Rozdział 22

Wszystko przez ciebie..

Ty nie słuchał podszeptów sumienia, a poczucie winy nie opusz¬czało go, kiedy otwierał drzwi samochodu i gwizdnął na psa. Miał po¬czucie, że w jakiś sposób obudził czyjeś zainteresowanie Annie Seger. Znał tę historię na wylot, ale nie mógł dojść do tego,jakjego pomysł na książkę mógł kogoś zainteresować.

Nikt nie wiedział o jego projekcie, tylko wydawca, agent i on. Nie był nawet do końca szczery z Sam i kiedy to się wyda, będzie wściekła jak diabli.

Sasquatch wybiegł zza rogu i wskoczył na tylne siedzenie.

– Bądź grzeczny – ostrzegł go Ty, usiadł za kierownicą i włożył klu¬czyk do stacyjki. Nie miał zamiaru przyczynić się do popełnienia nowe¬go przestępstwa, nie chciał też wiązać się z Sam, chociaż od początku miał zamiar ją poznać.

Wrzucił bieg, silnik ryknął i Ty Włączył światła. Ulica była pusta, dom Sam ciemny i tylko na werandzie pani Killingsworth paliła się lampa.

Chęć poznania Samanty Leeds i dowiedzenia się, co wie o sprawie, przerodziła się w coś wielkiego. Zanim Ty zabrał się do rzeczy, jakiś John zaczął dzwonić do jej programu. Potem ta druga sprawa – szepczą¬ca dziewczyna, która podawała się za Annie. O co w tym, do diabła, chodziło? Kim ona była?

Zwolnił przed znakiem stopu, skręcił i popędził przez przedmieścia Cambrai ku widocznemu w oddali centrum miasta.

Przez głowę przelatywały mu nazwiska osób związanych ze sprawą Annie Seger. Jej matka – Estelle, zimna, religijna suka i Wally, biologiczny ojciec, facet, który ciągle zmieniał pracę. Potem był jeszcze brat – Kent – półtora roku starszy i nie tak popularny jak siostra. Wychowywał ją Jason Faraday, ojczym – ambitny pan doktor. Jej chłopak, Ryan Zimmerman, na początku wzorowy uczeń i kapitan drużyny hokejowej, wplątał się w narkotyki i im¬prezował. Najlepsza przyjaciółka Annie, Priscilla "Prissy" McQueen, bez¬troska i złośliwa nastolatka, podkochiwała się w chłopaku Annie.

Skręcił i zobaczył światła centrum Nowego Orleanu. Sięgnął po te¬lefon i wystukał numer. Musiał wezwać pomoc, mimo że tego nie chciał.

Obawiał się, że komuś może stać się krzywda.


Zadzwonił telefon.

Nie, pomyślał Bentz i otworzył oczy w ciemności. Tylko nie teraz.

Telefon dzwonił uporczywie.

Przekręcił się na bok, zerknął na zegarek i jękną!. Druga trzydzieści nad ranem. Spał zaledwie od dwóch godzin i wiedział, że usłyszy złe wieści. Nikt nie dzwoni w środku nocy, żeby pogadać. Włączył nocną lampkę i chwycił słuchawkę.

– Bentz – powiedział i pr;,.:etarł twarz dłonią, próbując się obudzić.

– Chyba mamy jeszcze jedną. – Głos Montoyi brzmiał przytomnie, jak na tę porę..

– Do diabła. – Bentz spuścił nogi z łóżka. Oprzytomniał natychmiast i przypomniał sobie o ostrzeżeniu, jakie dostała Samanta Leeds. -Gdzie?

– Obok Garden District – powiedział Montoya i podał adres. – Drugie piętro.

– Taka sama sprawa?

– Podobna, ale nie identyczna. Lepiej przyjedź. – Powtórzył adres.

– Daj mi dwadzieścia minut. Niech nikt niczego nie dotyka.

– Przecież wiem – oznajmił Montoya i się rozłączył. Bentz był ciekaw, dlaczego to nie on pierwszy dostał wezwanie. Odłożył słuchawkę, złapał parę dżinsów, które rzucił w nocy na łóżko, i wyciągnął buty spod komody. Nie za~racał sobie głowy skarpetkami. Wciągnął jakąś koszul¬kę• Jednym ruchem zgarnął z nocnej szatki kluczyki, odznakę, kaburę i glocka. Szybko założył marynarkę i wcisnął na głowę czapęczkę Saint¬sów. Popędził schodami do wyjścia.

Była druga trzydzieści w nocy i upał nie do wytrzymania. Po kilku mi¬nutachjuż był spocony. Podbiegł do samochodu, włączył silnik i zapiął pasy.

Następna martwa kobieta.

Nie powinien tak się przejmować doktor Sam.:…- pomyślał – i tymi cholernymi listami z pogróżkami. Przynajmniej nie wtedy, kiedy w mie¬ście zdarzały się morderstwa, które powinny zostać rozwikłane.

Tylko że te zabójstwa mogły mieć jakiś związek z doktorką z radia. Opony zapiszczały, kiedy zbyt szybko wziął zakręt. Wszedł na poli¬cyjną częstotliwość i usłyszał meldunek o kłopotach w dzielnicy fran¬cuskiej. Podali adres i Bentz wiedział, który to budynek. Chodziło o WSLJ. Był już pewien, że to znów problemy pani psycholog. Poczuł ucisk w żołądku i pomyślał, że John ostrzegł ją i znów zaatakował.

Czekała go ciekawa noc.

Pędził jak szalony i po chwili dotarł pod adres podany przez Mon¬toyę i zaparkował pomiędzy dwoma radiowozami. Noc pyła lepka i pra¬wie bezwietrzna. Pot płynął mu po plecach, gdy przepychał się przez tłum, który zdążył się zebrać wokół wielkiego starego bloku.

Znalazł mieszkanie na drugim piętrze i wszedł do środka.

Wszędzie kręcili się ludzie z ekipy dochodzeniowej. Policyjny foto¬graf robił zdjęcia martwej kobiety, która leżała twarzą w dół, na dywa¬nie. Była naga i miała ogoloną głowę, a na czaszce, pod resztkami wło¬sów, widać było szramy. W jednej dłoni ściskała gruby czarny kosmyk, a wokół, oprócz odoru śmierci, unosił się dziwny słodki zapach. Miała gładką skórę koloru kawy.

Rozejrzał się i doszedł do wniosku, że mają do czynienia z nowym mordercą.

– To wszystko nie tak – mruknął o siebie. Żołądek miał skurczony, a szczękę zaciśniętą, kiedy patrzył na rozłożoną na dywanie ofiarę.

– Nie musisz mi mówić. – Montoya stanął obok fotografa i usłyszał słowa Bentza.

Bentz kucnął i kołysał się na piętacl1. Dotknął kosmyka włosów, któ¬ry kobieta ściskała w palcach. Był tłusty i pachniał mdło olejkiem pa¬czuli, jak w kamasutrze. O co w tym wszystkim chodzi?

– Kim ona jest? – Bujając się na piętach, Bentz spojrzał w górę na Montoyę•

– Cathy Adams,jak wynika z prawa jazdy. Znanajako Cassie Alexa albo księżniczka Alexandra.

– Dziwka?

– Trochę prostytutka, trochę studentka z Tulane, tancerka erotyczna z Playlandu.

Bentz znał ten lokal. Klub z nagimi tancerkami na Bourbon Street. Wyprostował się i rozejrzał po pokoju. Był czysty, uporządkowany, a meble, choć stare, były przyzwoite. Na ścianach wisiało kilka obraz¬ków, a nad fotelem zobaczył zdjęcie Mal1ina Luthera Kinga. Tuż nad jego głową wisiał portret Chrystusa.

– To jej mieszkanie?

– Tak. Właścicielka mówi, że mieszkała z chłopakiem, który był jednocześnie jej alfonsem, ale on – Marc Duvall – wyprowadził się trzy tygodnie temu po jednej z pijackich awantur. Jak zwykle, ona dzwoni na 911, ale zanim gliniarze przyjeżdżają, uspokaja się i mimo, że ją pobił jak diabli, nie składa skargi i twierdzi, że to pomyłka. Faceta aresztują, ale wychodzi za kaucją. W końcu posłała go do diabła, zniknął i nikt go od tamtej pory nie widział. Właścicielka miała dość awantur i kazała jej się wynosić. Powiedziałem, żeby szukali tego Marca, ale chyba wyje¬chał z miasta, a być może i z kraju.

Bentz nadal oglądał miejsce zbrodni.

– Tego nie zrobił nasz facet – powiedział. Pochylił się raz jeszcze, żeby lepiej obejrzeć denatkę. Sądząc po sinych śladach na szyi, została uduszona, ale znaki były inne niż u pozostałych.

– Wiem. To jest lepsza dzielnica, nie ma banknotu z zamazanymi oczami, ani włączonego radia i udusił ją innym narzędziem.

– Wszystkie pozostałe ofiary były białe – mruknął Bentz.

– Ta też była prostytutką i zginęła w swoim mieszkaniu, i leży w dziwnej pozycji – wskazał Montoy~… Miał rację. Nikt nie upadłby na podłogę twarzą w dół z ramionami rozłożonymi nad głową, nogami ra¬zem, obciągniętymi palcami i kosmykiem własnych włosów w dłoni.

Leży inaczej, pomyślał Bentz i spojrzał na,brązową skórę Cathy Adams. Ciekawe czy miała dzieci? Może męża? Albo rodziców, którzy jeszcze żyli? Zacisnął szczęki.

– Sprawdź, jaką ma rodzinę, przyjaciół, innych facetów. Dowiedz się, gdzie jeszcze pracowała. Pogadaj z innymi dziewczynami i z wła¬ścicielem klubu.

Montoya kiwnął głową i popatrzył w dół, na kobietę.

– Może nasz facet wymyślił coś nowego albo zmienił się i dlatego wszystko wygląda inaczej?

– Jest zupełnie inaczej, Reuben. – Bentz zmartwił się tym, co mu przyszło do głowy. – Założę się, że mamy nowego mordercę, który być może naśladuje pierwszego.

– Dwóch? – Montoya sięgnął do kieszeni marynarki i wyciągnął paczkę marlboro. Wysupłał jednego, ale nie zapalił. – Nie. Nie ma ich tak wielu. Może stanowią dziesięć procent zabójców.

– Coś koło tego.

– Więc jak często się to zdarza?

– Rzadko, dzięki Bogu, ale zdarza się… – Bentz ruszył przez mieszkanie i zapach paczuli się ulotnił.

Sypialnia Cathy była tak samo porządna jak salon. Pościel na łóżku nawet nie została poruszona, a w łazience pełno było kobiecych rze¬czy – rajstopy wisiały na rurze od prysznica za czystą zasłoną, a na kra¬wędzi wanny stał szampon i odżywka. Przez chusteczkę otworzył szaf¬kę z lekami i znalazł tam tubki i słoiczki z kosmetykami, leki bez recepty, plastry i tampony. Jedyne, co wskazywało najej zawód, to pudło prezer¬watyw obok tabletek Alka-Seltzer. Nie było żadnych leków na receptę ani żadnego śladu narkotyków.

W niedużej szafce leżały świeże ręczniki, a środki czyszczące stały pod umywalką.

Bentz doszedł do wniosku, że widział wszystko, co trzeba, i ruszył do wyjścia. Za drzwiami zebrał się tłumek ciekawskich, powstrzymywa¬ny przez policjantów w cywilu.

– Oczyśćcie to miejsce – powiedział Bentz do kobiety dowodzącej ekipą dochodzeniową.

Rzuciła mu pełne dezaprobaty spojrzenie.

– Mówi pan tak, jakbyśmy nic nie robili jak należy i źle zbierali dowody. Bez przesady.

Bentz podniósł rękę.

– Przepraszam.

– Niech pan się tu nie kręci. Im szybciej skończymy, tym prędzej dostanie pan swój raport.

– Takjest. – Obaj z Montoyą wyszli z mieszkania i przecisnęli przez zgromadzony w holu tłum. – Przesłuchałeś wszystkich?

– Już nad tym pracuję. – Montoyi można było zarzucić wszyst¬ko, prócz lenistwa. – Jak na razie nikt nie zauważył niczego niezwy¬kłego.

– Chcę zobaczyć zeznania tak szybko, jak to możliwe. Zadzwoń do laboratorium. Niech się pospieszą. Upewnij się dwa razy, czy nie było włosów z peruki, czy porównali nasienie, ślady krwi i włosów, które mamy z innych spraw, nawet z tych zamkniętych – nie tylko o mOl'der¬stwo, ale gwałty i napady z ostatnich pięciu lat.

– Trudny rozkaz – stwierdził Montoya, kiedy wreszcie wydostal i się z tłumu..

Jeden policjant przesłuchiwał mieszkańców, drugi trzymał ich z dala od miejsca zbrodni.

– Wcale nie taki trudny. Mamy komputery i FBI. – Potarł kark i zerknął raz jeszcze w stronę mieszkania Cathy Adams. – Gdzie są federalni?

Montoya uśmiechnął się złośliwie.

– Powiedzmy, że do nich nie zadzwoniłem.

– Dadzą nam za to nieźle popalić.

– Jakjuż mówiłeś, to nasza działka. – Włożył papierosa między zęby i szukał po kieszeniach zapalniczki.

– Tak, ale będą chcieli wiedzieć.

– Osobiście złożę im rano raport.

– Lepiej zrób to – mruknął Bentz, kiedy schodzili po schodach. Tak samo jak Montoya, Bentz nie lubił mieć do czynienia z federalnymi, ale nie zamierzał łamać zasad. Poza tym zdarzali się dobrzy agenci, tacy, z którymi mógł pracować, na przykład Norm Stowell, w czasach, kiedy był zatrudniony w biurze.

– Jak to się stało, że to ciebie pierwszego wezwali? – zapytał Bentz.

– Przypadek. – MQntoya znalazł zapalniczkę i przytknął ją do końca papierosa, kiedy dotarli na parter. – Byłem w komisariacie i pisałem dla ciebie raport o znajomych Annie Seger. – Zaciągnął się głęboko i po chwili wypuścił kłąb dymu. – Zostawiłem kopię na twoim biurku i właś¬nie miałem iść do domu, kiedy zadzwonili. Przyjąłem wezwanie i przy¬jechałem tutaj. Potem zadzwoniłem do ciebie.

To wyjaśniało sprawę.

– Jak będziesz miał chwilę, zerknij na raport. Annie Seger nie była zwyczajną królową balu maturalnego.

Spodziewałem się.

– I jest jeszcze kilka innych rzeczy. Były mąż Samanty Leeds.

– Doktor Leeds.

– Tak. Nadal tu mieszka i wykłada w Tułane. Ma trzecią żonę i jego małżeństwo chyba się rozpada.

– Miałem już przyjemność go poznać – mruknął Bentz. – Niezły typ.

– Tak sądziłem. Ale jest coś, czego nie wziąłem jeszcze pod uwagę. Chcę sprawdzić listę pacjentów doktorki. Nie będzie całej, bo dane są objęte tajemnicą lekarską, ale policja z Houston zebrała trochę informacji.

– Zerknę na to.

– Jasne. – Montoya zaciągnął się i wypuścił dym kącikiem ust. ¬Zobaczysz, kim był pierwszy policjant, który pojawił się na miejscu po śmierci Annie Seger.

– Ktoś znajomy?

Oczy Montoyi błysnęły jak zawsze, kiedy udało mu się odkryć coś ciekawego.

– Można tak powiedzieć. – Pchnął ramieniem drzwi.

Na zewnątrz z:robiło się zbiegowisko – ludzie, którzy nocami włó¬czyli się po ulicach, zainteresowani sąsiedzi i gapie, którzy zawsze chcieli być tam, gdzie się coś dzieje. Może wśród nich był morderca.

Wiadomo było, że seryjni mordercy lubią oglądać skutki swojego działania. Podniecało ich to, że mogą patrzeć, jak policja zbiera ślady, które specjalnie zostawili. Niektórzy mieli na tyle odwagi, żeby obser¬wować śledztwo i oferować "pomoc".

Pomyleńcy.

Furgonetka prasowa stała po drugiej stronie, za żółtą policyjną ta¬śmą, a wyzywająco ubrana reporterka rozmawiała z kamerzystą. Kiedy Bentz przechodził pod taśmą, podniosła wzrok. Natychmiast, nie prze¬rywając rozmowy, podskoczyła do niego, a facet z kamerą na ramieniu popędził za nią..

– Nadchodzą kłopoty – szepnął Montoya. – Ubrane w modne fata¬łaszki.

– Detektywie! – zawołała reporterka, nawet nie siląc się na uśmiech. ¬Jestem Barbara Linwood z WBOK. Co tu się stało? Kolejne morderstwo?

Nie odpowiedział.

– Słyszeliśmy, co mówią ludzie. Podobno ofiara była prostytutką, a ostatnio zamordowano kilka kobiet – wszystkie były prostytutkami. Zaczynam podejrzewać, że mamy w Nowym Orleanie seryjnego mor¬dercę. – Czekała z pytającym wyrazem twarzy. Chciała, żeby okazało się, że seryjny zabójca szaleje na ulicach miasta. Potrzebowała dobrej historii.

Bentz nadal milczał i wtedy odezwał się jego pager.

– Detektywie, niech pan coś powie. Zabito kolejną kobietę? Prosty¬tutkę? – Powiew wiatru rozwiał jej włosy, lecz ona nadal wyczekująco wpatrywała się w Bentza.

– Mamy martwą kobietę – powiedział. – Prowadzimy wstępne śledz¬two. W tej chwili nie mam nic do powiedzenia.

– Jak zwykle. – Była energiczną osobą, miała około metra sześćdziesięciu wzrostu, ostre rysy twarzy, silny makijaż i nie dawała łatwo za wygraną. Oprócz Bentza, zamierzała wciągnąć do rozmowy Montoyę. – Jeśli w naszej okolicy grasuje seryjny morderca i czai się na uli¬cach Nowego Orleanu, ludzie mają prawo wiedzieć. Chodzi o bezpie¬czeństwo. Czy może mi pan udzielić krótkiego wywiadu?

Bentz zerknął na kamerę na ramieniu operatora. Nie powiedział ani słowa, ale czerwona lampka paliła się jasno.

– Już powiedziałem.

– Kim była ofiara?

_ Jestem pewien, że departament policji wyda rano oświadczenie.

– Ale…

_ Istnieją pewne zasady, pani Linwood. Musimy najpierw powiadomić rodzinę. To wszystko, co mam do powiedzenia w tej chwili. – Od¬wrócił się do niej plecami, ale w duchu przyznawał jej rację• Po ulicach chodził potwór, może było ich kilku i ludzie powinni być ostrożni.

_ A pan?- zapytała Montoyę, ale na próżno. Reuben może i miał ochotę pogadać z ludźmi z telewizji i zdobyć trochę sławy dla siebie, ale nie chciał narażać się na kłopoty z MelindąJaskiel albo prokuraturą• Był zbyt rozsądny i ambitny, żeby tak sobie zaszkodzić.

Bentz minął kilka radiowozów z zapalonymi światłami i sprawdził, kto go wzywa. Potem zadzwonił na komisariat. Wiadomość była krótka. W WSL.J pojawiły się kolejne problemy. Doktor Sam znowu otrzymała ostrzeżenie – tym razem w postaci tortu urodzinowego dla Annie Seger, podrzuconego w kuchni w WSLJ. Ktoś rzeczywiście starał się zaszkodzić pani doktor.

_ Do diabła. – Bentz wyjechał ostro na drogę. Otworzył okna i wpuścił do środka ciepłe powietrze. Ruszył w stronę dzielnicy biurowej, pozostawiając w tyle stare domy. Kimkolwiek był ten John, miał chore poczucie humoru. W szystko razem przypominało senny koszmar. Czy to zbieg okoliczności, że ta prostytutka zginęła w urodziny Annie Se¬ger? Czy istniał związek pomiędzy zabójstwami i pogróżkami pod adresem Samanty Leeds?

Przejechał pomarańczowe światło przy ulicy Canal i zwolnił. To, że popełniono morderstwo tej samej nocy, kiedy, doktor Sam.ktoś zrobił głupi dowcip, nie oznaczało, że te sprawy były ze sobą powiązane. Tym razem nie znaleźli banknotu studolarowego z zamazanymi oczami. Od¬wołania do grzechu i odkupienia nie miały nic wspólnego z zabójstwa¬mi… radio też nie było włączone na Przy zgaszonych światłach… Poczuł się bardzo zmęczony…

A jednak nie potrafił przestać myśleć o tym, że coś łączyło te sprawy. Czegoś mu brakowało, tego był pewien. Czegoś oczywistego. Skręcił za róg i wtedy zrozumiał.

Nie chodziło o program Przy zgaszonych światłach, tylko o audycję przed nim. Kobiety zginęły wcześniej. Ciała zostały znaleziono później i był gotów założyć się o całą pensję, że zostały zamordowane podczas gdy trwały Nocne wyznania.

Dlaczego wcześniej na to nie wpadł?

Sprawca mordował kobiety w trakcie programu doktor Sam.

– Sukinsyn – mruknął i poczuł nagły przypływ adrenaliny, który zawsze pojawiał się, kiedy Bentz był bliski rozwiązania sprawy. To było to – związek. Do tego czerwona peruka, bo doktor Sam jest ruda. Chole¬ra, jak mógł tego nie zauważyć? Pojechał na komisariat, zaparkował i po¬pędził na górę. Zaczynał służbę dopiero po południu, ale wiedział, że i tak nie zdoła zasnąć. Pytania i nowe teorie przelatujące mu przez gło¬wę nie dadzą mu zmrużyć oka.

Na dnie dzbanka znalazł resztki kawy, nalał sobie do kubka i zaniósł na biurko. Nie zapalił górnego światła, tylko lampkę na stole, usiadł w starym fotelu i zerknął na ekran komputera. Po kilku ruchach myszką znalazł zdjęcia Rosy Gillette i Cherie Bellechamps.

Z pewnością zostały zabite przez tego samego faceta. Obydwie udu¬szono dziwnym narzędziem i miały identyczne rany na szyi. W obu przy¬padkach znaleziono włączone radio, a ciała ułożono jak do modlitwy. Każda była napastowana seksualnie i obok -nich znaleziono studolarówki.

Inaczej było z Cathy Adams, ale ona zginęła w urodziny Annie Se¬ger. Co z tego? Wiele osób urodziło się dwudziestego drugiego lipca. To jeszcze nic nie znaczyło. Nic. Żadnego związku.

Ajednak…

Zamierzał poczekać na raport o ostatniej ofierze. Zanim nadejdzie, postanowił pogrzebać w swoich papierach. Na wierzchu leżało kilka sta¬rannie zapisanych kartek od Reubena Montoyi. Bentz szybko przejrzał notatki na temat Annie Seger, a potem przeczytał je raz jeszcze. Mon¬toya miał rację. Annie Seger przerosła jego oczekiwania. Jej rodzice, Estelle i Oswald Segerowie, rozwiedli się, kiedy Annie miała cztery lata, a jej starszy brat, Kent, sześć. Estell.e wyszła powtórnie za mąż, zanim wysechł atrament na papierach rozwodowych. Jej nowym mężem, o} czymem Annie, został Jason Faraday, znany w Houston lekarz. Oswald, zwany" Wallym" zniknął z życia swoich dzieci, kiedy przeprowadził się gdzieś na przedmieścia Seattle. Według rejestrów sądowych, Wally uni¬kał płacenia alimentów i wywiązywał się ze zobowiązań tylko wtedy, kiedy Estelle nasyłała na niego adw.okatów.

Tyle dowiedział się o tej grzecznej rodzince. Bentz łyknął kawy i skrzywił się od gorzkiego palącego smaku.

Oparł się plecami o fotel, położył nogi na biurku i dalej przeglądał papiery. Montoya odwalił kawał dobrej roboty. Zebrał informacje ze szko¬ły, do której chodziła Annie, jej świadectwa i szkolny album. Annie Se¬ger była wzorową i lubianą uczennicą. Prowadziła drużynę cheerleade¬rek i klub'dyskusyjny. Według akt z policji w Houston, zebranych po rozmowach z rodziną i przyjaciółmi, Annie, zanim związała się z Ry¬anem Zimmermanem, kapitanem drużyny hokeja na trawie, miała kilku chłopaków. Potem on zainteresował się narkotykami i wpadł w konflikt z prawem, i wyleciał ze szkoły.

Dziwny wybór ojca dziecka. Bentz skrzywił się i czytał dalej.

Nagle ta popularna nastolatka została sama, w ciąży. W akcie despera¬cji kilka razy zadzwoniła do doktor Sam, a potem odebrała sobie życie w swojej sypialni. To było dziewięć lat temu. Do akt dołączono zdjęcia Annie – jedno w mundurku cheerleaderki, zrobione, kiedy skakała z pom¬ponami w dłoniach, drugie z wakacj i z rodziną – ona, matka, ojczym i brat w szortach i koszulkach stali na tle porośniętego lasem wzgórza. Było też zdjęcie z miejsca tragedii, gdzie Annie siedziała pochylona nad kompute¬rem z podciętymi żyłami, a krew ściekała jej po nagich rękach na klawia¬turę. Okropny widok w porównaniu z otoczeniem, w jakim się znajdowa¬ła. Łóżko było porządnie zasłane, a na nim siedziały pluszowe zabawki. Na podłodze leżał pluszowy, biały dywan. Obok stała szafka na książki, na której, między książkami i płytami, wciśnięta była wieża stereo.

Bentz spojrzał na biurko i popatrzył na podwójną ramkę ze zdjęciami córki. Nie mógł sobie wyobrazić utraty Kristi. Byłajedynąi najważniejszą osobą w jego życiu. To dla niej zrobił ze sobą porządek i przestał pić.

Skrzywił się i odwrócił stronę. Znalazł tam listę pacjentów doktor Sam. Było tylko kilka nazwisk, ale zauważył od razu Jasona Faradaya, doktora, który, jak się okazało, był ojczymem Annie.

_ Sukinsyn – mruknął Bentz i zaczął intensywnie myśleć. Samanta Leeds nigdy nie wspomniała, że Faraday był jej pacjentem, ale dlaczego miałaby to zrobić? Poza tym, nie mogła.

Takie były przepisy. Dopił resztkę kawy i doczytał ostatnią stronę• Z notatek Montoyi wynikało, że Estelle i Jason Faraday rozwiedli się sześć!T1iesięcy po śmierci Annie. Estelle nadal mieszkała w Houston, w tym samym domu, w którym jej córka odebrała sobie życie. Jason wyjechał z Teksasu i przeniósł się do Cleveland, gdzie ożenił się po¬nownie i miał dwójkę dzieci. Telefon i adres były w książce.

Montoya nieźle się napracował. Jak powiedział, wypisał wszystkich policjantów z Houston, którzy byli związani z tą sprawą. Pierwszy na miejsce tragedii przyjechał detektyw Ty Wheeler.

– A nich mnie diabli.

Bentz przeczytał ostatnią notatkę Montoyi.

Detektyw Ty Wheeler krótko pracował nad sprawą Annie Seger.

Odsunięto go od śledztwa natychmiast po tym, jak przyznał, że był spo¬krewniony z ofiarą. Annie Seger była jego kuzynką ze strony ojca.

Bentz poczuł skurcz w żołądku. Detektyw Wheeler zrezygnował z posady.

Obecnie mieszkał w Cambrai, w Luizjanie, na tej samej ulicy co Samanta Leeds.

Bliski sąsiad.

Zbieg okoliczności? Niemożliwe.

Jak gliniarz z ponaddziesięcioletnim doświadczeniem mógł wszyst¬ko rzucić, wylądować tutaj i zostać pisarzem? I dlaczego zamieszkał tuż obok Samanty Leeds?

Bentz uznał, że pora działać.

Загрузка...