Rozdział 9

Odwróciła się, chowając twarz przed kamerą, licząc na to, że Tyler niczego nie zauważy. Odpowiedziała na parę pytań reporterów, ale gdy zapytali o jej personalia, wymknęła się zręcznie, ustępując miejsca innym bohaterom festiwalu.

Podczas gdy fotoreporterzy robili zdjęcia, Lane szybkim krokiem zmierzała w stronę domu i wtedy właśnie dopadli ją McKayowie. Matka, siostra i brat. W końcu sam Tyler. Było absolutnie wykluczone, by nie kibicowała meczowi piłki nożnej, meczowi na cele charytatywne, który się odbędzie tegoż popołudnia, i by zabrakło jej w uroczystym barbecue na plaży.

Lane nie miała ochoty spędzać reszty tego dnia samotnie. I przyznała w duchu, że chciałaby go spędzić z Tylerem.

Przebrawszy się w cieplejszą odzież, zjawiła się na placu przed boiskiem i wszyscy ją powitali jak najlepszą przyjaciółkę. Wzruszyła ją ogromnie ta ich serdeczność, i myśl, że jest wobec nich nieszczera, ukrywa swoją tożsamość, szczególnie jej doskwierała.

Dowiedziała się, jaki numer ma Tyler, i obserwowała go bacznie, jak dzielnie zmaga się z przeciwnikami ciężkiego kalibru.

Jego rodzina zrobiła na niej ogromne wrażenie. Rodzina Giovannich była liczna, hałaśliwa i spontaniczna w okazywaniu uczuć. Kochała ich wszystkich, lecz McKayowie byli jej teraz bardziej bliscy niż własne rodzeństwo. W meczu, jaki teraz obserwowała, jej bracia graliby z większą pasją, bardziej dla efektu niż dla zabawy. Podejrzewała nie bez podstaw, że każdy z Giovannich chciałby sam rozsławić swoje nazwisko, dokonać czegoś na własną rękę, czegoś, co z winiarnią ojca nie miałoby żadnego związku. Młodym McKayom natomiast na żadnych wyczynach chyba nie zależało, odpowiadał im najwyraźniej ich obecny status w rodzinie.

Po paru minutach Tyler padł. Nie wstawał przez dłuższy czas i Lane zerwała się z miejsca, ale on po chwili dokuśtykał do ławki. Niebawem gra dobiegła końca – drużyna starszych poniosła druzgocącą klęskę.

Tyler skinął na Lane, by zeszła na boisko. Opuszczała trybunę radosna, pełna młodzieńczego uniesienia. To śmieszne, bo miała w końcu trzydzieści lat. Tyler, zakurzony, spocony, zdejmując hełm uśmiechnął się do niej.

– Popełniłem błąd – wyznał.

– Nikt tego nie zauważył – rzekła.

– To świetnie. Obejmę cię i będę udawał, że nic mi nie jest i wcale się o ciebie nie opieram.

Pożegnali się z jego rodziną i poszli w stronę parkingu. Lane przyszła tu na piechotę – jej nowo naprawiony samochód stał w garażu obok księgarni.

Gdy Tyler zatrzymał się przy wielkim wozie terenowym, zapytała marszcząc brwi:

– A co się stało z twoim sportowym autem?

– Wymieniłem go na ten.

Samochód był czerwony i ogromny. Jak można go prowadzić, zastanawiała się Lane, nie zahaczając o inne wozy.

– Dlaczego? Wydawało mi się, że lubisz to swoje srebrne autko.

– Chyba z niego wyrosłem – odparł, wzruszając ramionami.

A sęk tkwił w czym innym. Odkąd poznał Lane, zaczął myśleć o przyszłości, a sportowe samochody nie są praktyczne. Po raz pierwszy od trzech lat myślał o małżeństwie i założeniu rodziny. I oto spotkał kobietę, z którą chciałby ów plan zrealizować.

Ściągnął koszulę z ochraniaczami na ramiona i włożył swój stary podkoszulek z college'u.

Kiedy odbierał samochód z naprawy, doszedł do wniosku, że powinien kupić większe auto, rodzinne. Nie takie, które nadaje się dla samotnika, który jest już za stary, by grać w piłkę. I który niczego już od życia nie oczekuje. Popatrzył na Lane. Co jest? – myślał. Dlaczego on nie boi się kolejnej wpadki?

– O, Boże, Tyler, twoja ręka. Wygląda na to, że ją złamałeś.

Ujęła delikatnie jego dłoń, przyjrzała się zadrapaniom, dotknęła spuchniętych palców.

– Trzeba przyłożyć lód. Jedziemy do mnie – powiedziała.

– Mój dom jest bliżej, a ja muszę wziąć prysznic i przebrać się. Wsiadaj.

Zawahała się, a w jego oczach pojawiły się figlarne błyski.

– Boisz się być ze mną sam na sam? – zapytał.

– Skądże! Aleja poprowadzę. Z kontuzjowaną ręką możesz znowu na kogoś wjechać.

Wręczył Lane z uśmiechem kluczyki i zajął miejsce dla pasażera, nie szczędząc jej wskazówek, gdy włączała się do ruchu. Kiedy zajechali pod jego dom, Tyler, wysiadając z auta, jęknął niczym ranny żołnierz.

– Zapraszam – rzekł, gdy przekraczali próg. – Czuj się jak u siebie.

Lane rozejrzała się po skąpo umeblowanym wnętrzu. Wyglądało, jakby nikt w nim nie mieszkał, tylko odwiedzał je od czasu do czasu.

– Poczęstujesz mnie kawą? – zapytała.

– Jeśli znajdziesz takową, to bardzo chętnie. Od początku festiwalu nie było czasu na zakupy.

Z wyraźnym zmęczeniem ruszył schodami na piętro.

– Zapamiętaj ten moment – zawołała Lane – gdy znowu przyjdzie ci ochota grać z młodziakami.

– Twoja troskliwość, kochanie, wzrusza mnie do głębi! – odkrzyknął.

– Staram się – mruknęła.

Biedaczek, myślała, każdy krok sprawia mu prawdziwą mękę. Chciała już mu pomóc, ale pomyślała, że lepiej będzie, jak sam sobie da radę. A ona w tym czasie zwiedzi mieszkanie. Rozkład jej się podobał, w przeciwieństwie do wystroju. Wszystko zresztą świadczyło o tym, iż Tyler był w tym domu rzadkim gościem. Zaparzyła potem kawę, postawiła kubki na tacy, słuchając dobiegającego z łazienki szumu wody.

Jakiś głos podszeptywał jej: „Zanieś mu kawę". Ale inny ostrzegał: „Uważaj, on jest tam goły, mokry, obok sypialnia".

Wsparta o blat sączyła kawę, zastanawiając się: iść czy nie iść? Wspomnienia z ubiegłej nocy, gdy byli tak sobie bliscy, mąciły jej umysł, ożywiały tamte uczucia. A serce jej zareagowało przyspieszonym biciem. Uświadomiła sobie, że właściwie od pierwszej chwili sprawa była przesądzona. Zakochała się w Tylerze McKayu. Znów to łomotanie serca! Powinna wyznać mu prawdę o sobie.

Ale z drugiej strony nie może dopuścić do tego, by to, co zrodziło się między nimi, zostało zaprzepaszczone. Rozmyślając o tym, przemierzyła to skąpo umeblowane mieszkanie z dwoma kubkami na tacy i torebką z lodem. Westchnęła ciężko i ruszyła w górę po schodach. Tyler, sądząc po plusku wody, wciąż jeszcze brał prysznic. Na piętrze, jak stwierdziła, znajdowały się jeszcze cztery pokoje. Pchnęła drzwi do sypialni.

Dominowało w niej ogromne łoże z ciemnego mahoniu, przykryte zdobną kapą. I zaraz wyobraziła sobie ich oboje w tym łożu, nagich. Krew uderzyła jej do głowy. Spojrzała na otwarte drzwi do łazienki. Wiedziała już, co zrobi: dość tej ucieczki. Przed życiem, przed Tylerem. Postawiła na podłodze tacę i lód i podeszła do drzwi.

Tyler stał, opierając dłonie o kafelki, z opuszczoną głową, po której woda spływała. Przez przezroczyste szkło kabiny widziała każdy cal jego mięśni, wszystko, a było na co popatrzeć. Podniósł głowę i zobaczył Lane.

Stał bez ruchu. Zmierzyli się spojrzeniem.

Lane uśmiechnęła się.

Wyłączył prysznic, sięgnął po czarny ręcznik wiszący na drzwiach. Przetarł twarz, pierś, i owinął sobie ręcznik wokół bioder.

Rozsunął drzwi.

– Chciałaś tu przyjść – powiedział czując przemożną ochotę przytulenia jej do siebie. Jest tutaj, teraz, myślał, to wyraźny sygnał…

– Chciałam – powiedziała.

– Mam cię zapytać, czy jesteś tego pewna?

– Nie musisz. – Poprawiła zsuwające się okulary. – A ty? – spytała.

– Kochanie – jęknął niemal, zbliżając się do niej. – Nie wyobrażasz sobie nawet, jak bardzo pragnąłem, żebyś się tu zjawiła.

Pragnął jej od początku. Od pierwszego pocałunku. Gdy wyczuł, jak ucieka mu, zamyka się w tej swojej skorupie.

Zrzuciła buty, zdjęła skarpetki. Jego ciało zareagowało momentalnie. Wziął ją w ramiona. Całował ją. Z dziką zachłannością. Sięgnął dłonią pod sweter i po raz już któryś zachwycił się gładkością jej skóry. Chciałby pieścić każdy element jej ciała, rozkoszować się nią, czuć drżenie jej ramion, słyszeć krzyk rozkoszy.

Nigdy w życiu nie doznawał takich uczuć.

Nie wiadomo kiedy znaleźli się poza łazienką. Tyler wciąż całował Lane, jak gdyby bał się, że ona zaraz mu zniknie, i za wszelką cenę chciał ją przy sobie zatrzymać. Nie odrywał od niej wzroku, gdy spodnie opadły z jej bioder. I patrzył na nią, kiedy rozpuściła włosy – jedwabiste, rude, sięgające ramion. Jakim cudem, myślał, nikt dotąd nie porwał tak pięknej dziewczyny? Jak zdołała się uchować?

Westchnęła głęboko i jej piersi omal nie rozerwały koronkowego biustonosza. A gdy odchyliła się i rozpięła owe koronki, Tyler aż się zakrztusił. Chwycił ją w ramiona, całował. Pieścił jej nabrzmiałe brodawki.

– Mają cudowny smak – mruknął.

– To zasługa płynu do kąpieli – odparła dowcipnie, błądząc dłońmi po jego ciele, podczas gdy on pragnął coraz więcej.

Stali wtuleni w siebie, jego męskość atakowała jej gładkie jak jedwab ciało i Tyler czuł, że traci nad sobą kontrolę. Cofnął się nagle, uniósł dłonie i przeczesał nimi włosy.

– Co jest? – zapytała.

– Chwileczkę… Tak bardzo cię pragnę, ale muszę mieć trochę czasu…

– Zawsze „później"? Zawsze nakazujesz sobie cierpliwość?

Uśmiechnęła się i oparła kolano o jego łóżko. Poczuł ucisk w gardle, zrobiło mu się gorąco. Patrzył na nią i myślał, że nie dane mu było dotąd widzieć dziewczyny tak pełnej seksu, co podkreślał jeszcze ów czarny pas do pończoch. Wiele kosztowało go wysiłku, by nie zważając na nic, posiąść ją. Opanował się jednak. Na wszystko przyjdzie czas, pomyślał. Przywarł do niej, ogarniając jej ciało udami, uwięził ją nimi i pochyliwszy się, całował ją w szyję, w piersi. Dłońmi błądził po jej biodrach, zrywając z jej pośladków koronkowe stringi.

– Gdzie się podziała twoja cierpliwość?

– Przeceniłaś mnie.

Przytulił ją nagą do siebie, czując żar promieniejącej z niej energii. Była niczym burza, porażał go niemal prąd nieodłącznych od owej burzy piorunów.

Pożądała go. Całą sobą chłonęła zapach i smak jego ciała. Głaskała kontury jego piersi, dotykała ich ustami, językiem. Sięgnęła dłonią niżej…

Chwycił jej nadgarstek. Spojrzała mu w oczy i wyczytała w nich tęsknotę.

– Rozpadam się na drobne kawałki – powiedział, przełykając z trudem ślinę.

– Chcę widzieć te kawałki – rzekła, pieszcząc go w najczulszym miejscu.

Zacisnął powieki aż do bólu, oddech miał przerywany. I choć jej dotyk sprawiał mu rozkosz, dłużej nie mógł już wytrzymać. Pragnął tej ostatecznej intymności.

– Tak, Tyler – szepnęła. – Proszę cię, już…

Wchodził w nią powoli, bez pośpiechu, uśmiechał się, gdy widział w jej oczach szaleństwo.

Oparł się na łokciu i spojrzał na nią z góry. Odgarnąwszy pasmo jej rudych włosów, pocałował ją w czoło.

– Jesteś taka piękna – rzekł.

– Chcesz mnie uwieść pochlebstwem?

– Już cię uwiodłem.

Poczuła łzy pod powiekami.

– Tyler…

– To dla mnie wielka sprawa, kochanie.

– Dla mnie też.

Upajali się własnym rytmem. Coraz szybszym. Tyler był niczym tornado zmiatające wszystko wokół. A ona wciąż chciała więcej.

– Tyler… – szepnęła w pewnej chwili w ekstazie spełnienia. – Już…

– Wiem, kochanie, wiem.

Coś jej potem szeptał, jakieś pieszczotliwe słowa, dopóki orgazm nie sprężył jego ciała, wyginając je niemal w łuk.

Pokrył pocałunkami jej twarz, przywarł ustami do jej ust. Miał wrażenie, że wobec siły tych przeżyć jego organizm eksploduje, mózg nie wytrzyma takiego napięcia.

Z trudem odzyskał zdolność miarowego oddychania.

Lane spojrzała w jego dobre niebieskie oczy i uśmiechnęła się. Kochała go. Jeśli do tej pory miała wątpliwości, to już ich nie ma. Mogłoby to ją przerazić, ale nie przeraziło. Odbierała to tak, jakby drzwi, do tej pory zamknięte, otworzyły się nagle. Powoli zaczynała coś mu o sobie mówić i Tyler szybko chwytał tę wiedzę. I zachowywał ją dla siebie. Choć to, czego się dowiedział, nękało go niekiedy, z wrodzoną delikatnością niczego więcej nie dociekał.

A Lane nie zastanawiała się nad tym, że, chroniąc siebie, swoją prywatność, okłamywała go. Żyła teraźniejszością. Tą chwilą.

– Lane?

– Tak?

– Jesteś nadzwyczajna.

Pocałowała go, a jej policzki pokrył rumieniec.

– Nie powiedziałem ci wszystkiego, co o tobie sądzę, kochanie. Wbiłbym cię w próżność – rzekł pieszcząc jej piersi.

– Zmierzasz do czegoś? – zapytała, spoglądając na niego figlarnie.

Ubóstwiał ten jej błysk w oczach. Zadzwonił telefon, Tyler spojrzał na aparat z niechęcią i podniósł słuchawkę.

Lane obserwowała go ze skrzyżowanymi na piersi rękami.

– Tak, mamo, dobrze się czuję.

Powstrzymując się od śmiechu Lane przykryła usta dłonią. Poruszyła przy tym niechcący sznur telefonu.

– Nie, nie przerwano połączenia – rzekł, unosząc do góry wciąż spuchnięty palec. – Lane jest u mnie.

Lane wybałuszyła oczy ze zdziwienia.

– Zobaczymy się na plaży – dokończył i odłożył słuchawkę.

– Aż nie do wiary, że powiedziałeś jej, że tu jestem.

– Nie widziała, w jakiej jesteśmy pozycji.

Chciała się odsunąć, ale Tyler chwycił ją mocno wpół.

– Nie możesz wciąż się ukrywać, kochanie.

– Ja się nie ukrywam.

– Czyżby? No to opowiedz o swojej rodzinie.

– Już ci opowiedziałam.

– Faktycznie. Jak kto ma na imię. Nic poza tym.

– Co oni mają do rzeczy. Ja jestem ważna, nadzwyczajna – oświadczyła żartobliwie, nawiązując do jego słów. – W tej chwili liczymy się tylko my, ty i ja.

– Co prawda, to prawda – rzekł, obejmując krągłość jej bioder.

– Nigdy nie masz dość, Tylerze – rzekła. – Jesteś wyraźnie uzależniony.

Co powiedziawszy, poddała się jego pieszczotom, a nawet sama wykazała aktywność. Tyler myślał już tylko o niej. I chyba do końca życia starczy mu tego myślenia.


Szybko wzięli prysznic i pobiegli na plażową imprezę, żeby ubiec telefon matki.

– Czy mam wypisane na twarzy poczucie winy? – zapytała Lane.

– Nie – rzekł już po drodze, obejmując ją. Pocałował ją w czubek głowy. – Ja też nie czuję się winny. Ani trochę.

– Ale jesteśmy spóźnieni.

– Potrzebowałem opieki medycznej.

– A ja potrzebowałam twojej opieki – powiedziała i uśmiechnęła się prowokacyjnie. – Która była wspaniała – dorzuciła.

– Dziś wieczór też zapewnię ci opiekę, kochanie – szepnął.

Poczuła ogarniający ją żar, jak od ogniska na plaży. Na myśl, że jutro obudzi się w jego ramionach, poczuła się szczęśliwa. I samą ją zdziwiło jeszcze jedno: zadowolona była, że pokaże się z nim publicznie. Bo nie chciała spotykać się z nim po kryjomu.

Rodzina i przyjaciele powitali zwycięzców regat z aplauzem, domagali się szczegółów ich sukcesu. Przez dobrych parę godzin byli rozrywani przez znajomych i niewiele czasu mieli dla siebie. Lecz Lane i tak chwytała w przelocie wiele mówiące spojrzenia Tylera. Oczywiście nie była mu dłużna, ale kiedy pojawiła się w pobliżu Kate z dzieckiem na ręku, Lane całą swoją uwagę skierowała na nie.

Zapragnęła wziąć dziewczynkę na ręce. Prawdziwa McKayówna, pomyślała, gładząc dziecko po ciemnych włoskach. Mała przytuliła się do niej i objęła rączkami za szyję.

– Lubisz mojego brata, prawda? – zapytała Kate, gdy obie zbliżyły się do ogniska, żeby dziecko nie zmarzło.

Lane spojrzała szybko w stronę Tylera.

– Ja go kocham – rzekła.

– Cieszę się – stwierdziła Kate. – Już najwyższy czas, żeby znowu pomyślał o małżeństwie.

Lane zmarszczyła brwi.

– Nie opowiedział ci o swoim ślubie?

Lane poczuła lodowaty chłód wzdłuż kręgosłupa.

– Niedoszłym ślubie, rzecz jasna – wyjaśniła. – Tydzień przed wyznaczonym terminem Tyler dowiedział się, że jego narzeczona wychodzi za niego dla pieniędzy.

– To straszne! – rzekła Lane.

– A ty nie chcesz go dla pieniędzy?

– Mam własne, Kate – odparła. I nie miała za złe siostrze Tylera, że dba o brata. – Nie zależy mi ani na jego bogactwie, ani pozycji.

Kate, zdziwiona, zamrugała powiekami.

– Bardzo się cieszę. Ale wiesz, do czego zdolne są kobiety…

– Nie wtrącaj się, Kate – odezwał się Tyler zza ich pleców.

– Ostrzegam ją tylko przed tobą, wielki bracie, bo powinieneś był powiedzieć" jej o sobie.

– To, co jest między mną a Lane, to nasza prywatna sprawa.

Kate wzięła z rąk Lane córeczkę i spojrzała bratu prosto w oczy. Po czym rzekła z ciepłym uśmiechem:

– Kocham cię, Ty.

Tyler spojrzał na nią czule.

– Przepraszam, braciszku – ciągnęła Kate – ale wspomniałam Lane…

– Musiałeś to bardzo przeżyć – powiedziała Lane.

Skinął tylko głową.

– Mimo to staram się zrozumieć twoją byłą narzeczoną.

– Słucham?

– Ta dziewczyna chciała wynieść korzyść z małżeństwa nie tyle z tobą, ile z McKayem. – Lane wzruszyła ramionami i zziębnięte dłonie włożyła do kieszeni. – Myślała o sobie, o swojej przyszłości i przy tej okazji wyrządziła ci krzywdę… – Dostrzegła gniew w oczach Tylera. – Ja jej nie bronię, uwierz mi – zastrzegła się. – Lecz jeśli ona zalicza się do kobiet, którym szczęście dają pieniądze i pozycja w hierarchii społecznej, to sprawa jest oczywista. Pieniądze i wygodne życie. Dla niektórych to jest główny cel. Tyler przyznał jej w duchu rację. Zło tkwiło w samej Clarice, w jej stosunku do życia.

– Ten mężczyzna też cię skrzywdził, oszukał… – powiedział przyciszonym głosem.

– Tak. Od samego początku miał tylko na myśli własne sprawy. Mówił, że mnie kocha i że pragnie tego samego co ja, a to nie miało z prawdą nic wspólnego. Chciał tylko wydobyć ode mnie…

Dojrzał w jej oczach ból. I lęk. Czyżby bała się, że on, Tyler, postąpi wobec niej tak samo jak tamten?

– Co wydobyć? – zapytał.

– Coś, co zaszkodziłoby mojej rodzinie.

Chciał właśnie prosić, by wyjaśniła bliżej tę kwestię, gdy usłyszał:

– Kochałeś ją?

– Wydawało mi się, że tak. Ale zerwanie z nią nie przyszło mi z trudem.

– A zerwałeś z nią?

– Nie śmiałbym cię pocałować, gdyby było inaczej.

– Aha, jesteś człowiekiem honoru.

– Jesteś cholernie podejrzliwa, wiesz o tym?

– Pracowałam nad tym, jak również nad tym, by uśmiechać się dwa razy dziennie.

Przytulił ją.

– W ciągu ostatnich paru godzin uśmiechałaś się parokrotnie. – Odgarnął jej włosy do tyłu, chwycił jej dłoń i uniósł do ust. – Jesteś taka piękna, Lane. Przestań zamykać się w sobie i zaufaj mi.

Spojrzała na niego. Było to jednak spojrzenie nie tyle na niego, ile w jej przeszłość, którą on chciał poznać.

– Tyler… – zaczęła – Sam nie wiesz, o co mnie prosisz.

– Czy w twojej przeszłości jest jakaś skaza?

– No nie… tak. Trudno mi to wyjaśnić.

– Czy nie znasz mnie już na tyle, by wiedzieć, że nie zrobię ci krzywdy? Że ja to nie on?

Skinęła głową.

– A ja nie jestem nią – stwierdziła.

– O, co do tego nie mam wątpliwości.

– Więc pamiętaj o tym – powiedziała Lane, chwytając go za rękę. – Dobrze to sobie zapamiętaj.

Загрузка...