ROZDZIAŁ 16

To musiało być ważne. Musiało mieć znaczenie. Cal wciąż się nad tym zastanawiał, spędzając czas w pracy i w domu na poszukiwaniach linii łączącej Hawkinsów i Blacków. To było coś nowego, wątek, o którego istnieniu nawet nie wiedzieli, nie mówiąc już o jego sprawdzeniu.

Powtarzał sobie, że to ważna, czasochłonna praca i dlatego przez kilka ostatnich dni nie miał czasu spotkać się z Quinn. On był zajęty, ona również. Nic nie mogli na to poradzić.

Poza tym pewnie przyda im się chwila odpoczynku od siebie, niech emocje trochę opadną. Tak, jak powiedział matce, to nie był dobry czas na poważny związek, na miłość. Kiedy ludzie naprawdę się zakochują, dzieją się poważne rzeczy, które wywracają życie do góry nogami. A on miał wystarczająco dużo poważnych spraw, o które musiał się martwić.

Nałożył jedzenie do miski i postawił przed Kluskiem czekającym z niezmąconym spokojem na swoje śniadanie. Był czwartek, więc idąc wypuścić psa na poranny spacer i siusiu, wstawił pranie. Jak co dzień rano nalał sobie pierwszy kubek kawy i wyjął pudełko płatków.

Ale gdy sięgnął po mleko, przyszła mu na myśl Quinn. Dwuprocentowe, pomyślał potrząsając głową. Może właśnie w tej chwili ona też przygotowuje sobie muesli. Może stoi w kuchni wypełnionej zapachem kawy i myśli o nim.

Ta wizja wydała mu się tak kusząca, że sięgnął po telefon, żeby do niej zadzwonić, kiedy usłyszał za sobą jakiś dźwięk i odwrócił się.

Gage wyjmował kubek z szafki.

– Coś taki nerwowy?

– Nie słyszałem, jak wszedłeś.

– Rozmyślałeś o kobiecie.

– Mam wiele spraw na głowie.

– Zwłaszcza kobietę. Widać po tobie, Hawkins. Zwłaszcza po tych oczach, smętnych jak u cocker – spaniela.

– Wypchaj się, Turner. Gage uśmiechnął się i nalał sobie kawy.

– I ten opuszczony kącik ust. – Pociągnął palcem wargę w dół. – Charakterystyczne.

– Jesteś zazdrosny, bo brak ci regularnego seksu.

– Bez wątpienia. – Gage wypił łyk czarnej kawy i bosą stopą podrapał w bok Kluska, który całym swym psim jestestwem skupił się na jedzeniu. – Ona nie jest w twoim typie.

– Och? – Cal czuł, że złość pełznie mu w górę kręgosłupa niczym jaszczurka. – A jaki jest mój typ?

– Mniej więcej taki sam jak mój. Bez zobowiązań, żadnych głębokich przemyśleń, obietnic, zmartwień. I kto mógłby nas winić w takich okolicznościach? – Wziął pudełko i wyciągnął z niego garść płatków. – Ale ona jest inna. Bystra i zrównoważona, a w tylnej kieszeni nosi ogromny pęk łańcucha. Już zaczęła cię nim przykuwać.

– Czy ten cynizm, który wszędzie ze sobą tachasz, nie bywa ciężki?

– To realizm – poprawił go Gage, żując płatki. – Dodaje mi skrzydeł. Ona mi się podoba.

– Mnie też. – Cal zapomniał o mleku i wziął garść suchych płatków z miski. – Ona… powiedziała, że się we mnie zakochała.

– Szybka robota. A teraz nagle zrobiła się piekielnie zajęta, a ty, koleś, sypiasz sam. Mówiłem, że jest bystra.

– Jezu, Gage. – Zniewaga ukłuła dwoma ostrzami: jednym wymierzonym w Cala, drugim w Quinn. – Ona nie jest taka. Nie wykorzystuje ludzi w ten sposób.

– A ty to wiesz, bo tak dobrze ją znasz.

– Znam. – Irytacja zniknęła, bo Cal naprawdę zdał sobie z tego sprawę. – Tak po prostu. Znam ją. Może nie wiem o niej tuzina, do diabła, setki rzeczy, ale wiem, jaka jest. Nie wiem, czy to przez nasze powiązania, przez to wszystko, z czym się zmagamy, ale wiem, że to prawda. Kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem, wszystko się zmieniło. Nie wiem. Ja stałem się inny. Dlatego możesz się śmiać, ale tak właśnie jest.

– Szczęściarz z ciebie – powiedział Gage po chwili. – I mam nadzieję, że wszystko ułoży się po twojej myśli. Nigdy nie sądziłem, że którykolwiek z nas ma jakąś szansę na normalność. – Wzruszył ramionami. – Chciałbym się mylić. Poza tym wyglądasz naprawdę słodko z tym opuszczonym kącikiem ust.

Cal uniósł dłoń z wystawionym środkowym palcem.

– I tobie też dzień dobry – powiedział Fox, wchodząc do kuchni i kierując się wprost do lodówki po colę. – Co się dzieje?

– Dzieje się to, że znowu żłopiesz moją colę, a nigdy nie przyniosłeś ani jednej puszki.

– W zeszłym tygodniu przyniosłem piwo. Poza tym Gage kazał mi przyjść dziś rano, a kiedy przychodzę do kogoś o świcie, to oczekuję darmowej coli.

– Powiedziałeś mu, żeby przyszedł?

– Tak. Słuchaj, O'Dell, Cal zakochał się w tej blondyneczce.

– Nie powiedziałem, że…

– Powiedz mi coś, czego nie wiem. – Fox otworzył puszkę i pociągnął łyk coli.

– Nigdy nie mówiłem, że zakochałem się w kimkolwiek. Fox tylko popatrzył na Cala.

– Znamy się przez całe życie. Wiem, co oznaczają te małe, błyszczące serduszka w twoich oczach. To super. Ona jest dla ciebie stworzona.

– On mówi, że ona nie jest w moim typie, ty, że stworzona…

– Obaj mamy rację. Zwykle polujesz na inny typ dziewczyn. – Fox napił się jeszcze coli, po czym wyjął Gage'owi z rąk pudełko z płatkami. – Bo nie chciałeś znaleźć takiej, która by do ciebie pasowała. Ona pasuje, ale pojawiła się z zaskoczenia. Wpadłeś w pułapkę. Czy wstałem godzinę wcześniej, żeby przyjechać tu przed pracą i dyskutować o życiu miłosnym Cala?

– Nie, to była tylko interesująca dygresja. Zdobyłem w Czechach kilka informacji. W wolnym czasie badałem plotki, opowieści, legendy. Wczoraj wieczorem zadzwonił do mnie ekspert, dlatego poprosiłem cię, żebyś przyszedł dziś rano. Chyba zidentyfikowałem naszego Wielkiego Złego Wilka.

Usiedli przy kuchennym stole, z kawą i suchymi płatkami – Fox w prawniczym garniturze, Cal w czarnej koszulce i luźnych spodniach, Gage w dżinsach i flanelowej koszuli – by porozmawiać o demonach.

– Zwiedziłem kilka małych wiosek na odludziu – zaczął Gage. – Zawsze lubię poczuć lokalny klimat, można też poderwać jakąś miejscową laskę w przerwach między liczeniem kart i żetonów.

Cal wiedział, że Gage robi to już od dłuższego czasu. Podąża za każdym strzępkiem informacji o diabłach, demonach, niewyjaśnionych zjawiskach. I zawsze wraca z mnóstwem opowieści, ale dotychczas żadna z nich nie pasowała do, cóż, profilu ich demona.

– Słyszałem opowieści o demonie, który mógł przybierać różne postaci. Tam dużo się mówi o wilkołakach i na początku myślałem, że chodzi o jednego z nich. Ale tu nie chodziło o rozdarte gardła i srebrne kule. Opowiadano, jak łapie ludzi, żeby zrobić z nich niewolników i karmić się ich… tłumaczenie było bardzo niedokładne i z tego, co zrozumiałem, chodziło o jakąś istotę człowieczeństwa.

– Jak się karmił?

– To też nie jest do końca pewne lub przekolorowane, jak to w opowieściach. Nie karmił się ciałem i krwią, nie używał kłów ani pazurów. Legenda mówi, że ów demon odbierał ludziom rozum i duszę, sprawiał, że wariowali i zabijali się nawzajem.

– Może od niego pochodzi ten nasz? – zastanawiał się Fox.

– Wydał mi się na tyle podobny, że przyjrzałem się mu bliżej. Nie było to łatwe, tamte okolice aż kipią od takich historii. Ale w owym miejscu, w górach, otoczonym gęstym lasem, który przypominał mi dom, natrafiłem na coś. On miał na imię Tmavy. To znaczy Ciemny.

Wszyscy pomyśleli o tym, co wychynęło spod ziemi przy Kamieniu Pogan.

– Przychodził w postaci człowieka, który nie był człowiekiem, polował jako wilk, który nie był wilkiem. A czasami stawał się chłopcem, który wabił kobiety i dzieci do lasu. Większość nigdy nie wracała, a ci, którym to się udało, wracali szaleni. Wariowały też ich rodziny, zabijali siebie samych, krewnych, sąsiadów.

Gage przerwał i wstał po kawę.

– Części z tego dowiedziałem się, gdy tam byłem, ale dostałem od pewnego księdza nazwisko jednego faceta, profesora, który zajmuje się demonologią wschodniej Europy. Wczoraj do mnie zadzwonił. Uważa, że ten demon – nie boi się tego słowa – nękał Europę przez całe wieki. Sam był prześladowany przez człowieka – niektórzy mówią, że innego demona lub czarnoksiężnika. Legenda mówi, że stoczyli walkę w lesie, czarnoksiężnik został śmiertelnie ranny i demon zostawił go, żeby umarł. I tu popełnił błąd. Przyszedł jakiś chłopiec i czarnoksiężnik przed śmiercią przekazał mu swoją moc.

– I co się stało? – chciał wiedzieć Fox.

– Nikt nie jest do końca pewien, nawet Linz. Legendy mówią, że na początku lub w połowie siedemnastego wieku demon zniknął, przeniósł się gdzieś lub umarł.

– Albo wskoczył na cholerną łódkę do Nowego Świata – dodał Cal.

– Bardzo możliwe.

– Tak samo jak chłopiec – ciągnął Cal – albo mężczyzna, którym się stał czy też jego potomkowie. Ale gdzieś tam, kiedyś, już prawie go dopadł – sam to widziałem. Chyba. Jego, kobietę, chatę. Trzymał zakrwawiony miecz i wiedział, że prawie wszyscy zginęli. Nie mógł go tam zwyciężyć, więc przekazał Dentowi wszystko, co miał, a Dent próbował dalej. Tutaj.

– A co nam przekazał? – zapytał Fox. – Jaką moc? Że nie dostajemy kataru, a złamane ręce same się zrastają? I w czym ma nam to pomóc?

– Będziemy zdrowi i silni, kiedy spotkamy się z nim twarzą w twarz. No i mamy te przebłyski, każdy na swój sposób. – Cal odgarnął włosy z czoła. – Nie wiem. Ale to musi być coś ważnego. Trzy części kamienia. To muszą być one. Tylko jeszcze nie wiemy, co z nimi zrobić.

– A już prawie nie mamy czasu. Cal skinął Gage'owi głową.

– Musimy pokazać kamienie dziewczynom. Przysięgliśmy sobie, że wszyscy musimy się na to zgodzić. Gdybyśmy tego nie zrobili, już dawno…

– Pokazałbyś swój kamień Quinn – dokończył Fox. – Myślę, że masz rację. Warto spróbować. Może potrzeba całej naszej szóstki, żeby go złożyć z powrotem w całość.

– Albo po tym, co stało się przy Kamieniu Pogan, heliotrop rozpadł się, bo stracił moc.

– Turner, twoja szklanka jest zawsze do połowy pusta – powiedział Fox. – Tak czy siak, warto spróbować. Zgoda?

– Zgoda. – Cal popatrzył na Gage'a, który wzruszył ramionami.

– A co tam. Przez całą drogę do miasta Cal toczył ze sobą zażartą dysputę.

Nie potrzebował żadnej wymówki, żeby zajrzeć do Quinn, na litość boską, przecież ze sobą sypiali. Nie musiał umawiać się na spotkanie ani czekać na zaproszenie, żeby zapukać do jej drzwi, zobaczyć, jak się czuje. Zapytać, co się, do diabła, dzieje.

Za każdym razem, gdy do niej dzwonił przez tych ostatnich kilka dni, była zajęta. Nie przyszła do kręgielni od tamtego przedpołudnia, kiedy turlali się po podłodze w jego biurze.

I kiedy mu powiedziała, że go kocha.

I w tym tkwił problem. Oliwa do ognia, kropla w kielichu czy jak to się mówi. Powiedziała mu, że go kocha, a on nie odpowiedział „ja ciebie też”, czego, jak twierdziła, wcale nie oczekiwała. Ale każdy facet, który naprawdę wierzy, że kobiety zawsze mówią, co myślą, popełnia fatalny i niebezpieczny błąd.

A teraz Quinn go unikała.

Nie mieli czasu na gierki, urażone uczucia i smutek. Działy się dużo ważniejsze sprawy. I dlatego, musiał się do tego przyznać, że w ogóle nie powinien był tknąć Quinn. Włączając seks, skomplikowali i zaciemnili i tak już trudną sytuację. Powinni być praktyczni i rozsądni. I obiektywni, dodał parkując przed domem Quinn. Aby móc zachować zimną krew i jasny umysł.

A ci, którzy uprawiają seks, nie odznaczają się żadną z tych cech. Nie, jeśli to jest naprawdę dobry seks.

Idąc do drzwi, wbił ręce w kieszenie, a potem wyjął jedną i zapukał. Był zły, więc nie myślał ani praktycznie, ani obiektywnie, ale wcale mu to nie przeszkadzało.

Dopóki Quinn nie stanęła w drzwiach.

Miała wilgotne włosy, ściągnięte w ogon. Bił od niej zapach dziewczęcego szamponu i mydła, od którego Calowi zakręciło się w głowie.

Miała na sobie puchate, fioletowe skarpetki, czarne, flanelowe spodnie i jaskraworóżową koszulkę z napisem „D. B. J. K. Dzięki Bogu, że jestem kobietą”.

Cal też był wdzięczny.

– Cześć!

Widok smutnej i stęsknionej Quinn rozwiał się w głowie Cala niczym dym, gdy oślepiła go promiennym uśmiechem.

– Właśnie o tobie myślałam. Wejdź. Jezu, ale zimno! Mam już dosyć tej zimy. Będę robiła niskokaloryczną czekoladę. Napijesz się?

– Ach… Nie, bardzo dziękuję.

– Chodź do środka, bo mam straszną ochotę na tę czekoladę. – Wspięła się na palce, pocałowała go namiętnie i pociągnęła za rękę do kuchni. – Namówiłam Cyb i Laylę, żeby poszły ze mną dziś rano do siłowni. Kosztowało mnie to trochę wysiłku, ale w końcu się udało. Nic dziwnego się nie wydarzyło, jeśli nie liczyć Cyb wyginającej się w jakichś dziwacznych pozycjach jogi. Mówię ci, Matt nie mógł oderwać od niej wzroku. Przez ostatnich kilka dni siły nadprzyrodzone miały wolne.

Wyjęła torebkę czekolady w proszku, uderzyła nią parę razy o dłoń, otworzyła i nasypała do kubka.

– Na pewno nie chcesz?

– Nie, dzięki.

– Uwijałyśmy się tu jak pszczółki w ulu – ciągnęła, napełniając kubek do połowy wodą, a następnie dwuprocentowym mlekiem. – Czekam na telefon od babci w sprawie rodzinnej Biblii, może coś jeszcze sobie przypomni. Ma zadzwonić dzisiaj lub jutro. Na razie naszkicowałyśmy nasze drzewa genealogiczne, a Layla próbuje wyciągnąć coś od rodziny o swoich przodkach.

Rozmieszała proszek i wstawiła kubek do mikrofalówki.

– Musiałam przekazać obowiązki moim wspólniczkom i dokończyć artykuł do gazety. W końcu trzeba zapłacić lokajowi. No dobrze. – Odwróciła się od mikrofalówki. – A co u ciebie?

– Tęskniłem za tobą. – Nie zamierzał tego powiedzieć, na pewno nie jako pierwszą rzecz po przyjściu. Zdał sobie sprawę, że chyba tak naprawdę cały czas o tym myślał.

Oczy Quinn złagodniały, kąciki seksownych ust wygięły się do góry.

– Miło mi to słyszeć. Ja też za tobą tęskniłam, zwłaszcza wczoraj w nocy, kiedy około pierwszej kładłam się do łóżka. Mojego zimnego, pustego łóżka.

– Nie miałem na myśli tylko seksu, Quinn. – A to skąd się wzięło?

– Ja też nie. – Przechyliła głowę, nie zwracając uwagi na piszczenie mikrofalówki. – Brakowało mi ciebie pod koniec dnia, kiedy wreszcie mogłam przestać się męczyć nad tym artykułem, kiedy chciałam przestać rozmyślać o tym, co muszę jeszcze zrobić i co będzie dalej. Jesteś poirytowany. Co się stało?

Odwróciła się do mikrofalówki, żeby wyjąć kubek, i w tej chwili w drzwiach kuchni pojawiła się Cybil. Quinn potrząsnęła głową, a Cyb odwróciła się i wyszła bez słowa.

– Nie wiem dokładnie. – Zdjął kurtkę i rzucił ją na jedno z krzeseł stojących wokół stolika do kawy, którego poprzednio tu nie było. – Chyba myślałem, że po tamtym spotkaniu, po tym… co mi powiedziałaś…

– Powiedziałam, że cię kocham. A ty się przestraszyłeś – dokończyła. – Mężczyźni!

– To nie ja zacząłem cię unikać.

– Myślisz… – Wciągnęła głośno powietrze przez nos. – Cóż, masz o sobie bardzo wysokie mniemanie i fatalne zdanie o mnie.

– Nie, tylko…

– Miałam dużo zajęć. Musiałam pracować. Nie mogę przybiegać na każde twoje skinienie ani ty na moje.

– Nie to miałem na myśli.

– Myślisz, że grałabym w takie gierki? Zwłaszcza teraz?

– Chodzi właśnie o teraz. To nie jest czas na poważne uczucia.

– Jeśli nie teraz, to kiedy? – zapytała. – Naprawdę myślisz, że możemy ometkować i zmagazynować nasze uczucia, dopóki nie nadejdzie właściwy czas? Ja też lubię, kiedy wszystko jest na swoim miejscu. Chcę wiedzieć, gdzie co jest, więc kładę rzeczy tam, gdzie mi wygodnie. Ale uczucia i myśli to nie cholerne kluczyki, Cal.

– Masz rację, ale…

– A w moich uczuciach panuje bałagan jak na babcinym strychu – warknęła coraz bardziej zdenerwowana. – I lubię ten stan. Gdyby wszystko było normalne, jak co dzień, pewnie bym ci nie powiedziała. Myślisz, że to moja pierwsza runda w grze w „randki i związki”? Na litość boską, byłam zaręczona. Powiedziałam ci, bo myślę, że zwłaszcza teraz uczucia są najważniejsze. Jeśli to ci przeszkadza, to cholernie wielka szkoda.

– Chciałbym, żebyś zamknęła buzię na pięć króciutkich minut. Quinn zmrużyła oczy.

– Och, naprawdę?

– Tak. Prawda jest taka, że nie wiem, jak powinienem zareagować, bo nigdy nie przypuszczałem, że znajdę się w takiej sytuacji. Jak mogłem, skoro to wszystko wisi mi nad głową? Nie mogłem ryzykować zakochania się w kimś. Ile mógłbym powiedzieć tej kobiecie? A jeśli powiedziałbym za dużo? My, Fox, Gage i ja, jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że nie mówimy wszystkiego.

– Do tajemnic.

– Tak – potwierdził spokojnie. – Bo tak jest bezpieczniej. Jak mógłbym kiedykolwiek myśleć o tym, że się zakocham, ożenię, będę miał dzieci? Nie ma mowy, żebym sprowadził dziecko w środek tego koszmaru.

Zmrużone, niebieskie oczy zrobiły się zimne jak lód.

– Nie przypominam sobie, żebym wyraziła chęć rodzenia twoich dzieci.

– Nie zapominaj, z kim rozmawiasz – powiedział cicho. – Stoi przed tobą normalny facet z normalnej rodziny, który powinien się ożenić, założyć rodzinę, spłacać hipotekę za dom i spacerować z wielkim, leniwym psem. Tak to będzie wyglądało, jeśli się zakocham.

– Dziękuję za oświecenie.

– Ale marzenie o takim życiu byłoby z mojej strony brakiem odpowiedzialności.

– Nie zgadzam się z tobą. Moim zdaniem myślenie o tych sprawach i dążenie do tego daje nadzieję i siłę. Każde z nas ma prawo zaangażować się o tyle, o ile mu to odpowiada. Ale zrozum, mówiąc ci, że cię kocham, nie oczekiwałam, że wsuniesz mi pierścionek na palec.

– Bo już go nosiłaś. Quinn skinęła głową.

– A ty jesteś ciekawy, jak to się stało.

– To nie moja sprawa. – A, do diabła z tym. – Tak, jestem ciekawy.

– Dobrze, to bardzo proste. Spotykałam się z Dirkiem…

– Dirk…

– Zamknij się. – Ale kąciki jej ust drgnęły. – Spotykałam się z nim przez około pół roku. Lubiliśmy swoje towarzystwo. Uznałam, że jestem gotowa na następny krok w życiu, więc kiedy poprosił mnie o rękę, powiedziałam „tak”. Byliśmy zaręczeni przez dwa miesiące, gdy zdałam sobie sprawę, że popełniłam błąd. Nie kochałam go, tylko lubiłam. Zresztą on też mnie nie kochał. Tak naprawdę mnie nie akceptował, nie do końca, dlatego uznał, że skoro noszę na palcu jego pierścionek, to może doradzać mi w kwestii pracy, stroju, przyzwyczajeń i kariery. Chodzi o mnóstwo drobiazgów, które nawet nie były tak naprawdę istotne. Prawda jest taka, że to nie mogło się udać, więc zerwałam.

Wypuściła głośno oddech. Nie lubiła sobie przypominać, jak wielki popełniła błąd. Poniosła porażkę w czymś, w czym wiedziała, że jest dobra.

– On przyjął to raczej ze złością niż z rozpaczą, co potwierdziło, że podjęłam właściwą decyzję. I prawdę mówiąc, bolała mnie ta świadomość, bo oznaczała, że na początku podjęłam złą. Poczuł się lepiej, kiedy zasugerowałam, żeby powiedział przyjaciołom, że to on ze mną zerwał. Oddałam mu pierścionek, spakowaliśmy rzeczy, które trzymaliśmy nawzajem w swoich mieszkaniach i rozstaliśmy się.

– On cię nie skrzywdził.

– Och Cal. – Podeszła do niego i dotknęła jego twarzy. – Nie, nie skrzywdził. Cała sytuacja mnie zraniła, ale on nie. Między innymi dlatego wiedziałam, że nie był tym jedynym. Jeśli chcesz, żebym cię zapewniła, że ty mnie nie skrzywdzisz, nie złamiesz mi serca, to nie mogę tego zrobić. Dlatego wiem, kim jesteś. Tym jedynym. – Objęła go i przysunęła wargi do jego ust. – To musi cię przerażać.

– Śmiertelnie. – Przytulił ją mocno. – Nigdy nie spotkałem kobiety, która zapewniła mi tak wiele złych chwil, jak ty.

– Cudownie to słyszeć.

– Tak myślałem. – Przytulił policzek do jej włosów. – Chciałbym tu zostać, tak jak teraz, przez godzinę lub dwie. – Pocałował ją w czubek głowy i odsunął się. – Ale mam dużo pracy, i ty też. Wiedziałem o tym, kiedy tu przyszedłem i użyłem tego jako wymówki do awantury.

– Nie mam nic przeciwko awanturom, jeżeli oczyszczają atmosferę.

Ujął jej twarz w dłonie i delikatnie pocałował.

– Czekolada ci stygnie.

– Czekolada nigdy nie ma złej temperatury.

– A jeśli chodzi o to, co powiedziałem wcześniej… Mówiłem absolutną prawdę. Tęskniłem za tobą.

– Myślę, że uda mi się znaleźć kilka wolnych chwil w moim wypełnionym grafiku.

– Dziś wieczorem muszę pracować. Może wpadniesz do kręgielni, udzielę ci kolejnej lekcji.

– Dobrze.

– Quinn, my wszyscy musimy porozmawiać. O wielu sprawach. Najszybciej, jak to możliwe.

– Tak, musimy. Jeszcze jedno. Czy Fox zaproponuje Layli pracę?

– Wspominałem mu o tym. – Zaklął pod nosem, widząc jej minę. – Porozmawiam z nim jeszcze raz.

– Dzięki. Gdy Quinn została sama, wzięła kubek i w zamyśleniu popijała wystygłą czekoladę. Mężczyźni, pomyślała, to takie interesujące stworzenia.

– Wszystko w porządku? – zapytała Cybil, wchodząc do kuchni.

– Tak, dzięki, że pytasz.

– Nie ma sprawy. – Otworzyła szafkę i wyjęła małą puszkę sypanej herbaty jaśminowej. – Chcesz pogadać, czy mam pilnować własnego nosa?

– Pogadać. Cal był cały nabuzowany, bo powiedziałam mu, że go kocham.

– Zły czy spanikowany?

– Chyba jedno i drugie, ale najbardziej zmartwiony, bo musimy się zmierzyć z tyloma strasznymi rzeczami, a to jest nie mniej przerażające.

– Właściwie to chyba bardziej. – Cybil napełniła czajnik wodą. – A jak ty się z tym czujesz?

– Czuję się… świetnie – powiedziała Quinn. – Jestem pełna energii, podminowana, rozświetlona i radosna. Wiesz, z Dirkiem to było takie… – Przecięła powietrze ułożoną płasko dłonią. – A teraz… – Wyrzuciła dłoń do góry, opuściła gwałtownie i znów uniosła. – Cal uważa, że to szaleństwo, bo nigdy nie mógł sobie pozwolić na rozmyślania o miłości, małżeństwie, rodzinie.

– Uhu, od punktu A do Z w mniej niż dziesięciu słowach.

– No właśnie. – Quinn machnęła kubkiem. – I tak się rozpędził, że nie zauważył, jak podskoczyłam na dźwięk tego słowa na „m”. Już myślałam, że wysiadłam z tego pociągu, a tu proszę, znowu siedzę w wagonie.

– Stąd taka reakcja. – Cybil nasypała herbaty do kubka. – Ale nie widzę, żebyś teraz chciała wyskoczyć.

– Bo mnie znasz. Okazało się, że podoba mi się ten pociąg. Chcę jechać nim z Calem, bez względu na to, dokąd zmierza. Teraz to on ma kłopoty – mruknęła i wypiła łyk czekolady.

– Ty też, Q. Ale z kłopotami zawsze było ci do twarzy.

– Lepiej niż w makijażu Chanel u Saksa. – Quinn odebrała telefon po pierwszym dzwonku. – Halo. Dzień dobry, Essie. Och. Naprawdę? Nie, to wspaniale. Idealnie. Bardzo ci dziękuję.

Oczywiście, że będę. Jeszcze raz dzięki. Pa. – Odłożyła słuchawkę i uśmiechnęła się szeroko. – Essie Hawkins załatwiła nam możliwość zwiedzenia domu kultury. Nic tam nie będą dzisiaj robić, więc możemy trochę pomyszkować.

– Czyż to nie wspaniale? – powiedziała oschle Cybil, nalewając wody do imbryka.

Uzbrojona w klucz Quinn otworzyła główne drzwi starej biblioteki.

– Przyszłyśmy tutaj pod pozorem obejrzenia jednego z najstarszych budynków w mieście, domu rodziny Hawkinsów. Ale… – Zapaliła światła. – Przede wszystkim szukamy skrytek. Kryjówek, które ktoś przeoczył.

– Przez trzy i pół wieku – dodała Cybil.

– Jeśli czegoś nie znaleziono przez pięć minut, to może pozostać ukryte na wieki. – Quinn wydęła usta, rozglądając się dookoła. – Budynek został trochę zmodernizowany, że tak powiem, kiedy urządzono tu bibliotekę, ale gdy wybudowano lepszy gmach, zabrano stąd nowomodne dodatki. Teraz nie wygląda dokładnie tak, jak przedtem, ale prawie.

W holu stało kilka stolików i krzeseł, ktoś próbował nadać miejscu dawny charakter, ustawiając na półkach stare lampy, porcelanę i drewniane figurki. Quinn słyszała, że odbywały się tu spotkania towarzystwa historycznego i klubu ogrodniczego, a w czasie wyborów organizowano tu lokal wyborczy.

– Kamienny kominek – powiedziała. – Widzicie, oto świetne miejsce, żeby coś ukryć. – Podeszła do kominka i zaczęła pukać w kamienie. – Poza tym jest tu strych. Essie powiedziała, że używano go jako magazynu. Nadal trzymają tam składane stoły, krzesła i inne rzeczy. Strychy to kopalnia skarbów.

– Dlaczego te budynki wydają się takie zimne i przerażające, kiedy są puste? – zastanawiała się na głos Layla.

– W tym my jesteśmy. Zacznijmy od góry – zaproponowała Quinn – i powoli schodźmy na dół.

– Strychy to kopalnia skarbów – powiedziała Cybil kpiąco dwadzieścia minut później. – Chyba pająków i kurzu.

– Nie jest tak źle. – Quinn pełzała po podłodze w poszukiwaniu obluzowanych klepek.

– Dobrze też nie jest. – Layla odważnie wspięła się na składane krzesło i przeszukiwała krokwie. – Nie rozumiem, dlaczego ludzie uważają, że strychów nie trzeba sprzątać tak samo często jak reszty domu.

– Kiedyś tu było czysto. Ona dbała o porządek.

– Kto… – zaczęła Cybil, ale Layla uciszyła ją machnięciem ręki i ze zmarszczonymi brwiami popatrzyła na Quinn.

– Ann Hawkins?

– Ann i jej chłopcy. Zabrała ich do domu i zamieszkali na strychu. Jej trzej synkowie. Dopóki nie byli na tyle duzi, żeby zamieszkać na dole. Ale ona została tutaj. Chciała mieszkać wysoko, by móc wyglądać przez okno. Wiedziała, że on nie przyjdzie, ale chciała go wypatrywać. Była tu szczęśliwa, o tyle, o ile to możliwe. I gdy tu umarła, była na to gotowa.

Nagle Quinn przysiadła na piętach.

– Cholera, czy to ja? Cybil przykucnęła i popatrzyła jej w twarz.

– Ty nam powiedz.

– Chyba tak. – Przycisnęła palce do czoła. – Cholera, mam ten ból głowy z serii „wypiłam – za – dużo – margarity – i – teraz – ktoś – mi – wbija – w – mózg – lodowe – szpile”. Widziałam ją, w głowie. Zupełnie wyraźnie. Wszystko poruszało się jak w kinie. W sekundy mijały lata. Ale co więcej, ja czułam. Tak jak ty, kiedy widzisz przyszłość, prawda?

– Często – przyznała Cybil.

– Widziałam, jak pisze pamiętnik, kąpie synów, śmieje się i płacze. Widziałam, jak stoi przy oknie, wpatrując się w ciemność. Czułam… – Quinn położyła dłoń na sercu. – Czułam jej tęsknotę. Była… brutalna.

– Nie wyglądasz dobrze. – Layla dotknęła jej ramienia. – Powinnyśmy zejść na dół, napijesz się wody.

– Chyba tak. – Quinn złapała wyciągniętą dłoń przyjaciółki, gdy ta pomogła jej wstać. – Może powinnam spróbować jeszcze raz. Znów przywołać te obrazy, dowiedzieć się więcej.

– Jesteś okropnie blada – powiedziała Layla. – I, kotku, ręce masz zimne jak lód.

– Wystarczy na jeden dzień – poparła ją Cybil. – Nie możesz przesadzać.

– Nie widziałam, gdzie schowała pamiętniki. Jeśli coś tu ukryła, ja tego nie zobaczyłam.

Загрузка...