Jest po dniu. W korytarzu jazgocze elektryczny dzwonek. Drżenie powietrza strąca z sufitu płatki łuszczącej się farby. Klawisz przechodzi, podzwaniając kluczami. Zagłada do każdego judasza i gasi światło. W ostatnim błysku widzi znieruchomiałe kokony szarych kocy. Słyszy ciszę nagłe przerwanych rozmów. Gdyby chciał pozostać przy drzwiach na dłużej, gdyby nie był starym, znudzonym klawiszem, usłyszałby trzask dartego materiału. Szesnastu mężczyzn, dwunastu mężczyzn, może tylko dziewięciu dzieli między siebie kawałki prześcieradła wielkości kartki szkolnego zeszytu. Potem pogrążają się w dusznych norach łóżek. Niektórzy naciągają na głowy pełne kurzu koce. Potem sięgają palcami pokaleczonymi przez ostry metal, którego muszą dotykać w pracy, do tasiemek zastępujących gumkę w kalesonach. Pstryk. Kutasy nie śpią. Tkwią w półsennym zwinięciu. Naftowe lampy czekające na podkręcenie knota. Na początku oddechy są równe. Spokojne jak upalny wieczór za oknem. Wkrótce, zaraz, po niedługiej chwili powietrze zacznie wyśpiewywać kilka, kilkanaście różnych miłosnych piosenek. Ciężkie i regularne sapanie dorosłych facetów trzepiących kapucyna tysięczny raz. Świszczące, zwierzęce, ekstatyczne dyszenie młodych mężczyzn z zachwytem ważących w dłoni niezmożone i prężne pyty. Wstydliwe, zza zaciśniętych zębów łkanie chłopców. Jęk sprężyn odpowiada poruszeniom dłoni. Ciężkie i przezroczyste zjawy kobiet klęczą okrakiem nad twarzami mężczyzn. Leżą na nich, pod nimi, obok, z tyłkami wzniesionymi w sufit, w ciemność. Chłopcy jadą na swych koniach. Pędzą w mrok waginalnej, oralnej, analnej nocy. Pociąg wjeżdżający do gorącego tunelu.
Potem zgrzyt żelaznych łóżek zamiera. Zamiera metaliczny jęk kobiet. Jeszcze gdzieś wysoko, na górnej półce pod rozprażonym stropem ktoś walczy i pomrukuje sprośności. Mężczyźni wstają pojedynczo, idą do ciemnego kąta. Do cuchnących kibli wrzucają białe gałgany ciężkie od spermy. Noc staje się lekka. Penisy spoczywają między udami spokojnie, niemal dziecinnie. Kobiety zajmują miejsca na retuszowanych fotografiach.