Irina poświęciła czwartek na przedzimowe sprzątanie domu i ogrodu. Wcześniej nie miała siły na porządki, a teraz zdała sobie sprawę ze skali zaniedbań.
Myślała, że noc prześpi spokojnie, ale oszukiwała samą siebie. Przewracała się w łóżku, a sen ku jej wielkiej irytacji nie nadchodził. Irina dobrze wiedziała, że to przez ten ostatni telefon. Insynuacje telefonicznego prześladowcy nie dawały jej spokoju.
Zasnęła nad ranem i przespała całe piątkowe przedpołudnie.
Tego dnia ogłoszenie ponownie ukazało się w gazecie. Ujrzawszy je Irina zdecydowała, że ten tydzień będzie ostatni. Eksperyment się nie powiódł, zwykły człowiek jak ona nie powinien brać sobie na barki takich poważnych problemów.
Oddźwięk na jej propozycję był jednak zaskakująco duży. W ciągu minionego tygodnia telefon dzwonił każdej z wyznaczonych nocy.
Reakcja na nowe ogłoszenie nastąpiła błyskawicznie.
Ledwo minęła jedenasta, rozległ się dzwonek.
Byle nie ten obmierzły staruch, proszę!
To nie był on. Rozmowa okazała się niezwykle dramatyczna.
Dzwoniła młoda dziewczyna, mówiła urywanym, niewyraźnym, sennym głosem.
– Zrobiłam to – wykrztusiła z wysiłkiem.
– Co zrobiłaś? – spytała Irina przyjaźnie.
Długa przerwa.
– Podcięłam…
Irina przeraziła się.
– Co? Co podcięłaś?
Długa przerwa.
– Żyły… na nadgarstkach…
Glos brzmiał matowo, jakby dziewczyna znajdowała się na krawędzi śmierci.
– Pomóż mi! – dodała cichym szeptem.
– Zaraz ci pomogę! Gdzie jesteś?
– Pomóż mi!
– Dobrze, ale powiedz mi, gdzie mieszkasz. Jak się nazywasz?
Co za idiotyczne pytanie. Niepotrzebna strata czasu i sił dziewczyny.
– Marita. Mieszkam przy Vollgaten.
– Który numer?
Dłonie Iriny drżały.
– P… pię… Szept zamarł.
– Halo! – krzyknęła Irina. – Marita? Ulica Vollgaten pięć? Piętnaście? Zdawało mi się, że słyszę jakąś samogłoskę. Pięćdziesiąt…?
W słuchawce panowała głucha cisza.
– Marita?
Brak odpowiedzi.
– Marita, odłóż słuchawkę, żebym mogła zadzwonić – wykrztusiła błagalnie, ale nikt jej nie odpowiedział.
Dobry Boże, co robić? Jechać, nie mam samochodu, miną wieki, zanim przyjedzie taksówka. Policja, nie mogę zadzwonić, linia jest…
Ale ze mnie idiotka, taka głupota powinna być prawnie zakazana. Wpadłam w panikę, ale są pewne granice… Przecież to linia specjalna.
Zbiegła na parter do domowego aparatu i trzęsącymi dłońmi wykręciła numer policji. Poprosiła o połączenie z Westlingiem. Żeby tylko tam był, żeby tylko miał dzisiaj służbę.
Z nikim innym nie chciała rozmawiać, musiałaby zdradzić swą tożsamość.
Westling właśnie wyszedł, odpowiedział oficer dyżurny. Proszę za nim pobiec! Nie, tak nie można… W porządku, zobaczę, co się da zrobić…
Irina usłyszała odgłos otwieranego okna i jakiś głos krzyknął:
– Westling!
Minęła dłuższa chwila. Irina przez cały czas stukała nerwowo w blat biurka Arnta. Nie zabrał go ze sobą, pewnie kupił sobie nowe, większe…
Jestem głupia, mogłam zadzwonić na pogotowie. Kolejna strata czasu!
– Halo? – odezwał się zasapany i poirytowany głos w słuchawce.
– Mówi Irina… Nocny Rozmówca – bąknęła, stropiona opryskliwością policjanta.
– Słucham – rzucił bezbarwnie. – Znowu jakieś włamanie?
– Coś znacznie poważniejszego. Próba samobójstwa. Liczą się sekundy.
Szybko zreferowała mu rozmowę z dziewczyną. Powiedziała, że nie jest pewna numeru, nie zadzwoniła po pogotowie, a sprawa wymaga natychmiastowego działania.
– Jest pani pewna, że to nie głupi dowcip?
– Wolę nie ryzykować.
– Zadzwonię po karetkę – zdecydował. – Proszę czekać, przyjedziemy po panią.
– Dlaczego? – spytała zdziwiona.
– Szukała pomocy u pani i to pani zawierzyła.
– Ach, tak – wyjąkała.
Ubrała się pospiesznie i kiedy w wąskiej uliczce pojawił się wóz policyjny, czekała już przy furtce. Szybko wskoczyła do samochodu.
A więc tamten jasnowłosy policjant o miłym spojrzeniu to jednak był Westling. Tego się Irina nie spodziewała.
– Usiłowałam skontaktować się z dziewczyną – wykrztusiła – ale linia, wciąż jest zajęta.
– Mam informacje z karetki – powiedział Westling. – Sprawdzili numer pięć, ale nikogo nie znaleźli. Jadą do numeru pięćdziesiątego, ulica jest bardzo długa.
– Mam wrażenie, że urwała w pół słowa – powtórzyła Irina. – Była strasznie osłabiona, z trudem zdobywała się na szept.
– Często tak robią. Chcą popełnić samobójstwo i w ostatniej chwili oblatuje ich strach.
– Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to chcę pomóc tej dziewczynie – stwierdziła Irina. – Nie zostawię jej, takiej samotnej i nieszczęśliwej.
– Nic jeszcze o niej nie wiemy – rzucił szorstko Westling.
Pędzili przez miasto. Kierowca utrzymywał dużą prędkość. Z rzadka spotykali jakieś samochody, za szybą Irina spostrzegła w przelocie kilka grup młodzieży. Miasto spało, w Høyden nie kwitło życie nocne.
Kierowca karetki wezwał ich przez radiostację.
– Vollgaten kończy się na numerze pięćdziesiąt trzy z jednej strony i czterdzieści osiem z drugiej.
– Musimy więc przeszukać dwa domy – stwierdził Westling. – Numery pięćdziesiąt jeden i pięćdziesiąt trzy. Gdzie jesteście?
– Przy pięćdziesiąt trzy. Wchodzimy do środka. Nie sprawdziliśmy pięćdziesiątego pierwszego, ale ten dom wygląda bardziej obiecująco.
Kiedy dojechali na miejsce, musieli przyznać, że kierowca karetki miał rację. Pod numerem pięćdziesiątym pierwszym mieścił się nie dokończony budynek, w którym z pewnością nie zainstalowano jeszcze telefonu. W jednym z okien sąsiedniego domu paliło się światło. Po – sesja była bardzo zniszczono, wyglądała bardziej na miejsce podejrzanych zabaw młodzieży. Po pewnych oznakach można jednak było sądzić, że ktoś w niej mieszka.
Karetka stała przed wejściem, dwóch mężczyzn usiłowało wyłamać drzwi. Westling wyraził cichą nadzieję, że nikt z Iriny nie zadrwił.
Irina zmartwiała. A jeśli alarm okaże się fałszywy? Wtedy oskarżą ich o włamanie, a jej wiarygodność zostanie wystawiona na ciężką próbę.
Drzwi ustąpiły w chwili, gdy Irina i Westling wysiadali z samochodu. Sanitariusze wyjaśnili, że użyli dzwonka, ale nikt nie otworzył. Ze środka domu nie dochodziły żadne dźwięki.
Szybko znaleźli drogę do pokoju, w którym paliło się światło.
Jeden z sanitariuszy wciągnął nosem powietrze.
– Haszysz – stwierdził lakonicznie.
Irina spodziewała się narkotyków, nawet tych znacznie groźniejszych. Tamte może jednak nie wydzielają żadnego zapachu? Nie wiedziała wiele na ten temat.
Westling otworzył drzwi do sypialni.
Dziewczyna leżała w kałuży krwi.
– Jest taka młoda – szepnęła Irina – ma najwyżej szesnaście lat. I taka blada. Śmiertelnie blada.
Sanitariusze podjęli akcję ratunkową, wysławszy uprzednio Irinę i Westlinga po nosze i niezbędny sprzęt. Irina wybiegła za inspektorem, trzęsąc się ze zdenerwowania.
Prowadziłam dotąd takie bezpieczne życie, pomyślała. Jak na zamku Śpiącej Królewny.
Chwycili nosze i pozostałe przybory i wrócili pędem na górę. Na nadgarstki dziewczyny założono już opatrunek i sytuacja zdawała się być pod kontrolą. Dziewczyna nie odzyskała jednak przytomności, a może nie żyła. Irina nie była pewna. Nie mówiąc ani słowa, odłożyła zakrwawioną słuchawkę na widełki. Wspólnymi siłami znieśli nosze na dół i umieścili w karetce.
Westling wepchnął Irinę do wozu policyjnego.
– Jedziemy do szpitala – powiedział. – Jeśli się obudzi, muszę zadać jej kilka pytań. Doda jej pani otuchy.
Jeśli się obudzi. Słowo „jeśli” nabrało złowrogiego brzmienia.
Ruszyli za jękliwą syreną karetki.
– Jak się posuwa pani praca? – zapytał Westling.
– Nocne rozmowy? Ze zmiennym szczęściem. Trochę podłości, mnóstwo ludzkiego nieszczęścia. Pomału przekonuję się, że nie jestem do tego stworzona.
– A jednak trudno nie pochwalić pani postępowania – wymamrotał ku zadowoleniu Iriny. – Muszę przyznać – ciągnął – że kiedy dostałem pani adres, a dzisiaj po raz pierwszy spotkałem, miałem inny pogląd na tę sprawę. Wziąłem panią za kolejną damę z dobrego towarzystwa, która zabawia się w dobroczynność. Kto wie… może się pomyliłem.
– Może – mruknęła w kołnierz płaszcza.
Skręcili. Kątem oka Irina dostrzegła paru młodych ludzi odprowadzających ich ciekawskimi spojrzeniami. Pewnie sądzą, że mnie aresztowano, pomyślała i uśmiechnęła się blado.
– Spotykają panią nieprzyjemności? – spytał.
– Nocami? – Irina zawahała się. – Jeden zboczeniec…
– Spodziewałem się.
– Jest wstrętny i trochę mnie przeraża. Postanowił sobie, że mnie znajdzie. Twierdzi zresztą, że się znamy. Czasami bywa… przymilny, jeśli mogę użyć tego słowa. Wydaje mu się, że swoimi gburowatymi propozycjami sprawia mi przyjemność, ale ja to odbieram jak groźbę. Nieraz odnoszę wrażenie, że chodzi mu o zemstę.
– To brzmi nieciekawie. Świat jest pełen takich zwyrodnialców.
– Powtarza, że mnie zna. To jest najgorsze.
– Nie sądzę. Już by do pani trafił.
– No właśnie. Bez przerwy dopytuje się o mój adres, którego mu, rzecz jasna, nie podam. Chyba bierze mnie za kogoś innego. Jest strasznie nachalny, a przy tym ordynarny i nieprzyzwoity. Nigdy się do mnie nie zwracano w ten sposób.
Inspektor powstrzymał się od komentarza.
– Twierdzi, że panią zna? Rozpoznaje go pani po głosie?
– Skądże! Ale… Teraz już sobie przypomniałam, skąd biorę pewność, że mnie z kimś myli. Chodzi o te słowa: w mroku nocy. Twierdzi, że już je od kogoś usłyszał.
– To prawdopodobne. Uważam, że powinna pani skończyć z tym nocnym zajęciem.
– Myślałam o tym, ten człowiek zaczyna działać mi na nerwy. Już nie będę zamieszczać ogłoszeń. Dzisiaj ukazało się kolejne, więc muszę jeszcze jakoś przetrzymać nadchodzący tydzień.
– Nie może pani przerwać od razu?
– Zawsze dotrzymuję słowa. To należy do mojego kodeksu honorowego.
Dojeżdżali do szpitala. Jeśli Westling nawet chciał coś powiedzieć, to skorzystał z okazji, by tego nie zrobić.
Irina siedziała przy niedoszłej samobójczyni. Dziewczyna leżała bez ruchu w białej pościeli, była bardzo blada. Jej nadgarstki pokrywały bandaże, obok łóżka stał statyw z kroplówką. Nie spała. Okazała się pulchną siedemnastolatką o spojrzeniu przepełnionym rozpaczą i poczuciem winy.
– Cześć, Marito, to do mnie dzwoniłaś – zaczęła ostrożnie Irina.
Dziewczyna odwróciła twarz, dość pospolitą i pokrytą krostkami.
Do pokoju wszedł Westling. Zatrzymał się z dala od łóżka i nie powiedział ani słowa.
– Ten policjant chce cię przesłuchać – ciągnęła Irina. – Masz dość siły?
Dziewczyna potrząsnęła głową.
– Rozumiem. Dlaczego zdecydowałaś się na taki krok?
– Do niczego się nie nadaję – pisnęła Marita i wybuchnęła płaczem.
– Więc wzięłaś haszysz, by sobie dodać odwagi?
– Skąd pani wie?
– Poznałam po zapachu. A może brałaś coś mocniejszego?
– Nie. Nigdy tego nie robię.
– To mądrze z twojej strony.
Rozmowa nie kleiła się. Marita zwlekała z każdą odpowiedzią, a Irina nie wiedziała, o co pytać.
– Gdzie są twoi rodzice?
– Wyjechali.
– Opowiedz mi o sobie.
– Nie ma o czym. Jestem beznadziejna – chlipnęła.
– Chodzisz do szkoły?
– Od czasu do czasu. Właściwie chodzę. Nic tam się nie dzieje.
– Co masz na myśli? Lekcje, przerwy, może wieczory?
– Wszystko razem.
– Dokuczają ci?
Na twarzy dziewczyny pojawił się grymas.
– Niech pani zgadnie!
– Masz przyjaciół?
– Nikt się mną nie interesuje. Czasami przyczepiam się do innych dziewczyn, ale one nie chcą mieć ze mną do czynienia. Nikt nie przyszedł na moje urodziny, chociaż wysłałam zaproszenia.
Irina poczuła ukłucie w sercu. To musiało być dla Marity przykre rozczarowanie! Dla niej i dla jej rodziców.
– Teraz już masz przyjaciółkę – powiedziała cicho. – Mnie.
W spojrzeniu dziewczyny nie odczytała aprobaty. Jesteś stara, mówiło.
– Dlaczego? – spytała kwaśno.
– Bo czuję się za ciebie odpowiedzialna i ci współczuję. Poza tym ja też straciłam przyjaciół. – I dodała, zanim dziewczyna zdążyła postawić nowe pytanie: – Dawno się na to zdecydowałaś? Żeby skończyć ze sobą?
– Myślałam o tym. Tak na niby. Ale…
– Tak? – ponagliła ją Irina.
– Jest jeden chłopak. Napisałam do niego list.
– Tego nie wolno robić. Nigdy!
– Teraz już wiem. Pokazał go całej klasie.
– Okropne. Chłopcy w tym wieku są tacy bezmyślni. Co napisałaś w liście?
– Nic wielkiego. Chciałam z nim pójść do kina.
– To rzeczywiście nic wielkiego. Gorzej, jak się otwarcie wyzna gorącą miłość. Sama tak kiedyś zrobiłam.
– Naprawdę?
– Tak, nie pytaj o rezultat.
Irina skłamała, była zbyt dobrze wychowana, by pisać ' takie listy, ale dziewczyna wyraźnie potrzebowała otuchy.
– Pani jest taka ładna – stwierdziła Marita.
– Nie byłam ładnym dzieckiem. Wszyscy mamy problemy, Marito. Czasami się nam wydaje, że życie jest ciężarem. Przeżywam trudny okres, bo mój mąż odszedł do innej kobiety. Mnie też nachodzą różne złe myśli. Jakoś się jednak pozbierałam i teraz jestem szczęśliwa, że nie podjęłam żadnej pochopnej decyzji. Odkryłam, że on nie jest tego wart. Dlaczego do mnie zadzwoniłaś? Pożałowałaś swego kroku?
– Nie, chyba nie. Przestraszyłam się śmierci.
Irina miała zamiar powiedzieć, że tego akurat nie trzeba się bać, ale się powstrzymała. Te słowa byłyby nie na miejscu.
– A teraz? Żałujesz, że zadzwoniłaś?
– Nie wiem – odrzekła Marita zmęczonym głosem. – Nie wiem, chce mi się spać. Chcę przespać całe życie. Do szkoły już nie wrócę, nie po tym liście.
Irina odwróciła się.
– Inspektorze Westling, nie sądzę, by Marita miała ochotę na dłuższą rozmowę. Musi odpocząć.
Znowu spojrzała na dziewczynę.
– Pójdę już. Odwiedzę cię, kiedy już wyzdrowiejesz. Porozmawiamy, chcę ci pomóc w twoich problemach.
Marita wykrzywiła się.
– Nie może mi pani pomóc. Jestem brzydka, gruba i mam krosty na twarzy.
– Wcale nie jesteś brzydka, to po pierwsze. A jeśli chodzi o cerę i wagę, to z pewnością mogę ci pomóc, bo sama byłam kiedyś w podobnej sytuacji.
Dziewczyna ożywiła się nieznacznie. Na pożegnanie uścisnęła rękę Iriny pulchną dłonią z resztkami czerwonego lakieru na poobgryzanych paznokciach.
Westling poprosił, by Irina zaczekała na korytarzu. Musi zadać Maricie kilka pytań, a potem odwiezie ją do domu.
Irina nie miała nic przeciwko temu. Mieszkała daleko.
W samochodzie nie odzywali się do siebie, pogrążeni we własnych myślach. Dopiero kiedy wysadził ją przed bramą i odprowadził do drzwi, zapytał:
– Czy to prawda, że kiedyś wyglądała pani jak Marita?
– Nie.
– I że napisała pani taki list?
– Nie, musiałam jednak umocnić w niej poczucie, że nie jest sama.
– I że myślała pani o samobójstwie?
Irina zawahała się.
– Myślałam – powiedziała w końcu – ale to nie w moim stylu.
– Też tak uważam.
Głęboko wciągnął powietrze. Jego oczy były naprawdę ładne, kryła się w nich dobroć, która dodawała mu uroku.
– W każdym razie dziękuję! Okazała nam pani znaczną pomoc dziś wieczorem!
Wieczorem, pomyślała Irina, wchodząc do środka. Wieczór dawno się skończył.
Było tak późno, że wyłączyła telefon specjalny. Pal sześć obietnice, była wykończona!
I bardzo z siebie zadowolona, po raz pierwszy od długiego czasu.
Co za cholerny pech!
Nie było jej tam! Nie było, oszukała mnie. Miałem jej tyle do powiedzenia, wygarnąłbym jej. Najpierw łagodnie, a potem…!
W redakcji też się nie udało. Ta głupia baba z biura ogłoszeń nie chciała podać adresu Nocnego Rozmówcy. Po diabła tam polazłem, trzeba było zadzwonić.
Ale… ta druga przyglądała mi się ukradkiem. Czekałem na nią po pracy, ale musiała wyjść wcześniej. Co za pech!
Dzisiaj sobota i ta przeklęta redakcja jest zamknięta. Poczekam do poniedziałku. Umówię się z tą drugą, to dla mnie pestka!
Dowiem się od niej adresu i nazwiska Nocnego Rozmówcy.
I dopadnę mojego największego wroga!
Porachuję się z nią.
Już się cieszę, aż mnie dreszcz przechodzi. Zemsta będzie moja!