Westling powiadomił swoich współpracowników, że ma okazję złapać włamywacza. Dadzą sobie radę bez niego?
Powiedzieli, że tak, i zaproponowali pomoc. Ale Westling nie potrzebował pomocy.
Irina stała z boku i słuchała, jak wydaje swojemu rozmówcy polecenia w sprawie Siverta Karlsena.
Morderca i włamywacz, a nawet kilku, jeśli liczyć sprawę pani Gustavsen, myślała. Jeszcze próba samobójstwa. We wszystkie te sprawy została wmieszana jedną nierozsądną decyzją o nocnych rozmowach.
W ogóle nie powinna była jej podejmować.
Z drugiej jednak strony uratowała jedno istnienie.
Drugie zgasiła. Biedna Kirsten zginęła przez nią.
Nie powinna tak tego traktować, bo nigdy nie uwolni się od poczucia winy.
Patrik odłożył słuchawkę. Przyszła pora na Irinę.
Spojrzała na niego i głęboko odetchnęła. Patrik uniósł kciuk w górę i uśmiechnął się, by dodać jej otuchy. Pomogło.
Wykręciła numer Pera Krona.
Per szczerze się ucieszył, słysząc jej głos, Irina poczuła nawet coś na kształt wyrzutów sumienia. Jego pytanie przywróciło ją do rzeczywistości.
– Zdecydowałaś się? Przyjdziesz jutro wieczorem?
– Jeszcze o tym nie myślałam. Zaszły pewne nowe okoliczności.
– Jakie? Co się stało?
– Kiedy byłam u ciebie, ktoś się włamał do mojego domu.
– Naprawdę? Coś zginęło?
– Tak, sporo rzeczy.
– Skontaktowałaś się z policją?
– Jeszcze nie zdążyłam. Odkryłam to dopiero przed kwadransem, złodziej nie zostawił widocznych śladów. Zanim zdążyłam zadzwonić na policję, odezwała się Marita. Znowu wpadła w depresję i prosi mnie, żebym przyjechała. Czekam na taksówkę.
– Przecież to kawał drogi.
– Wiem, ale muszę jej pomóc. Wrócę za dwie, góra trzy godziny i wtedy zadzwonię na policję.
– To chyba za późno?
– Trudno. Powiem, że wcześniej nic nie zauważyłam. Marita jest ważniejsza. Zresztą czas nie ma w tym wypadku żadnego znaczenia, złapią ptaszka bez większych problemów.
– Co ty mówisz? W jaki sposób?
– Widzisz, Arnt zamontował kamerę pod sufitem w holu. Idealna pułapka na złodzieja. Włączam ją zawsze, kiedy wychodzę.
– Więc wiesz, kto nim jest?
– Nie, oddam kamerę policji po powrocie do domu. Nie zdążę już przejrzeć kasety, bo właśnie nadjeżdża taksówka. Pogadamy później. Cześć!
Odłożyła słuchawkę i spojrzała na Westlinga, który, stojąc na taborecie, montował jej starą kamerę na małej półeczce pod sufitem w holu. Podpiął do niej przewód, by wszystko wyglądało jak należy.
– Jak mi poszło? – spytała.
– Świetnie – odrzekł. – A jak wygląda kamera?
– Doskonale! Co teraz zrobimy?
– Zaczekamy. Jeśli ktoś się zjawi, schowamy się… w pralni. Zostawimy lekko uchylone drzwi.
Irina drżała z podniecenia i strachu.
– Jak dobrze, że jesteś ze mną – mruknęła. – Sama bym się na to nie odważyła.
– A ja bym ci na to nie pozwolił.
Stanęli ukryci za firankami w salonie, skąd widać było furtkę i część ogrodu. Obecność Patrika Westlinga stanowiła dla Iriny wystarczającą ochronę przed niebezpiecznym światem.
– Wyciągnij wtyczkę telefonu – poprosił. – Nikt nam teraz nie może przeszkodzić.
Zrobiła, jak kazał. Kiedy wróciła, wyjął z kieszeni jakieś zdjęcie.
– Pewien jestem, że nie znasz Siverta Karlsena, ale na wszelki wypadek przyjrzyj się tej fotografii.
Irina rzuciła okiem na zdjęcie i cofnęła się mimowolnie.
– To on! Tak myślałam!
– A więc jednak go znasz? – zdziwił się Patrik.
– Nie! Widziałam go w czasie tej muzycznej parady. Stał po drugiej stronie ulicy, a ja stwierdziłam, że zboczeniec telefoniczny tak właśnie może wyglądać.
– Hm. Żebyśmy wtedy o tym wiedzieli…
– Ciebie też widziałam – uśmiechnęła się – ale nie sądziłam, że to ty.
– Co masz na myśli? – też się uśmiechnął.
– Zauważyłam grupę policjantów i pomyślałam, że jeden z nich jest tym, z którym rozmawiałam o Katerine i włamaniu u jej sąsiadki. Uznałam jednak, że masz zbyt sympatyczny wygląd na to, by być tym mrukliwym policjantem ze słuchawki.
– Sympatyczny. Co za charakterystyka!
– No więc, miły. Przyjazny. Taki jesteś.
Wykrzywił twarz w grymasie.
– Tak mi mówili w szkole policyjnej. Jesteś za sympatyczny, musisz wyglądać trochę groźniej. Dlatego właśnie burczę przez telefon, ale i tak nikt się mnie nie boi. To moja wina, że go wtedy nie dostrzegłem. Oszczędzilibyśmy mnóstwo czasu.
– Nie mogłeś go dostrzec, to nie ty rozganiałeś tę hałaśliwą grupę. Sivert Karlsen stał pomiędzy nimi, choć wyraźnie nie należał do tego grona. Wyróżniał się, nie zapomnę jego natarczywego spojrzenia. Wodził oczyma, jakby kogoś szukał. Spojrzał na mnie przez ułamek sekundy, ale nie wzbudziłam jego zainteresowania. Szukał kogoś innego.
– Co potwierdza naszą teorię, że cię z kimś myli. Teraz jednak zdobył twój adres, więc ani na chwilę nie możesz zostać sama. I nie zostawię cię samej z Perem Kronem – zakończył Westling z takim zdecydowaniem, że Irina musiała się roześmiać.
– Nie mam takiego zamiaru. Coś to za długo trwa, zdaje mi się, że niesłusznie go podejrzewaliśmy.
– Dajmy mu trochę więcej czasu.
– Dobrze, że pomyślałeś o wyłączeniu telefonu. Kron mógł wpaść na pomysł, by mnie sprawdzić…
Patrik przytaknął. Irina wzdrygnęła się.
– Ktoś idzie, tam za drzewami.
– To może być on. Z pewnością nie zostawi samochodu przed furtką.
– Zdawało mi się przed chwilą, że słyszę jakiś samochód – mruknęła.
Instynktownie cofnęli się w głąb pokoju, skąd wciąż mogli obserwować ulicę.
– Ten człowiek ma brodę – stwierdziła Irina. – Ale… zmierza tutaj! Co teraz?
– Schowaj się w pralni. Tylko nie otwieraj drzwi, jeśli zadzwoni!
Pospiesznie wbiegli do pralni, gdzie unosił się zapach proszku do prania, a na sznurku wisiała susząca się bielizna. Irina zdjęła ją w pośpiechu i wcisnęła do szafki.
Z pralni nie było widać furtki, usłyszeli za to odgłos ostrożnych kroków na schodach. Irina bezwiednie chwyciła inspektora za rękę i ścisnęła ją mocno.
Nikt nie zadzwonił. Zanim Irina zdążyła znaleźć wyjaśnienie tego dziwnego faktu, usłyszała zgrzyt klucza w zamku.
Zaraz umrę, pomyślała. Zapomnę oddychać i się uduszę. Albo zacznę kichać.
Ktoś pchnął ostrożnie drzwi. A jeśli to Sivert Karlsen? Nie, nieznajomy poruszał się lżej, bardziej elegancko.
Nie widziała jego twarzy. Mężczyzna skupił swą uwagę na kamerze. Przyniósł taboret, stanął na nim chwiejnie i zaczął grzebać przy urządzeniu. Irina uznała, że chce zniszczyć nagranie, nie był przecież na tyle głupi, by zabrać kamerę.
Westling oswobodził dłoń z jej uścisku i wyszedł z pralni. Po krótkim wahaniu Irina podążyła za nim.
– Zejdź na dół, Kron – rzucił spokojnie inspektor.
Mężczyzna obrócił się z przestrachem, stracił równowagę i spadł z taboretu. Patrik Westling przytrzymał go.
– Nie nazywam się Kron – powiedział gniewnie nieproszony gość. – A kim pan jest? Przyszedłem zreperować kamerę dla…
Jego wzrok padł na Irinę.
Na chwilę stracił rezon, ale zaraz na jego twarzy pojawił się olśniewający uśmiech.
– Irino, nie jest tak, jak myślisz. Zamierzałem zanieść tę kamerę na policję i…
– Nie musisz się fatygować – przerwała mu ozięble. – To jest inspektor Westling, któremu będziesz musiał sporo wyjaśnić. Na przykład na temat wózka inwalidzkiego. Przebrania. Klucza, który trzymasz w dłoni. Nie wysilaj się, Per, wpadłeś w pułapkę.
– Pozostaje tylko przyznać się do winy – dodał Patrik. – Zabieram cię na posterunek, zaraz wyślę paru funkcjonariuszy do twojego mieszkania. Założę się, że nie wrócą z pustymi rękami.
Per Kron nie odpowiedział. Zdjął sztuczną brodę, unikając wzroku Iriny.
Za to Irina miała sporo do powiedzenia.
– Myślę, że rzeczywiście uległeś wypadkowi za młodu, ale po pewnym czasie wróciłeś do sprawności fizycznej. Tymczasem jednak uznałeś, że życie na koszt państwa jest znacznie wygodniejsze. Kariera artystyczna zakończyła się fiaskiem, o czym mogłam się przekonać, oglądając twoje obrazy. Nie wydałeś też żadnej książki. Potrzebowałeś jednak pieniędzy. Zakładam, że działałeś w wielu miejscach, czasami udając kalekę, czasami jako uwodziciel i złodziej. Przy okazji, nawet przez chwilę nie pomyślałam o tym, by wskoczyć ci do łóżka. Nie jesteś w moim typie.
Po tej przemowie Per Kron sprawiał wrażenie jeszcze bardziej przygnębionego, Patrik Westling promieniał zadowoleniem, a Irinę zadziwiło własne krasomówstwo.
Gdzie jest nóż? Chyba go nie zgubiłem na śmietnisku?
Nie, tutaj go położyłem! Jest ostry?
Wystarczająco.
Dla niej nie muszę się stroić, nie ma czasu na podchody. Od razu przejdę do rzeczy.
Kiedy wreszcie zapadnie wieczór? Jeszcze tyle czasu, a ja już nie mogę się doczekać!