11. Późny poranek w Weyrze Benden, wczesny poranek w siedzibie Cechu Harfiarzy, południe w gospodarstwie Fidella, 15.7.5

Jaxom i Ruth spędzili noc w jednym z pustych Weyrów, ale Ruth czuł się tak niepewnie na pełnowymiarowym legowisku smoka, że Jaxom zwinął w tobołek futra i ułożył się przy boku swego wierzchowca. A teraz wydawało mu się, że musi wygrzebywać się z miękkiego, otulającego go zagłębienia, co napawało go dogłębną odrazą.

— Wiem, że lecisz z nóg ze zmęczenia, Jaxomie, ale koniecznie powinieneś się obudzić! — Głos Menolly przeniknął do miłej mu ciemności. — Poza tym będzie cię strzykać w karku od spania w tej pozycji.

Menolly stoi do góry nogami, pomyślał Jaxom otwierając oczy. Piękna przycupnęła w karkołomnej pozycji, z tylnymi łapami na ramieniu dziewczyny, a przednimi wysuniętymi daleko na jej piersi i z niepokojem wlepiała w niego oczy. Poczuł, że Ruth się poruszył.

— Jaxom, obudź się! Przyniosłam ci tyle klahu, ile tylko zdołasz wypić! — W jego polu widzenia pojawiła się Mirrim. F’lar nie może doczekać się, żeby wyruszyć, a chce, żeby Mnemeth najpierw porozmawiał z Ruthem.

Menolly z powagą puściła oko do Jaxoma, odwracając się plecami do Mirrim, by ta nic nie zauważyła. Jaxom jęknął przekonany, że nigdy nie uda mu się chyba zapamiętać, przed kim trzeba zachowywać tajemnicę, a kogo do niej dopuszczono. Jęknął ponownie, bo kark mu rzeczywiście zesztywniał.

Ruth odrobinę uchylił wewnętrzną powiekę i łypnął na swego jeźdźca z niezadowoleniem. Jestem zmęczony. Muszę spać.

— Nie możesz już teraz spać dłużej. Mnemeth potrzebuje się z tobą rozmówić.

Czemu nie porozmawiał ze mną wczoraj wieczorem?

— Bo prawdopodobnie dziś by już nie pamiętał.

Ruth podniósł głowę i jednym okiem popatrzył wprost na Jaxoma.

Mnemeth by pamiętał. On jest największym smokiem na całym Pernie.

— Lubisz go tylko dlatego, że dał ci się objeść do syta na swoim terenie polowań. Ale on chce z tobą porozmawiać, więc radzę ci już nie spać. Obudziłeś się?

Jestem w stanie mówić do ciebie. Nie śni mi się. Nie śpię.

— Śmiały dziś z ciebie stwór — powiedział Jaxom. Jednym zdecydowanym ruchem dźwignął się ze swego zaimprowizowanego posłania. Ciągnąc za sobą futra i chwiejąc się na nogach podszedł do stołu, w którego stronę uprzejmie wycofały się Menolly i Mirrim. Z dużą przyjemnością wciągnął w nozdrza zapach klahu i podziękował dziewczętom.

— Która godzina?

— Przedpołudnie czasu bendeńskiego — powiedziała Menolly z twarzą bez wyrazu, ale oczy jej tańczyły, kiedy kładła nacisk te dwa ostatnie słowa.

Jaxom coś mruknął. Wszyscy słyszeli, jak Ruth trzeszczy, pojękuje i dudni, przeciągając się w przygotowaniu do nowego dnia.

— Od kiedy masz tę Bruzdę po Niciach, Jaxomie? — zapytała Mirrim ze zwykłą sobie otwartością. Pochyliła się i lekko przesunęła palcem po bliźnie, zaciskając wargi z jawną dezaprobatą dla tego oszpecenia.

— Od kiedy uczyłem Rutha żuć smoczy kamień. W Weyrze Fort — dodał po złośliwej przerwie, kiedy zobaczył, jak zbiera się w sobie, by go skarcić.

— Czy Lessa wie? — zapytała Mirrim, podkreślając to ostatnie słowo.

— Tak — odparł Jaxom.

Niech sobie Mirrim przetrawi tę prawdę. Ale jak Mirrim uczepiła się czegoś, to nie potrafiła przestać.

— No to mam nie najlepszą opinię o nauczycielu N’tona — powiedziała, pociągając nosem z dezaprobatą — jak mógł dopuścić do tego, żeby cię tak Pobruździło.

— Nie jego wina — wymamrotał Jaxom przez na wpół przeżuty chleb.

— Lytol musiał być wściekły? Nie powinieneś tak ryzykować.

Jaxom energicznie potrząsnął głową. Żałował, że Menolly przyprowadziła ze sobą Mirrim.

— I nie widzę, co by ci to mogło dać. Nie przypuszczasz chyba, że będziesz walczył na Ruthu.

Jaxom zakrztusił się.

— Owszem, będę walczył na Ruthu, Mirrim.

— Już walczył — zauważyła Menolly, wskazując na Bruzdę po Niciach. — A teraz zamknij się i daj się mężczyźnie posilić.

— Mężczyźnie? — Głos Mirrim pogardliwie się obniżył i obrzuciła Jaxoma jadowitym spojrzeniem.

Menolly prychnęła poirytowana.

— Jeżeli Path nie wzniesie się niedługo do lotu, Mirrim, poróżnisz się ze wszystkimi!

Jaxom zaskoczony popatrzył na Mirrim, która oblała się ciemnoczerwonym rumieńcem.

— Oho, Path jest gotowa do lotu! No, wreszcie wprowadzi ci się trochę porządku do tych twoich arbitralnych opinii. — Nie mógł się powstrzymać od triumfalnego okrzyku na widok jej konsternacji. — Czy Path już sobie kogoś upatrzyła? Ha! Popatrz, jak ona się czerwieni! Nigdy nie sądziłem, że doczekam dnia, kiedy stracisz władzę nad własnym językiem! A niedługo stracisz coś jeszcze. Mam nadzieję, że będzie to najbardziej szalony lot, jaki mieli w Bendenie od czasu, kiedy Mnemeth po raz pierwszy odbył gody z Ramoth!

Mirrim wybuchnęła, oczy zwęziły jej się z gniewu, ręce u boków zacisnęły się w pięści.

— Przynajmniej moja Path odbędzie lot godowy! A to więcej, niż ty będziesz miał kiedykolwiek, na tym swoim białym karle!

— Mirrim! — Na ostry głos Menolly dziewczyna drgnęła, ale nie dość szybko, żeby cofnąć tę pełną złości replikę, która zapadła chłodem w umysł Jaxoma.

Wpatrywał się w Mirrim, usiłując odeprzeć jej szyderstwo.

— Za dużo sobie pozwalasz, Mirrim — mówiła Menolly. — Lepiej teraz odejdź.

— A żebyś wiedziała, że odejdę. I nic mnie to nie obchodzi, że będziecie musieli sami schodzić na dół z tego Weyru, naprawdę nic. — Mirrim wybiegła z pokoju.

— Na Skorupy i ich Odłamki, ależ to będzie ulga, kiedy ta jej zielona smoczyca wzniesie się wreszcie do lotu godowego. A sądząc po reakcjach Mirrim, może to nawet nastąpić dzisiaj. — Menolly mówiła zdawkowym tonem, niemalże chichocząc na zachowanie swojej przyjaciółki.

Jaxom przełknął, żeby usunąć suchość z ust. Surowo nakazał sobie opanować silną emocjonalną reakcję, ze względu na Rutha. Spojrzał ukradkiem spod oka na białego smoka i przekonał się, że jego przyjaciel wciąż jeszcze przeciąga się i rozprostowuje skrzydła i łapy. Jaxom miał tylko nadzieję, że jego smok był zbyt śpiący, żeby zwracać uwagę na to, o czym mówili. Pochylił się ku Menolly.

— Czy wiesz coś o… — ruchem głowy wskazał Rutha — czego ja nie wiem?

— O Path? — Menolly naumyślnie opacznie zrozumiała wskazany kierunek. — No, jeżeli jeszcze nigdy nie widziałeś, jak reaguje jeździec na swojego napalonego smoka, to w Mirrim miałeś klasyczny przykład.

Path jest dobrze wyrośniętym smokiem, powiedział z namysłem Ruth.

Jaxom jęknął i zakrył sobie twarz ręką; powinien wiedzieć, że uwadze Rutha niewiele uchodziło.

Menolly postukała go władczo po ręce, domagając się wyjaśnienia.

— Czy chciałbyś wznieść się do lotu z Path? — zapytał Jaxom Rutha, patrząc w oczy Menolly.

Po co miałbym z nią latać? Prześcignąłem ją już we wszystkich wyścigach, w jakich lataliśmy w Telgarze. Ona nie jest taka szybka w powietrzu jak ja.

Jaxom powtórzył Menolly dokładnie, co powiedział Ruth, starając się możliwie precyzyjnie oddać swoim głosem stropiony ton głosu Rutha.

Menolly wybuchnęła śmiechem.

— Och, szkoda, że Ruth nie powiedział tego, kiedy Mirrim mogła usłyszeć. Może by trochę spuściła z tonu.

Mnemeth życzy sobie ze mną porozmawiać, powiedział Ruth z wielkim szacunkiem, podnosząc głowę i odwracając się w stronę progu Mnemetha.

— Czy wiesz o czymś, o czym ja nie wiem? O Ruthu? — zapytał Jaxom ostrym szeptem, łapiąc Menolly za rękę i przyciągając ją bliżej siebie.

— Sam go słyszałeś, Jaxomie. — Oczy Menolly błyszczały z rozbawienia. — Jego po prostu nie interesują smoczyce pod tym względem, jeszcze nie.

Jaxom mocno uścisnął jej rękę.

— Pomyśl logicznie, Jaxomie — powiedziała, pochylając się w jego kierunku. — Ruth jest mały, dojrzewa wolniej niż inne smoki.

— Chcesz przez to powiedzieć, że nigdy nie dojrzeje na tyle, by się parzyć, prawda?

Menolly przyglądała mu się poważnie, a on szukał w jej oczach litości czy wykrętów; nie znalazł ani jednego, ani drugiego.

— Jaxom, czy przyjemnie ci jest z Coraną?

— Tak.

— Jesteś wytrącony z równowagi. Nie sądzę, żebyś miał ku temu jakiś powód. Nigdy nie słyszałam od nikogo ani słowa, że powinieneś się martwić. Tylko tyle, że Ruth jest niezwykły.

Powiedziałem Mnemethowi to, co chce wiedzieć. Oni odlatują teraz, powiedział Ruth. Czy nie myślisz, że mógłbym wykąpać się w jeziorze?

— Nie miałeś dość kąpieli wczoraj w zatoczce? — Jaxom stwierdził z ulgą, że odpowiada swojemu smokowi ze spokojem.

To było wczoraj, odpowiedział Ruth zrównoważonym głosem. Zdążyłem już zjeść i przespać się na zakurzonej powierzchni. Tobie też przyda się kąpiel, jak sądzę.

— Dobrze już, dobrze — odparł Jaxom. — Ruszaj więc. Ale żeby cię Lessa nie widziała z żadnymi jaszczurkami ognistymi.

No to jak ja mam dobie porządnie umyć grzbiet? — zapytał Ruth z łagodnym wyrzutem. Zszedł ze swojego kamiennego legowiska.

— W czym problem? — zaciekawiła się na głos Menolly, szeroko się uśmiechając na minę Jaxoma.

— Chce, żeby mu wyszorować plecy.

— Przyślę do ciebie moich przyjaciół, Ruth, jak tylko znajdziesz się nad jeziorem. Lessa nic nie będzie wiedziała.

Ruth zatrzymał się w drodze do wyjścia z Weyru, przekrzywił głowę, w oczywisty sposób zastanawiając się. Następnie wygiął szyję w łuk i pewnym krokiem ruszył do przodu.

Tak, Mnemetha już nie ma, a Ramoth poleciała razem z nim. Nie dowiedzą się, że ja będę miał prawdziwą kąpiel z jaszczurkami ognistymi, które mi porznie wyszoruje mój grzebień na grzbiecie.

Jaxom nie mógł powstrzymać się od śmiechu satysfakcję słysząc w tonie Rutha, kiedy opuszczał on Weyr.

— Przykro mi, że zwaliłam ci na kark Mirrim, Jaxomie, nie miałam, jak dostać się tu na górę, na ten poziom, bez Path. I bez niej.

Jaxom pociągnął długi łyk klahu.

— Przypuszczam, że jeżeli Path jest napalona, to trzeba ją usprawiedliwić.

— Mirrim zwykle trzeba usprawiedliwiać, jak nie w ten to w inny sposób — cierpko stwierdziła Menolly.

— Hę?

— Zwykle puszcza się jej płazem wołające o pomstę do nieba zachowanie…

Jaxomowi nagle wpadła do głowy myśl, gwałtownie przerwał harfiarce.

— Nie sądzisz chyba, że Mirrim wślizgnęła się na teren Wylęgarni przed Wylęgiem? Wiem, że ona przysięga, że tego nie zrobiła, ale wiem również, że nie miała Naznaczyć…

— Podobnie jak i ty nie miałeś Naznaczyć! Och, na litość boską, Jaxomie, czy ja nie mogę się z tobą trochę podroczyć? Nie, nie wydaje mi się, żeby próbowała wpłynąć na Path w skorupie. Miała swoje jaszczurki ogniste i zawsze zadowalała się nimi. A kto by nie był zadowolony, mając ich aż trzy? A poza tym chyba wiesz, jaka wściekła była Lessa, kiedy ona Naznaczyła Path? Nikt wtedy nie wystąpił, żeby powiedzieć, że widział, jak Mirrim przekrada się do Wylęgarni! Mirrim potrafi się szarogęsić, być nietaktowną, trudną i irytującą, ale nie jest przebiegła. Czy ty nie byłeś na tym Wylęgu? No cóż, ja byłam. Path podeszła, zataczając się, do miejsca, gdzie siedziała Mirrim, rozpaczliwie płacząc i odrzucając wszystkich po kolei kandydatów na terenie Wylęgarni, aż F’lar zmuszony był zdecydować, że Path chce kogoś, kto siedzi wśród widzów.

Menolly wzruszyła ramionami.

— Kogoś, kim okazała się być Mirrim. I co dziwne, jej jaszczurki ogniste ani nie pisnęły na znak protestu. Nie, ja sądzę, że były sobie… no, przeznaczone, tak samo jak ty i Ruth. Zupełnie inaczej niż to było z Pollem. Jakby mi była jeszcze potrzebna jedna jaszczurka ognista. — Skrzywiła się żałośnie. Ale jego skorupa pękła akurat, jak podawałam go temu dzieciakowi Lorda Groghe, które ma dwie lewe ręce. On nigdy mnie za to nie winił, a dziko dostało zieloną jaszczurkę. Szkoda by było spiżowej dla tego szczeniaka!

Jaxom wyciągnął palec w kierunku Menolly.

— Strasznie dużo paplesz. Chyba coś ukrywasz? Co ty takiego wiesz o Ruthu, czego ja nie wiem?

Menolly popatrzyła Jaxomowi prosto w oczy.

— Ja niczego nie wiem, Jaxomie. Ale, sądząc po twojej relacji z przed kilku minut, Ruth powitał wieści o wiszącym nad nami parzeniu się Path z takim samym entuzjazmem, jaki wykazuje młody jeździec, któremu poleca się zmienić żary.

— To nie znaczy…

— To nic nie znaczy. Nie zaczynaj więc stawać w jego obronie. Ruth dojrzewa późno. Nie musisz o niczym więcej myśleć… zwłaszcza mając na karku Coranę.

— Menolly!

— Przestań ciągle wybuchać! Zmarnujesz cały ten dobry odpoczynek poprzedniej nocy! Jesteś zielony! — Położyła mu rękę na ramieniu i ścisnęła. — Jeśli chodzi o Coranę, to nie jest wścibstwo z mojej strony. Ja tylko komentuję, chociaż może ty nie doceniasz różnicy.

— Czasami przychodzi mi na myśl, że Warownia Ruatha to nie jest sprawa harfiarzy — powiedział Jaxom, zaciskając zęby, żeby nie użyć słów, na jakie miał ochotę.

— Sprawą harfiarzy jesteś ty, Jaxom, jeździec białego Rutha… a nie młody Jaxom, Lord Ruathy.

— Znowu zaczynasz te swoje rozróżnienia.

— Tak, zaczynam, Jaxomie. — Chociaż głos dziewczyny brzmiał poważnie, jej oczy błyszczały. — Kiedy Jaxom ma wpływ na to, co dzieje się z Pernem, staje się sprawą harfiarzy.

Jaxom wpatrywał się w nią, wciąż jeszcze wprawiało go w zakłopotanie jej milczenie na temat zwrotu jaja. Potem uchwycił osobliwe, ostrzegawcze spojrzenie w jej oczach; z jakiegoś niepojętego dla niego powodu nie chciała, żeby potwierdził tę swoją przygodę.

— Jesteś kilkoma osobami na raz, Jaxomie — ciągnęła dalej poważnie. — Lordem Warowni, o którą nie może się toczyć walka, jeźdźcem niezwykłego smoka i młodym człowiekiem, nie całkiem pewnym, kim albo czym powinien być. Wiesz, możesz być tym wszystkim i jeszcze czymś więcej, nie stając się nielojalnym wobec kogokolwiek czy wobec siebie samego.

Jaxom prychnął.

— Kto to mówi? Harfiarz czy Menolly — Wtrącalska?

Menolly wzruszyła ramionami, krzywiąc smutno usta ni to w uśmiechu, ni to w zaprzeczeniu.

— Częściowo harfiarz, bo nie umiem patrzeć na większość spraw nie myśląc po harfiarsku, ale w tej chwili po większej części Menolly, jak sądzę, bo nie chcę, żebyś się martwił. A zwłaszcza po tym wyczynie, jakiego dokonałeś wczoraj! — Ciepło jej uśmiechu nie budziło wątpliwości.

Na Weyr spadła chmara jej jaszczurek. Jaxom zdusił w sobie irytację, że im przerwano, wolałby, żeby Menolly mówiła dalej, skoro już była w tym rzadkim dla siebie wylewnym nastroju. Ale jaszczurki ogniste były wyraźnie podniecone i zanim Menol1y zdołała je uspokoić na tyle, żeby dowiedzieć się, o co chodzi, do Weyru wszedł Ruth z oczami wirującymi miriadem kolorów.

D’ram i Tiroth są tutaj i wszyscy są bardzo podnieceni, powiedział Ruth, trącając nosem Jaxoma, żeby go popieścił.

Jaxom zrobił, o co go przyjaciel prosił i zaczął pocierać jego obrzeża oczu, wilgotne po kąpieli.

Mnemeth jest bardzo z siebie zadowolony.

W tym ostatnim zdaniu dała się słyszeć nuta rozżalenia.

— No cóż, Mnemeth nie dałby rady sprowadzić z powrotem D’rama ani Tirotha bez twojej pomocy, mój drogi — odparł Jaxom lojalnie. — Prawda, Menolly?

Nie potrafiłbym znaleźć D’sama ani Tirotha bez pomocy jaszczurek ognistych, zauważył łaskawie Ruth. A to ty pomyślałeś, żeby się cofnąć o dwadzieścia pięć Obrotów.

Menolly westchnęła, nie mogąc słyszeć ostatniej uwagi Rutha.

— Faktem jest, że zawdzięczamy najwięcej tym jaszczurkom z Południowego.

— To właśnie Ruth mówił…

— Smoki to uczciwi ludzie! — Menolly ciężko odetchnęła i podniosła się. — Chodźmy, mój przyjacielu. Lepiej, żebyśmy już wrócili do naszych własnych domów. Zrobiliśmy to, po co nas tu przysłano. Zrobiliśmy to dobrze. Nie ma się co spodziewać żadnej innej nagrody. — Rzuciła mu rozbawione spojrzenie. Czyż nie? — Pozbierała swoje rzeczy. — I niektóre sprawy tak już muszą zostać. Prawda?

Złapała go pod rękę, podciągnęła na nogi, szeroko uśmiechając się w na wpół konspiracyjny sposób, co, chociaż to dziwne, rozproszyło urazę, jaką zaczynał odczuwać.

Kiedy wyszli na skalny próg, zobaczyli ruch wokół Weyru królowej; jeźdźcy i kobiety z Niższych Jaskiń wylewali się strumieniem, żeby powitać D’rama i jego spiżowego smoka.

— Muszę przyznać, że to dość miłe uczucie opuszczać Benden, gdzie dla odmiany wszyscy są w raczej dobrym nastroju — powiedziała Menolly, kiedy Ruth niósł ją i Jaxoma w górę.

Jaxom spodziewał się, że wysadzi Menolly bezpiecznie w Cechu Harfiarzy i wróci do domu. Jak tylko Ruth okrzyknął się smokowi — wartownikowi na wzgórzach ogniowych, Zair i malutka królowa z harfiarskim paskiem uczepiły się szponami jego karku.

— To Kimi Sebella. Wrócił! — W głosie Menolly pobrzmiewał ton radosnego uniesienia, jakiego Jaxom jeszcze nigdy nie słyszał.

Smok — wartownik mówi, że Harfiarz chce się z nami zobaczyć.

Zair też, powiedział Ruth Jaxomowi. Ze mną też, dodał z nutą miłego zaskoczenia.

— Czemu Harfiarz nie miałby się z tobą chcieć zobaczyć, Ruth? Z jego strony na pewno spotkasz się z uznaniem, jakie ci się należy — powiedział Jaxom, wciąż jeszcze odrobinę rozżalony, i klepnął z uczuciem wygięty w łuk kark. Smok odwrócił głowę, żeby wyszukać sobie na dziedzińcu miejsce do lądowania.

Mistrz Robinton i mężczyzna z węzłem mistrzowskim na ramieniu wielkimi krokami zeszli po schodach wiodących do Cechu. Ramiona Mistrzą Robintona były wyciągnięte, żeby mógł jednocześnie objąć oboje, i Menolly, i Jaxoma, z entuzjazmem, który niemalże wprawił młodego Lorda w zażenowanie. Następnie, ku jego zaskoczeniu, ten drugi harfiarz wyrwał Menolly z objęć Robintona i zaczął nią obracać w kółko, przez cały czas mocno ją całując. Zamiast zaprotestować na takie traktowanie swojej przyjaciółki, jaszczurki ogniste rozpoczęły spektakularne napowietrzne manewry ze splecionymi szyjami i zachodzącymi na siebie skrzydłami. Jaxom wiedział, że królowe jaszczurek ognistych rzadko pozwalały sobie na dotykanie innych królowych, ale Piękna i ta obca złota jaszczurka folgowały swoim uczuciom równie radośnie, jak Menolly i ten mężczyzna. Zerkając na Harfiarza, żeby zobaczyć, jak zareaguje na taką przesadę, Jaxom ze zdumieniem zauważył, że Mistrz Robinton szeroko się uśmiecha, ogromnie z siebie zadowolony, którą to minę szybko zmienił, kiedy tylko zauważył, że Jaxom mu się przygląda.

— Chodźmy, Jaxomie, Menolly i Sebell muszą wymienić między sobą zaległe wieści z kilku miesięcy, a ja chcę usłyszeć twoją wersję odnalezienia D’rama.

Kiedy Robinton prowadził Jaxoma w stronę Cechu, Menolly coś wykrzyknęła, wyrwała się z ramion Sebella, chociaż jak zauważył Jaxom palce jej i Sebella nadal były splecione, i z wahaniem zrobiła krok w kierunku Robintona.

— Mistrzu?

— Co? — Robinton udał, że jest przerażony. — Czy Sebell nie może zażądać dla siebie chociaż cząstki twojego czasu po tak długiej nieobecności?

Jaxom z zadowoleniem zobaczył Menolly niepewną i skonfundowaną. Sebell szeroko się uśmiechał.

— Wysłuchaj najpierw, co on ma ci do powiedzenia, dziewczyno — powiedział już łagodniej Robinton. — Mnie absolutnie wystarczy sam Jaxom.

Obejrzawszy się za siebie, kiedy Robinton wprowadzał go do Cechu, Jaxom zauważył, że tama dwoje przytulili się i pochylili ku sobie głowy. Ich jaszczurki ogniste krążyły w górze, podążając za nimi, kiedy szli powoli w kierunku łąki za siedzibą Cechu Harfiarzy.

— Sprowadziłeś z powrotem D’rama i Tirotha? — zapytał Harfiarz Jaxoma.

— Znalazłem ich. Przywódcy Weyru Benden przylecieli z nimi dziś rano czasu bendeńskiego.

Robinton zawahał się i niemalże nie trafił stopą na górny stopień, prowadząc Jaxoma do swoich prywatnych pomieszczeń. — Byli więc tam nad tą zatoczką przez cały czas? Tak jak przypuszczałem.

— Dwadzieścia pięć Obrotów temu. — Już bez dalszego ponaglania Jaxom opowiedział całą historię od początku. Mistrz przysłuchiwał się z większą sympatią i uwagą, niż przedtem Lessa czy F’lar, więc Jaxoma zaczęła cieszyć ta rola, do której nie był przyzwyczajony.

— Ludzie? — Harfiarz, który na wpół leżał w swoim fotelu, z jedną obutą stopą opartą na stole, gwałtownie poderwał się siedzenia. Jego obcas zadzwonił o kamienną podłogę. — One widziały ludzi?

Przez chwilkę Jaxom był bardzo zaskoczony. Władcy Weyru byli pełni obaw i sceptycyzmu, a Harfiarz zareagował tak, jak gdyby niemal się spodziewał tych wieści.

— Zawsze utrzymywałem, że myśmy tu przybyli z Kontynentu Południowego — powiedział Harfiarz, bardziej do siebie niż do kogoś innego. Potem skinął na Jaxoma, żeby mówił dalej.

Jaxom posłuchał, ale był świadom, że Robinton tylko połowę swojej uwagi skupia na jego opowiadaniu, chociaż kiwał głową i od czasu do czasu zadawał jakieś pytanie. Jaxom opowiedział o swoim i Menolly bezpiecznym powrocie do Weyru Benden, pamiętał, żeby wspomnieć, jak wdzięczny jest Mnemethowi, że pozwolił Ruthowi najeść się do syta. Następnie zamilkł, zastanawiając się, jak zadać swemu rozmówcy własne pytanie, ale Robinton marszczył brwi, pogrążywszy się w jakichś rozmyślaniach.

— Powtórz no mi jeszcze raz, co jaszczurki mówiły o tych ludziach — poprosił Harfiarz, pochylając się do przodu z łokciami opartymi na stole, z oczami wlepionymi w Jaxoma. Z jego ramienia Zair zawtórował mu pytającą nutą.

— One niewiele mówiły, Mistrzu Robintonie. Na tym polega problem! Wpadły w takie podniecenie, że w ogóle niewiele dawało się zrozumieć. Menolly prawdopodobnie potrafiłaby powiedzieć więcej, bo miała przy sobie Piękną i trzy spiżowe. Ale…

— Co mówił Ruth?

Jaxom wzruszył ramiona, mając smutną świadomość, że jego połowiczne odpowiedzi są niewystarczające.

— On mówił, że obrazy były w zbyt wielkim nieładzie, nawet jeżeli wszystkie dotyczyły ludzi, ich ludzi. Ale my, Menolly i ja, nie byliśmy tymi ludźmi.

Jaxom sięgnął po dzbanek klanu, żeby ugasić suchość w ustach. Uprzejmie napełnił kubek Harfiarza, który go z roztargnieniem w połowie wysączył, głęboko pogrążony w myślach.

— Ludzie — powiedział ponownie Mistrz Robinton, przeciągając ostatnią głoskę i na koniec mlasnąwszy językiem. Podniósł się na nogi tak płynnym ruchem, że Zair aż gdaknął, usiłując utrzymać równowagę. — Ludzie i to tak dawno temu, że obrazy, które pozostały jaszczurkom ognistym, są niejasne. To bardzo interesujące, naprawdę bardzo interesujące.

Harfiarz zaczął się przechadzać gładząc Zaira, który trajkotał z dezaprobatą.

Jaxom wyjrzał przez okno na Rutha wygrzewającego się w słońcu na dziedzińcu, z gromadką miejscowych jaszczurek dookoła. Leniwie przysłuchiwał się śpiewającemu chórowi, zastanawiając się, czemu tak często przerywali balladę, skoro on nie słyszał żadnego fałszu w ich śpiewie. Wiaterek wiejący od okna był miły, łagodnie pachniał latem; powrócił ze wstrząsem do rzeczywistości, kiedy Robinton złapał go za ramię.

— Bardzo dobrze spisałeś się chłopcze, ale teraz wracaj już lepiej do Ruathy. Na wpół już zasnąłeś. Więcej cię kosztował ten skok w czasie niż myślisz.

Kiedy Mistrz Robinton towarzyszył mu na dziedziniec, kazał sobie powtórzyć jeszcze raz rozmowę z jaszczurkami ognistymi. Tym razem co chwilę kiwał głową, jak gdyby chciał sobie wbić to wszystko dokładnie w pamięć.

— To, że bezpiecznie znalazłeś D’rama i Tirotha, Jaxomie, to jeszcze najmniej ważny aspekt tej sprawy, tak sądzę. Wiedziałem, że mam rację wciągając w to ciebie i Rutha. Nie zdziw się, jeżeli usłyszysz coś więcej ode mnie o tej sprawie, za pozwoleniem Lytola oczywiście.

Uścisnąwszy go z sympatią po raz ostatni, Robinton cofnął się, żeby Jaxom mógł dosiąść Rutha, podczas gdy jaszczurki wydawały przenikliwe głosy zawodu, że wizyta ich przyjaciela już się kończy. Kiedy Ruth posłusznie wznosił się coraz wyżej, Jaxom pomachał wesoło na do widzenia zmniejszającej się postaci Mistrza Harfiarza. Potem popatrzył w dół w stronę rzeki, szukając Menolly i Sebella. Zły był na siebie przy tym, że chce wiedzieć, gdzie są, a jeszcze bardziej zirytował się, kiedy ich zauważył i po intymności pozycji, w jakiej leżeli, zorientował się, że jest to związek, którego istnienia absolutnie nie podejrzewał.

Nie poleciał wprost do Warowni Ruatha. Lytol nie spodziewał się go o żadnej określonej godzinie. Ponieważ nie widać było także żadnych jaszczurek ognistych, które by mogły donieść o jego opieszałości, poprosił Rutha, żeby zabrał go do Gospodarstwa Na Płaskowyżu. Kiedy Ruth wesoło spełnił jego prośbę, zastanawiał się, czy przypadkiem biały smok nie wie lepiej od niego samego, czego on właściwie chce.

W Zachodnim Pernie dochodziło południe i Jaxom zastanawiał się, jak ma zwrócić uwagę Corany, żeby wszyscy w gospodarstwie nie dowiedzieli się o jego wizycie. Potrzebował jej tak bardzo, że aż był rozdrażniony.

Już idzie, powiedział Ruth, pochylając się na skrzydło, tak, że Jaxom zobaczył, jak dziewczyna wynurza się z domu i idzie w kierunku rzeki z koszykiem na ramieniu.

Ależ to się świetnie złożyło! Powiedział Ruthowi, żeby ich zabrał na brzeg rzeki, gdzie kobiety z jej domu na ogół robiły pranie.

Ten strumień nie jest taki bardzo głęboki, powiedział od niechcenia Ruth, ale jest tam taka duża skala na słońcu, gdzie będzie mi wygodnie i ciepło.

I zanim Jaxom zdążył odpowiedzieć, zaczął ślizgowym lotem schodzić w dół do rzeki, mijając gwałtownie kotłującą się wodę, płynącą po zdradliwie rozsypanych kamieniach i kierując się w stronę spokojnego rozlewiska i wystającego płaskiego kamienia. Schodząc zręcznie pod kątem, żeby nie wplątać sobie skrzydeł w gałęzie gęstych drzew porastających brzeg rzeki, Ruth wylądował lekko na największej skale.

Nadchodzi, powtórzył pochylając bark tak, żeby Jaxom mógł zsiąść.

Nagle Jaxoma opadły sprzeczne pożądania i wątpliwości, Pełne złości uwagi Mirrim odbijały się echem w jego głowie. Ruth porządnie przekroczył już wiek, w którym smoki się parzyły, a przecież…

Nadchodzi i jest dla ciebie dobra. Jeżeli jest dobra dla ciebie, to jest to dobrze dla mnie, powiedział Ruth. Dzięki niej czujesz się szczęśliwy i rozluźniony i to jest dobre. Od tego słońca mnie tu jest też dobrze i radośnie. Idź.

Zaskoczony siłą głosu swojego partnera, Jaxom wpatrzył się w oblicze Rutha. Oczy smoka wirowały łagodnie, błękitem i zielenią zadowolenia, stojącymi w sprzeczności z mocą jego głosu.

A potem Corana doszła do ostatniego zakrętu na ścieżce prowadzącej ku rzece i zobaczyła go. Upuściła swój koszyk rozsypując bieliznę i podbiegła, obejmując go tak niepohamowanie i całując jego twarz i szyję z tak nieopanowanym zachwytem, że wkrótce był zbyt zajęty, żeby o czymkolwiek myśleć.

Загрузка...