Tego wieczora zaczęła się bać nocnego czuwania.
Po co to robię, skoro napawa mnie to jedynie niesmakiem? Jeśli nikt nie zadzwoni, wpadam w depresję. Jeśli dzwonią, odczuwam tremę, a nawet strach.
Mijały godziny. Silny wiatr zwiastował nadejście jesieni. Szumiały liście, światło lamp ulicznych kładło się chybotliwymi plamami na ścianach pokoju. Co rusz gwałtowny podmuch kołysał żelaznym uchwytem latarni.
Porażka, pomyślała Irina. Dochodzi druga, a nikt nie zadzwonił. Ludzie zapomnieli o ogłoszeniu.
Nie mogę przecież zamieszczać go codziennie, bo to zbyt kosztowne.
Na odgłos dzwonka podskoczyła gwałtownie. Podniosła słuchawkę drżącą dłonią i powiedziała:
– Nocny Rozmówca.
Z początku nie usłyszała nic. Ktoś wyraźnie usiłował ułożyć słuchawkę przy uchu.
Potem dobiegł ją oddech przerażonego dziecka.
– To ty rozmawiasz z ludźmi?
Piskliwy głosik, ale jego posiadacz wiedział, jak posługiwać się telefonem. Wielu rodziców pozwalało dzieciom podnosić słuchawkę ku wielkiej irytacji dzwoniących, którym zwykle nie dane było zostawić wiadomości ani doprosić się o rozmowę z którymś z dorosłych. Rodzice woleli jednak słodki widok swoich pociech ze słuchawką w dłoni…
– Tak, to ja rozmawiam z ludźmi nocami – odpowiedziała spokojnie Irina. – Mogę ci w czymś pomóc?
– Nie, tylko strasznie się boję.
Co było słychać. Głos był przytłumiony, tak jakby dziecko schowało się pod kołdrą.
– Teraz ja jestem z tobą, więc się nie bój. Gdzie są twoi rodzice?
– Mama wyszła z Kurtem. A tata nie żyje.
– Strasznie mi przykro.
– Tak. Jakiś samochód na niego najechał. Coś…
– Co mówisz? – spytała Irina, kiedy w słuchawce zapadła cisza. – Co się stało? Słucham.
Dziecko zawahało się. Irina spojrzała na liście kasztana, które w świetle latarni przypominały ruchliwe dłonie. Nie wiedziała, co powinna powiedzieć, nie umiała postępować z dziećmi. Arnt nie chciał dzieci, mówił, że woli zaczekać.
Teraz miała trzydzieści pięć łat. Niedługo będzie już za późno…
Podskoczyła z przerażenia, kiedy usłyszała szept w słuchawce.
– Coś jest pod moim łóżkiem. Boję się opuścić nogi, bo mnie złapie. A muszę iść do łazienki.
Irina potraktowała to niezwykle poważnie.
– Mówisz, że coś jest pod twoim łóżkiem? Co to może być? Jak wygląda?
– Nie wiem – dobiegła ją żałosna odpowiedź. – Boję się spojrzeć.
Do diabła z rodzicami, którzy bez opieki zostawiają dziecko o tak bujnej wyobraźni!
– Ile masz lat?
– Siedem. Niedługo osiem. Szesnastego listopada.
– To wspaniały dzień na urodziny. Moje, niestety, przypadają w Wigilię. Jak masz na imię?
– Katerine.
Zdążyła się zorientować, że głos należy do dziewczynki. Jaką radę powinna dać samotnemu, przerażonemu dziecku? Irina domyślała się, że metoda, którą zamierza zastosować, odbiega od zasad pedagogiki i psychologii, ale nie widziała innego wyjścia.
– Posłuchaj, Katerine, wiem, co czujesz. Kiedy miałam tyle lat co ty, też nachodziły mnie złe myśli. Czytałam straszne historie i oglądałam przerażające filmy. I też potem sądziłam, że coś ukrywa się pod moim łóżkiem. Mnie również zostawiano samą w domu.
– Naprawdę? – W głosie Katerine zabrzmiało niedowierzanie.
– Nawet dość często. Później jednak ktoś mi powiedział, że nie muszę się bać, bo moja babcia, bardzo mila babcia, która wtedy już nie żyła, pilnuje, by nic złego mi się nie stało.
– Tatuś też nie żyje. I też był bardzo miły.
Na te słowa czekała!
– Więc jesteś w takiej samej sytuacji jak ja, Katerine. Nie możesz go zobaczyć, bo on przebywa w innym świecie, niewidzialnym dla nas. Ale jego myśli są przy tych, których kochał najbardziej. Te myśli są tak potężne, że żadne strachy nie mogą tknąć jego małej dziewczynki. Myśli tatusia przegonią wszelkie zło.
Zapadła cisza.
– Jeśli odłożysz teraz słuchawkę – ciągnęła Irina – nie na widełki, tylko na łóżko czy stolik, to zaczekam, aż wrócisz z łazienki. Nie będziesz sama w pokoju. Swoją drogą to milo, że mama zostawiła ci telefon przy łóżku.
– Położyłam się w jej pokoju. Nie wolno mi, ale wślizgnęłam się tutaj, jak tylko wyszli.
– Więc pójdziesz? Jak dorosłam, zrozumiałam, że pod moim łóżkiem nie czai się żaden potwór. Pod twoim też nie, ale wiem, że łatwo w to uwierzyć.
– Zaczekasz?
– Na pewno!
Katerine znów się zawahała.
– Nic mi się nie stanie?
– Wszystko będzie dobrze. Usiądź na łóżku.
Szelest rozrzucanej pościeli.
– Opuść nogi i postaw je na podłodze. Jestem przy tobie, teraz możesz odłożyć słuchawkę.
Przyspieszony oddech sugerował, że dziewczynka nie może oderwać się od aparatu.
– Udało się?
– Teraz stawiam nogi na podłodze. To na razie!.
Słuchawka upadła z łoskotem. Szybki tupot drobnych stópek.
Irina czekała cierpliwie.
Trzasnęły drzwi i odezwał się przejęty głosik:
– Wszystko dobrze. Tam nikogo nie ma.
– No widzisz! Teraz spokojnie zaśnij. Zawsze możesz do mnie zadzwonić, byle nie po piątej, bo wtedy sama kładę się spać.
Dziewczynka nie chciała się rozłączyć.
– Mogę zadzwonić jeszcze dzisiaj?
– Oczywiście. Ale przecież twoja mama niedługo wróci.
– Nie wiem. Powiedziała, że przyjdzie o dwunastej, a dwunasta już minęła.
Trzy godziny temu!
– Troszkę się spóźnia – Irina usiłowała dodać dziecku otuchy.
– Czasami wraca nad ranem.
Tak nie można, pomyślała Irina ze złością.
– Jak się nazywasz, Katerine? I gdzie mieszkasz?
– Katerine Elisabeth Stensen. Fiolveien 7, Høyden.
– Fiolveien? To dość daleko ode mnie.
– A jak ty się nazywasz?
– Tego… nie mogę ci powiedzieć, bo chcę pozostać anonimowa. To znaczy, taką troszkę tajemniczą osobą, której nikt nie zna z imienia. Możesz mnie nazywać Nocnym Rozmówcą.
Katerine westchnęła z rozczarowaniem, ale Irina nie odważyła się podać jej swego nazwiska. Było dość nietypowe, tak że bardzo ułatwiłoby jej odszukanie. Samotność dziewczynki złagodziła jednak mocne postanowienie Iriny.
– No dobrze, mów do mnie Marie. To moje drugie imię, coś jak twoje Elisabeth.
Dziewczynka rozchmurzyła się.
– Położysz się teraz? Już bardzo późno. Będę pod telefonem.
– Dlaczego mama nie wraca? Boję się, Kurt jest dla niej czasami taki niedobry.
Coraz gorzej!
– A mnie nie lubi.
Typowy problem. Mama się zakochuje, wybranek zaś nie chce zaakceptować dziecka. Rozpoczyna się rywalizacja. Dziewczynka jest może trochę marudna, a mama chce pobyć z nowym ukochanym. Jeśli mężczyzna nie potrafi się zdobyć na cierpliwość, konflikt staje się nieunikniony.
Irina nie miała zamiaru grzebać zbyt głęboko w życiu rodzinnym Katerine.
– Nikt się tobą nie może zaopiekować? To znaczy, dotrzymać ci towarzystwa?
– Jest pani Gustavsen, mieszka po drugiej stronie korytarza. Ale jest stara i przychodzi tylko w dzień, kiedy mama pracuje.
– Rozumiem. Nocą potrzebuje snu.
Katerine zgodziła się w końcu wrócić do łóżka i zakończyć rozmowę, ale Irina nie pozbyła się uczucia niepokoju. Co można zrobić dla dziecka, które traciło grunt pod nogami?
Dlaczego wzięła taki ciężar na swoje barki? Może pastor miał rację, nie zdawała sobie sprawy, na co się porywa. Irina nie sądziła, że będzie musiała rozwiązywać takie skomplikowane problemy, i już zaczęła odczuwać brzemię odpowiedzialności.
A miało być dużo gorzej. Sprawa Katerine powróciła jeszcze tej samej nocy.
Zaraz po rozmowie z dziewczynką odebrała przykry telefon.
Jakiś mężczyzna zaproponował zduszonym i nieprzyjemnym głosem, że odwiedzi ją w domu, jeśli tylko Irina zechce podać mu swój adres. Ona jednak nie zechciała i odłożyła słuchawkę, wygłosiwszy wstrzemięźliwy komentarz.
Irinę przeszedł dreszcz. Jej dom, skryty za starymi, ogromnym drzewami, nie wydawał się już tak bezpieczny.
Dzwonek telefonu rozbrzmiał ponownie.
– Marie, to ty?
Katerine!
– Wciąż nie śpisz?
– Obudziłam się – wyszeptała dziewczynka. – Mama jeszcze nie wróciła. Ktoś się włamuje do pani Gustavsen.
Irina otrzeźwiała.
– Jesteś pewna?
– Tak. Musi ich być co najmniej dwóch, bo rozmawiają ze sobą. Szepczą. I grzebią przy zamku. Mama mówi, że pani Gustavsen nie wierzy bankom i trzyma pieniądze w domu. I jeszcze mówi, że pani Gustavsen lubi oszczędzać.
Takie plotki szybko się rozchodzą.
– Dobrze, że zadzwoniłaś, Katerine, jesteś mądrą dziewczynką. Zamknij porządnie drzwi i nie otwieraj nikomu poza mamą i policją. Zaraz do nich zadzwonię i poproszę, aby przysłali radiowóz. Nie powiem, że to ty telefonowałaś, żeby złodzieje się na ciebie nie złościli. O niczym się nie dowiedzą. Dobrze?
– Dobrze. I żeby nie zrobili krzywdy pani Gustavsen.
Dobre dziecko!
– Zadbamy o to. Odłóż słuchawkę, zadzwonię na policję!
Połączono ją z oficerem dyżurnym, nazywał się Westling. W jego głosie pobrzmiewał sceptycyzm, wypytywał o szczegóły. Powiedziała mu, że ta sama dziewczynka zadzwoniła do niej przed godziną, bo bała się, że coś siedzi pod jej łóżkiem.
– Jeśli ma tak bujną fantazję, to historię z włamywaczami też mogła zmyślić – stwierdził.
Irina straciła cierpliwość.
– Sprawa jest poważna. Dziecko boi się o życie starszej pani i wydaje mi się, że powinniśmy to uszanować.
Westling obiecał wysłać radiowóz i spytał Irinę o numer telefonu. Podała mu numer Nocnego Rozmówcy. Wymogła jeszcze na nim, że nie ujawni tożsamości dziewczynki, a jej matce, jeśli się pojawi, udzieli stosownej reprymendy.
– Proszę tylko nie mówić, że dziewczynka dzwoniła do mnie! – dodała. – Proszę powiedzieć, że zawiadomiła was bezpośrednio! W przeciwnym razie może mieć w domu nieprzyjemności.
Westling przystał na to, choć bez zbytniego entuzjazmu.
Mam nadzieję, że nie podjadą z włączoną syreną, pomyślała Irina, odłożywszy słuchawkę. Na filmach kryminalnych w telewizji zawsze tak robią, skutecznie przepłaszając rabusiów.
Uznała, że norwescy policjanci mają więcej rozsądku.
Inspektor Westling wyruszył osobiście w towarzystwie jeszcze jednego funkcjonariusza. Nie włączyli syreny. Westling nie za bardzo wierzył w tę historię, wyjechał bardziej po to, by uniknąć sennej atmosfery w komisariacie.
– Tu jest numer siedem – stwierdził jego kolega. – Budynek dwupiętrowy, dużo mieszkań. Nie znamy numeru?
– Nie, ta tajemnicza dama też go nie znała. Ciemno i cicho, na ulicy żadnych samochodów. Czekaj! – Zobaczył pełzające światełka na drugim piętrze. – Latarki. To oni!
Więc mówiła prawdę, pomyślał kwaśno.
Nakryli złodziei, kiedy ci byli zajęci kneblowaniem przerażonej pani Gustavsen. Bandyci nie mieli żadnych szans ucieczki.
– Skąd, do diabła, wiedzieliście? – zapytał z wściekłością jeden z nich, kiedy kajdanki zatrzasnęły się na jego nadgarstkach.
– Obywatelska solidarność – odrzekł lakonicznie Westling.
Nie dodał ani słowa. Tajemnicza dama się nie myliła, dziewczynkę należało chronić.
Na schodach spotkali matkę małej. Westling nie odezwał się, za to kobieta wrzasnęła na całe gardło:
– Sven, co tu robisz?
Obaj mężczyźni liczyli sobie mniej więcej po trzydzieści lat. Jeden z nich skulił się w sobie, było mu wyraźnie nie w smak, że go rozpoznano.
– Zna pani tego łobuza? – zapytał Westling matkę Katerine.
– Znam. To przecież brat Kurta. Mojego chłopaka. To znaczy, byłego chłopaka. Miarka się przebrała! Co oni tu robią?
Westling w kilku słowach opisał zdarzenie.
Matka Katerine wyglądała na przygnębioną.
– Więc to ode mnie dowiedzieli się o pieniądzach! Od Kurta. To koniec. Zrobiłam wiele dla uratowania tego związku, ale teraz mam już dość. – Nagle zdała sobie sprawę z innego niebezpieczeństwa. – Moja córeczka! Jest sama w domu! Chyba jej nie skrzywdzili?
Funkcjonariusz wyprowadził włamywaczy i budynku. Westling szybko skorzystał z okazji.
– Córka jest sama w domu? O tej porze? – spytał.
Matka dziewczynki zmieszała się.
– Trochę się spóźniłam…
Na więcej nie potrafiła się zdobyć. Inspektor dosłyszał jednak, że je; wargi wyszeptały coś w rodzaju: „Więc dlatego był taki rozochocony! Nie wypuszczał mnie z objęć…”
– Pani córka zawiadomiła nas o włamaniu – powiedział poważnym tonem. – Bandyci nie mogą się o tym dowiedzieć, bo jeszcze przyjdzie im do głowy się mścić.
– Tak. Przepraszam!
Nie wiadomo, kogo przepraszała i za co. Szybko otworzyła drzwi do mieszkania. Westling ujrzał w przelocie małą dziewczynkę, która przebiegała z pokoju do pokoju. Spodziewał się usłyszeć łajanie matki, ale nic takiego nie nastąpiło.
To dobrze, pomyślał. Kobieta dostała nauczkę, może w przyszłości lepiej zajmie się dzieckiem.
Zostawił panią Gustavsen pod opieką policjanta. Teraz musiał przesłuchać tę tajemniczą osobę, która zawiadomiła go o przestępstwie.
Było pół do piątej rano, ale jego rozmówczyni sama prosiła, by dal jej znać o wyniku akcji.
W pośpiechu nie zapytał jej o nazwisko ani o adres, jedynie o numer telefonu. Chociaż…? Chyba zapytał, tyle że ona wykręciła się od odpowiedzi.
Czyżby miała coś do ukrycia?
Przesunął dłonią po jasnych włosach i potarł zmęczone powieki. Brak snu dawał się mu we znaki. Pracował w tym mieście od niedawna, by wyróżnić się pilnością, wziął nocny dyżur za kolegę. Dotąd nie pracował nocami.
Gdzie się podział ten numer?
Irina nie kładła się. Nawet nie zdjęła ubrania, na wypadek gdyby nalegali na wizytę u niej w domu. Było już bardzo późno, dawno powinna znaleźć się w łóżku. A jeśli ten inspektor nie zadzwoni? Albo zaczeka do rana? I zabierze jej tych kilka godzin cennego snu, jeszcze bardziej zakłóci i tak niezwykły rytm dnia i nocy?
Wstawał świt. Na tle granatowego nieba pojawiły się czarne zarysy wzgórz.
Nigdy dotąd nie czuła się tak samotnie. Inaczej wyobrażała sobie nocne rozmowy.
Zadzwonił telefon. To był Westling, równie oschły jak poprzednim razem.
– A więc? – spytała Irina.
– Złapaliśmy ich – rzucił krótko. – Dziękujemy za informację. Skąd…?
– A dziewczynka? – przerwała mu. – Katerine. Nic jej nie jest?
– Matka wróciła do domu. Zwróciłem jej uwagę, że zaniedbuje dziecko. Chyba się przejęła. Skończyła z Kurtem, wszystko się jakoś ułoży. Mam wrażenie, że facet wyciągnął ją z domu, by jego brat mógł dokonać włamania. Albo wybrali złą porę, albo kobieta zaniepokoiła się o córkę i pokrzyżowała im plany. Nie wspominając o roli, jaką odegrała mała Katerine. Tego nie wzięli pod uwagę.
– A więc to był brat kochanka! Pańskie domysły brzmią prawdopodobnie.
– Potrzebne mi pani dane do raportu. Nazwisko i adres?
Irina zawahała się.
– Nie wystarczy numer telefonu?
– Nie. Skąd zna pani Katerine?
– Zadzwoniła do mnie.
– To już wiem. Dlaczego właśnie do pani? Jest pani krewną?
Co za uparty typ.
– Nie, ja…
To nie było przyjemne!
– Ja… założyłam telefon zaufania. Jeśli ktoś ma ochotę na nocną rozmowę…
– Ach, tak – przerwał jej szorstko, jakby nagle wszystko zrozumiał. – Widziałem ogłoszenie. „W mroku nocy”. Dość ryzykowne zajęcie.
– Zdążyłam się o tym przekonać. Chciałam pomóc ludziom samotnym.
– Jest pani pocieszycielką strapionych? Osobą religijną?
Irina nie ukrywała rozdrażnienia.
– Czy to coś złego? Nie jestem zbytnio religijna, a poza tym uważam, że chrześcijanie nie mają monopolu na dobro, jest go wystarczająco dużo w innych religiach i poza nimi. Proszę mnie nie nazywać pocieszycielką strapionych, chcę być jedynie ich powiernicą! I nie sądziłam, że to okaże się takie ryzykowne.
Wydawał się zakłopotany jej reakcją.
– A więc jednak! Czy ktoś pani groził?
– Miałam kilku niepoważnych rozmówców, ale nie chcę o tym wspominać. Numer jest zastrzeżony, nie znajdą mnie.
Nie dał się przekonać.
– Takie informacje zdobyć nietrudno. Powinna pani zaprzestać działalności.
– Dopiero ją zaczęłam. No i przecież okazałam się przydatna?
– Tak, ale… Więc co z tym nazwiskiem i adresem? Tylko do mojej wiadomości.
– Przecież musi pan napisać raport.
– Raport jest tajny.
Nie jesteś jedynym policjantem na tym świecie, pomyślała. A inni mogą zapomnieć o dyskrecji wobec rodziny i przyjaciół.
– Zróbmy więc inaczej – powiedział, jakby czytał w jej myślach. – Zapiszę nazwisko, adres i domowy numer telefonu, a o Nocnym Rozmówcy nie wspomnimy ani słowem. Nikt się nie dowie, że to pani się ukrywa za ogłoszeniem.
Uznała, że może przyjąć jego propozycję. Podziękowała mu i podała swoje dane.
Po rozmowie z inspektorem długo nie mogła dojść do siebie. Kręciła się po piętrze, z uwagą studiowała ornamenty na szybkach wprawionych w drzwi jeszcze za życia jej rodziców. Dziś już takich drzwi nikt nie robi. Weszła do pokoju gościnnego, który stal pusty od chwili, kiedy Arnt się wyprowadził. W ciągu ostatniego roku Irina nie przyjmowała gości.
Wymacała na framudze klucz do drzwi prowadzących na nie dokończony balkon. Jej ojciec był marzycielem, który rzadko doprowadzał sprawy do finału. Arnt nie znosił tych drzwi. Fatalne miejsce na balkon, powtarzał. Zapewne miał rację. Występ znajdował się na ścianie zwróconej ku stromo opadającej partii ogrodu. To była najbrzydsza strona domu, który wspierał się w tym miejscu wysokim fundamentem o skałę. Irina zamknęła drzwi na klucz i przeszła do sypialni. Stało w niej duże łoże małżeńskie. Od dawna chciała je wymienić, ale nie mogła jakoś wcielić tego zamiaru w czyn. Chyba miała to po ojcu.
Wreszcie czas na sen. Na wschodzie niebo pojaśniało i miasto budziło się do życia.
Odtrąciła mnie! A czego innego można się było spodziewać po tej zadufanej w sobie hipokrytce! Może rozpoznała mnie po głosie? Skąd, przyłożyłem chusteczkę do ust. Źle zrobiłem? Pewnie by zmiękła, gdyby wiedziała, że to ja.
To ona, założę się, to ona. Tak jak dawniej miesza się w cudze sprawy, o wszystkim chce decydować, wszystkimi komenderować. Niech no tylko zdobędę jej adres, to będę miał ją w garści. Szukałem w książce telefonicznej, ale nie dałem rady, za dużo nazwisk. Pytałem w biurze numerów. Numerów zastrzeżonych, powiedzieli, się nie podaje. Wiadomo, tacy jak ona, co to zamykają ludzi u czubków, muszą zastrzegać numery.
Trzeba jej będzie zagrać na uczuciach, to się wygada. Kobiety uwielbiają być zdobywane, wystarczy parę dosadnych słów. Pójdzie jak po maśle!
Będzie moja.
Dostanie to, czego chce, i to, o czym nawet nie odważy się pomyśleć.
Jakby mnie zapraszała tym ogłoszeniem.
„W mroku nocy”. Dokładnie tak się wyraziła. „Musimy zamknąć pańskie drzwi na klucz, panie Karlsen, bo się nam pan rozpłynie w mroku nocy”.
Tak powiedziała. „W mroku nocy”. Głupia klępa! Powiedziała też: „nam”. I wychodząc, pokręciła tyłkiem. Miała na mnie ochotę, jestem tego pewien.
Więc mnie dostanie. A ja ją. Całą. Potem złożę ją w grobie, w jakimś ustronnym miejscu, którego nikt nie znajdzie. Drugi raz nie popełnię tego samego błędu!