WALKA

Korytarz puchnie od echa podniesionych głosów. Tam, na samym końcu, są cele represyjne. Kilka izolatek i kilka czteroosobowych cel do odsiadywania kary twardego łoża.

Chmara mundurów otacza czterech półnagich mężczyzn. W nędznym świetle żarówek krew ma kolor czarny.

Najmłodszy ma przecięte gardło. Przecięte precyzyjnym muśnięciem żyletki. Cięcie nie sięga głęboko, rozrywa jedynie pierwsze warstwy skóry i sprawia, że rana rozwiera się szeroko. Zieje. Oślepia. Najstarszy, chudy, cały z ceraty i patyków ma brzuch przecięty w kilku miejscach. Ciemne szczeliny krzyżują się. Krew spływa na jasne, sprane spodnie. Zostaje na betonowej posadzce.

Ogromny, przypominający goryla mężczyzna zaznaczył sobie przedramiona.

Ostatni z nich, tłusty i brzuchaty, idzie w samych gaciach. Jego nogi są rozprute od kolan po biodra. Generalskie lampasy o niespokojnym rysunku.

Idą powoli, teatralnie. Starają się dać cieknącej krwi jak najwięcej czasu. Z zadowoleniem patrzą na ciemne plamy pochłaniające coraz większe obszary bladej skóry. Uśmiechają się. Ból nadejdzie dopiero za kilka, kilkanaście minut. Czarny but tego w gaciach zostawia ślady. Wypełnia go krew. Chlupocze. Pryska zza niskiej cholewki.

…kurwa!…oddziałowy! Co się tutaj dzieje?… kurwa… obywatelu kapitanie… cholera… porznęli się… porznęli… nie wiem jak… kiedy… jak pragnę zdrowia… rewidowałem… jak pragnę zdrowia rewidowałem. Oni są z szóstego oddziału… tam same bandziory… obywatelu kapitanie… rewidowałem wszystko po kolei… celę też wcześniej sprawdziłem… ktoś im musiał dać żyletkę…

Najmłodszy uśmiecha się przebiegle. Jego zęby na tle czerwonego woalu otulającego szyję są olśniewająco białe. Czuje się bezpiecznie. Płaski i kanciasty kawałek nierdzewnej stali lekko ziębi mu spód języka. Chłód napełnia młodego człowieka spokojem.

…co?… co wam strzeliło do tych głupich łbów… gadać!… nie… niech ich lekarz najpierw poceruje… cholera, co za jatka… panie kapitanie, te zbiry nic nie powiedzą. Oni chcą z naczelnikiem, a naczelnik powiedział, że nie będzie z nimi gadał, bo już im powiedział, co miał do powiedzenia, czternaście dni twardego i niech się cieszą, że izolatki nie dostali. A oni gadają, że im się nie należało…

…doktorze, da pan sobie radę, czy wieziemy do szpitala…

…powoli się zrobi. Jak się trochę wykrwawią, to im tylko na dobre wyjdzie… spokojniejsi będą. Siostro… gotowe do szycia?… jakie zastrzyki!… ja im dam znieczulenie… znieczulenie… Dać mi tu jednego, a reszta pod cele… niech leci… wszystka niech wyleci.

Spasiony lekarz zdejmuje czysty fartuch. Siostra podaje mu kitel ze śladami krwi i jodyny.

Загрузка...