Rozdział 10

Miała wrażenie, że nie stąpa po ziemi, a unosi się nad nią. Wszystko, co robiła, wydawało się nierzeczywiste i ulatywało z pamięci. Musiała się wysilić, by przypomnieć sobie plan codziennych prac gospodarskich, a gdy już skończyli te zwyczajne zajęcia, jeszcze raz przebiegła je myślą, by się upewnić, czy czegoś nie zaniedbała.

Chciała przebrać się do wyjścia, ale Nick odwiódł ją od tego pomysłu. By w zwyczajnych ciuchach czuła się swobodnie, zaproponował bar z hamburgerami. Na jednym mu tylko zależało – prosił, żeby rozplotła warkocz. Nie ukrywał, dlaczego tak na to nalega. Tym razem chciał zrobić to sam.

– Masz piękne włosy, delikatne jak jedwab – rozmarzył się, przeczesując palcami rozpuszczone pasma i rozkoszując się ich dotykiem. Sięgnął po grzebień i zaczął je ostrożnie rozczesywać. Musiała przytrzymać się blatu, bo z wrażenia nogi się pod nią uginały.

Ta zwykła czynność sprawiała jej niewyobrażalną przyjemność. Wirowało jej w głowie. Nick skończył, wziął ją w ramiona, przyciągnął do siebie i pocałował. Nie była w stanie mu się oprzeć. I nawet nie myślała, że powinna zachowywać się bardziej świadomie, nie poddawać się tak bezgranicznie.

Zupełnie nie zwróciła uwagi na to, co jedli na kolację. Była jak w amoku. Liczyło się tylko jedno – że jest z Nickiem. Ta świadomość oszałamiała ją i uszczęśliwiała. Dopiero w drodze powrotnej zaczęło do niej docierać, że ten cudowny dzień zbliża się ku końcowi, że jeszcze trochę, a wszystko będzie już za nią. Miłość przepełniała jej serce; tym trudniej było jej znieść myśl, że zaraz się rozstaną. To nie jest zwykłe zauroczenie, słabość, jaką od lat do niego czuła. I wszystko dzieje się tak szybko, za szybko.

Nie przyszło jej to łatwo, jednak wreszcie zdołała przemówić sobie do rozsądku. Nie zatrzyma chwili, choćby pragnęła tego nade wszystko. Musi patrzeć realistycznie. Przecież nie łudzi się, że taki dzień jak ten jeszcze kiedyś może się powtórzyć, że będzie ich więcej. I tak powinna być wdzięczna losowi, że obdarował ją tym dzisiejszym. Nie może rozpaczać, że on już się kończy. Ani łudzić się, że będzie następny, bo to się nigdy nie stanie, zaś jej przyjdzie zapłacić gorzką cenę za te rojenia.

Nick podjechał pod dom, zaparkował przy tylnym wejściu. Odprowadził ją do drzwi i wszedł do środka. W termosie została reszta kawy, którą pili wcześniej. Corrie wskazała na termos.

– Mamy gotową kawę.

– Ja dziękuję – powiedział Nick, ujmując ją za rękę i przyciągając do siebie. – Chciałem cię zapytać, czy miałabyś ochotę wybrać się jutro wieczorem na tańce.

– Wspaniale jej było w jego ramionach.

– Nigdy nie tańczyłam – wyznała szczerze. Dawne onieśmielenie, jakie ogarniało ją w kontaktach z Nickiem, teraz zupełnie ustąpiło. Akceptuje ją i szanuje, a to zupełnie zmienia ich relacje.

Nick uśmiechnął się do niej.

– W takim razie z przyjemnością zostanę twoim nauczycielem. Pojedziemy wcześniej i najpierw pokażę ci parę kroków, nim jeszcze zaczną się tańce. Choć ten, który najbardziej do mnie przemawia, jest tak prosty, że nie będzie ci potrzebna żadna nauka.

Pochylił się i pocałował ją. Znowu zareagowała na ten pocałunek z takim żarem jak poprzednio. I choć wcześniej obiecała sobie, że nie będzie żałować mijającego dnia, to gdy Nick odsunął się i pożegnał, nie mogła opanować tęsknoty i smutku.

Gdy wyszedł, odwróciła się od drzwi i popatrzyła na przestronną kuchnię. Nadal miała wrażenie, że Nick tu jest, jakby coś po nim pozostało. Dzięki niemu ta stara kuchnia wydawała się milsza i nie taka pusta jak zawsze. Ona sama czuła się inaczej. Było jej cieplej na sercu, samotność mniej doskwierała. To wszystko, co miały inne kobiety, a dla niej było niedostępne, nagle wydawało się mniej niedosiężne. Choć raz mężczyzna chciał spędzić z nią czas. Nie z powodu urody, pozycji społecznej czy bogactwa, bo nie ma żadnej z tych rzeczy. To nie dlatego Nick był z nią dzisiaj cały dzień. Ktoś taki jak on zainteresował się nią, taką jaka jest. To najbardziej ujmujące.

Spodobała mu się. To chyba jakiś cud. Podoba się mężczyźnie. Jakie to wspaniałe, dodające skrzydeł uczucie! Jak przeżyła tyle lat, nie mając pojęcia, co można wtedy czuć? Nie wiedząc, jak cudownie jest widzieć swoje odbicie w czyichś oczach.

Dzięki Nickowi obudziło się w niej inne, głębsze poczucie kobiecości. To było dla niej coś zupełnie nowego. Instynktownie wiedziała, że ma nad Nickiem pewną władzę. Gdy ją całował i pocałunki stawały się coraz bardziej gorące, jego mocnym ciałem wstrząsało drżenie. Jakby walczył z sobą, by zachować kontrolę, ostudzić zmysły… a jednak nie przychodziło mu to łatwo. To łechtało jej ego i dodawało wiary.

Chce pójść z nią jutro na tańce.

Już teraz chętnie by zatańczyła. Musiała użyć całej siły woli, by wziąć się w garść. Powinna zrobić przynajmniej kilka najpilniejszych rzeczy i wypisać rachunki. Zmusiła się do spokoju, a potem uporządkowała papiery. Gdy wreszcie skończyła i wzięła prysznic, uległa pokusie. Po kolei przejrzała nowe stroje, by zdecydować, który włożyć jutro.

Nie od razu wybrała. Ledwie skończyła, kiedy dobiegł ją odgłos zbliżającego się samochodu. Pobiegła do przedpokoju i wyjrzała przez okno wychodzące na drogę. Na podwórko wjeżdżał samochód Shanea. Pobiegła do sypialni, zrzuciła szlafrok i szybko przebrała się w czyste dżinsy i podkoszulek. Zbiegła na dół i otworzyła drzwi. Shane właśnie wchodził na ganek.

– Cześć, koleżko! – powiedziała z uśmiechem, cofając się, by mógł wejść do środka. – Strasznie dawno cię nie widziałam.

Shane uśmiechał się niewyraźnie. Wpatrywał się w nią przenikliwie, badawczo. To ją zaniepokoiło, jej uśmiech lekko zbladł. Shane zdjął kapelusz.

– Przepraszam, że nie pokazałem się wcześniej – rzekł jakimś zmienionym głosem.

To dało jej do myślenia.

– Mam jeszcze w termosie zaparzoną kawę – zaproponowała. – Chcesz, naleję ci kubek i pójdziemy sobie klapnąć do salonu.

– Nie, dzięki. Przyjechałem, bo dowiedziałem się, kto cię wtedy tak wkurzył. Chciałem dać mu czas na przeprosiny, ale… Coś mi się widzi, że chyba dałem mu trochę za dużo czasu.

Poczuła, że oblewa się rumieńcem.

– Czyli Nick ci powiedział.

– No. I muszę przyznać, że naprawdę było mu przykro. – Jeden kącik ust wygiął mu się w lekkim uśmiechu. Trochę się rozpogodził. – Zabrał cię dzisiaj do San Antonio, tak?

Nie mogła nie zauważyć, że międli palcami kapelusz. Denerwuje się?

– Ty tego… nie pochwalasz?

– No co ty, skądże.

– Ale?

Odrobinę spochmurniał.

– Ale… nie wariuj za szybko, tyle ci powiem.

Wlepiła w niego oczy. Wyraził się bardzo oględnie, ale przyjaźnią się od lat i znają jak łyse konie. Doskonale wie, co miał na myśli.

Nie ma do niego żalu, choć jest jej przykro. Wcale nie dlatego, że według jej dobrego kumpla sama na siebie bicz kręci i zmierza ku katastrofie, z której wyjdzie ze złamanym sercem. Jest zmieszana i czuje się niezręcznie, bo Shane trafił w sedno. Nie ma u Nicka żadnych szans, w każdym razie na dłuższą metę. Jak trudno się z tym pogodzić, gdy teraz jest tak cudownie, tak doskonale!

Tak bardzo by chciała wierzyć, że rzeczywiście tak jest, przynajmniej przez chwilę. Przeżyć tak jeszcze jeden dzień, może kilka. Niechby to była nagroda za te wszystkie stracone lata. Choć przez chwilę przenieść się w inny świat, mieć marzenia. Może to nawet dobrze, że Shane przyjechał, nim sprawy posunęły się za daleko. Wypadki toczą się błyskawicznie, to jak dla niej zbyt szybkie tempo. Może powinna się otrząsnąć, trochę wyciszyć, zacząć patrzeć na świat bardziej realnie. Znaleźć sens w jego słowach, których nigdy by nie powiedział, gdyby nie straciła trzeźwego osądu. Może powinna go posłuchać.

– Dzięki, że mi to powiedziałeś – zaczęła. – Dobry z ciebie przyjaciel.

Shane podszedł bliżej, wziął ją za rękę. Popatrzyła mu prosto w oczy.

– Zdaję sobie sprawę, jak naprawdę jest. Nie pasuję do twojego brata, nie mam żadnych szans – powiedziała cicho.

– Ty to widzisz. Nigdy byś mi tego nie powiedział, ale starasz się mnie przestrzec, póki jeszcze jest czas. Nim całkiem się zbłaźnię i będę cierpieć.

Oto ironia losu. Przed laty Nick próbował interweniować, bo był przeciwko jej znajomości z Shaneem. Teraz to samo, choć znacznie subtelniej, robi Shane. Zniechęca ją do Nicka.

Shane się zachmurzył.

– Corrie, nie mów tak. Nigdy się nie zbłaźnisz. – Rzucił kapelusz na stół i ujął jej drugą rękę. – Mój brat nie mógłby znaleźć lepszej dziewczyny niż ty.

Pominęła milczeniem to stwierdzenie. Uśmiechnęła się do niego.

– Och, ty mistrzu rodeo – zagaiła, zmieniając ton na żartobliwy. Ścisnęła jego dłonie. – Przyznaj się z ręką na sercu, czy nigdy nie uwodziłeś panienki, co do której wcale nie miałeś poważnych zamiarów? Myślisz, że tylko tobie to wolno? Wiesz, o czym mówię. Mały flirt, który potrwa tydzień, ale zapowiada się tak obiecująco, że szkoda byłoby przepuścić taką okazję.

Shane w milczeniu przewiercał ją wzrokiem. Czuła, że jej porozumiewawczy uśmieszek robi się coraz mniej przekonujący. Naraz uzmysłowiła sobie, że z całej siły, mocno ściska jego dłonie.

– O, psiakrew! – zamruczał chrapliwie. Przycisnął ją do siebie i pocałował w czubek głowy. Przytulił ją mocno do piersi.

Zamknęła oczy, nie protestując. Miło było przytulić policzek do jego mocnego ciała. Westchnęła w duchu. Chciała zamydlić mu oczy, ale Shane za dobrze ją zna. Nie da się oszukać.

– Shane, nie martw się o mnie – powiedziała, siląc się na spokój. – Najwyższy czas, bym wreszcie dorosła. Nie mogę w nieskończoność cofać się przed nieznanym. Przecież to nie jest koniec świata.

Przycisnął ją do siebie jeszcze mocniej. Omal nie krzyknęła. Musi jak najszybciej zakończyć tę sytuację i obrócić ją w żart. Uśmiechnęła się więc z przymusem i rzekła pogodnym tonem:

– Twój brat świetnie całuje, wiesz? Dzięki niemu nauczyłam się kilku nowych rzeczy, którymi w przyszłości może kogoś zaskoczę.

Odsunęła się lekko, by na niego popatrzeć. Miał zaciętą twarz. Spróbowała z innej beczki.

– Ty też jesteś w tym zupełnie niezły, ale o tym sam dobrze wiesz.

Już się bała, że Shane nigdy się nie rozchmurzy.

– Nick świetnie całuje? – wymruczał. – Mówisz w taki sposób, że to dla mnie szok. Ale niech ci będzie, więcej nie musisz tłumaczyć. Rozumiem. Wolałbym nie, ale trudno.

Jadę teraz do domu, lecz będę w pobliżu. W każdej chwili możesz na mnie liczyć. Może ci się przydam, choćby po to, żeby pogadać. – Mocno pocałował ją w policzek, popatrzył na nią uważnie. – Łapiesz?

Chciała się uśmiechnąć bardziej przekonująco, ale nagle poczuła się kompletnie wyczerpana. Rzadko kiedy to się jej zdarzało, nawet najcięższe prace aż tak jej nie męczyły.

– Łapię – odparła. – Dziękuję. I dzięki za to, że nie robiłeś mi wyrzutów. Wiem, że zachowałam się paskudnie. Jednego dnia całowałam się z tobą, a dziś z twoim bratem. Tylko że tamten pocałunek nie znaczył nic szczególnego, prawda?

– Hm! – mruknął i z udanym gniewem spiorunował ją wzrokiem. Wyczuł, jak bardzo jej zależy na złagodzeniu tej niezręcznej sytuacji i dostosował się do jej tonu. Za to jeszcze bardziej go lubi. – Oszukałaś mnie, dziewczyno! – zawołał z emfazą. – Igrałaś z moimi uczuciami, bawiłaś się tylko. A potem rzuciłaś mnie dla innego, starszego i bogatszego!

Puścił ją i dramatycznym gestem sięgnął po kapelusz. Włożył go i ściągnął gwałtownie. Odstawia niezłą komedię, uśmiechnęła się w duchu Corrie.

– Czegoś takiego jeszcze nie widziałem – oświadczył z patosem. – Jak ci nie wstyd?

Corrie wybuchnęła szczerym śmiechem. Naprawdę bardzo jej ulżyło.

– Lepiej już jedź do domu. Muszę wreszcie iść spać.

Shane uśmiechnął się, delikatnie ujął ją pod brodę i uniósł jej buzię.

– Śpij dobrze, mała. Lou zawsze będzie wiedziała, gdzie aktualnie jestem, więc w razie czego mnie złapiesz. Dzwoń śmiało. Nie każ mi czekać na wieści od ciebie. Bo zacznę myśleć, że już mnie nie kochasz – dodał, robiąc poważną minę.

– Zawsze będę cię kochać – zapewniła, uświadamiając – sobie, że to szczera prawda. Dławiło ją w gardle. Shane też miał zmieniony głos. Jakby czuł to co ona.

– Ja też, dzieciaku. Dobranoc.

– Dobranoc.

Wyszedł. Zamknęła za nim drzwi i pogasiła światła na dole. Poszła do sypialni, rozebrała się i wślizgnęła pod kołdrę. Leżała w ciemności, wpatrując się w sufit i jeszcze raz wracając myślą do wydarzeń dzisiejszego dnia. Powinna je jakoś uporządkować, popatrzeć na nie z dystansem. Bo wtedy będzie jej łatwiej pogodzić się z nieuchronnym rozczarowaniem.

Łatwo powiedzieć, ale trudniej wykonać. To mniej więcej tak, jakby chcieć zebrać łyżeczką rozlany syrop. Trochę się zbierze, ale naprawdę czysto będzie dopiero po starannym wytarciu blatu mokrą ściereczką. A na to nie może się zdecydować, jeszcze nie teraz.


Nazajutrz Nick wrócił do domu tuż przed południem. Późnym rankiem dostarczono kupionego wczoraj ogiera. Chciał być przy wyładowywaniu go i umieszczaniu w stajni. Zeszło przy tym sporo czasu. Shane chodził gdzieś własnymi drogami. Widzieli się przy śniadaniu, ale brat był milczący i ponury. Teraz spotkali się w jadalni przy lunchu. Pochmurna mina Shanea świadczyła, że nadal jest w wisielczym humorze. Lou podała jedzenie i zniknęła. Nick miał tylko nadzieję, że Shane da mu w spokoju zjeść. Dopiero potem spróbuje wyciągnąć z niego powód tego złego nastroju.

Sam był w doskonałym humorze. I nie chciał, by ktoś mu go popsuł. To Corrie tak na niego wpłynęła. Poranne zajęcia były absorbujące, a jednak i tak ciągle o niej myślał. I wcale nie chciał, by było inaczej. Bo naprawdę kontakt z nią był czymś odświeżającym i nadzwyczaj przyjemnym.

Było mu z nią wczoraj tak dobrze, że wcale nie chciał wracać do domu. Gdyby to była inna dziewczyna, z pewnością zostałby dłużej. Znacznie dłużej. Ale Corrie jest tak niedoświadczona i niewinna, że musiał to uszanować. Dlatego tak szybko się z nią pożegnał, wbrew własnej woli. Nie należy do kobiet, które bez problemu idą do łóżka z mężczyzną, z którym nie mają ślubu. Nawet nie chciał sugerować takiej możliwości.

Rozumie jej racje. Przyjmuje je i pochwala. Sam pod tym względem przeszedł pewną przemianę. Z upływem lat coraz bardziej przemawia do niego tradycyjne podejście do seksu. Sam seks bez uczucia powoli go rozczarowuje. Owszem, może być świetnie, jednak poza fizycznym spełnieniem nie ma nic więcej. To pozostawia poczucie pustki, jakiegoś istotnego braku. Jest bliskość, czasem czułość, ale to jeszcze mało. Nie warto o to aż tak zabiegać.

Ma kilku znajomych, którym się poszczęściło, bo ich małżeństwa są naprawdę udane. I po nich widzi różnicę. Taki związek, oparty na miłości i partnerstwie, to coś nieporównywalnie więcej niż niezobowiązujące flirty. Inny poziom przeżycia i spełnienia. Coraz częściej łapie się na tym, że w głębi duszy właśnie tego pragnie. Znaleźć towarzyszkę na całe życie, mieć udane małżeństwo. Teraz pochłania go ranczo i rozległe rodzinne interesy, temu się ostatnio poświęcił. To ogromne wyzwanie. Nie wszystko da się przewidzieć, bywają wzloty i upadki. Ale generalnie wiedzie mu się doskonale.

Małżeństwo pod tym względem jest chyba podobne. Choć może trudniej dopasować pragnienia i potrzeby dwojga ludzi, nie tylko jednej osoby. Tym większe wyzwanie i tym bardziej go pociąga. Chciałby mieć żonę, związać się z nią na całe życie.

Być może właśnie znalazł się na takim etapie życia. Przez lata nigdy go to nie ciągnęło, a teraz bezustannie o tym myśli. Z powodu Corrie, rzecz jasna. Nie będzie się okłamywać. Ten pomysł podoba mu się coraz bardziej.

Corrie ma niezależną naturę, a jednocześnie bardzo poważnie podchodzi do rodziny i związanych z tym zobowiązań. Mało która dziewczyna jest taka. Przynajmniej z tych, które zna. Corrie poświęciła bardzo wiele ze względu na ojca, który naprawdę nie okazał jej serca. Czyli można założyć, że jeszcze bardziej będzie oddana mężowi, który odpłaci jej tym samym.

Mrukliwy głos brata wyrwał go z tych rozmyślań.

– Hej, pytałem cię o coś. Dwa razy. Nie odzywasz się dzisiaj do mnie czy rozmarzyłeś się o Corrie Davis?

W jego tonie był i sarkazm, i zazdrość. Choć Nicka najbardziej poruszyło coś innego – jakaś dziwna zaborczość względem Corrie.

I przeświadczenie, że ma do niej prawo.

– Nie podoba ci się, że się nią interesuję – podsumował Nick, bo przesłanie brata było dla niego jednoznaczne i klarowne. Popatrzył na Shanea, czekając na replikę. Shane skorzystał ze sposobności.

– Naprawdę wiesz, co robisz? – zaatakował. – Corrie to niewinna dziewczyna.

To go zdenerwowało.

– Shane, za kogo ty mnie masz? Uważasz, że posuwam się do tego, by deprawować niewinne panienki?

Shane odłożył widelec, oparł łokcie na stole.

– Mówię ci tylko, że ona raczej ma zerowe doświadczenie z chłopakami. Nigdy byś nie zwrócił na nią uwagi, gdyby nie ta historia sprzed lat. Ubzdurałeś sobie, że wyjadę z nią i nie wywiążę się z moich rodzinnych „zobowiązań”.

Wiesz, zaczynam się zastanawiać, czy nie robisz tego celowo. By odciągnąć ją ode mnie.

Dotknęło go to oskarżenie, ale powstrzymał się przed ciętą repliką.

– Zależy ci na niej?

Shane jeszcze bardziej sposępniał.

– Już ci powiedziałem, że jeszcze nie wiem. Nie chciałeś czekać, aż się zdecyduję, i sam zacząłeś się do niej zalecać. Nie będzie ci trudno ją usidlić. Wystarczy, że kiwniesz palcem. Zawsze podejrzewałem, że ma do ciebie słabość.

I chyba rzeczywiście tak było. Szybko ci z nią poszło, co?

Corrie miała do niego słabość? Ta informacja sprawiła mu nieoczekiwaną przyjemność. Oczywiście za nic tego teraz po sobie nie pokaże. Przykro mu, że Shane tak źle o nim myśli, ale cieszy się, że brat staje w jej obronie. To mu się naprawdę podoba. Dlatego nie będzie mu wytykał niesprawiedliwej oceny.

– Moje zamiary w stosunku do Corrie są jak najbardziej honorowe.

– To dobrze. Bo skoro tak, to bez problemu skończysz ten układ, nim niepotrzebnie się rozwinie. Nie raz przestrzegałeś mnie, że Corrie to nie dziewczyna dla Merricków, że szybko mnie znudzi. Kazałeś mieć się na baczności, by przypadkiem nie wpaść. Przypominam ci to teraz, byś wziął to sobie do serca. Jeśli skrewisz, będziesz mieć kłopoty. Gwarantuję ci to.

Teraz to w Nicku zagotowała się złość. Shane poucza go tak, jakby był roznamiętnionym sztubakiem, a nie starszym o osiem lat bratem.

– Bardzo proszę, spróbuj! – odpalił prowokująco. Oczy Shanea błysnęły niebezpiecznie. Zacisnął usta.

– Nie baw się nią, Nick.

– Nie wtrącaj się, tylko zajmij się swoimi sprawami. Shane ściągnął z kolan serwetkę i rzucił ją na stół.

– Akurat! Uważaj!

Popatrzył na jego zmienioną z gniewu twarz, spięte mięśnie. Sam pewnie wygląda podobnie. Zabrnęli za daleko i teraz trudno to będzie zażegnać. Jeszcze chwila, a Shane zażąda, by wyszli rozmówić się na dwór. On zresztą też ledwie się powstrzymuje, by tego nie zrobić. Musi natychmiast ochłonąć.

– Cieszę się, że stajesz w obronie Corrie, ale zapewniam cię, że w stosunku do niej nie mam złych zamiarów.

Shane przez kilka napiętych sekund badawczo wpatrywał się w jego twarz. Złość powoli ustępowała. Nick miał nawet wrażenie, że już żałuje swej gwałtowności. Shane odetchnął głęboko.

– Do diabła, Nick – powiedział, bezwiednie bawiąc się widelcem, jakby to, co chciał powiedzieć, z trudem przechodziło mu przez gardło. – Wiem, że nie chciałeś jej skrzywdzić…

– Dziękuję za to stwierdzenie.

Shane popatrzył na niego z jawną skruchą. Nick widział, że brat stara się powściągnąć emocje.

– Ale chodzi mi o to, że…

– Chodzi ci o to, że się w piej zakochałeś.

Po tych nieoczekiwanych słowach zapadła cisza. Nick celowo odczekał moment.

– Jednak jesteś gotowy wycofać się, jeśli Corrie wybierze innego. Kogoś, z kim będzie szczęśliwa.

Shane głośno nabrał powietrza, odetchnął głęboko. Odwrócił wzrok.

– No dobrze, Sherlocku. Rozgryzłeś mnie. Jak tylko znowu zobaczyłem Corrie, to aż mnie rąbnęło. Dlatego nie mam do ciebie pretensji, jeśli z tobą było tak samo.

Niebieskie oczy Shanea patrzyły na Nicka z napięciem. Znowu błyszczał w nich gniew.

– Jeśli do tej pory to się nie stało, to mam nadzieję, że się wycofasz.

Nick popatrzył na niego uważnie.

– A jeśli na razie nie kocham jej tak jak ty, a jednak się nie wycofam? Co wtedy? Czy Corrie stanie między nami, braćmi?

– Już teraz tak jest – zareplikował Shane. Twarz mu złagodniała. – Ale ja nie chcę, żeby tak było.

Od razu go tym udobruchał.

– Ja też nie chcę. Na świecie są miliony dziewczyn, wśród których możemy wybierać. Ale każdy z nas ma tylko jednego brata.

Odczekał, aż te słowa dotrą do Shanea. Widział po jego minie, że złość mu przeszła.

– Nie chcę wystawiać tego na szwank. Jesteś moim jedynym bratem. W przeszłości różnie bywało, czasem szło nam jak po grudzie. Nie wiadomo, jak będzie dalej. Jeśli to miałoby pomóc i ułatwić nasze wzajemne relacje, to jestem gotowy zostawić ci Corrie, a samemu wycofać się z rywalizacji.

Shane popatrzył na niego zwężonymi oczami, jakby roztrząsając w duchu usłyszane słowa.

– Co proponujesz? Corrie przypadnie mnie pod warunkiem, że osiądę na ranczu i będziemy razem prowadzić rodzinną firmę?

Nick z przekonaniem kiwnął głową.

– Tego nie powiedziałem, muszę to jednak rozważyć. Możesz być pełnoprawnym wspólnikiem. Podzielimy się po połowie, własnością i odpowiedzialnością. Trzeba to będzie starannie przeprowadzić pod względem formalnym, ale owszem, możemy tak to sobie poukładać.

– Dlaczego chcesz to zrobić?

– Zależy mi, by mój brat był tutaj, w rodzinnej posiadłości. To nasze wspólne dziedzictwo. Zawsze tego chciałem.

Jeśli teraz uda się nam dojść do porozumienia, gdy chodzi o kobietę, której obaj pragniemy, to będzie znaczyło, że w przyszłości nie grożą nam żadne burze. Bo nie wyobrażam sobie trudniejszej sprawy do negocjacji i znalezienia rozwiązania.

Shane przyglądał się bratu w milczeniu. Nie wyglądał na przekonanego.

– Jesteś na to gotowy?

Nick uciekł spojrzeniem.

– Nie powiedziałem, że to będzie łatwe. Jednak, jak sam stwierdziłeś, skoro tak ma być, to im szybciej się wycofam, tym lepiej.

– Jasne – ponuro zaśmiał się Shane. – Już widzę, jak mieszkamy we trójkę pod jednym dachem, codziennie spotykamy się przy tym stole, śpimy w pokojach obok siebie.

Nick popatrzył na brata. Shane ciągnął dalej:

– Zdajesz sobie sprawę, jak to brzmi? Jakie to jest wyrachowane? Chcesz, żebym tu został, więc podsuwasz mi Corrie, by mnie przekupić. To tylko znaczy, że chcesz się nią posłużyć. Do cholery, Nick! Aż brak mi słów!

Nick przełknął oskarżenie i naciskał dalej:

– Chcesz mieć Corrie i zamieszkać tutaj czy wolisz całkowicie odciąć się od rodzinnych zobowiązań? – Zamilkł i po chwili dodał: – I od Corrie.

Shane wpatrywał się w Nicka przez długą chwilę, w jego oczach malowały się gniew i uraza. Nick patrzył na niego w milczeniu. Widział, kiedy do Shanea zaczyna docierać prawdziwe znaczenie tej zagrywki. Wreszcie Shane uśmiechnął się lekko.

– To był sprawdzian, tak? Testowałeś mnie. Zostawisz Corrie, jeśli osiądę na ranczu i razem z tobą będę je prowadzić. Chcesz się przekonać, czy jestem bardziej przywiązany do niej czy do moich planów usamodzielnienia się i życia na własny rachunek.

Nick nieznacznie skinął głową.

– Naciskałeś mnie, bym natychmiast podjął decyzję na temat Corrie, choć sam na razie nie mam w tej sprawie żadnej jasności. Teraz ja postawiłem cię w podobnej sytuacji. Tak samo nie wiesz, co mogłoby wyniknąć z pochopnej decyzji, jakie wynikną zagrożenia i konsekwencje. Myślę, że to jest dla ciebie nauczka. – Shane roześmiał się w głos. Wesoło. – Nie możesz się opanować, co? Zawsze musisz być starszym bratem. Jak nie zmuszasz mnie, bym w palącym słońcu kopał doły, to każesz mi zakosztować mojego lekarstwa. – Zaśmiał się znowu, popatrzył na Nicka serdecznie. – Ale dzięki za lekcję, bo już wiem, jaki miałeś cel. – W jego oczach znowu zapalił się prowokacyjny błysk. Shane uśmiechnął się i kontynuował: – A jeśli podtrzymam moje plany i mimo wszystko odbiorę ci Corrie?

Nick wzruszył ramionami.

– Zrobisz, jak zechcesz, masz wolną rękę. Jesteś panem samego siebie. Podobnie jak ja. Nikogo nie zamierzam pytać o zdanie. Wszystko inne należy do Corrie. Zrobi, co będzie chciała. Jest tak samo wolna jak my.

Shane odchylił się, uśmiechnął się szeroko.

– W porządku, brachu. Niech sama wybierze. Ale moje ostrzeżenie nadal jest w mocy: jeśli ją skrzywdzisz, pożałujesz tego.

Nick skinął głową. Zaczęli jeść.

Загрузка...