Rozdział 5

Szczur Szymon był najdzielniejszym szczurem na świecie. Każdy w Omszałym Krańcu to powie.

„Przygoda pana Królika”


W tunelu kilka ulic dalej Ciemnaopalenizna zwisał na czterech linkach przyczepionych do uprzęży. Linki były uwiązane na kijku, który balansował niczym huśtawka na grzbiecie bardzo grubego szczura, na każdym końcu kijka siedział szczur, a kilka innych nim poruszało.

Ciemnaopalenizna wisiał tuż nad zębami wielkiej pułapki, która całkowicie tarasowała tunel.

Pisnął, dając znak, gdzie chce się zatrzymać. Kijek odrobinę zawibrował.

— Jestem tuż nad serem — relacjonował Ciemnaopalenizna. — Pachnie jak błękitny żyłkowany z Lancreshire, bardzo smaczny. Nietknięty. I bardzo stary. Przesuńcie mnie o dwie łapy[3].

Kijek chybotał się w górę i w dół, kiedy przesuwali go do przodu.

— Niech pan uważa, sir! — pisnął jeden z młodszych szczurów tłoczących się w tunelu tuż za Oddziałem Unieszkodliwiania Pułapek.

Ciemnaopalenizna mruknął coś, zaglądając w zęby pułapki szczerzące się przed jego nosem. Wyciągnął zza jednego ze swych pasków krótki kawałek drewna z przyczepionym kawałeczkiem lusterka na jednym końcu.

— Przesuńcie odrobinę świecę… o tak. Teraz dobrze. Przyjrzyjmy się. — Włożył lusterko między zęby pułapki i lekko obrócił. — Tak myślałem… To model Mały Łapacz Prattla i Johnsona, z całą pewnością. Starszy typ, ale z dodatkowym zatrzaskiem. Przejechał kawał drogi. No dobrze. Wiemy, jak to działa, prawda? Ser będzie na deser!

Pomiędzy szczurami z oddziału przeleciał nerwowy śmieszek, ale ktoś odezwał się lekceważąco:

— O, to łatwe…

— Kto to powiedział? — zapytał ostro Ciemnaopalenizna.

Zapanowała cisza. Ciemnaopalenizna uniósł głowę. Młode szczury cofnęły się i został tylko jeden wyglądający bardzo, ale to bardzo samotnie.

— Ach, Odżywka — rozpoznał ją Ciemnaopalenizna. Odwrócił głowę w stronę mechanizmu zapadkowego. — Powiadasz, że to łatwe. Miło słyszeć. W takim razie możesz nam pokazać, jak się ją rozbraja.

— Powiedziałam, że to łatwe — zaczęła Odżywka — bo kiedyś Wsolance pokazywał nam na zajęciach praktycznych taką pułapkę i właśnie tak ją ocenił.

— Nie musisz być taka skromna — przerwał jej Ciemnaopalenizna z błyskiem w oku. — Wszystko jest przygotowane. Ja będę tylko patrzył, dobrze? Możesz wejść w uprząż i wykonać zadanie, co ty na to?

— Ale… ale ja niezbyt dobrze widziałam, kiedy nam pokazywał, i teraz, kiedy o tym myślę, to ja… ja… ja…

— Coś ci powiem — oświadczył Ciemnaopalenizna — ja rozbroję pułapkę, dobrze?

Na pyszczku Odżywki odmalowała się niekłamana ulga.

— Ale ty będziesz mi mówiła, co należy zrobić — dodał Ciemnaopalenizna.

— Eee… — Odżywka w tej chwili wyglądała na szczura gotowego bardzo szybko powrócić do Oddziału Pozostawiającego Odchody.

— No to świetnie — oświadczył Ciemnaopalenizna.

Uważnie odłożył lusterko i wyciągnął zza pazuchy kawałek metalu. Delikatnie postukał w pułapkę. Odżywka zadrżała.

— No więc gdzie to ja byłem… ach tak, mamy tu drążek, kawałek linki i uchwyt. Co powinienem teraz zrobić, panno Odżywko?

— E… e… e… — jąkała się przerażona szczurzyca.

— Tu bardzo skrzypi, panno Odżywko — odezwał się Ciemnaopalenizna z wnętrza pułapki.

— E… e… e… zaklinowujesz to coś…

— Jakie coś, panno Odżywko? Ja nie popędzam, ups, ten kawałek metalu się chwieje, nie chciałbym w żaden sposób poganiać, ale…

— Zaklinowujesz to coś… eee… — Odżywka przewracała oczami.

— Może chodzi ci o tę wielką… ups… argh… argh… argh…

Odżywka zemdlała. Ciemnaopalenizna wysunął się z uprzęży i wyskoczył z pułapki.

— Zrobione — oświadczył. — Ścisnąłem tak mocno, że nie odskoczy znowu. Możecie ją teraz, chłopcy, odsunąć na bok. — Wrócił do oddziału i rzucił kawałek sera przed Odżywkę. — Najważniejsze w tym biznesie to być precyzyjnym. Jesteś precyzyjny lub nie żyjesz. I następny dostaje ser. — Pociągnął nosem. — No cóż, teraz już żaden człowiek nie będzie miał wątpliwości, że są tu jakieś szczury.

Pozostałe gryzonie roześmiały się nerwowo, w sposób charakterystyczny dla osób zadowolonych, że uwaga nauczyciela skupiła się na kimś innym.

Ciemnaopalenizna rozwinął kawałek papieru. Był szczurem akcji i niepokoiła go koncepcja, że świat może być opisany małymi znaczkami. Ale rozumiał, jak jest to użyteczne. Kiedy rysował plan tunelu, papier go zapamiętywał. Tej pamięci nie mogły zmącić nowe zapachy. Inne szczury, jeśli potrafiły czytać, mogły zobaczyć w swoich głowach to samo, co widział piszący.

Wynalazł mapy. Rysował świat.

— Ta nowa technologia jest niezwykła — powiedział. — Więc… dwa tunele wcześniej jest zaznaczona trucizna. Przypilnowałeś tego, Wsolance?

— Zakopane i oznaczone — oświadczył jego zastępca. — To była szara trutka numer dwa.

— Dobry szczur — pochwalił go szef. — Niezłe paskudztwo.

— Wszędzie wokół leżały martwe kiikiisy.

— Byłem tego pewien. Na to świństwo nie ma odtrutki.

— Znaleźliśmy też tacki z trutką numer jeden i trzy — dodał Wsolance. — Mnóstwo.

— Jeśli jesteś rozsądny, jedynkę uda ci się przeżyć — stwierdził Ciemnaopalenizna. — Zapamiętajcie to wszyscy. A gdyby komukolwiek z was zdarzyło się zjeść trójkę, mamy trochę środka, który pozwoli wam z tego wyjść. Chcę przez to powiedzieć, że na końcu okażecie się żywi, ale przez dzień lub dwa będziecie woleli być martwi…

— Tu jest mnóstwo trucizn, Ciemnaopalenizno — nerwowo raportował Wsolance. — Więcej, niż zdarzyło nam się kiedykolwiek widzieć. I wszędzie leżą szczurze kości.

— W takim razie bardzo ważne są wszelkie informacje — stwierdził Ciemnaopalenizna, zapuszczając się w kolejny tunel. — I nie jedzcie martwego szczura, dopóki nie jesteście pewni, na co umarł, bo inaczej sami też umrzecie.

— Niebezpieczny Groszek mówi, że w ogóle nie powinniśmy jeść szczurów — odparł Wsolance.

— No cóż, może i tak — zgodził się Ciemnaopalenizna — ale w tunelach trzeba być praktycznym. Nigdy nie należy marnować dobrego jedzenia. I niech ktoś ocuci Odżywkę!

— Mnóstwo trucizny — powtórzył Wsolance, gdy cały oddział ruszył do przodu. — Tutaj naprawdę nienawidzą szczurów.

Ciemnaopalenizna nic nie odpowiedział. Widział, że szczury już stają się nerwowe. Nigdy wcześniej nie przebywały w pobliżu takiej ilości trucizn. Czuł zapach strachu. W nim także gdzieś głęboko zagnieździł się strach i nienawidził tego uczucia.

W tym momencie do tunelu wbiegł mały szczur. Zatrzymał się bez tchu przed oddziałem.

— Melduje się Cynaderka, sir. Oddział trzeci — wyrzucił z siebie. — Znaleźliśmy pułapkę, sir! Nigdy takiej nie widzieliśmy! Świeży wszedł prosto w nią! Proszę, niech pan przyjdzie!


* * *

Na stryszku nad stajnią było sporo siana, w dodatku ciepło bijące od koni poniżej miło ogrzewało pomieszczenie. Czuli się tam prawdziwie błogo.

Keith leżał, patrzył w sufit i pomrukiwał pod nosem. Maurycy przyglądał się swemu drugiemu śniadaniu, które poruszało noskiem i wąsikami. Nagle zmienił się w lśniącą maszynę do zabijania. Przyczaił się, ogonem ciął powietrze niczym batem i nagle skoczył z pazurami. Rozległ się pisk.

— No dobrze — powiedział Maurycy do dygoczącej w jego łapach kulki. — Musisz tylko coś powiedzieć. Cokolwiek. Na przykład „puść mnie” czy nawet „pomocy”. Pisk nic ci nie pomoże. To tylko dźwięk. Poproś, a pozwolę ci odejść. Nikt nie może powiedzieć, że nie mam wysokiego morale w tej kwestii.

— Piii! — wrzasnęła mysz.

— Propozycja była uczciwa — oświadczył Maurycy i zagryzł ją w okamgnieniu. Po czym wrócił do kąta, gdzie Keith zajadał kanapkę z wołowiną.

— Nie potrafiła mówić — oświadczył szybko Maurycy.

— Nie pytałem cię — odparł Keith.

— Dałem jej szansę — mówił dalej Maurycy. — Słyszałeś, prawda? Wystarczyło, by powiedziała, że nie chce być zjedzona.

— Dobrze.

— Dla ciebie to w porządku, bo ty nie musisz rozmawiać z kanapką. — Maurycemu coś nadal nie dawało spokoju.

— Nie miałbym pojęcia, co jej powiedzieć — odrzekł Keith.

— I chciałbym też zwrócić uwagę, że nie bawię się z nimi — rzekł Maurycy. — Jedno uderzenie łapą i „do widzenia, nic więcej nie napisała”… tyle że oczywiście myszy w ogóle nie piszą, bo nie są inteligentne.

— Wierzę ci — powiedział Keith.

— I nic nie czują — tłumaczył się dalej Maurycy.

W tej chwili usłyszeli krzyk dochodzący z pobliskiej ulicy, a potem brzęk tłuczonych naczyń. Przez ostatnie pół godziny takie sekwencje hałasów powtarzały się dość często.

— Aha, chłopaki wciąż pracują — powiedział Maurycy, ciągnąc mysz za kupkę siana. — Najlepsze krzyki wychodzą, kiedy Sardynki tańczy na stole.

Otworzyły się drzwi stajni. Wszedł jakiś mężczyzna, nałożył uprząż na dwa konie i wyprowadził je. Wkrótce chłopca i kota doszedł turkot opuszczającego dziedziniec powozu.

Kilka sekund później usłyszeli z dołu trzy głośne stuknięcia. Po chwili się powtórzyły. A potem znowu. Wreszcie rozległ się głos Malicii:

— Jesteście na górze czy nie?

Keith wygrzebał się z siana i spojrzał w dół.

— Jesteśmy — odparł.

— Nie słyszeliście sekretnego stukania? — spytała Malicia z niezadowoleniem.

— To wcale nie brzmiało jak sekretne stukanie — wtrącił się Maurycy, mówiąc z pełnym pyszczkiem.

— Czy to był głos Maurycego? — zapytała podejrzliwie Malicia.

— Owszem — potwierdził Keith. — Musisz mu wybaczyć, właśnie kogoś je.

Maurycy przełknął szybko.

— To nie był ktoś! — wysyczał. — Jeśli nie potrafi mówić, nie jest kimś! Jest tylko jedzeniem!

— To było sekretne zapukanie — żachnęła się Malicia. — Znam się na tych sprawach. A wy powinniście zapukać w odpowiedzi.

— Ale gdyby to po prostu ktoś stukał do drzwi, a my odpowiedzielibyśmy pukaniem, co by sobie pomyśleli? — zapytał Maurycy. — Że z nas niezłe jełopy.

Malicia całkiem nietypowo dla siebie zamilkła na dłuższą chwilę.

— Co racja, to racja — zgodziła się w końcu. — Już wiem, zawołam „To ja, Malicia!”, a dopiero potem sekretnie zapukam. Wtedy będziecie wiedzieli, że to ja, i odpowiecie mi pukaniem. W porządku?

— Czemu po prostu nie zapytać: „Cześć, czy jesteście tam na górze?” — zapytał niewinnie Keith.

Malicia westchnęła.

— Czy ty w ogóle nie rozumiesz, jak się buduje napięcie? Słuchajcie, mój ojciec pojechał właśnie do magistratu na spotkanie z rajcami. Powiedział, że naczynia były ostatnią kroplą!

— Naczynia? — powtórzył Maurycy. — Opowiedziałaś mu o Sardynki?

— Musiałam powiedzieć, że przeraził mnie wielki szczur i próbowałam się wdrapać na kredens, żeby przed nim uciec.

— Skłamałaś?

— Po prostu opowiedziałam historię — spokojnie odparła dziewczynka. — I to dobrą historię. Brzmiała dużo prawdziwiej niż to, co się wydarzyło naprawdę. Stepujący szczur? Zresztą ojciec nie był tym bardzo zainteresowany, bo dzisiaj złożono mnóstwo skarg. Twoje szczury naprawdę rozzłościły ludzi. Nie mogę się nadziwić.

— To nie są nasze szczury! — zaprotestował Keith.

— I zawsze pracują bardzo szybko — stwierdził z dumą Maurycy. — Nie bałaganią, gdy przychodzi do… bałaganienia.

— W pewnym mieście, które odwiedziliśmy w zeszłym miesiącu, już następnego poranka ogłoszono, że poszukują zaklinacza szczurów — oświadczył Keith. — Wszystko dzięki Sardynkom. To był jego wielki dzień.

— Mój ojciec strasznie krzyczał, w dodatku posłał po Blunketta i Spearsa — powiedziała Malicia. — To szczurołapy. A wiecie, co to oznacza, prawda?

Maurycy i Keith spojrzeli po sobie.

— Udawajmy, że nie wiemy — zaproponował Maurycy.

— To oznacza, że możemy się włamać do ich budy i rozwiązać zagadkę sznurowadeł! — wykrzyknęła Malicia. Spojrzała krytycznie na Maurycego. — Byłoby… stosowniej, gdybyśmy byli czwórką dzieci z psem, to by bardziej pasowało do naszej przygody, ale musimy się zadowolić tym, co mamy.

— Daj spokój, my tylko okradamy rząd! — odparł Maurycy.

— Oczywiście taki rząd, który nie jest czyimś ojcem — pospiesznie dodał Keith.

— Więc? — zapytała Malicia, rzucając mu dziwne spojrzenie.

— Nie jesteśmy kryminalistami! — oświadczył Maurycy.

— Gdy zdobędziemy dowody, zaniesiemy je radzie miejskiej i wtedy wcale nie będziemy kryminalistami, lecz bohaterami — odparła z anielską cierpliwością Malicia. — Oczywiście może się okazać, że rada i straż są w zmowie ze szczurołapami, więc nie powinniśmy nikomu ufać. Czy wam się nigdy nie zdarzyło przeczytać książki? Niedługo zrobi się ciemno, przyjdę do was i podważymy zamek.

— Uda nam się? — zapytał Maurycy.

— Tak, spinką do włosów — potwierdziła Malicia. — Wiem, że to możliwe, bo czytałam o tym setki razy.

— A jaki to zamek?

— Ogromny. Co oczywiście oznacza, że otwarcie go będzie łatwiejsze.

Malicia wybiegła ze stajni.

— Maurycy? — odezwał się Keith.

— Tak?

— Co to za zamek i jak go mamy podważyć?

— Nie mam pojęcia.

— Przecież powiedziałeś…

— Tak, ale ja tylko się starałem, żeby ona nie przestawała mówić, bo w przeciwnym razie mogłaby stać się niebezpieczna — odparł Maurycy. — Moim zdaniem już się ujrzała w takiej roli. Ona jest… aktorką. Wiesz, o co mi chodzi. Przez cały czas gra. W ogóle nie żyje w realnym świecie. Jakby to wszystko była wymyślona opowieść. Niebezpieczny Groszek jest do niej podobny. Moim zdaniem to bardzo niebezpieczna cecha.

— Groszek to miły i mądry szczur!

— Owszem, tylko kłopot w tym, że uważa innych za podobnych do siebie. A ci, którzy tak myślą, zawsze są niebezpieczni. Z kolei nasza przyjaciółka uważa, że życie to bajka.

— No cóż, to nieszkodliwe, prawda? — zapytał Keith.

— Tak, ale jeśli w bajkach ktoś umiera… to są tylko słowa.


* * *

Oddział trzeci, specjalizujący się w pozostawianiu odchodów, odpoczywał, bo i tak zabrakło mu amunicji. Nikt nie czuł się na siłach, by przejść obok pułapki do wody cieknącej w dół po ścianie. Nikt nie chciał patrzeć na to, co tkwiło w pułapce.

— Biedny stary Świeży — odezwał się któryś. — Dobry był z niego szczur.

— Powinien był patrzeć, gdzie się pcha — odparł drugi.

— Myślałem, że się zna na pułapkach jak nikt — dodał jeszcze jeden. — Ale to był dobry szczur, choć trzeba powiedzieć, że nieco śmierdzący.

— Wyciągnijmy go — powiedział ten pierwszy. — Nie możemy go tu tak zostawić.

— Oczywiście. Zwłaszcza że jesteśmy głodni.

Na to odezwał się inny głos:

— Niebezpieczny Groszek twierdzi, że żaden szczur nie powinien jeść szczura.

— Jeśli nie wie, od czego umarł, bo wtedy sam może się zatruć — tłumaczył drugi.

Jeszcze inny powiedział:

— A my wiemy, na co on umarł. Umarł zmiażdżony. Nie możesz zarazić się zmiażdżeniem.

Wszyscy patrzyli na nieżywego Świeżego.

— Jak myślicie, co się dzieje z nami po śmierci? — zapytał jeden ze szczurów.

— Jesteśmy zjadani. Albo wysychamy kompletnie, albo pleśniejemy.

— Cali?

— Jeśli zostajemy zjedzeni przez naszych braci, zazwyczaj zostają stopy.

Szczur, który zadał pierwsze pytanie na temat śmierci, drążył temat:

— Ale co z tym, co jest w nas?

Na to ten, który mówił o stopach, odrzekł:

— A, chodzi ci o ten galaretowaty, trzęsący się zielony kawałek? Nie, to też zostawiają. Ohyda.

— Mnie chodzi o to, co masz w sobie i co powoduje, że jesteś sobą. Co się z tym dzieje?

— Przepraszam, nie nadążam.

— No wiesz… jak… tam gdzie rodzą się sny.

Szczury przytaknęły główkami. Wiedziały o snach. Sny wstrząsnęły wszystkimi, kiedy zaczęły im się zdarzać.

— No więc kiedy we śnie poluje na ciebie pies albo kiedy latasz… komu się to dzieje? Przecież nie twojemu ciału, bo ono śpi. Musi być jakaś niewidzialna część, która w tobie mieszka. A być nieżywym to jak być uśpionym, prawda?

— To niezupełnie jest sen — powiedział jakiś szczur niepewnie, patrząc przy tym na całkiem płaski kształt, który kiedyś był znany jako Świeży. — Nie ma wtedy krwi ani strzępów ciała. No i potem się budzisz.

— Więc — odezwał się ten szczur, który rozpoczął całą dyskusję pytaniem o niewidzialną część — kiedy się budzisz, co się dzieje z tym czymś, co śniło? A kiedy umierasz, gdzie idzie to coś, co jest w tobie?

— Co, ten zielony trzęsący się kawałek?

— Nie! To coś, co kryje się za twoimi oczami!

— Mówisz o tym szaroróżowym?

— Nie, o tym niewidzialnym!

— A skąd mam wiedzieć? Nigdy niewidzialnego nie widziałem!

Teraz już wszystkie szczury patrzyły na Świeżego.

— Nie podobają mi się takie gadki — rzucił któryś. — Przypominają mi o cieniach, jakie rzuca światło świec.

— Słyszeliście o Kościanym Szczurze? — zapytał któryś. — Mówią, że kiedy umierasz, przychodzi po ciebie.

— Mówią, mówią — mamrotał któryś. — Mówią, że gdzieś pod ziemią żyje Wielki Szczur, który wszystko stworzył. I co, może stworzył także ludzi? Słabo o nas dba, jeśli dzięki niemu powstał też człowiek.

— Skąd wiesz? Może oni zostali stworzeni przez Wielkiego Człowieka?

— No, teraz to już gadasz głupstwa — powiedział szczur o imieniu Keczup, który miał najwięcej wątpliwości.

— Dobrze, już dobrze, ale musisz przyznać, że to wszystko, co jest, nie mogło ot tak po prostu się pojawić. Musiał być jakiś powód. A Niebezpieczny Groszek mówi, że pewne rzeczy należy robić, bo tak jest w porządku. No ale kto ma stwierdzić, co jest w porządku? Skąd się bierze wiedza, że coś jest dobre, a coś złe? Mówią, że jeśli jesteś dobrym szczurem, to może Wielki Szczur pozwoli, by Kościany Szczur zabrał cię do tunelu pełnego jedzenia…

— Ale Świeży nadal tu jest. Nie widziałem żadnego kościstego szczura!

— Mówią, że widzisz go tylko wtedy, kiedy przychodzi po ciebie.

— Tak?! Tak?! — wykrzykiwał któryś szczur. Był na skraju histerii. — To w jaki sposób oni go zobaczyli, co? Powiedz mi! Życie jest wystarczająco trudne bez martwienia się o coś, co jest niewidzialne i nie możesz tego zobaczyć!

— Co tu się dzieje?

Wszystkie szczury odwróciły się jak na komendę, nagle niesamowicie zadowolone na widok Ciemnejopalenizny, który pojawił się w tunelu.

Przyprowadził ze sobą Odżywkę. Nigdy nie jest za wcześnie, powiadał, dla członków oddziału, by dowiedzieli się, co takiego ich kamrat zrobił źle.

— Rozumiem — pokręcił smutno głową, przyglądając się pułapce. — Co wam zawsze powtarzam?

— Nie wchodzić do tuneli, które nie zostały oznaczone jako czyste, sir — powiedział Keczup. — Ale Świeży, no cóż, on nie słucha… nie słuchał nigdy dość uważnie. I bardzo chciał iść dalej, sir.

Ciemnaopalenizna badał pułapkę, starając się, by na jego pyszczku malował się wyraz pewnej siebie celowości działań. A nie było mu łatwo. Nigdy w życiu nie widział pułapki takiej jak ta. Nie była gilotyną, tylko miażdżyła tego, który w nią wpadł. Ustawiono ją tak, by wpadł w nią szczur spieszący się do wody.

— I z pewnością nie będzie już więcej słuchał — stwierdził. — Twarz wygląda znajomo. Oczywiście jeśli zapomnimy o wybałuszonych oczach i wywalonym języku.

— No… rozmawiał pan ze Świeżym podczas porannej musztry. Mówił mu pan, że został wychowany, by zostawiał odchody, i ma to robić nadal, sir.

Ciemnaopalenizna ani trochę nie zmienił wyrazu pyszczka.

— Idziemy — powiedział wreszcie. — Znaleźliśmy tu wszędzie mnóstwo pułapek. Będziemy iść za wami. Nikt nie pójdzie dalej tym tunelem, zrozumiano? Niech wszyscy powtórzą: „Tak, Ciemnaopalenizno!”.

— Tak, Ciemnaopalenizno — rozległ się chór szczurów.

— A jeden z was niech zostanie na straży. Inne oddziały też się mogą tu zapędzić.

— Co powinniśmy zrobić ze Świeżym, sir? — zapytał Keczup.

— Nie jedzcie tego zielonego, trzęsącego się kawałka — odparł Ciemnaopalenizna i pospiesznie odszedł.

Pułapki! — pomyślał. Jest ich zbyt wiele. I za dużo trucizny. Nawet ci najbardziej doświadczeni zaczynali się robić nerwowi. Nie lubił nowości. Na czym polega nowość, dowiadujesz się, kiedy cię zabija.

Szczury rozproszyły się już teraz pod całym miastem, a było to miasto jak żadne inne, które dotąd poznały. Wszędzie znajdowały pułapki na szczury. I nie natrafiły na ani jednego szczura. Na ani jednego. To nie było normalne. Przecież szczury są wszędzie. Tam gdzie są ludzie, są i szczury.

Na domiar złego młode szczury zbyt wiele się martwiły różnymi sprawami. Sprawami, których nie możesz zobaczyć ani powąchać. Ciemnaopalenizna potrząsnął głową. W tunelach nie ma miejsca na takie myśli. Życie jest czymś realnym, praktycznym, a jeśli się nie uważa, można je bardzo szybko stracić.

Zauważył, że Odżywka cały czas rozgląda się i niucha.

— Bardzo dobrze — pochwalił ją. — Nigdy dość ostrożności. I nigdy nie należy się zbytnio spieszyć. Nawet gdy masz innego szczura przed sobą, bo jemu się może udać nie trafić na zapadkę.

— Tak jest, sir.

— Ale nie przejmuj się zbytnio.

— On wyglądał okropnie… płasko, sir.

— Tylko głupcy się spieszą, Odżywko. Tylko głupcy się spieszą…

Ciemnaopalenizna czuł, jak opanowuje ich strach. To go martwiło. Jeśli Przemienieni spanikują, panice ulegną jako szczury. A tunele pod tym miastem nie były miejscem, gdzie mógł uciekać przerażony szczur. Wystarczy, że jeden się załamie i ruszy do ucieczki, inni podążą za nim. W tunelach rządził zapach. Kiedy wszystko szło dobrze, każdy to czuł. Ale kiedy pojawiał się strach, ogarniał całe stado niczym powódź. W świecie szczurów panika jest rodzajem choroby, którą łapie się natychmiast.

Sytuacji nie poprawiło spotkanie z resztą Oddziału Unieszkodliwiania Pułapek. Tym razem znaleźli nową trutkę.

— Nie martwcie się — próbował ich uspokoić Ciemnaopalenizna, który sam bardzo się martwił. — Już zdarzało nam się trafić na nieznane trucizny, prawda?

— Od bardzo dawna nie — rzekł któryś ze szczurów. — Pamiętacie tę w Scrote? Z błyszczącymi niebieskimi kawałkami? Zapalała się, kiedy postawiłeś na tym nogę. Dopiero gdy szczury w nią wbiegły, dowiedzieliśmy się, jak działa.

— A tutaj co mają?

— Chodź i sam zobacz.

W jednym z tuneli szczur leżał na boku. Łapki miał zwinięte, jakby w pięści. Jęczał. Ciemnejopaleniźnie wystarczyło rzucić okiem, by wiedzieć, że dla tego szczura już jest po wszystkim. To tylko kwestia czasu. Dla szczurów w Scrote to była kwestia potwornego czasu.

— Mogę ugryźć go z tyłu w kark — zgłosił się któryś szczur. — Nie będzie się dłużej męczyć.

— Miłosierny pomysł, ale to świństwo dostaje się do krwi — odparł Ciemnaopalenizna. — Znajdźcie nierozbrojoną zatrzaskową pułapkę. Tylko ostrożnie.

— Włożyć szczura w pułapkę, sir? — zapytała Odżywka.

— Lepiej umrzeć szybciej niż wolniej!

— Tak, ale… — Szczur, który uprzednio zgłosił się jako wolontariusz, teraz próbował zaprotestować.

Ciemnejopaleniźnie włosy na głowie stanęły sztorcem. Cofnął się, pokazując zęby.

— Rób, co powiedziałem, bo ugryzę! — warknął.

Drugi szczur wycofał się od razu.

— Już dobrze, dobrze…

— I ostrzeżcie wszystkie oddziały! — wrzasnął Ciemnaopalenizna. — To nie jest łapanie szczurów, to wojna! Wycofać się ostrożnie. Nie dotykać niczego. Idziemy… Tak? Co tym razem?

Do Ciemnejopalenizny podpełzł mały szczurek. Kiedy poszukiwacz pułapek odwrócił się, szczurek cofnął się tak gwałtownie, że o mało nie przewrócił na plecy, chcąc pokazać, jak jest mały i niegroźny.

— Proszę, sir… — wyszeptał.

— Tak?

— Znaleźliśmy żywego…

Загрузка...