jedyny nasz zysk polega na tym, że wiemy w końcu, w którym kierunku musimy teraz iść.

— Co masz na myśli?

Brion wskazał na szerokie bruzdy wyorane w równinie przez zmechanizowaną armię.

— Zostawiły ślady, po których można iść z zamkniętymi oczyma. Pójdziemy po tych śladach… i poszukamy miejsca, z którego pochodzą.

— Nie możemy! Stamtąd mogą nadjechać następne maszyny.

— Będziemy się trzymali od nich z dala. Te ślady widać z odległości kilku kilometrów. Nadal będziemy zachowywali ostrożność, tak jak przedtem. Pójdziemy wzdłuż śladów tak długo, aż znajdziemy to miejsce, z którego pochodzą maszyny.


Przez kilka pierwszych dni nie mieli kłopotów. Później jednak droga stawała się coraz trudniejsza. Kiedy Jezioro Centralne zostało za nimi, ukształtowanie terenu zaczęło się stopniowo zmieniać. Zniknął jednolity ciąg gór, leśnych wzgórz i trawiastej równiny. Teren stawał się coraz bardziej niejednorodny i górzysty, z dużą ilością dolin i wąwozów. Brion zatrzymał się na stromym zboczu, spoglądając na wyorane na powierzchni równiny ślady. Były nadal bardzo wyraźne, ale niknęły nagle z pola widzenia w miejscu, w którym wchodziły do otoczonego stromymi ścianami wąwozu.

— Co teraz zrobimy? — zapytała Lea.

— Zjedzmy coś najpierw, zanim to rozważymy. Przypuszczam, że można będzie iść wzgórzami nad — tym śladem.

Lea spojrzała na wysokie, strome zbocze.

— Łatwiej to powiedzieć, niż zrobić. — Rozerwała opakowanie z racjami żywnościowymi i wyjęła prawie pusty pojemnik. — I, jak widzisz, kończy się nam jedzenie. Cokolwiek się stanie, będziemy musieli niedługo wracać albo ściągnąć lądownik, żeby uzupełnić zapasy.

— Żadna z tych możliwości mi się nie podoba. Zaszliśmy już bardzo daleko i ciągle jesteśmy na tropie. Musimy iść dalej. Nie możemy uzupełnić zapasów, ponieważ nie wolno nam ryzykować lądowania statku w miejscu, w pobliżu którego znajduje się tak wiele broni. Pozostaje więc tylko jedno wyjście…

— Nie gadaj tyle. Otwórz dziob i włóż do niego żarcie. A potem postąpimy zgodnie z moim planem. Wrócimy na równinę, ściągniemy lądownik i wrócimy na orbitę, gdzie będziemy bezpieczni. Mamy sporo informacji do przekazania. Potem siądziemy sobie spokojnie i zaczekamy, aż przyślą wojsko…

Brion sprzeciwił się ruchem głowy.

— My jesteśmy tym wojskiem! Nie odlecimy stąd, dopóki nie dowiemy się, co się tu dzieje. W tej sytuacji jest tylko jedna droga przed nami. Do kanionu…

— Chyba straciłeś rozum. To pewne samobójstwo!

— Nie sądzę. Uważam, że szanse są pół na pół. Trzeba tylko szybko do niego wejść i wyjść, zanim nadjedzie kolejna kolumna maszyn.

— Już wiem, co będzie dalej. Ma to być jednoosobowa druzgocąca akcja, prawda? Z tobą w tenisówkach i z dużym, przezroczystym nożem w ręku. I ze mną, siedzącą tutaj z całym tym metalowym majdanem i czekającą cierpliwie na twój powrót?

— Właśnie to mniej więcej miałem na myśli. Czy coś ci się w tym nie podoba?

— Tylko jedno. Zastanawiam się, czy nie byłoby prościej, żebyś po prostu walnął sobie w łeb i oszczędził sobie tego całego kłopotu.

Wziął jej drobną rękę w swoje łapsko. Czuł wyraźnie strach i niepokój kryjące się za jej gorzkimi słowami.

— Wiem, co myślisz i czujesz i nie mam do ciebie o to żalu. Ale w obecnej sytuacji nie mamy wyboru. Możemy wrócić i zacząć całą tę akcję od początku albo po prostu zakończyć ją. Myślę jednak, że zaszliśmy już za daleko, przeżyliśmy zbyt wiele przemocy i przelało się już za dużo krwi, aby się wycofać. Jestem w stanie poradzić sobie. I muszę tę sprawę doprowadzić do końca!

Lea zrozumiała to i nie była w stanie polemizować z nim. Poczuła, jak ogarnia ją rezygnacja. W milczeniu zapakowali tobołek i udali się na wzgórza z dala od kanionu. Szli, aż znaleźli odpowiednie miejsce na urządzenie obozu. Był tam osłonięty nawis skalny i nieco poniżej potok górski.

— Będziesz tu bezpieczna — powiedział Brion, wręczając jej szybkostrzelny pistolet — Trzymaj go cały czas przy sobie. Jeśli zobaczysz coś podejrzanego, najpierw strzelaj, a potem sprawdzaj. Tu nie ma żadnych przyjaznych zwierząt, maszyn ani ludzi… nic. Jak będę wracał, dam ci znać, żebyś przypadkiem mnie nie zastrzeliła.

Po raz pierwszy na tych wzgórzach noc była chłodna. Spali w jednym śpiworze, żeby nie zmarznąć. Brion zasnął od razu. Pomogły mu lata treningu. Lea natomiast, nie mogąc przed dłuższy czas zasnąć, obserwowała przez konary drzew usiane gwiazdami obce niebo, tak bardzo różne od ziemskiego. Była tak bardzo daleko od domu!


Ocknęła się, czując czyjś dotyk na ramieniu i stwierdziła, że jest już widno. Brion stał nad nią i wkładał nóż do pochwy.

— Jestem przekonany, że w ostatnim raporcie przekazaliśmy wszystkie najważniejsze wiadomości, które zebraliśmy do tej pory, możesz więc zachować ciszę w eterze. Cały czas musisz przebywać w ukryciu. Dzisiaj jest dzień pierwszy… wrócę najpóźniej wieczorem czwartego dnia. Obiecuję wrócić bez względu na to, co znajdę. Gdybym jednak nie wrócił do tego czasu, nie czekaj na mnie. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, jakim szaleństwem byłoby pójście ze mną. Bez względu na to, czy będę tu, czy nie, piątego dnia musisz ruszyć w drogę powrotną. Sprowadź lądownik, jak tylko dotrzesz na równinę… i uciekaj z tej planety. Jak najszybciej. Są inni agenci, którzy mogą zgryźć ten orzech. Na razie jednak nie przejmuj się tym gdybaniem. Zobaczymy się czwartego dnia.

Obrócił się na pięcie i oddalił się. Stało się to tak szybko, że nie zdążyła nawet powiedzieć słowa. Było oczywiste, że wolał zrobić to w ten sposób. Patrzyła, jak jego potężna — sylwetka przesuwała się susami w dół wzdłuż strumienia, malejąc z każdą chwilą, aż w końcu przeskoczyła przez występ skalny i zniknęła z jej pola widzenia.

Загрузка...