Rozdział 26

– Bentz ma ostatnio pełne ręce roboty – zauważył Ty i wyłączył tele¬wizor.

– Kryminaliści nie robią sobie wolnych weekendów – powiedziała, zmartwiona tym, co zobaczyła. Wiadomość o seryjnym mordercy brzmia¬ła bardzo poważnie i przypomniała, że oprócz jej spraw, w mieście są jeszcze inne problemy. – Znalazłeś coś? – Wskazała na notatki, zdjęcia i akta rozrzucone na stoliku.

– Niewiele ponad to, co już wiedziałem. – Potarł kark, żeby rozluź¬nić obolałe mięśnie. – Mam listę ludzi, których znała, wiem, co się z ni¬mi działo przez ostatnie dziewięć lat i mam ich adresy.

– Dobry początek. Opowiedz mi o nich.

– Dobra. – Ty usiadł na kanapie. Pochylił się na stolikiem i sięgnął do komputera. Zmrużył oczy, ruszył myszką i powiedział: – Oswald. Wally, ojciec Annie, nadal mieszka w… Kelso, w stanie Waszyngton.

– Wiem, gdzie to jest. To on cię prosił, żebyś zajął się tą sprawą?

– Tak. Dobry stary wujaszek Wally. Zupełnie nie pasował do Estelle. Ona należała do wyższych sfer, a on był robotnikiem i często zmie¬niał pracę. Nigdy nie potrafiłem rozumieć, dlaczego byli razem, a potem zaszła w ciążę z Kentem i pobrali się. Rozwiedli się, gdy dzieci były małe i Estelle znalazła sobie kogoś bardziej odpowiedniego w osobie doktora Faradaya. Wally nie ozenił się drugi raz. Mieszka sam i pracuje przy wycince lasu. – Ty spojrzał na Samantę. – Nie sądzę, żeby był podejrza¬nym, ale nie wykreśliłem go jeszcze. Widziałem dziwniejsze rzeczy.

– Domyślam się. – Samanta okrążyła kanapę i pochyliła się do przodu, patrząc na ekran• komputera przez ramię Tya,…z głową tuż przy jego uchu.

– Estelle nadal mieszka w Houston, w tym samym domu, gdzie umarła Annie. Nigdy się nie przeprowadziła, nie wyszła za mąż, z nikim się nie spotyka. Pracuje jako ochotniczka w kościele i żyje z pieniędzy, które dostała po rozwodzie i z inwestycji. Ciocia Estelle jest bardzo oszczędna. Zamieniła małe pieniądze w sporą fortunkę. Rozmawiałem z nią przez telefon i zgodziła się udzielić mi wywiadu do książki, jeśli przyjadę do niej osobiście. Nie przepada za mną, najwyżej mnie toleruje. Nie chce, żeby mówiono o historii Annie, ale skoro i tak się to stanie, chciałaby przedstawić swoją wersję. – Uśmiechnął się• – Dominująca kobieta. Moim zdaniem, ona uważa, że jak ze mną porozmawia, to przyj¬mę jej wersję wydarzeń i wydrukuję słowo w słowo.

_ Czego, oczywiście, nie zrobisz.

_ Jasne, że nie. Prawdajest prawdą• Możesz ubarwiać ją, jak chcesz, albo wybielać, lecz to zawsze będzie prawda. Estelle umie manipulować ludźmi, ale ze mną nie pójdzie jej tak łatwo. – Zerknął na nią przez ra¬mię. – Ciekawe, co ma do powiedzenia.

Sam przypomniała sobie surową kobietę o lodowatym spojrzeniu, która nie pozwoliła Sam przyjść na pogrzeb córki. Wysoka i zgrabna, z upiętymi w kok blond włosami i jasnoniebieskimi oczami spojrzała zimno na Samantę przy bramie cmentarza.

_ Przykro mi, ale to prywatna uroczy~tość – powiedziała. – Tylko dla rodziny.

_ Chciałam złożyć kondolencje – odpowiedziała Sam ze ściśniętym sercem.

_ Nie uważa pani, żejuż wystarczy? Moja rodzinajest załamana i to pani wina. Gdyby jej pani pomogła… – Zimna twarz Estelle wykrzywiła się, jej usta zadrżały. Łzy napłynęły do oczu i zamrugała gwałtownie. ¬Pani nic nie rozumie… Proszę… lepiej będzie dla wszystkich, jeśli pani odejdzie. – Pobladła pod makijażem i podniosła drżącą rękę• Otarła oczy, ostrożnie, żeby nie rozmazać tuszu. – Nie mam teraz na to siły. – Od¬wróciła się do chudego mężczyzny z rzadkimi brązowymi włosami, któ¬ry stał obok ze smutnym wyrazem twarzy. Sam rozpoznała w nim męża Estelle, Jasona Faradaya, ojczyma Annie. – To zbyt okropne – powie¬działa Estelle, a mężczyzna błagał wzrokiem Sam, żeby odeszła. – Nie chcę tutaj tej kobiety.

_ Cicho. Nie martw się – wyszeptał i objął jej chude ramiona. – Chodź. – Poprowadził Estelle do świeżo wykopanego grobu na wielkim trawniku pełnym tablic i rodzinnych grobowców.

Sam zrozumiała. Kilka tygodni później kartka z wyrazami współczucia, którą im wysłała, wróciła do niej pocztą.

_ Powodzenia w rozmowie z nią – powiedziała teraz i pokręciła głową, żeby odpędzić bolesne wspomnienia. – Nie sądzę, żeby Estelle mia¬ła coś wspólnego ze śmiercią Annie. Wydaje mi się, że to jednak było samobójstwo. Policja wszystko sprawdziła.

_ Nie zapominaj, żeja tam pojechałem jako gliniarz. Odsunęli mnie od sprawy, bo byłem spokrewniony z denatką i dlatego, że głośno mó¬wiłem, że nie podoba mi się sposób prowadzenia śledztwa.

– Nie przekonałeś mnie, że Annie została zamordowana. Przecież policja w Houston jest dobra. – Położyła ręce na oparciu kanapy, a Ty nadal przeglądał strony.

– Zaufaj mi.

– Dobrze.

– Tu zaczynają się interesujące rzeczy – powiedział. – Jason i Estelle rozwiedli się kilka miesięcy po śmierci Annie. Kiedy rozwód się upra¬womocnił, Jason poślubił pielęgniarkę ze swojego biura, sprzedał udziały w grupie, gdzie pracował jako chirurg, i razem z żoną przeniósł się do Cleveland. Tak po prostu. – Ty strzelił palcami. – Ale popatrz na to; w ciągu ostatnich kilku miesięcy był parę razy w Nowym Orleanie. Sio¬stra jego obecnej żony mieszka w Mandevi Ile, po drugiej stronie jeziora, a on przyjeżdżał tu na jakieś konferencje.

– Chwileczkę. To nie ma sensu. Uważasz, że mordercy uszło na su¬cho zabójstwo i teraz, kilka lat później, dzwoni do mnie i chce to wszystko na nowo rozgrzebać? Dlaczego? Nie ma żadnych skrupułów. Kimkol¬wiek jest ten John, wini mnie za śmierć Annie. Jeśli ją zabił, dlaczego uważa, że to moja wina? Czemu nie zostawi tego w spokoju, żeby wszy¬scy myśleli, że popełniła samobójstwo? Po co w tym teraz miesza? To me ma sensu.

Ty podniósł wzrok.

– Nie mamy do czynienia ze zdrowym człowiekiem. Facet, który do ciebie dzwoni, majakąś obsesję na punkcie grzechu i pokuty. Nie wiem dlaczego zadzwonił i przypomniał tragedię Annie właśnie teraz. Może usłyszał cię w radiu albo coś wydarzyło się w jego życiu osobistym.

Nadal mu nie wierzyła, ale słuchała dalej.

– Dobra, załóżmy, że zabił ją Jason Faraday.

– To jedna z możliwości. Szybko rozstał się z Estelle i po rozwodzie zostawił jej właściwie wszystko. Zebrał się i zwiał. Zaczął nowe życie, ale ma tu jeszcze jakieś sprawy.

– Kto jeszcze? – Sam zaczęła obskubywać suche liście palmy.

– Brat Annie, Kent, był z nią bardzo związany. Razem przeszli przez rozwód rodziców i powtórne małżeństwo matki. Po śmierci Annie, Kent był załamany. Nie pracował, nie uczył się i cierpiał na jakąś depresję. W tym czasie rozpadało się małżet'1stwo matki. Zostałjedynym mężczy¬zną w rodzinie i wylądował w prywatnym szpitalu psychiatrycznym w po¬łudniowej Kalifornii. Szpital Miłosierdzia Matki Boskiej.

– Katolicki szpital dla dzieci bogatych rodziców? – zapytała.

– Dla młodych ludzi z problemami.

– Prowadzony przez kościół katolicki?

– Estelle jest bardzo religijna i tak wychowała dzieci. – Rzucił jej spojrzenie. – To żaden grzech.

_ Wiem. Zgadnij, jak mnie wychowano? – powiedziała i przeszła do kuchni, żeby wyrzucić suche liście do kosza.

_ Nie muszę zgadywać. Mam to wszystko w notatkach.

_ Prawda. Wiesz, Ty, powinnam być na ciebie zła. To się chyba na¬zywa naruszenie prywatności. – Otrzepała ręce i wróciła do salonu. Znowu oparła się o tył kanapy.

Ty uśmiechnął się, wcale nie zbity z tropu.

_ Więc jestem draniem, co mogę więcej powiedzieć? _ Niepoprawnym, upartym i nieznośnym.

– Lubisz takich.

– Chciałbyś.

_ Pewnie _ przyznał, rzucając jej gorące spojrzenie. Poczuła ucisk w gardle. Wszystko działo się za szybko. Jej życie przewróciło się do góry nogami. Potrzebowała oddechu, czasu do namysłu, żeby się zasta¬nowić, dlaczego jakiś chory człowiekjąprześladuje. Nie była to najlep¬sza pora do wiązania się z kimkolwiek, a jednak…

Odchrząknęła i podniosła jakiś paproch z poduszki.

_ Mówiłeś o członkach rodziny Annie… – przypomniała mu.

_ Przyszło mi coś na myśl – powiedział i odwrócił głowę, żeby spoj¬rzeć jej w twarz. – Skoro jesteś znaną i sławną panią psycholog, może dowiesz się w szpitalu o Kenta i tę depresję•

_ Jestem psychologiem, nie psychiatrą, a to duża różnica. _ To szpital psychiatryczny, więc potraktują cię poważnie,.

_ Myślę, że lekarze z tego szpitala uważają mnie za "rozrywkową terapeutkę". Mało poważne określenie.

_ Mieszkałaś w pobliżu?

_ Tak _ przyznała. – Wiem, że jedna z koleżanek ze studiów tam pracuJe.

– Więc masz znajomości.

_ Akta pacjentów są tajne.

_ Nie proszę, żebyś robiła coś nielegalnego – powiedział, ale ton jego głosu sugerował co innego. – Może uda ci się dowiedzieć czegoś o Kencie.

_ Po to, żebyś mógł to zamieścić w książce? To gorzej niż nielegalne. Nieetyczne i niemoralne.

_ Nie wykorzystam niczego, czego się dowiesz.

_ Jasne, pewnie. Słuchaj, zadzwonię do koleżanki, ale to wszystko.

– Oczywiście.

– Opowiadaj dalej o rodzinie Annie. Gdzie jest teraz ten Kent… poczekaj… jest tutaj, prawda? – zgadła. -Inaczej nie byłbyś taki zainte¬resowany. Jest w Nowym Orleanie.

– Blisko. Baton Rouge. W końcu skończył akademię Ali Saints. Ma dyplom z nauk humanistycznych. W czasie studiów pracował na pół etatu i przez cały czas pomagała mu matka.

– Ożenił się?

– Nie. Zmienia dziewczyny jak rękawiczki. Z ostatnią zerwał pod koniec maja, ale chyba znowu kogoś ma. Wygląda na takiego, który za¬wsze ma jakąś kobietę.

– A praca?

– Pracuje na pół etatu w jakieś agencji. Chyba Estelle nadal płaci większość jego rachunków.

– Odrobiłeś pracę domową – powiedziała i poczuła, że jest bardzo zmęczona.

Zaśmiał się.

– Jak się jest dorosłym, to mówi się na to "badania".

Czy Ty mógł mieć rację? Przez tyle lat Samanta wierzyła, że Annie Seger odebrała sobie życie, teraz, jeśli się nie mylił, wszystko wyglądało inaczej i koszmary z przeszłości wraz z poczuciem odpowiedzialności za jej śmierć, o którym tak bardzo chciała zapomnieć, obudziły się na nowo.

Obeszła kanapę, przesuwając rękę po oparciu.

– Sądzisz, że za jej śmierć odpowiada ktoś z rodziny? Ojciec, ojczym albo brat?.

– Nie ograniczam podejrzanych do rodziny. Ale jestem pewien, że to był ktoś, kogo znała. Może jej chłopak. Ryan Zimmerman mieszka w White Castle, na północy Missisipi. Przerwał naukę, takjak Kent. Przez jakiś czas ćpał. Po leczeniu odwykowym wrócił do szkoły i skończył Uniwersytet Loyola. Przeniósł się tam z Teksasu.

– Rozmawiałeś z nim?

– Jeszcze nie. Myślałem, że zacznę od mniej ważnych osób i dowiem się od nich czegoś o najbliższych Annie, żeby było mi łatwiej. Poznam ich lepiej… ale teraz nie jestem pewien.

– Z powodu tych telefonów do mnie?

– Tak. – Był zły na siebie. Nerwowo przeczesał palcami włosy. _ Martwię się, że jakoś przeze mnie to wszystko się zaczęło.

– Może nie. Nie ma co się nad tym zastanawiać. Opowiędz mi o Ry¬anie. Co z jego życiem osobistym?

Ty sprawdził w komputerze; aJe Sam wiedziała, że zna wszystkie'i informacje na pamięć.

_ Ryan ożenił się w ubiegłym roku… ale rozstał się z żoną dwa mie¬siące temu. To dziewczyna, którą poznał w szkole. Chce rozwodu, ale on się sprzeciwia. – Popatrzył na Sam. – Jest przeciwnikiem rozwodów, bo to niezgodne z jego wiarą•

– Nie mów.

_ Wcale mnie to nie dziwi – oznajmił. – Annie i Kent sąz podobnej rodziny. Poznała Ryana w kościele, a w Teksasie katolicy są mniejszo¬ścią, poza Meksykanami.

_ Więc Ryan wziął ślub w kościele katolickim i niecały rok potem jego żona żąda rozwodu? Dlaczego?

_ Pracuję nad tym. Może dlatego, że on nie jest ambitny. Ma dy¬plom nauczyciela, ale pracuje jako kierowca ciężarówki. – Ty ruszył mysz¬ką. – Rozmawiałem zjego byłymi dziewczynami, które mówią, że nigdy nie zapomniał o pierwszej miłości.

_ To znaczy o Annie – zgadła Sam i poczuła, że robi jej się zimno.

Usiadła na kanapie.

_ Właśnie. Odbiła go najlepszej przyjaciółce, Priscilli McQueen, z drużyny cheerleaderek.

– Jak w telenoweli. Co się z nią stało?

_ Prissy nadal mieszka w Houston. Ma męża i dziecko. Mąż pracuje w firmie naftowej.

_ Masz to wszystko w komputerze? – zapytała i przysunęła się bliżej.

– I na dyskietce.

_ Dobrze, postaram się to zrozumieć. Myślisz, że Ryan nie był ojcem dziecka Annie, i że wykazały to badania krwi?

– Tak.

_ Więc kto? – Sam przycupnęła w rogu sofy i przekręciła się tak, żeby położyć bose stopy na jego udzie.

_ Tu właśnie jest haczyk. Ponieważ nie ma wyników badań DNA, to mógł być każdy inny facet z jej życia. Dziecko miało RH plus, a An¬nie minus. Ojciec powinien mieć wskaźnik dodatni, a Ryan Zimmerman ma ujemny. Ojciec Annie, jej brat i ojczym – wszyscy mają plusa, tak jak dziecko. Sprawdziłem – mam kolegę w policji w Houston, który zdo¬był dane ze szpitala. Ryan nie mógł być ojcem dziecka.

_ Rozumiem. – Sam podkuliła palce i dotknęła spodni Tya. – Mój brat i ja też jesteśmy dodatni, po ojcu. Mama miała RH minus i brała szczepionki po urodzeniu Petera i po mnie, żeby nie mieć problemów z kolejną ciążą•.

_ Ale to nie ogranicza liczby podejrzanych – powiedział Ty i złapał ją za palce. – Większość ludzi ma czynnik dodatni.

Sasquatch podszedł do nich i Sam pochyliła się, żeby podrapać go za uszami. Cały czas zastanawiała się nad spójnością teorii Tya.

– Ciekawe, czy John jest dodatni, czy ujemny i jaką ma grupę krwi?

Czy policja ma takie informacje?

– Już to sprawdzam. Nie powiedzą mi otwarcie, ale szukam przez przyjaciela, tego faceta, z którym widziałaś mnie wczoraj w nocy.

– On zdobędzie dla ciebie te informacje?

– Liczę na to.:- Wyłączył komputer. – Jadę do Houston na rozmowę z Estelle. – Spojrzał na nią. – Chcesz jechać ze mną?

– Lepiej nie. – Sam przypomniała sobie sztywną, zrozpaczoną mat¬kę Annie. – Dowiesz się więcej, jeśli będziesz sarn.

– Przydałoby mi się towarzystwo – powiedział, wziął ją za rękę i przyciągnął do siebie. Potarł nosem o jej policzek. – Moglibyśmy się zabawić.

Propozycja była kusząca.

– Nie wątpię, ale mam tu coś do zrobienia.

– Co? – Objął ją.

– Po pierwsze, muszę się wyspać, bo ktoś mi cały czas przeszkadza.

– Skarżysz się? – Poczuła na skórze jego ciepłe usta i zrobiło jej się gorąco, jak zawsze, kiedy jej dotykał.

– Narzekać? Ja? – Zrobiła niewinną minę. – Nigdy, ale muszę coś załatwić. Ty pracuj nad swoją koncepcją, a ja dowiem się innych rzeczy. – Chodzi ci o Johna? – Uśmiech zniknął zjego twarzy i ramię, któ¬rym ją obejmował zesztywniało.

– Na początek, skąd zna numer drugiej linii? Dzwonił po programie. Pierwsza linia, ta, która jest w książce, była wolna, a on wykręcił dwójkę.

Ty zacisnął szczęki.

– Myślisz, że to ktoś z rozgłośni?

– Nie wiem, ale to możliwe.

– Powiedziałaś policji?

– Jeszcze nie. Nie wspominałam o tym wczoraj w nocy, bo nie chcę spłoszyć tego kogoś.

– Mógłby się dowiedzieć.

– Ani Tiny, ani Melanie nie mogli dzwonić.

– Ale mogli komuś pomóc.

Pokręciła głową.

– Możliwe… ale nie wiem, dlaczego mieliby to robić. Bardziej praw¬dopodobne, że to George Hannah albo ktoś, kto bezpośrednio skorzy¬stałby na większej słuchalności. Melanie chciałaby zająć moje miejsce, mimo że się do tego nie przyznaje. Zawsze miała nadzieję, że odejdę i ona wejdzie za mnie… ale to troel.lę naciągane. Tiny podkochuje się we mnie. Wiem, że to brzmi zrozumiale, ale tak jest.

– Wierzę ci – powiedział.

– Żadne z nich nie chciałoby mnie skrzywdzić. Jesteśmy sobie bliscy. Myślę, że ktoś w rozgłośni nieświadomie podał numer znajomemu lub przyjacielowi.

– Albo specjalnie – dodał Ty i zacisnął usta. – Istnieje duża możli¬wość, że ten John to ktoś, kto z tobą pracuje. – Przytulił ją czule, ale wzrok miał poważny. – Jeśli ten sukinsyn ma jakieś powiązania ze sta¬cją, zaufaj mi – dopadniemy go.

Загрузка...