KSIĘGA PIERWSZA

POPPEA

Przewidywania Sabiny sprawdziły się o tyle, że upłynęły jeszcze dwa lata, zanim Neron odważył się pomyśleć serio o rozwodzie z Oktawią. Gdy wrócił do Rzymu po śmierci Agrypiny, doszedł do wniosku, że z uwagi na sytuację trzeba odesłać Poppeę z Palatynu; tylko po kryjomu składał jej wizyty i spędzał tam noce. Ułaskawił banitów i przywrócił stanowiska usuniętym poprzednio senatorom. Olbrzymi majątek odziedziczony po matce rozdarował pospiesznie i byle komu, bo ani majątki ziemskie, ani drogocenne ruchomości i niewolnicy Agrypiny nie znajdowali chętnych wśród przedstawicieli arystokracji. Większość tego majątku na chybił trafił rozrzucił między widzów wraz z losami fantowymi w antraktach igrzysk w Cyrku Wielkim.

Chcąc stłumić wyrzuty sumienia, a także zdobyć poklask gawiedzi, zaproponował senatowi zniesienie podatków bezpośrednich. Oczywiście doskonale wiedział, że jest to niemożliwe, ale udowodnienie tego pozostawił senatowi. Senat odrzucił propozycję cesarza, co wywołało powszechne niezadowolenie. Natomiast Neron znacznie ulepszył system podatkowy. Obniżył podatek obrotowy i ustalił ścisłe zasady wymiaru podatków. Dzięki temu każdy obywatel zyskał świadomość, za co i w jakiej mierze jest opodatkowany.

Neron występował publicznie jako woźnica rydwanu w gonitwach cyrkowych. Wyjaśniał, że w ten sposób kontynuuje tradycje bogów i starożytnych królów. Przed organizowanymi na modłę grecką wielkimi igrzyskami występował w teatrze jako śpiewak, akompaniując sobie na cytrze. Po śmierci matki jego głos wyraźnie się wzmocnił i nabrał metalicznych tonów. Mimo tego Burrus na wszelki wypadek odkomenderował do teatru oddział pretorianów, aby pilnowali porządku i oklaskiwali Nerona. Sam dawał im przykład i pierwszy klaskał, choć jako żołnierz głęboko wstydził się za cesarza. Przyznać wszakże trzeba, że Neron mógł ujawnić znacznie bardziej bezwstydne zainteresowania.

Moda grecka całkowicie opanowała Rzym. Bardzo wielu senatorów i ekwitów brało udział w igrzyskach. Młode córy rodów patrycjuszowskich popisywały się greckimi tańcami; nawet wiekowe matrony demonstrowały w cyrku zwinność swoich kończyn. Osobiście nie miałem nic przeciwko tym występom, mającym jakoby uszlachetniać zabawy ludowe, ponieważ oszczędzały mój wysiłek i zmniejszały koszty bestiarium. Lud i tak w trakcie igrzysk interesował się wyłącznie wyścigami rydwanów…

Bywalcy igrzysk uważali, że występy zawodowych śpiewaków, muzyków, tancerzy i aktorów stoją na bez porównania wyższym poziomie niż popisy amatorskie. Ponadto byli rozczarowani, ponieważ nawet w antraktach nie występowały ani dzikie zwierzęta, ani gladiatorzy.

Starzy patrycjusze byli przerażeni. Twierdzili, że gimnazjony, gorące kąpiele i zniewieściała muzyka wpływają destrukcyjnie na morale młodzieży rzymskiej i to teraz, gdy Rzym potrzebuje zahartowanych bojowników.

Bo właśnie od nowa rozgorzała wojna w Armenii, a równocześnie pewna przerażająca kobieta, Boudika, zjednoczyła plemiona Brytów i doprowadziła do wybuchu powstania w Brytanii. Całkowitej zagładzie uległ jeden z legionów, a kilka miast rzymskich zmieciono z powierzchni ziemi. Prokurator rzymski do tego stopnia stracił panowanie nad sobą, że uciekł do Galii.

Jestem przekonany, że Boudika nigdy by nie zyskała tak szerokiego poparcia wśród Brytów, gdyby legiony nie znajdowały się na wyłącznym utrzymaniu podbitego kraju i gdyby książęta brytyjscy nie musieli spłacać kredytów, przyznanych im przez Senekę, a zwłaszcza wysokich procentów od tych pożyczek. Barbarzyńcy wciąż nadal nie w pełni rozumieją zasady współczesnego obrotu pieniężnego.

Młodzi ekwici nie wykazywali chęci wyjazdu do Brytanii i narażania się na wbijanie na pal lub palenie żywcem. Woleli pozostawać w Rzymie, gdzie odziani w greckie stroje mogli pielęgnować bujne loki i brzdąkać na cytrach. Zanim sytuacja w Brytanii wyjaśniła się, Neron zaproponował senatowi rozważenie ewentualności wycofania się z wyspy, z którą są tylko wieczne kłopoty. Ten kraj pożerał więcej, niż dawał. Gdyby porzucono wyspę, wówczas można byłoby trzy legiony – bo czwarty uległ zagładzie – przesunąć na wschód, przeciwko Fartom.

W czasie gorącej dyskusji w senacie nad tą propozycją Seneka wygłosił błyskotliwą, przepojoną umiłowaniem pokoju mowę. Powoływał się w niej na brytyjskie sukcesy boskiego Klaudiusza. Neron bez utraty reputacji nie mógł rezygnować ze zdobyczy swego ojca przez adopcję. W istocie rzeczy Seneka występował w obronie swoich ogromnych kapitałów, które ulokował w Brytanii.

Posunął się do twierdzenia, że przeniesienie trzech legionów na wschód zmusiłoby Partów do podjęcia wzmożonego wysiłku zbrojeniowego. Pompejusz – wołał Seneka – a szczególnie Krassus na własnej skórze doświadczyli, co znaczy prawdziwa wojna przeciwko Partom. Obecne porażki Korbulona w Armenii są niczym wobec tamtych wydarzeń, a zresztą nie mają większego znaczenia, bo przecież leżąca między dwoma mocarstwami Armenia jest jakby piłeczką treningową, którą przerzuca się z rąk do rąk dla wysondowania siły przeciwnika.

Pewien leciwy senator zawołał, że niewątpliwie Seneka świetnie zna subtelności gry w piłkę, ale raczej nie powinien zabierać głosu na temat wojny, jako że nigdy nie prowadził oddziału do boju z mieczem w ręku. Co było zgodne z prawdą: Seneka rzeczywiście chętnie grywał w piłkę, natomiast w czasie prezentacji ekwitów z trudem utrzymywał się na końskim grzbiecie, w czym zresztą tylko naśladował innych starych brzuchatych senatorów.

Swego czasu Klaudiusz zezwolił wiekowym senatorom, aby w czasie oficjalnych uroczystości szli pieszo i prowadzili wierzchowce za wodze. Teraz Neron wielkodusznie wyraził zgodę na zastąpienie tradycyjnej owczej skóry normalnym siodłem – i to zarówno w czasie procesji, jak i dorocznych igrzysk ku czci Kastora i Pollusa. Przez tę decyzję igrzyska, uczestnictwo w których dotychczas wymagało sporej kondycji fizycznej i rzetelnej umiejętności ujeżdżania wierzchowca, utraciły swoje znaczenie w procesie wychowywania i hartowania młodych szlachciców. Stan ten utrzymuje się do chwili obecnej.

Ty, Juliuszu, nawet nie masz pojęcia, co to znaczyło: kierować koniem w czasie igrzysk ku czci bogów, mając na końskim grzbiecie pod sobą jedynie kawałek baraniej skóry! Mogę tylko powtórzyć: co za czasy, co za obyczaje! A przecież, gdy to piszę, nie ukończyłem jeszcze pięćdziesięciu lat! Lecz wracam do dyskusji w senacie wokół kwestii ewakuacji wojsk z Brytanii.

Któryś z senatorów zapytał, czy konieczne było dopuszczenie do wymordowania siedemdziesięciu tysięcy obywateli rzymskich i ich sojuszników oraz rozgrabienia i spalenia dwóch kwitnących miast tylko dla utrzymania spłat lichwiarskich procentów Seneki?! Seneka spurpurowiał, ale zapewniał, że ulokowane w Brytanii kapitały rzymskie były przeznaczone na rozwój cywilizacji i handlu w tym kraju. Twierdził też, że jego zdanie podzielają liczni senatorowie, którzy także lokowali swe zasoby w Brytanii.

– Ślady odstraszają! – krzyknął ktoś.

Nie speszony Seneka wywodził, że nie może ponosić winy za postępowanie tych nie zasługujących na zaufanie królów brytyjskich, którzy obracali pożyczki na własne potrzeby lub potajemne zbrojenia. Głównym powodem wojny – uważał – była samowola legionów. Wzywał więc do ukarania dowódców i wysłania do Brytanii oddziałów pomocniczych dla spacyfikowania wyspy.

Rezygnacja z Brytanii była oczywiście zbyt gorzką pigułką, aby senat mógł ją przełknąć. Tyle z dawnej dumy pozostało jeszcze w Rzymie! Odrzucono pomysł ewakuacji, natomiast postanowiono wyekspediować na wyspę oddziały pomocnicze. Niektórzy rozwścieczeni ojcowie zmusili swych synalków, który dopiero co założyli męskie togi, aby obcięli włosy i wyruszyli do Brytanii. Młodzieńcy zabierali ze sobą cytry, ale zetknięcie się z przeraźliwymi okrzykami wojennymi Brytów tudzież widok zrujnowanych miast i okrucieństw wojny zmusiły ich do porzucenia instrumentów muzycznych i do walki na śmierć i życie.

Mam osobiste powody do tak szerokiego opowiadania o wydarzeniach w Brytanii, chociaż nie oglądałem ich na własne oczy. Boudika była królową Ikenów. Na podstawie testamentu jej zmarłego męża proklamowano ziemie Ikenów dziedzictwem Rzymu. Boudika, jak to kobieta, nie znała prawa. Zresztą i my, mężczyźni, często wzywamy wykwalifikowanych prawników, by wyjaśniali różne niuanse prawne. Boudika zaprotestowała przeciwko zawładnięciu krajem przez Rzymian; powoływała się na lokalne zwyczaje, przyznające kobietom prawo dziedziczenia. Wówczas legioniści poddali ją chłoście, zgwałcili obydwie jej córki i rozgrabili cały majątek. Rugowali z posiadłości również innych wysoko urodzonych Ikenów, mordowali ich i wyczyniali wszelkiego rodzaju bezeceństwa.

Mieli prawo po swojej stronie. Faktycznie zmarły król-analfabeta podpisał testament, przekazujący Ikenię w spadku cesarzowi. Sądził, że w ten sposób uchroni pozycję swojej żony i córek przed zawiścią lokalnej arystokracji. Ikenowie od samego początku byli sojusznikami Rzymu, chociaż Rzymian nie kochali.

Ostatecznie po nadejściu posiłków doszczętnie rozgromiono Brytów, którymi dowodziła Boudika. Ponieważ sama przeżyła hańbę, przeto pozwalała swoim ludziom na okrutne traktowanie Rzymianek. W odwecie Rzymianie równie surowo poczynali sobie z Ikenami. Do Rzymu zaczęli masowo napływać brytyjscy niewolnicy, wyłącznie kobiety i dorastający chłopcy. Dorośli Brytowie nie nadają się na niewolników, a ku niezadowoleniu ludu, Neron zakazał wykorzystywania ich do walk na arenie.

Pewnego pięknego dnia poprosił mnie o rozmowę w cztery oczy znany handlarz niewolników. Ciągnął na sznurze dziesięcioletniego brytyjskiego chłopca. Zachowywał się bardzo tajemniczo i podejrzliwie rozglądał dokoła. Zaczął rozmowę od narzekań na złe czasy i ogromne różnice między cenami kupna i sprzedaży. Tymczasem chłopiec spoglądał nienawistnym wzrokiem spode łba. Wreszcie handlarz przeszedł do rzeczy:

– Ten młody wojownik próbował z mieczem w ręku bronić swojej matki, kiedy rozwścieczeni legioniści gwałcili ją, a potem zabili. Żołnierze docenili jego odwagę, więc oszczędzili go i tylko sprzedali w niewolę. Jego proste kończyny, delikatna skóra i zielone oczy świadczą o arystokratycznym pochodzeniu. Umie jeździć konno, pływać i strzelać z łuku. Możesz nie wierzyć, ale naprawdę potrafi nawet trochę czytać i pisać; mówi też płynnie po łacinie. Powiedziano mi, że chętnie go kupisz i zapłacisz lepiej, niż gdybym go musiał wystawić na publicznej licytacji.

– Kto opowiada! takie rzeczy? – spytałem bardzo zdziwiony. – Za dużo już mam niewolników. Życie mi uprzykrzają i tylko pragną wolności. Uważam zresztą, że im większym przepychem człowiek się otacza, tym bardziej czuje się samotny.

– Niejaki Petro, lekarz Ikenów, który przeszedł na służbę Rzymu, znał tego chłopca z widzenia w Londinium – odpowiedział handlarz. – Podał mi twoje nazwisko i zapewnił, że zapłacisz za chłopca najlepszą cenę. Ale kto by tam wierzył Brytowi! Chłopcze, pokaż swoją książkę!

Szturchnął chłopca, a ten wyciągnął zza pasa poszarpane i wybrudzone szczątki… sennika chaldejsko-egipskiego! Poznałem je, gdy tylko wziąłem do ręki. Nogi się pode mną ugięły.

– Czy twoja matka miała na imię Lugunda? – spytałem chłopaka, choć byłem już tego pewien. Również imię Petro było potwierdzeniem: to jest mój syn, którego nigdy nie widziałem! Odruchowo chciałem go choć bez świadków wziąć w ramiona i podnieść, aby uznać za własne dziecko. Mały złośnik mocno uderzył mnie pięścią w twarz i ugryzł w policzek. Rozgniewało to handlarza niewolników, który złapał rózgę.

– Nie bij! – zawołałem szybko. – Kupuję chłopca. Ile chcesz? Handlarz spojrzał na mnie badawczo, znowu rozwiódł się nad swymi wydatkami i poniesionymi stratami i w końcu rzekł:

– Żeby się od niego wreszcie uwolnić, sprzedam go za żałosną cenę stu złotych monet.

Dziesięć tysięcy sestercji za podrostka było ceną olbrzymią. Młode, zdatne do łóżka niewiasty można było kupić za kilka złotych monet. Nie targowałem się, zapłaciłbym oczywiście i więcej, ale – ciągle patrząc na syna – usiadłem, by wszystko przemyśleć. Handlarz opacznie przyjął moje milczenie. Oświadczył, że w Rzymie jest wielu bogatych ludzi nawykłych do obyczajów Wschodu, a do tego celu chłopak się wspaniale nadaje, potem jednak obniżył cenę – najpierw do dziewięćdziesięciu, następnie do osiemdziesięciu złotych monet.

Tymczasem ja zastanawiałem się, jak przeprowadzić z handlarzem układ, mocą którego udałoby się wyrwać małego z niewoli. Gdybym go po prostu kupił, wówczas akt nabycia zostałby poświadczony przez notariusza, a chłopca oznakowano by rozpalonym żelazem literami MM. Choćbym go później wyzwolił, nigdy by już nie mógł otrzymać obywatelstwa rzymskiego.

– Chyba przyuczę chłopca na zawodnika cyrkowego – oświadczyłem. – Petro, o którym wspomniałeś, był naprawdę moim przyjacielem w czasach, gdy jako trybun wojskowy służyłem w Brytanii. Zawierzam jego decyzji! Czy nie możemy sprawy załatwić tak, bym od ciebie otrzymał na piśmie, że Petro powierzył ci pod opiekę chłopca, by go bezpiecznie przewieźć i oddać pod moją opiekę?

– Przecież to ja płacę za niego podatek obrotowy, a nie ty. – Handlarz spoglądał na mnie podejrzliwie. – Naprawdę już więcej grosza nie ustąpię!

Podrapałem się po głowie. Sprawa był rzeczywiście skomplikowana. Handlarz mógł podejrzewać, że próbuję go obciążyć wysokim podatkiem obrotowym. Przypomniałem sobie, że jestem zięciem prefekta Rzymu – to musiało mi przecież jakoś pomóc!

Narzuciłem na siebie togę i razem z handlarzem i chłopcem udaliśmy się do świątyni Merkuriusza. Tam w gromadzie próżniaków znalazłem szybko obywatela, który utracił stanowisko ekwity i za niewielką opłatą bardzo chętnie zgodził się być zaprzysiężonym świadkiem. Sporządziliśmy odpowiedni dokument, który został potwierdzony dwiema przysięga mi. Dokument stanowił, że chłopiec jest wolnym obywatelem brytyjskim, którego rodzice, Ituna i Lugunda, polegli walcząc po stronie Rzymian. Wcześniej jednak, za pośrednictwem cieszącego się dobrą sławą lekarza Petra, wysłali swego syna do Rzymu, zlecając jego wychowanie wypróbowanemu przyjacielowi, Minutusowi Lauzusowi Manilianusowi.

Powyższy dokument uzupełniono klauzulą, mocą której temuż Manilianusowi zapewniono po zakończeniu wojny prawa spadkowe w kraju Ikenów w Brytanii. Klauzula ta uwiarygodniała dokument – dzięki niej kapłani Merkuriusza sądzili, iż zamierzam kosztem chłopca partycypować w zdobyczach wojennych z Brytanii.

– Jak nazywa się chłopiec? – zapytał kancelista.

– Jukund – podałem pierwsze imię, jakie mi wpadło do głowy. Wszyscy ryknęli śmiechem, bo chłopiec absolutnie nie robił wrażenia miłego, a to właśnie znaczy imię Jukund. Kapłan uznał, że sporo zachodu wymagać będzie wychowanie go na porządnego Rzymianina.

Napisanie dokumentu, opieczętowanie go i zwyczajowy dar dla kapłanów Merkuriusza kosztowały mnie znacznie więcej, niż wyniósłby podatek obrotowy. Handlarz niewolników zaczął żałować dokonanej transakcji i doszedł do przekonania, że jestem znacznie chytrzejszy, niż na to wyglądam. Właściwie złożył już przysięgę; żeby się od niego uwolnić z honorem, zapłaciłem mu, ile początkowo żądał, to jest sto złotych monet.

Wreszcie opuściliśmy świątynię Merkuriusza. Zagubiony w zgiełku miejskich ulic chłopiec niespodziewanie chwycił moją rękę. Ogarnęło mnie dziwne uczucie, gdy tak trzymałem małą dłoń syna i prowadziłem go przez huczący żywioł miasta do własnego domu. Postanowiłem, że gdy dorośnie, wówczas na podstawie dopiero co sporządzonego dokumentu załatwię mu obywatelstwo rzymskie, a następnie zaadoptuję, jeśli tylko Sabina wyrazi na to zgodę. Ale to sprawa późniejsza.

Wraz z Jukundem spadło na mnie znacznie więcej kłopotów niż radości. Początkowo nie chciał wcale mówić; nawet zacząłem się obawiać, że stracił mowę na skutek przeżyć. Rozbijał naczynia i nie chciał przywdziać rzymskiego stroju. Klaudia nie mogła sobie z nim poradzić. Gdy pierwszy raz zobaczył przed domem rówieśnika, wyrwał się i zanim Barbus zdążył go powstrzymać – zranił kamieniem nieszczęśnika w głowę. Barbus radził sprawić mu solidne cięgi: moim zdaniem należało raczej postępować z czułością. Dlatego zaprosiłem małego na poważną rozmowę w cztery oczy.

– Bolejesz zapewne po śmierci matki. Przyciągnęli cię tu jak psa na smyczy. Ale przecież nie jesteś psem! Masz wyrosnąć na mężczyznę! Wszyscy życzymy ci dobrze. Powiedz, czego najbardziej pragniesz?

– Zabijać Rzymian! – zawołał zapalczywie. Odetchnąłem z ulgą: jednak mówi!

– Tego w Rzymie robić nie możesz – tłumaczyłem. – Słuchaj, masz teraz możliwość poznania naszych obyczajów. Może zostaniesz w przyszłości ekwitą? Ale jeśli wytrwasz w swym postanowieniu, to gdy wrócisz do Brytanii jako dorosły mężczyzna, będziesz umiał zabijać Rzymian na ich sposób. Ich sztuka wojenna jest nowocześniejsza niż prymitywne poczynania Brytów. Doświadczyłeś tego na własnej skórze!

Jukund spochmurniał, ale chyba moje słowa wywarły na nim jakieś wrażenie.

– Barbus jest starym weteranem, choć teraz głowa mu się trzęsie – ciągnąłem chytrze. – Możesz go wypytać. Powie ci wiele o bitwach i wojnie!

W ten sposób Barbus zyskał okazję do opowiadania raz jeszcze, jak w pełnym rynsztunku i z rannym centurionem na plecach przepływał Dunaj wśród dryfującej kry. Mógł pokazywać blizny i wyjaśniać, jak niezbędna jest żołnierzowi surowa dyscyplina i nawyk znoszenia przeciwieństw losu. Wino znowu zaczęło mu smakować; razem z chłopcem przemierzał ulice Rzymu, prowadził na brzeg Tybru do kąpieli i przyuczał mówić pospolitą łaciną.

Ale nawet jego martwiła dzikość chłopaka. Odwołał mnie na bok i oświadczył:

– Jukund jest odważny, ale mnie, starego wygę, przerażają jego opowiadania o tym, jak będzie postępował z mężczyznami i kobietami rzymskimi. Obawiam się, że w czasie powstania Brytów był świadkiem przerażających scen! Najgorsze jest to, że stale chce wspinać się na wzgórza i wykrzykuje okropne klątwy w języku barbarzyńców! Po kryjomu służy podziemnym bogom brytyjskim i składa im w ofierze myszy. Jest wyraźnie nawiedzony przez złe moce! Z jego wychowania nic nie będzie, póki się go od tego nie uwolni.

– Ale jak?

– Kefas, ten od chrześcijan, potrafi najlepiej wyganiać złe moce – mówiąc to Barbus unikał mego wzroku. – W tej dziedzinie jest najzdolniejszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkałem. Na jego rozkaz szatan staje się spokojny jak owieczka.

Barbus bał się mego gniewu, ja jednak pomyślałem, że wreszcie będę miał jakąś korzyść z zezwolenia chrześcijanom na gromadzenie się i spożywanie posiłków w moim domu, a także na wierzenie w co tylko im się podoba. Skoro Barbus zauważył moje przychylne nastawienie, pośpieszył dodąć, że Kefas przy okazji nauczania łaciny wpaja dzieciom pokorę i posłuszeństwo wobec rodziców. Wielu obywateli, zaniepokojonych rosnącym brakiem dyscypliny wśród młodzieży, posyłało swoje dzieci do jego szkoły, zwłaszcza że nauka była bezpłatna.

Po kilku tygodniach uczęszczania do szkoły Jukund przybiegł do mnie i za rękę zaprowadził do pokoju.

– Czy to prawda, że istnieje niewidzialne Królestwo i Rzymianie ukrzyżowali jego króla? – pytał rozgorączkowany. – Kefas mówi, że on w każdej chwili może wrócić i pogrąży Rzymian w ogniu piekielnym.

Ucieszyłem się, że chłopiec nie wierzy bezkrytycznie we wszystko, co mu mówi jego nauczyciel i że szuka u mnie potwierdzenia. Mimo to znalazłem się w trudnej sytuacji.

– Prawdą jest – powiedziałem ostrożnie – że Rzymianie go ukrzyżowali. Z napisu na tabliczce, umocowanej na krzyżu, wynikało, że był królem żydowskim. Mój ojciec widział to na własne oczy. Mówił, że niebo pociemniało, a skały pękały w chwili jego śmierci. Najwierniejsi chrześcijanie cały czas oczekują jego powrotu. Powinien już nastąpić, bo od jego śmierci upłynęło ponad trzydzieści lat.

– Mistrz Kefas przypomina druidów, ale jest od nich potężniejszy, choć to tylko Żyd – rozważał Jukund. – Podobnie jak druidzi wyznacza rozmaite zadania: należy się myć i chodzić czysto ubranym, trzeba spożywać posiłki, znosić drwiny i nawet nadstawiać drugi policzek, jeśli ktoś uderzy. Wymaga też innych ćwiczeń woli. My, Brytowie, również mamy tajemne znaki, po których wtajemniczeni się wzajem poznają.

– Jestem przekonany, że Kefas nie uczy niczego złego. Wyznaczane przez niego ćwiczenia wymagają ogromnej samodyscypliny, ale można je też traktować jako tajne znaki. Nie trzeba o nich wszystkim opowiadać.

W wielkiej tajemnicy wyciągnąłem z dna kufra drewnianą czarę matki, pokazałem ją Jukundowi i powiedziałem:

– To jest zaczarowany puchar! Sam król żydowski pił kiedyś z niego! Wypijmy toast. Jest to jednak tajemnica, której nie wolno nikomu zdradzić, nawet Kefasowi!

Zmieszałem wodę z winem i wypiliśmy. W szarzejącym zmierzchu wypełniającym pokój wydawało mi się, że czarka wcale się nie opróżnia, choć było to tylko złudzenie wywołane grą światła. Ogarnęła mnie niewysłowiona tkliwość i natchnienie: muszę ojcu wyjawić prawdę o Jukundzie, bo przecież może mi się przytrafić coś złego.

Pomaszerowaliśmy razem do olbrzymiego domu pani Tulii na wzgórzu Wiminalis. Jukund był potulny jak baranek. Ogromnymi oczyma rozglądał się dookoła, bo nigdy dotąd nie widział tak wielkiej prywatnej rezydencji. Senator Pudens, opiekun Kefasa, mieszkał staromodnie. Ja zaś ze względu na stan nerwów ciotki Lelii nie wprowadzałem żadnych ulepszeń w moim starym domu, chociaż był stanowczo za ciasny.

Zostawiłem Jukunda pod opieką pani Tulii, zamknąłem się z ojcem w jego gabinecie i wszystko opowiedziałem. Prawdę mówiąc, dawno nie widziałem ojca. Żałość mnie ogarnęła – wyłysiał i bardzo się pochylił. Miał przecież ponad sześćdziesiąt lat! Słuchał bez słowa i ani razu nie spojrzał mi w oczy.

– Jakie to dziwne – powiedział po dłuższej chwili. – Koślawe losy ojców powtarzają się w życiu ich synów! Twoja matka pochodziła z wysp greckich, a matka twego syna – to Brytyjka z plemienia Ikenów. W młodości zaplątany byłem w haniebną sprawę otrucia kobiety i sfałszowania testamentu, a o tobie dochodzą mnie tak okropne wieści, że nie mogę wprost w nie uwierzyć! Nie interesowało mnie twoje małżeństwo z Sabiną, chociaż jej ojcem jest prefekt Rzymu. Z przyczyn, których nie chcę tutaj odkrywać, nie pragnę też oglądać urodzonego przez nią syna, tego Lauzusa. Jednak zainteresował mnie twój brytyjski syn. Cóż cię natchnęło, by powierzyć Kefasowi kierowanie jego wychowaniem? Znam go jeszcze z czasów wędrówek po Galilei! Chociaż teraz nie jest już tak bezkompromisowy… O jakiej przyszłości myślisz dla swego dziecka?

– Najlepiej byłoby zapisać go do szkoły w Palatynie, gdzie najlepsi retorzy ze szkoły Seneki wychowują synów królów naszych sojuszników i potomków prowincjonalnej arystokracji. Nikt tam nie zwróciłby uwagi na jego kiepską łacinę. Najpierw jednak Kefas musi go na tyle oswoić, aby mógł nawiązywać równorzędne przyjacielskie kontakty ze swoimi rówieśnikami. Wraz z nowym systemem administracyjnym Brytania będzie potrzebowała nowego pokolenia arystokratów. Ze strony matki chłopiec pochodzi z wysokiego rodu Ikenów. Tylko z niewiadomych powodów Neron nie chce mnie ostatnio widywać, choć byliśmy takimi przyjaciółmi!

– Jestem członkiem senatu. Nigdy dotychczas nie prosiłem Nerona o żadne przysługi. Nauczyłem się także trzymać język za zębami w czasie posiedzeń senatu, choć prawdę mówiąc jest to raczej zasługa Tulii. Wiele lat pozostaję z nią w związku małżeńskim i zawsze ona miała ostatnie słowo! Sytuacja Brytanii jest skomplikowana, a archiwa zniszczone. Zdolny prawnik bez kłopotów otrzyma poświadczenie, że rodzice Jukunda mieli rzymskie obywatelstwo. Będzie to tym łatwiejsze, że nie ma żadnych informacji o jego ojcu. Nie byłoby to fałszowaniem prawdy, przecież zawarłeś małżeństwo z jego matką wedle prawa brytyjskiego. Przed ratuszem miasta Myrina w Azji Mniejszej stoi pomnik twojej matki. Kiedy Komolodunum zostanie odbudowane, powinieneś wystawić w świątyni Klaudiusza pomnik na pamiątkę swojej Lugundy. Taki dług masz wobec matki swego syna.

Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że w czasie naszej narady Jukund ogromnie przypadł do serca pani Tulii. Pozyskiwała go sobie wszelkimi sposobami. Mimo starań jej uroda najwyraźniej więdła, a podbródek pofałdowały zmarszczki. Kiedy usłyszała smutną historię matki chłopca, rozpłakała się i chwyciła go w objęcia, wołając:

– Po zarysie ust, nosa, brwi i uszu widać, że chłopiec pochodzi ze szachetnego rodu! Jego rodzice kierowali się realizmem, skoro na opiekuna wybrali takiego człowieka jak Minutus. Możecie mi wierzyć, że na pierwszy rzut oka odróżniam ziarno od plewy!

Jukund przyjmował jej głaskanie i całusy cierpliwie, jak baranek ofiarny. Pani Tulia ze smutkiem ciągnęła:

– Bogowie nigdy nie obdarzyli mnie potomstwem, a jedynie przedwczesnymi poronieniami, które w latach młodości i dwu pierwszych małżeństw przysparzały mi wiele zmartwień. Mój trzeci małżonek, Waleriusz, choćby z uwagi na wiek był bezpłodny, choć bardzo bogaty. Marek roztrwonił swe nasienie w objęciach jakiejś tam Greczynki. Ach, nie chciałam obrażać pamięci twojej matki, kochany Minutusie! Wejście tego brytyjskiego chłopca do naszego domu jest dla mnie wieszczym znakiem, dobrą wróżbą! Marku! Musisz ocalić ślicznego Jukunda! Przecież Sabina gotowa go wychować na pogromcę zwierząt! Czy nie moglibyśmy go adoptować i wychowywać jak własnego syna?

Ze zdumienia zaniemówiłem. Ojciec także nie wiedział początkowo, co powiedzieć. Później, kiedy się nad tym zastanawiałem, doszedłem do wniosku, że w tej sprawie musiała odegrać jakąś czarodziejską rolę drewniana czarka mojej matki.

W ten sposób zdjęto ze mnie ciężki obowiązek, bo ani wówczas nie miałem, ani teraz nie mam zdolności wychowawczych. Z goryczą uzmysłowiłem to sobie, analizując Twój przykład, Juliuszu. Wiele przyczyn złożyło się na to, że miałem zszarganą opinię, zaś mój ojciec uchodził za dobrotliwego głupka. Nie było w nim żądzy władzy i nikt go nie posądzał, że miesza się w rozgrywki polityczne. Jako znawca spraw wschodnich swego czasu przez dwa miesiące był pretorem; po przyjacielsku zaproponowano mu też godność konsula. Jukund miał niewątpliwie większe możliwości rozwoju jako jego adoptowany syn, niż jako mój podopieczny.

Pani Tulia błędnie odczytywała nasze zdumienie, bowiem rozgorączkowana głośno krzyknęła:

– Nie lubię się chwalić, ale sami powiedzcie, czy kiedykolwiek popełniłam błąd w ocenie ludzi? No, może poza jednym przypadkiem, kiedy przez wspomnienia z młodości poślubiłam taką ofiarę jak Marek. Jeśli Minutus myśli o spadku po nas, to przecież ma własny stały dochód z mydła, a swój udział w majątku ojca już dawno roztrwonił na bestiarium! Do tego wstyd mi nawet pomyśleć, ile dostał od Nerona z majątku Agrypiny. Przecież to tak, jakby kąsał rękę, która go karmiła!

By zakończyć tę sprawę: ojciec bez kłopotu wpisał brytyjskie imię Ituny do rejestru obywateli rzymskich, ponieważ taki człowiek nigdy nie istniał. Było to przecież tylko przezwisko, wymyślone dla mnie przez mych pobratymców Brygantów i druidę Petra. W ten sposób Jukund, choć niepełnoletni, stał się rodowitym Rzymianinem. Po przywdzianiu męskiej togi już jako syn senatora zostanie wpisany w górnej kolumnie spisu ekwitów.

Jakoś zaraz po załatwieniu sprawy Jukunda dowiedziałem się, że prefekt pretorianów Burrus ciężko zachorował na wrzody w gardle i istnieje obawa o jego życie. Sam Neron wysłał mu swojego lekarza. Na wieść o tym Burrus sporządził testament i oddał go na przechowanie do świątyni Westy. Dopiero wtedy zgodził się, by wypędzlowano mu gardło niezawodnym lekiem. Już następnej nocy nie żył. Prawdopodobnie i tak by umarł, ponieważ zakażenie rozszerzało się i chory majaczył.

Burrusa chowano z wielkimi honorami. Jeszcze zanim na Polu Marsowym zapłonął stos całopalny, Neron mianował prefektem pretorianów Tygellina. Byłemu handlarzowi końmi brakowało doświadczenia prawniczego, więc do rozstrzygania spraw międzynarodowych wyznaczono Feniusza Rufusa, rodowitego Żyda, który znał się na prawie, gdyż wiele podróżował po świecie, parając się handlem zbożem.

Długo szperałem w sklepach złotników, nim udało mi się kupić odpowiednio cenny prezent. Wreszcie znalazłem kilka sznurów wspaniałych pereł. Wraz z nimi wysłałem do Poppei list o następującej treści:

Minutus Lauzus Manilianus pozdrawia Poppeę Sabinę.

Wenus narodziła się z morskiej piany. Perły są darem Wenus, ale cudowny blask tych skromnych pereł partyjskich nie dorównuje olśniewającemu blaskowi Twojej cery! Nigdy tego nie zapomnę! Mam nadzieję, że perły przypomną Ci o naszej przyjaźni. Wyraźne znaki mówią, że przepowiednia, o której mi kiedyś wspominałaś, staje się faktem!

Najwidoczniej byłem pierwszym, który potrafił prawidłowo zinterpretować wróżby i znaki, bo Poppea natychmiast wezwała mnie do siebie, podziękowała za piękny prezent i spytała, skąd wiem, że oczekuje dziecka, bo sama upewniła się o tym dopiero przed kilkoma dniami. Przywołałem swoje etruskie pochodzenie, którego dziedzictwem są częste sny prorocze.

– Po smutnej śmierci matki Neron stał się niezrównoważony i próbował mnie od siebie odsunąć '- powiedziała w pewnym momencie Poppea. – Teraz znów wszystko jest po dawnemu. On bardzo potrzebuje wsparcia prawdziwych przyjaciół.

Rzeczywiście bardzo tego potrzebował, bo właśnie oskarżył Oktawie o bezpłodność i zapowiedział, że weźmie z nią rozwód. Mieszkańcy Rzymu zareagowali zamieszkami. Neron kazał postawić posąg Poppei na Forum w pobliżu atrium westalek. Rozwydrzony tłum przewrócił go, a posąg Oktawii udekorował kwiatami, po czym wtargnął na wzgórze Palatynu, aż pretorianie musieli zbrojnie usuwać nacierających.

Miałem uzasadnione podejrzenie, że w tych rozgrywkach maczał palce Seneka. Świadczył o tym fakt, że zamieszki i demonstracje odbywały się planowo i w sposób zorganizowany. Neron zaniepokoił się i rozkazał zawrócić Oktawie, którą już zdążył zesłać do Kampanii. Triumfujące tłumy towarzyszyły wracającej lektyce, a w świątyniach na Kapitolu składano dziękczynne ofiary.

Następnego dnia po raz pierwszy do dwóch lat otrzymałem zaproszenie do Nerona. Okazało się, że jeden z niewolników Oktawii oskarżył ją o zdradę małżeńską z aleksandryjskim flecistą imieniem Eucer. Tygellin zorganizował zamkniętą rozprawę sądową. Oktawia nie była obecna. Poppea Sabina kazała poinformować, że oskarża Oktawie o czary i usiłowanie otrucia. Uczestniczący w sprawie biegli orzekli, że należy ją wyłączyć z procesu i nie powinna mieszać się do spraw rodzinnych.

Ponieważ znałem Eucera, przesłuchiwano mnie w charakterze świadka. Nie miałem jednak nic do powiedzenia poza stwierdzeniem, że gra na flecie sama przez się narzuca człowiekowi lekkomyślne skojarzenia. Na własne oczy widziałem, jak w czasie jakiegoś posiłku, gdy Eucer grał na flecie, Oktawia wzdychała, spoglądając na niego z roztargnieniem. Gwoli sprawiedliwości dodałem, że Oktawia często wzdychała i była z natury roztargniona, o czym wszyscy doskonale wiedzieli.

Niewolników Oktawii przesłuchiwano na torturach. Kilku z nich gotowych było zeznawać, ale nie potrafili powiedzieć kiedy, gdzie i jakiej zdrady dopuściła się Oktawia. Tygellin wtrącił się do przesłuchań, które nie przebiegały wedle jego założeń, i zniecierpliwiony zapytał pewną śliczną niewolnicę:

– Czy wśród służby często mówiono o zdradzie małżeńskiej?

– Jeśli wierzyć wszystkiemu co ludzie mówią, to srom Oktawii jest bardziej cnotliwy niż twoje usta, Tygellinłe! – zawołała dziewczyna.

Rozprawę odroczono do następnego dnia. Jako świadek wystąpił mój stary znajomy, dowódca floty z Misenum, Anicet. Udając zażenowanie podawał dokładnie czas i miejsce w kąpielisku Baje, gdzie żywo interesująca się flotą Oktawia miała usiłować osobiście poznać kapitana i centurionów.

Anicet opacznie pojął jej zamierzenia i spróbował zbliżenia z nią. Oktawia go odtrąciła. Wtedy zaślepiony pożądaniem podsunął jej środek nasenny i uśpioną wykorzystał. Po fakcie zaczął żałować swego czynu, a ponieważ dręczyło go sumienie, nie mógł postąpić inaczej, jak tylko przyznać się do winy i błagać cesarza o łaskę.

Nikt dotychczas nie wiedział, że Anicet posiadał sumienie. Przypuszczam, że on sam też o tym nie wiedział. Przyznać trzeba, że całą opowieść przedstawił w słowach oględnych i że brzmiała całkiem wiarygodnie. Sędziowie doskonale znali wszak chamstwo Aniceta. W trakcie składania zeznań nie popełnił żadnych błędów. Powiedział też, że Oktawia na spojeniu biodra ma brunatne znamię w kształcie serduszka. Oczywiście mógł się o tym dowiedzieć od Nerona albo od którejś niewolnicy. Skoro jednak złożył uroczystą przysięgę: zasłoniwszy głowę ukrył ręce pod białym lnianym płótnem i dodatkowo odwoływał się do duchów opiekuńczych cesarza, tedy nawet najbardziej podejrzliwy sędzia nie mógł odrzucić jego zeznań.

Mnie również dopuszczono do głosu, choć właściwie nie wiem, po co. Zaproponowałem, aby zbadać, czy Oktawia jest nadal dziewicą, czy też nie? Przecież Neron wielokrotnie w gronie przyjaciół zapewniał, że nie może nawet myśleć o stosunku cielesnym z Oktawia, bo czuje do niej fizyczny wstręt. Jeśli badanie wykaże, że Oktawia straciła dziewictwo, wówczas sprawa od razu się wyjaśni, a orzeczenie rozwodu stanie się konieczne. Wszak sędziowie muszą wierzyć słowom cesarza.

Neron poczerwieniał, lecz bez zająknięcia wyznał, powołując się przy tym na swój honor, że wielokrotnie po pijanemu spał z Oktawia. Nie przyznawał się do tego przez kompanami ani przyjaciółmi, ponieważ w młodości zarzekał się, że nigdy tego nie uczyni.

Sędziowie stwierdzili, że małżeństwo zawarte wedle pełnego ceremoniału jest prawnie ważne z chwilą, gdy pochodnie zostają odwrócone, a para małżeńska zostaje sam na sam. Ewenutalne późniejsze stwierdzanie dziewictwa małżonki nie ma żadnego znaczenia. Tak więc moja propozycja okazała się nie tylko głupia, ale w dodatku obraźliwa dla Nerona.

Orzeczono rozwód. Oktawie wygnano na małą wyspę Pandatarię, a wierny Anicet otrzymał stanowisko dowódcy floty Sardynii. Neron nie potrzebował już pomocy Seneki w przygotowaniu pięknego przemówienia do senatu i narodu rzymskiego. Podał w nim następujący przebieg wydarzeń: Oktawia zaufała Burrusowi i sądziła, że posiada poparcie pretorianów. Starała się też o poparcie floty, w tym celu uwiodła jej dowódcę, Aniceta; zaszła z nim w ciążę i świadoma swej hańby dokonała zakazanej skrobanki.

Wszystko to brzmiało wiarygodnie tylko dla tych, którzy nie znali Oktawii. Ja czytałem to przemówienie z wielkim zdumieniem – przecież byłem obecny na rozprawie zamkniętej! Zrozumiałem jednak, iż przesada jest konieczna ze względów politycznych – wszak Oktawia cieszyła się wielką sympatią narodu.

Dla zapobieżenia demonstracjom Neron rozkazał bezzwłocznie zniszczyć wszystkie posągi Oktawii. Znaleźli się wszakże ludzie, którzy na znak żałoby zabrali je do swoich domów. Oświadczenia Nerona senat nie omawiał. Ściśle mówiąc – posiedzenia senatu jakby nie było, bo nie zebrała się odpowiednia liczba senatorów.

Dwanaście dni po rozwodzie Neron zawarł związek małżeński z Poppeą Sabiną. Uroczystości weselne nie były wcale huczne, ale podarunków ślubnych napłynęło tyle, że zapełniono nimi całą salę na Palatynie.

Neron kazał – jak to zawsze robił – sporządzić dokładną listę darczyńców, aby każdemu złożyć oficjalne podziękowanie. Krążyły pogłoski, że równocześnie przygotowano wykaz tych senatorów i ekwitów, którzy darów nie przysłali bądź z powodu deklarowanej choroby nie uczestniczyli w uroczystościach ślubnych. Dlatego wraz z darami z prowincji napłynęła do Palatynu cała lawina spóźnionych darów weselnych z Rzymu wraz z wyjaśnieniami i przeprosinami. Rzymska rada żydowska ofiarowała Poppei szczerozłotą toaletę, dekorowaną motywem winnej latorośli, wartości pół miliona sestercji.

W miejsce posągów Oktawii wznoszono posągi Poppei. Zgodnie z rozkazem Tygellina pretorianie dzień i noc trzymali przy nich wartę. Kilka dobrodusznych osób, które chciały ozdobić posąg girlandami, przez pomyłkę oberwało kamieniami lub rękojeścią miecza po głowie.

Pewnej nocy głowę posągu Nerona na Kapitelu nakryto workiem. Wiadomość o tym lotem błyskawicy rozeszła się po Rzymie. Wszyscy świetnie zrozumieli aluzję, jaka kryła się pod tym czynem. Stare prawo stanowiło, że ojco- lub matkobójcę należało wpakować do worka razem ze żmiją, kotem i kogutem i zabić. O ile wiem, był to pierwszy oficjalny sygnał uznania przez opinię publiczną, że Neron jest matkobójcą.

Mój teść, Flawiusz Sabin, bardzo ubolewał nad szerzącymi się w mieście nastrojami. Pewnego dnia na marmurowej posadzce Palatynu znaleziono żywą żmiję; rozkazał straży miejskiej baczne śledzenie każdego potencjalnego wywrotowca. W następstwie tego rozkazu zatrzymano żonę bogatego ekwity, która wyszła wieczorem na spacer, trzymając za pazuchą ulubioną kotkę, a także pobito jakiegoś niewolnika, który niósł do świątyni Eskulapa koguta na ofiarę w intencji powrotu do zdrowia swego ojca. Te poczynania straży wzbudziły ogólną wesołość. I chociaż z całą pewnością Sabin miał najlepsze zamiary, to Neron do tego stopnia się rozgniewał, że na jakiś czas pozbawił go stanowiska prefekta miasta.

Każdy, kto tylko umiał rozsądnie myśleć, wyraźnie widział, że usunięcie Oktawii wykorzystano jako pretekst do zniesławienia Nerona. Poppea Sabina była kobietą piękniejszą i mądrzejszą od wiecznie nadąsanej Oktawii, ale faktycznie było to już trzecie jej małżeństwo. Opozycja poszła na całego.

Pamiętam, że wielokrotnie w tamtych dniach chwytałem się za szyję i zastanawiałem nad tym, co odczuwa człowiek, kiedy ścinają mu głowę.

Niebezpieczeństwo przewrotu wojskowego było bliskie. Pretorianie nie lubili Tygellina, bo miał niskie pochodzenie i swego czasu handlował końmi, a ponadto utrzymywał żelazną dyscyplinę wśród podwładnych. Natomiast ze swoim nowym najbliższym współpracownikiem, Rufusem Feniuszem, popadł w taki konflikt, że nie mogli przebywać w jednym pomieszczeniu. Jeden z nich natychmiast wychodził. Zazwyczaj tym kimś był Rufus.

My, przyjaciele Nerona, którzy szczerze życzyliśmy mu jak najlepiej, zebraliśmy się na Palatynie na naradę. Tygellin był z nas najstarszy i miał najsilniejszy charakter. Chociaż nikt z nas go nie lubił, właśnie jemu pierwszemu pozwoliliśmy zabrać głos.

– W samym Rzymie mogę zapewnić ład, a tobie, cesarzu, bezpieczeństwo. Lecz w Massylii przebywa banita Sulla i ma poparcie Antonii. Bardzo zbiedniał i już przed laty osiwiał od doznanych upokorzeń. Z pewnych źródeł wiadomo mi, że nawiązał kontakty z arystokracją galijską, która czci Antonię jako córkę Klaudiusza i spadkobierczynię sławnego imienia. Legiony germańskie rozlokowane są tak blisko Massylii, że już sam fakt pobytu tam Sulli stanowi zagrożenie dla państwa i dobra ogółu.

Neron przyznał mu rację i dodał ze smutkiem:

– Nie rozumiem dlaczego nikt nie kocha Sabiny Poppei jak ja? Jest obecnie bardzo drażliwa i nie można jej denerwować!

– Jeszcze większe zagrożenie stanowi Plaucjusz – ciągnął Tygellin. – Wielkim błędem było zesłanie go do Azji, gdzie i tak stale wybuchają niepokoje. Jest wnukiem Druzusa! Kto zagwarantuje wierność Korbulona i jego legionu? Jego teść, senator Lucjusz Antystus, wysłał wyzwoleńca, aby zachęcić Plaucjusza do wykorzystania sytuacji. Wiem o tym z pewnych źródeł. Poza tym jest on bardzo bogaty. W przypadku człowieka żądnego sławy bogactwo jest równie niebezpiecznie jak nędza!

– W pewnym stopniu znam problemy Azji – wtrąciłem się do rozmowy. – Podobno Plaucjusz otacza się jedynie filozofami. Etrusk Musoniusz, znany jako dobry przyjaciel najsłynniejszego na świecie Apolloniusza z Tiany, dobrowolnie towarzyszył mu na wygnanie.

– A widzisz, Neronie? – Tygellin triumfalnie klasnął w ręce. – Filozofowie są najbardziej niebezpieczni, gdy do młodych uszu sączą zuchwałe opinie o tyranii i wolności!

– A któż mógłby mnie nazwać tyranem!? – zawołał głęboko urażony Neron. – Dałem narodowi więcej wolności, niż którykolwiek władca przede mną! Każdą moją propozycję pokornie przedkładam senatowi do rozważenia!

Wszyscy pospieszyliśmy zapewnić, że jest najulubieńszym i najszlachetniejszym władcą, jakiego można sobie wyobrazić. Ale teraz idzie o dobro państwa, a nie ma niczego straszniejszego niż wojna domowa.

W tej chwili wtargnęła do sali skąpo odziana Poppea Sabina z rozpuszczonymi lokami. Zanosząc się płaczem rzuciła się na posadzkę, wsparła piersiami o kolana Nerona i błagała:

– Nie dbam o siebie, ani o własną pozycję, ani nawet o nasze nie narodzone dziecko, lecz twoje życie, mój ukochany, jest w niebezpieczeństwie! Zawierz Tygellinowi! On wie, co mówi!

– Poppea Sabina niewątpliwie poroni, jeśli nie zapewnimy jej spokoju – wołał przerażony przyboczny lekarz Poppei, który przybiegł za nią i delikatnie usiłował oderwać od stóp Nerona.

– Nie odzyskam spokoju, jak długo ta ohydna baba będzie knuła intrygi na Pandatarii – zawodziła Popeea. – Unikała twego małżeńskiego łoża, uprawiała złośliwe czary i wielokrotnie próbowała mnie otruć! Dzisiaj z samego strachu wielokrotnie wymiotowałam.

– Kto wkroczył na określoną drogę, nie powinien się oglądać – oświadczył Tygellin. – Jako przyjaciel odwołuję się do twej szlachetności, cesarzu, skoro nie chcesz myśleć o własnym bezpieczeństwie. Narażasz nas wszystkich brakiem decyzji! Zamachowcy przede wszystkim zmiotą ze swej drogi tych, którzy ci sprzyjają, nie oglądając się na własne korzyści, jak na przykład Seneka. Przed koniecznością i bogowie się uginają!

– Wszyscy bądźcie mi świadkami, że jest to najcięższa chwila mego życia! – prosił Neron, wylewając łzy rozpaczy. – Moje osobiste uczucia muszą ustąpić przed koniecznością polityczną!

Twarda twarz Tygellina pojaśniała i wyciągnął rękę w geście pozdrowienia:

– Teraz jesteś prawdziwym władcą, Neronie! Zaufani pretorianie są już w drodze do Massylii. Na wypadek zbrojnego sprzeciwu wysłałem cały manipuł. Nie mogłem znieść myśli, że ci banici wykorzystaliby sytuację i wyrwali ci władzę, zadając ojczyźnie straszliwe szkody!

Zamiast rozgniewać się na Tygellina za nadużycie władzy, Neron odetchnął z ulgą i zaczął go chwalić jako swego najlepszego druha. Potem z roztargnieniem zapytał, ile dni trwa szybki przejazd na Pandatarię…

Zaledwie kilka dni później Poppea Sabina spytała mnie w tajemnicy:

– Chcesz ujrzeć najlepszy prezent ślubny, jaki otrzymałam od Nerona?

Zaprowadziła mnie do swych pokoi, zdjęła z wiklinowego kosza pobrudzoną serwetę i pokazała bezkrwistą głowę Oktawii. Krzywiąc uroczy nosek powiedziała:

– Fuj, zaczyna cuchnąć i muchy po niej łażą! Lekarz kazał mi ją wyrzucić, ale lubię od czasu do czasu spoglądać na ten prezent, bo on mnie upewnia, że jestem małżonką cesarza! A wiesz, że gdy przyszli pretorianie, żeby ją zanieść do gorącej łaźni, gdzie otworzono jej żyły, krzyczała jak mała dziewczynka, która stłukła lalkę: „Nic złego nie zrobiłam!" A przecież miała już dwadzieścia lat! Chyba jednak w jakimś stopniu była niespełna rozumu. Czy to wiadomo, kto był jej ojcem? Nie tylko cesarz Klaudiusz, ale i Kaligula był wariatem!

Neron żądał, aby senat nakazał ofiary dziękczynne w świątyniach Kapitelu na cześć odsunięcia zagrożenia politycznego. Po dwunastu dniach przywieziono z Massylii przedwcześnie posiwiałą głowę Korneliusza Sulli; tym razem senat zarządził ofiary już z własnej inicjatywy.

W mieście krążyły natarczywe pogłoski, że Plaucjusz wzniecił w Azji powstanie. Utrata Wschodu i wojna domowa stały się tak prawdopodobne, że wzrosły ceny złota i srebra, a kilku co bardziej nerwowych obywateli zaczęło za marne grosze wyprzedawać ziemię na wsi i domy w mieście. Wykorzystałem tę sytuację do dokonania kilku korzystnych transakcji. Pobieżnie licząc wzbogaciłem się o pięć milionów sestercji.

Kiedy w końcu przybyły z Azji opóźnione przez wichry morskie statki i przywiozły głowę Plaucjusza, nastąpiło ogólne odprężenie. Nie tylko senat, ale nawet poszczególni obywatele składali ofiary dziękczynne. Neron wykorzystał poprawę nastrojów społecznych, aby przywrócić Rufusowi stanowisko nadzorcy handlu zbożem; jednocześnie podniósł go do rangi prokuratora państwowych magazynów zbożowych. Tygellin przeprowadził lustrację oddziałów pretoriańskich i sporą grupę żołnierzy odesłał do kolonii weteranów w Puteoli na wcześniejszą emeryturę.

W uroczystych pochodach i ofiarach dziękczynnych oczywiście brał udział Seneka. Wiele osób zwróciło uwagę na jego chwiejny chód i trzęsące się ręce. Cóż, przecież skończył już sześćdziesiąt pięć lat. Znacznie utył, twarz mu nabrzmiała, a wystające kości policzkowe zsiniały. Neron w miarę możliwości stronił od niego i nigdy nie chciał zostawać z nim sam na sam. Widocznie obawiał się wymówek byłego preceptora. Ale któregoś razu Seneka poprosił o oficjalną audiencję. Neron na wyszelki wypadek zebrał wokół siebie przyjaciół. Przypuszczał, że Seneka zacznie mu publicznie stawiać zarzuty. Tymczasem filozof postąpił zupełnie odwrotnie. Wygłosił piękne przemówienie, sławiąc dalekowzroczność i nieugiętość, jaką Neron wykazał ocalając ojczyznę z niebezpieczeństwa, którego starzejące się oczy Seneki nie potrafiły dostrzec.

– Dojrzałeś na cesarza, jakiego potrzebuje arystokracja – wywodził. – Czternaście lat temu miałem możność zetknięcia się z tobą, gdy byłeś jeszcze dzieckiem, ale dzieckiem budzącym nadzieje, że wyrośnie zeń władca godnie kontynujący osiemsetletnie tradycje Rzymu. Obarczyłeś mnie takimi honorami i majętnościami, że dłużej już nie mogę dźwigać ich ciężaru. Czymże miałem odwdzięczyć ci się za te dobrodziejstwa? Tylko rozwijaną w samotności wiedzą filozofa. Dziadek twojej babki, boski August, zezwolił swemu wiernemu słudze Agrypie odejść na odpoczynek do odległej Mityleny, zaś Mecenasowi cieszyć się odpoczynkiem weterana w samym mieście, gdzie żył w odosobnieniu, jakby znajdował się poza granicami Rzymu. Nie uważam, żem godny porównywać się do tych wielkich mężów, ale tak jak oni doszedłem do mety. Dałeś mi wszystko, co władca może dać przyjacielowi, a nawet więcej, i to wzbudza zawiść postronnych. O ciebie oczywiście się nie obawiam, ale bogactwo stało mi się najcięższym brzemieniem. Jestem już stary, nie potrafię sobie z nim radzić. Potrzebuję pomocnej dłoni. Pozwól, by twój prokurator zaopiekował się moim majątkiem, bo nie mogę już nawet się go doliczyć! Zabierz go ode mnie! Nie zbiednieję! Kiedy blask próżności przestanie mnie oślepiać, będę mógł wrócić do ćwiczeń ducha. Jesteś w rozkwicie wieku męskiego i wprawiłeś się w rolę władcy. My, twoi starzy przyjaciele, możemy w spokoju ducha udać się na odpoczynek!

Nie jestem chciwy, choć tak się o mnie mówi. Jednakże trzysta milionów sestercji wystarczyłoby do podziału między wielu. Zdaje się, że wszyscy poruszyli się z zainteresowaniem, gotowi przyjąć na własne barki brzemię bogactwa zmęczonego życiem i troskami Seneki. Wszem wiadomo było, że jego ogrody i posiadłości wiejskie przewyższały wszystko, czym sam Neron mógł się pochwalić.

Skoro Seneka nie robił mu żadnych wymówek, cesarz rozpogodził się, rzucił nam porozumiewawcze spojrzenie, przybrał wyraz smutku i przemówił z emfazą:

– Pierwszym i najlepszym darem, jakim mnie obdarzyłeś, mój ukochany mistrzu, jest takie przygotowanie mnie do życia, że oto z miejsca mogę odpowiedzieć na twoje wystąpienie. Nauczyłeś mnie wszak przemawiać zarówno po starannym przygotowaniu, jak i bez niego. To prawda, że w czasie wojny i zagrożeń nie broniłeś mnie z mieczem w ręku, jak Mecenas czy Agrypa, walczący za sprawę mego pradziada Augusta. Za to rozwijałeś i wspierałeś mnie w młodości najmądrzejszymi radami i naukami! Jeśli więc w tym czasie także wzbogaciłeś się, to gromadzenie bogactwa jest wyłącznie twoją sprawą. O ile mi wiadomo, dotychczas nikt, przynajmniej oficjalnie, nie oskarżył cię, że na skutek ściągania odsetek od pożyczek, udzielonych w Brytanii i gdzie indziej, państwo poniosło szkody. Wielu mniej znakomitych od ciebie mężów otrzymało w darze większe bogactwa. Czyżbym ja był gorszy od Klaudiusza? – Tu obrócił się ku nam, wyjaśniając: – Mam na myśli Pallasa. Moja hojność nie mogła przysporzyć ci tak wielkich bogactw, jakie nagromadził Woluzjusz dzięki systematycznemu oszczędzaniu. Wstydzę się nawet wymienić wyzwoleńców, z których wielu ma jeszcze większe majątki. Stan twego zdrowia jest prawie nienaganny, zupełnie dobrze potrafisz zajmować się sprawami państwowymi i wykorzystać należycie zapłatę za twoje trudy. Jak sam wiesz najlepiej, stawiam dopiero pierwsze nieśmiałe kroki jako prawdziwy władca. Doprawdy, czyżbym mógł cokolwiek osiągniąć bez ciebie?! W tych pierwszych trudnych latach wieku męskiego, ilekroć wstępowałem na złą drogę, zawsze potrafiłeś mnie powstrzymać. Ty jedyny przestrzegasz mnie przed uczestniczeniem w wyścigach i ośmielasz się krytykować mój głos, gdy występuję jako śpiewak. Dlatego ja ośmielam się być w stosunku do ciebie uczciwy. Nie wolno ci myśleć, że skoro chcesz przekazać mi swój majątek, zacznę wychwalać twoją bezinteresowność, ani że uznam za szczerą deklarowaną chęć odpoczynku, jeśli mnie porzucisz. Przecież wszyscy będą uważali wówczas, że jestem chciwy, a ty boisz się mojego gniewu. Może i osiągnąłbyś sławę, zrzekając się bogactwa, ałe mnie, twojemu przyjacielowi, przyniosłoby to tylko wstyd. Takie postępowanie nie przystoi filozofowi!

Tu Neron objął go i wielokrotnie ucałował, mówiąc:

– Gdy byłem chłopcem, zabraniałeś mi, abym cię całował, aby uniknąć brzydkich posądzeń i pośmiewiska. Teraz jednak, w obecności tylu przyjaciół, mogę to chyba uczynić, aby ci dowieść czystości moich myśli i szczerości intencji?

Po tym zadziwiającym wydarzeniu Seneka wycofał się z życia politycznego, zwolnił swoją oficjalną eskortę i przeniósł się na stałe na wieś, do wspaniałej posiadłości przy Via Praeneste. Skarżył się na kiepskie zdrowie i twierdził, że pisze rozprawę o radości życia w samotności. Mówiono, że przestrzega surowej diety i do tego stopnia unika ludzi, że z pewnością nie ma zbyt wiele uciechy z wykorzystywania bogactwa.

Przypadł mi zaskakujący zaszczyt: wybrano mnie na pretora nadzwyczajnego, to znaczy na czas między okresami urzędowania stałych pretorów. Tygellin wystarczająco się zbłaźnił w trakcie procesu przeciwko Oktawii i potrzebował do pomocy w sprawowaniu funkcji pretora kogoś, kto miałby choć trochę wykształcenia prawniczego. W kręgach bliskich Neronowi krążyły bezczelne pogłoski, że to cesarz uważał za właściwe, aby oprócz darów rozdzielić między nas, jego otoczenie, stanowiska urzędowe. W ten sposób umożliwił nam zakosztowanie przywilejów, wynikających z nadanego tytułu, chociaż piastowaliśmy stanowiska tylko chwilowo.

Tytuł pretora zawdzięczam chyba przyjaźni z Poppeą oraz przekonaniu Tygellina, że jestem człowiekiem bezwolnym. Zdenerwowany złymi nastrojami społecznymi, będącymi następstwem morderstw politycznych, a także niezbyt pomyślnym przebiegiem ciąży Poppei, Neron odczuwał potrzebę zaprezentowania się jako dobry władca. Osiągnął to między innymi przez przekazanie pretorom do rozstrzygnięcia zastarzałych zagranicznych spraw sądowych.

Sądzę też, że wiarę Nerona w siebie wzmocnił niespodziewany znak wieszczy. Przy nagłej zmianie pogody piorun uderzył w złoty puchar, który trzymał w ręku. Osobiście nie wierzę, że piorun uderzył w sam puchar, a tylko na tyle blisko, że ten wypadł Neronowi z ręki. Wydarzenie próbowano utajnić, ale i tak dotarło do miasta i interpretowano je jako złowróżbne.

Starożytna tradycja kapłańska mówi, że człowiek, w którego grom uderzy, ale nie pozbawi go życia, staje się święty i niemal równy bogom. Neron, który bezkrytycznie wierzył w przepowiednie, skwapliwie skorzystał z tej tradycji i zaczął uważać się za świętego. Przez jakiś czas nawet próbował odpowiednio się zachowywać, zwłaszcza gdy podyktowane względami politycznymi zbrodnie zbytnio ciążyły na jego wrażliwym sumieniu.

W tym czasie gościł w Rzymie najsłynniejszy filozof naszych czasów, Apolloniusz z Tiany. Podobno kiedyś sformułował przepowiednię: „Coś fatalnego ma się stać, ale jednak się nie stanie". Uderzenie gromu wyglądało na prawdziwą przepowiednię!

Jeden z uczniów Apolloniusza wzbudził irytację cesarza, ponieważ w jego pięknym gimnazjonie wygłosił tezę, że łaźnie jedynie brudzą ciało, a bywanie w nich jest niedorzecznym spędzaniem czasu. Tygellin przepędził z Rzymu niefortunnego filozofa, ale kiedy spróbował wnieść pozew przeciwko samemu Apolloniuszowi, wówczas ten białobrody mędrzec podjął z nim czterogodzinną dysputę i zdołał go tak przerazić, że pozew wycofano. W zamian mistrz obiecał opuścić Rzym dobrowolnie.

Tygellin wyznaczył mi na urzędowanie pokój, który był zasypany zakurzonymi aktami. Wszystkie dotyczyły odwołań od orzeczeń sądowych, odrzucających prośby o obywatelstwo rzymskie. Tygellin wybrał kilka zwojów i wręczył mi je, mówiąc:

– Najpierw zajmij się tymi oto! Za prowadzenie tych spraw otrzymałem sporo prezentów. Wybrałem cię na pomocnika, ponieważ wykazałeś wiele elastyczności w trudnych sprawach, a ponadto jesteś tak bogaty, że twoja uczciwość jest poza podejrzeniami! Senat nie wyrażał się pochlebnie o twym mianowaniu. Postaraj się więc, aby opinia o nas, jako o ludziach sprawiedliwych, rozeszła się po wszystkich prowincjach! Gdyby ktokolwiek proponował ci dary – odmawiaj ich przyjęcia. Możesz natomiast nadmienić, że ja, jako prefekt, mogę sprawę przyspieszyć. Pamiętaj też, że przynajmniej ostateczna decyzja nie jest sprzedajna, bo jest decyzją samego Nerona, podjętą na podstawie naszego wniosku.

Zamierzał już wyjść, ale jeszcze na progu odwrócił się, żeby mi powiedzieć:

– Już od dwóch lat przetrzymujemy w łagodnym areszcie pewnego żydowskiego czarownika. Stale znajduje się w pisarskiej wenie i zasypuje listami Senekę. Trzeba go uwolnić, bo nie możemy teraz, gdy jest w ciąży, narażać Poppei Sabiny na żydowskie klątwy. Zresztą Poppeą zawsze bardzo sprzyjała Żydom. Nie chcę spotykać się z tym człowiekiem. Dość mam kontaktów z Apolloniuszem. Poza tym ten Żyd tak zaczarował wielu pilnujących go pretorianów, że nie byli zdolni do pełnienia służby.

Okazało się, że moje obowiązki nie były takie trudne, jak myślałem początkowo. Najwięcej spraw pochodziło z okresu urzędowania Burrusa, ponieważ po śmierci Agrypiny Neron odroczył wszystkie decyzje, aby zrzucić na niego niezadowolenie ze spowolnienia biegu spraw sądowych.

Z ciekawości przejrzałem akta wspomnianego przez Tygellina Żyda. Ze zdumieniem stwierdziłem, że chodzi o mojego starego znajomego, Szawła z Tarsu. Oskarżano go o zbezczeszczenie Świątyni w Jeruzalem. Oskarżenie pochodziło jeszcze z czasów, gdy prokuratorem Judei był Feliks.

Po śmierci Agrypiny Feliks został zwolniony ze stanowiska, ponieważ był bratem Pallasa. Nowy prokurator, Festus, wysłał Pawła do Rzymu w kajdanach. Z akt wynikało, że przez dwa lata był więziony w Rzymie.

Ponieważ sam utrzymywał swoich wartowników, pozwalano mu na swobodne poruszanie się po mieście. W aktach znalazła się także opinia Seneki, opowiadająca się za jego uwolnieniem. Nie przypuszczałem, że Paweł był na tyle zamożny, aby mógł opłacić odwołanie się do cesarza.

W ciągu dwóch dni wydzieliłem grupę spraw, w których Nero miał okazać swą sprawiedliwość i łaskę. Ponieważ jednak znałem Szawła-Pawła, postanowiłem odwiedzić go w jego siedzibie i uprzedzić, aby w czasie rozprawy nie rozdrażnił Nerona swym gadulstwem. Decyzja ułaskawienia była już gotowa.

Paweł wynajmował dwa pokoje w domu zamożnego Żyda, handlarza starzyzną. Wyraźnie posunął się w latach. Twarz miał pooraną zmarszczkami, a głowę całkiem łysą. Zgodnie z rozkazem trzymano go w kajdanach, ale pretorianie pozwalali mu pisać i przyjmować gości. Razem z nim mieszkało dwóch jego uczniów. Miał chyba nawet swojego lekarza imieniem Łukasz, Żyda z Aleksandrii. Domyślałem się, że Paweł był zamożny, skoro stać go było na wynajmowanie oddzielnego mieszkania i nie musiał gnieździć się na kupie we wspólnej cuchnącej izbie. Miał więc luksusowy areszt i przychylnych wartowników. Ponieważ nie był więźniem politycznym, nie było mowy o umieszczeniu go w najsurowszym karcerze mamertyńskim.

W aktach nazywał się Szaweł; to było nadal jego prawowite imię. Natychmiast mnie poznał i tak serdecznie powitał, że czym prędzej odesłałem z pokoju obydwu moich liktorów, aby oskarżyciele Pawła nie zaczęli przypadkiem mnie podejrzewać o stronniczość. Powiedziałem:

– Twoja sprawa jest na dobrej drodze. W najbliższych dniach otrzymasz decyzję. Cesarz okaże ci łaskę, bo oczekuje narodzin dziecka. Ty jednak, kiedy staniesz przed nim, musisz trzymać się w ryzach.

Paweł uśmiechnął się jak człowiek, który wiele w życiu widział, i rzekł z pokorą:

– Moim zadaniem jest głosić radosną nowinę zarówno w pomyślnym, jak i niepomyślnym czasie.

Zaciekawiony spytałem, czemu pretorianie uważają go za czarownika. Opowiedział mi długą historię, jak to w czasie podróży do Rzymu przeżył rozbicie statku. Doktor Łukasz chwilami wyręczał go w opowiadaniu. Paweł zapewniał, że oskarżenie zbezczeszczenia Świątyni w Jeruzalem jest zmyślone i bezpodstawne albo też wynika ze złej interpretacji. Dawno byłby wolny, gdyby zapłacił tyle, ile prokurator Feliks sobie życzył.

O Rzymianach wypowiadał się wyłącznie dobrze. Ocalili mu życie, przewożąc jako więźnia z Jeruzalem do Cezarei. Czterdziestu sfanatyzowanych młodych Żydów przysięgło głodować aż do chwili, gdy go zabiją. Paweł nie bez ukrytej ironii powiedział, że raczej nie umarliby z głodu. Konstrukcję swojej obrony opierał na fakcie, że był faryzeuszem. To stronnictwo cieszyło się dużym poparciem Rady Najwyższej Jeruzalem. Saduceusze bardzo rzadko uzyskiwali większość. Kiedy Festus ponownie rozpatrywał sprawę w Cezarei, oskarżyciele nie potrafili uzasadnić oskarżenia. W gruncie rzeczy Paweł był wdzięczny, że go pilnowano, ponieważ obawiał się zemsty prawowiernych Żydów nawet w Rzymie. Zapewniłem, że jego obawy są bezzasadne. Żydzi rzymscy otrzymali za czasów Klaudiusza surowe ostrzeżenie i odtąd unikali stosowania przemocy wobec chrześcijan. Również Kefas działał uspokajająco i doprowadził do odizolowania się chrześcijan od Żydów. Od siebie dodałem, że było to stosunkowo łatwe, ponieważ we wzrastającej liczbie zwolenników Jezusa Nazarejskiego obrzezani stanowili tylko niewielką mniejszość. Kiedy wspomniałem o Kefasie, miny Pawła i Łukasza zrzedły. Początkowo Kefas okazywał więźniom wielką przychylność. Dał im do pomocy najlepszego swego ucznia, tłumacza z języka greckiego, Marka. Przypuszczam, że Paweł wykorzystał tę pomoc niezupełnie zgodnie z intencjami Kefasa, bo wysłał Marka w daleką podróż, zlecając mu kierowanie założonymi przez siebie gminami chrześcijańskimi, traktując je jako własną zdobycz. Może dlatego teraz Kefas niechętnym okiem spoglądał, gdy chrześcijanie rzymscy słuchali skomplikowanych nauk Pawła.

Doktor Łukasz opowiadał, że dwa lata temu wyjechał z Cezarei do Galilei i Judei, aby od naocznych świadków zbierać relacje o życiu Jezusa Nazarejskiego, jego cudach i naukach. Z opowiadań robił dokładne notatki w języku aramejskim. Zamierza przygotować własne opracowanie o życiu Jezusa i wykazać, iż informacje Pawła są równie wszechstronne jak Kefasa. Koszty wydania książki obiecał pokryć pewien nawrócony przez Pawła bogaty Grek, Teofil.

To wszystko pozwoliło mi na wysnucie wniosku, że otrzymywali bogate wsparcia z gmin chrześcijańskich Koryntu i Azji, hołubionych zazdrośnie przez Pawła i izolowanych zarówno od ortodoksyjnych Żydów, jak i innych odłamów chrześcijaństwa. Ponieważ nie miał w Rzymie wystarczająco wielu zwolenników, przeto spędzał czas na pisaniu nawołujących do dyscypliny listów do tych gmin.

Myślę, że po wyjściu na wolność Paweł miał ochotę pozostać w Rzymie. Zdawałem sobie jednak sprawę, że jego nauki wywołują bezustanne konflikty, gdziekolwiek by występował. Kiedy go uwolnię, jak było przewidywane, ściągnę na swój kark nienawiść Żydów. Jeśli zostanie w Rzymie, to będą szemrać nie zgadzający się z nim chrześcijanie. Dlatego delikatnie zaproponowałam:

– Dwa sokoły na jednym polu to za dużo. Dla świętego spokoju byłoby najlepiej, gdybyś opuścił Rzym zaraz po uwolnieniu.

Paweł nachmurzył się, a doktor Łukasz gorąco zapewniał, że przybyli do Rzymu z pełnym błogosławieństwem Chrystusa. Najpierw przez wiele dni głosili swoje nauki wśród braci w Puteoli. Wierni Rzymianie, aby ich wysłuchać, musieli cały dzień wędrować z miasta. Wreszcie Paweł doszedł do wniosku, że Chrystus kazał mu być wiecznym tułaczem, któremu trudno utrzymać się w jednym miejscu. Pobyt w więzieniu przyjął jako duchową próbę. Otrzymał rozkaz, by wszystkie narody stały się dziećmi nauki Chrystusa. Zamierzał zgodnie ze swym planem wyruszyć w najbliższym czasie do Iberii. Jest tam wiele miast, założonych jeszcze przez Greków, a ich mieszkańcy do dziś posługują się głównie językiem greckim. Ja namawiałem, by powędrował aż do Brytanii.

Kiedy Paweł w kajdanach stanął przed Neronem, wcale nie zachował się tak-, jak mu gorąco zalecałem. Cesarz był w dobrym humorze i zauważył:

– Skoro ten więzień jest Żydem, to muszę go uwolnić, żeby Poppea się nie gniewała. W błogosławionym stanie bardziej niż dawniej czci żydowskiego Boga.

Łaskawie wyraził zgodę na włączenie zegara wodnego, aby odliczał czas mowy obrończej, a sam zagłębił się w przeglądanie akt następnej sprawy. Paweł dał wyraz swej radości, że może przed nim oczyścić się z zarzutów i prosił, aby cesarz cierpliwie go wysłuchał. Z pewnością bowiem nie w pełni zna żydowskie obyczaje i zagadnienia wiary. Rozpoczął od Mojżesza. Opowiedział też własny życiorys oraz o objawieniu mu się Jezusa Nazarejskiego, gdy prześladował jego uczniów.

Podsunąłem Neronowi do akt prywatną opinię prokuratora Festusa, który uważał Pawła za niegroźnego szaleńca: zbyt wiele wiedzy pomieszało mu w głowie. Król Herod Agrypa, najlepszy znawca religii żydowskiej, też postulował uwolnienie Pawła. Neron przytaknął i zaczął nadsłuchiwać, choć moim zdaniem niczego nie rozumiał. Paweł właśnie kończył:

– Dlatego musiałem słuchać głosu niebios. Och, gdyby i twoje oczy zamiast ciemności ujrzały jasność i gdybyś przeszedł spod władzy szatana na stronę Jezusa! Przez wiarę w niego otrzymałbyś odpuszczenie grzechów i dziedzictwo w gronie świętych!

W tej chwili zadźwięczał zegar wodny i Paweł musiał zamilknąć. Neron rzekł zadowolony:

– Dobry człecze! Wcale nie żądam, abyś o mnie pamiętał w swoim testamencie! Nie jestem chciwy! Powiedz to innym Żydom, jeśli tak oszczerczo o mnie sądzą. Dobrze zrobisz, pomodliwszy się do swego Boga w intencji mojej żony Poppei Sabiny. Biedna niewiasta wierzy nabożnie w tego samego Boga, o którym tak przekonywająco mówiłeś!

Rozkazał uwolnić Pawła z okowów i przesłać je jako ofiarę do Świątyni w Jeruzalem. Miał to być symbol jego miłości do wiary żydowskiej – ale Żydzi mieli prawo na to się zżymać. Paweł jako apelujący sam musiał opłacić koszty procesu.

W ciągu kilku dni załatwiliśmy większość spraw. Najczęstszą decyzją było ułaskawienie. Odłożyliśmy na bok te, które wedle Tygellina korzystniej będzie załatwić po śmierci skarżących się. Po dwóch miesiącach odszedłem ze stanowiska pretora. Oficjalnie podziękowano mi za pilną pracę i nieprzekupność. Także za plecami nie oczerniano już tak bardzo jak dotychczas.

Proces sądowy Pawła nie miał większego znaczenia. W historii zapisał się proces mordercy Pedanusa Sekundusa. Cały Rzym pasjonował się tą sprawą. Jak wspomniałem, Neron w ataku wściekłości zwolnił ze stanowiska prefekta mego teścia, a na jego miejsce mianował Pedanusa. W kilka tygodni później jego własny niewolnik zamordował go w łóżku sztyletem.

Nigdy nie wyjaśniono prawdziwego motywu zbrodni. Zapewniam jednak, że przynajmniej ja sam nie wierzę, aby mój teść maczał w tym palce.

Wedle prastarego prawa gdy niewolnik zabija swego pana, karze się śmiercią wszystkich niewolników zamieszkałych pod wspólnym dachem. Jest to prawo podyktowane długim doświadczeniem i względami ogólnego bezpieczeństwa. Pedanus jednak miał aż pięciuset niewolników! Lud zaczął się buntować i utrudniał dowożenie skazańców na miejsce kaźni. Dla rozpatrzenia sprawy zwołano zgromadzenie senatu. Zaskakująco wielu senatorów usiłowało przeszkodzić w realizacji wyroku – tak zwyrodniały już obyczaje! Kilku przyjaciół Seneki otwarcie głosiło, że niewolnik to też człowiek i nie godzi się karać niewinnych jak zbrodniarzy. Przeciwko tak wielkiej srogości przemawiali senator Pudens i mój ojciec. Wysunęli nawet argument, że zbrodnia niewolnika była tylko zemstą za przeżyte cierpienia.

Inni jednak słusznie pytali: kto będzie się czuł bezpieczny we własnym domu, jeśli ułaskawimy tych niewolników?! Nasi przodkowie ustanowili wszak to prawo, choć za ich czasów niewolnicy byli przywiązani do swych panów, jako że rodzili się w ich domach. Dzisiaj zaś niewolnikami są ludzie różnych narodowości, obyczajów i wyznań.

Proces po raz pierwszy ujawnił, że nawet niektórzy senatorowie potajemnie służą obcym bogom i próbują bronić swoich braci. Głosowanie, na szczęście dla Rzymu, przyniosło zwycięstwo zwolennikom przestrzegania prawa.

Otaczająca dom Pedanusa tłuszcza zbierała kamienie i groziła podpaleniem. Na pomoc policji miejskiej trzeba było wzywać pretorianów. Neron wystosował do narodu ostrą proklamację. Kilka kordonów wojska otoczyło ulice, przez które przewożono pięciuset niewolników na miejsce kaźni. Tłum rzucał klątwy i kamienie, ale do buntu nie doszło. Przypuszczalnie znaczną część niewolników Pedanusa stanowili chrześcijanie, ponieważ w tłumie krążyli ludzie, którzy nawoływali do spokoju i wyjaśniali, że zło trzeba dobrem odpłacać.

Korzyści z tej rozróby odniósł mój teść Flawiusz Sabin, który na powrót objął stanowisko prefekta. Senat zaś i lud mieli pożywkę do nie sończących się dysput. Tematem zainteresowania ludzi wrażliwych była również ciąża Poppei.

Pamięć ludzka jest krótka. Mądrzy ludzie zapewniali, że dzięki śmierci Oktawii i jeszcze groźniejszych jej zwolenników Rzym uniknął wielkiego nieszczęścia. Niektórzy nawet litowali się nad Neronem, który musiał wydać tak surowy wyrok, choć z natury jest szlachetny i przyjazny ludziom.

Neron chciał, aby jego dziecko przyszło na świat w miejscu jego urodzenia, czyli w Ancjum. Jakby sądził, że to jedno radosne wydarzenie zmiecie wszystkie tragiczne wspomnienia, związane z odziedziczoną po Agrypinie posiadłością ziemską! Jego zdaniem rozpalony słońcem i cuchnący Rzym nie jest zdrowy dla nowo narodzonego dziecka.

Miałem przyjemność spotkać się z Poppeą przed jej wyjazdem do Ancjum. Ciąża nie wpłynęła źle na jej urodę. Przeciwnie – szczęśliwy blask oczu dodawał jej kobiecego ciepła.

– Czy to prawda – spytałem ostrożnie – że służysz żydowskiemu Bogu? Takie chodzą pogłoski. Podobno nakłoniłaś Nerona, aby sprzyjał Żydom?

– Sam wiesz, że wróżba żydowska się spełniła! Kiedy było mi w życiu najtrudniej, obiecałam dla wzmocnienia swojej pozycji zawsze czcić Boga, który jest tak potężny, że nawet nie ma wizerunku, i Mojżesza. Nie miałabym odwagi jechać do Ancjum bez żydowskiego lekarza. Biorę też ze sobą mądre żydowskie baby, ale na wszelki wypadek również wykształconych lekarzy greckich i rzymskich.

– Nie zamierzasz chyba obrzezać Nerona? – zapytałem złośliwie.

– Nie waż się kpić ze świętości! – krzyknęła rozgniewana. – Znam opowiadanie o pobożnych niewiastach, które pełniąc służbę niewidzialnemu Bogu wywierały bardzo dobry wpływ na swoich mężów, ta służba zmyła ich grzechy, jak w kąpieli myje się ciało, a ich potomkowie osiągnęli niezmierne łaski!

– Czy słyszałaś coś o Jezusie Nazarejskim, królu żydowskim? – spytałem.

– Wiem, że jest wielu świętych żydowskich mężów – odparła Poppeą z grymasem. – Ich prawo jest surowe. Lecz jako niewiasta delikatna i zajmująca tak wysoką pozycję, nie muszę przejmować się prawem. Mam tylko uznawać rogatego Mojżesza i nie wolno mi pić krwi.

Zrozumiałem, że o religii żydowskiej ma tylko mętne wyobrażenie. Rzymianie bowiem w swej naiwności nie rozumieli bezpostaciowego Boga. Kamień spadł mi z serca. Gdyby Poppeą wiedziała, iż Żydzi nienawidzą Pawła jak szczura, nie dziękowałaby Neronowi i mnie za to, że go uwolniliśmy, by kontynuował swoją rozbijacką działalność wśród Żydów.

Poppeą zatem wyjechała do Ancjum, a ja szczerze życzyłem jej dobrego i szybkiego rozwiązania. W okresie oczekiwania na nie Neron był uciążliwym towarzyszem. Żądał pochwał po każdym występie muzycznym. Kiedy powoził rydwanem, musieliśmy sławić jego kunszt woźnicy. Korzystał z wolności i pił całymi nocami. Żadnym towarzystwem nie gardził. Znów po kryjomu odwiedzał Akte i nawiązywał przypadkowe stosunki z arystokratkami, które nie dbały o wierność małżeńską. Tygellin doprowadzał mu też swoich męskich faworytów. Kiedy na ten temat dyskutowaliśmy, Neron powoływał się na wzory greckie:

– Jestem święty, skoro grom uderzył w puchar w moim ręku. To był znak, że po śmierci ogłoszą mnie bogiem. A bogowie są hermafrodytami! Gdybym się nie kochał z pięknymi chłopcami, nie byłbym w pełni boski. Zresztą Poppeą nawet woli, abym się zabawiał z chłopcami, bo wszystkie kobiety są żądne władzy. Przynajmniej nie musi się bać, że któraś przez przypadek zajdzie ze mną w ciążę.

Bardzo rzadko spotykałem mego syna Jukunda. Barbus, jego wychowawca, przeniósł się do domu pani Tulii. Było to konieczne, ponieważ pani Tulia okropnie rozpieszczała Jukunda i spełniała wszystkie jego kaprysy. O mnie chłopiec zupełnie zapomniał.

W domu Sabiny w ogrodach bestiarium tolerowano mnie tylko wtedy, gdy potrzebne były pieniądze. Mały Lauzus był mi zupełnie obcy. Miał wyjątkowo ciemną skórę i mocno kędzierzawe włosy. Nie miałem ochoty brać go w ramiona ani się z nim bawić. Sabina zarzucała, że jestem wyrodnym ojcem.

Zorientowałem się, że w grupie pogromców zwierząt było wystarczająco wielu tatusiów, którzy się z nim bawili. Ilekroć bodaj popatrzyłem na chłopca, natychmiast zjawiał się Epafrodyt, jakby chciał udowodnić, że chłopiec lepiej się czuje w jego towarzystwie. Sabina zieleniała ze złości i krzyczała, żebym nie mówił tak przynajmniej przy obcych.

Moja żona miała arystokratyczne przyjaciółki, które przyprowadzały dzieci, aby oglądały zwierzęta, a one same podziwiały ryzykowne sztuczki pogromców. W najbardziej luksusowych domach modne było trzymanie gazeli i gepardów. Miałem wiele kłopotów z cwaniactwem ludzi, którzy naruszali moje prawo wyłączności, przywozili i sprzedawali zwierzęta po zaniżonych cenach. Sam sprowadziłem do Rzymu wielkie brytyjskie psy, brytany, i sprzedawałam ich szczenięta, uzyskując wysokie ceny.

Wreszcie Poppeą Sabina urodziła zdrową córeczkę. Neron cieszył się z niej, jak z syna. Poppeę obsypał podarunkami i w ogóle zachowywał się jak oszalały ze szczęścia młody ojciec. Cały senat pojechał do Ancjum z gratulacjami. Podobnie zresztą uczynili wszyscy co znamienitsi obywatele. Statki przybrzeżnej żeglugi były zapełnione po brzegi. Stosunkowo wygodną drogę z Arycji do Ancjum tak zapchały wozy i lektyki, że ruch był ogromnie ograniczony. Jeden z moich wzyzwoleńców dorobił się fortuny, bo tuż przy trakcie zorganizował tymczasowe miejsca noclegowe i posiłki.

W dawnej sali kolumnowej domu Agrypiny w Ancjum senat zwołał uroczyste posiedzenie i wyznaczył trzy dni modłów dziękczynnych. Przyznano fundusze na odnowienie świątyni Pomony. Postanowiono wykonać złoty posąg dla świątyni Jupitera Kustosza, a ludowi zafundować widowiska.

Nowo narodzona córka Nerona oprócz imienia Klaudia otrzymała zaszczytny tytuł augusty. Któryś podchmielony senator zaproponował, aby ten sam zaszczyt przyznać Sabinie Poppei. W obecności Nerona nikt nie ośmielił się zaprotestować. Poppeą Sabina wysłała w darze złote precjoza do Świątyni w Jeruzalem. Jej żydowski lekarz otrzymał obywatelstwo rzymskie.

Ja również starannie się przygotowałem. W czasie trwania modłów dziękczynnych zorganizowaliśmy w drewnianym amfiteatrze tak imponujące walki zwierząt, że nie chwaląc się, pobiły one na głowę gonitwy rydwanów w Cyrku Wielkim. Moje widowisko zaszczyciły obecnością kapłanki Westy. Zapewniano mnie, że tresurę przekształciłem w sztukę.

Przebrana za amazonkę Sabina jechała na złotym rydwanie ciągnionym przez cztery lwy. Otrzymała ogromne brawa od publiczności. Po nieprawdopodobnych trudnościach udało mi się sprowadzić z Afryki goryle – problem polegał na tym, aby dostać młode egzemplarze. Powierzyłem wychowywanie ich żółtoskórym karłom, które w głębi Afryki żyją w związkach z wielkimi małpami.

Nauczyliśmy małpy posługiwania się kamieniami i bronią i walki między sobą. Najlepiej wyszkolone ubraliśmy w stroje gladiatorów. Niektórzy widzowie brali je za ludzi. Wybuchła nawet na ten temat sprzeczka, która przerodziła się w bójkę. Jeden uczestnik bójki zginął, a dziesięciu odniosło obrażenia. Innymi słowy – widowisko wypadło tak dobrze, jak tylko można było sobie wymarzyć. Tym razem zwróciły mi się wszystkie poniesione koszty. Seneka nie pilnował już tak zaciekle kasy państwowej, a Neron nie znał wartości pieniądza i nie dostrzegał różnicy między finansami państwowymi a prywatnymi. Wystawiłem podwójne rachunki i zdobyte w ten sposób pieniądze za pośrednictwem wyzwoleńców ulokowałem w domach czynszowych w Rzymie i posiadłościach ziemskich w Cerei.

Przystąpiłem również do spółki, wznoszącej pierwszy w Rzymie dom o czternastu piętrach. Centrum miasta było tak nieprawdopodobnie przeludnione, że koniecznym stało się wyciąganie domów wzwyż. Olbrzymią część dobrych parceli zajmowały ogrody patrycjuszy i nowobogackich, jako że najwytworniejszym luksusem jest posiadanie wypielęgnowanego ogrodu. Stara zamożna arystokracja dla zyskania sobie przychylności ludu pozwalała na spacerowanie po alejkach, podziwianie starych drzew, fontann i rzeźb greckich. Wpuszczani do ogrodów musieli zachowywać się należycie, nie gzić się po krzakach ani nie wycinać swoich inicjałów na korze drzew.

Ojcowskie szczęście Nerona nie trwało długo. Była dżdżysta jesień. Tybr wystąpił z brzegów, a wraz z trującą mgłą szerzyło się po mieście zapalenie gardła. Dla osób dorosłych nie było ono groźne, ale niemowlęta masowo umierały.

Neron również zachorował, ochrypł, mówił szeptem i bał się, że na zawsze stracił głos. Błagalne modły o uratowanie tego skarbu zanoszono we wszystkich możliwych świątyniach; opłacano je z kasy państwowej i prywatnych. Ledwo jednak zaczął dochodzić do siebie, rozchorowała się jego córeczka i po kilku dniach, mimo wysiłku wszystkich lekarzy i odprawiania specjalnych żydowskich modłów, zmarła. Zmęczona czuwaniem przy chorej i przybita tą śmiercią Poppea zachowywała się jak szalona. Przede wszystkim obarczała odpowiedzialnością Nerona, który mimo choroby wiecznie trzymał dziecko w ramionach i obcałowywał je.

Z kolei Neron zabobonnie twierdził, że zarówno oficjalne, jak i prywatne modły nie były wystarczające dla ratowania jego głosu. Bogowie zażądali życia Klaudii! To potwierdzało jego przekonanie, że wyrosłaby z niej wielka artystka i powiększało rozpacz.

Wstrząśnięty tragedią senat natychmiast ogłosił Klaudię boginią. Zmarłej przyznano sarkofag godny bogów, postanowiono też wznieść na jej część świątynię i powołać specjalne kolegium kapłańskie. Neron był głęboko przekonany, że w nowej świątyni odprawia się modły i składa ofiary bogom w intencji jego głosu. Aby nie zachwiać tego przekonania, kolegium kapłańskie przyjęło pewien tajny rytuał, którego nie wolno było zdradzać nikomu postronnemu. A głos Nerona naprawdę stał się mocniejszy, podobnie jak to miało miejsce po śmierci Agrypiny. Teraz miał metalowy rezonans i słodycz płynnego miodu. Jak twierdzili słuchacze, jego głos wywoływał u nich drgania podbrzusza. Co do mnie, nie odczuwałem żadnych drgawek, ale powtarzam, co mówili specjaliści.

Ponieważ zapewniano Nerona, że śpiewak musi mieć dużo ciała wokół kości, aby mogło wytrzymać obciążenie głosem, więc postarał się utyć. Poppea spoglądała na to chętnym okiem; wolała, aby czas spędzał na śpiewaniu niż na rozpuście.

Przez całą zimę po śmierci swojej córeczki Neron ćwiczył głos, a sprawy państwowe uważał za zbędne obciążenie. Opuszczał posiedzenia senatu, bo się bał, że zziębnie od zimnej posadzki kurii. Kiedy się już zjawiał – zazwyczaj przychodził piechotą – owijał nogi wełnianymi onucami. Zawsze wstawał i kornie stał, gdy konsul przemawiał do niego, ale wystarczyło, aby raz kichnął, a natychmiast wychodził, zostawiając nawet bardzo ważne sprawy do rozstrzygnięcia komisjom senackim.

Zimą, pewnego dnia przed świętami Saturna, przyszła Klaudia. Miała do omówienia w cztery oczy bardzo ważną sprawę. Załatwiłem więc wszystkie kwestie bestiarium i odprawiłem klientów i wyzwoleńców; obawiałem się, że znowu zacznie się naprzykrzać z chrztem i nawracaniem grzeszników.

– Och, Minutusie! – zaczęła wyrzekać, załamując ręce. – Znalazłam się między młotem a kowadłem. Czuję się jak spłoszona mysz. Miotają mną to tu, to tam. Żałuję, że prosiłam cię o pomoc w uwolnieniu Pawła!

Kiedy się uspokoiła, powiedziałem, że istotnie wyłącznie na jej prośbę załatwiłem zwolnienie Pawła, ale miał on wyjechać z miasta i spory z Żydami prowadzić gdzie indziej. Ponieważ Paweł jest Żydem, cesarz wyraził zgodę. – Ale co się stało? – spytałem. – Czy nie wystarczy, że pozwalam, abyś wraz z domownikami codziennie o świcie odprawiała śpiewy i modły? Moich klientów to denerwuje i psuje mi opinię!

– Uwolnienie Pawła tak rozgniewało Żydów w Jeruzalem, że ukamienowali jednego z naszych pierwszych braci, Jakuba, który był filarem tamtejszej gimny! W Jeruzalem zaczęli tak strasznie prześladować naszych, że gmina apostołów postanowiła uciekać z miasta. Prokurator Festus nie tylko nie podejmuje żadnych przeciwdziałań, ale jeszcze podjudza fanatyków i Galilejczyków, żeby się wzajemnie zabijali. Judea pełna jest band, które zabijają cichych.

– To może chcesz, żebym odwołał prokuratora Festusa?! – spytałem złośliwie. – On jedynie realizuje naczelną zasadę polityki Rzymu: „Dziel i rządź!"

– Dużo złego mówią o Pawle – skarżyła się Klaudia. – Żydowscy chrześcijanie, którzy od początku byli obrzezani i dlatego uważają się za lepszych od innych, twierdzą, że Jakuba ukamienowano przez Pawła. Gdyby swoją hardością nie wzbudził głębokiej nienawiści w Radzie Najwyższej, to gminy by nie przepędzono! Zwolennicy Pawła skupili się wokół przemądrzałej Pryski i jej męża Akwili. Okazują przychylność tylko tym, którzy noszą wspaniałe szaty i złote pierścienie. A inni Żydzi chrześcijańscy czytają na zgromadzeniach list, który Jakub napisał przed śmiercią, i w którym przestrzega przed błędnymi naukami Pawła!

– Zmiłowania twojego Chrystusa nad tobą! – krzyknąłem. – To do mnie przychodzisz, żebym oddzielił ziarno od plewy? Pryskę znam. Nie dość, że ją wygnano, to jeszcze w Efezie wzięła sobie na kark Pawła, żeby go ukryć przed rozwścieczonymi przeciwnikami. Czy wy, chrześcijanie, nie potraficie bodaj między sobą żyć w zgodzie?!

– Ależ ja jestem tylko niewiastą! Paweł, Kefas i Jakub jeden przez drugiego przestrzegali mnie przed fałszywymi prorokami. W swoim liście Jakub ogłasza, że nadejście Pana jest bliskie i sędzia stoi w drzwiach. Zimny dreszcz mnie przejmuje, kiedy pomyślę, że drzewa będą z hukiem pękały, a to, co człowiek zbudował i cała ziemia stanie w morzu płomieni! Kefas też powiada, że tak będzie! Boję się, że nie byłam dość pokorna i nie wszystko dobrze rozumiałam.

– Może teraz zrozumiesz, czemu nie garnąłem się do przyjęcia chrztu, chociaż częściowo wierzę, że Jezus Nazarejski jest Chrystusem?! – wtrąciłem pospiesznie. – Nauka chrześcijan bulgocze jak wrzątek w kotle. Daleko jej do stateczności. Nie martw się, że Chrystus szybko nadejdzie. Mój ojciec uważa, że uczniowie źle zrozumieli mistrza, podobnie jak za jego życia błędnie odczytywali jego nauki. Sam Kefas przyznaje, że przez swoją nadgorliwość wielekroć źle go rozumieli. Ty masz być dobra, cierpliwa i nie mieszać się w uczone spory. Ufaj Kefasowi, który nie wywyższa się mimo dokonania wielu bezspornych cudów w imię Chrystusa. Mój ojciec wspomaga go doradztwem, chociaż swego czasu miał do niego ukryty żal za to, że tylko obrzezanym Żydom pozwalał iść za Chrystusem.

Klaudia słuchała mnie nadzwyczaj potulnie. Wyglądało na to, że jeszcze coś ją gnębi.

– Och, Minutusie! – jęknęła. – Zrobiłam coś, do czego boję się przyznać. Lecz spójrz wpierw na mnie! Czy nie zmieniłam się w twoich oczach?

Mówiąc szczerze, przez to swoje wieczne marudzenie i wymądrzanie o chrześcijaństwie była mi chwilami tak wstrętna, że nie miałem nawet ochoty na nią patrzeć. Teraz jednak, rozbrojony jej pokorą, spojrzałem i ze zdziwieniem zauważyłem, że ogorzałość niewolnicy zniknęła z jej lic.

Odziana była w piękne szaty, a włosy miała uczesane wedle najnowszej greckiej mody.

– Ależ wyglądasz jak rzymska arystokratka – klasnąłem ze zdumienia i dodałem z pochlebstwem: – Podejrzewam, że bierzesz kąpiel w oślim mleku!

Klaudia zaczerwieniła się aż po uszy.

– Dbam o wygląd nie z próżności, lecz dlatego, że powierzyłeś mej opiece cały swój olbrzymi dom. Największymi ozdobami niewiasty jest skromność i prostota serca. Lecz twoi klienci i handlarze mięsem szukają czegoś innego. Widzisz, miałam na myśli rysy twarzy. W mojej widać rysy cesarza Klaudiusza – dodała szybko.

– Nie, doprawdy nic takiego nie widzę – uspokajałem ją. – W starym Klaudiuszu nie było czego chwalić. Natomiast ty, kobieta dojrzała, jesteś piękna! Szczególnie teraz, gdy wyskubałaś za szerokie brwi!

– Na pewno się mylisz – rzekła nadąsana Klaudia, którą wyraźnie rozczarowały moje słowa. – Razem z ciocią Paulina odwiedziłam moją przyrodnią siostrę Antonię. Żal mi jej, jest taka samotna! Klaudiusz zamordował jej pierwszego męża, a Neron drugiego. Od kiedy wróciła z Massylii nikt nie utrzymuje z nią kontaktu. Te tragedie zmieniły jej spojrzenie na wiele spraw. Poczęstowała nas miodem i tortem owocowym i podarowała mi złotą siatkę na włosy. W obecnej sytuacji byłaby nawet skłonna oficjalnie uznać mnie za przyrodnią siostrę. Przecież tylko ona i ja zostałyśmy z całego rodu Klaudiuszów.

Przeraziłem się, bo dotarło do mnie, że wiedziona pychą znowu czepia się mrzonek.

– Czyś zapomniała, że sama wzmianka o twoim pochodzeniu sprowokowała Agrypinę?! – krzyknąłem. – Wątpię, by zaadoptowany przez Klaudiusza Neron był zachwycony, gdy usłyszy, że ma jeszcze jedną, nie znaną siostrzyczkę!

– Nie powiedziałam Antonii, co mnie spotkało – irytowała się Klaudia. – Dałam jej do zrozumienia, że kryjąc się przed Agrypiną mieszkałam w oddalonej prowincji. Uwierzyła. I kiedy przez miłosierdzie boskie wybaczyłam z całego serca Agrypinie, wszystkie złe wspomnienia się zatarły. Czy pamiętasz? Moją niewolniczą pokutą było zgolenie brwi i włosów. Czuję się całkowicie oczyszczona z grzechów, które zresztą nie były przeze mnie zawinione.

Spojrzała na mnie dziwnie błyszczącymi oczyma, ciężko westchnęła unosząc pełne piersi i obydwiema rękami schwyciła moją dłoń, jakby się bała, że ją odtrącę.

– Co wyprawiasz, nieszczęsna?! – spytałem.

– Minutusie! – zaklinała mnie – sam wiesz, że dłużej tak żyć nie możesz. Twój związek z Sabiną to żadne małżeństwo. Jesteś głupi, jeśli sam tego nie rozumiesz. Cały Rzym śmieje się z ciebie. W młodości składałeś mi pewne obietnice. Teraz dorosłeś i różnica wieku między nami nie jest już tak widoczna. Prawie jej nie widać. Minutusie! Ze względu na swoje dobre imię musisz się rozejść z Sabiną! – Patrzyła na mnie z pożądaniem i wywodziła dalej: – Chrześcijanin musi wystrzegać się nierządu. A słyszałam, że Jezus powiedział, iż mężczyzna, który spogląda na niewiastę z pożądaniem, już popełnia nierząd z tą niewiastą. O tym dopiero teraz się dowiedziałam. Ta wiadomość drąży me serce jak krwawiąca rana. Wiem, że dotyczy to również kobiet. Moje życie jest nie do zniesienia! Przecież codziennie cię widzę i całym sercem tęsknię za tobą! Całymi nocami rzucam się w pościeli jak ryba w sieci!

Poczułem się pochlebiony jej słowami. Spojrzałem na nią zupełnie innymi oczyma.

– Czemuś mi wcześniej tego nie powiedziała? – pytałem zdumiony.

– Przecież choćby z litości przyszedłbym przespać się z tobą którejś nocy. Do głowy mi to nie przyszło, przecież wiecznie wszczynałaś awantury!

– Nie potrzebuję twojej litości! – Klaudia szybko potrząsnęła głową.

– Pogrążyłabym się w grzechu, gdybym weszła do twojego łoża bez zawarcia związku małżeńskiego! Twoja wypowiedź świadczy najlepiej, jak zatwardziałe masz serce i jak nisko mnie cenisz!

Przez delikatność nie przypomniałem jej, jak nisko upadła, gdy ją znalazłem! Jej plany były tak głupie, że z przerażenia oniemiałem.

– Antonia może złożyć przed kapłankami Westy przysięgę, że jestem rzeczywiście rodzoną córką Klaudiusza, że pochodzę z jego krwi. Uczyni to chętnie, żeby zrobić na złość Neronowi. Wówczas małżeństwo ze mną byłoby dla ciebie korzystne. Gdybym urodziła dziecko, westalki mogłyby potwierdzić jego wysokie pochodzenie. Jeśli sytaucja się nie zmieni, nasz syn może osiągnąć najwyższe stanowisko! Antonia bardzo żałuje, że z żadnego małżeństwa nie miała dzieci.

– Czy widziałaś młode pędy na suchej głęzi? – spytałem złośliwie, bo nie mogłem się już powstrzymać. – Przypomnij sobie, co przeżyłaś!

– Jestem w pełni zdolna do rodzenia! – krzyknęła głęboko urażona.

– Świadczą o tym chociażby regularne miesiączki. Można powiedzieć, że oczyściłam swoją przeszłość. Sam mógłbyś się przekonać, gdybyś zechciał.

Próbowałem wymknąć się z pokoju, ale mnie złapała i sam nie wiem, jak w czasie tej szamotaniny doszło do zbliżenia. Cóż, krew nie woda, tym bardziej że od dawna nie tknąłem żadnej kobiety. Wkrótce zorientowałem się, że gorąco ją całuję, a Klaudia wcale nie panowała nad sobą. Później gorzko płakała i tuląc się do mnie tłumaczyła:

– Ten brak opanowania najlepiej świadczy o tym, że płynie we mnie diabelska krew Klaudiuszowi Jeśli jeszcze raz uda ci się nakłonić mnie do grzechu, będziesz musiał za to zapłacić. A teraz, jeśli jest w tobie choć odrobina honoru, pójdziesz stąd do Sabiny porozmawiać z nią o rozwodzie!

– Ależ ja mam z nią syna! – protestowałem. – Flawiusze nigdy by mi tego nie wybaczyli! Ojciec Sabiny jest prefektem miasta. Nie utrzymałbym się na swoim stanowisku!

– Nie chcę oczerniać Sabiny – oświadczyła Klaudia. – Wśród pracowników bestiarium są chrześcijanie, stąd wiem, że rozpustne życie Sabiny jest tematem publicznym.

– Sabina jest zimna i bezpłciowa! – stwierdziłem lekceważąco i roześmiałem pewny siebie. – Wiem to najlepiej. Nie, naprawdę nie mam żadnego argumentu, aby żądać rozwodu. Przecież ona nawet nie zgłasza pretensji, że ją zdradzam! Poza tym – za żadną cenę nie opuści lwiątek. Są dla niej ważniejsze ode mnie.

– Przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby nadal żyła w bestiarium!

– rozsądnie zauważyła Klaudia. – Ma tam swój dom, w którym rzadko bywasz. Po rozwodzie możecie pozostać przyjaciółmi. Zapewnij ją, że wiesz o wszystkim, ale chcesz rozwodu bez wynoszenia brudów z domu. Skoro w swojej głupiej naiwności wziąłeś w ramiona jej dziecko i nie możesz się z tego wycofać, to niech chłopiec zachowa twoje nazwisko.

– Chcesz przez to powiedzieć, że Lauzus nie jest moim synem?!- spytałem osłupiały. – Nie przypuszczałem, że jesteś tak podła! Gdzie twoja chrześcijańska dobroć?!

– Przecież każdy w Rzymie wie, że to nie jest twój syn! – krzyknęła Klaudia tracąc cierpliwość. – Sabina sypiała z pogromcami zwierząt, z niewolnikami, a nawet z małpami i jeszcze zachęcała do tego inne wysoko urodzone niewiasty! Neron śmieje się z ciebie za twoimi plecami, nie mówiąc już o twoich uroczych przyjaciółeczkach!

Podniosłem z podłogi togę, owinąłem się nią i jak mogłem najstaranniej układałem fałdy, choć ręka drżała mi z gniewu.

– Pójdę tylko dlatego, by udowodnić bezzasadność twej niewyparzonej gęby! – oświadczyłem głucho. – Pójdę i porozmawiam z Sabiną. A kiedy wrócę, to wychłoszczę cię przed ołtarzem mego ducha opiekuńczego, a potem wypędzę, uznając za niezdarną gospodynię, plotkarkę i intrygantkę. Wrócisz do swych chrześcijan w takich samych zgrzebnych szatach niewolnicy, w jakich tu przyszłaś!

Z rozwianymi fałdami togi, gnany wściekłością, pędziłem wprost do bestiarium, nie widząc ludzi na ulicy i nie odpowiadając na pozdrowienia. Nie pozwoliłem nawet, jak zwyczaj nakazuje, aby nomenclator zawiadomił żonę o moim przyjściu; Niewolnicy chcieli mnie zatrzymać, ale ja skoczyłem wprost do pokoi.

Sabina wyrwała się z objęć krzepkiego Epafrodyta, rozwścieczona rzuciła ku mnie i jak zraniona lwica krzyknęła, miotając z oczu płomienie:

– Jak ty się zachowujesz, Minutusie?! Czyś resztki rozumu postradał?! Epafrodytowi coś wpadło do oka i próbuję językiem to usunąć. Przecież półślepy nie może mi pomagać w tresowaniu lwów, które właśnie przybyły z Numidii.

– Na własne oczy widziałem, że to on szukał drzazgi u ciebie w pewnym miejscu! Dajcie mi miecz, żebym zabił tego bezwstydnego niewolnika, co hańbi moje małżeńskie łoże! – ryczałem rozwścieczony.

Sabina okryła gołe ciało i wstała, żeby zamknąć drzwi; kazała wyjść niewolnikom.

– Przecież wiesz, że tresujemy prawie nago – wyjaśniła polubownie. Skrawki szat drażnią lwy. A ty źle widziałeś! Masz natychmiast przeprosić Epafrodyta, żeś go nazwał niewolnikiem. Już dawno, po występach w amfiteatrze, otrzymał z rąk cesarza zarówno laskę wyzwoleńca, jak i obywatelstwo rzymskie.

Tylko częściowo mnie to przekonało i nadal żądałem miecza.

– Natychmiast zdasz mi rachunek z bezwstydnych plotek, jakie krążą o tobie po Rzymie! Jutro odwołam się do cesarza i zażądam rozwodu.

Sabina gwałtownie ochłodła. Spojrzała znacząco na Epafrodyta i rozkazała:

– Zaduś tego człowieka! Zawiniemy ciało w dywan i zaniesiemy lwom na pożarcie.

Przerażająco potężny i o głowę ode mnie wyższy Epafrodyt zbliżał się ochoczo. Opanowując gniew, usiłowałem nerwowo wymyślić sposób ratowania sobie życia.

– Sabino! Źle mnie rozumiesz! Czemu mam obrażać ojca mego syna?! Epafrodyt jako obywatel Rzymu jest mi równy! Możemy wszystko spokojnie załatwić. Chyba nie chcesz skandalu?

– Jestem twardy, ale nie chcę śmierci twego prawowitego męża, Sabino! – Epafrodyt również się opanował i mówił pojednawczo: – Cały czas patrzył przez palce na nasz związek. Ma chyba swoje racje, skoro żąda rozwodu. Tyle razy tęskniłaś za wolnością. Bądźże rozsądna!

– Cóż to?! Mocarzu! Kolana ci zmiękły przed kulejącą pokraką? Na Herkulesa! Twój interes jest większy od twojej odwagi! Czy nie pojmujesz, że lepiej go skrycie zabić i odziedziczyć majątek, niż wstydzić się przez niego?! – judziła rozwścieczona Sabina.

Unikając mego wzroku Epafrodyt złapał mnie za szyję potężnymi jak kleszcze palcami. Głos uwiązł mi w gardle, w oczach pociemniało i tylko na migi pokazałem, że za cenę życia chcę z nim rozmawiać. Chwyt Epafrodyta nieco zelżał i zdołałem wyszeptać:

– Zostawię ci wszystko, co posiadasz, stanowisko w bestiarium też. Rozejdźmy się jak rozsądni ludzie. Wybacz, kochana Sabino, że się przed chwilą uniosłem. Oczywiście, twój syn zachowa moje nazwisko, a w swoim czasie zgodnie z prawem odziedziczy część mego majątku. Wszystko z powodu miłości, jaka nas kiedyś łączyła. Nie będę cię o nic obwiniał! Każ nakryć do stołu! Zjemy i wypijemy w zgodzie i harmonii, ty, ja i mój szwagier, którego z całego serca szanuję za moc jego członków!

– Nie, nie, nie mogę cię udusić! – Epafrodyt wybuchnął nagle płaczem i objął mnie za szyję: – Zostańmy we trójkę przyjaciółmi! Będzie dla mnie wielkim zaszczytem, jeśli zasiądziesz ze mną do stołu!

Z moich oczu popłynęły łzy ulgi i bólu.

– To jest najmniejsze, co mogę uczynić! – zawołałem, ściskając jego potężne ramiona. – Żonę już z tobą podzieliłem. A zatem twój honor jest i moim honorem!

Kiedy Sabina zobaczyła, że obejmujemy się jak starzy przyjaciele, poszła po rozum do głowy. Kazała nakryć stół i podać najlepsze potrawy. Piliśmy wino. Kazaliśmy też przynieść dziecko, żeby Epafrodyt mógł je pieścić i trzymać na ręku. Chwilami zimny dreszcz mnie przechodził, gdy sobie uświadamiałem, do czego mogła doprowadzić moja głupota. Dobre wino rozproszyło jednak zły nastrój. Podpiłem sobie, rozczuliłem się i zacząłem wspominać dawne lata.

– Jak do tego doszło? Przecież na początku byliśmy bardzo szczęśliwi, a ja cię ślepo kochałem?! – spytałem Sabiny.

– Tak naprawdę nigdy mnie nie rozumiałeś, Minutusie! – wyjaśniła wzruszona Sabina. – Lecz nie winie cię za to i żałuję tych złych słów, jakie wypowiedziałam kiedyś, oskarżając cię o brak męskości! Gdybyś choć raz podbił mi oczy, jak wtedy, gdy cię pierwszy raz spotkałam, albo przećwiczył mnie rózgami, to byłoby inaczej. Pamiętasz, że w noc poślubną prosiłam, żebyś mnie porwał?! Ale ty nie masz tej męskiej siły, która kobietę zniewala, choćby nie wiem jak wierzgała, kopała i krzyczała.

– Zawsze sądziłem, że niewiasta oczekuje od mężczyzny głównie bezpieczeństwa i czułości! – powiedziałem zdumiony.

– To twoje mylne przekonanie najlepiej świadczy o tym, jak dziecinnie mało znasz się na kobietach! – zauważyła Sabina, z politowaniem kiwając głową.

W całkowitej zgodzie omówiliśmy sprawy finansowe. Kiedy już wielokrotnie pochwaliłem Epafrodyta jako człowieka porządnego i w swoim fachu najzdolniejszego, postanowiłem udać się do teścia, Flawiusza Sabina, aby poinformować go o rozwodzie. Teść, o dziwo, odniósł się do sprawy ze zrozumieniem.

– Dawno już zauważyłem, że w waszym małżeństwie nie wszystko idzie jak należy – przyznał, unikając mego wzroku. – Pragnę jednak gorąco, abyś wiedział, że rozwód w żaden sposób nie będzie przeszkodą w naszej przyjaźni i wzajemnym szacunku. Gdybyś teraz cofnął swoją pożyczkę, znalazłbym się w paskudnych tarapatach finansowych. My, Flawiusze, nie jesteśmy tacy bogaci, jakby się należało spodziewać. Wespazjan musi teraz sam siebie utrzymywać, handlując mułami. Zbied-niał doszczętnie, gdy był w Afryce prokonsulem. Podobno żywił się tam burakami pastewnymi. Jeśli cenzor zorientuje się w stanie jego majątku, to obawiam się, że będzie musiał zrezygnować z senatu. Nie dotrzyma regulaminowego cenzusu majątkowego.

Neron nieoczekiwanie wyjechał do Neapolu, ponieważ wbił sobie do głowy, że zadebiutuje jako śpiewak przed grecką z pochodzenia publicznością, ponieważ Grecy lepiej rozumieją sztukę niż Rzymianie. Nero uważał się za prawdziwego artystę, przed każdym występem miał ogromną tremę, trząsł się i pocił ze strachu; zawsze opłacał klakierów, aby demonstrowali przejawy sympatii publiczności. Pospiesznie podążyłem za nim, jak przystało człowiekowi o mojej pozycji. Piękny teatr Neapolu był po brzegi wypełniony. Wspaniały głos Nerona wprawił słuchaczy w olśnienie. W trakcie owacji szczególnie się wyróżniło kilku przybyszy z Aleksandrii, bo ze swego miasta wynieśli umiejętność rytmicznego klaskania. Nagle teatr się zatrząsł. Wśród widzów wybuchła zrozumiała panika, ale cesarz kontynuował występ, jakby nic się nie wydarzyło. Jego opanowanie udzieliło się widzom. Po występie Neron zapewniał, że tak był pochłonięty śpiewem, iż w ogóle nie zauważył trzęsienia ziemi.

Zachęcony sukcesem cesarz występował w teatrze przez wiele dni. Występy przeszkadzały w codziennym życiu miasta, w handlu i ruchu ulicznym. Dlatego też rada miasta uciekła się do podstępu i postanowiła podarować Neronowi nauczyciela śpiewu, którego zadanie polegać miało na oszczędzaniu niezrównanego głosu cesarza. W nagrodę za wyrozumiałość Neron nadał mieszkańcom Neapolu obywatelstwo rzymskie i obiecał możliwie jak najszybciej przybyć tu powtórnie.

Kiedy przy tej okazji i ja chwaliłem jego olśniewające zwycięstwo artystyczne, Neron zapytał:

– Czy jesteś pewien, że mógłbym w każdym kraju utrzymać się jako artysta, gdybym nie był cesarzem?!

Zapewniłem, że jako artysta byłby z pewnością bardziej niezależny i na swój sposób bogatszy od cesarza, który o każdy wydatek musi się wykłócać ze swoimi skąpymi prokuratorami. Dodałem, że gdybym był pretorem, to moim obowiązkiem byłoby zapewnienie obywatelom przedstawień teatralnych na własny koszt.

– Ale – dodałem – w Rzymie nie ma zawodowych śpiewaków na odpowiednim poziomie. Gdybyś ty wystąpił w moim przedstawieniu, miałbym zagwarantowane powodzenie. Zapłacę milion sestercji za twój występ. Oczywiście, program będziesz mógł sam wybrać! – zakończyłem z udaną pokorą. O ile wiem, nikt jeszcze nie zaproponował żadnemu śpiewakowi tak wysokiego honorarium za jeden jedyny występ!

– Naprawdę uważasz, że mój głos wart jest miliona sestercji i że dzięki niemu odniesiesz sukces?! – spytał zdumiony Neron.

Zapewniłem, że jego zgoda będzie wyrazem najwyższej przychylności, jaką mogę sobie wyobrazić. Marszcząc czoło Neron zastanawiał się długo, w końcu powiedział:

– Muszę wystąpić w przebraniu aktora, z maską i na koturnach. Mogę zresztą zamówić maskę według własnej twarzy. Wypróbujemy smak artystyczny mieszkańców Rzymu! Dopiero po występie wyjawię swoje imię! Pod tym warunkiem przyjmuję twoją propozycję. Myślę, że wybiorę fragment Orestesa. Już dawno chciałem to zaśpiewać. Z całą pewnością skoncentrowana siła moich uczuć wstrząśnie słuchaczami Rzymu!

Wiedziony artystyczną próżnością, chciał dobrowolnie wystąpić w roli zabójcy matki! Na swój sposób go rozumiałem. Przecież napisałem żartobliwą powieść o swych przeżyciach w Cylicji, aby uwolnić się od koszmarów, które doprowadzały mnie wprost do obłędu. Zamordowanie Agrypiny było dla Nerona takim koszmarem, od którego chciał się uwolnić przez śpiew.

Bardzo się bałem, że zgłaszając tę propozycję wpakowałem się w niezłą kabałę. Co będzie, jeśli publiczność, nie poznawszy Nerona, nie okaże dostatecznego entuzjazmu?! A może być jeszcze gorzej! Spektakl o matkobójcy, a maska o rysach Nerona – to może wprowadzić ludzi w błąd. Publiczność gotowa to zrozumieć jako wystąpienie przeciwko Neronowi i dołączyć do tego własny protest! Wtedy będę zgubiony! A gdy inni w dobrej wierze zaczną bronić czci Nerona, niewątpliwie zacznie się rozróba i będą ofiary wśród widzów.

Nie było innego wyjścia, jak tylko w wielkiej tajemnicy rozpuszczać w Rzymie pogłoski, że w organizowanym przeze mnie widowisku będzie występował sam Neron w roli Orestesa. Wielu seniorów senatu i członków stanu rycerskiego nie wierzyło, że cesarz zniżył się do profesji aktorskiej i dobrowolnie się zhańbił. Poza tym wybór roli sugerował, że wszystko jest złośliwą farsą.

Na szczęście interesy moje i Tygellina pokrywały się. Zorganizował kohortę pretorianów, która miała czuwać nad porządkiem w teatrze i klaskać w określonych momentach, jak to czynili klakierzy, opłacani przez Nerona. Dowódcami grup żołnierzy byli młodzi ekwici, którzy znali się trochę na muzyce i sztuce śpiewu, więc nie popełniali błędu wznoszeniem owacji w nieodpowiednich momentach.

Pogłoski o tym, że w teatrze odbędzie się wydarzenie polityczne, ściągnęły takie tłumy, które nigdy by nie zawitały tutaj, gdyby nawoływali do tego pretorianie. Tłok był nieprawdopodobny, w przedsionkach zadeptywano ludzi, a muskularni niewolnicy starych senatorów musieli wręcz walczyć, aby wnieść swoich panów na honorowe miejsca. Zupełnie jak w czasach najlepszych dni igrzysk cyrkowych!

Sam Neron był przerażony, trząsł się ze strachu, że dostanie torsji przed występem i płukał gardło przyrządzonymi przez lekarzy dekoktami. Muszę przyznać, że gdy wyszedł na podium, wyglądał imponująco. Jego mocny głos roznosił się na cały amfiteatr, a słuchało go kilka tysięcy ludzi. Neron tak wstrząsająco odgrywał tragiczną rolę, że kilka wrażliwszych kobiet zemdlało.

We właściwych momentach rozbrzmiewały szmery, westchnienia i oklaski. Publika zawsze lubi skandale i chętnie bierze w nich udział. Gdy w finale Neron z zakrwawionymi rękoma runął na scenę jak długi, z pierwszych rzędów zajętych przez senatorów i ekwitów rozległo się przeraźliwe miauczenie, gdakanie i syczenie. Najsilniejsze oklaski nie mogły tego zagłuszyć. Pomyślałem, że wybiła dla mnie ostatnia godzina. Słaniając się, na ołowianych nogach poszedłem za kulisy, żeby wprowadzić Nerona – już bez maski – na scenę i oznajmić publiczności, że cesarz występował osobiście. Ku mejemu najwyższemu zdumieniu Neron, cały zlany potem, z wykrzywioną z wysiłku twarzą, płakał ze szczęścia!

– Widziałeś?! Słyszałeś, jak publiczność dała się porwać?! – pytał. – Miaucząc i gdacząc żądali ukarania Orestesa, matkobójcy. Nigdy dotąd publiczność nie wczuła się tak całkowicie w sztukę!

Z triumfalnym uśmiechem, ocierając pot wyszedł Neron na scenę, by przyjąć wyrazy sympatii. Ogłosiłem przez tubę, że głównym bohaterem był cesarz we własnej osobie, a wówczas reakcja publiczności wzmogła się, jak wzburzone morze. Widzowie jednogłośnie żądali bisów.

Przypadł mi zaszczyt podania Neronowi na scenę cytry. Śpiewał wzruszony i sam sobie akompaniował, wykazując wysoką klasę także jako muzyk. Grał tak długo, aż zrobiło się ciemno i nie można już było widzieć jego twarzy. Dopiero wówczas, wbrew swej woli, przerwał, ale pozwolił mi poinformować, że wystąpi w przyszłości na życzenie publiczności.

Kiedy wręczałem mu ustalone honorarium, milion sestercji, oświadczyłem też, że zorganizowałem modły dziękczynne na cześć jego duchów opiekuńczych, zmarłej córeczki i – na wszelki wypadek – także Apolla. Chociaż – dodałem – sądzę, że Apolla już pokonałeś, więc nie musisz go tak mocno wspierać.

Zapytałem także, ile jestem winien za bisy. Zrezygnował z drugiego honorarium, natomiast zaproponował, abym w jego imieniu złożył dar cechowi artystów, aby jego sukces nie wzbudził w tym środowisku zbytniej zawiści.

– Nikt nie jest tak próżny, samolubny i zawistny jak najlepsi tenorzy – powiedział szczerze. – Jeśli cech każe mi zamilknąć, będę śpiewał w Aleksandrii. A gdy już wystarczająco rozwinę głos, być może odważę się na występy gościnne w Grecji, aby całemu światu udowodnić, że nigdy dotąd nie było lepszego ode mnie śpiewaka.

Ponieważ w dalszym ciągu był w świetnym humorze, jakby mimochodem poprosiłem go o zgodę na rozwód, podając jako powód nieprzezwyciężone trudności. Zarówno Sabina, jak i ja taką decyzję już podjęliśmy, a nasi rodzice nie mają nic przeciwko temu.

Neron stwierdził ze śmiechem, że to dziwne małżeństwo podtrzymywałem chyba przez perwersję. Pytał, czy prawdą jest utrzymywanie przez Sabinę stosunków płciowych z afrykańskimi gorylami, o czym w mieście mówiono otwarcie. On sam chętnie by to zobaczył. Zaproponowałem, aby zapytał o to Sabinę, ponieważ nie rozmawiamy ze sobą. Neron zażyczył sobie, abym mimo rozwodu pozwolił Sabinie nadal występować w amfiteatrze ku radości widzów. Dokumenty rozwodowe otrzymałem już następnego dnia rano i nawet nie musiałem wnosić zwyczajowych opłat.

Zyskałem opinię mężczyzny odważnego i bezczelnego, ponieważ występ Nerona w roli Orestesa wzbudzał nie kończące się dysputy i oceny. Wszystko było przygotowane do jego wyjazdu do Aleksandrii. Statki wojenne oczekiwały w Ostii, a do eskorty oddelegowano pięć tysięcy ludzi.

Kiedy jednak Neron odbywał wizyty pożegnalne w świątyniach rzymskich, aby zostawić miasto pod opieką bogów, spotkał go bardzo przykry incydent. Jako pontifex maximus, najwyższy zwierzchnik kapłanów i pośrednik między światem bogów i ludzi, miał prawo składać wizyty przy wiecznym ogniu Westy, chociaż był mężczyzną. Otóż kiedy zamierzał opuścić prastarą okrągłą świątynię, nagle pociemniało mu w oczach, a poły jego płaszcza o coś zahaczyły. Zdawało mu się, że trzymają go jakieś niewidzialne ręce. Potem tłumaczył to jako znak nakazujący rezygnację z podróży i pozostanie w Rzymie.

W Aleksandrii właśnie rozgorzała wojna domowa między Żydami i Grekami, którzy prześcigali się we wzajemnych oskarżeniach i surowo rozprawiali z przeciwnikami. Morderstwa były na porządku dziennym. Zarząd miasta nie chciał wyrazić zgody na przyjazd Nerona, ponieważ bał się, że zdemaskuje to jego nieudolność w tłumieniu rozruchów.

Wydaje mi się, że Żydzi aleksandryjscy, którzy mieli na sumieniu wiele przestępstw i zbrodni, zwrócili się do Poppei, aby nakłoniła Nerona do zaniechania podróży. Zresztą sama Poppea była wyjazdowi przeciwna. Historia wskazywała bowiem, że Egipt nie jest przychylny dla władców Rzymu. A może obawiała się pojawienia nowej Kleopatry, która zyska sympatię Nerona?

Krążyły pogłoski, że w świątyni Westy, przy świętym ogniu, Neron uwodził westalkę imieniem Rubria. Bawił się z nią tak długo, aż zgasł święty ogień. Kiedy odchodził, Rubria po ciemku złapała go za połę togi, co właśnie Neron przyjął za złą wróżbę. Te plotki uważam za zupełnie absurdalne. Mój dowódca w Koryncie był bratem tej Rubrii, zresztą starszej już, porządnej niewiasty. Poza tym w całych dziejach Rzymu ogień w świątyni Westy nigdy nie zgasł.

W tym czasie ludzie, którzy nienawidzili Nerona, zaczęli rozgłaszać o nim przeróżne zmyślone historyjki. Wychodzili z tego samego założenia co Neron, kiedy oskarżał Oktawie o zdradę małżeńską: „Im większe kłamstwo, tym łatwiej w nie uwierzyć". Teraz odbiło się to na nim rykoszetem. Im bardziej bezwstydne brednie zmyślano, tym chętniej ludzie ich słuchali. Prawda o jego wielu dobrych uczynkach nie wzbudzała takiego zainteresowania.

Nie chcę przez to powiedzieć, że dawniej politycy Rzymu nie umieli okłamywać narodu. Wystarczy wspomnieć boskiego Juliusza, który codziennie sporządzał informacje polityczne, aby prostować złą opinię o sobie. Nie mówię już o boskim Auguście, którego butne epitafium na ścianie mauzoleum kryje niezliczone przestępstwa.

Gdy niemal za cenę własnego życia uzyskałem rozwód, wpakowałem się w następną kabałę. Rozwód był dla mnie uwolnieniem spod władzy Sabiny i wcale nie miałem zamiaru żenić się z Klaudią. Ona zaś wyolbrzymiała znaczenie błahostki – wystarczy niewielka pokusa, a już jestem gotowy iść z nią do łóżka.

Powiedziałem wprost, że mężczyzna nie ma obowiązku żenić się z każdą kobietą, która dobrowolnie rzuca się w jego ramiona. Żadne rozsądne współżycie między ludźmi nie byłoby wówczas możliwe. Moim zdaniem nie jest to grzech i nie obniża wartości drugiego człowieka. Przecież sam Chrystus, kiedy żył na ziemi, nie osądził niewiasty, która popełniła zdradę małżeńską, ponieważ uważał oskarżycieli za równie winnych. Słyszałem taką opowieść. Klaudia zdenerwowała się i zapewniła, że zna ją lepiej ode mnie, bo bezpośrednio z ust Kefasa. Otóż ona, Klaudia, od kiedy upadła pod brzemieniem grzechu ze mną, stała się grzeszna i za każdym razem, ilekroć mnie widzi, ma jeszcze większe poczucie grzechu.

Wobec tego zacząłem się starać, aby nie musiała mnie często widywać. Rzucałem się w wir pracy i rozwijałem różne przedsięwzięcia. Pewien wyzwoleniec przekonał mnie, że wielki majątek zdobywa się tylko na handlu zbożem i oliwą. W porównaniu do tych podstawowych artykułów spożywczych obrót innymi towarami, jak chiński jedwab, indyjskie przyprawy i luksusowe artykuły sprowadzane na potrzeby patrycjuszy czy bogaczy, jest zwykłą drobnostką. Dzięki sprowadzaniu dzikich zwierząt miałem już nawiązane korzystne kontakty w Afryce i Iberii. Teraz zaprzyjaźniłem się z Feniuszem Rufusem i zostałem współudziałowcern przedsiębiorstwa handlu zbożem. Wysłałem też do Iberii wyzwoleńca, który tam założył przedsiębiorstwo skupu oliwy.

W związku z powyższymi interesami często bywałem w Ostii. Stwierdziłem, że szybko wyrasta ona w nowe i pięknie zaprojektowane miasto. Od dawna złościły mnie oskarżenia Klaudii o lichwiarstwo. Otóż w Suburze i na zboczu wzgórza Awentyn, po stronie Wielkiego Cyrku, zbudowałem domy czynszowe, które podnajmowałem ludziom. Zdaniem Klaudii moi lokatorzy żyli w straszliwej ciasnocie, brudzie i niezdrowych warunkach. Sądzę, że to ubodzy chrześcijanie wnosili do niej skargi, aby uzyskać obniżkę czynszów.

Gdybym na to przystał, ataki na mnie tylko by się nasiliły, a poza tym ściągnąłbym sobie na kark innych właścicieli domów. Stwierdziłem również, że domy te są już właściwie zrujnowane, a na generalne remonty nie mogłem sobie pozwolić w obecnej chwili, gdyż na sfinansowanie udziału w przedsiębiorstwach zbożowych musiałem zaciągnąć pożyczkę. Wobec tego podjąłem decyzję: sprzedałem domy czynszowe, a za te pieniądze kupiłem tanie, nie zabudowane działki budowlane na obrzeżach Ostii.

Nie zadowoliłem tym Klaudii. Potępiła moją decyzję, która jakoby tylko przysporzyła kłopotów moim ekslokatorom. Nowi właściciele nie dokonali żadnych remontów, tylko podnieśli czynsze, chcąc szybko odzyskać pieniądze wydane na kupno. Zarzucałem Klaudii, że nie ma nawet odrobiny zmysłu kupieckiego. Umie tylko trwonić moją gotówkę na dobroczynność, która nie przysparza ludzkiej przychylności. Chrześcijanie bowiem przyjmowali pomoc jako obowiązek chrześcijański i dziękowali tylko Chrystusowi.

Klaudia twierdziła, że nieporównywalnie więcej pieniędzy trwonię na organizowanie bezbożnych widowisk, przy czym za bezbożne uważała zarówno przedstawienia teatralne, jak i widowiska cyrkowe z udziałem zwierząt. Udawała, że nie słyszy, kiedy próbowałem jej wyjaśnić, że na tym polega moja praca na stanowisku, które jest odpowiednikiem stanowiska pretora i przystoi członkowi rodu senatorskiego, ale dla pełnienia którego koniecznie musiałem zyskiwać przychylność obywateli. Do gmin chrześcijańskich zaś w przeważającej mierze należeli niewolnicy i bezwartościowa tłuszcza, która nie posiadała obywatelstwa.

Udało mi się wreszcie zamknąć jej usta stwierdzeniem, że nie dostrzegam w niej ani śladu Klaudiuszowej krwi. Klaudiusz bowiem tak bardzo kochał widowiska, że nawet nie wychodził na posiłki w przerwach, kiedy zwierzęta rozszarpywały przestępców, i kiedy wszyscy przyzwoici ludzie opuszczali amfiteatr, żeby się posilić. Neron zaraz po objęciu władzy zniósł karę rozszarpywania przez dzikie bestie. Nie zezwalał także, by gladiatorzy walczyli ze sobą na śmierć i życie.

Przyznaję, że wykorzystałem słabość Klaudii, by choć na chwilę przestała mi dokuczać. Pocałunkiem zamknąłem jej usta i tak długo pieściłem, aż nie mogła się oprzeć i śmiejąc się padła w moje ramiona. Kiedy jednak wróciła do siebie, stała się jeszcze bardziej ponura i groziła nawet gniewem swojej przyrodniej siostry Antonii, jeśli nie odkupię tego grzechu małżeństwem.

W czasie stosunku nie myśleliśmy o zachowaniu jakiejkolwiek ostrożności. Znałem przeżycia Klaudii w Misenum, choć niechętnie o nich myślałem. Nic dziwnego – sam niejako byłem ich powodem. Mimo to miałem w pamięci powiedzenie, że na wydeptanej drodze nie wyrośnie zboże.

Toteż doprawdy osłupiałem, gdy po moim kolejnym powrocie z Ostii Klaudia odciągnęła mnie na bok i z błyszczącymi od dumy oczami oświadczyła szeptem, że spodziewa się dziecka. Nie uwierzyłem – musiała sobie coś ubzdurać albo jest chora. Szybko wezwałem greckiego lekarza, który studiował w Aleksandrii. Jemu także nie chciałem uwierzyć, choć zapewniał, że z Klaudią jest wszystko w porządku, a podlany jej moczem owies natychmiast wykiełkował, co poświadcza ciążę.

Pewnego wieczoru wróciłem do domu na Awentynie i w salonie zastałem klasycznie piękną Antonię, córkę Klaudiusza, i starą Paulinę, której nie widziałem od wyjazdu do Achai. Była wychudzona postami i tak jak dawniej ubrana na czarno, a jej stare oczy błyszczały nieziemskim blaskiem.

Na mój widok Antonia poczuła się chyba nieswojo, lecz zachowała dumną twarz i nie przestała zadzierać nosa. Właśnie zastanawiałem się, czy mam jej złożyć spóźnione kondolencje w związku z nagłą śmiercią jej męża, Korneliusza Sulli, kiedy głos zabrała ciocia Paulina:

– Zaniedbałam swe obowiązki wobec Klaudii. Teraz wszakże w imię Chrystusa żądam, abyś zawarł z nią legalny związek małżeński! Jeśli Boga się nie boisz, to strzeż się gniewu rodu Plaucjuszów! Idzie o ich honor!

– Nie mogę pochwalać twego zachowania w stosunku do mej przyrodniej siostry – przyganiała Antonia. – Nawet wolałabym nie polecać jej na męża człowieka o tak marnej jak twoja reputacji. Uwiodłeś ją, zaszła w ciążę i musisz się z nią ożenić!

– Czy i ty, kobieta roztropna, uwierzyłaś w jej bzdurne gadanie o wysokim pochodzeniu? – zapytałem, gdy ochłonąłem nieco ze zdumienia. – Przecież Klaudiusz nawet nie chciał jej wziąć w ramiona!

– Były po temu powody polityczne – natychmiast odpowiedziała Antonia. – Mój ojciec rozwiódł się z Plaucją Urgulanillą, aby się ożenić 2 moją matką Elią, która jak wiesz, była adoptowaną córką Sejana. Klaudia urodziła się pięć miesięcy po rozwodzie i Sejan, z uwagi na moją matkę, uważał za zbędne uznanie jej za legalne dziecko Klaudiusza. A wiesz, jaką Sejan miał wówczas silną pozycję w państwie! Pod jego wpływem Klaudiusz ożenił się z moją matką. Pamiętam, że matka wielokrotnie o tym wspominała. Przykro mi, że ojciec zachował się tak haniebnie, ale o matce Klaudii opowiadano różne historie. Byłam zbyt dumna, aby nawet kryjomu uznać Klaudię za swą legalną przyrodnią siostrę. Dziś niewiele z mojej dumy pozostało i chciałabym wynagrodzić Klaudii krzywdę, jaką jej wyrządzono.

– Czy i ty zostałaś chrześcijanką? – zapytałem złośliwie.

– Mnie nie ochrzczono – odparła Antonia i zaczerwieniła się. – Ale zgodziłam się, aby moi niewolnicy służyli Chrystusowi. Ty podobno też na to zezwoliłeś. I nie chcę, aby stary ród Klaudiuszów wygasł razem ze mną. Jeśli nie zgodzisz się na małżeństwo, gotowa jestem adoptować twoje dziecko. Dałoby to trochę do myślenia Neronowi i Poppei!

Wywnioskowałem, że działa raczej z nienawiści do Nerona niż z sympatii do Klaudii.

– Urgulanilla przysięgała na łożu śmierci, że Klaudia jest rodzoną córką Klaudiusza – wtrąciła się do rozmowy ciocia Paulina. – Odsunęłam się do Urgułanilli, ponieważ później prowadziła się nagannie. Mimo tego nie wierzę, aby na łożu śmierci mogła składać fałszywą przysięgę w tak istotnej sprawie!

– E tam, gadacie, jak to kobiety – powiedziałem wyniośle. – Czemu miałbym wam wierzyć? Nie macie bladego pojęcia o aspektach prawnych!

– Skoro tak kiepsko orientujesz się w tych sprawach, to jakim cudem przez dwa miesiące pełniłeś obowiązki pretora! – wykrzyknęła Klaudia.

– Dwóch prawników mnie zapewniło, że dziecko, które się rodzi pięć miesięcy po rozwodzie, traktowane jest jako dziecko z prawego łoża, jeśli nie zostało wyrzucone na śmietnik. Jest to stary precedens. Wzięcie dziecka na ręce nic nie oznacza, to czysta formalność, która ma raczej znaczenie religijne niż prawne. W gruncie rzeczy miałabym pełne prawo domagać się przed sądem swojej części majątku po cesarzu Klaudiuszu!

– Ojciec kazał cię nagą położyć na progu domu twojej matki!

– zauważyła Antonia nieco zdenerwowana. – W sądzie można to interpretować jako wyrzucenie na śmietnik. Ja uważam, że lepiej byłoby nie mówić nic o spadku!

– Procesy spadkowe są mądrzejsze od sądu! – pospieszyłem zapewnić. – Często i powód, i pozwany umierają ze starości, a prawnicy dzielą spadek między siebie. Podejrzewam, że nawet Klaudia nie będzie miała odwagi odwołać się w tej sprawie do Nerona, chociaż cesarz słynie ze swych sprawiedliwych wyroków.

– Nie ma sensu wracać do przeszłości! – rzekła pojednawczo ciocia Paulina. – Od początku trudność polegała na tym, że jako członek stanu rycerskiego nie chciałeś się ożenić z bękartem. Z tego samego powodu i bojąc się gniewu Klaudiusza mój małżonek sprzeciwił się adopcji Klaudii. Klaudia jest obywatelką rzymską i urodziła się z legalnego związku małżeńskiego. Gdyby nie była córką cesarza, nie byłoby żadnego problemu.

Rozdrażniona Klaudia wybuchnęła płaczem, jak to ciężarna.

– Nie wierzę, że ojciec mnie nienawidził! – zawodziła – Na pewno jego postępowanie wynikało jedynie ze słabości, bo najpierw był pod wpływem Mesaliny, a potem złośliwej Agrypiny, więc choćby chciał, nie ośmieliłby się uznać mnie za córkę. Ze szczerego serca mu to wybaczyłam!

Zastanawiając się nad tajnikami jurysdykcji, przypomniałem sobie, jak sprytnie załatwiłem zaświadczenie o rzymskim pochodzeniu rodziców Jukunda.

– Klaudia wiele lat spędziła w maleńkiej zapadłej wiosce – powiedziałem z namysłem. – Jeśli ojciec A i matka B umarli jako obywatele Rzymu, nie jest rzeczą niemożliwą odnalezienie jej w jakimś rejestrze, zapisanej jako dziecko rzymskich obywateli. Można by znaleźć miasto, którego archiwum spłonęło w pożarze. Przecież w różnych krajach żyją miliony ludzi. Wielu spośród tych, którzy przenieśli się do Rzymu, podaje się za obywateli rzymskich, choć nie jest to prawdą. Udowodnienie fałszerstwa we współczesnych warunkach jest sprawą bardzo trudną. Gdyby przeprowadzić taką operację, wówczas mógłbym ożenić się z Klaudią.

– Nie chcę ani ojca A, ani matki B! Żaden alfabet nie jest tu potrzebny – zawołała Klaudia. – Moim ojcem był Tyberiusz Klaudiusz, a matką Plaucja Urgulanilla. Dziękuję, że zgodziłeś się ożenić ze mną. Uważam twoje słowa za prośbę o moją rękę. Mam dwóch cennych świadków na tę okoliczność!

Paulina i Antonia uśmiechając się podeszły do mnie z gratulacjami. Zorientowałem się, że wpadłem w pułapkę, a przecież jedynie snułem czysto teoretyczne rozważania!

Rozpatrzyliśmy różne ustawy i postanowiliśmy sporządzić dokument urodzenia Klaudii; Antonia i Paulina zdeponują ten akt w tajnym archiwum westalek. Ustaliliśmy, że zawrzemy małżeństwo po cichu, nie będziemy składać żadnych ofiar ani urządzać uroczystości. W rejestrze obywatelskim zapiszemy Klaudię jako Plaucję Klaudię Urgulanilłę. Wziąłem na siebie skłonienie urzędników, aby nie stawiali zbędnych pytań. W gruncie rzeczy ani pozycja, ani życie Klaudii nie ulegnie żadnej zmianie – do dawna prowadziła mój dom i dysponowała wszelkimi pełnomocnictwami. Z ciężkim sercem wyraziłem na wszystko zgodę. Inaczej nie mogłem postąpić. Najbardziej bałem się wplątania w jakieś intrygi polityczne przeciwko Neronowi, chociaż ciocia Paulina z pewnością nawet nie myślała o czymś takim.

– Jestem o kilka lat młodsza od Klaudii, ale Nero nie zgodził się, bym jeszcze raz zawarła związek małżeński – przyznała otwarcie Antonia. – Zresztą pamiętając o losie Korneliusza żaden dostatecznie wysoko urodzony mężczyzna nie odważyłby się ze mną ożenić. Gdyby Sulla nie był taki tępy, być może sprawy potoczyłyby się inaczej. Nie umiał złapać byka za rogi! Dlatego cieszę się, że Klaudia, legalna córka cesarza, może zawrzeć związek małżeński, choć tylko po kryjomu. Być może twoja przebiegłość, zuchwałość i bogactwo, kochany Minutusie, zrekompensują jej cechy, których nie posiadasz, a których życzyłabym mężowi Klaudii. Pamiętaj, że tym związkiem małżeńskim wiążesz się z Klaudiuszami i Plaucjuszami!

Paulina i Klaudia prosiły gorąco, byśmy razem modlili się w imię Chrystusa o błogosławieństwo dla naszego małżeństwa. Antonia z pobłażaniem uśmiechała się:

– Imię jak to imię. Najważniejsze, że wierzycie w jego siłę – powiedziała. – Sama popieram jego stronnictwo, ponieważ wiem, że Żydzi strasznie go nienawidzą. Nie do wytrzymania dla całego Rzymu stało się faworyzowanie Żydów na dworze cesarskim. Poppea pomaga im w osiąganiu urzędów, a Neron obsypuje darami aktorów pantomimy, chociaż bezczelnie odmawiają występów w soboty!

Widocznie rozgoryczona i dumna Antonia postanowiła za wszelką cenę przeciwstawić się Neronowi i Poppei we wszystkim. Może się stać niebezpieczna, gdy straci wpływy, myślałem. Na szczęście miała na tyle zdrowego rozsądku, że przybyła do mojego domu po kryjomu, po ciemku, w lektyce i zakwefiona!

To wszystko tak mnie przygnębiło, że przystałem na chrześcijański wspólny posiłek i modlitwę o odpuszczenie grzechów. Zresztą doszedłem o wniosku, że w tej sytuacji będę potrzebował wszechstronnej pomocy z niebios. Przecież Kefas, Paweł i wielu innych filarów chrześcijan czynili cuda, powołując się na imię Jezusa Nazarejskiego. W swych rozmyślaniach zaszedłem tak daleko, że gdy goście już wyszli, zanim położyliśmy się spać, razem z Klaudią wypiliśmy trochę wina z zaczarowanego pucharu mojej matki.

Od tamtego dnia sypialiśmy razem jak małżeństwo. Nikt w naszym domu nie zwrócił na to szczególnej uwagi. Niewątpliwie mej próżności pochlebiała myśl, że dzielę łoże z córką cesarza. Dlatego też okazywałem Klaudii względy i akceptowałem wszelkie kaprysy ciężarnej. Chrześcijanie zaś bez reszty zadomowili się w moim domu. Ich pobożne śpiewy roznosiły się od rana do wieczora z taką siłą, że zakłócały spokój najbliższym sąsiadom.

Загрузка...