Piątek

Rozdział 58

Kathryn Dance, w czarnym kostiumie i bawełnianym sweterku w kolorze czerwonego wina, siedziała na tarasie restauracji „Bay View” przy Fisherman’s Wharf w Monterey.

Lokal w pełni zasługiwał na swoją nazwę [5], ponieważ roztaczał się z niego pocztówkowy widok na rozległe wybrzeże aż do Santa Cruz, które w tej chwili pozostawało jednak niewidoczne. Pogoda tego ranka była typowa dla przełomu wiosny i lata na półwyspie. Całe nabrzeże spowijała mgła gęsta jak dym z zalanego wodą ogniska. Temperatura nie przekraczała trzynastu stopni.

Poprzedniego wieczoru Dance była w radosnym nastroju. Daniel Pell przestał stanowić zagrożenie, Linda dochodziła do siebie, Walker i jego rodzina ocaleli. Umówiła się z Winstonem Kelloggiem na „potem”.

Dziś jednak było inaczej. Osaczyło ją przygnębienie, z którego nie potrafiła się otrząsnąć, a jej nastrój nie miał nic wspólnego z pogodą. Jedną z wielu przyczyn tego stanu była myśl o pogrzebach i uroczystościach żałobnych na cześć strażników zamordowanych w sądzie, zastępców szeryfa, którzy zginęli wczoraj w Point Lobos Inn, oraz Juana Millara.

Pociągnęła łyk kawy. Nagle zaskoczona ujrzała kolibra, który nadleciał znikąd i zanurzył dziób w karmniku zawieszonym na końcu tarasu, przy klombie gardenii. Po chwili zjawił się inny i odpędził pierwszego. Ptaki były piękne jak klejnoty, lecz zajadłością potrafiły dorównać psom łańcuchowym.

– Cześć – usłyszała.

Winston Kellogg nadszedł z tyłu, objął ją ramieniem i pocałował w policzek. Nie za blisko ust, nie za daleko. Uśmiechnęła się i uścisnęła go.

Usiadł.

Dance przywołała gestem kelnerkę, która ponownie napełniła jej filiżankę i nalała kawy Kelloggowi.

– Zrobiłem rekonesans okolicy – powiedział agent. – Pomyślałem, że wieczorem możemy pojechać do Big Sur. Znalazłem taki lokal Ventana.

– Piękny. Od lat tam nie byłam. Restauracja jest wspaniała. Ale to kawał drogi.

– Jestem gotowy. Autostradą numer jeden, zgadza się?

Która mijała Point Lobos. Dance wróciła myślą do huku strzałów, krwi, widoku Daniela Pella leżącego na plecach, jego zgaszonych błękitnych oczu nieruchomo wpatrzonych w ciemne niebo.

– Dzięki, że zgodziłeś się tak wcześnie wstać – powiedziała.

– Śniadanie i kolacja z tobą. Cala przyjemność po mojej stronie.

Posłała mu kolejny uśmiech.

– Sytuacja wygląda tak. TJ chyba wreszcie rozwiązał zagadkę „Nimue”.

Kellogg skinął głową.

– Tego Pell szukał w Capitoli.

– Z początku sądziłam, że to nick sieciowy, potem, że nazwa może mieć coś wspólnego z grą komputerową „NiXmue”, dość popularną.

Agent pokręcił głową.

– Podobno jest na topie. Powinnam się skonsultować z ekspertami – to znaczy z dziećmi. W każdym razie chodziła mi po głowie myśl, że Pell i Jimmy poszli do Croytonów ukraść jakieś cenne oprogramowanie. Przypomniałam sobie, jak Reynolds mówił, że Croyton przekazał wszystkie swoje materiały i oprogramowanie uniwersytetowi CSUMB. Podejrzewałam, że może Pell zamierza skraść coś z archiwum uniwersyteckiego. Ale nie, okazało się, że Nimue to co innego.

– Co?

– Nie jesteśmy pewni. Dlatego właśnie chciałam cię prosić o pomoc. TJ znalazł plik w komputerze Jennie Marston. Nazywał się… – Dance wygrzebała kartkę i przeczytała: – „Nimue – samobójstwo w sekcie w LA”.

– Co było w pliku?

– Na tym polega problem. TJ próbował go otworzyć. Ale jest chroniony hasłem. Będziemy musieli wysłać go do centrali CBI w Sacramento, ale szczerze mówiąc to może potrwać parę tygodni. Być może to nic istotnego, chciałabym się jednak dowiedzieć, o co w tym chodzi. Miałam nadzieję, że znajdziesz w biurze kogoś, kto szybciej to rozszyfruje.

Kellogg powiedział jej, że słyszał o specu komputerowym z biura terenowego FBI w San Jose – w sercu Doliny Krzemowej.

– Kto jak kto, ale on na pewno sobie z tym poradzi. Jeszcze dzisiaj mu to podrzucę.

Podziękowała i podała mu laptopa opakowanego w plastikową torbę z dołączoną kartą ewidencyjną dowodu rzeczowego. Podpisał kartę i położył torbę obok siebie.

Dance dała znak kelnerce. Miała ochotę najwyżej na jedną grzankę, natomiast Kellogg zamówił pełne śniadanie.

– Opowiedz mi teraz o Big Sur – zaproponował. – Musi tam być ładnie.

– Przepięknie – odparła. – To jedno z najbardziej romantycznych miejsc, jakie można zobaczyć na świecie.

Winston Kellogg przyjechał po Kathryn Dance do biura o wpół do szóstej. Agent był ubrany półoficjalnie. Pod względem stroju stanowili z Dance prawie idealnie dobraną parę: brązowe marynarki, jasne koszule i dżinsy – on niebieskie, ona czarne. Wprawdzie wybierali się do Ventany, luksusowego hotelu, restauracji i winiarni, ale przecież byli w Kalifornii. Garnitur i krawat obowiązywał tylko w San Francisco, Los Angeles i Sacramento.

I oczywiście na pogrzebach, nie mogła nie pomyśleć Dance.

– Najpierw załatwmy sprawy zawodowe. – Otworzył aktówkę i podał jej plastikową torbę z komputerem Dell znalezionym w Butterfly Inn.

– Och, już masz? – zdziwiła się. – A więc zaraz się wyjaśni zagadka Nimue.

Skrzywił się.

– Niestety nie. Przykro mi.

– Nic?

– Zdaniem technika z biura albo ktoś celowo napisał bezsensowny tekst, albo w pliku była ukryta bomba kasująca dane.

– Bomba?

– Coś w rodzaju cyfrowej miny. Kiedy TJ próbował otworzyć plik, rozsypał się w drobny mak. To też nawiasem mówiąc było ich określenie.

– W drobny mak.

– W ciąg przypadkowych znaków.

– Nie da się tego odtworzyć?

– Nie. A możesz mi wierzyć, to najlepsi fachowcy w tej branży.

– Zresztą to chyba i tak nie ma większego znaczenia – powiedziała Dance, wzruszając ramionami. Mało ważny niewyjaśniony szczegół.

Uśmiechnął się.

– Jestem taki sam. Nie cierpię, kiedy w sprawie zostają jakieś nierozwikłańce. Tak je nazywam.

– Nierozwikłańce. Ładne.

– To co, możemy iść?

– Jeszcze chwileczkę. – Wstała i podeszła do drzwi. W korytarzu stali Albert Tempie i TJ.

Spojrzała na nich i z westchnieniem skinęła głową.

Zwalisty agent z ogoloną głową wkroczył do gabinetu, a tuż za nim podążał TJ.

Obaj wyciągnęli broń – Dance nie miała serca tego zrobić – a kilka sekund później Winston Kellogg został rozbrojony i skuty kajdankami.

– O co chodzi, do cholery? – wrzasnął.

Odpowiedzi udzieliła mu Dance, zaskoczona własnym spokojem.

– Winstonie Kellogg, jesteś aresztowany za morderstwo Daniela Pella.

Rozdział 59

Siedzieli w pokoju przesłuchań numer 3 biura CBI w Monterey, ulubionym pokoju Dance. Pomieszczenie było trochę większe niż drugie (pokój numer 1, ponieważ dwójki nie było), a lustro weneckie bardziej lśniące. Przez małe okno, kiedy pozostawało odsłonięte, widać było drzewo. Czasem w trakcie przesłuchań Dance wykorzystywała je, by odwrócić uwagę przesłuchiwanych lub skłonić ich do zeznań. Dziś jednak zasłona była zasunięta.

Dance i Kellogg byli sami. Za błyszczącym lustrem pracowała kamera wideo. Byli tam TJ i Charles Overby, niewidoczni, choć oczywiście dowodem na obecność obserwatorów było lustro.

Winston Kellogg zrezygnował z pomocy adwokata i był gotów mówić. Oświadczył to przedziwnie spokojnym głosem (bardzo podobnym tonem, jaki słyszała u Daniela Pella, zauważyła z niepokojem).

– Kathryn spójrzmy na to z dystansu, dobrze? Zgoda? Nie wiem, o co twoim zdaniem tu chodzi, ale to nie jest najlepszy sposób. Uwierz mi.

W podtekście tych słów kryła się arogancja – i zdrada. Dance, usiłując stłumić ból, odrzekła krótko:

– Zaczynajmy. – Nałożyła szkła w czarnych oprawkach, swoje oku lary drapieżnika.

– Może ktoś przekazał ci nieprawdziwe informacje. Może powiesz mi najpierw, na czym twoim zdaniem polega problem i przekonamy się, o co właściwie chodzi?

Jak gdyby przemawiał do dziecka.

Przyjrzała się badawczo Winstonowi Kelloggowi. To takie samo przesłuchanie jak dziesiątki innych, powiedziała sobie. Choć oczywiście było inaczej. Miała przed sobą człowieka, który ją okłamał i z którym coś zaczynało ją łączyć. Kogoś, kto ją wykorzystał tak jak Daniel Pell wykorzystywał… wszystkich.

Siłą odsunęła emocje na bok, mimo że nie było to łatwe, skupiając się na czekającym ją zadaniu. Zamierzała go złamać. Nic nie mogło jej powstrzymać.

Ponieważ zdążyła go już dobrze poznać, plan analizy szybko ułożył się jej w głowie.

Musiała po pierwsze ustalić, jak go zaklasyfikować w kontekście zbrodni. Jako podejrzanego o zabójstwo.

Po drugie, czy miał motyw, by kłamać? Miał.

Po trzecie, jaki typ osobowości reprezentuje? Ekstrawertyczny, myślący, uporządkowany. Mogła go traktować z całą konieczną bezwzględnością.

Po czwarte, jaki rodzaj osobowości kłamcy przedstawia? Makiawelista. Jest inteligentny, ma dobrą pamięć, zręcznie posługuje się technikami fałszu i wykorzysta wszystkie te umiejętności, by stworzyć kłamstwa działające na własną korzyść. Jeśli zostanie przyłapany, przestanie kłamać i sięgnie po inną broń, zrzucając winę na innych, grożąc lub atakując. Będzie ją poniżał i traktował protekcjonalnie, starając się wytrącić ją z równowagi i wykorzystać jej reakcje emocjonalne. Jego zabiegi będą lustrzanym, mrocznym odbiciem działań prowadzącego przesłuchanie. Nie mogę zapominać, że postara się uzyskać informacje, których potem będzie próbował użyć przeciwko mnie, pomyślała.

Z makiawelistami należało postępować bardzo ostrożnie.

W następnym kroku analizy kinezycznej musiała określić rodzaj reakcji stresowej podczas mówienia nieprawdy – gniew, zaprzeczenie, depresja lub targowanie się – i gruntownie zbadać jego wersję przebiegu zdarzeń, gdy rozpozna symptomy jednej z tych reakcji.

Tu jednak pojawiał się problem. Dance była jednym z najlepszych analityków mowy ciała w kraju, lecz dotąd nie zauważyła u Kellogga oznak kłamstwa, mimo że częstował ją nimi szczodrze. Na ogół nie uciekał się jednak do bezpośredniego kłamstwa, lecz stosował uniki – zatajanie informacji jest najtrudniej wykrywalnym rodzajem fałszu, choć Dance miała wprawę w rozpoznawaniu oznak przemilczania prawdy. Co ważniejsze, doszła do wniosku, że Kellogg należy do nielicznej grupy ludzi prawie całkowicie odpornych na analizę kinezyczną i działanie wariografu: zamkniętych w sobie osób w rodzaju ludzi umysłowo chorych lub seryjnych morderców.

Do tej kategorii należą także fanatycy.

Uznała, że taką właśnie osobą jest Winston Kellogg. Nie przywódcą sekty, lecz kimś równie nawiedzonym i niebezpiecznym, człowiekiem przekonanym o słuszności swoich racji.

Mimo to musiała go złamać i dotrzeć do prawdy, a żeby tego dokonać, musiała szukać oznak stresu, by wiedzieć, gdzie ma drążyć.

Tak więc zaatakowała. Gwałtownie, z całą siłą.

Z torebki wyciągnęła cyfrowy dyktafon, położyła na stole między nimi i wcisnęła klawisz odtwarzania.

Rozległ się sygnał telefonu, a potem:

Wydział techniczny, Rick Adams.

Nazywam się Kellogg, jestem z Dziewiątej Ulicy. PZWP.

Witam, agencie Kellogg. Czym mogę służyć?

Jestem w okolicy i mam kłopot z komputerem. Dostałem chroniony plik, a człowiek, który mi go przysłał, zapomniał hasła. Mam system Windows XP.

Jasne, nie ma sprawy. Poradzę sobie z tym.

Wolałbym was nie wykorzystywać do prywatnej roboty. W centrali bardzo się burzą z tego powodu.

Mamy niezłą ekipę w Cupertino, której dajemy zarobić. Tani nie są.

A szybcy?

Z czymś takim? Pewnie.

Świetnie. Proszę mi dać ich numer.

Wyłączyła dyktafon.

– Okłamałeś mnie. Powiedziałeś, że szyfr złamał technik z biura.

– Powiedziałem…

– Winston, Pell niczego nie pisał o Nimue ani o samobójstwach. Sama wczoraj stworzyłam ten plik.

Patrzył na nią bez słowa.

– Nimue to był fałszywy trop. Ja umieściłam to w komputerze Jennie. TJ rzeczywiście znalazł coś na temat Nimue, ale chodziło tylko o artykuł. Wywiad z Alison Sharpe w lokalnej gazecie w Montanie – „Miesiąc z Danielem Pellem”, czy coś takiego. Poznali się w San Francisco dwanaście lat temu, kiedy mieszkała z grupą ludzi podobną do Rodziny, która nazywała się Nimue. Przywódca nadawał każdemu imię postaci z legend arturiańskich. Alison i Pell jeździli autostopem po stanie, ale kiedy zgarnęli go w Redding pod zarzutem morderstwa, dziewczyna go zostawiła. Pell prawdopodobnie nie znał jej nazwiska, dlatego szukał tylko dwóch słów, które mogły go naprowadzić na jej ślad – Alison i Nimue. Chciał ją odnaleźć i zabić, bo wiedziała, gdzie jest jego góra.

– A więc spreparowałaś plik i poprosiłaś mnie o pomoc w złamaniu hasła. Po co ta maskarada, Kathryn?

– Powiem ci, po co. Język ciała dotyczy nie tylko żywych. Można też sporo wyczytać z pozycji zwłok. Wczoraj wieczorem TJ przywiózł mi wszystkie akta do raportu zamknięcia sprawy. Oglądałam zdjęcia z Point Lobos. Coś mi w nich nie pasowało. Pell nie ukrywał się za skałami. Leżał na wznak na otwartej przestrzeni. Miał zgięte nogi i plamy wody i piasku na kolanach. Obu kolanach. To mnie zastanowiło. Pod czas walki ludzie zazwyczaj przykucają albo przynajmniej opierają się jedną nogą o ziemię. Widziałam ciało w dokładnie takiej samej pozycji w sprawie człowieka, którego zamordowano na zlecenie gangu. Przed strzałem zmuszono go, żeby ukląkł i błagał o litość. Po co Pell miałby wychodzić z kryjówki, klękać na obu kolanach i dopiero wtedy do ciebie strzelać?

– Nie wiem, o czym mówisz. – Bez cienia emocji.

– Z raportu koronera wynika, że sądząc z kąta, pod jakim pociski przeszły przez jego ciało, stałeś wyprostowany, nie kucałeś. Gdyby to była prawdziwa wymiana ognia, przyjąłbyś pozycję obronną, trzymając się nisko przy ziemi… Przypomniałam sobie też kolejność dźwięków. Najpierw wybuchł granat błyskowy, potem, po krótkiej przerwie usłyszałam strzały. Sądzę, że zobaczyłeś, gdzie jest, wrzuciłeś granat, podbiegłeś i go rozbroiłeś. Potem kazałeś mu uklęknąć i rzuciłeś na ziemię kajdanki, że by się skuł. Kiedy po nie sięgał, zastrzeliłeś go.

– To niedorzeczne.

Niezrażona ciągnęła:

– A granat błyskowy? Po akcji w Sea View powinieneś zdać uzbrojenie i amunicję. Zgodnie z procedurą. Po co miałbyś zostawiać sobie granat? Bo czekałeś na okazję, żeby zabić Pella. – Uniosła dłoń. – Wszystko jedno, czy moja teoria jest niedorzeczna, czy nie, śmierć Pella wzbudziła moje wątpliwości. Pomyślałam, że powinnam sięgnąć głębiej. Chciałam więcej o tobie wiedzieć. Dostałam twoje akta od przyjaciela mojego męża z Dziewiątej Ulicy. Poznałam parę ciekawych faktów. Brałeś udział w próbie zatrzymania przywódców sekt, podczas których podejrzani zostali zastrzeleni. Dwaj inni przywódcy sekt popełnili samobójstwo w niejasnych okolicznościach, kiedy byłeś konsultantem miejscowej policji, pomagając jej w śledztwie.

Najbardziej zastanawiające było samobójstwo w Los Angeles. Kobieta stojąca na czele sekty wyskoczyła przez okno z szóstego piętra, dwa dni po twoim przyjeździe do miasta. Zagadkowa rzecz – nikt nigdy nie słyszał, żeby wcześniej wspominała o samobójstwie. Nie zostawiła listu. Zgadza się, toczyło się przeciw niej śledztwo, ale z powodu oszustw podatkowych. Dziwny powód, żeby odbierać sobie życie.

Dlatego musiałam cię sprawdzić, Winston. Napisałam w tym pliku dokument.

To był fałszywy e-mail z wiadomością, jakoby dziewczyna o imieniu Nimue należała do sekty tej kobiety, która popełniła samobójstwo, i miała informacje o podejrzanych okolicznościach jej śmierci.

Dostałam nakaz na podsłuch twojego telefonu, zabezpieczyłam plik zwykłym hasłem Windows i dałam ci komputer, żeby się przekonać, co zrobisz. Gdybyś mi powiedział, że przeczytałeś e-mail i czego się z niego dowiedziałeś, sprawy w ogóle by nie było. Jechalibyśmy teraz do Big Sur.

Ale nie, zadzwoniłeś do technika, zleciłeś prywatnej firmie złamanie hasła i przeczytałeś dokument. Nie było w nim żadnej bomby. Nic się nie rozsypało w drobny mak. Sam zniszczyłeś plik. Oczywiście musiałeś. Bałeś się, że odkryjemy, iż od sześciu lat jeździsz po kraju i mordujesz ludzi takich jak Daniel Pell.

Kellogg parsknął śmiechem. Zauważyła lekkie odchylenie od wzorca: inny ton głosu. Owszem, być może był zamkniętym w sobie fanatykiem, ale odczuwał stres. Trafiła blisko czułego punktu.

– Proszę cię, Kathryn. Po co miałbym to robić?

– Z powodu córki – odrzekła, nie bez współczucia.

Fakt, że nie zareagował, tylko patrzył jej w oczy, jak gdyby zastygł w ogromnym bólu, stanowił wskazówkę – choć ledwie zauważalną – że Dance zbliża się do prawdy.

– Niełatwo mnie oszukać, Winston. A ty jesteś w tym bardzo, bar dzo dobry. Tylko raz dostrzegłam u ciebie odstępstwo od typowego za chowania – kiedy była mowa o dzieciach i rodzinie. Ale nie zwróciłam na to szczególnej uwagi. Najpierw przypuszczałam, że to z powodu nas, że nie czujesz się swobodnie z dziećmi i walczysz z myślą, że mogłyby pojawić się w twoim życiu.

Potem chyba zauważyłeś moją ciekawość czy podejrzliwość i wyznałeś, że kłamałeś, że jednak miałeś córkę. Powiedziałeś mi o jej śmierci. To powszechnie stosowana sztuczka – przyznać się do jednego kłamstwa, żeby przykryć związane z nim inne. Na czym polegało kłamstwo? Rzeczywiście twoja córka zginęła w wypadku samochodowym, ale niezupełnie tak, jak to opisałeś. Prawdopodobnie zniszczyłeś raport policyjny w Seattle – nikt nie umiał go znaleźć – ale TJ i ja odtworzyliśmy całą historię.

Kiedy twoja córka miała szesnaście lat, uciekła z domu, bo rozwodziłeś się z żoną. Trafiła do pewnej grupy w Seattle – bardzo podobnej do Rodziny. Spędziła tam pół roku. Potem razem z trzema członkami sekty popełnili zbiorowe samobójstwo, ponieważ przywódca kazał im odejść, dlatego że okazali się nie dość lojalni. Wjechali samochodem do Cieśniny Puget.

To straszna myśl, że można zostać wyrzuconym z rodziny…

– Później wstąpiłeś do PZWP i odtąd powstrzymywanie takich ludzi stało się treścią twojego życia. Tylko że czasami przeszkadzało ci w tym prawo. I musiałeś wziąć sprawy w swoje ręce. Zanim przyjechałeś na półwysep, byłeś w Chicago. Dzwoniłam do znajomego z policji w Chicago. Pomagałeś im na miejscu jako ekspert od sekt. Według raportu twierdziłeś, że podejrzany strzelił do ciebie, musiałeś więc „zneutralizować zagrożenie”. Ale nie sądzę, żeby strzelał. Myślę, że go zabiłeś, a potem sam się zraniłeś. – Pokazała na swoją szyję, mając na myśli jego bandaż. – Czyli to też jest morderstwo, tak jak w wypadku Pella.

Poczuła gniew. Pojawił się nagle, jak słońce wyłaniające się zza ciemnej chmury. Musisz się bardziej kontrolować, powiedziała sobie. Ucz się od Daniela Pella.

Ucz się od Winstona Kellogga.

– Rodzina ofiary złożyła skargę. Twierdzili, że został wrobiony. Owszem, miał grubą kartotekę. Tak samo jak Pell. Ale nigdy w życiu nie dotknął pistoletu. Bał się zarzutu o napaść z bronią w ręku.

– Miał ją w ręku na tyle długo, żeby do mnie strzelić.

Lekki ruch stopy Kellogga. Prawie niewidoczny, ale wyraźnie sygnalizujący stres. A więc nie był całkiem odporny. Odpowiedź była kłamstwem.

– Dowiemy się więcej po lekturze dokumentów. Jesteśmy też w kontakcie z innymi stanami. Wygląda na to, że zgłaszasz się do pomocy miejscowej policji w całym kraju, ilekroć zdarza się przestępstwo z sektą w tle.

Charles Overby dawał im do zrozumienia, że sprowadzenie federalnego specjalisty od sekt było jego pomysłem. Poprzedniego wieczoru Dance zaczęła podejrzewać, że prawdopodobnie stało się inaczej i spytała szefa bez ogródek, w jaki sposób agent FBI został włączony w śledztwo w sprawie Pella. Overby kluczył i kręcił, lecz w końcu przyznał, że to Kellogg poinformował Amy Grabe z biura terenowego FBI w San Francisco, że jedzie na półwysep jako konsultant w pościgu za Pellem; decyzja nie podlegała dyskusji. Zjawił się tu zaraz po uporządkowaniu papierów sprawy w Chicago.

– Przeanalizowałam całą sprawę Pella. Michael O’Neil był niezadowolony, że zamiast obserwacji wolałeś szturm na pokój w Sea View. A ja nie rozumiałam, dlaczego chcesz wejść pierwszy. Znam już odpowiedź – żeby mieć okazję zastrzelić Pella. Wczoraj, na plaży w Point Lobos, kazałeś mu uklęknąć. A potem go zabiłeś.

– To ma być twój dowód, że go zamordowałem? Ułożenie ciała? Kathryn, doprawdy.

– Ekipa kryminalistyczna znalazła łuskę pocisku, który wystrzeliłeś w moją stronę, gdy byłam na klifie.

Słysząc to, zamilkł.

– Och, rozumiem, że nie zamierzałeś mnie zabić. Chciałeś tylko, że bym nie ruszała się z miejsca, została tam z Samanthą i Lindą i nie prze szkodziła ci w zabiciu Pella.

– To był przypadkowy strzał – odparł rzeczowym tonem. – Nie ostrożność. Powinienem się od razu przyznać, ale się wstydziłem. W końcu jestem profesjonalistą, a tu coś takiego…

Kłamstwo…

Pod spojrzeniem Dance jego ramiona nieznacznie opadły. Zacisnął usta. Dance wiedziała, że nie ma sensu oczekiwać przyznania się do winy – nawet na nie nie liczyła – ale Kellogg wyraźnie przeszedł do innego stanu reakcji stresowej. Widocznie nie był zupełnie obojętną maszyną. Trafiła celnie i cios okazał się bolesny. Dla Kathryn Dance było to równoznaczne z przyznaniem się do winy.

– Nie opowiadam o swojej przeszłości ani o tym, co się stało z moją córką. Może powinienem powiedzieć ci więcej, ale ty też raczej mało mówisz o swoim mężu. – Zamilkł na chwilę. – Rozejrzyj się wokół nas, Kathryn. Przyjrzyj się światu. Jesteśmy tacy podzieleni, tacy potłuczeni. Rodzina to ginąca instytucja, a jednak wszyscy pragniemy jej ciepła. Umieramy z pragnienia… I co się dzieje? Zjawiają się tacy jak Daniel Pell. I mamią bezbronnych i słabych. Pomyśl o kobietach z Rodziny – Samancie i Lindzie. Były grzecznymi dziećmi, nigdy nie zrobiły niczego naprawdę złego. I nagle zostają uwiedzione przez mordercę. Dlaczego? Bo kusił je tym, czego nigdy nie miały: rodziną.

Byłoby tylko kwestią czasu, kiedy one albo Jennie Marston czy ktoś inny omotany przez niego zacząłby zabijać. Albo porywać dzieci. Znęcać się nad nimi. Nawet w więzieniu Pell znalazł sobie wyznawców. Hu z nich po zwolnieniu zaczęło robić to samo co on?… Tych ludzi trzeba powstrzymywać. Jestem wobec nich agresywny i mam niezłe wyniki. Ale nie przekraczam granic.

Swoich granic, Winston. Ale nie możemy stosować twoich norm. Nie tak działa ten system. Daniel Pell też uważał, że nie robi nic złego.

Uśmiechnął się i wzruszył ramionami - emblemat, który miał oznaczać: ty widzisz to tak, ja inaczej. I nigdy nie dojdziemy do porozumienia.

To oczywiście był komunikat niewerbalny. Ale dla Dance brzmiał równie czytelnie jak deklaracja „przyznaję się do winy”.

Nagle uśmiech zniknął, tak jak poprzedniego dnia na plaży.

– Ale musisz wiedzieć jedno. To, co było między nami, było prawdziwe. Bez względu na to, co o mnie myślisz, to było prawdziwe.

Kathryn Dance przypomniała sobie, jak szli korytarzem w CBI i Kellogg ze smutkiem powiedział coś o Rodzinie, dając jej do zrozumienia, że w jego życiu panuje pustka: samotność, praca zastępująca nieudane małżeństwo, tragiczna śmierć córki. Dance nie wątpiła, że choć ją okłamał, nie zdradzając celu swojej misji, to jednak ten samotny mężczyzna naprawdę próbował się do niej zbliżyć.

Okiem analityka mowy ciała dostrzegła też, że słowa „to było prawdziwe” są szczere.

Ale zupełnie nieistotne dla przesłuchania i niewarte jakiejkolwiek odpowiedzi.

Między jego brwiami pojawiła się zmarszczka, a na twarz powrócił fałszywy uśmiech.

– Kathryn, to naprawdę nie jest dobry pomysł. Takie śledztwo będzie koszmarem. Dla CBI… i dla ciebie.

– Dla mnie?

Kellogg w zamyśleniu zacisnął usta.

– Przypominam sobie, że pojawiło się parę pytań związanych ze sposobem prowadzenia przesłuchania w sądzie w Salinas. Być może w jego trakcie Pell dowiedział się czegoś, co pomogło mu w ucieczce. Nie znam szczegółów. Może to nic ważnego. Ale słyszałem, że Amy Grabe ma jakąś notatkę na ten temat. – Wzruszeniu ramion towarzyszył metaliczny szczęk kajdanek.

Wracała sprawa uwagi, którą Overby przekazał federalnym, chcąc chronić własny tyłek. Dance zakipiała oburzeniem, słysząc te pogróżki, lecz nie zdradziła się żadnym wskaźnikiem emocji. Wzruszyła ramionami jeszcze bardziej lekceważąco niż on.

Jeżeli ten temat się pojawi, będziemy po prostu musieli przyjrzeć się faktom.

– Tak sądzę. Mam tylko nadzieję, że to na dłuższą metę nie wpłynie na twoją karierę.

Zdejmując okulary, przysunęła się bliżej, przekraczając granicę osobistej strefy proksemicznej.

– Jednego jestem ciekawa, Winston. Co powiedział Daniel, zanim go zabiłeś? Rzucił broń i klęczał, sięgając po kajdanki. Potem na ciebie spojrzał. I już wiedział, prawda? Nie był głupi. Wiedział, że już po nim. Powiedział coś?

Kellogg bezwiednie zareagował – sygnałem rozpoznania – lecz nie odpowiedział.

Jej wybuch był oczywiście niewłaściwy i wiedziała, że oznaczał koniec przesłuchania. Ale to nie miało znaczenia. Uzyskała odpowiedzi, poznała prawdę – lub przynajmniej coś bliskiego prawdzie. Co, zważywszy na niepewność naukową analizy kinezycznej, zwykle wystarczało.

Rozdział 60

Dance i TJ byli w gabinecie Charlesa Overby’ego. Szef CBI siedział za biurkiem, kiwając głową i patrząc na zdjęcie, na którym wraz z synem trzymali złowionego łososia. A może spoglądał na zegar. Było wpół do dziewiątej. Agent dwa razy z rzędu został w pracy do wieczora. Rekord.

– Widziałem całe przesłuchanie. Całkiem nieźle ci poszło. Absolut nie. Ale spryciarz z niego. Właściwie do niczego się nie przyznał. Trud no to uznać za wyznanie winy.

– To makiawelista o antyspołecznej osobowości, Charles. Tacy jak on nie przyznają się do winy. Badałam go, żeby sprawdzić, w jaki sposób będzie się bronił i zaprzeczał. Zniszczył plik, kiedy uznał, że materiał wplątuje go w podejrzane samobójstwo w Los Angeles? Użył bezprawnie granatu? Jego pistolet „przypadkowo” strzelił w moją stronę? Przysięgli nie będą mieli cienia wątpliwości aż do wyroku skazującego. Dla niego to przesłuchanie to była katastrofa.

– Naprawdę? Wydawał się całkiem pewny siebie.

– Faktycznie, i nieźle wypadłby w sądzie – jeżeli stanie przed sądem. Ale z punktu widzenia taktyki jego sprawa jest beznadziejna.

– Zatrzymywał uzbrojonego mordercę. Twierdzisz, że motywem była śmierć córki z powodu jakiejś sekty? To mało przekonujące.

– Nigdy za bardzo nie przejmuję się motywem… jeżeli facet zabija żonę, to naprawdę nieważne dla przysięgłych, czy zrobił to dlatego, że przypaliła mu stek, czy chciał zdobyć pieniądze z jej ubezpieczenia. Morderstwo to morderstwo. Sprawa będzie wyglądać mniej łzawo, kiedy udowodnimy związek Kellogga z innymi zabójstwami.

Dance opowiedziała mu o pozostałych ofiarach, o podejrzanym zatrzymaniu w Chicago w zeszłym tygodniu i innych w Fort Worth i Nowym Jorku. O samobójstwie w Los Angeles i samobójstwie w Oregonie. Do szczególnie niepokojącego zdarzenia doszło jeszcze w tym roku na Florydzie, gdzie Kellogg pojechał pomóc policji w okręgu Dade w śledztwie dotyczącym porwań. Pewien Latynos z Miami miał dom na peryferiach miasta, gdzie mieszkała komuna. Było jasne, że to grupa jego wyznawców, kilku nawet fanatycznie oddanych. Kellogg zastrzelił go podczas akcji policji, kiedy rzekomo sięgał po broń – nigdy jej nie znaleziono. Potem jednak okazało się, że komuna prowadziła darmową jadłodajnię, miała szanowaną grupę badaczy Biblii i zbierała datki na dzienny ośrodek opieki dla dzieci samotnych pracujących rodziców. Oskarżenia o porwanie okazały się fikcyjne, a doniesienie o przestępstwie złożyła była żona Latynosa.

Miejscowe gazety wciąż kwestionowały okoliczności jego śmierci.

– Ciekawe, ale nie jestem pewien, czy to by był dopuszczalny materiał dowodowy – odparł szef. – Co ze śladami zabezpieczonymi na plaży?

Dance poczuła ukłucie żalu z powodu nieobecności Michaela O’Neila, który mógłby omówić techniczną stronę śledztwa. (Dlaczego nie dzwoni?)

– Znaleźli pocisk, który Kellogg wystrzelił w kierunku Kathryn – powiedział TJ. – Nie ma wątpliwości, że pochodzi z jego sig-sauera.

– Przypadkowy strzał… – mruknął Overby. – Uspokój się, Kathryn, ktoś musi grać rolę adwokata diabla.

– Łuski z broni Pella na plaży znaleziono bliżej miejsca, gdzie stał Kellogg. Kellogg prawdopodobnie sam strzelił z pistoletu Pella, żeby wyglądało to na obronę własną. Aha, w laboratorium znaleźli piasek w kajdankach Kellogga. To dowodzi, że Kellogg…

– Sugeruje – poprawił Overby.

– Sugeruje, że Kellogg rozbroił Pella, wyprowadził go zza skał, rzucił kajdanki na ziemię, a kiedy Pell chciał je podnieść, zabił go.

– Słuchaj, Charles – odezwała się Dance. – Nie twierdzę, że to będzie pestka, ale Sandoval może wygrać sprawę. Jestem gotowa zeznać, że w chwili strzału Pell nie stanowił bezpośredniego zagrożenia. Wyraź nie wskazuje na to ułożenie ciała.

Wzrok Overby’ego przebiegł blat biurka, zatrzymując się na fotografii innej ryby.

– A motyw?

Nie uważał wcześniej? Prawdopodobnie nie.

– Jego córka. Zabija każdego, kto ma związek…

Szef CB1 uniósł głowę, wbijając w nią przenikliwe spojrzenie.

– Nie, nie pytam o motyw Kellogga. Chodzi o nasz motyw. Wytoczenia sprawy.

Ach, no tak. Oczywiście miał na myśli jej motyw. Czyżby odwet za to, że Kellogg ją zdradził?

– Wiesz, że to wyjdzie. Musimy mieć odpowiedź.

Szef był dziś na fali. Ale ona także.

– Bo Winston Kellogg popełnił morderstwo na naszym terenie.

Odezwał się telefon. Overby wpatrywał się w aparat, odbierając dopiero po trzecim dzwonku.

– To dobry motyw – szepnął TJ. – Na pewno lepszy, niż gdyby ci po dał spalony stek.

Szef CBI odłożył słuchawkę, patrząc na zdjęcie łososia.

– Mamy gości. – Poprawił krawat. – Z FBI.

– Charles, Kathryn…

Amy Grabe wzięła od asystentki Overby’ego kawę i usiadła. Skinęła głową TJ-owi.

Dance wybrała krzesło obok atrakcyjnej, lecz konkretnej agentki specjalnej z biura terenowego w San Francisco. Nie chciała zajmować miejsca na wygodniejszej, lecz niższej kanapie naprzeciwko kobiety – siedzenie choć o centymetr niżej od rozmówcy działa niekorzystnie na psychikę. Dance przekazała agentce najnowsze informacje dotyczące Kellogga i Nimue.

Grabe nie znała wszystkich szczegółów historii. Słuchała ze zmarszczonymi brwiami, nieporuszona, w przeciwieństwie do nerwowego Overby’ego. Jej prawa dłoń spoczywała na lewym rękawie eleganckiej marynarki koloru czerwonego wina.

– Jest agentem w czynnej służbie mordującym ludzi, Amy – zakończyła Dance. – Okłamał nas. Przeprowadził szturm, chociaż nie było takiej potrzeby. O mały włos kilkanaście osób nie zostało rannych. Mogło być kilka ofiar śmiertelnych.

Długopis w ręku Overby’ego drgał jak pałeczka perkusisty, a pozycja ciała TJ-a mówiła: sytuacja jest faktycznie krępująca.

Badawczo patrząc spod idealnie równych brwi na wszystkich obecnych w gabinecie, Grabe powiedziała:

– To bardzo trudne i skomplikowane. Rozumiem, co się stało. Ale bez względu na to, miałam telefon. Chcą, żeby go zwolnić.

– Chcą… z Dziewiątej Ulicy?

Skinęła głową.

– I jeszcze wyżej. Kellogg to prawdziwa gwiazda. Ma świetną liczbę zatrzymań. Ocalił setki dzieciaków przed tymi sektami. Miał się teraz zająć sprawami fundamentalistów. To znaczy terrorystów. Jeżeli to wam może poprawić nastrój, rozmawiałam z naszymi ludźmi i obiecali prze prowadzić dochodzenie. Zbadać przebieg akcji, sprawdzić, czy nie nad użyto siły.

– Najpotężniejszy rewolwer świata – wyrecytował TJ głosem Brudnego Harry’ego, lecz zamilkł pod piorunującym spojrzeniem szefa.

– Zbadać? – powtórzyła z niedowierzaniem Dance. – Mówimy o podejrzanych przypadkach śmierci – sfingowanych samobójstwach, Amy. Daj spokój, przecież to zwykła wendeta. Jezu, nawet Pell nie zniżał się do zemsty. Kto wie, co jeszcze Kellogg ma na sumieniu.

– Kathryn – ostrzegł ją szef.

– Należy pamiętać – powiedziała Grabe – że jest agentem federalnym badającym przestępstwa, których sprawcy są szczególnie sprytni i niebezpieczni. W kilku wypadkach stawili opór i zginęli. Często się to zdarza.

– Pell wcale nie stawiał oporu. Mogę to zeznać w sądzie – jako biegła. Został zamordowany.

Overby stukał ołówkiem w nieskazitelną podkładkę na blacie biurka. Był kłębkiem nerwów.

– Kellogg aresztował – bo naprawdę aresztował – wielu groźnych osobników. Kilku zginęło.

– Świetnie, Amy, możemy to wałkować godzinami. Chodzi mi tylko o to, żeby przedstawić Sandy’emu Sandovalowi sprawę jednego jedyne go zabójstwa, czy się to Waszyngtonowi podoba, czy nie.

– Federalizm działa – mruknął TJ.

Stuk, stuk… podskakiwał ołówek. Overby odchrząknął.

– To nawet nie jest zbyt solidna sprawa – zauważyła agentka. Widocznie czytała o szczegółach w drodze na półwysep, w samochodzie al bo na pokładzie helikoptera.

– Nie musi być prosta jak drut. Sandy i tak może ją wygrać.

Grabe odstawiła kubek po kawie. Obróciła spokojną twarz w stronę Overby’ego, wbijając w niego surowe spojrzenie.

– Charles, proszą, żebyście tego dalej nie prowadzili.

Dance nie zamierzała pozwolić im odpuścić tej sprawy. No dobrze, jednym z jej motywów był fakt, że zdradził ją człowiek, który zaprosił ją na kolację i zdobył sobie jej przychylność.

Potem… Co ty na to?

Oczy Overby’ego wciąż błądziły wśród fotografii i pamiątek na biurku.

– Ciężka sytuacja… Wiecie, co powiedział Oliver Wendell Holmes? Powiedział, że przez ciężkie sprawy powstaje złe prawo. A może przez trudne sprawy… Nie pamiętam.

Co to miało znaczyć?, pomyślała Dance. Kathryn – odezwała się łagodnie Grabe. – Daniel Pell był niebezpieczny. Zabijał policjantów, zabijał ludzi, których znałaś, zabijał niewinnych. Wykonałaś świetną robotę w beznadziejnej sytuacji. Powstrzymałaś naprawdę złego bandytę. A Kellogg się do tego przyczynił. Wszystkim należy się nagroda.

– Absolutnie – rzekł Overby. Odłożył ołówek. – Wiesz, co mi to przypomina, Amy? Jacka Ruby’ego i zabójcę Kennedyego. Pamiętasz? Chyba nikt nie miał za złe Ruby’emu, że zastrzelił Oswalda.

Dance zamknęła usta, zaciskając mocno zęby. Potarła kciukiem o palec wskazujący. Tak jak wcześniej szef „zapewniał” Grabe, że nie jest winna ucieczki Pella z aresztu, teraz znów zamierzał ją sprzedać. Odmawiając przekazania sprawy Sandy’emu Sandovalowi, Overby nie tylko osłaniał własny tyłek; stawał się tak samo winny morderstwa jak Kellogg. Dance odchyliła się na krześle, lekko opuszczając ramiona. Kątem oka dostrzegła grymas na twarzy TJ-a.

– Otóż to – przytaknęła Grabe. – Tak więc…

Overby przerwał jej gestem.

– Ale pamiętam też dziwną rzecz związaną z tamtą sprawą.

– Jaką sprawą? – spytała agentka FBI.

– Sprawą Ruby’ego. Teksas mimo wszystko aresztował go za morderstwo. I nie uwierzysz, ale Jack Ruby został skazany i trafił za kratki. – Wzruszył ramionami. – Muszę powiedzieć nie, Amy. Przekazuję sprawę Kellogga do prokuratury okręgowej w Monterey. Z wnioskiem o oskarżenie go o morderstwo. Zarzutem mniejszego kalibru będzie zabójstwo. Ach, no i czynna napaść na agenta CBI. Przecież Kellogg strzelał do Kathryn.

Kathryn Dance poczuła łomot serca. Czy na pewno się nie przesłyszała? TJ spojrzał na nią, unosząc brew. Ale Overby patrzył na Dance.

– Wydaje mi się, że powinniśmy dorzucić nadużycie procedur prawnych i okłamywanie agenta śledczego. Jak sądzisz, Kathryn?

To nie przyszło jej do głowy.

– Wspaniale.

Grabe potarła policzek krótkim paznokciem, polakierowanym na ciemnoczerwone.

– Naprawdę sądzisz, że to dobry pomysł, Charles?

– Och, tak. Absolutnie.

Загрузка...