7. Poranek w Warowni Ruatha, 15.6.2

— Lordzie Jaxomie, przyszedłem, żeby ci powiedzieć, iż mamy gości: na górze czekają Mistrz Robinton, N’ton i Menolly, przybyli prosto z Wylęgu. Ale najpierw zajmijmy się Ruthem.

— A ty nie wybrałeś się do Bendenu na Wylęganie? — zapytał Jaxom.

Lytol potrząsnął głową, idąc w stronę Weyru Rutha. Biały smok układał się właśnie do dobrze zasłużonej drzemki. Lytol skłonił się przed nim uprzejmie i uważnie przyjrzał się grubo wysmarowanym Bruzdom.

— Zakładam, że najpierw wykąpaliście się w jeziorze. — Lytol objął wzrokiem wilgotne włosy Jaxoma. — Woda jest tam dosyć czysta, a balsam kojący w porę został zaaplikowany. Obejrzymy go znowu za kilka godzin. Ale myślę, że wszystko jest w porządku. — Spojrzenie Lytola powędrowało następnie w kierunku bardzo rzucających się w oczy Bruzd Jaxoma.

— Nie było żadnego powodu, żebym miał usprawiedliwiać twoją nieobecność przed naszymi gośćmi. — Westchnął. — Ciesz się, że na górze jest N’ton, a nie F’lar. Przypuszczam, że Menolly wie, w co się wdałeś?

— Nikogo nie informowałem o swoich zamiarach, Lordzie Lytolu — powiedział trochę sztywno Jaxom.

— Przynajmniej dyskrecji się nauczyłeś. — Lord Opiekun zawahał się, mierząc spojrzeniem postać swego podopiecznego. No, cóż, najlepiej będzie, jak poproszę N’tona, żeby wziął cię na ćwiczenia młodych jeźdźców… tak będzie bezpieczniej i będziesz w towarzystwie innych. Robinton zorientuje się, w co się wdałeś, ale on i tak dowiedziałby się w swoim czasie, jakkolwiek byśmy się wykręcali. No to chodź, nie będą dla ciebie za bardzo surowi, ganiąc twoją niezdarność. A należałoby ci się coś więcej, niż tylko parę blizn za to, że tak ryzykowałeś sobą i Ruthem. I to do tego teraz, kiedy i tak cały ład rozpada się w kawałki…

— Przepraszam, że cię zmartwiłem, Lordzie Lytolu…

Mężczyzna jeszcze raz badawczo przyjrzał się swemu pupilowi.

— Nie martwiłem się, Lordzie Jaxomie. Wszelkie przeprosiny ja jestem tobie winien. Powinienem był zdać sobie sprawę, że koniecznie będziesz chciał dowieść zdolności twego Rutha. Żałuję, iż nie jesteś o parę Obrotów starszy. Pragnąłbym, by sprawy tak się miały, wtedy przekazałbym ci Warownię…

— Ja nie chcę odbierać ci Warowni, Lordzie Lytolu…

— W każdym razie nie sądzę, żeby pozwolono mi ustąpić właśnie teraz. Sam zresztą usłyszysz. Chodź, nasi goście wystarczająco długo już na nas czekają.

N’ton stał twarzą do drzwi mniejszej sali, której w Ruatha używano, kiedy goście musieli odbyć jakąś prywatną rozmowę. Spiżowy jeździec rzucił jedno spojrzenie na twarz Jaxoma i jęknął. Na jego reakcję Mistrz Robinton obrócił się wokół własnej osi na krześle, w jego zmęczonych oczach odbiło się zaskoczenie i, jak miał nadzieję Jaxom, pewna aprobata.

— Jaxom, ty jesteś Pobrużdżony przez Nici — zawołała Menolly, a na jej twarzy odbił się szok i konsternacja. — Jak mogłeś w takim momencie podejmować ryzyko? — I to właśnie ona, która droczyła się z nim, że tylko myśli, a nic nie robi, była teraz na niego wściekła.

— Powinienem przewidzieć, że będziesz próbował, młody Jaxomie — powiedział N’ton z pełnym znużenia westchnieniem i ponurym uśmiechem na twarzy. — Nikt nie wątpił, że musisz się kiedyś wyłamać, ale moment sobie wybrałeś fatalny.

Jaxom bardzo chciał powiedzieć, że jak już o momentach mowa, to leciał pomiędzy bezbłędnie, ale N’ton ciągnął dalej.

— Czy Ruthowi nic się nie stało?

— Jedna Bruzda na udzie i stopie — odparł Lytol. — Dobrze opatrzone.

— Rozumiem twoją ambicję, Jaxomie — powiedział Robinton w sposób niezwykle uroczysty — chcesz latać z Ruthem i innymi smokami, ale muszę doradzić ci, żebyś wykazał trochę cierpliwości.

— Wolałbym, żeby teraz nauczył się latać jak trzeba, Robintonie. Z moimi innymi młodymi jeźdźcami — przerwał mu niespodziewanie N’ton, zdobywając sobie wdzięczność Jaxoma. — Zwłaszcza, jeżeli jest na tyle szalony, na tyle odważny, by próbować tego na własną rękę bez żadnych wskazówek.

— Wątpię, czy uda nam się uzyskać aprobatę Bendenu — powiedział Robinton, potrząsając głową.

— Macie moją aprobatę — powiedział Lytol stanowczym głosem, z kamiennym wyrazem twarzy. — To ja jestem opiekunem Lorda Jaxoma, a nie F’lar czy Lessa. Niech ona włada tym, co jej dotyczy. Lord Jaxom jest pod moją opieką. Nie stanie mu się wielka krzywda w towarzystwie młodych jeźdźców Fortu. — Lytol wpatrzył się z napięciem w Jaxoma. — A on zgodza się nie wypróbowywać swoich umiejętności bez porozumienia z nami. Czy dotrzymasz takiej umowy, Lordzie Jaxomie?

Jaxom z taką ulgą dowiedział się, że nikt nie będzie pytał o pozwolenie Przywódców Weyru Benden, że zgodził się na surowsze warunki, niż miał zamiar. Skinął głową i natychmiast ogarnęły go mieszane uczucia — rozbawienie, ponieważ wszyscy zakładali to, co było oczywiste, i rozdrażnienie, ponieważ dokonawszy tamtego dnia tak wiele, miał zostać teraz sprowadzony do poziomu nowicjusza. A jednak to, co przeżył w Keroon, wykazało aż nazbyt dobrze, ile się jeszcze musi nauczyć, jeśli chodzi o zwalczanie Nici, o ile chce zachować całą skórę swoją i swojego smoka.

N’ton przez cały ten czas przyglądał się bacznie Jaxomowi, a mars na jego czole pogłębiał się, tak, że Jaxom zaczął się zastanawiać, czy aby N’ton nie domyślił się jakoś, co on i Ruth robili naprawdę, kiedy ich Pobruździły Nici. Gdyby się tego kiedykolwiek dowiedzieli, nałożone na Jaxoma ograniczenia wzrosłyby w dwójnasób.

— Wydaje mi się, że zażądam od ciebie jeszcze jednej obietnicy, Jaxomie — powiedział spiżowy jeździec. — Żebyś już nie latał pomiędzy czasem. Przeholowałeś ostatnio. Widzę to po twoich oczach.

Lytol zaskoczony przyjrzał się baczniej twarzy swego podopiecznego.

— Na Ruthu nie jest to niebezpieczne, N’tonie — powiedział Jaxom z ulgą, że zarzucono mu mniejsze wykroczenie. — On zawsze wie, kiedy jest.

N’ton ze zniecierpliwieniem odsunął od siebie sprawę tego talentu Rutha.

— Niewykluczone, ale niebezpieczeństwo leży w umyśle jeźdźca… może zdarzyć się jakieś niedopatrzenie przy oznaczaniu czasu, a wtedy obydwaj będą narażeni na niebezpieczeństwo. Zbytnie zbliżanie się do siebie we względnym czasie to duże ryzyko. Poza tym jest to wyczerpujące i dla smoka, i dla jeźdźca. Nie musisz przechodzić pomiędzy czasem, młody Jaxomie. Wystarczy ci czasu na wszystko, co powinieneś zrobić.

Słowa N’tona przypomnimy Jaxomowi tę niewytłumaczalną słabość, która go ogarnęła na terenie Wylęgarni. Czy to możliwe, że właśnie w tym momencie…

— Sądzę, że nie zdajesz sobie sprawy, Jaxomie — zaczął Robinton, przerywając tok myśli Jaxoma — jak krytyczny jest teraz stan rzeczy na Pernie. A powinieneś wiedzieć.

— Jeżeli masz na myśli kradzież jaja, Mistrzu Robintonie i to, że niemal doszło do walki między smokami, to ja byłem w Bendenie tamtego ranka…

— Byłeś? — zdziwił się łagodnie Robinton i potrząsnął głową, jak gdyby nie powinien był o tym zapomnieć. — Możesz się więc domyślić, a jakim humorze jest dzisiaj Lessa. Gdyby to jajo nie Wykluło się jak trzeba…

— Ale jajo zostało zwrócone, Mistrzu Robintonie. — Jaxom nie rozumiał, o co chodzi. — Dlaczego Lessa wciąż jeszcze nie wróciła do równowagi?

— Tak — odpowiedział Harfiarz — jak się wydaje, nie wszyscy na Kontynencie Południowym byli ślepi na konsekwencje tej kradzieży. Ale Lessy to nie ugłaskało.

— Wyrządzono zniewagę Weyrowi Benden i Ramoth, i Lessie — powiedział N’ton.

— Smok nie może walczyć ze smokiem! — Jaxom był przerażony. — To dlatego jajo zostało zwrócone. — Jeżeli ryzyko, na które się narażał i rana Rutha były na próżno…

— Nasza Lessa jest kobietą łatwo wpadającą w gniew, Jaxomie… a zemsta jest jednym z najsilniej rozwiniętych w niej uczuć. Czy pamiętasz, jak to się stało, że zostałeś Panem tej Warowni? — Twarz Robintona wyrażała ubolewanie, że przypomina Jaxomowi jego pochodzenie. — Mówiąc to, nie uchybiam Władczyni Weyru Benden. Taka wytrwałość w obliczu tak beznadziejnej walki jest chwalebna. Ale jej nieustępliwość w sprawie tej zniewagi może wywrzeć katastrofalny wpływ na cały Pern. Jak dotąd przeważył rozsądek, ale w obecnej chwili równowaga jest naprawdę bardzo chwiejna.

Jaxom skinął głową, uprzytomniając sobie, że nigdy nie będzie mógł się przyzwać do roli, jaką odegrał i odczuł ulgę, że nie wypaplał swojej przygody Lytolowi. Nikt nigdy nie ma prawa się dowiedzieć, że to on zwrócił jajo. A zwłaszcza Lessa. Przesłał milcząco rozkaz Ruthowi, który sennie odpowiedział, że jest zbyt zmęczony, by z kimkolwiek o czymkolwiek rozmawiać i bardzo prosi, żeby dali mu wreszcie pospać.

— Tak — powiedział Jaxom odpowiadając Robintonowi. — Doskonale rozumiem, jak konieczna jest rozwaga i dyskrecja.

— Jest jeszcze jedna sprawa — ruchliwą twarz Harfiarza ściągnął bolesny grymas, kiedy szukał odpowiednich słów — jedno wydarzenie, które wkrótce pomnoży nasze problemy. — Rzucił spojrzenie na N’tona. — D’ram.

— Masz chyba rację, Robintonie — powiedział spiżowy jeździec. — Jest mało prawdopodobne, żeby pozostał Przywódcą Weyru, jeżeli Fanna umrze.

— Jeżeli? Obawiam się, że musimy powiedzieć kiedy. A zgodnie z tym, co mówił Mistrz Oldive, im szybciej się to stanie, tym większe dobrodziejstwo dla niej.

— Nie wiedziałem, że Fanna jest chora — powiedział Jaxom, a jego myśli przeniosły się w przyszłość, w pełną smutku świadomość, że królowa Fanny, Mirath, popełni samobójstwo, kiedy umrze Władczyni jej Weyru. Śmierć królowej wytrąci z równowagi wszystkie smoki… i Lessę oraz Ramoth!

Lytol miał posępny wyraz twarzy, jak zawsze, kiedy przypomina mu się śmierć jego własnego smoka. Jaxom przełknął resztki swojej dumy i zmieszania, będzie uczył się z młodymi jeźdźcami; nigdy więcej nie narazi Rutha na to, by stała mu się jakaś krzywda.

— Fanna już od jakiegoś czasu podupada na zdrowiu — mówił Robinton — to jakaś wycieńczająca choroba, której niczym nie udaje się powstrzymać. Mistrz Oldive jest teraz w nią w Ista.

— Tak, jego jaszczurka ognista wezwie mnie, kiedy będzie gotów do odlotu. Chcę być do dyspozycji D’rama — powiedział N’ton.

— Jaszczurki ogniste, hmmm — powiedział Robinton. — Następny czuły punkt w Weyrze Benden. — Spojrzał spod oka na swego spiżowego jaszczura, który z zadowoleniem przycupnął mu na ramieniu. — Czułem się nagi bez Zaira w czasie tego Wylęgu. Słowo daję! — Wpatrzył się w swego ospałego spiżowego malca, a następnie w Trisa N’tona, któremu oczy się zamykały. One się uspokoiły!

— Ruth jest tutaj — powiedział N’ton, gładząc Trisa. — One się czują bezpieczne przy nim.

— Nie, nie w tym rzecz — powiedziała Menolly z oczami utkwionymi w twarzy Jaxoma. — One martwiły się czymś nawet w obecności Rutha. Ale zniknęło to szalone wzburzenie. Skończyły się wizje tego jaja! — Spojrzała z ukosa na swoją małą królową. — Przypuszczam, że jest to logiczne. Pisklę Wylęgło się i jest zdrowe. To, czym trapiły się jaszczurki, nie wydarzyło się. A może — nagle wpatrzyła się w Jaxoma — właśnie się stało?

Jaxom udał, że jest zaskoczony i stropiony.

— One martwiły się o Wyklucie tego jaja, Menolly? — zapytał Robinton. — Szkoda, że nie możemy powiedzieć Lessie, jakie wszystkie były przejęte. Pomogłoby to przywrócić je do łask.

— Myślę, że już najwyższy czas, żeby zrobić coś w sprawie jaszczurek ognistych — powiedziała Menolly surowo.

— Moja droga… — Robinton był zdziwiony.

— Nie chodzi mi o nasze jaszczurki, Mistrzu Robintonie. Nasze dowiodły już, że są niezmiernie użyteczne. Ale zbyt wielu ludzi zakłada, że one są jakie są i wcale się nie stara ich wytresować. Zaśmiała się dziwnym śmiechem. — Jak Jaxom może zaświadczyć, zbierają się wszędzie, gdzie tylko Ruth się znajdzie, aż wpędzają go przez swoją usłużność pomiędzy. Czyż nie, Jaxomie? — W jej spojrzeniu było coś osobliwego, co go intrygowało.

— Nie powiedziałbym, żeby on miał im to za złe… przez większość część czasu, Menolly — odpowiedział z opanowaniem, niedbale prostując swoje długie nogi pod stołem. — Ale człowiek chciałby niekiedy mieć trochę czasu dla siebie.

Lytol wydał z siebie parsknięcie człowieka dobrze poinformowanego; po tym parsknięciu Jaxom domyślił się, że Brand musiał mu mówić o Coranie.

— Po co? Żeby żuć smoczy kamień? — zapytał N’ton szeroko się uśmiechając.

— Czy to właśnie zajmowało ci twój… czas, Jaxomie? — odezwała się Menolly, z szeroko otwartymi oczami, niby to niewinnie pytając.

— Można by tak powiedzieć.

— Czy jaszczurki ogniste naprawdę nastręczają ci jakieś problemy? — zapytał Robinton — Tym, że tak preferują towarzystwo Rutha?

— No cóż, panie — odparł Jaxom — gdziebyśmy się tylko nie udali, każda jaszczurka w okolicy wpada, by zobaczyć Rutha. Zwykle to żaden kłopot, bo go bawią, jeżeli ja jestem zajęty sprawami Warowni.

— Czy przypadkiem nie mówiły one Ruthowi, co je tak martwiło? A czy ty wiedziałeś o tych ich wizjach? — Robinton pochylił się, czekając na odpowiedź Jaxoma.

— Masz na myśli to, że były palone ogniem? Ta ciemna pustka i jajo? O tak, one doprowadzały Rutha do szaleństwa tymi bzdurami — powiedział Jaxom. Popatrzył wilkiem, jak gdyby zdenerwowany, że tak dokuczały jego przyjacielowi i starannie unikał spojrzenia w kierunku Menolly. — Jednak wydaje się, że to już minęło. Może całe zamieszanie związane było z ukradzionym jajem. Bo sami spójrzcie, jajo teraz już się Wylęgło i jaszczurki przestały być tak dziko poruszone; pozwalają znowu Ruthowi spać samemu.

— Gdzie ty byłeś, kiedy jajo się Wylęgało? — Menolly naskoczyła na Jaxoma tak raptownie, że Robinton i N’ton spojrzeli na nią ze zdziwieniem.

— Jak to gdzie — roześmiał się Jaxom, dotykając Pobrużdżonego policzka — próbowałem wypalać Nici!

Po takiej natychmiastowej odpowiedzi Jaxoma, Menolly stropiła się i ucichła, a Robinton, Lytol i N’ton raz jeszcze wzięli go w obroty za jego ryzykanctwo. Zniósł ich besztanie, nie mając im wcale za złe, bo przynajmniej nie pozwalało to Menolly zadręczać go pytaniami. A jednak mimo wszystko ona go podejrzewała. Żałował, że nie może powiedzieć jej prawdy. Ze wszystkich ludzi na całym Pernie była ona jedyną osobą, której mógłby zaufać właśnie teraz, kiedy zdawał już sobie sprawę o ile mądrzej, nieskończenie mądrzej będzie pozwolić, by wszyscy wierzyli, że to jakiś jeździec z Południowego Weyru zwrócił to jajo. Był jednak niezadowolony, bo byłoby mu lżej na duszy i przyjemniej, gdyby mógł komuś opowiedzieć, czego dokonał.

Podano im jedzenie i ograniczyli rozmowę do kwestii jaszczurek ognistych — czy były bardziej nieznośne niż przydatne — aż Jaxom zwrócił im uwagę, że przy tym stole nikogo nie trzeba było już nawracać. Potrzebny był im jakiś sposób, by uspokoić Lessę i Ramoth.

— Ramoth zapomni o swoim rozjątrzeniu dosyć szybko — powiedział N’ton.

— A Lessa nie, chociaż wątpię, czy znajdzie się wiele przyczyn, dla których, miałbym wysyłać Zaira do Weyru Benden.

Kiedy Lytol i N’ton energicznie pocieszali Harfiarza, Jaxom zdał sobie sprawę, że Robinton w jakiś osobliwy sposób wydaje się skrępowany, że w jego głosie, kiedy wspominał Benden albo Władczynię tego Weyru, brzmi jakaś dziwna nuta. Robinton martwił się czymś jeszcze, nie tylko tym, że Lessa zakazała jaszczurkom ognistym wstępu do Bendenu.

— Jest jeszcze jeden aspekt tej całej historii, który nie daje spokoju mojej nadmiernie aktywnej wyobraźni — powiedział Robinton. — To wydarzenie zwróciło uwagę wszystkich na Kontynent Południowy.

— Czemu miałbyś się tym martwić? — zapytał Lytol.

Robinton pociągnął łyczek wina i ociągał się z odpowiedzią, delektując się jego smakiem.

— Po prostu przez te ostatnie wydarzenia wszyscy uświadomili sobie, że ten ogromny kontynent zajmuje zaledwie garstka ludzi. — No więc?

— Mógłbym wskazać paru niesfornych Lordów Warowni, których sale są zatłoczone, a w chatach naokoło panuje ścisk. A Weyry, zamiast strzec nietykalności Kontynentu Południowego, prawie gotowe były wedrzeć się tam siłą. Co może stanąć na przeszkodzie Lordom Warowni w przejęciu inicjatywy i zgłoszeniu roszczeń do całych połaci Południowego?

— Nie wystarczyłoby smoków, żeby ochronić taki teren, ot co — powiedział Lytol. — A już dawni Władcy na pewno by się tym nie zajęli.

— Tak naprawdę to na Południowym jeźdźcy smoków nie są niezbędni — powiedział powoli Robinton.

Osłupiały Lytol wlepił w niego oczy.

— To prawda — powiedział Harfiarz. — Ta ziemia jest dokładnie obsiana pędrakami. Kupcy mówili mi, że w mniejszym czy większym stopniu ignorują Opady; gospodarz Warowni, Torik, sprawdza tylko, czy wszyscy są bezpieczni, a cały żywy inwentarz znajduje się w ukryciu.

— Przyjdzie taki czas, kiedy na Północnym jeźdźcy smoków również będą zbędni — powiedział powoli N’ton, potęgując szok Lytola.

— Na Pernie zawsze będą potrzebni smoczy jeźdźcy, dokąd istnieją Nici! — Lytol podkreślił swoje przekonanie, uderzając pięścią w stół.

— Przynajmniej za naszego życia — powiedział kojąco Robinton. — Ale rad byłbym z mniejszego zainteresowania Południowym. Przemyśl to, Lytolu.

— Znowu to twoje myślenie z wyprzedzeniem? — zapytał Lytol kwaśno z niechętnym wyrazem twarzy.

— Przewidywanie jest dużo bardziej konstruktywne niż oglądanie się za siebie — powiedział Robinton. Podniósł do góry zaciśniętą pięść. — Trzymałem w garści wszystkie fakty, a pojedyncze drzewa przesłoniły mi las.

— Czy często bywałeś na Południowym, Mistrzu Harfiarzu?

Robinton obdarzył Lytola przeciągłym, rozważnym spojrzeniem.

— Tak. Zapewniam cię, że dyskretnie. Są pewne rzeczy, które trzeba zobaczyć, żeby w nie uwierzyć.

— Na przykład?

Robinton leniwie głaskał Zaira ze wzrokiem utkwionym ponad głową Lytola w jakiś odległy widok.

— Pamiętajcie, że są takie chwile, kiedy oglądanie się za siebie może dużo dać — powiedział, a potem zwrócił się znowu do Lorda Opiekuna. — Czy zdajesz sobie sprawę, że pierwotnie my wszyscy przybyliśmy z Kontynentu Południowego?

Zaskoczenie Lytola z takiego nagłego zwrotu rozmowy przeszło w pełną zamyślenia dezaprobatę.

— Tak. To wynika bezpośrednio z najstarszych Kronik.

— Często zastanawiałem się, czy nie istnieją jakieś jeszcze starsze Kroniki, pleśniejące gdzieś na Południowym.

Lytol parsknął na ten pomysł.

— Pleśniejące to właściwe słowo. Nic by z nich nie zostało po tylu tysiącach Obrotów.

— Oni, ci nasi przodkowie, znali takie sposoby obróbki metalu, że nie poddawał się on rdzy ani nie zużywał. Te płytki znalezione w Weyrze Fort, te instrumenty, ten dalekowidz, który tak fascynuje Fandarela i Wansora. Nie wierzę, żeby czas miał zatrzeć wszystkie ślady po takich mądrych ludziach.

Jaxom spojrzał na Menolly, przypominając sobie aluzje, które jej się czasem wymykały. Jej oczy błyszczały tajonym podnieceniem. Wiedziała o czymś, czego Harfiarz nie mówił. Następnie Jaxom popatrzył na przywódcę Weyru Fort i uświadomił sobie, że N’ton też to wszystko wie.

— Kontynent Południowy został scedowany na Władców dysydentów.

— A z ich strony ugoda została już złamana — powiedział N’ton.

— Czy to jest powód, żebyśmy i my ją łamali? — zapytał Lytol, ściągając ramiona i piorunując wzrokiem zarówno Przywódcę Weyru, jak i Harfiarza.

— Oni zajmują tylko niewielki cypel ziemi wrzynającej się w Morze Południowe — powiedział Robinton gładko, jak to on. nieświadomi byli naszych poczynań gdzie indziej.

— To wy już badaliście Południowy?

— Rozważnie. Rozważnie.

— A wasze… rozważne wtargnięcie tam nie zostało odkryte?

— Nie — zaprzeczył z namysłem Robinton. — Ja wkrótce już ogłoszę publicznie, co wiem. Nie chcę, żeby każdy niezadowolony terminator i wyeksmitowany drobny gospodarz latali wszędzie na oślep niszcząc to, co należy zachować, ponieważ nie mają dość oleju w głowie, by to zrozumieć.

— A co odkryłeś dotychczas?

— Stare, wyeksploatowane kopalnie, popodpierane jakimś lekkim, ale tak wytrzymałym materiałem, że do dziś jest równie gładki, jak wtedy, gdy go montowano w szybie. Urządzenia napędzane, kto wie czym… kawałki i fragmenty, których nie potrafi złożyć nawet młody Benelek.

Nastąpiła długa chwila ciszy, którą przerwało prychnięcie Lytola.

— Harfiarze! Harfiarze powinni nauczać młodych.

Загрузка...