ROZDZIAŁ XXIII

Cichy sygnał rozbrzmiał w półmroku głównej sali operacyjnej zwanej nie wiedzieć czemu Dziuplą i admirał Caparelli uniósł głowę, by przyjrzeć się nowym informacjom właśnie wyświetlonym na głównym ekranie znajdującym się na przeciwległej ścianie. Wcisnął serię klawiszy, by uzyskać dokładniejsze dane na swoim ekranie taktycznym, zapoznał się z nimi i zamyślił głęboko.

— Złe wieści? — spytała admirał Givens siedząca po drugiej stronie niedużej holoprojekcji używanej do planowania strategicznego.

— Bardziej irytujące niż złe, jak mi się wydaje. — Caparelli wzruszył ramionami. — Kolejny punktowy atak na Talbot. Naturalnie to wieści sprzed jedenastu dni i sytuacja mogła przez ten czas zmienić się z irytującej w złą.

— Hmm. — Givens wydęła wargi, wpatrując się w holoprojekcję, ale widząc coś innego, co tylko ona mogła zauważyć, i nauczony doświadczeniem Caparelli cierpliwie czekał.

Minęła dobra minuta, nim otrząsnęła się i spojrzała na niego przytomnie.

— Można wiedzieć, co wymyśliłaś?

— Nie tyle wymyśliłam, ile zauważyłam…

— No to wykrztuś to z siebie, Pat, nim mnie szlag trafi.

— Tak jest, sir. Właśnie przyszło mi do głowy coś, co od paru dni nie dawało mi spokoju, ale dopiero teraz skrystalizowało się na tyle, by można było określić to słowami. Oni są za cwani, by wyszło im to na dobre, sir.

— Tak? — zdziwił się uprzejmie Caparelli. — Mogłabyś to rozwinąć?

— Uważam, że chcą zbyt dokładnie skoordynować swoje posunięcia, sir. Od tygodni wywołują coraz poważniejsze incydenty; z początku byli to „niezidentyfikowani” napastnicy, potem okręty Ludowej Marynarki, ale nie wszczynające walk. Potem zaczęli nękać nasze patrole. Teraz atakują konwoje i pikiety, uciekając zaraz po ataku. Ale za każdym razem, gdy przechodzą do kolejnego, groźniejszego rodzaju ataków, zaczyna się to w jednym miejscu i rozszerza na boki jak fala.

— I co to według ciebie oznacza?

— Oznacza to, że każda faza wymaga konkretnych rozkazów z głównego stanowiska dowodzenia. Proszę spojrzeć na zgranie czasowe, sir. Jeśli założymy, że rozkazy pochodzą z bazy znajdującej się o pięćdziesiąt do sześćdziesięciu lat świetlnych, powiedzmy w systemie Barnett, to zwłoka w ich wykonaniu w dalej położonych systemach odpowiada różnicy czasu potrzebnej na dolot do tych miejsc z bazy DuQuesne.

Zamilkła i przygryzła dolną wargę.

— A więc koordynują akcję z bazy DuQuesne — zgodził się Caparelli. — Podobnie zresztą jak my. Należało się czegoś podobnego spodziewać. Tylko nie rozumiem, co to ma wspólnego ze stwierdzeniem, że są za cwani, by wyszło im to na dobre.

— My nie robimy tego w ten sam sposób, sir. Owszem, tu spływają informacje i my ustaliliśmy ogólne rozmieszczenie sił czy zmiany w ich dyslokacji, ale z uwagi na zwłokę komunikacyjną rozkazy bieżące podejmują dowódcy lokalni. A wygląda mi na to, że z DuQuesne płyną rozkazy zezwalające na przystąpienie do kolejnego etapu ataków, co oznacza dwustronną łączność i kontrolę, a nie tylko przepływ informacji. Najpierw czekają na meldunki o przebiegu poprzednich ataków, a potem dopiero wysyłają rozkazy rozpoczęcia następnych. I tak w kółko. Dlatego ten cały atak tak wolno nabiera tempa!

— Hmm. — Teraz Caparelli wbił niewidzący wzrok w holoprojekcję.

Ta teoria rzeczywiście wyjaśniała coraz poważniejszy charakter ataków wzdłuż całej granicy. To, co zaczęło się jako seria ukłuć, stało się wymianą całkiem poważnych ciosów przedzielonych coraz dłuższymi przerwami. Były coraz bardziej ociężałe, ale z drugiej strony każdy rozsądny strateg wbudowałby w podobny plan zabezpieczenie pozwalające na przerwanie operacji, gdyby sprawy zbytnio się skomplikowały. Pat mogła mieć rację, ale to wcale nie oznaczało, że kiedy zacznie się prawdziwa walka, system dowodzenia przeciwnika nie ulegnie zmianie. Kiedy wojna będzie już faktem, ostrożność przestanie mieć znaczenie, podobnie jak zabezpieczenia, bo stawką będzie być albo nie być. A jeśli ma się jakieś pojęcie o walce, wybiera się jak najelastyczniejszy system dowodzenia.

Jeśli ma się pojęcie…

Powoli uniósł głowę i spojrzał ponownie na admirał Givens.

— Sugerujesz, że w ten sam sposób będą dowodzić, kiedy zacznie się wojna? — spytał.

— Nie jestem pewna, ale to możliwe, biorąc pod uwagę ich dotychczasowe doświadczenie i zasady dowodzenia. Proszę pamiętać, sir, że jesteśmy ich pierwszym wielosystemowym przeciwnikiem. Wszystkie ich dotychczasowe plany sprowadzały się do dokładnie skoordynowanych uderzeń z wielu stron, ale skierowanych przeciwko pojedynczym i relatywnie małym celom. A nawet najlepsi dowódcy popadają w rutynę. Mogli przeoczyć inne konsekwencje znacznie większego tym razem teatru działań. Ale nie o to mi chodziło, sir. Jakkolwiek by się zachowali później, teraz działają w zbyt scentralizowany sposób. Muszą mieć szczegółowy plan akcji, kiedy wreszcie ruszą całą siłą, i sądząc po ich poprzednich kampaniach, jest on tyle dokładny, co sztywny czasowo. Nawet jeśli się mylę, to teraz, dopóki nie przejdą do fazy pełnego ataku, muszą reagować na wszystko, co zrobimy, w ten sam czasochłonny sposób: najpierw dowództwo musi się dowiedzieć, potem wydać rozkazy, a na końcu dopiero zostają one zrealizowane.

— Zakładając, że rozkaz przejścia do tej fazy nie został już wysłany.

— Zakładając — zgodziła się Givens. — Ale jeżeli jeszcze nie osiągnęli tego punktu, mogłoby być korzystne podesłanie im informacji, które chcielibyśmy, by otrzymali. W ten sposób można by wykorzystać ich pętle dowodzenia przeciwko nim.

— A w jaki konkretnie sposób?

— Nie wiem — przyznała ciężko. — Ale szkoda byłoby marnować taką okazję. Najgorsze, co możemy zrobić, to pozwolić im bezkarnie trzymać się opracowanego planu. Chciałabym wybić ich z rytmu: może udałoby się na tyle pozbawić ich koordynacji, by przejąć inicjatywę.

Caparelli pokiwał głową i wpatrzył się w ekran z nowym zainteresowaniem.

Na myśl przychodziły mu trzy miejsca, od dawna najbardziej go zresztą niepokojące — Yeltsin, stacja Hancock i sektor Talbot-Poicters. Choć Republika stale zwiększała skalę ataków, jak dotąd Królestwo radziło sobie nie najgorzej. Utratę Star Knighta bardziej niż równoważyło zniszczenie czterech krążowników liniowych przez HMS Bellerophon. Co prawda był to szczęśliwy traf, ale wynik przez to się nie zmieniał. Utrata całej osłony konwoju była, fakt, tragiczna, ale spowodowała nie tylko pośmiertne nadanie Medal of Valor, najwyższego istniejącego w Królestwie odznaczenia za bohaterstwo, kapitan Zilwickiej, ale uratowała też wszystkie statki konwoju i kosztowała Ludową Marynarkę prawie dwukrotnie więcej tonażu niż liczyły okręty przeciwnika. Inne ataki były naturalnie bardziej udane, jako że przeciwnik miał inicjatywę i przewagę wynikającą z zaskoczenia. Oraz upiornie dokładne informacje o bezpiecznych, jak sądzono dotąd, systemach, ale w ogólnym rozrachunku ich sukcesy równoważyły rzadsze, za to poważniejsze klęski.

Co niestety nie oznaczało, że cała operacja była niepowodzeniem. Choć dyslokację sił nad granicą wykonano na mniejszą skalę, niż oryginalnie planowano, nadal jeszcze grupy wydzielone i eskadry znajdowały się w ruchu i Caparelli miał niemiłe wrażenie braku równowagi wywołujące odruchową reakcję obronną. Podobnie jak część lokalnych dowódców podejmujących bardziej niż wątpliwe decyzje z jego punktu widzenia. Jeśli bowiem ktoś od początku da się zepchnąć do obrony i nie próbuje przejąć inicjatywy, ma niewielkie szanse na ostateczne zwycięstwo.

Najbardziej martwiła go sytuacja w rejonie Talbot-Poicters — po pierwsze dlatego, że Ludowa Marynarka okazała się w tam niezwykle aktywna, po drugie dlatego, że oba systemy były odsłonięte. Co prawda aktywność sił Haven można by uznać za klasyczne rozpoznanie walką, podczas którego okręty po prostu nadziały się na pikiety i je zniszczyły, tylko że zgranie czasowe ostatnich ataków wskazywało dość jednoznacznie, że napastnicy, planując atak, dysponowali już dokładnymi danymi wywiadowczymi. Nie wiadomo na dodatek, skąd je mieli.

Yeltsin i Hancock niepokoiły go natomiast właśnie dlatego, że nic się tam nie działo, jeśli nie liczyć ataku na konwój w przypadku pierwszego i tajemniczych strat floty Zanzibaru w przypadku drugiego systemu. Mogło tak być — od początku uważał oba te systemy za najbardziej czułe — ale zastanawiające i podejrzane było to, że wróg jest tam tak bierny. Zupełnie jakby nie chciał, żeby się o nie martwił…

Na dodatek decyzja Parksa o pozostawieniu stacji Hancock w praktyce bezbronnej omal nie doprowadziła go do zawału i naprawdę niewiele brakowało, by złamał odwieczną tradycję RMN i nakazał cofnięcie tego rozkazu. Wspomniana zasada opierała się na założeniu, że dowódcy lokalni dysponują lepszymi informacjami niż Admiralicja, a Caparelliemu właśnie lokalnych informacji brakowało najbardziej. Rozumiał motywy Parksa, ale i tak miał przygotowany brudnopis rozkazu anulującego jego decyzję. Zamiast niego wysłał ponaglenie do admirała Danislava, by jak najszybciej udał się do Hancock.

— Oni mają zamiar to zrobić, Pat — powiedział cicho, nie podnosząc wzroku. — Tym razem naprawdę mają zamiar.

Pierwszy raz którekolwiek z nich poruszyło ten temat, ale Givens tylko przytaknęła ruchem głowy.

— Musi istnieć jakiś sposób wytrącenia ich z równowagi i wybicia z rytmu — wymamrotał bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego Pierwszy Lord Przestrzeni. — Musimy coś wymyślić, żeby usunąć im ziemię spod nóg i tak przekręcić całą tę sytuację, żeby ich ugryzła w tyłek!

Pat Givens przygryzała wargę jeszcze przez chwilę, po czym wzięła głęboki oddech i wskazała palcem na system Yeltsin. Kiedy Caparelli spojrzał wreszcie na nią, powiedziała cicho:

— Wydaje mi się, że istnieje taki sposób, sir.


— Pozwoli pan, sir Thomas, że powiem to po swojemu, abym był pewien, że właściwie pana zrozumiałem — oświadczył niezwykle spokojnie książę Cromarty. — Sugeruje pan, abyśmy rozmyślnie sprowokowali Ludową Marynarkę do zaatakowania systemu Yeltsin?

— Tak, panie premierze. — Caparelli nie spuścił oczu, spoglądając cały czas w twarz rozmówcy.

— A jakie są powody takiego pomysłu?

— Podstawowy to taki, że chcemy wybić ich z rytmu, z planu, które realizują od pewnego czasu. Chcemy zastawić na nich pułapkę, a Yeltsin nadaje się do tego doskonale. — Caparelli uruchomił przenośny holoprojektor i w sali konferencyjnej premiera pojawił się niewielki trójwymiarowy obraz układu Yeltsin. — W tym układzie znajduje się obecnie najwięcej naszych okrętów poza Home Fleet. Podjęliśmy wszelkie starania, by przeciwnik nie znał dokładnie naszych sil, ale biorąc pod uwagę, jakimi danymi odnośnie do naszego obsadzenia innych systemów dysponuje, należy liczyć się z tym, że wie więcej, niż byśmy chcieli, także i o tym. Plan admirał Givens daje nam realną szansę obrócenia tego na naszą korzyść. Nacisnął klawisz i w obrazie pojawiły się drobne punkty jasnozielonego światła.

— Władze i mieszkańcy Graysona spędzili ostatni rok na fortyfikowaniu systemu i rozbudowie floty, w czym pomagaliśmy im, jak pan doskonale wie, naprawdę poważnie — podjął Pierwszy Lord Przestrzeni. — Nadal wiele jest do zrobienia, ale sporo zostało już zrobione i sam Grayson jest dobrze chroniony przez forty orbitalne. Według naszych standardów są one niewielkie, jako że większość to zmodyfikowane stare fortyfikacje graysońskie, ale jest ich dużo. Na dodatek Marynarka Graysona stanowi w tej chwili odpowiednik co najmniej naszej grupy wydzielonej, co jak na siedemnaście miesięcy jest naprawdę poważnym osiągnięciem, zwłaszcza biorąc pod uwagę ich bazę technologiczną. Druga Flota admirała D’Orville’a to nader silna formacja. Tak więc, panie premierze, ten system jest doskonałym miejscem do zadania atakującemu poważnych strat i doprowadzenia do jego klęski…

— Ale tak się składa, że jest to terytorium suwerennego sojusznika, gdyby pan zapomniał. — W głosie Cromarty’ego brzmiało coś więcej niż tylko dezaprobata. — Sugeruje pan, abyśmy sprowokowali rozmyślnie przeciwnika do zaatakowania naszych sprzymierzeńców, nie konsultując tego z nimi.

— Zdaję sobie z tego sprawę, panie premierze, ale obawiam się, że osiągnęliśmy punkt, w którym nie ma już czasu na konsultacje. Jeśli admirał Givens ma rację, a uważam, że tak właśnie jest, Ludowa Marynarka realizuje dokładny plan przygotowywany przez lata. Mamy naturalnie własne plany obrony, ale nic nie zmieni starej prawdy, że jeżeli pozwolimy im rozpocząć wojnę na ich zasadach, w dogodnym dla nich czasie i miejscu, znajdziemy się w naprawdę trudnym położeniu. Należy zmusić ich do rozpoczęcia jej wcześniej albo przynajmniej do zaatakowania celu, który nam odpowiada, a to jest możliwe. Tylko żeby tego dokonać, musimy szybko dostarczyć im niezbędnych informacji, by mogli je przemyśleć i zmienić rozkazy wcześniej przygotowane. I to wszystko musi nastąpić przed wyznaczonym przez nich terminem ataku, którego nie znamy, ale wszystko wskazuje, że jest on naprawdę rychły. Kluczem do sukcesu jest jeden z oficerów sekcji łączności admirał Givens w Admiralicji. Ambasador Ludowej Republiki naprawdę się natrudził, by go zwerbować, i jest pewien, że od prawie dwóch standardowych lat ma doskonałe źródło informacji w samym sercu Królewskiej Marynarki. Jest nadzieja, że nie zdaje sobie sprawy z tego, iż ma do czynienia z podwójnym agentem w rzeczywistości pracującym dla admirał Givens, ponieważ staraliśmy się, by dostarczał mu jedynie prawdziwe informacje. Takie, które nie miały większego znaczenia, lub takie, które mogli uzyskać z innych źródeł, o których wiemy, ale prawdziwe. Proponuję przez niego właśnie przekazać ambasadorowi Gowanowi, że aktywność przeciwnika w systemie Talbot tak nas zaniepokoiła, że mamy zamiar przesunąć kilka eskadr liniowych D’Orville’a właśnie tam jako wzmocnienie. Zanim stosowne odwody dotrą z Home Fleet do systemu Yeltsin, miną przynajmniej dwa, a prawdopodobnie trzy tygodnie. Równocześnie prześlemy stosowne rozkazy admirałowi D’Orville normalnymi kanałami, na wypadek gdyby mieli agentów, o których nie wiemy. Z pozoru będą to autentyczne rozkazy, ale ten sam kurier, który mu je dostarczy, będzie miał również w poczcie osobny zestaw rozkazów polecających mu zignorować te otrzymane oficjalną drogą. W ten sposób oficjalne rozkazy mogą potwierdzić meldunek podwójnego agenta, a jeżeli nie, nie wyrządzą żadnej szkody. Jeżeli nasze analizy i dane wywiadu są prawidłowe, atak koordynowany jest z bazy DuQuesne w systemie Barnett, i jeżeli zdołamy tam dostarczyć wystarczająco szybko fałszywe informacje, a głównodowodzący atakiem na nie natychmiast zareaguje, będzie miał okazję zaatakować Yeltsin, nim przybędą tam nasze posiłki. Jeśli zachowa się tak, jak oczekujemy, spotka go przykra niespodzianka, bowiem zastanie tam wszystkie okręty Drugiej Floty.

— A jeżeli mimo to zdoła zdobyć system? Nie dość, że wystawimy sojusznika na pierwszy atak, to w dodatku będzie to atak na tyle silny, że przegramy pomimo całego planowania i zaangażowania tak znacznych sił.

Caparelli odchylił się na oparcie fotela i przez dłuższą chwilę milczał, choć na twarzy nie drgnął mu ani jeden muskuł. Kiedy się w końcu odezwał, mówił cicho i poważnie:

— Panie premierze, w to, że Ludowa Republika Haven nas wkrótce zaatakuje, nie wątpię ani ja, ani nikt z mojego sztabu. Kiedy to nastąpi, Yeltsin i tak będzie jednym z głównych celów, a to z tego prostego powodu, że tam właśnie nasza strefa graniczna jest najwęższa. Zdaję sobie sprawę z ryzyka, na jakie narazimy Graysona, urządzając tę zasadzkę, ale uważam, że lepiej rozegrać bitwę o Yeltsin na naszych warunkach. Uniknąć jej nie zdołamy, a w najlepszym razie przeciwnik da się zwieść i zaatakuje niewystarczającymi siłami. Wówczas D’Orville i admirał Matthews poradzą sobie bez trudu. W najgorszym razie, nawet jeśli stracimy Drugą Flotę i system Yeltsin, zadamy Ludowej Marynarce naprawdę ciężkie straty. A szybki kontratak wyprowadzony z układu Manticore powinien pozwolić odzyskać Yeltsin przy stosunkowo niewielkich stratach, bowiem będziemy doń przygotowani i zaatakujemy zaskoczonego i zdezorganizowanego po poniesionej porażce przeciwnika. W ogólnym więc obrachunku wynik bitwy i tak będzie korzystny dla nas.

— Rozumiem. — Cromarty potarł podbródek i wziął głęboki oddech. — Jak szybko oczekuje pan odpowiedzi?

— Im prędzej, tym lepiej, panie premierze. Nie wiemy, czy mamy dość czasu, by wprowadzić ten pomysł w życie, zanim przeciwnik rozpocznie atak w innym, wcześniej zaplanowanym miejscu. A jeżeli nawet mamy czas, nie mamy go zbyt wiele.

— Rozumiem — powtórzył książę Cromarty. — Doskonale, admirale. Przekażę panu, jaką podjąłem decyzję, tak szybko, jak będzie to tylko możliwe.

— Dziękuję, panie premierze.

Caparelli wyszedł z sali uznawanej — obok gabinetu Cromarty’ego — za najlepiej zabezpieczone przed podsłuchem pomieszczenie rządowego kompleksu, gospodarz zaś wsparł brodę na dłoniach i przez naprawdę długą chwilę wpatrywał się w holograficzny obraz unoszący się nad stołem. Mimo iż doskonale panował nad sobą, co u polityka jest umiejętnością niezbędną, po wyrazie jego twarzy widać było, że tym razem ma ciężki orzech do zgryzienia. W końcu sięgnął do interkomu, włączył go i polecił:

— Proszę o bezpieczne, kodowane połączenie z okrętem flagowym admirała White Haven, Janet.

— Tak, panie premierze.

Hamish Alexander spacerował tam i z powrotem po flagowej sali odpraw HMS Sphinx z rękoma założonymi za plecami i grymasem niezadowolenia na twarzy. Grymas pogłębiał się w miarę słuchania głosu premiera, którego podobizna wypełniała ekran wbudowanego w blat komputera.

— …i to byłoby w zasadzie wszystko, Hamish — zakończył Cromarty. — I co o tym sądzisz?

— Sądzę przede wszystkim, Allen, że nie powinieneś mnie o to pytać. Podważasz autorytet Caparelliego, chcąc poznać moją opinię, zwłaszcza, że robisz to, ignorując oficjalną drogę, a więc za jego plecami!

— Wiem o tym doskonale i też mi się to nie podoba. Niestety, albo stety, to zależy wyłącznie od punktu widzenia; jesteś najlepszym źródłem, od którego mogę uzyskać odrębną opinię w takiej jak ta sprawie. Ciebie i Williego znam od lat, jeśli nie miałbym spytać ciebie, to niby kogo?

— Aleś mnie ustawił! — burknął White Haven. — Wiedz, że jeśli Caparelli się o tym dowie, najprawdopodobniej złoży rezygnację.

— Zdaję sobie sprawę z tego ryzyka i jak widzisz podjąłem je. — Głos Cromarty’ego stwardniał. — To, co proponuje, niebezpiecznie przypomina zdradę sojusznika, Hamish. A tak się składa, że jesteś nie tylko szanowanym strategiem, ale również zdobywcą Endicott i oficerem, który sfinalizował traktat z Graysonem. Znasz ich, a nie tylko sytuację militarną w systemie Yeltsin, więc mów, co myślisz i przestań nareszcie narzekać!

Alexander zgrzytnął zębami i przestał spacerować, rozumiejąc, że i tak się nie wywinie. Poza tym żądanie rozmówcy dziwnie przypominało rozkaz, choć nie miał do tego żadnego prawa.

— Dobrze, Allen. — Opadł ciężko na fotel, spojrzał na ekran i wzruszył ramionami, po czym ze złośliwym uśmieszkiem powiedział pięć słów: — Myślę, że on ma rację.

I z satysfakcją obserwował zaskoczoną minę rozmówcy.

— A mógłbyś to może jeszcze uzasadnić? — spytał Cromarty, widząc, że inaczej na ciąg dalszy nie ma co liczyć.

— A mówiąc inaczej: wyjaśnić dlaczego popieram kogoś, kogo nie lubię? — White Haven uśmiechnął się szerzej i wyjaśnił: — Jeżeli to się uda, przebiegnie dokładnie tak, jak ci przedstawił, i zmasakrujemy ich bez dwóch zdań. Ma także rację co do tego, że i tak zaatakują Yeltsin, a w ten sposób mamy największe szanse utrzymać system. W najgorszym wypadku zdziesiątkujemy siły, które wyślą, by zająć Yeltsin, a to dokładnie taki wynik pierwszej bitwy, jakiego potrzebujemy. Nie dość, że da nam trudną do przeceniania przewagę psychologiczną, to nawet jeśli nie wygramy, zadamy im olbrzymie straty. Jeśli zaś chodzi o władze i mieszkańców Graysona, to są twardzi. I mają pełną świadomość, że podpisując ten traktat, stali się celem ataku. A mimo to go podpisali, uznając, że sojusz z nami jest tego wart.

— Ale zrobić coś takiego bez ostrzeżenia ich… — Cromarty nie dokończył, bo targające nim wątpliwości były oczywiste.

— Wiem… — Alexander umilkł nagle i podjął dopiero po paru sekundach milczenia. — Wiesz, właśnie coś mi przyszło do głowy. A raczej kilka różnych rzeczy… Po pierwsze, możesz mu zasugerować, że istnieje sposób, by jego strategia stała się jeszcze skuteczniejsza. Wiesz, że zawsze sprzeciwiałern się rozdrabnianiu Home Fleet, ale sytuacja jest wyjątkowa. Załóżmy, że w tym samym czasie, co informację o rozśrodkowaniu Drugiej Floty, podeślemy D’Orville’owi trzy czy cztery eskadry ze składu Home Fleet. Jeżeli oficjalnie zabraliśmy mu cztery eskadry i podeślemy cztery, nie ma możliwości, żeby przeciwnik poważnie się nie pomylił w ocenie jego sił. W ten sposób powinno się nam udać zapobiec sytuacji, w której przeprowadzą atak siłami umożliwiającymi zajęcie systemu Yeltsin.

— A jeżeli mają agentów obserwujących Yeltsin? Nie jestem admirałem, ale wiem, że nawet frachtowiec bez trudu odkryje ruch takiej liczby okrętów liniowych. A jest pewne, że część kapitanów „neutralnych” statków dorabia, szpiegując na rzecz Haven.

— Masz rację, ale nikt nam nie broni urządzić ćwiczeń dla, dajmy na to, drugiej eskadry, a dwóm innym wydać oficjalny rozkaz dyslokacji, powiedzmy do Grendelsbane, i zrobić ten sam numer z podwójnymi rozkazami, który Caparelli wymyślił dla D’Orville’a. Nawet dowodzący tymi eskadrami poznają prawdę dopiero po wejściu w nadprzestrzeń, gdy otworzą zapieczętowane rozkazy. Wszyscy agenci Haven zgodnie zeznają, że okręty odleciały kursami zgodnymi ze znanymi punktami docelowymi. Możesz nawet zapytać Pat Givens, czy nie dałoby się przemycić wzmianki o tym w oficjalnym przecieku informacji tak, by nie wzbudziło to podejrzeń.

— Hmm. — Premier zmarszczył brwi, myśląc intensywnie: widać było, że spodobał mu się pomysł, aż w końcu kiwnął głową. — Zgoda, zasugeruję mu to. Co jeszcze przyszło ci na myśl?

— Jeżeli się nie mylę, na Manticore przebywa Michael Mayhew. Bodajże studiuje w King’s College, chyba że wyjechał wcześniej z powodu zaostrzającego się kryzysu… — Widząc, że rozmówca nadal nie do końca go rozumie, Alexander westchnął i wyjaśnił: — Jeśli nadal tu jest, masz pod ręką następcę Protektora, czyli przyszłego władcę planety Grayson. Fakt, to nie to samo co rozmowa z obecnym Protektorem, ale prawie to samo. To jedyne, co możesz zrobić na oficjalnej drodze z powodu braku czasu.


— …teraz rozumie pan, dlaczego poprosiłem, by mnie pan odwiedził, lordzie Mayhew — dokończył cicho książę Cromarty. — Nasi dowódcy zgadzają się, że jest to najlepsza opcja strategiczna, ale oznacza ona konieczność wystawienia Graysona na duże ryzyko. Z uwagi na konieczność pośpiechu niestety nie mamy czasu, by przedyskutować tę kwestię z Protektorem.

Michael Mayhew skinął potakująco głową. Nawet na Manticore wyglądał absurdalnie młodo jak na kogoś kończącego studia, ponieważ miał tak niewiele lat, że jego organizm mógł jeszcze przyjąć dawkę prolongu przeznaczoną dla dzieci i młodzieży. Prolong na Graysonie był niedostępny, dopóki nie przyłączył się on do Sojuszu. Teraz, spoglądając na prawie dziecinną twarz rozmówcy, Cromarty nie mógł powstrzymać się od refleksji, czy mieszkańcy Graysona byli gotowi do długowieczności.

— Rozumiem pański problem, panie premierze. — Mayhew wymienił znaczące spojrzenie z ambasadorem i powiedział do niego: — Nie wydaje mi się, żebyśmy mieli duży wybór, Andrew.

— Wolałbym porozmawiać o tym z Protektorem — przyznał zmartwiony dyplomata.

Michael ponownie wzruszył ramionami.

— Ja też, ale myślę, że wiem, co by powiedział. — Spojrzał spokojnie na Cromarty’ego i d)dał: — Mój brat dokładnie zdawał sobie sprawę z konsekwencji, wybierając sojusz z Manticore, a nie wchłonięcie przez Haven. Od początku wiedzieliśmy, że kiedy wreszcie dojdzie do konfrontacji zbrojnej nasz system z uwagi na swe położenie i tak stanie się terenem walk. Wszystko, co zwiększa nasze szanse na zwycięstwo, jest więc warte wypróbowania. Poza tym Haven jedynie nas podbije, Masada wybiłaby znaczną część ludności. No i jesteśmy wam to winni.

Ostatniemu zdaniu towarzyszył ciepły błysk w oczach.

— Tak więc uważa pan, że powinniśmy spróbować? — upewnił się Cromarty.

— Tak właśnie uważam. Co więcej, jako patron Mayhew i przyszły Protektor Graysona zwracam się z formalną prośbą, by pan tak właśnie postąpił, panie premierze.

— Nie wierzę! — Sir Thomas Caparelli złożył odręczne pismo Cromartyego i wraz z kopertą noszącą żółto-czarne oznaczenia przesyłki specjalnie chronionej wrzucił w otwór utylizatora stojącego przy biurku. Papier natychmiast został spopielony.

— Nie wierzę — powtórzył, spoglądając na Patricię Givens. — W mniej niż pięć godzin doszliśmy zgodę na rozpoczęcie akcji.

— Co proszę? — zdziwiła się pani admirał. Caparelli prychnął rozbawiony.

— Nie tylko dostaliśmy zgodę, ale kazał nam podnieść stawkę. — Podał jej załącznik z propozycją wysłania dodatkowych sił i z zadowoleniem obserwował jej minę, gdy czytała.

— Cztery eskadry liniowe? — Odruchowo nawinęła pasmo włosów na palec wskazujący. — Nieźle!

— Zwłaszcza że chodzi o same superdreadnoughty. — Caparelli uśmiechnął się trochę kwaśno. — To dwadzieścia sześć procent superdreadnaughtów w całej Home Fleet…

Urwał i wzruszył ramionami.

— W rzeczy samej, sir… — Givens zmarszczyła brwi. — Ale to nie oznacza odsłonięcia systemu Manticore, a jeżeli przeciwnik da się nabrać, nadzieje się na sześćdziesiąt superdreadnaughtów, które według jego danych wywiadowczych powinny znajdować się zupełnie gdzie indziej. To powinna być masakra sił, które zaatakują Yeltsin, sir.

— Wiem. — Pierwszy Lord Admiralicji westchnął i powiedział: — Chcieliśmy, więc mamy. Czas brać się za wprowadzenie tego planu w życie, z jedną zmianą: takie wzmocnienie wymaga dowódcy o odpowiednim doświadczeniu i starszeństwie.

— Ma pan kogoś konkretnego na myśli, sir?

— Pewnie, że mam — prychnął kwaśno. — Przecież to musi być White Haven, prawda?

— White Haven?! — Givens nie zdołała ukryć zaskoczenia.

Wiedziała, że obaj od dawna się nie lubią, ale admirał White Haven był zastępcą dowódcy całej Home Fleet.

— White Haven — powtórzył Caparelli rzeczowo. — Wiem, że to nieco zdezorganizuje Websterowi strukturę dowodzenia, ale ten sam efekt wywoła zabranie mu czterech eskadr. White Haven nie tylko idealnie nadaje się do tego zadania i ma stosowne starszeństwo, ale co ważniejsze, jest być może naszym najpopularniejszym po Harrington oficerem na Graysonie.

— To prawda, sir, ale przewyższa starszeństwem także admirała D’Orville’a, co oznacza, że przejmie komendę, gdy tylko zjawi się w systemie Yeltsin. Czy to nie wywoła dodatkowych problemów?

— Nie sądzę. — Caparelli zastanowił się i zdecydował: — Nie, nie wywoła. Obaj przyjaźnią się od lat i obaj doskonale zdają sobie sprawę, jak krytyczna jest sytuacja… Poza tym będą mieli aż za dużo roboty, nawet jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli.

Загрузка...