RING

Rękawice uszyte są z kawałków koca i wypchane gąbką wygrzebaną z poduszek. Ring jest wolną przestrzenią w środku plątaniny żelaznych łóżek. Judasz jest zasłonięty plecami. Sędzia jest jednocześnie trenerem. Kibice są podnieceni, ale tłumią okrzyki.

Walczy się do nokautu albo trzy rundy, albo do całkowitego wyczerpania. Wagę ustala się na oko albo nie ustala wcale.

Kajtek!… gardę trzymaj, ci mówię… gardę… popatrz na jego łapy… dwa razy dłuższe od twoich… ruszaj się, ruszaj… cały czas się ruszaj, on jest wolniejszy… nogi, nogi pracują… i do zwarcia… do zwarcia, mówię, debilu jeden… idź w zwarcie. Długi w zwarciu jest rzadki… te długie łapy mu się zaplączą… Kajtek! Żywiej! I garda… trzymaj gardę, matole, bo jak się wpierdolisz na jego prawą, to cię żyletkami będziemy skrobać ze ściany… Długi! Punktuj!… punktuj tego karakana… punktuj i czekaj, aż ci podejdzie… lewa lewa lewa… wyczuj go, jak będzie chciał skoczyć do przodu… no żesz kurwa twoja zabiedzona, nie zamykaj oczu, jak on startuje… jak skoczy, to go prawą… jak go dobrze trafisz, to kaplica… i nie zamykaj ślepi, jak on idzie do zwarcia… zwód unik krok do tyłu… półdystans najwyżej… najwyżej półdystans… nie możesz podpuścić go bliżej… lewa lewa lewa i czekaj… nic się nie bój, że skacze… niech skacze, aż się doskacze… i nie ganiaj go po całej celi… po co go ganiasz, jest szybszy i jak spuchniesz, to ci tak wpierdoli, że się nie pozbierasz… czekaj na cios, a on niech sobie fika, aż se nafika… Tak!… Tak!… lewa lewa prawa i odskok, lewa lewa prawa i odskok… tej gardy długo nie utrzyma… Długi!… nie do zwarcia…

Mężczyźni tkwią w stalowych zaroślach łóżek, oblepiają parapet. Papierosy dopalają się w palcach, skręty barwią skórę na żółto. Bezwiednie odrzucają zwęglone do końca niedopałki i sięgają do paczek, nie myśląc o tym, co będzie jutro.

Kołowrót spoconych ciał na czterech, może sześciu metrach kwadratowych. Stęknięcia i uderzenia nagich pleców o ścianę, o kanciaste pręty, o echonośną blachę zasłaniającą kąt z kiblami.

Pojedynek sprawia dziwne, nieco senne wrażenie. Film bez głosu. Cisza, która otacza walczących, czyni ich wysiłki absurdalnymi. Zabiera im kontekst. Widownia nie wybucha wrzawą, chociaż na twarzach maluje się najwyższe napięcie. Trener jest teatralnym suflerem. W kącie stoi chłopak liczący do stu osiemdziesięciu. Jego usta zamienione w sekundową wskazówkę mają wyraz skupienia i żarliwości, jaki można zobaczyć u starych ludzi modlących się w pustych kościołach.

Jeden z walczących traci siły. Jego ramiona nie uderzają już przeciwnika. Coraz częściej trafiają w pustkę albo w rękawice. Jeszcze raz rzuca się do przodu. Lewy prosty w żołądek łamie go wpół. Prawy hak prostuje go i rzuca na ścianę. Nie wiadomo, co pozbawia go przytomności. Czy uderzenie muru, czy kolejne ciosy spadające na jego głowę. Osuwa się powoli w nieopisanej ciszy i nieruchomieje na podłodze.

Загрузка...