MARIA

Kobiece imię i bezużyteczny penis. Zawsze pojawia się na końcu. Na końcu dwuszeregu stojącego o szóstej rano w lodowatym korytarzu przed wyjściem do pracy. Na końcu kolejki po wypiskę, na końcu węża pełznącego spacerniakiem. Mańka Maryśka Marycha. Maria. W ubraniu nie pranym od zawsze, tak szarym, że niewidocznym na tle ścian, krat, burych okien. Tak jak jej twarz. Właściwie trudno było dostrzec, gdzie kończy się gors koszuli pełen plam śliny i spermy, a gdzie zaczyna się twarz pełna krost, strupów, pokryta rzadkim wielomiesięcznym zarostem. Twarz myta bardzo rzadko, bo cwel nie może dotykać naczyń z czystą wodą.

Ciało chude, nieproporcjonalnie długie. Szmaciana lalka skąpo wypchana trocinami. Skulona i czujna. Wsłuchana w mruknięcia mężczyzn. Odgłosy wściekłości albo pożądania. Uszy rozrośnięte do nadnaturalnych rozmiarów. Nietoperz kierowany zachciankami facetów…siadaj, Mańka, przy kiblu i pilnuj, żeby nie ukradli… Maryśka, pociągniesz druta, jak światła pogasną, bo już mnie ręce od tego branzlowania bolą… Marycha, kurwiszonie przechodzony, chcesz peta, bo wyrzucam. Przycupnięta w swoim kącie, na swoim taborecie, zwija gazetowego skręta z trzech łaskawie rzuconych petów. Wyjmuje z kieszeni zawiniątko i wysupłuje z niego połowę podzielonej wzdłuż zapałki. Zaciąga się głęboko, zapominając na chwilę o pogardzie. Przymyka powieki o niewiarygodnie długich rzęsach. Spomiędzy wybitych zębów snuje się cienka smuga szarego dymu.

Do wieczora jest jeszcze trochę czasu i może rozkoszować się świadomością, że faceci zapomną o niej. Zapomną o jej dłoniach, ustach. To by oznaczało więcej snu, którego nigdy nie ma dosyć, bo mężczyźni nie pozwalają jej na spanie w dzień. I noce nie należą do niej. Jeżeli nie poci się nad sterczącym kutasem, a potem następnym, jeszcze jednym i znowu, to drży pod cienkim kocem w oczekiwaniu na rozkaz natychmiastowej pieszczoty. Czasami gdy już śpi, w środku nocy, nad ranem, mężczyźni podnieceni opowieściami i wypitą herbatą zwlekają z niej przykrycie i żądają wypiętych, uległych pośladków. Czasami jej panowie wypożyczają ją pod inną celę. Klawisz przymyka oczy.

…no co, Mańka jeszcze nie ubrana… szósta dochodzi, a ty się jeszcze w majtach plączesz… nos se wytrzyj, bo ci jeszcze sperma kapie… stawaj, bo muszę policzyć…

Maria opuszcza głowę i posłusznie wyciera nos rękawem zesztywniałym od smarków i łez. Zatrzymuje się na końcu szeregu. Potem idzie kilkadziesiąt kroków, niewidzialna na tle zachmurzonego nieba. Kuca w najdalszym kącie wielkiej hali. Skręca papierosa. Czasem ktoś rzuca jej peta. Podnosi go, chwilę obraca w palcach i chowa do kieszeni, w której tkwią gałgany, inne pety, kawałki draski, strzępy gazet. Wszystko, co ma. Czasami ktoś woła ją po imieniu. Wtedy idzie do ubikacji ukrytej za żelaznymi drzwiami, za wielką maszyną w rogu hali. Tam klęka na zaszczanej i zaspermionej posadzce i rozpina opuchnięty rozporek tkwiący na wysokości jej twarzy.

Kurwa dziewica w stosach szmat, wiader, w piramidach śmieci.

Królowa kibla.

Maria Magdalena z bezużytecznym penisem.

Загрузка...