To nie było to, czego w tej chwili potrzebowałam. Mogłabym poradzić sobie z czymkolwiek co Adrian robił: podwalał się do niej, namawiał ją do palenia tych swoich śmiesznych papierosów, cokolwiek. Ale nie to. Rzucenie tabletek przez Lissę było dokładnie tym, czego chciałam uniknąć.
Niechętnie, wycofałam się z jej głowy i wróciłam do swojej własnej ponurej sytuacji. Miałam ochotę zobaczyć co dalej rozwinie się w przypadku Adrian i Lissy, ale obserwowanie ich nie było dobre. Okej. Naprawdę potrzebowałam teraz planu. Musiałam działać. Musiałam nas stąd wydostać. Ale, rozglądając się wokoło siebie, nie znalazłam się bliżej ucieczki niż byłam wcześniej i spędziłam następne kilka godzin rozmyślając i spekulując.
Pilnowało nas dzisiaj trzech strażników. Wyglądali na nieco znudzonych, ale nie wystarczająco, żeby się rozproszyć. Obok, Eddie wydawał się nieprzytomny, a Mason wpatrywał się tępo w podłogę. Po przeciwnej stronie pokoju, Christian praktycznie utkwił wzrok w niczym, a Mia spała. Boleśnie świadoma tego, jak bardzo miałam wysuszone gardło, prawie roześmiałam się, przypominając sobie, jak powiedziałam jej, że magia wody jest bezużyteczna. Nie można nią za wiele zrobić w walce, ale oddałabym jej wszystko za przywołanie odrobiny…
Magii.
Dlaczego o tym wcześniej nie pomyślałam? Nie byliśmy bezsilni. Niezupełnie.
Powoli w moim umyśle powstał plan – plan, który był prawdopodobnie szalony, ale był najlepszym jaki mieliśmy. Moje serce łomotało w oczekiwaniu i natychmiast doprowadziłam się do porządku, zanim strażnicy zobaczyli moje nagłe olśnienie. Christian przyglądał mi się z przeciwnej strony pokoju. Zobaczył mój krótki błysk podniecenia i uświadomił sobie, że coś wymyśliłam. Obserwował mnie z zaciekawieniem, gotowy do działania tak jak ja.
Dobrze. Jak moglibyśmy to zacząć? Potrzebowałam jego pomocy, ale praktycznie nie miałam sposobu by przekazać mu to, co miałam na myśli. Tak naprawdę, to nie byłam nawet pewna, czy w ogóle by mi pomógł – był bardzo słaby.
Podtrzymałam jego wzrok, dając mu do zrozumienia, że zaraz coś się stanie. Na jego twarzy widać było zmieszanie, ale i również determinację. Po upewnieniu sie, że żaden ze strażników nie patrzy wprost na mnie, przesunęłam się nieznacznie, szarpiąc swoje nadgarstki. Spojrzałam za siebie na tyle, na ile mogłam, i ponownie napotkałam spojrzenie Christiana. Zmarszczył brwi, a ja powtórzyłam gest.
– Hej. – powiedziałam głośno.
Mia i Mason drgnęli zaskoczeni.
– Zamierzacie, chłopaki, kontynuować głodzenie nas? Nie możemy przynajmniej dostać wody czy czegoś?
– Zamknij się. – powiedział jeden ze strażników.
To była zupełnie typowa odpowiedź, ilekroć ktokolwiek z nas się odezwał.
– Daj spokój. – użyłam swojego najbardziej zjadliwego głosu. – Nawet łyku czegokolwiek? Moje gardło płonie. Praktycznie stoi w ogniu.
Podczas gdy wypowiedziałam te kilka ostatnich słów, moje spojrzenie powędrowało do Christiana, a potem powróciło do strażnika, który mnie uciszał.
Zgodnie z przewidywaniami, podniósł się ze swojego miejsca i podszedł do mnie chwiejnym krokiem
– Nie każ mi się powtarzać – warknął.
Nie wiedziałam, czy naprawdę zrobiłby cokolwiek agresywnego, ale nie byłam zainteresowana zachęcaniem go do tego właśnie teraz. Poza tym, chciałam osiągnąć swój cel. Jeśli Christian nie załapał aluzji, nie było nic więcej, co mogłabym zrobić. Mając nadzieję, że wyglądam na przestraszoną, zamknęłam się.
Strażnik wrócił na swoje miejsce, i po chwili przestał mnie obserwować. Ponownie spojrzałam na Christiana i szarpnęłam nadgarstki. No dalej, no dalej, myślałam. Połącz to razem, Christian.
Nagle jego brwi wystrzeliły i wpatrywał się we mnie w zdumieniu. Cóż. Najwyraźniej na coś wpadł. Miałam tylko nadzieję, że to było to, co chciałam. Jego spojrzenie stało się pytające; jakby pytał czy naprawdę jestem poważna. Stanowczo kiwnęłam głową. Zmarszczył brwi pogrążając się w myślach na kilka chwil, a następnie wziął głęboki, miarowy oddech.
– W porządku. – powiedział.
Wszyscy ponownie podskoczyli.
– Zamknij się. – powiedział automatycznie jeden z naszych strażników. Brzmiał jakby był wyczerpany.
– Nie. – powiedział Christian – Jestem gotowy. Gotowy do picia…
Każdy w pokoju zamarł na czas kilku uderzeń serca, włącznie ze mną. To nie było dokładnie to, co miałam na myśli. Przywódca strażników wstał.
– Nie pogrywaj sobie z nami.
(„screw around” – oznacza również uprawiać z kimś ostry seks xD, więc – według szazi – równie dobrze może chodzić o to, że Christian chce przypadkiem uprawiać seks ze strażnikami J – przyp. Ginger)
– Nie zamierzam. – powiedział Christian. Miał rozpalony, zdesperowany wygląd twarzy, i nie sądziłam, że był kompletnie sfałszowany.
– Jestem tym zmęczony. Chcę się stąd wydostać, i nie chcę umrzeć. Będę pił… i chcę ją.
Skinął głową na mnie. Mia pisnęła ze strachu. Mason nazwał Christiana w sposób, za który w szkole zarobiłby areszt.
To zdecydowanie nie było to, co miałam na myśli. Dwóch pozostałych strażników przyglądało się swojemu przywódcy pytająco.
– Powinniśmy iść po Isaiaha? – spytał jeden z nich.
– Nie sądzę, żeby tu był. – powiedział lider. Studiował Christiana przez kilka sekund a następnie podjął decyzję. – W każdym razie, nie chcę go niepokoić jeśli to jest żart. Puśćcie go i wtedy zobaczymy.
Jeden z mężczyzn wydobył parę ostrych szczypiec. Przesunął się za Christiana i pochylił. Usłyszałam ostry dźwięk przebijanego plastiku, gdy więzy ustępowały. Chwytając ramię Christiana, strażnik szarpnął go do pozycji pionowej i doprowadził go do mnie.
– Christian! – krzyknął Mason z furią wypełniającą jego głos. Pomimo swojego skrępowania, walczył, kołysając nieco krzesło. – Postradałeś rozum? Nie pozwól im tego zrobić!
– Wy, musicie umrzeć, ale ja nie. – odparował Christian, odgarniając czarne włosy z oczu – Nie ma z tego innego wyjścia.
Naprawdę nie wiedziałam co teraz się stanie, ale byłam pewna, że powinnam pokazać o wiele więcej emocji, gdybym właśnie miała umrzeć. Dwóch strażników stanęło po obu stronach Christiana, patrząc przezornie, jak pochyla się w moim kierunku.
– Christian. – szepnęłam, zaskoczona jak łatwo było brzmieć na wystraszoną – Nie rób tego.
Jego wargi wykrzywiły się w jeden z gorzkich uśmiechów, które tak dobrze inscenizował.
– Ty i ja nigdy się nie lubiliśmy, Rose. Jeśli już mam kogoś zabić, równie dobrze możesz to być ty. – jego słowa były lodowate, skrupulatne. Wiarygodne. – Ponadto, myślałem, że tego chcesz.
– Nie tego. Proszę, nie…
Jeden ze strażników popchnął Christiana.
– Skończ z tym, albo wracaj do swojego krzesła.
Z mrocznym uśmiechem na twarzy, Christian wzruszył ramionami.
– Przykro mi, Rose. W każdym razie i tak umrzesz. Może warto zrobić to w słusznej sprawie?
Przysunął swoją twarz do mojej szyi.
– To prawdopodobnie będzie bolało – dodał.
W rzeczywistości wątpiłam w to… jeśli naprawdę zamierzałby to zrobić. Ponieważ nie zamierzał… prawda? Poruszyłam się niespokojnie. Z tego co mówią, jeśli cała krew zostałaby z ciebie wyssana, dostajesz również tyle endorfin pompowanych w ciebie w trakcie tego procesu, że przyćmiewają większość bólu. To było jak zasypianie. Oczywiście, to były tylko spekulacje. Ludzie, którzy umarli z powodu ugryzień wampira nigdy tak naprawdę nie wrócili żeby zrelacjonować to doświadczenie.
Christian trącił nosem moją szyję, przesuwając swoją twarz pod moje włosy tak, że częściowo go zakryły. Jego wargi otarły się o moja skórę, każda tak miękka, jak ją pamiętałam z czasu kiedy on i Lissa całowali się. Chwilę później, koniuszki jego kłów dotknęły mojej skóry.
I wtedy poczułam ból. Prawdziwy ból.
Ale nie pochodził z ugryzienia. Jego zęby tylko napierały na moją skórę; nie przerwały jej. Jego język był przystawiony do mojej szyi w chlupoczącym ruchu, ale nie było krwi do ssania. Jeśli cokolwiek, to było więcej niż jakiś rodzaj dziwnego, nienormalnego pocałunku.
Nie, ból pochodził z moich nadgarstków. Palący ból. Christian używał swojej magii by doprowadzić ciepło do moich więzów, właśnie tak jak tego chciałam. Zrozumiał moją wiadomość. Plastik stawał się coraz gorętszy i gorętszy, w miarę jak ledwie kontynuował picie. Ktoś, kto patrzyłyby z bliska nie byłby w stanie powiedzieć, że na wpół udaje, ponieważ moje włosy przysłaniały widok strażnikom.
Wiedziałam, że plastik jest trudny do stopienia, ale dopiero teraz, gdy topił się naprawdę, naprawdę rozumiałam, co to oznaczało. Temperatura wymagana do zrobienia jakichkolwiek uszkodzeń, była daleko poza wymaganą normą. To było jak zanurzenie rąk w lawie. Więzy z plastiku paliły moją skórę, gorąco i okropnie. Wierciłam się, mając nadzieję, że przyniesie mi to ulgę w bólu. Nie przyniosło. Jednakże, zauważyłam, że więzy nieco ustępowały kiedy się ruszałam. Miękły. Dobrze. To było coś. Po prostu musiałam wytrzymać nieco dłużej. Rozpaczliwie próbowałam się skupić na ugryzieniu Christiana i zarazem oderwać się od tego. Podziałało na jakieś pięć sekund. Nie dostawałam jednak w ten sposób dużo endorfin, z pewnością nie dość, by zwalczyć ten narastający, straszliwy ból. Zajęczałam, prawdopodobnie czyniąc siebie bardziej przekonywującą.
– Nie mogę w to uwierzyć. – wymamrotał jeden ze strażników – On rzeczywiście to robi.
Za nimi, myślałam że słyszę płacz Mii. Więzy paliły coraz bardziej. Nigdy nie czułam niczego tak bolesnego w całym swoim życiu, a przeszłam wiele. Zemdlenie szybko stało się bardzo realną możliwością.
– Hej. – powiedział nagle strażnik. – Co tak śmierdzi?
Tym zapachem był roztopiony plastik. Albo może moje roztopione ciało. Szczerze mówiąc, to nie miało znaczenia, bo kiedy następnym razem poruszyłam swoimi nadgarstkami, przedarły się przez brejowate, rozpalone więzy.
Miałam dziesięć sekund zaskoczenia i wykorzystałam je. Zerwałam się ze swojego krzesła, popychając przy tym Christiana do tyłu. Miał strażników po obu swoich stronach, a jeden z nich ciągle trzymał szczypce. Jednym ruchem, złapałam za nie i wyrwałam po czym dźgnęłam je w policzek tamtego faceta. Wydał coś w rodzaju bulgotającego krzyku, ale nie czekałam by zobaczyć co się stało. Moje okno zaskoczenia zostało zamknięte, i nie mogłam już tracić czasu. Tak szybko, jak puściłam szczypce, uderzyłam pięścią drugiego faceta. Z reguły moje kopniaki były silniejsze niż ciosy pięścią, ale ciągle uderzałam dość mocno by go zaskoczyć i wprawić w osłupienie.
Do tego czasu, lider strażników wszedł do akcji. Tak jak się obawiałam, ciągle miał broń i zaatakował nią.
– Nie ruszaj się! – krzyknął, mierząc do mnie.
Zamarłam. Strażnik, którego uderzyłam otrząsnął się i złapał mnie za ramię. Obok, facet w którego wbiłam szczypce, jęczał na podłodze. Ciągle trzymając mnie na muszce, lider zaczął coś mówić i wtedy krzyknął, przestraszony. Broń żarzyła się słabym pomarańczem i wypadła z jego rąk. Gdy ją trzymał, jego skóra stała się czerwona i zaogniona. Zdałam sobie sprawę, że to Christian podgrzał metal. Tak. Zdecydowanie powinniśmy byli użyć magii na samym początku. Jeśli z tego wyjdziemy, zamierzałam stanąć w obronie poglądów Taszy. Anty-magiczne nastawienie morojów względem walki, było tak wpojone w nasze mózgi, że nawet nie pomyśleliśmy, żeby spróbować tego wcześniej. To było głupie.
Obróciłam się do faceta, który mnie trzymał. Nie sądzę, by spodziewał sie, że dziewczyna mojego rozmiaru podejmie tyle prób walki i dodatkowo, ciągle był w pewnym sensie ogłuszony tym, co stało się tamtemu facetowi i broni. Miałam wystarczająco dużo miejsca, by kopnąć go prosto w brzuch, kopniakiem, który zasługiwałby na szóstkę na mojej lekcji walki. Chrząknął przy uderzeniu, którego siła popchnęła go na ścianę. Błyskawicznie znalazłam się na nim. Łapiąc garść jego włosów, trzasnęłam jego głową o podłogę wystarczająco mocno by go znokautować, ale nie zabić.
Natychmiast zerwałam się z miejsca, zaskoczona, że lider jeszcze mnie nie dopadł. To nie powinno zabrać mu dużo czasu by otrząsnąć się z szoku spowodowanym rozgrzaniem broni. Ale kiedy odwróciłam się, pokój był cichy. Lider leżał nieświadomy na ziemi – z nowo uwolnionym, wiszącym nad nim, Masonem. Obok, Christian trzymał w jednej ręce szczypce a w drugiej broń. Musiała być ciągle gorąca, ale jego moc musiała go na to uodpornić. Mierzył do mężczyzny, którego dźgnęłam. Facet nie był nieprzytomny, zaledwie krwawił, ale, tak jak ja, zamarł pod lufą.
– Cholera jasna. – mruknęłam, ogarniając scenę. Wprawiając w osłupienie Christiana, wyciągnęłam rękę – Daj mi to, zanim zrobisz komuś krzywdę.
Oczekiwałam zgryźliwego komentarza, ale on po prostu oddał mi broń trzęsącymi się rękami. Schowałam ją za pasek. Studiując go uważniej, dostrzegłam, jak bardzo był blady. Wyglądał jakby mógł w każdej chwili runąć na podłogę. Zrobił całkiem dobre czary, jak na kogoś, kto głodował przez dwa dni.
– Mase, weź kajdanki. – powiedziałam.
Nie odwracając się do reszty z nas, Mason zrobił parę kroków w tył, w kierunku pudła, gdzie nasi porywacze trzymali zapas plastikowych pasów, którymi nas związali. Wyciągnął trzy takie pasy a następnie coś jeszcze. Zwrócił się do mnie z pytającym spojrzeniem i złapał rolkę taśmy izolacyjnej.
– Idealnie. – powiedziałam.
Przywiązaliśmy naszych porywaczy do krzeseł. Jeden pozostał przytomny, ale walnęliśmy go tak, że on też stracił przytomność i wtedy zakleiliśmy im usta taśmą klejącą. (duct tape – Taśma tekstylna jednostronnie klejąca o podwyższonej wytrzymałości i szerokim wachlarzu zastosowań. Charakteryzuje się dużą odpornością na warunki atmosferyczne, starzenie, wilgoć i temperaturę. Doskonale przylega do klejonych powierzchni. – przyp. szazi ze strony producenta ^^) Nie chciałam żeby narobili hałasu, gdyby odzyskali przytomność.
Kiedy uwolniliśmy Mię i Eddiego, cała nasza piątka zebrała się razem i zaczęliśmy planować nasze następne posunięcie. Christian i Eddie ledwo mogli ustać, ale Christian przynajmniej był świadomy otoczenia. Twarz Mii była zalana łzami, ale podejrzewałam, że jest w stanie wykonywać rozkazy. I w ten oto sposób, ja i Mason zostaliśmy najsprawniejszymi w grupie.
– Według zegarka tego gościa, jest rano. – powiedział. – Wszystko co musimy zrobić, to wydostać się na zewnątrz, a wtedy nie będą mogli nas dotknąć. Przynajmniej dopóki nie przybędzie tu więcej ludzi.
– Mówili, że Isaiah wyszedł. – powiedziała Mia słabym głosem. – Powinniśmy móc się stad wydostać, prawda?
– Ci mężczyźni nie uwolnią się przez kilka godzin. – powiedziałam. – Mogli się mylić. Nie możemy zrobić niczego głupiego.
Ostrożnie, Mason otworzył drzwi prowadzące do naszego pokoju i rozejrzał się po pustym korytarzu.
– Myślicie, że jest tutaj jakieś wyjście na zewnątrz?
– Dzięki temu nasze życie stałoby się prostsze, – wymamrotałam. Spojrzałam do tyłu na resztę. – Zostańcie tutaj. Idziemy sprawdzić resztę piwnicy.
– Co jeśli ktoś przyjdzie? – zawołała Mia.
– Nie zrobią tego. – zapewniłam ją.
Właściwie byłam całkiem pewna, że nie było nikogo innego w piwnicy; przybiegliby biorąc pod uwagę cały ten hałas. I gdyby ktoś próbował zejść schodami na dół, usłyszelibyśmy go najpierw.
Mason i ja, robiąc zwiad wokół piwnicy, poruszaliśmy się ostrożnie, pilnując nawzajem swoich pleców i sprawdzając każdy zakamarek. Każdy kawałek tego szczurzego labiryntu, który pamiętałam z początku naszego porwania. Pokręcone korytarze i mnóstwo pokoi. Jedne po drugich, po kolei otwieraliśmy wszystkie drzwi. Wszystkie pokoje były puste, okazyjnie zawierając jakieś krzesło, lub dwa, na czarną godzinę. Wzdrygnęłam się na myśl o tym, że wszystkie z nich były prawdopodobnie używane jako więzienia, dokładnie takie jak nasze.
– Nawet jednego, cholernego okna w całym tym miejscu. – mruknęłam kiedy skończyliśmy nasz obchód. – Musimy iść na górę.
Skierowaliśmy się do wyjścia z naszego pokoju, ale zanim tam doszliśmy, Mason złapał mnie za rękę. – Rose…
Zatrzymałam się i podniosłam na niego wzrok.
– Tak?
Jego niebieskie oczy – bardziej poważne niż kiedykolwiek widziałam – patrzył żałośnie w dół.
– Naprawdę spieprzyłem sprawę.
Myślałam o wszystkich wydarzeniach, które do tego doprowadziły.
– My spieprzyliśmy sprawę, Mason.
Westchnął.
– Mam nadzieję… mam nadzieję, że kiedy to wszystko się skończy, będziemy mogli usiąść i porozmawiać, i wszystko sobie wyjaśnić. Nie powinienem był wściekać się na ciebie.
Chciałam mu powiedzieć, że tak się nie stanie, że kiedy zniknął, byłam właściwie na drodze do powiedzenia mu, że sprawy pomiędzy nami nie potoczą się lepiej. Ale to nie wydawał się być odpowiedni czas ani miejsce żeby zrywać, więc skłamałam.
Ścisnęłam jego dłoń.
– Też mam taką nadzieję.
Uśmiechnął się i wróciliśmy do reszty.
– W porządku. – powiedziałam im. – Zrobimy tak.
Szybko naradziliśmy się co do planu i zaczęliśmy skradać się po schodach. Ja prowadziłam, za mną podążała Mia, która próbowała wesprzeć ociągającego się Christiana. Mason podniósł częściowo naćpanego Eddiego.
– Powinienem być pierwszy. – mruknął Mason, kiedy stanęliśmy na szczycie schodów.
– Nie powinieneś, – odburknęłam, opierając swoja dłoń na klamce.
– Tak, ale jeśli coś się stanie…
– Mason. – przerwałam.
Spojrzałam na niego ostro i nagle, miałam przed sobą krótkie przebłysk widoku mojej matki w dniu, w którym rozpętała się sprawa ataku na Drozdovów. Spokojna i kontrolująca się, nawet w obliczu czegoś tak okropnego. Oni potrzebowali przywódcy, dokładnie tak, jak ta grupa potrzebowała go teraz, i starłam się tak bardzo, jak mogłam, naśladować ją.
– Jeśli coś się stanie, wydostaniesz ich stąd. Uciekajcie szybko i jak najdalej stąd. Nie wracajcie bez gromady strażników.
– Ty będziesz pierwszą, którą zaatakują! Co powinienem zrobić? – syknął. – Zostawić cię?
– Tak. Zapomnij o mnie, jeśli możesz ich wydostać.
– Rose, nie zamierzam…
– Mason. – Ponownie widziałam swoją matkę, walczącą z taką siłą i mocą żeby przewodzić innym. – Możesz to zrobić czy nie?
Wpatrywaliśmy się w siebie przez kilka ciężkich chwil, podczas gdy reszta wstrzymała oddechy.
– Mogę to zrobić. – powiedział sztywno.
Kiwnęłam głową i obróciłam się dookoła.
Drzwi do piwnicy zaskrzypiały kiedy je otworzyłam, i wykrzywiłam się na ten dźwięk. Ledwo śmiałam oddychać, stałam idealnie nieruchomo na szczycie schodów, czekając i nasłuchując. Dom i jego ekscentryczne urządzenie wyglądało tak samo jak wtedy, kiedy zostaliśmy wprowadzeni. Ciemne zasłony zakrywały całe okna, ale na krańcach, mogłam dostrzec dostające się jasne światło. Słońce nigdy nie smakowało tak słodko jak w tym momencie. Dostanie się do niego, oznaczało wolność.
Nie było żadnych dźwięków, żadnego ruchu. Rozglądając się, próbowałam sobie przypomnieć gdzie były drzwi wejściowe. Były z drugiej strony domu – naprawdę niedaleko, biorąc pod uwagę, że w tym momencie to była wielka przepaść.
– Chodź ze mną na zwiady. – szepnęłam do Masona, mając nadzieję, że dzięki temu poczuje się lepiej z byciem w tyle.
Pozwolił Eddiemu oprzeć się o Mię, na chwilę, i poszedł ze mną przodem, żeby zrobić szybki obchód głównego (w sensie najbliższego – przyp. tłum.) otoczenia. Nic. Od tego miejsca do drzwi wejściowych pole było czyste. Wypuściłam powietrze z ulgą. Mason ponownie wziął Eddiego, i ruszyliśmy do przodu, wszyscy byliśmy spięci i nerwowi. Boże. Zamierzaliśmy to zrobić, zdałam sobie sprawę. Naprawdę zamierzaliśmy to zrobić. Nie mogłam uwierzyć, jakie mieliśmy szczęście. Byliśmy tak blisko od katastrofy – i już prawie się udało. To był jeden z tych momentów, który zaczynasz doceniać swoje życie i chcesz zmienić sprawy. Drugiej szansy, obiecujesz sobie, że nie pozwolisz zmarnować. Uświadamiasz sobie, że…
Usłyszałam, jak się poruszają prawie w tym samym czasie, kiedy ich zobaczyłam; krok przed nami. To było jak magiczna sztuczka Isaiaha i Eleny, bez żadnego ostrzeżenia. Tylko że, wiedziałam, że tym razem, nie było w tym żadnej magii. Strzygi po prostu poruszały się tak szybko. Musieli być w jednym z reszty głównych pokoi na parterze, które zakładaliśmy że były puste – nie chcieliśmy tracić dodatkowego czasu na sprawdzenie ich. Beształam się w środku za nie sprawdzenie każdego cala całego parteru. Gdzieś, z tyłu mojej pamięci, słyszałam siebie szydzącą z mojej matki w klasie Stana: "Wydaje mi się, że twoi ludzie zawiedli. Dlaczego nie sprawdziłaś tego miejsca i nie upewniłaś się w pierwszej kolejności, że było oczyszczone ze strzyg? Wydawać by się mogło, że zaoszczędziłoby ci to dużo kłopotów."
Karma jest prawdziwą dziwką.
(Karma – w buddyzmie i i hinduizmie: sumaryczny efekt działań człowieka w różnych wcieleniach, mający wpływ na jego dalsze losy – przyp. szazi)
– Dzieci, dzieci. – zanucił Isaiah. – To nie tak działa ta gra. Złamaliście zasady.
Okrutny śmiech zagrał na jego ustach. Uważał nas za zabawnych, a nie za jakiekolwiek prawdziwe zagrożenie. Szczerze? Miał rację.
– Szybko i daleko, Mason, – powiedziałam niskim głosem, nie odwracając wzroku od strzyg.
– No, no… gdyby wzrok potrafił zabijać… – Isaiah wygiął brwi, jakby coś mu przyszło na myśl. – Myślisz, że możesz wziąć nas oboje na siebie? – zachichotał.
Zacisnęłam zęby.
Nie, nie sądziłam, że mogę wziąć ich obojga na siebie. Właściwie, byłam całkiem pewna że umrę. Ale, byłam również całkiem pewna, że najpierw mogę zapewnić piekielną rozrywkę.
Zaatakowałam Isaiaha, ale wyciągnęłam broń na Elenę. Możesz skoczyć na ludzkich strażników – ale nie na strzygi. Zauważyli jak nadchodzę, praktycznie zanim w ogóle się poruszyłam. Nie spodziewali się jednak, że będę miała broń. I kiedy Isaiah blokował moje atakujące ciało, bez jakiegokolwiek wysiłku, dalej mogłam odstrzelić Elenę, zanim złapał mnie za ramiona i powstrzymał mnie. Wystrzał pistoletu zadzwonił mi głośno w uszach, a ona zaczęła krzyczeć z bólu i zaskoczenia. Celowałam w jej brzuch, ale spudłowałam i trafiłam w jej udo. Nie żeby to miało znaczenie. Gdybym spudłowała w jakiekolwiek inne miejsce – i tak by to jej nie zabiło, ale gdybym strzeliła w brzuch bolałby dużo bardziej.
Isaiah trzymał moje nadgarstki tak mocno, że myślałam, że połamie mi kości. Wypuściłam pistolet. Uderzył o podłogę, odbijając się i prześlizgnął się do drzwi. Elena wrzasnęła z furią i rzuciła się na mnie z pazurami. Isaiah powiedział jej, żeby się kontrolowała i popchnął mnie z dala od jej zasięgu. Przez cały czas, broniłam się rękami tak bardzo jak to możliwe, ale nie tak wystarczająco żeby uciec czy powstrzymać jej atak.
I wtedy: najsłodszy z dźwięków.
Otwierające się drzwi wejściowe.
Mason wykorzystał to, że odwróciłam ich uwagę. Zostawił Eddiego z Mią i przybiegł do mnie i zaczął mocować się ze strzygami, próbując zmusić je do przesunięcia się pod drzwi. Isaiah odwrócił się z tą swoją prędkością światła – i krzyk jak światło słoneczne zalało go całego. Ale pomimo tego, że cierpiał, jego refleks był dalej szybki. Wyszarpał się z oświetlonej części do salonu, ciągnąc ze sobą Elenę i mnie – ją za ramię, a mnie za szyję.
– Wyprowadź ich! – krzyknęłam.
– Isaiah. – zaczęła Elena, wyrywając się z jego uchwytu.
Pchnął mnie na podłogę i wykręcił mnie (Ginger mówi że zrobił młynek ^^ – przyp. szazi), gapiąc się na swoje uciekające ofiary. Z trudem złapałam powietrze, kiedy puścił moje gardło i przez gąszcz swoich włosów, spojrzałam za siebie, na drzwi. W samą porę, żeby zobaczyć jak Mason przeciągał Eddiego przez próg na zewnątrz, do bezpiecznego światła. Mia i Christian już wyszli. Prawie załkałam z ulgi.
Isaiah odwrócił mnie do tyłu z całą furią burzy, jego oczy były czarne i straszne, kiedy zbliżał się do mnie w całej swojej okazałej wielkości. Jego twarz, która zawsze była przerażająca, stała się czymś wykraczającym poza moim pojęciem. (Boże, co to w ogóle za zdanie? Chodzi o to, że wyglądał tak strasznie, że to wykraczało poza wszelakie zrozumienie. – przyp. szazi).
'Potworny' nie był nawet namiastką tego.
Szarpnął mnie do góry za włosy. Krzyczałam z bólu, a kiedy zniżył swoją głowę tak, że nasze twarze prawie się ze sobą stykały.
– Chcesz być ugryziona, dziewczyno? – domagał się – Chcesz zostać dziwką sprzedającą krew? Cóż, możemy to załatwić. W każdym tego słowa znaczeniu. I to nie będzie przyjemne. I To nie będzie odrętwiające. To będzie bolesne – jak dobrze wiesz, wpływ działa w obie strony. Upewnię się, że będziesz przekonana, że poczujesz najgorszy ból w całym swoim życiu. I upewnię się również, że będziesz umierać bardzo, bardzo długo. Będziesz krzyczała. Będziesz płakała. Będziesz mnie błagała, żebym z tym skończył i pozwolił ci umrzeć…
– Isaiah. – załkała z rozdrażnieniem Elena – Po prostu zabiją ją teraz. Gdybyś zrobił to wcześniej, tak jak ci mówiłam, nic z tego by się nie stało.
Ciągle trzymał mnie w uścisku, ale jego oczy powędrowały w jej kierunku.
– Nie przerywaj mi.
– Stajesz się melodramatyczny – kontynuowała. Tak, ona naprawdę była mazgajowata. Nigdy nie myślałam, że strzygi są do tego zdolne. To było niemal komiczne. – I rozrzutny.
– Nie odszczekuj mi się. – powiedział.
– Jestem głodna. Mówię tylko, że powinieneś…
– Puść ją, albo cie zabiję.
Odwróciliśmy się wszyscy słysząc nowy głos, ponury i wściekły. Mason stał w drzwiach, otoczony światłem, trzymając upuszczoną bron. Isaiah studiował go przez kilka chwil.
– Oczywiście. – powiedział w końcu. Brzmiał znudzenie. – Spróbuj tego.
Mason nie wahał się. Wystrzelił i strzelał dopóki opróżnił całego magazynku w klatce piersiowej Iasiaha. Każda kula sprawiała, że strzyga wzdrygał się trochę, ale poza tym, ciągle stał i trzymał się mnie. (Kinia, trzeba było pożyczyć mu bazukę. Nie byłoby co zbierać xD – przyp. Ginger) Zdałam sobie sprawę, z tego, co znaczy być starą i potężną strzygą. Kula w udzie zraniłaby młodego wampira jak Elena. Ale Isaiaha? Dostanie wiele strzałów w klatkę piersiową było po prostu niedogodnością.
Mason również to sobie uświadomił, i jego postawa stwardniała, jak rzucał broń na podłogę.
– Wynoś się stąd! – krzyknęłam.
Ciągle stał w słońcu, ciągle był bezpieczny.
Ale on mnie nie słuchał. Podbiegł do nas, wychodząc z chroniącego go światła. Podwoiłam swoje zmagania, mając nadzieję, że odwrócę uwagę Isaiaha od Masona. NIe podziałało. Isaiah popchnął mnie do Eleny, zanim Mason był nawet w połowie drogi do nas. Błyskawicznie, Isaiah zablokował i chwycił Masona dokładnie tak, jak wcześniej chwycił mnie.
Tylko, w przeciwieństwie do mnie, Isaiah nie przytrzymał ramienia Masona. Nie pociągnął Masona za włosy i nie wygłaszał długich, chaotycznych pogróżek dotyczących śmierci w męczarniach. Isaiah po prostu przestał atakować, chwycił głowę Masona w obie ręce i wykonał szybki skręt. To był przerażający trzask. Oczy Masona rozszerzyły się. Potem stały się puste.
Ze zirytowanym westchnieniem, Isaiah rozluźnił swój uścisk i rzucił wiotkim ciałem Masona w kierunku gdzie trzymała mnie Elena. Wylądowało przed nami. Zalała mnie fala nudności i zawrotów głowy, podczas gdy moja świadomość odpłynęła.
– Masz. – powiedział Isaiah do Eleny. – Jak widzisz, wystarczy poczekać. I zostaw trochę dla mnie.