Rozdział piętnasty

Próbowałam pomalować paznokcie u nóg następnego ranka – nie było łatwo z takim okropnym kacem – kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Lissa wyszła zanim się obudziłam, więc chwiejnym krokiem przemierzyłam pokój, starając się nie zetrzeć świeżo pomalowanego lakieru. Otwierając drzwi, zobaczyłam stojącego za nimi jednego z bojów hotelowych z dużym pudłem, które trzymał w obu rękach. Przesunął je nieznacznie, by móc się zza niego wychylić i spojrzeć na mnie.

– Szukam Rose Hathaway.

– To ja.

Wzięłam od niego pudło. Było wielkie, ale nie aż tak ciężkie. Z szybkim dziękuję, zamknęłam drzwi, zastanawiając się czy powinnam dać mu napiwek. No cóż.

Usiadłam na podłodze z pudełkiem. Nie miało żadnych oznaczeń i było zapieczętowane taśmą do pakowania. Znalazłam długopis i wbiłam go w taśmę. Jak tylko przecięłam ją w wystarczającym stopniu, otworzyłam pudełko i zajrzałam do środka.

Było zapełnione perfumami.

Zawierało co najmniej trzydzieści małych flakoników z perfumami. Niektóre znałam, niektóre nie. Stały rzędem od szalenie drogich, przez kaliber gwiazd filmowych do tanich rodzajów, jakie widywałam w drogeriach. Eternity. Angel. Vanilla Fields. Jade Blossom. Michael Kors. Poison. Hypnotic Poison. Pure Poison. Happy. Light Blue. Jovan Musk. Pink Sugar. Vera Wang. Jedne po drugich, wyjmowałam je z pudełka, czytając opisy na opakowaniach, a następnie otwierałam butelki aby powąchać ich zawartość.

Przejrzałam już prawie połowę, gdy uderzyła mnie rzeczywistość. To musiało być od Adriana.

Nie miałam pojęcia jak udało mu się dostarczyć te wszystkie perfumy do hotelu w tak krótkim czasie, ale najwidoczniej pieniądze mogą wszystko. Dotychczas, nie potrzebowałam uwagi bogatego, rozpieszczonego moroja: najwyraźniej nie odebrał prawidłowo moich sygnałów. Z żalem, zaczęłam odstawiać perfumy z powrotem do pudła – i wtedy zatrzymałam się. Oczywiście, że je odeślę… ale nie byłoby krzywdą poznanie zawartości reszty flakoników, zanim je zwrócę.

Jeszcze raz, zaczęłam wypakowywać butelkę po butelce. Niektóre wąchałam przy korku, inne rozpylałam w powietrzu. Na szczęśliwy traf. Dolce & Gabbana. Shalimar. Daisy.

Zapachy, jedne po drugim, uderzały mnie: róża, fiołek, sandałowiec, pomarańcza, wanilia, orchidea…

Do czasu gdy skończyłam, mój nos już prawie nie pracował. Wszystkie z nich były zaprojektowane dla ludzi. Mieli słabszy zmysł powonienia niż wampiry i nawet dampiry, więc wszystkie były nadzwyczaj mocne. Miałam nowe uznanie dla skromnych słów Adriana, że tylko odrobina perfum jest potrzebna. Jeśli wszystkie te butelki przyprawiały mnie o zawrót głowy, to mogłam sobie tylko wyobrazić co poczuliby moroje. Nadmierne przeciążenie zmysłów nie pomogło na straszny ból głowy, z którym się obudziłam.

Tym razem naprawdę spakowałam perfumy, zatrzymując się przy jednych, które naprawdę polubiłam. Trzymając pudełko w ręce, zawahałam się. Wzięłam czerwoną buteleczkę i powąchałam ją ponownie. To był ostro – słodki zapach pewnego rodzaju owoców – ale nie tych kandyzowanych czy cukrowych. Dręczyłam swój umysł przypominając sonie woń, którą poczułam kiedyś od jednej dziewczyny ze swojego dormitorium. Ona powiedziałaby mi ich nazwę. To było jak wiśnia… ale ostrzejsze. Porzeczka – to, to zawierały. Była również w tych perfumach, zmieszana z niektórymi kwiatami: konwalią i innymi, których nie potrafiłam zidentyfikować. Jakakolwiek to była mieszanka, to przypadła mi do gustu. Słodka – ale nie zbyt słodka. Obejrzałam flakonik, szukając nazwy. Amor Amor.

Pasuje, wymamrotałam, zważywszy, jak wiele miłosnych problemów miałam ostatnio.

W każdym razie, zatrzymałam perfumy i przepakowałam resztę.

Podniosłam pudło i zaniosłam je do recepcji, gdzie dostałam taśmy klejące, których użyłam do ponownego zapieczętowania pudła. Dostałam także wskazówki, jak dojść do pokoju Adriana. Iwaszkowie mieli praktycznie swoje własne skrzydło. To nie było zbyt daleko od pokoju Taszy.

Czując się jak dostarczycielka, zeszłam do holu i zatrzymałam się przed drzwiami jego pokoju. Zanim zdążyłam zapukać, drzwi się otworzyły i przede mną stanął Adrian. Wyglądał na tak samo zaskoczonego jak ja.

– Little dampir. – powiedział serdecznie. – Nie spodziewałem się ciebie tutaj zobaczyć.

– Zwracam to.

Podałam mu pudło przed nos zanim zaprotestował. Złapał je niezdarnie i zachwiał się nieco zaskoczony. Jak tylko dobrze je chwycił, cofnął się o kilka kroków i postawił je na ziemi.

– Żadne z nich ci się nie spodobały? – spytał – Chcesz żebym przysłał ci więcej?

– Nie wysyłaj mi więcej żadnych prezentów.

– To nie jest prezent. To jest usługa publiczna. Która kobieta nie posiada własnych perfum?

– Nie rób tego więcej – powiedziałam stanowczo.

Nagle zza niego dobiegł czyjś głos.

– Rose? Czy to ty?

Spojrzałam poza nim. Lissa.

– Co tutaj robisz?

Pomiędzy moim bólem głowy, a tym, co przypuszczalnie było pewnym antraktem z Christianem, najlepszym co mogłam zrobić dzisiaj rano, było zablokowanie naszej więzi. Otworzyłam się na nią ponownie, pozwalając jej wstrząsowi wlecieć we mnie. Nie spodziewała się zobaczyć mnie tutaj.

– Co tutaj robisz? – spytała

– Panie, panie – powiedział przekornie. – Nie musicie się o mnie bić.

Spiorunowałam go wzrokiem.

– Nie zamierzamy. Chcę tylko wiedzieć, co się tutaj dzieje.

Uderzył mnie znajommy zapach wody po goleniu, a potem usłyszałam za sobą czyjś głos.

– Ja również.

Podskoczyłam. Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam Dymitra stojącego w holu. Nie miałam zielonego pojęcia co on robił w skrzydle Iwaszkovów.

Był w drodze do pokoju Taszy, zasugerował mój wewnętrzny głos.

Dymitr bez wątpienia zawsze spodziewał się, że popadam w różnego rodzaju kłopoty, ale myślę, że widzenie tam Lissy, zaskoczyło go jako strażnika. Przeszedł obok mnie i wszedł do pokoju, patrząc pomiędzy nasza trojkę.

– Uczniowie i uczennice nie powinni przebywać wzajemnie w swoich pokojach.

Wiedziałam, że zwracanie uwagi na to, że technicznie rzecz biorąc Adrian nie był uczniem, nie wyciągnie nas z tarapatów. Nie powinnyśmy przebywać w żadnym męskim pokoju.

– Jak ty to robisz? – spytałam Adriana z frustracją.

– Jak co robię?

– Pokazujesz nas w złym świetle!

Zaśmiał się.


– To wy jesteście tymi, które tutaj przyszły.

– Nie powinieneś był ich wpuszczać. – skarcił go Dymitr. – Jestem pewny, że znasz zasady obowiązujące w Akademii Św. Władimira.

Adrian wzruszył ramionami.

– Tak, ale nie muszę przestrzegać żadnych głupich szkolnych przepisów.

– Może nie – odparł chłodno Dymitr – Ale uważam, że powinieneś je mimo wszystko respektować.

Adrian przewrócił oczami.

– Jestem nieco zaskoczony widząc ciebie głoszącego mi reprymendę na temat niepełnoletnich dziewcząt.

Zobaczyłam, jak w oczach Dymitra zapłonął gniew i na moment, pomyślałam, że zaraz zobaczę jak traci nad sobą kontrolę, z powodu której zawsze mu docinałam. Ale pozostał opanowany, i tylko jego zaciśnięte pieści świadczyły o tym, jak bardzo był rozzłoszczony.

– Ponadto – ciągnął Adrian – Nic nikczemnego się tutaj nie działo. Po prostu spędzaliśmy razem czas.

– Jeśli chcesz spędzać czas razem z młodymi dziewczętami, rób to w jednym z publicznych miejsc.

Nie spodobało mi się nazwanie nas przez Dymitra 'młodymi dziewczętami'. Tutaj przesadził. I podejrzewałam, że część jego 'podejrzanej' reakcji brała się stad, że ja tutaj byłam.

Adrian tylko się roześmiał, tym dziwnym rodzajem śmiechu, który przyprawiał mnie o dreszcze.

Dziewczęta? Dziewczęta? Pewnie. Młode i stare w tym samym czasie. Ledwie coś zobaczyły w życiu, i mimo to, zobaczyły już zbyt wiele. Jedna naznaczona życiem, i jedna naznaczona śmiercią… ale czy one są jedynymi o które się martwisz? Martw się o siebie, dampirze. Martw się o siebie, i martw się o mnie. My jesteśmy jedynymi, którzy są młodzi.

Reszta z nas po prostu się na niego gapiła. Nie sądzę żeby ktokolwiek spodziewał się, że Adrian nagle podejmie niespodziewaną wycieczkę do Krejziville.

Adrian uspokoił się i wyglądał zupełnie normalnie. Odwrócił się i podszedł do okna, mimochodem rzucając na nas okiem gdy wyciągał swoje papierosy.

– Moje panie, prawdopodobnie powinniście już iść. On ma rację. Jestem złą zarazą. (czyt.autorytetem).

Wymieniłam spojrzenie z Lissą. Szybko, obie wyszłyśmy i ruszyłyśmy za Dymitrem w dół korytarza, w kierunku holu.

– To było… dziwne. – powiedziałam kilka minut później.

Stwierdziłam oczywisty fakt, ale cóż; ktoś musiał to powiedzieć.

– Bardzo – odparł Dymitr. Był bardziej zaskoczony niż zły.

Gdy dotarliśmy do holu, zaczęłam iść za Lissą do naszego pokoju, ale Dymitr zagadnął mnie.

– Rose – powiedział. – Mogę z tobą porozmawiać?

Poczułam napływ współczujących uczuć od Lissy. Obróciłam się w kierunku Dymitra i przeszłam do bocznej strony pomieszczenia, z dala od przybywających gości. Grupa morojów, z diamentami i futrami minęła nas szybko, z widocznym na twarzach zaniepokojeniem. Boje hotelowi śpieszyli za nimi z bagażami. Ludzie ciągle wyjeżdżali szukając bezpiecznych miejsc. Paranoja wywołana strzygami była daleka od zakończenia.

Głos Dymitra z powrotem przykuł moja uwagę.

– To Adrian Iwaszkov. – wymówił jego imię w taki sam sposób, jak wymawiali je inni.

– Tak, wiem.

– To jest drugi raz, gdy cię z nim widzę.

– Tak – powiedziałam gładko – Spotykamy się czasami.

Dymitr wygiął brew w łuk, po czym potrząsnął głową w kierunku, z którego przyszliśmy.

– Często przesiadujesz w jego pokoju?

Kilka ripost wpadło do mojej głowy, i wtedy jedna złota przejęła pierwszeństwo.

– To, co się dzieje miedzy nim a mną, nie jest twoja sprawą.

Użyłam tonu bardzo podobnego do tego, którego on użył na mnie, gdy wygłaszał podobny komentarz na temat swój i Taszy.

– W rzeczywistości, tak jak długo jesteś w Akademii, to co robisz jest moja sprawą.

– Nie moje życie osobiste. Nie masz nic do powiedzenia w tej sprawie.

– Nie jesteś jeszcze dorosła.

– Jestem bardzo blisko tego. Poza tym, to nie jest tak, że magicznie stanę się dorosła w dniu swoich osiemnastych urodzin.

– Oczywiście.- odparł.

Zarumieniłam się.

– Nie to miałam na myśli. Chciałam…

– Wiem, co miałaś na myśli. I szczegóły techniczne nie mają teraz znaczenia. Ty jesteś uczennicą Akademii. Ja jestem twoim instruktorem. Moją pracą jest pomaganie ci i zapewnienie bezpieczeństwa. Przebywanie w sypialni kogoś takiego jak on… cóż, nie jest bezpieczne.

– Potrafię sobie radzić z Adrianem Iwaszkovem – mruknęłam.- Jest dziwny – bardzo dziwny, najwyraźniej – ale nieszkodliwy.

Potajemnie zastanawiałam się, czy problemem Dymitra może być to, że jest zazdrosny. Nie odciągnął Lissy na stronę, by na nią nakrzyczeć. Ta myśl uczyniła mnie na chwile szczęśliwą, ale potem przypomniałam sobie moją ciekawość, dlaczego on tam był.

– Rozmawiając o życiu osobistym… Przypuszczam, że właśnie byłeś z wizytą u Taszy, co?

Wiedziałam, że to było małostkowe i oczekiwałam odpowiedzi w rodzaju "to nie twój interes". Zamiast tego odpowiedział:

– Właściwie, to byłem u twojej matki.

– Z nią też masz zamiar się spiknąć?

Oczywiście wiedziałam, że nie, ale dowcipna uwaga była zbyt dobra, żeby ją przepuścić. On również wydawał się to wiedzieć, ale posłał mi jedynie zmęczone spojrzenie.

– Nie, szukaliśmy nowych danych o strzygach z ataku na Drozdovów.

Mój sarkazm i gniew odpłynął. Drozdovie. Badica. Nagle, wszystko co stało się dzisiaj rano wydało się niezwykle banalne. Jak mogłam stać tutaj, kłócąc się z Dymitrem o romanse, które mogły lub nie mogły się wydarzyć, podczas gdy on i reszta strażników starali się nas chronić?

– Czego się dowiedzieliście? – spytałam cicho.

– Udało się nam wpaść na trop niektórych strzyg – odpowiedział. – Albo co najmniej ludzi, którzy z nimi współpracowali. Są świadkowie, którzy mieszkali niedaleko i widzieli niektóre z samochodów używanych przez tę grupę. Wszystkie tablice rejestracyjne pochodziły z różnych stanów – grupa wydaje się rozdzielać, co prawdopodobnie będzie stanowiło dla nas problem. Ale jeden ze świadków zapamiętał jeden z numerów. Był zarejestrowany na adres w Spokane.

– Spokane? – zapytałam z niedowierzaniem. – Spokane, w stanie Waszyngton? Kto bierze Spokane na miejsce swojej kryjówki?

Byłam tam kiedyś, raz. To miejsce było tak nudne, jak wszystkie inne północno-zachodnie zalesione miasta.

– Strzygi, najwidoczniej. – powiedział z kamienną twarzą. – Adres był fałszywy, ale inne dowody wskazywały na to, że tam naprawdę były. Mieści się tam coś w rodzaju centrum handlowego, pod którym znajdują się podziemne tunele. W ich okolicy widziano strzygi.

– Więc… – zmarszczyłam brwi – Zamierzasz je ścigać? Inni też idą? Mam na myśli to, co Tasza mówiła od dawna… Jeśli wiemy, gdzie oni są…

Pokręcił głową.

– Strażnicy nie mogą nic zrobić bez pozwolenia kogoś z góry. A to się na pewno nie zdarzy w najbliższym czasie.

Westchnęłam.

– Bo moroje za dużo gadają.

– Są przezorni. – odpowiedział.

Poczułam, że zdenerwowałam się jeszcze raz.

Daj spokój. Nawet ty nie chcesz być ostrożny w tej sprawie. Teraz rzeczywiście wiesz, gdzie ukrywają się strzygi. Strzygi, które masakrowały dzieci. Nie chcesz ich dorwać, kiedy one się tego nie spodziewają?

Brzmiałam zupełnie jak Mason.

– To nie takie proste. – powiedział – Odpowiadamy przed Radą Strażników i Rządem Morojów. Nie możemy tak po prostu tam wpaść i działać pod wpływem impulsu. A poza tym, nie wiemy jeszcze wszystkiego. Nigdy nie powinnaś wchodzić w jakąkolwiek sytuację bez znajomości wszystkich detali.

– Znowu lekcja Zen – westchnęłam.

Przebiegłam dłonią po włosach, zakładając je za uszy.

– W każdym razie, dlaczego mi to mówisz? To są sprawy strażników. Nie są przeznaczone dla uszu nowicjuszy.

Rozważył swoje słowa, i jego wyraz twarzy złagodniał. Zawsze wyglądał niesamowicie, ale takiego lubiłam go najbardziej.

– Powiedziałem kilka rzeczy… któregoś dnia i dziś… których nie powinienem. Rzeczy, które obraziły twój wiek. Masz siedemnaście lat… Ale jesteś zdolna do uporania się i zrozumienia tych samych rzeczy, z którymi zmagają się o wiele starsi ludzie od ciebie.

Moja klatka piersiowa uniosła się i odfrunęła.

– Poważnie?

Przytaknął.

– Jesteś wciąż naprawdę młoda w wielu rzeczach – i zachowujesz się młodo – ale jedynym sposobem aby naprawdę to zmienić, jest traktowanie cię jak osoby dorosłej. Muszę robić to częściej. Wiem, że rozumiesz jak ważne są te informacje i zachowasz je dla siebie.

Nie pokochałam stwierdzenia, że zachowuje się jak małolata, ale spodobał mi się jego pomysł traktowania mnie z nim na równi.

– Dimka – doszedł do nas głos.

Tasza Ozera podchodziła do nas. Uśmiechnęła się kiedy mnie zobaczyła.

– Witaj, Rose.

Mój humor odpłynął.

– Hej. – powiedziałam bez wyrazu.

Wsunęła rękę pod ramię Dymitra, prześlizgując palcami po skórze jego płaszcza. Wpatrywałam się wściekle w te palce. Jak śmiały go dotykać?

– Masz ten wzrok. – powiedziała mu.

– Jaki wzrok? – zapytał.

Surowy wygląd, który przybrał na mnie, zniknął. Pojawił się mały, porozumiewawczy uśmiech na jego ustach. Prawie wesoły.

– Ten wzrok, który mówi, że zamierzasz być na służbie cały dzień.

– Poważnie? Mam taki wzrok? – w jego głosie był złośliwy i kpiący ton.


Pokiwała głową.

– Kiedy twoja zmiana technicznie się skończyła?

Dymitr właściwie wyglądał – przysięgam – nieśmiało.

– Godzinę temu.

– Nie możesz dalej tak robić. – mruknęła. – Potrzebujesz przerwy.

– Cóż… jeśli rozważysz, że zawsze jestem strażnikiem Lissy…

– Póki co. – stwierdziła porozumiewawczo.

Czułam się bardziej chora, niż poprzedniej nocy.

– Na górze jest rozgrywany wielki turniej w bilard.

– Nie mogę, – powiedział, ale na jego twarzy ciągle był uśmiech. – Nawet jeśli, długo nie grałem…

Co do…? Dymitr grał w bilard?

Nagle przestało mieć znaczenie to, że właśnie dyskutowaliśmy na temat tego, żeby traktował mnie jak dorosłą. Jakaś mała część mnie wiedziała, jakim pochlebstwem to było – ale reszta mnie chciała, żeby traktował mnie jak Taszę. Wesoło. Dokuczliwie. Zwyczajnie. Byli tacy znani sobie, tak kompletnie odprężeni.

– Chodź w takim razie. – błagała. – Tylko jedną rundę! Możemy ich wszystkich pokonać.

– Nie mogę. – powtórzył. Brzmiało to, jakby żałował. – Nie w przypadku gdy to wszystko ma miejsce.

Uspokoiła się trochę.

– Nie. Przypuszczam, że nie. – Zerkając na mnie, powiedziała złośliwie. – Mam nadzieję, że zauważasz jakiego hardkorowego (czyt. zagorzałego) idola masz tutaj. Nigdy nie jest poza służbą.

– Cóż. – powiedziałam naśladując jej wcześniejszy lekki ton, – Póki co, przynajmniej.

Tasza wyglądała na zaintrygowaną. Nie sądzę żeby jej przeszkadzało, że sobie z niej żartuję. Ciemne spojrzenie Dymitra powiedziało mi, że wiedział dokładnie, co robiłam. Od razu zauważyłam, że właśnie zabiłam jakikolwiek postęp, który wcześniej zrobiłam jako dorosła.

– Tutaj skończymy, Rose. Pamiętaj, co powiedziałem.

– Tak, – powiedziałam odwracając się. Nagle zapragnęłam iść do swojego pokoju i powegetować przez chwilę. Ten dzień już mnie zmęczył. – Zdecydowanie.

Nie uszłam daleko, kiedy wpadłam na Masona. Dobry Boże. Wszędzie mężczyźni.

– Jesteś wściekła. – powiedział jak tylko spojrzał na moją twarz. Miał talent do odkrywania moich humorów. – Co się stało?

– Pewne… problemy z władzą. To był dziwny ranek.

Westchnęłam, niezdolna do wybicia sobie Dymitra z głowy. Patrząc na Masona, przypomniałam sobie jak przekonywałam poprzedniej nocy, że chciałabym z nim czegoś poważniejszego. Byłam walnięta. Nie mogłam myśleć o nikim innym. Decydując, że najlepszym wyjściem, żeby usunąć jednego faceta, było zwrócenie uwagi na innego, chwyciłam Masona za rękę i wyprowadziłam go.

– Chodź. Nie umawialiśmy się żeby iść dzisiaj gdzieś… um, prywatnie?

– Liczę, że nie jesteś już pijana, – zażartował. Ale jego oczy wyglądały bardzo, bardzo poważnie. I zainteresowanie. – Przypuszczam, że już wszystko przeszło.

– Hej, podtrzymuje moje roszczenia, nie ważne jak. – Otworzyłam swój umysł, szukałam Lissy.

Nie było jej już w naszym pokoju. Wyszła do innych arystokratów, bez wątpienia ciągle nabierając wprawy na wielki obiad Priscilli Vody.


– No chodź, – powiedziałam Masonowi. – Pójdziemy do mojego pokoju.

Poza tym, kiedy Dymitrowi niewygodnie zdarzyło się odejść do pokoju kogoś innego, tak naprawdę nikt nie egzekwował zasady dotyczącej mieszanych płci. To było praktycznie jakbym wróciła do swoich drzwi Akademii. Jak szliśmy z Masonem na górę, opowiedziałam mu co Dymitr mi powiedział o strzygach w Spokane. Dymitr powiedział mi, żebym zatrzymała to dla siebie, ale znowu byłam wściekła na niego i nie widziałam niczego złego w powiedzeniu Masonowi. Wiedziałam, że będzie tym zainteresowany.

Miałam rację. Mason naprawdę się tym emocjonował.

– Co? – zawołał kiedy wchodziliśmy do mojego pokoju. – Oni nic nie robią?

Wzruszyłam ramionami i siadłam na moim łóżku.

– Dymitr powiedział…

– Wiem, wiem… Słyszałem cię. O byciu ostrożnym i wszystko. – Mason wściekle kroczył naokoło mojego pokoju.- Ale jeśli te strzygi będą uganiać się za kolejnymi morojami… kolejnymi rodzinami… cholera! Będą sobie pluć w brodę, ze nie byli tacy ostrożni wcześniej.

– Zapomnij o tym, – powiedziałam. Czułam się jakby niepocieszona, że ja na łóżku nie byłam wystarczająca, że odciągnąć go od szalonych planów walki. – Nie możemy nic zrobić.

Przestał chodzić.

My moglibyśmy iść.

– Iść gdzie? – zapytałam głupio.

– Do Spokane. W mieście można złapać busy tam.

– Ja… czekaj. Chcesz żebyśmy pojechali do Spokane i zajęli się strzygami?

– Pewnie. Eddi też by poszedł… możemy iść do tego centrum handlowego. Nie będą zorganizowani czy coś, więc moglibyśmy poczekać i wystrzelać jednego po drugim…

Mogłam tylko się gapić.

– Kiedy stałeś się taki głupi?

– Oh, rozumiem. Dzięki za głos wiary.

– Tu nie chodzi o wiarę, – kłóciłam się, wstając i zbliżając się do niego. – Kopiesz tyłki morojów. Widziałam to. Ale to… to nie jest wyjście. Nie możemy zabrać Eddiego i zająć się strzygami. Potrzebujemy więcej ludzi. Więcej planowania. Więcej informacji.

Oparłam ręce o jego klatkę piersiową. Położył swoje na nich i się uśmiechnął. Ogień walki był ciągle w jego oczach, ale mogłam powiedzieć, że jego umysł otworzył się na bliższe sprawy. Takie jak ja.

– Nie to miałam na myśli nazywając cię głupim. – powiedziałam mu. – Przepraszam.

– Mówisz tak teraz dlatego, że chcesz umieć ze mną postępować.

– Oczywiście że tak. – zaśmiałam się, zadowolona widząc go zrelaksowanego.

Natura naszej konwersacji przypominała mi trochę jedną z tych, którą mieli Lissa z Christianem w kaplicy.

– Cóż. – powiedział, – Nie sądzę, żebym zamierzał być za surowy, żeby to wykorzystać.

– Dobrze. Bo jest wiele rzeczy, które chcę zrobić.

Przesunęłam ręce do góry i dookoła jego szyi. Jego skóra pod moimi palcami była ciepła i przypomniałam sobie, jak bardzo podobało mi się całowanie się z nim poprzedniej nocy.

Nagle, ni stąd ni zowąd, powiedział:

– Naprawdę jesteś jego uczennicą.

– Kogo?

– Belikowa. Po prostu myślałem nad tym, kiedy wspomniałaś, że potrzebujemy więcej informacji i materiałów. Zachowujesz się właśnie jak on. Zrobiłaś się poważna odkąd z nim trzymasz.

– Nie, nie zrobiłam.

Mason przycisnął mnie bliżej, ale teraz nagle nie czułam się już tak romantycznie. Chciałam migdalić się i zapomnieć o Dymitrze na chwilę, a nie rozmawiać o nim. Skąd to się wzięło? Mason miał mnie rozpraszać.

Nie zauważył, że coś było nie tak.

– Po prostu się zmieniłaś, to wszystko. To nie jest złe… po prostu inne.

Coś w tym stwierdzeniu zdenerwowało mnie, ale zanim mogłam odzyskać równowagę, jego usta spotkały moje w pocałunku. Rozsądna dyskusja jakby znikła. Trochę tego ciemnego nastroju zaczęło we mnie wzrastać, ale po prostu znalazłam ujście w natężeniu fizycznym, kiedy z Masonem wpadliśmy na siebie. Szarpnęłam go na dół, na łóżko, dając sobie radę zrobić to, bez przerywania całowania. Byłam nikim jeśli nie wielozadaniowcem. Wbiłam paznokcie w jego tyłek, kiedy jego ręce przesuwały się w górę z tyłu mojej szyi i rozwiązał kucyk, który zrobiłam kilka minut wcześniej. Prowadząc palce przez niezwiązane włosy, przesunął usta niżej i pocałował mnie w szyję.

– Jesteś… niesamowita. – powiedział.

I mogłam stwierdzić, że miał to na myśli. Cała jego twarz była rozpalona uczuciem do mnie.

Wygięłam się do góry w łuk, pozwalając jego ustom przycisnąć się mocniej do mojej skóry, podczas gdy jego ręce przesuwały się pod moją bluzkę. Ciągnęły się w górę wzdłuż mojego brzucha, ledwo szkicując krawędź mojego biustonosza.

Zastanawiałam się nad tym, że dopiero co mieliśmy kłótnię minutę temu, byłam zaskoczona widząc jak szybko rzeczy się nasilały. Szczerze powiedziawszy jednak… Nie dbałam o to. W ten sposób żyłam własnym życiem. Zawsze wszystko ze mną było szybko i intensywnie. Noc kiedy z Dymitrem padliśmy ofiarą amuletu szczęścia Victora Daszkowa, też opierała się na całkiem wściekłej namiętności. Dymitr opanował to jednak, więc czasem braliśmy na wstrzymanie… i było to wspaniałe na swój sposób. Ale przez większość czasu, nie mogliśmy się powstrzymać. Mogłam znowu to wszystko poczuć. Sposób, w jaki jego ręce przejeżdżały po moim ciele. Głębokie, silne pocałunki.

I wtedy zdałam sobie z czegoś sprawę.

Całowałam Masona, ale w myślach byłam z Dymitrem. I to nie było tak, że sobie to przypominałam. Właściwie, to wyobrażałam sobie że byłam z Dymitrem – właśnie teraz -wracałam w kółko od nowa w myślach do tej nocy. Z zamkniętymi oczami, łatwo mi było udawać.

Ale kiedy je otworzyłam i zobaczyłam oczy Masona, wiedziałam, że on był ze mną. Uwielbiał mnie i chciał mnie na długo. Dla mnie zrobić to… być z nim i udawać, że byłam z kimś innym…

Nie było właściwe.

Uwolniłam się z jego zasięgu.

– Nie… przestań.

Mason natychmiast przerwał, ponieważ takim typem faceta był.

– Za dużo? – zapytał. Pokiwałam głową. – W porządku. Nie musimy tego robić.

Znowu sięgnął do mnie, i odsunęłam się jeszcze dalej.

– Nie, ja po prostu… nie wiem. Powiedzmy, że się rozmyśliłam, ok?

– Ja… – na chwilę odjęło mu mowę. – Co się stało z tymi 'wieloma rzeczami do zrobienia', które chciałaś robić?

Tak… to wyglądało całkiem źle, ale co mogłam powiedzieć? Nie mogę zbliżyć się fizycznie do ciebie, ponieważ kiedy to robię, po prostu myślę o innym facecie, którego właściwie pragnę. Jesteś po prostu zastępcą.

Przełknęłam ślinę, czując się głupio.

– Przepraszam, Mase. Po prostu nie mogę.

Usiadł i przeczesał ręką swoje włosy.

– Okej. Wszystko w porządku.

Mogłam usłyszeć twardość w jego głosie.

– Jesteś wściekły.

Spojrzał nade mną, z burzliwymi emocjami na jego twarzy.

– Jestem po prostu zdezorientowany. Nie mogę odczytać twoich sygnałów. W jednym momencie jesteś gorąca, a w następnej zimna. Powiedz mi, czego chcesz ode mnie, powiedz mi, czego nie. Jeśli wybierzesz coś, będzie dobrze, ale jeśli będziesz dalej sprawiać, że będę myślał o jednym, a wtedy kończysz, wyskakując z kompletnie innym kierunkiem. Nie tylko teraz – cały czas.

To była prawda. Cofałam się i szłam do przodu z nim. Czasami flirtowałam, innym razem kompletnie go ignorowałam.

– Czy jest coś, co chcesz żebym dla ciebie zrobił? – zapytał, kiedy nic nie mówiłam. – Coś co sprawi… nie wiem. Sprawi że będziesz się czuła ze mną lepiej?

– Nie wiem, – powiedziałam słabo.

Westchnął.

– Więc czego w ogóle chcesz?

„Dymitra”, pomyślałam. Zamiast tego, powtórzyłam;

– Nie wiem.

Wstał z jękiem i skierował się w stronę drzwi.

– Rose, jak na kogoś kto twierdzi, że chce zebrać tak dużo informacji jak to możliwe, musisz się naprawdę wiele o sobie nauczyć.

Drzwi trzasnęły za nim. Wzdrygnęłam się na ten hałas, kiedy wpatrywałam się w miejsce, w którym dopiero co stał Mason. Zdałam sobie sprawę z tego, że miał rację.

Miałam jeszcze wiele do nauczenia.

Загрузка...