Rozdział 10

– Co on właściwie miał ma myśli? – spytała zaintrygowana Chris. – I jaki ma to związek z Rupertem?

– Nic ważnego. – Phyllida schyliła się, by wziąć walizkę. – Opowiem ci potem, na razie wejdźmy do środka.

Minęło trochę czasu, zanim usiedli przy powitalnym drinku na tarasie za domem. Phyllida starannie unikała opowieści o tym, co robiła, słuchając o pobycie Mike’a w szpitalu.

– Miałem mnóstwo czasu na przemyślenia – powiedział Mike. – Zdałem sobie sprawę, jakim byłem egoistą, ciągnąc za sobą Chris po całym kraju i rzucając w połowie wszystko, co zacząłem. – Wziął Chris za rękę. – Ale to się zmieni.

– Przeprowadziliśmy długą rozmowę – zaczęła opowiadać Chris. – Postanowiliśmy jeszcze raz zacząć od nowa, aby tym razem doprowadzić wszystko do końca i w miarę możności najlepiej. Mike znalazł małą firmę czarterującą jachty w Whitsundays. Kupimy ją za pieniądze ze sprzedaży domu I zarobione u Jake’a. Spróbujemy – wzorem Jake’a – postawić wszystko na najwyższym poziomie. Na początku będzie ciężko, ale musi się udać.

– Tak – przyznał Mike. – Ten wypadek pomógł mi zmienić hierarchię wartości. Zawsze byłem niespokojnym duchem, pragnącym robić coś zupełnie innego. Teraz wiem, co jest najważniejsze, Chris i ja mamy siebie nawzajem.

Mówiąc to, popatrzył z miłością na żonę. Oboje wyglądali na tak szczęśliwych, że Phyllidzie łzy stanęły w oczach.

Jake nigdy tak na nią nie patrzył. Nigdy nie będzie tak szczęśliwa jak kuzynka, nie będą dzielić wspólnych trosk i radości. Zamrugała gwałtownie, starając się powstrzymać od płaczu. Nie warto tracić czasu na rozważanie, co by było, gdyby…

– Cieszę się – powiedziała serdecznie.

– Teraz opowiedz nam o Rupercie – zażądała Chris. – Co miał na myśli Jake, mówiąc o rewelacjach?

– Rupert pojawił się tu zupełnie niespodziewanie. – Roześmiała się, widząc minę kuzynki.

– Przyleciał aż z Londynu, żeby cię zobaczyć? – wykrzyknęła podniecona Chris.

– Mnie i kilka winnic – odparła ironicznie Phyllida.

– Ależ, Phyllido, to wspaniała wiadomość! Czemu nic nam o tym nie powiedziałaś… – Urwała, widząc dziwną minę kuzynki. – Czy błagał cię, żebyś do niego wróciła?

– Powiedział, że wciąż chce, żebym za niego wyszła. – Starannie ważyła każde słowo.

– Czyż nie tego właśnie pragnęłaś? Przecież powiedziałaś mi, że za nim tęsknisz. – Chris była wyraźnie zbulwersowana obojętnością Phyllidy.

Dziewczyna zaczerwieniła się. Wymieniła imię Ruperta, bo nie śmiała powiedzieć, że chodzi jej o Jake’a.

– Byłam wówczas przygnębiona z zupełnie innego powodu – tłumaczyła się niezręcznie. – Rupert był jedynie wymówką. Kiedy się zjawił, utwierdziłam się w tym, że nic do niego nie czuję.

– Rozumiem – oświadczyła bez przekonania Chris.

– Kiedy zamierzacie przenieść się do Whitsundays? – zapytała, zmieniając temat.

– Jak tylko sprzedamy dom – rzekł Mike. – Kłopot w tym, że wystawimy Jake’a do wiatru. Głupio nam było, że trzymał miejsce dla Chris, ale kiedy opowiedzieliśmy mu o naszych planach, ucieszył się.

– Szczerze mówiąc – zastanowiła się Chris – to Jake był bardzo czymś zaaferowany.

– Pewnie ma jakieś inne problemy – podpowiedział Mike.

– Phyllida będzie wiedziała coś więcej na ten temat. W końcu pracowałaś dla niego, prawda? Jak mu leci?

– O ile wiem – powiedziała obojętnym tonem – nie był specjalnie zajęty w ostatnim tygodniu.

– A jak układało ci się z Jakiem? – zaciekawiła się Chris.

– Dobrze.

– Zabawne, ale Jake powiedział to samo – zauważył Mike.

– Zabrzmiało to równie nieszczerze. Chyba nie układało się wam najlepiej – roześmiał się.

– Skądże – próbowała się uśmiechnąć Phyllida.

– Mike – odezwała się nagle Chris. – Powinieneś się położyć i odpocząć.

– Wcale nie jestem zmęczony – zaprotestował.

– Mieliśmy długą podróż, a ty dopiero co wyszedłeś ze szpitala – oświadczyła, pomagając mu wstać.

Kiedy Chris układała męża do snu, Phyllida ochłonęła nieco I spokojnie popijając drinka, czekała na powrót kuzynki.

– Mów. – Chris usiadła obok niej.

– O czym mam mówić? – zapytała nonszalancko Phyllida.

– O tym, co zaszło pomiędzy tobą a Jakiem.

– Nic.

– Daj spokój, Phyll! Tylko na ciebie spojrzałam, już wiedziałam, że z tobą jest coś nie tak, podobnie jak z Jakiem!

– Nic się nie stało! – upierała się Phyllida.

– To czemu udajesz, że nie masz złamanego serca?

– Bo nie. – Ze zdenerwowania zadzwoniła zębami o szklankę.

– Myślałam, że chodzi o Ruperta, ale skoro twierdzisz, że on się nie liczy, pozostaje tylko Jake. Nawiasem mówiąc, miał taką minę, jakby ktoś walnął go w brzuch.

– Ale to nie ma nic wspólnego ze mną. – Phyllida nie mogła już dłużej robić dobrej miny do złej gry. – On mnie nienawidzi – rozpłakała się.

Chris podała jej chusteczkę.

– Najlepiej będzie, jak mi wszystko opowiesz.

Stopniowo wyciągnęła z kuzynki całą prawdę. Jak się spotkali, jak się pokłócili, jak Phyllida nieświadomie zakochała się w nim. Dowiedziała się, jak zmieniła się atmosfera między nimi podczas pamiętnego rejsu i jak potem wszystko znów się odmieniło.

Phyllida gładko prześlizgnęła się nad kwestią wspólnej nocy, lecz Chris chyba wyczuła, co się stało, bo ze zrozumieniem skinęła głową, kiedy dowiedziała się o gwałtownej reakcji Jake’a na widok listu do Ruperta.

– Drobna uwaga, był bardziej zmieszany od ciebie?

– Chyba nie, powiedział, że nie chce się ze mną wiązać, a kiedy grzmotnął go bom, wpadł w furię!

Chris z trudem powstrzymała się od śmiechu, kiedy kuzynka opowiedziała jej szczegóły wypadku.

– Gdyby ciebie trafił bom, też nie byłabyś zachwycona. Z drugiej strony, Jake był również wściekły na siebie, że nie wyjaśnił ci wszystkiego dokładnie. Nie ma się czym przejmować. Wygląda mi na to, że ten biedak szaleje z zazdrości.

– Wątpię. Planuje z Val rejs dookoła świata.

– Skąd wiesz?

– Val mi powiedziała.

– Nie uwierzę, póki nie usłyszę tego od Jake’a – upierała się Chris. – Val jest fajna i nie przeczę, że Jake lubi z nią przebywać, ale żeby porzucać wszystko dla niej? Co to, to nie.

– Był przy tym i nie zaprzeczył.

– Pewnie myślał, że pogodziłaś się z Rupertem. To wprost niesamowite, jak dwoje inteligentnych ludzi potrafi skomplikować sobie życie! Nie lubię wtrącać się w nie swoje sprawy, ale gdybym była na miejscu, nigdy bym do tego nie dopuściła. Jeśli chcesz wysłuchać mojej rady – dodała, widząc, że Phyllida otwiera usta, by zaprotestować – powinnaś natychmiast pojechać do Jake’a i powtórzyć mu to, co mi przed chwilą powiedziałaś.

– Nie mogę!

– Owszem, możesz. – Kuzynka była nieprzejednana. – Kochasz go?

– Tak – szepnęła. – Bardzo.

– To mu to powiedz. – Chris zerwała się z krzesła. – Nie mamy samochodu, ale zadzwonię po taksówkę. Tymczasem umyj twarz zimną wodą.

– Chris, ja nie wiem…

Kuzynka pozostała głucha na jej obawy i protesty. Przypilnowała, by Phyllida doprowadziła się do porządku i poleciła kierowcy, żeby jechał na przystań, nie zatrzymując się po drodze.

Kiedy Phyllida płaciła taksówkarzowi, entuzjazm wzbudzony w niej przez Chris gdzieś się ulotnił. Nie tak łatwo przyjdzie wyznać Jake’owi, że go kocha. Nawet nie wiedziała, od czego ma zacząć.

Stała przez chwilę, spoglądając na przystań. Słońce odbijało się w wodzie, jak wtedy, gdy stanęła tu po raz pierwszy. Łodzie kołysała drobna fala, powietrze było ostre i przejrzyste. Tylko ona się zmieniła. Powoli ruszyła w stronę biura.

Jake’a nie było w środku. Nagle zadzwonił telefon. Włączyła się automatyczna sekretarka i w pustym pomieszczeniu rozległ się jego głos. Phyllida zamarła. Nigdy nie uruchamiał sekretarki, chyba że oddalał się na dłużej. Czyżby przyjechała tu na próżno?

Z przyzwyczajenia przespacerowała się po pomoście, mijając znajome jachty: „Valli”, „Persephone”, „Dorę Dee”, „Calypso”… Wszystkie czysto wyszorowane lśniły w słońcu.

I wtedy zobaczyła Jake’a.

Siedział samotnie na „Ali B” z tak posępną miną, że Phyllidzie ścisnęło się serce. Widocznie chciał wypolerować mosiądz wokół kompasu, lecz pogrążony w niewesołych myślach odłożył szmatę, wpatrując się w morze. Nie zauważył zbliżającej się Phyllidy.

– Jake.

Odwrócił się i popatrzył na nią z niedowierzaniem.

– Phyllida – powiedział wstając.

Nastąpiła chwila kłopotliwego milczenia. Po raz pierwszy Phyllida widziała Jake’a zbitego z tropu. Sama również nie wiedziała, co powiedzieć.

– Czy mogę wejść na pokład? – przemogła się wreszcie. Ku jej rozpaczy zabrzmiało to wyjątkowo angielsko.

– Oczywiście – ocknął się Jake i wytarł zabrudzone dłonie. – Nauczyłaś się wchodzić na jacht – dodał, patrząc jak zwinnie przechodzi nad relingiem.

– Tak. – Usiadła w kokpicie naprzeciwko Jake’a. Przez dłuższą chwilę przyglądali się sobie w milczeniu.

– Gdzie Rupert? – przerwał milczenie Jake.

– Odszedł.

– Nie pojechałaś razem z nim? – spytał z napięciem, a Phyllida zwilżyła wargi.

– Prosił mnie o to, ale… postanowiłam zostać.

– Dlaczego? Chciałaś robić karierę w Anglii. Pragnęłaś Ruperta… Idealnie do siebie pasujecie, jest rzutki, inteligentny i gotów w razie czego cię przeprosić – rzekł z goryczą.

– Należycie do siebie.

– Tak myślałam, ale nie. – Spojrzała mu prosto w oczy.

– Moje miejsce jest tutaj.

Jake znieruchomiał. Sens jej słów docierał do niego powoli i w oczach zamigotał nieśmiały uśmiech.

– Chcesz zostać?

Skinęła głową. Wziął ją za rękę i oboje wstali.

– Naprawdę chcesz tu zostać? – powtórzył, jakby nie dowierzając własnym uszom.

– Tak.

– Ze mną?

– Tak, jeśli… mnie zechcesz.

– Czy cię zechcę? – roześmiał się nieoczekiwanie Jake.

– Siedziałem tu, pogrążony w czarnej rozpaczy, bo myślałem, że już cię nigdy nie zobaczę, a ty pytasz, czy cię zechcę?

– Uśmiechnął się do niej. – Przeklinałem sam siebie za to, że pozwoliłem ci odejść z Rupertem. Zastanawiałem się, czy nie jest za późno, by pojechać do Anglii i błagać, żebyś wróciła, ale bałem się odmowy. Musiałbym cię prosić o zrezygnowanie z kariery i światowego stylu życia.

– Już mi na tym nie zależy – powiedziała z ulgą Phyllida.

– Pragnę tylko ciebie.

Nagle znalazła się w jego ramionach i Jake całował ją a ona jego, jakby się bali, że w przeciwnym razie wszystko pryśnie niczym bańka mydlana. W końcu Jake oderwał się od niej. Ujął jej twarz delikatnie w obie dłonie i popatrzył na nią tak, jak nikt dotąd.

– Kocham cię – powiedział z powagą, choć uśmiechał się nadal. – Czy ty naprawdę mnie kochasz?

– Tak – odparła, łkając ze szczęścia. – Tak, tak, tak!

– Wyjdziesz za mnie i zostaniesz tu na zawsze?

– Tak – odparła, uśmiechając się przez łzy. Przyciągnęła go bliżej i znów się pocałowali.

W jakiś czas później siedzieli przytuleni w kokpicie.

– Byłam taka nieszczęśliwa – wyznała. – Myślałam, że mnie nie cierpisz.

– Próbowałem – rzekł Jake. – Po raz pierwszy, kiedy spotkałem cię taką wyelegantowaną, myślałem, że jesteś drugą Jonelle – kobietą obsesyjnie pochłoniętą swoją karierą. Nie chciałem wiązać się z kimś takim. Przestraszyłem się, kiedy przyszłaś prosić o pracę, ale mimo uprzedzeń, nie mogłem nie dostrzec, że jesteś zupełnie inna. – Pogładził jej włosy bardziej przypominające wzburzone fale niż wymyślną fryzurę. Wciąż były miękkie i lśniące. – Jonelle nie zrezygnowałaby ze swoich planów dla nikogo, a z pewnością nie szorowałaby na kolanach pokładu. Wiem, że kazałem ci ciężko pracować. Chyba chciałem, żebyś zrezygnowała i w ten sposób przekonała mnie, że jesteś taka sama jak Jonelle. Łatwiej byłoby mi zapomnieć, jak lśnią twoje oczy i jak rozjaśnia ci się twarz, gdy się śmiejesz.

Owinął sobie kosmyk włosów dziewczyny wokół palca.

– Ale ty jednak nie zrezygnowałaś, prawda? W niezwykle uroczy sposób upierałaś się nie uznawać własnych porażek. Byłem wobec ciebie grubiański, złośliwy i niesprawiedliwy, a ty po prostu zadzierałaś hardo głowę. Jonelle działała bardziej subtelnie. Potrafiła być urocza, jeśli chciała ukryć swoją nieugiętą wolę. Jesteś o wiele uczciwsza od niej. Powiedziałem kiedyś, że podziwiam twój upór, wkrótce jednak zrozumiałem, że żywię dla ciebie coś więcej niż podziw.

– Byłam przekonana, że się wciąż ośmieszam.

– Przyznaję, że mnie rozbawiłaś. To połączenie uporu i przerażenia. Do tego jeszcze uroda!

Phyllida zadrżała z radości.

– Myślałam, że wolisz długonogie blondynki.

– Już nie – Jake pocałował ją pieszczotliwie za uchem. – W moim typie są obecnie małe, czupurne kasztanowłose, o dziecięcych buziach i słodkich usteczkach…

Przesuwał usta po jej policzku, a Phyllida odwróciła ku niemu uśmiechniętą twarz. Ich wargi złączyły się.

– Po raz pierwszy pocałowałem cię pod wpływem impulsu – mrukną) po chwili. – Nie spodziewałem się, że wywrzesz na mnie takie wrażenie i nie będę mógł o tobie zapomnieć. Z dnia na dzień kochałem cię coraz bardziej, choć walczyłem z tym uczuciem. Jonelle nauczyła mnie ostrożności w tym względzie.

– Ja również nie chciałam się zakochać – powiedziała Phyllida, przysuwając się bliżej do Jake’a. – Po historii z Rupertem postanowiłam być niezależna.

– Tak właśnie sądziłem. Opowiadałaś o karierze, jaka czeka cię po powrocie do domu i to właśnie przekonało mnie, że traktujesz Australię jedynie jako przejściowy etap w swoim życiu. Jednak nie mogłem się powstrzymać. Kiedy cię całowałem, kiedy błądziliśmy po plaży, kiedy siedzieliśmy razem w ciemnościach, wszystko wydawało się takie proste. Prawie złamałem się tego wieczoru w Reevesby, ale zaczęłaś mówić o powrocie do domu i pomyślałem, że nie warto angażować się w coś, czego potem będę żałował. To ostatecznie wyprowadziło mnie z równowagi.

– Dlatego byłeś dla mnie taki niedobry następnego dnia?

– Chyba tak. Wysadziłem cię na brzeg, bo obawiałem się, że nie zdołam utrzymać rąk przy sobie. No a potem, kiedy zobaczyłem, że cię tam nie ma, straciłem resztki opanowania. Gdyby chodziło o kogokolwiek innego, pomyślałbym, że poszedł sobie na spacer, lecz to byłaś ty i pobiegłem sprawdzić, czy nic ci się nie stało.

– Cieszę się, że tak postąpiłeś – wyznała. – Wiem, że próba zejścia na tamtą plażę była głupotą z mojej strony. Potraktowałam to jednak jako rodzaj sprawdzianu, wróżby, czy będziemy razem i… poślizgnęłam się. Byłeś tak wściekły na mnie, że straciłam resztkę nadziei.

– Przyznaję, że powiedziałem wiele niepotrzebnych słów – przepraszającym tonem odparł Jake. – Przestraszyłem się, widząc cię leżącą w dole. Wszystko we mnie zamarło, dopóki nie wyprowadziłem cię bezpiecznie na ścieżkę, a potem coś we mnie wstąpiło. Byłem zły na ciebie, że napędziłaś mi takiego strachu, a jeszcze bardziej na siebie, że do tego dopuściłem.

– Gdybym to wiedziała – westchnęła, kładąc mu głowę na ramieniu. – Tego wieczoru byłam bardzo nieszczęśliwa.

– Czy z tego powodu kokietowałaś wszystkich poza mną?

– Nie chciałam, żebyś się domyślił, jak bardzo cię kocham – wyjaśniła szczerze.

Jake pocałował ją.

– Udało ci się. Byłem tak zazdrosny, że nie potrafiłem jasno myśleć. Wiedziałem tylko, że cię pragnę i kiedy wróciliśmy na jacht, przestałem nad sobą panować.

Uśmiechnęła się na to wspomnienie, a Jake przytulił ją mocniej.

– Było cudownie. Czy nie domyśliłeś się wtedy, że cię kocham?

– Miałem taką nadzieję. Wydawało mi się nawet, że wszystko się ułoży, aż tu nagle zobaczyłem list do Ruperta i pomyślałem sobie, że wyszedłem na durnia. Nie mogłem sobie darować, że zaangażowałem się tak mocno i że zdradziłem się z tym, a ty wciąż kochasz Ruperta.

– Nie miałam o tym pojęcia – zdziwiła się szczerze Phyllida. – Wiem tylko, że ni stąd, ni zowąd zrobiłeś się bardzo niemiły.

– Myślałem, że w ten sposób łatwiej z tym skończę. Zasłużyłem sobie na to, żebyś grzmotnęła mnie bomem.

– Nie zrobiłam tego naumyślnie!

– Wiem – uśmiechnął się. – Bardziej mnie zabolało, kiedy powiedziałaś Chris, że tęsknisz do Ruperta. Wstałem, żeby odebrać telefon i stałem w drzwiach, kiedy rozmawiałyście. Wstydzę się tego, że podsłuchiwałem, ale miałem nadzieję, że dowiem się czegoś o twoich uczuciach w związku z tamtą nocą. Wścibstwo zostało ukarane. Załamałem się, słysząc, że mówisz o nim, nie o mnie. To tylko potwierdziło moje najgorsze obawy.

– Powiedziałam tak, bo wstydziłam się przyznać, że za tobą szaleję.

– To czemu mi tego nie wyznałaś? – spytał, odwracając ją w swoją stronę.

– A ty, czemu mi tego nie wyznałeś? – droczyła się z uśmiechem.

– Chyba z powodu głupiej dumy. Unikałem cię, sądząc, że chcesz wrócić do Ruperta. Kiedy się jednak zjawił, oszalałem z zazdrości. Wyglądał na wręcz stworzonego dla ciebie”.

– Może kiedyś tak rzeczywiście było. – Pogłaskała go po policzku. – Zmieniłam się, odkąd cię poznałam. Nawet Chris to zauważyła.

Jake odsunął ją od siebie, jakby chciał porównać dziewczynę w złotych pantofelkach, którą spotkał na lotnisku w Adelajdzie, z tą, która nie dbając o makijaż uśmiechała się, patrząc na niego oczyma pełnymi miłości.

– Może naprawdę się zmieniłaś!

– Myślę, że zawsze taka byłam, tylko nie zdawałam sobie z tego sprawy. Kiedy tylko zobaczyłam Ruperta, zrozumiałam, że nigdy go nie kochałam, przynajmniej nie tak, jak ciebie. Uważałam jednak, że nie wypada wygarnąć mu tego prosto w oczy w chwilę po tym, jak wysiadł z samolotu.

– Czy dlatego powiedziałaś Val, że jesteście zaręczeni?

– O, przepraszam – sprostowała. – To ty się z tym wyrwałeś.

– Ale nie zaprzeczyłaś. – Jake miał głupią minę.

– Bo nie mogłam. Obiecałam Rupertowi, że się zastanowię, więc nie mogłam dać mu publicznie kosza. A swoją drogą, nie sądziłam, że ma to dla ciebie jakieś znaczenie. Wyglądało na to, że jesteś zainteresowany Val.

– Val? – zdumiał się Jake.

– No, a ta planowana wspólna podróż dookoła świata? – wypomniała mu.

– Wspólnie tylko planowaliśmy szczegóły. Val chce odbyć samotny rejs, a ja tylko doradzałem jej, co powinna zabrać. Kiedy zobaczyłem cię z Rupertem, omal nie udławiłem się kolacją. Byłem wprost chory z zazdrości. Nie zdawałem sobie sprawy, że jestem zdolny do tak prymitywnych odruchów. Myślałem, że go zabiję, a ciebie zawlokę w jakiś kąt, gdzie będę się z tobą kochał jak wariat. – Pokręcił głową. – A ty myślałaś, że chodzi mi o Val! Skąd ten pomysł?

– Bo ona ma długie nogi – broniła się Phyllida. – No i zna się na żeglarstwie.

– To prawda – przyznał Jake. – Jednak umiejętność odróżnienia bomu od pompy zęzowej nie może konkurować z parą gniewnych, piwnych oczu. Val to miła dziewczyna i bardzo ją lubię, ale nie chciałbym spędzić z nią roku na jachcie.

– To samo powiedziała Chris.

– A więc wygadałaś wszystko Chris? – droczył się.

– Z początku wszystkiemu uparcie zaprzeczałam, ale tak mnie maglowała, aż wydusiła ze mnie wszystko. Przysłała mnie tutaj z poleceniem, żebym nie wracała, dopóki oboje nie przestaniemy się głupio zachowywać. Oświadczyła, że jest absolutnie przekonana, że mnie kochasz.

– Mądra Chris – powiedział Jake i pocałował Phyllidę. – Czy możemy już do niej pojechać i powiedzieć, że miała rację?

Phyllida niechętnie oderwała się od Jake’a. Wstała i przeciągnęła się z lubością.

Niebo przybrało barwę kobaltu, słońce raziło ją w oczy. Wszystko stało się jaśniejsze, bardziej wyraźne, jakby rozpromienione radością – kołyszące się łodzie, fale i nawet wiatr.

Z uśmiechem pocałowała Jake’a i trzymając się za ręce, poszli pomostem ku brzegowi, żeby podzielić się z Chris i Mikiem dobrą nowiną.

Na przystań wrócili w niespełna trzy godziny później. Rozradowana Chris usiłowała nakłonić ich, żeby zostali, ale Jake i Phyllida mieli zupełnie inne plany.

Słońce złociło późne popołudnie, kiedy „Ali B” odbił od pomostu i pod pełnymi żaglami skierował się na południe, w stronę zatoki Memory.

Загрузка...