Rozdział czwarty

Nie mogłam w to uwierzyć. Janine Hathaway. Moja matka. Moja szalenie znana i oszałamiająco nieobecna matka. Nie była Arturem Shoenbergiem, ale miała dość gwiazdek reputacji w świecie strażników. Nie widziałam jej od lat, ponieważ zawsze była włączana w te same szalone misje. A jednak… była tu w Akademii – tuż przede mną – i nawet nie pofatygowała się dać mi znać, że przyjeżdża. Tyle o matczynej miłości.

Tak czy inaczej, co ona tu do cholery robiła? Odpowiedź przyszła szybko. Wszystkie moroje, które przybyła do akademii przyholowały swoich strażników. Moja matka chroniła szlachetny klan Szelskich i kilka członków tej rodziny pokazało się na święta. Oczywiście była tutaj z nimi.

Zsunęłam się na moje krzesło i poczułam jak coś się we mnie kurczy. Wiedziałam, że widziała jak weszłam, ale jej uwaga była skupiona na czymś innym. Miała na sobie dżinsy i beżowy T-shirt, okryty najnudniejszą kurtką dżinsową, jaką kiedykolwiek widziałam. Przy zaledwie pięciu stopach wzrostu, była karłem przy innych strażnikach, ale jej sposób bycia i reputacja robiło z niej o wiele wyższą.

Nasz nauczyciel, Stan, przedstawił gości i wyjaśnił, że podzielą się z nami doświadczeniami z prawdziwego życia.

Chodził z przodu sali, łącząc ze sobą krzaczaste brwi, gdy mówił. – Wiem, że to niezwykłe – tłumaczył. – Przyjezdni strażnicy zwykle nie mają czasu, żeby zatrzymać się na naszych zajęciach. Jednak nasi trzej goście, znaleźli czas, aby porozmawiać dzisiaj z wami w świetle tego, co się stało niedawno… – Przerwał na chwilę, i nikt nie musiał nam mówić, co miał na myśli. Atak na Badiców. Chrząknął i znowu spróbował. – W świetle tego, co się stało, być może lepiej nauczyć się czegoś od tych, którzy pracują obecnie w tej dziedzinie.

Klasa była napięta z podniecenia. Słuchanie opowieści – szczególnie tych z dużą ilością krwi i akcji – było cholernie bardziej interesujące niż analiza teorii z podręcznika. Najwyraźniej niektórzy inni opiekunowie z akademii myśli tak samo. Często zatrzymywali się na naszych zajęciach, ale dzisiaj liczba obecnych była większa niż zazwyczaj. Dymitr stał pośród nich z tyłu.

Staruszek podszedł pierwszy. Rozpoczął swoją historię. Opisywał, że pilnował najmłodszego syna rodziny wędrującego w miejscu publicznym, gdy przyczaiła się na niego strzyga.

– Słońce już zachodziło – powiedział nam poważnym głosem. Zrobił rękami jakiś ruch w dół, najprawdopodobniej w celu pokazania, jak wyglądał zachód słońca. – Była nas tylko dwójka, musieliśmy podjąć decyzję, co zrobić.

Pochyliłam się do przodu, łokcie opierając na swoim biurku. Strażnicy często pracowali w parach. Jeden – bliższy strażnik – zazwyczaj trzymał się blisko tego, kogo strzegł, podczas gdy inny – odległy strażnik – rozpoznawał teren. Odległy strażnik nadal najczęściej przebywał w kontakcie wzrokowym, więc poznałam dylemat. Myśląc o tym, postanowiłam, że gdybym znalazła się w takiej sytuacji, kazałabym bliższemu strażnikowi zabrać rodzinę w bezpieczne miejsce, podczas gdy odległy szukałby chłopca.

– Zaprowadziliśmy z moim partnerem rodzinę do restauracji, a później przeszukałem teren – kontynuował starszy strażnik. Zrobił szeroki ruch rękami, a ja czułam się zadowolona z siebie, że bezbłędnie to zapowiedziałam. Historia zakończyła się szczęśliwie, znaleźli chłopca i nie spotkali strzygi.

Drugi facet mówił o tym, jak rzucił się na strzygę polującą na jakiegoś moroja.

– Technicznie nie byłem nawet na służbie – powiedział. Był naprawdę słodki, a dziewczyna siedząca obok mnie patrzyła na niego z uwielbieniem w oczach. – Byłem odwiedzić przyjaciela i rodzinę, którą strzegł. Gdy opuszczałem mieszkanie, zobaczyłem strzygę czającą się w cieniu. Nie spodziewała się tam strażnika. Okrążyłem blok, podszedłem do niej od tyłu i… – Mężczyzna zrobił znacznie dramatyczniejszy gest ręką niż staruszek. Posunął się nawet do naśladowania wbicia kołka w serce strzygi.

Później była kolej mojej matki. Moja twarz spochmurniała już zanim coś powiedziała, ale nachmurzyła się jeszcze bardziej, gdy zaczęła historię. Przysięgam, że gdybym nie wierzyła w to, że nie ma ona wyobraźni – jej nijaki wybór ubrania udowadniał, że naprawdę nie miała wyobraźni – pomyślałabym, że kłamie. To było więcej niż historia. To była epicka opowieść rodzaju takich, z których robi się filmy i wygrywa się Oscara.

Mówiła o tym, jak odpowiadała za pana Szelskiego i jego żonę na balu urządzonym przez inną sławną rodzinę królewską. Kilka strzyg było na czatach. Moja mama odkryła jedną, natychmiast ją zakołkowała i ostrzegła innych obecnych strażników. Z ich pomocą, wytropiła inne czające się wokół strzygi i większość zabiła sama.

– Nie było to łatwe – powiedziała. Kogoś innego takie oświadczenie brzmiałoby jak chwalenie się. Nie jej. Energiczność w jej głosie, skuteczny sposób stwierdzenia faktów nie pozostawiały miejsca na wahanie. Została wychowana w Glasgow i niektóre z jej słów nadal miało szkocką intonację. – Na miejscu było trzech innych. Wówczas rozważano wyjątkowo dużą liczbę do współpracy. Niekoniecznie jest to teraz rzeczywiste, biorąc pod uwagę masakrę Badiców. – Kilka osób wzdrygnęło się przez sposób, w jaki mówiła o ataku. Po raz kolejny mogłam zobaczyć ciała. – Musieliśmy uśmiercić pozostałe strzygi tak szybko i cicho, jak to tylko możliwe, tak, aby nie zaalarmować innych. Teraz, jeśli masz element zaskoczenia, najlepiej wziąć strzygę od tyłu, złamać kark, a następnie zakołkować. Złamanie karku oczywiście ich nie zabije, ale zaskakuje je i pozwala wam na zakołkowanie ich zanim zrobią one jakiś hałas. Właściwie najtrudniejsze jest skradanie się na nie, ponieważ mają czuły słuch. Ponieważ jestem mniejsza i lżejsza niż większość strażników, mogę przenosić się dość cicho. Więc skończyło się na dwóch z trzech zabitych przeze mnie.

Znów użyła swojego rzeczywistego tonu, gdy opisywała swoje podstępne umiejętności. To było bardziej irytujące niż gdyby otwarcie mówiła jak jest fantastyczna. Twarze moich kolegów świeciły z podekscytowania; najwyraźniej byli bardziej zainteresowani łamaniem karków strzygom niż analizą umiejętności mojej matki.

Kontynuowała historię. Kiedy ona i inni strażnicy zabili pozostałe strzygi, odkryli, że z przyjęcia zostały zabrane dwa moroje. Takie czyny nie były nadzwyczajne dla strzyg. Czasami chciały chować moroje na późniejszą ‘przekąskę’. Bez względu na to, dwa moroje zniknęły z balu, a ich strażnik był ranny.

– Oczywiście nie mogliśmy zostawić tych moroi w szponach strzyg – powiedziała. – Śledziliśmy jądo ich kryjówki i znaleźliśmy kilka z nich żyjących razem. Jestem pewna, że wiecie jak to rzadko się zdarza.

Tak było. Zły i egoistyczny charakter strzyg czynił z nich takie, co zwracają się do siebie tak lekko jak do swoich ofiar. Organizowanie ataków – kiedy miały pilny i krwawy cel na uwadze – było najlepszym co mogły robić. Ale wspólne życie? Nie. To było prawie niemożliwe do wyobrażenia.

– Udało nam się uratować dwa moroje i odkryliśmy innych więźniów – powiedziała moja matka. – Nie mogliśmy ocalonych wysłać samych z powrotem, więc strażnicy, którzy byli ze mną, eskortowali je i zostawili mnie z innymi.

Tak oczywiście pomyślałam. Moja matka odważnie poszła sama. Po drodze została złapana, ale udało jej się uciec i uratować więźniów. W ten sposób dokonała potrójnego sukcesu, zabijając strzygi we wszystkich trzech sposobach; zakołkowaniu, ścięciu głowy i zostawieniu ich w ogniu.

– I właśnie zabiłam strzygę, gdy zaatakowały mnie dwie kolejne – mówiła. – Nie miałam czasu, aby wyciągnąć kołek, kiedy skoczyły na mnie. Na szczęście w pobliżu był kominek, więc wepchnęłam do niego jedną strzygę. Ostatnia goniła mnie do starej szopy na zewnątrz. Tam była siekiera, której użyłam do odcięcia jej głowy. Potem wzięła kanister z benzyną i wróciłam do domu. Ta, którą wyrzuciłam do kominka nie była całkiem spalona, ale kiedy oblałam ją benzyną, spaliła się dość szybko.

W klasie był strach, gdy mówiła. Otwarte usta. Oczy szeroko otwarte. Nie słychać było żadnego dźwięku. Rozglądając się wokoło, czułam jakby czas zamarzł dla każdego – z wyjątkiem mnie. Pojawiła się tylko jedna osoba niewzruszona jej niesamowitą opowieścią, a widząc strach na wszystkich twarzach ogarnęła mnie wściekłość. Kiedy skończyła, wystrzeliło kilkanaście rąk, gdy klasa zasypywała ją pytaniami o jej technikę, czy była przestraszona, itp.

Po około dziesiątym pytaniu, nie mogłam już tego wytrzymać. Podniosłam rękę. Zajęło jej chwilę zauważenie i zawołanie mnie. Wydawała się lekko zdziwiona spotkaniem mnie w tej klasie. Uważałam się za szczęśliwą, że nawet mnie poznała.

– Więc, Strażniku Hathaway – zaczęłam. – Dlaczego twoi ludzie nie pilnowali tego miejsca?

Zmarszczyła brwi. Myślę, że miała się na baczności, gdy mnie wywoływała. – Co masz na myśli?

Wzruszyłam ramionami i z powrotem zgarbiłam się nad swoim biurkiem, próbując przybrać swobodny i towarzyski wygląd. – Nie wiem. Wydaje mi się, że twoi ludzie zawiedli. Dlaczego nie sprawdziłaś tego miejsca i nie upewniłaś się w pierwszej kolejności, że było oczyszczone ze strzyg? Wydawać by się mogło, że zaoszczędziłoby ci to dużo kłopotów.

Wszystkie oczy w pomieszczeniu zwróciły się na mnie. Moja matka chwilowo nie wiedziała, co powiedzieć. – Gdybyśmy nie mieli tych wszystkich ‘kłopotów’, po świecie chodziłoby siedem strzyg i inne moroje w niewoli byłyby teraz martwe lub zmienione.

– Tak, tak, wiem jak twoi ludzie uratowali dzień i wszystko, ale wracając do tutejszych zasad. To znaczy, to teoria klasowa, prawda? – Spojrzałam na Stana, który patrzył na mnie bardzo burzliwym wzrokiem. On i ja mieliśmy długą i nieprzyjemną historię konfliktów w klasie i podejrzewałam, że teraz byliśmy na jej skraju. – Po prostu chcę się dowiedzieć, co poszło na początku nie tak.

Powiedziałam to do niej – moja matka miała cholernie dużo więcej samokontroli ode mnie. Gdyby nasze role były odwrócone, podeszłabym teraz do siebie i trzepnęła. Jednak jej twarz pozostawała spokojna i tylko małe zaciśnięcie jej ust dawało mi znak, że ma mnie po dziurki w nosie.

– To nie jest takie proste – odparła. – To miejsce miało niezwykle skomplikowany plan. Sprawdziliśmy teren od razu, ale nic nie znaleźliśmy. Uważa się, że strzyga przyszła, gdy uroczystość się już zaczęła – lub były przejścia i schowki, których nie byliśmy świadomi.

Klasa robiła ochy i achy nad ideą ukrytych przejść, ale ja nie byłam pod wrażeniem.

– Więc mówisz, że twoi ludzie albo nie wykryli jej podczas swojego pierwszego zwiadu lub przełamała ona twoje ‘zabezpieczenia’ ustawione podczas przyjęcia. Wydaje się, że ktoś zawiódł w obydwóch sposobach.

Uścisk jej ust wzmocnił się, a głos stał się lodowaty. – Zrobiliśmy wszystko najlepiej jak mogliśmy w tej nietypowej sytuacji. Rozumiem, że ktoś na twoim poziomie może nie być w stanie zrozumieć zawiłości tego, co opisuję, ale kiedy rzeczywiście byś się uczyła i wyszła poza teorię, zobaczyłabyś jak jest inaczej, kiedy tam jesteś i życie jest w twoich rękach.

– Nie ma wątpliwości – zgodziłam się. – Kim jestem, żeby pytać o twoje metody? Mam na myśli, że dostajesz znaki molnija za cokolwiek, prawda?

– Panno Hathaway. – głęboki głos Stana huczał w pomieszczeniu. – Proszę zabrać swoje rzeczy i wyjść na zewnątrz czekać na pozostałą część klasy.

Popatrzyłam na niego zdezorientowana. – Mówi pan poważnie? Od kiedy jest coś złego w zadawaniu pytań?

– Twoja postawa jest zła. – Wskazał drzwi. – Idź.

Milczenie było większe i cięższe niż wtedy, gdy matka opowiedziała swoją historię. Najlepsze było to, że nie kuliłam się pod spojrzeniami strażników i nowicjuszy. To nie był pierwszy raz, kiedy zostałam wyrzucona z klasy Stana. To nie był nawet pierwszy raz, kiedy zostałam wyrzucona z klasy Stana, gdy Dymitr patrzył. Zawiesiłam plecak na ramieniu, przeszłam niedużą odległość do drzwi – odległość, która wydawała się milą – i nie nawiązałam kontaktu wzrokowego z matką, kiedy koło niej przechodziłam.

Pięć minut przed dzwonkiem, wymknęła się z klasy i podeszła do miejsca gdzie siedziałam na korytarzu. Patrząc na mnie położyła ręce na biodrach w ten denerwujący sposób, jakby wydawało jej się, że jest wyższa niż była. To było niesprawiedliwe, że ktoś o połowę stopy niższy ode mnie, mógł sprawić, że czułam się tak mała.

– Cóż. Widzę, że twoje maniery nie uległy poprawie przez te lata.

Wstałam i poczułam ogarniającą mnie wściekłość. – Mnie też miło cię widzieć. Jestem zaskoczona, że nawet mnie poznałaś. W rzeczywistości nie myślałam, że mnie jeszcze pamiętasz widząc jak się przejmowałaś tym żeby dać mi znać, że jesteś w Akademii.

Przesunęła ręce z bioder, krzyżując je na klatce piersiowej i stała się – jeśli to możliwe – jeszcze bardziej niewzruszona. – Nie mogę zaniedbywać swojego obowiązku, żeby przyjść cię rozpieszczać.

– Rozpieszczać? – spytałam. Ta kobieta nigdy w swoim życiu mnie nie rozpieszczała. Nie mogłam uwierzyć, że ona nawet zna to słowo.

– Nie spodziewam się, że to zrozumiesz. Z tego, co słyszałam, ty naprawdę nie wiesz, co to ‘obowiązek’.

– Dokładnie wiem, co to jest – odparłam. Mój głos był celowo wyniosły. – Lepiej niż większość ludzi.

Jej oczy rozszerzyły się w swego rodzaju kpiącym zaskoczeniu. Używałam tego spojrzenia na wielu osobach i nie cieszyłam się z tego, że było skierowane do mnie. – Naprawdę? Gdzie byłaś przez ostatnie dwa lata?

– Gdzie byłaś przez ostatnie pięć? – zażądałam. – Chcesz wiedzieć gdzie ja byłam, jeśli nikt ci jeszcze nie powiedział?

– Nie odwracaj się do mnie plecami. Byłam daleko, bo muszę. Ty jesteś daleko i możesz chodzić na zakupy i późno wstawać.

Ból i wstyd przekształcił się w czystą wściekłość. Najwyraźniej nigdy nie naprawię skutków ucieczki z Lissą.

– Nie masz pojęcia, dlaczego odeszłam – powiedziałam, a mój głos wzrósł. – I nie masz prawa wysuwać założeń o moim życiu, kiedy nic nie wiesz na ten temat.

– Czytałam raporty o tym, co się stało. Miałaś powody do obaw, ale działałaś nieprawidłowo. – Jej słowa były formalne i rzeczowe. Mogła uczyć na jednych z naszych zajęć. – Powinnaś iść do innych po pomoc.

– Nie było nikogo, do kogo mogłabym pójść – nie, kiedy nie miałam twardych dowodów. Poza tym uczyli nas, że mamy myśleć samodzielnie.

– Tak – odparła. – Nacisk na uczenie się. Coś przegapiłaś przez te dwa lata. Jesteś prawie w stanie robić mi wykład na temat protokołu strażnika.

Skończyły mi się wszystkie argumenty; w mojej naturze było to nieuniknione. Tak, więc byłam przyzwyczajona do obrony siebie i obelg rzucanych na mnie. Mam twardą skórę. Ale jakoś przy niej – w bardzo krótkim czasie, gdy byłam przy niej – zawsze czułam się jakbym miała trzy lata. Jej postawa upokarzała mnie, dotykała moich opuszczonych treningów – już kłujący temat – i sprawiała, że czułam się tylko jeszcze gorzej. Skrzyżowałam ramiona w sposób sprawiedliwego naśladowania jej pozycji i zobaczyłam jak patrzy zadowolona z siebie.

– Tak? Dobrze, że tak nie myślą moi nauczyciele. Nawet, gdy byłam nieobecna przez cały ten czas, nadal doganiam wszystkich w mojej klasie.

Nie odpowiedziała od razu. Wreszcie, stanowczym głosem powiedziała. – Gdybyś nie odeszła to byś ich przewyższała.

Obróciła się w wojskowym stylu i odeszła korytarzem. Minutę później zadzwonił dzwonek i z klasy Stana wysypała się reszta nowicjuszy.

Nawet Mason nie mógł mnie po tym pocieszyć. Spędziłam resztę dnia wściekła i zirytowana, oczywiście, dlatego że wszyscy szeptali o mnie i mojej matce. Pominęłam obiad i poszłam do biblioteki, by poczytać książkę o fizjologii i anatomii.

Gdy nadszedł czas na mój po szkolny trening z Dymitrem, praktycznie podbiegłam do manekina treningowego. Zwiniętą pięścią uderzyłam w jego klatkę piersiową, bardzo lekko w lewo, ale przede wszystkim w środek.

– Tutaj – powiedziałam. – Serce jest tutaj w drodze do mostka i żeber. Czy mogę teraz wziąć kołek?

Krzyżując ramiona, spojrzałam na niego triumfalnie, czekając aż zasypie mnie pochwałami za moją nową przebiegłość. Zamiast tego, skinął głową w potwierdzeniu, tak jakbym powinna już to wiedzieć. I tak, powinnam.

– A jak dostaniesz się przez mostek i żebra? – zapytał.

Westchnęłam. Wiedziałam, że będę odpowiadać na jedno pytanie, ale myślałam, że na inne. Typowe.

Spędziliśmy większą część ćwiczeń właśnie nad tym i pokazywał on też kilka technik, które przynoszą najszybszą śmierć. Każdy jego ruch był zarówno pełen wdzięku jak i śmiertelny. Robił je tak, że wyglądały na łatwe, ale ja wiedziałam lepiej.

Kiedy nagle wyciągnął rękę i podał mi kołek, z początku go nie zrozumiałam. – Dajesz mi go?

Jego oczy błysnęły. – Nie mogę uwierzyć, że się powstrzymujesz. Wyobrażałem sobie, że zabierzesz go i uciekniesz.

– Czy nie zawsze uczyłeś mnie pohamowywania się? – zapytałam.

– Nie we wszystkim.

– Ale w pewnych rzeczach.

Słyszałam podwójne znaczenia w swoim głosie i zastanawiał się skąd one pochodziło. Zaakceptowałam już jakiś czas temu to, że było zbyt wiele powodów, żeby nie myśleć o nim romantycznie. Dobrze byłoby wiedzieć, że on wciąż mnie pragnie i za mną szaleje. Obserwując go teraz, zdałam sobie sprawę, że może już nigdy więcej nie będę go pociągała. To była przygnębiająca myśl.

– Oczywiście – powiedział pokazując, że nie będziemy omawiać niczego innego niż sprawy lekcyjne. – To tak jak wszystko inne. Równowaga. Wiesz, z jakimi rzeczami iść do przodu – i wiesz, jakie zostawić w spokoju. – Położył nacisk na ostatnie stwierdzenie.

Nasze oczy spotkały się na chwilę i poczułam prąd elektryczny przechodzący przeze mnie. On wiedział, o czym mówiłam. I jak zawsze zignorował to i był nadal moim nauczycielem – czyli robił dokładnie to, co powinien robić. Z westchnieniem odsunęłam moje uczucia do niego z mojej głowy i starałam się zapamiętać, że będę miała kontakt z bronią, której pragnęłam od dzieciństwa. Wspomnienie domu Badiców znowu do mnie wróciło. Były tam strzygi. Muszę się skoncentrować.

Niepewnie, niemal z szacunkiem wyciągnęłam rękę i zwinęłam palce wokół rękojeści. Metal był chłodny i drażnił moją skórę. Coś było wyryty wzdłuż rękojeści dla lepszej przyczepności, ale gdy moje palce dotknęły reszty, znalazłam powierzchnię gładką jak szkło. Podniosłam go z jego ręki i przyciągnęłam do siebie, długi czas go badając i przyzwyczajając się do jego masy. Niespokojna część mnie chciała odwrócić się i przebić wszystkie manekiny, lecz spojrzałam na Dymitra i zapytałam. – Co powinnam zrobić?

W jego typowy sposób, powiedział najpierw, w jaki sposób mam trzymać kołek, gdy się poruszam i atakuję. Później, pozwolił mi w końcu zaatakować jednego z manekinów i w którymś momencie rzeczywiście odkryłam, że to nie było łatwe. Ewolucja uczyniła inteligentne rzeczy w obronie serca, mostka i żeber. Ale przez to wszystko, Dymitr nigdy nie załamałby się w staranności i cierpliwości prowadzenia mnie po każdym etapie i korygowaniu najdrobniejszych szczegółów.

– Przesuń je przez żebro – wyjaśnił, patrząc na moje próby dostosowania punktu w luce kości kołkiem. – To będzie łatwiejsze, ponieważ jesteś niższa od większości swoich napastników. Dodatkowo możesz przesuwać go po dolnej krawędzi żebra.

Po zakończeniu ćwiczenia, wziął kołek z powrotem i skinął głową z aprobatą.

– Dobrze. Bardzo dobrze.

Spojrzałam na niego zaskoczona. Na ogół nie dawał mi wiele pochwał.

– Naprawdę?

– Robiłaś to tak, jakbyś robiła to od lat.

Czułam jak uśmiech zadowolenia wpełza na moją twarz, gdy zaczęliśmy opuszczać salę ćwiczeń. Zbliżając się do drzwi zauważyłam manekina z kręconymi rudymi włosami. Nagle wszystkie wydarzenia z klasy Stana powróciły do mojej głowy. Spochmurniałam.

– Czy dasz mi kołek następnym razem?

Podniósł płaszcz i włożył go pod niego. Był on długi i brązowy. Wyglądał bardzo podobnie do łachmana kowboja, choć on nigdy by do tego nie dopuścił. Miał sekretną fascynację do Starego Zachodu. Naprawdę tego nie rozumiałam, ale to było przed tym jak poznałam jego dziwne preferencje muzyczne.

– Nie sądzę, że to zdrowe – powiedział.

– Byłoby lepiej, gdybym realnie zrobiła to jej – narzekając, zawiesiłam plecak na jednym ramieniu. Wyszliśmy z sali gimnastycznej.

– Przemoc nie jest odpowiedzią na twoje problemy – powiedział mądrze.

– Ona jest jedynym problemem. A myślałam, że sednem mojej edukacji było to, że przemoc jest odpowiedzią.

– Tylko dla tych, którzy atakują cię pierwsi. Twoja matka cię nie atakuje. Wy dwie po prostu jesteście do siebie zbyt podobne, to wszystko.

Przestałam iść. – Nie mam nic podobnego do niej! To znaczy… w pewien sposób mamy te same oczy. Ale jestem dużo wyższa. A moje włosy są zupełnie inne. – Wskazałam na swój kucyk, na wszelki wypadek gdyby nie był świadomy, iż moje grube brązowo-czarne włosy nie wyglądają jak kasztanowe loki mojej matki.

Trochę śmiechu było w jego słowach, ale w jego oczach było też coś ciężkiego. – Nie mówię o twoim wyglądzie i dobrze o tym wiesz.

Odwróciłam wzrok od tego wiedzącego spojrzenia. Mój pociąg do Dymitra rozpoczął się niemal natychmiast, gdy się spotkaliśmy – i to nie tylko, dlatego, że był tak gorący. Czułam się tak, jakby on zrozumiał część mnie, której ja nie mogłam zrozumieć, a czasem jestem całkiem pewna, że zrozumiałam jakąś część jego, której on nie rozumie.

Jedynym problemem było to, że miał irytującą tendencję do zauważania rzeczy o mnie, których ja nie chcę zrozumieć.

– Myślisz, że jestem zazdrosna?

– A jesteś? – spytał. Nienawidziłam tego, kiedy odpowiadał na moje pytania pytaniami. – Jeśli tak, to, o co dokładnie jesteś zazdrosna?

Spojrzałam z powrotem na Dymitra. – Nie wiem. Może jestem zazdrosna o jej reputację. Może jestem zazdrosna o to, że poświęciła więcej czasu reputacji niż mnie. Nie wiem.

– Nie sądzisz, że to, co zrobiła jest wielkie?

– Tak. Nie. Nie wiem. To po prostu brzmiało jak… nie wiem… jakby się chwaliła. Tak jakby zrobiła to dla chwały. – Skrzywiłam się. – Dla znaków. – Znaki molnija były przyznawane strażnikom, gdy zabijali strzygę. Każdy z nich wyglądał jak małe x wykonane błyskawicami. Zaczynał się na plecach do szyi i pokazywał jak doświadczony był strażnik.

– Myślisz, że skierowanie w dół strzygi warte jest kilka znaków? Myślałem, że nauczyłaś się czegoś z domu Badiców.

Poczułam się głupio. – To nie o to…

– Chodź.

Zatrzymałam się. – Co?

Zmierzaliśmy już ku mojemu dormitorium, ale teraz skinął głową w przeciwną stronę uczelni. – Chcę ci coś pokazać.

– Co to jest?

– To nie wszystkie znaki są odznakami honoru.

Загрузка...