ROZDZIAŁ 12

Quinn ledwo stłumiła okrzyk i chciała odskoczyć na widok rozbiegających się po parkiecie pająków, ale Cal ją przytrzymał.

– Nie są prawdziwe – powiedział z absolutnym, lodowatym spokojem. – To nie jest prawdziwe.

Ktoś się roześmiał, rozległy się okrzyki aprobaty, gdy muzyka przeszła w szybkiego rocka.

– Świetna impreza, Cal! – Minęła ich roztańczona Amy z kwiaciarni z szerokim, krwawym uśmiechem na twarzy.

Wciąż obejmując Quinn, Cal zaczął wycofywać się z parkietu. Musiał zobaczyć rodziców, musiał sprawdzić… Nagle dostrzegł Foxa, który przepychał się przez niczego nieświadomy tłum, ściskając Laylę za rękę.

– Musimy iść! – zawołał.

– Moi rodzice… Fox potrząsnął głową.

– To się dzieje tylko dlatego, że my tu jesteśmy. Chodźmy stąd. Już nas nie ma.

Przepychali się między stolikami, a małe świeczki płonęły niczym pochodnie, buchając słupami dymu. Cal czuł, jak gryzie go w gardle, z chrzęstem zdeptał ogromnego pająka. Na małej scenie perkusista rozpoczął dzikie solo, waląc zakrwawionymi pałeczkami. Dotarli do drzwi i Cal obejrzał się przez ramię.

Nad głowami tancerzy lewitował chłopiec. I śmiał się.

– Na dwór. – Cal pociągnął Quinn w stronę wyjścia. – Wyjdziemy i zobaczymy. Wtedy, do cholery, będziemy wiedzieli.

– Oni nic nie zauważyli. – Pozbawiona tchu Layla wypadła z sali. – Ani nie czuli. Dla nich nic się nie stało.

– Wyskoczył jak diabeł z pudełka, przekroczył granice. Ale tylko dla nas. – Fox zdjął marynarkę i narzucił ją na drżące ramiona Layli. – Daje nam przedsmak nadchodzących atrakcji. Arogancki sukinsyn.

– Tak. – Quinn czując, jak jej żołądek się wywraca, skinęła głową. – Myślę, że masz rację, bo za każdym razem takie przedstawienie kosztuje go sporo energii. Stąd te przerwy między numerami.

– Muszę tam wrócić. – Cal zostawił w kręgielni swoją rodzinę. Nawet jeśli tą ucieczką miałby ich ochronić, nie mógł stać z założonymi rękami, kiedy jego rodzice wciąż byli w środku. – Muszę tam wrócić, zamknąć wszystko po imprezie.

– Wszyscy wrócimy. – Quinn splotła lodowate palce z jego palcami. – Te przedstawienia zwykle nie trwają długo. Stracił publiczność i jeśli istotnie nie ma dość energii na drugi akt, na dzisiaj już da sobie spokój. Wracajmy. Zamarzam.

W sali świece roztaczały miękki blask, serca lśniły. Na błyszczącym parkiecie nie było nawet plamki. Cal zobaczył tańczących rodziców, matka opierała głowę na ramieniu ojca. Dostrzegła syna i posłała mu uśmiech, a Cal poczuł, jak rozluźnia się węzeł, który miał w żołądku.

– Nie wiem jak ty, ale ja bardzo potrzebuję kieliszka szampana. – Quinn wypuściła oddech i popatrzyła na niego hardo. – A potem wiesz, co? Zatańczymy.

Kiedy Cal i Quinn wrócili po północy do domu, Fox leżał rozwalony na kanapie i oglądał jakiś nudny czarno – biały film.

– Layla poszła na górę – powiedział, siadając. – Była wykończona.

Było jasne, że chciała zamknąć się w swoim pokoju, zanim jej współlokatorka wróci z Calem.

– Nic jej nie jest? – spytała Quinn.

– Nie, radzi sobie. Coś jeszcze się wydarzyło po naszym wyjściu?

Cal potrząsnął głową i popatrzył w ciemność za oknem.

– Nie, tylko wielkie, wesołe przyjęcie przerwane na chwilkę widokiem krwi i pająków. A tutaj?

– Nic, poza tym, że te kobiety kupują dietetyczną pepsi. To nie to co klasyczna cola – wyjaśnił Fox. – Mężczyzna musi mieć jakieś standardy.

– Zajmiemy się tym. Dzięki – podeszła i pocałowała go w policzek – że poczekałeś, aż wrócimy.

– Nie ma sprawy. Nie musiałem sprzątać i mogłem obejrzeć… – Popatrzył na mały ekran. – Nie mam pojęcia, co. Powinnyście pomyśleć o kablówce.

– Nie wiem, jak sobie bez niej radziłam przez tych kilka ostatnich dni.

Fox wkładał kurtkę, szczerząc zęby w uśmiechu.

– Ludzki gatunek nie powinien żyć jedynie papką medialną. Zadzwoń, jeśli będziecie czegoś potrzebowały – dodał, ruszając do drzwi.

– Poczekaj. – Cal poszedł za nim. Po krótkiej wymianie zdań szeptem Fox pomachał Quinn i wyszedł.

– O co chodziło?

– Poprosiłem go, żeby spał dzisiaj u mnie i nakarmił Kluska. To żaden problem, mam colę i kablówkę.

– Widzę, że bardzo się martwisz, Cal.

– Trudno się nie martwić w takiej sytuacji.

– On nie może nas skrzywdzić, jeszcze nie teraz. Igra tylko z naszymi nerwami. To podła i obrzydliwa wojna, ale tylko psychologiczna.

– To coś oznacza, Quinn. – Niemal bezwiednie pogłaskał ją po ramieniu i znów wbił spojrzenie w ciemność. – Że może robić to teraz, z nami. Że widziałem Ann. To coś znaczy.

– A ty musisz o tym pomyśleć. Dużo myślisz, masz tam całą machinę. – Popukała się w skroń. – To, że się zastanawiasz, przynosi mi ulgę i, dziwne, sprawia, że wydajesz mi się jeszcze bardziej atrakcyjny. Ale wiesz co? Może lepiej będzie, jeśli po tym naprawdę długim, dziwacznym dniu w ogóle nie będziemy myśleć.

– Dobry pomysł. – Zrobi sobie przerwę, postanowił. Będzie się rozkoszował chwilą normalności. Podszedł do Quinn, przesunął palcami po jej policzku, i w dół, aż ich palce splotły się ze sobą. – Możemy spróbować.

Pociągnął ją w stronę schodów i razem ruszyli na górę. Parę stopni skrzypnęło, zaszumiało ogrzewanie, ale poza tym nie słyszeli żadnych innych dźwięków.

– Czy ty… Przerwał jej, kładąc dłoń na policzku Quinn i muskając jej usta swoimi delikatnie niczym motyl.

– Żadnych pytań. Inaczej musielibyśmy myśleć nad odpowiedziami.

– Masz rację. Tylko pokój, ciemność, kobieta. Tylko tyle chciał tej nocy. Jej zapach, skóra, kaskada włosów, bliskość dwojga ludzi, którzy odkrywają się nawzajem.

Tyle wystarczy. A nawet więcej niż wystarczy.

Zamknął za nimi drzwi.

– Lubię światło świec. – Wyjęła długą, wąską zapalniczkę i zapaliła świece, które porozstawiała po pokoju.

W ich blasku wyglądała na bardziej bezbronną, niż naprawdę była. Calowi podobał się taki kontrast między rzeczywistością i iluzją. Na podłodze leżał materac przykryty prześcieradłem, które wydawało się jasne i perłowe w zestawieniu z intensywnie fioletowym kocem. Tulipany stały niczym karnawałowe tancerki na pokiereszowanym blacie komody z pchlego targu.

Quinn zaciągnęła zasłony w rozmytych kolorach, żeby odgrodzić ich od ciemności. Odwróciła się i uśmiechnęła do Cala.

Dla niego wszystko było idealne.

– Może powinnam ci powiedzieć… Potrząsnął głową, podszedł do niej.

– Później. – Zrobił pierwszą rzecz, która przyszła mu na myśl, uniósł dłonie do jej włosów. Wyciągnął spinki, aby loki swobodnie opadły, po czym przeczesał je palcami. Nie odrywając wzroku od twarzy Quinn, złapał pasmo jej włosów jak sznur i lekko pociągnął.

– Mamy jeszcze mnóstwo czasu – powiedział i przycisnął usta do jej warg.

Jej usta wydały mu się idealne. Miękkie i pełne, ciepłe i hojne. Poczuł, że Quinn lekko zadrżała, gdy otoczyła go ramionami, przycisnęła się do jego ciała. Nie poddała się, nie zmiękła – jeszcze nie, lecz odpowiedziała jego powolnemu, cierpliwemu żądaniu swoim własnym.

Cal zsunął jej z ramion bluzkę, która opadła tak, że jego dłonie mogły odkrywać jedwab, koronkę i skórę. Ich usta muskały się i ocierały, gdy Quinn uniosła ręce i także pomogła mu zdjąć marynarkę.

Cal muskał językiem jej szyję, słysząc w odpowiedzi zadowolony pomruk Quinn. Odchyliła głowę, a on tańczył palcami po kuszącej linii jej ramion. Oczy miała błyszczące, rozjaśnione oczekiwaniem. Chciał patrzeć, jak staną się zamglone, wilgotne. Wciąż patrząc na Quinn, powędrował palcami ku wypukłości piersi ozdobionej frywolną koronką i bawił się nią, gładził, aż ujął pierś w dłoń i delikatnie kciukiem zaczął drażnić sutek.

Usłyszał, że Quinn westchnęła, poczuł, jak drżała, gdy zaczęła rozpinać mu koszulę. Jego serce przyśpieszyło, ale niemal leniwie przesunął dłonią do paska jej spodni. Jej ciało było ciepłe, a mięśnie zadrżały pod jego dotykiem. I nagle, w sekundę, spodnie Quinn znalazły się na podłodze.

Ruch był tak gwałtowny, tak nieoczekiwany, że nie mogła się przygotować. Dotychczas wszystko działo się powoli, jak we śnie, a teraz nagle Cal złapał ją pod ramiona i uniósł do góry. Ta nagła demonstracja siły zszokowała Quinn, sprawiła, że zakręciło jej się w głowie. Zrobiło jej się miękko w kolanach, nawet kiedy postawił ją z powrotem na ziemi.

Cal popatrzył na seksowną bieliznę, którą włożyła, żeby doprowadzić go do szaleństwa. Potem znów spojrzał z uśmiechem, w oczy Quinn.

– Nieźle.

Powiedział tylko tyle, a ona poczuła suchość w gardle. To niedorzeczne. Patrzyli już na nią inni mężczyźni, dotykali jej, pożądali. Jednak tylko przy Calu zaschło jej w gardle. Próbowała wymyśleć jakąś ciętą ripostę, ale ledwo pamiętała, jak się oddycha.

Wtedy zahaczył palcem o brzeg jej majtek, pociągnął w dół, a ona podeszła bliżej niego jak zaczarowana.

– Zobaczmy, co jest pod spodem – wymruczał. – Bardzo ładnie – uznał, przesuwając czubkiem palca po linii bioder.

Quinn zapomniała, co ma robić, musiała sobie przypomnieć, że jest w tym dobra – aktywnie dobra. Nie miała w zwyczaju omdlewać i pozwolić facetowi, żeby odwalił całą robotę. Sięgnęła do guzika spodni Cala i spróbowała je rozpiąć.

– Drżysz.

– Zamknij się. Czuję się jak idiotka. Ujął jej dłonie, podniósł do ust i pocałował, a Quinn poczuła, że tonie niczym „Titanic”.

– Seksowna – poprawił ją. – Jesteś oszałamiająco seksowna.

– Cal. – Musiała bardzo się skoncentrować, żeby ułożyć zdanie. – Naprawdę muszę się położyć.

Znowu na jego twarzy zagościł ten uśmiech i pomimo że oznaczał zapewne „jestem niezły w te klocki”, Quinn nic a nic to nie obchodziło.

Nagle znaleźli się na łóżku, rozgrzane ciała na chłodnym prześcieradle, w blasku świec rozświetlających magicznie ciemność, a Cal zaczął pieścić Quinn ustami, dłońmi.

On pracuje w kręgielni, pomyślała, gdy zalewała ją fala rozkoszy. Skąd ma takie dłonie? Gdzie się nauczył tak… O mój Boże.

Doszła długą, wzrastającą falą, która zdawała się brać początek z palców u stóp, przez nogi, płonąć w środku, aż dotarła do serca i głowy. Quinn schwyciła się jej, spijając łapczywie każdą kroplę, aż poczuła, że brak jej tchu, a ciało staje się zupełnie bezwładne.

Dobrze, jak dobrze – tylko te słowa przychodziły jej do głowy. Dobrze, och.

Dla Cala jej ciało było ucztą krągłości i wgłębień. Całe dnie mógłby zachwycać się tymi pięknymi piersiami, doskonałą linią ramion, kobiecym kształtem bioder. A jej nogi, gładkie, silne i… wrażliwe. Tyle miejsc do dotykania, smakowania i cała niekończąca się noc przed nimi.

Quinn uniosła się ku niemu, otoczyła go, wygięła się w tył, odpowiadając na jego namiętność. Pod wargami czuł bicie jej serca, słyszał jęk, gdy torturował ją językiem. Wbijała mu place w ramiona, biodra, ściskała i głaskała, osłabiając coraz bardziej jego samokontrolę.

Pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, chłodne powietrze w pokoju coraz gorętsze, gęste jak dym. Cal nie mógł pohamować pożądania, wsunął się w Quinn. I patrzył, jak jej oczy zachodzą mgłą.

Złapał ją za ręce, żeby się opanować, powstrzymać przed szaleństwem, przed natychmiastowym zaspokojeniem wszechogarniającej żądzy. Quinn zacisnęła palce na jego dłoniach, a każde powolne pchnięcie wywoływało rozkosz na jej twarzy. Zostań ze mną, pomyślał i Quinn tak zrobiła, krok po kroku. Rozkosz narastała z każdym urywanym oddechem, z każdym drżeniem jej ciała. Wydała bezradny jęk, zamknęła oczy, obróciła głowę na poduszce. Gdy jej ciało stopniało pod nim, Cal wcisnął twarz w odsłonięte zagłębienie jej szyi. I przestał się kontrolować.

Leżał cicho myśląc, że Quinn zasnęła. Ułożyła się tak, że jej głowa spoczęła na jego ramieniu, rękę przerzuciła mu przez tors, nogą oplotła jego nogę. Zupełnie jakby ktoś zawiązał na nim dużą kokardę z Quinn, pomyślał. I bardzo mu się to podobało.

– Chciałam coś powiedzieć. Jednak nie spała, chociaż mówiła bardzo niewyraźnie.

– Co takiego?

– Mmm. Jak tylko weszliśmy do pokoju, chciałam coś powiedzieć. – Przytuliła się do niego jeszcze mocniej, a Cal zdał sobie sprawę, że gorąco seksu zniknęło i Quinn zmarzła.

– Poczekaj chwilę. – Musiał wyplątać się z jej uścisku i zaprotestowała, mamrocząc coś bez przekonania. Ale zaraz zadowolona wsunęła się pod koc.

– Lepiej?

– Lepiej być nie może. Chciałam powiedzieć, że miałam na ciebie ochotę od chwili, gdy cię poznałam.

– To zabawne. Bo ja, odkąd się poznaliśmy, myślałem o tym samym. Masz cudowne ciało, Quinn.

– Zmiana stylu życia, mogę to teraz głosie jak ewangelię. Jednak – uniosła się, żeby popatrzeć mu w twarz – gdybym wiedziała, że tak będzie, w pięć minut położyłabym cię nagiego na podłodze.

Cal uśmiechnął się z triumfem.

– Znowu nasze myśli idą podobnym torem. Zrób tak jeszcze raz. Nie – powiedział ze śmiechem, gdy uniosła brwi. – Tak jak przedtem.

Ułożył jej głowę na swoim ramieniu, rękę na piersi.

– I noga. O tak. Idealnie. Było idealnie i Quinn czuła w sercu ciepły płomień. Zamknęła oczy i nie martwiąc się absolutnie niczym, zapadła w sen.

Obudziła się w ciemności, bo coś na nią spadło. Pisnęła, usiadła i zacisnęła pięści.

– Przepraszam, przepraszam. Rozpoznała głos Cala, ale było za późno, żeby zahamować cios.

Rąbnęła w coś pięścią tak mocno, że aż zabolały ją kłykcie.

– Och! Au! Cholera!

– Co ty powiesz! – wyszeptał Cal.

– Co ty, do diabła, robisz?

– Potykam się, upadam i dostaję w głowę.

– Dlaczego?

– Bo ciemno tu jak w studni. – Wstał i rozmasował bolącą skroń. – Próbowałem cię nie obudzić, a ty mnie uderzyłaś. W głowę.

– Cóż, bardzo mi przykro – wysyczała. – Z tego, co wiem, mogłeś być szalonym gwałcicielem lub raczej, zważywszy na okoliczności, demonem z piekieł. Po co w ogóle snujesz się w środku nocy?

– Próbuję znaleźć buty, to chyba właśnie o nie się potknąłem.

– Wychodzisz?

– Jest rano, a ja za kilka godzin mam służbowe śniadanie.

– Jest ciemno.

– Mamy luty, a ty zasłoniłaś okna. Dochodzi pół do siódmej.

– Boże! – Opadła na poduszki. – Szósta trzydzieści to nie rano, nawet w lutym. A zwłaszcza w lutym.

– Dlatego starałem się ciebie nie obudzić. Quinn usiadła. Jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności i zaczęła rozróżniać poszczególne kształty.

– Już nie śpię, więc dlaczego ciągle szepczesz?

– Nie wiem. Może mam uszkodzony mózg po tym uderzeniu w głowę.

Stłumiona irytacja w jego głosie zainspirowała Quinn.

– Ach. To może wrócisz tu do mnie, pod ciepłą kołderkę? Pocałuję i przestanie boleć.

– To bardzo okrutna propozycja dla kogoś, kto musi iść na oficjalne śniadanie z burmistrzem i radnymi.

– Seks i polityka pasują do siebie jak masło do chleba.

– Może i tak, ale muszę jechać do domu, nakarmić Kluska i wyciągnąć z łóżka Foxa, który także ma być na tym spotkaniu. Wezmę prysznic, ogolę się i przebiorę, żebym nie wyglądał jak ktoś, kto całą noc uprawiał gorący seks.

Zakładał buty, gdy Quinn usiadła i objęła go od tyłu.

– Możesz zrobić to wszystko potem. Jej piersi, ciepłe i pełne, ogrzewały mu plecy, gdy nachyliła się, żeby skubnąć wargami jego ucho. Zsunęła dłoń w dół, gdzie i tak był już twardy jak skała.

– Masz zabójczy cios, Blondyneczko.

– Może powinieneś dać mi nauczkę. – Roześmiała się, gdy Cal odwrócił się i chwycił ją w objęcia.

Tym razem upadł na nią absolutnie celowo.

Cal spóźnił się na spotkanie, ale miał zbyt dobre samopoczucie, żeby się przejmować. Zamówił gigantyczne śniadanie – jajka, bekon, smażony chleb i dwa naleśniki. Pochłaniał to wszystko metodycznie, podczas gdy Fox pił colę, jakby była antidotum na rzadką i śmiertelną truciznę, a pozostali gawędzili na błahe tematy.

Wkrótce rozmowa przeszła na interesy. Może mieli dopiero luty, ale trzeba było sfinalizować plany corocznej parady z okazji Dnia Pamięci. Potem dyskutowali o postawieniu nowych ławek w parku. Większość z tego Cal puszczał mimo uszu, rozmyślając o Quinn.

Jednak w końcu musiał włączyć się do rozmowy, głównie dlatego, że Fox kopnął go pod stołem w kostkę.

– Dom Bransonów jest tylko kilka posesji dalej od kręgielni – mówił burmistrz Watson. – Misty mówiła, że w budynkach po obu stronach też zgasły światła, ale naprzeciwko nie. Telefony przestały działać. Kiedy odbieraliśmy ją z Wendy po tańcach, powiedziała, że naprawdę się przestraszyła. To trwało tylko kilka minut.

– Może coś z wyłącznikiem – zasugerował Jim Hawkins i popatrzył na syna.

– Może, Misty mówiła, że światło migało przez kilka sekund. Może spadek mocy, ale chyba poproszę Mike'a Bransona, żeby sprawdził swoją instalację. Może coś się przepaliło. Nie chcemy przecież pożaru wywołanego przez nieszczelną instalację elektryczną.

Jak oni mogli zapomnieć?, zastanawiał się Cal. Czy to był mechanizm obronny, amnezja czy sprawka demona?

Jednak nie wszyscy zapomnieli. Widział pytanie, troskę w oczach ojca i jeszcze dwóch czy trzech innych obecnych. Ale burmistrz i większa część rady przeszła do dyskusji o pomalowaniu linii na boisku bejsbolowym przed rozpoczęciem sezonu Małej Ligi.

Już wcześniej zdarzały się dziwne spadki mocy albo braki prądu, zawsze jednak w lipcu, przed samą Siódemką.

Po zakończonym spotkaniu Cal, jego ojciec i Fox poszli razem do kręgielni. Nie zamienili słowa, dopóki nie zamknęli za sobą drzwi.

– Na niego jeszcze za wcześnie – powiedział natychmiast Jim. – To pewnie spadek mocy lub wadliwa instalacja.

– Nie. To nie był pierwszy raz – odpowiedział Cal. – I nie tylko Fox i ja to widzieliśmy. Nie tym razem.

– Cóż. – Jim usiadł ciężko przy jednym ze stolików. – Co mogę zrobić?

Uważać na siebie, pomyślał Cal. Zaopiekować się mamą. Ale to i tak by nie wystarczyło.

– Powiedz mi, jeśli tylko zauważysz coś niezwykłego. Mnie, Foxowi lub Gage'owi, jak już przyjedzie. Tym razem jest nas więcej. Quinn i Layla też są jakoś powiązane, musimy tylko się dowiedzieć, jak i dlaczego.

Prababcia wiedziała, że Quinn ma z tym jakiś związek, pomyślał Cal. Wyczuła to.

– Muszę porozmawiać z babcią.

– Cal, ona ma dziewięćdziesiąt siedem lat. Nieważne jaka jest dziarska, to jednak dziewięćdziesiąt siedem.

– Będę delikatny.

– Wiecie, zamierzam znowu porozmawiać z panią H. – Fox potrząsnął głową. – Jest nerwowa i niespokojna. Coś przebąkuje o wyjeździe już w przyszłym miesiącu, a nie w kwietniu. Myślałem, że po prostu się niecierpliwi, skoro zdecydowała się na przeprowadzkę, ale może to coś więcej.

– No dobrze. – Jim wypuścił powietrze. – Idźcie i róbcie, co do was należy. Ja się tu wszystkim zajmę. Umiem kierować kręgielnią – powiedział, zanim Cal zdążył zaprotestować. – Robię to już od jakiegoś czasu.

– Dobrze. Zawiozę babcię do biblioteki, jeśli się tam dzisiaj wybiera. Potem wrócę, żeby cię zmienić. Będziesz mógł ją odebrać i zawieźć do domu.

Cal poszedł do Essie pieszo. Mieszkała tylko przecznicę dalej, w ślicznym małym domku, razem z jego kuzynką Ginger. Jedyne ustępstwo babci na rzecz swojego wieku stanowiło przyzwolenie, żeby Ginger z nią zamieszkała, zajęła się domem, zakupami, większością gotowania i od czasu do czasu występowała w roli szofera podczas wypraw staruszki do lekarza czy dentysty.

Ginger była upartą i praktyczną osóbką, która nie wchodziła babci w drogę i – jeśli nie musiała – nie wściubiała nosa w jej sprawy. Ginger wolała telewizję od książek i żyła dla trzech popołudniowych telenowel. Po katastrofalnym, bezdzietnym małżeństwie nabrała szczerej awersji do mężczyzn poza telewizyjnymi lalusiami i mięśniakami ozdabiającymi okładki magazynu „People”.

Z tego, co Cal wiedział, jego babci i kuzynce całkiem nieźle żyło się razem w domku dla lalek ze schludnym ogródkiem i wesołym, niebieskim gankiem.

Przed domem nie zobaczył samochodu Ginger i zastanowił się, czy babcia nie pojechała już na wczesną wizytę do lekarza. Ojciec miał zawsze w głowie jej rozkład dnia – tak jak wszystko – dziś rano jednak był zaprzątnięty innymi sprawami.

Najprawdopodobniej Ginger pojechała do sklepu.

Wszedł na ganek i zapukał do drzwi. Był zaskoczony, kiedy stanęły otworem. Nawet w zdenerwowaniu jego ojciec rzadko zapominał o czymkolwiek.

Ale bardzo zaskoczył go widok Quinn na progu.

– Cześć. Wejdź. Pijemy z Essie herbatę w salonie. Schwycił ją za ramię.

– Co ty tu robisz? Na dźwięk jego ostrego tonu powitalny uśmiech Quinn zniknął.

– Mam pracę do wykonania. A Essie sama do mnie zadzwoniła.

– Dlaczego?

– Może jeśli wejdziesz, zamiast na mnie warczeć, oboje się tego dowiemy.

Nie widząc innego wyjścia, Cal wszedł do uroczego salonu babci, gdzie na parapetach kwitły afrykańskie fiołki, a zrobione przez jego ojca półki uginały się od książek, rodzinnych zdjęć i innych pamiątek. Na niskim stole przed sofą o wysokim oparciu, którą zeszłej wiosny jego matka obiła nową tkaniną, stał komplet do herbaty.

Ukochana babcia Cala siedziała niczym królowa w ulubionym fotelu o wysokim oparciu.

– Cal. – Wyciągnęła do niego rękę i nadstawiła policzek do pocałunku. – Myślałam, że będziesz zajęty cały ranek, najpierw spotkanie, potem w kręgielni.

– Spotkanie już się skończyło, a tata pilnuje interesu. Nie widziałem samochodu Ginger.

– Mam towarzystwo, więc pojechała po kilka sprawunków. Quinn właśnie nalewała herbatę. Weź sobie filiżankę z szafki.

– Nie, dziękuję. Dopiero co jadłem śniadanie.

– Do ciebie też bym zadzwoniła, gdybym wiedziała, że masz czas dziś rano.

– Dla ciebie zawsze mam czas, babciu.

– Mój chłopiec. – Essie zwróciła się teraz do Quinn, ściskając jego dłoń. Po chwili zwolniła uścisk i wzięła od dziewczyny filiżankę z herbatą. – Dziękuję. Proszę, siadajcie. Mogę równie dobrze od razu przejść do rzeczy. Chciałabym was zapytać, czy wczoraj na tańcach coś się wydarzyło. Krótko przed dziesiątą.

Pytając, wpatrywała się intensywnie w Cala i widząc wyraz jego twarzy, zamknęła oczy.

– A zatem coś się działo. – Jej cichy głos drżał. – Nie wiem, czy czuć ulgę czy strach. Ulgę, bo obawiałam się, że postradałam zmysły. Strach, bo jednak nie. W takim razie to było prawdziwe – powiedziała cicho. – To, co zobaczyłam.

– A co widziałaś?

– Czułam się tak, jakbym patrzyła przez zasłonę albo welon. Wydawało mi się, że widzę krew, ale nikt inny jej nie dostrzegał. Nikt nie zauważył ani krwi, ani stworzeń, które rozpierzchły się po podłodze, po stołach. – Potarła szyję. – Nie widziałam wyraźnie, ale dostrzegłam jakiś czarny kształt. Unosił się w powietrzu po drugiej stronie zasłony. Pomyślałam, że to śmierć.

Uśmiechnęła się lekko, unosząc pewną dłonią filiżankę.

– W moim wieku przygotowujesz się na śmierć, lub przynajmniej powinieneś. Ale ja bałam się tego kształtu. A potem zniknął, zasłona uniosła się i wszystko było tak, jak powinno.

– Babciu…

– Dlaczego nie powiedziałam wam wczoraj? – przerwała. – Umiem czytać z twojej twarzy jak z książki, Caleb. Duma, strach. Po prostu chciałam stamtąd wyjść, wrócić do domu i twój ojciec mnie odwiózł. Musiałam się wyspać. A dziś rano musiałam się dowiedzieć, czy to było prawdziwe.

– Pani Hawkins…

– Od teraz mów do mnie Essie – poinstruowała.

– Essie, czy kiedykolwiek wcześniej doświadczyłaś czegoś podobnego?

– Tak. Nigdy ci nie mówiłam – wyjaśniła, gdy Cal zaklął – ani nikomu innemu. Tamtego lata, kiedy miałeś dziesięć lat. Tego pierwszego lata. Widziałam przed domem potworne rzeczy, niemożliwe. Ten czarny kształt czasem przybierał postać mężczyzny, czasami psa, albo ohydnej kombinacji obu. Twój dziadek nic nie widział lub nie chciał zobaczyć. W tamtym tygodniu działy się potworne rzeczy.

Zamknęła na chwilę oczy i upiła kolejny łyk uspokajającej herbatki.

– Sąsiedzi, przyjaciele. To, co robili sobie i innym. Po drugiej nocy zastukałeś do naszych drzwi. Pamiętasz, Cal?

– Tak, babciu, pamiętam.

– Dziesięć lat. – Essie uśmiechnęła się do Quinn. – Był tylko małym chłopcem, on i jego dwaj przyjaciele. Tak bardzo się bali. Widziałam i czułam ich przerażenie, a także… męstwo, tylko tak mogę to nazwać, które promieniowało z nich niczym światło. Powiedziałeś mi, że musimy się spakować, dziadek i ja. Że musimy zamieszkać u was, bo w mieście nie jest bezpiecznie. Nigdy się nie zastanawiałeś, dlaczego nie stawiłam oporu ani nie poklepałam cię po głowie i nie odesłałam do domu?

– Nie. Chyba za dużo się działo. Chciałem tylko, żebyście byli z dziadkiem bezpieczni.

– I co siedem lat pakowałam rzeczy swoje i dziadka, a gdy umarł, już tylko swoje, a następnego lata spakuję jeszcze Ginger. Lecz tym razem jest silniejszy i przyszedł wcześniej.

– Zaraz spakuję ciebie i Ginger, babciu.

– Och, myślę, że na razie jesteśmy bezpieczne – powiedziała. – Gdy nadejdzie czas, Ginger i ja zbierzemy to, co najpotrzebniejsze. Chcę, żebyś zabrał pamiętniki. Wiem, że oboje czytaliśmy je niezliczoną ilość razy, ale musieliśmy coś przeoczyć. A teraz mamy wśród nas świeży umysł.

Quinn popatrzyła na Cala zwężonymi oczami.

– Pamiętniki?

Загрузка...