ROZDZIAŁ 44

Gray i Smith Keen byli sami w sali konferencyjnej i po raz nie wiadomo który czytali artykuł. Grantham już od bardzo dawna nie podniecał się swoim nazwiskiem wydrukowanym na pierwszej stronie, ale tym razem był naprawdę dumny: przebił wszystkich! Tuż pod nagłówkiem umieszczono zdjęcia: Mattiece’a ściskającego się z prezydentem, pewnego siebie Coala na oficjalnym przyjęciu w Białym Domu, Velmana zeznającego przed podkomisją senacką, Wakefielda uchwyconego podczas zjazdu Izby Adwokackiej, Verheeka uśmiechającego się do obiektywu na fotografii z FBI, Callahana z “Rocznika Akademickiego” i Morgana.

Przed godziną nocny reporter Paypur powiedział im o Wakefieldzie. Gray popadł w przygnębienie, mimo że nie mógł ponosić winy za tę śmierć.

Około trzeciej nad ranem redakcja zaczęła się zapełniać. Krauthammer przyniósł sobie całą torbę pączków i natychmiast pochłonął cztery. Potem zjawił się Ernie DeBasio. Mówił, że w ogóle nie spał. Feldman był wypoczęty i rozpromieniony. O wpół do czwartej sala, w której stały cztery włączone telewizory, była pełna. Pierwsza podała wiadomość CNN, a po kilku minutach wszystkie sieci nadawały na żywo sprzed Białego Domu, który na razie nie miał nic do powiedzenia społeczeństwu. Zikman zapowiedział, że wygłosi oświadczenie o siódmej. Stacje telewizyjne przekazywały relacje spod Białego Domu i Sądu Najwyższego. Reporterzy czekali przed Budynkiem Hoovera, który chwilowo wyglądał na uśpiony. Na ekranach pojawiały się wydrukowane w gazecie zdjęcia. Velmano zniknął. Nikt nie wiedział, gdzie jest Mattiece. CNN skierowało kamery na dom Morgana w Alexandrii, ale teść zamordowanego prawnika nie wpuszczał filmujących nawet na trawnik. Reporter NBC ustawił się przed budynkiem, w którym mieściła się kancelaria White’a i Blazevicha, ale nie miał nowych wieści. Choć w artykule nie pojawiało się nazwisko autorki raportu, nikt nie miał wątpliwości, że jest nią niejaka Darby Shaw. Usiłowano ustalić jej miejsce pobytu.

O siódmej w sali konferencyjnej stał milczący tłum. Na czterech ekranach widać było Zikmana podchodzącego nerwowo do mównicy w centrum prasowym Białego Domu. Rzecznik wyglądał na zmęczonego i miał udręczoną minę. Odczytał krótkie oświadczenie, w którym Biały Dom przyznawał, że podczas kampanii prezydenckiej pan Victor Mattiece przekazał różnymi kanałami pewną sumę pieniędzy na fundusz wyborczy zwycięskiej partii. Rzecznik zaprzeczył jednak z całą stanowczością, jakoby pieniądze te pochodziły z działalności przestępczej. Prezydent spotkał pana Mattiece’a tylko raz, przed siedmiu laty, kiedy pełnił jeszcze funkcję wiceprezydenta. Od czasu wyborów nie słyszał o panu Mattiesie i z pewnością – pomimo jego wkładu w kampanię – nie uważał go za przyjaciela. Fundusz wyborczy partii opiewał na sumę przekraczającą pięćdziesiąt milionów dolarów i prezydent nie miał nic wspólnego z obrotem i alokacją tych pieniędzy. Tymi sprawami zajmował się jego komitet wyborczy. Biały Dom nie ingerował w śledztwo prowadzone przeciwko Victorowi Mattiece’owi i wszelkie spekulacje na ten temat należy odrzucić jako nieprawdziwe. Z niepełnych raportów przekazanych Urzędowi Prezydenckiemu przez odpowiednie służby wynika, że pan Mattiece nie mieszka obecnie w kraju. Prezydent zażąda przeprowadzenia pełnego śledztwa w sprawie oskarżeń wysuniętych w artykule “Washington Post”. Jeśli potwierdzą się zarzuty pod adresem pana Mattiece’a i okaże się, że był on siłą sprawczą tych ohydnych zbrodni, odpowiednie służby dołożą wszelkich starań, by postawić go przed wymiarem sprawiedliwości. Rzecznik nie miał nic więcej do dodania. W najbliższym czasie zostanie zwołana konferencja prasowa. Zniknął z mównicy.

Udręczony rzecznik wypadł bardzo słabo, co wcale nie zmartwiło Graya, który poczuł nagle, że musi się wyrwać z zatłoczonej sali i zaczerpnąć świeżego powietrza. W korytarzyku natknął się na Smitha Keena.

– Chodźmy na śniadanie – zaproponował.

– Dobrze.

– Jeśli nie masz nic przeciwko temu, chciałbym wpaść do domu. Nie byłem tam od czterech dni.

Na Piętnastej zatrzymali taksówkę. Przez otwarte okna auta wpadało chłodne jesienne powietrze.

– Gdzie dziewczyna? – spytał Keen.

– Nie mam pojęcia. Pożegnaliśmy się w Atlancie przed dziewięcioma godzinami. Mówiła, że leci na Karaiby.

– Rozumiem, że wkrótce będzie ci potrzebny długi urlop – uśmiechnął się Keen.

– Skąd wiesz?

– Czeka nas mnóstwo roboty, Gray. Bomba wybuchła, niedługo zaczną spadać na ziemię szczątki. Masz swój wielki dzień, co nie znaczy, że możesz odpoczywać. Trzeba po sobie posprzątać.

– Wiem, co do mnie należy, Smith.

– Owszem, choć twoje oczy patrzą tęsknie na południe. Martwi mnie to.

– Jesteś sekretarzem redakcji, i za to ci płacą.

Zatrzymali się na skrzyżowaniu z aleją Pennsylvania. Przed nimi stał majestatyczny Biały Dom. Był już prawie listopad i wiatr zwiewał liście z trawnika.

Загрузка...