Rozdział 11

Spała zbyt długo. Mimo że czekało ją tyle roboty. Na dzisiejszy dzień zaplanowała mnóstwo prac, których nie da się odłożyć na później. Nie będzie łatwo im sprostać. Tym bardziej że zupełnie nie miała apetytu i nie mogła się zmusić do przełknięcia porządnego śniadania. A to oznacza, że szybko opadnie z sił. I tak było, bo nim uporała się z porannymi zajęciami i wróciła do domu na lunch, było już po pierwszej.

Wczoraj według planu powinna obejrzeć zwierzęta na pastwiskach. Jest za gorąco, by ryzykować samotną jazdę na koniu. Będzie musiała wybrać się samochodem, w najgorszy żar. Ma tylko nadzieję, że żadnemu nic nie dolega i obejdzie się bez weterynarza. Regularnie kontroluje stada, więc może nic złego się nie dzieje.

Jest jeszcze kilka innych rzeczy, które powinna jak najszybciej zrobić. Trudno się będzie z nimi uporać w tak krótkim czasie. Na przyszłość będzie bardziej rozsądna. Nie może lekką ręką dawać sobie urlopu. Pół dnia straciła na zakupy, wczoraj prawie cały dzień spędziła z Nickiem. A zaległości rosną. Naprawdę przesadziła. Ma tyle rzeczy do zrobienia, a zachowuje się jak beztroska trzpiotka. Teraz weźmie się w garść.

Wieczorem nie pójdzie z Nickiem na tańce. Nie od razu podjęła tę decyzję. Bo nie była łatwa. Może w jakimś stopniu dlatego narzuciła sobie na dzisiaj tyle zajęć, by wieczorem na nic nie mieć ochoty, a tylko marzyć o położeniu się do łóżka.

Znajomość z Nickiem nie rokuje dla niej nic dobrego; przeciwnie, pewnie przyjdzie jej za to gorzko odpokutować. Nawet Shane się przejął i przyjechał, by nią potrząsnąć i otworzyć jej oczy. Sama o niczym innym nie może myśleć. W cichości duszy martwi się, by nie okazała się „łatwą” dziewczyną. Ten stary eufemizm na określenie kobiety, która idzie do łóżka z każdym, kto ma na to ochotę, jakoś za bardzo zaczyna do niej pasować.

Nie poszłaby z każdym, ale z Nickiem… To jest prawdopodobne. Wzbudził w niej takie głębokie i żarliwe uczucie, że niewiele trzeba, by była jego. W każdej chwili, kiedy tylko by zechciał. Te myśli niepokoiły ją nie na żarty. Zawsze uważała, że jeśli nawet się w kimś zakocha, to nigdy nie zrobi czegoś wbrew sobie i swoim przekonaniom. Okazuje się, że może być inaczej.

Przy Nicku jej silna wola topnieje. Staje się uległa, gotowa na wszystko. A on może złamać jej serce w mgnieniu oka. Co jej wtedy zostanie? Zwątpienie i rozczarowanie w stosunku do siebie. Będzie wyrzucać sobie własną głupotę i brak wyobraźni. Teraz tęskni za nim i jest jej smutno, gdy nie ma go przy niej, ale te uczucia nie mogą się równać z lękiem, który bezustannie będzie ją dręczyć. I ciągłymi obawami, czy Nick już nie zaczyna się nią nudzić.

A jeśli zainteresował się nią tylko z powodu Shanea? Póki bracia nie dojdą do porozumienia i nie ustalą planów na przyszłość, może tylko spekulować, czy Nick ma czyste zamiary.

Przez lata Nick był obiektem jej westchnień, jednak to, co czuje do niego teraz, jest niewyobrażalnie silniejsze. Kocha go, i przez to traci kontrolę nad tym, co może się stać. Za nic nie chciałaby zrobić czegoś, czego potem będzie żałować. Tym bardziej że nie ma całkowitej pewności co do szczerości jego intencji. A do siebie już nie ma zaufania. Bo gotowa mu ulec.

To wszystko stało się tak szybko i nieoczekiwanie. Znalazła się w zupełnie nowej dla siebie sytuacji. Wczoraj Nick panował nad sobą, ale to pewnie wynika z jego doświadczenia. Choć wcale nie jest pewna, czy jej doświadczenie w czymkolwiek by pomogło. Wątpi w to. Bo za bardzo się zaangażowała.

Dlatego powinna zwolnić. Zrobić wszystko, by nieco ochłonąć, nabrać dystansu. Przede wszystkim Nick nie powinien być pewny, że zawsze będzie miała dla niego czas. Już i tak narobiła sobie tyle zaległości, że to powinno być dla niej przestrogą i otrzeźwieniem. Gdyby przez to miał szybciej się do niej zniechęcić, tym lepiej.

Taka możliwość jest jak najbardziej prawdopodobna. Dlatego im szybciej to przerwie, tym mniej ucierpi jej duma. Jemu nic się nie stanie. Ugania się za nim tyle dziewczyn, łącznie z piękną Sereną. Szybko sobie odbije. Co innego z nią. Na pewno przeżyje to znacznie boleśniej niż Nick. Dlatego musi myśleć przede wszystkim o sobie, choćby to było okropnie egoistyczne podejście.

Trudno jej było się zebrać, by zadzwonić i odwołać dzisiejszy wieczór. Zjadła lunch, zdrzemnęła się na dziesięć minut i zadzwoniła do Merricków. Szczęście jej sprzyjało, bo Nicka nie było. Zostawiła wiadomość jego gospodyni.

Wsiadła do samochodu, by objechać pastwiska. Nim obejrzy stada i wróci do domu, będzie ciemna noc. Nawet gdyby Nick próbował ją łapać, nikt nie odbierze telefonu. I dobrze, bo nie wiadomo, czy nie dałaby się namówić na te wieczorne tańce.


W domu Corrie nie paliło się żadne światło. Jedynie lampy na zewnątrz rozjaśniały ciemności, oświetlając podwórko. Nick podjechał pod tylne wejście. Skrzywił się gniewnie, widząc zaparkowany pod domem samochód Shanea. Od razu przebiegło mu przez myśl, że może to dlatego Corrie odwołała dzisiejsze spotkanie. Umówiła się z Shaneem. Zatrzymał się przy jego samochodzie i uważnie popatrzył na dom. Shane siedział na barierce ganku. Corrie nigdzie nie było.

Nick wysiadł i wszedł po schodkach na ganek. Od razu spostrzegł dwa pudełka z pizzą i zgrzewkę gazowanego napoju.

– Cześć, braciszku – przywitał go Shane. – Czyli Corrie nie wybrała się dzisiaj z tobą? – W głosie Shanea nie było złości. Brzmiał podejrzanie przyjaźnie.

– Pizza wystygnie, co? – skwitował Nick, rozglądając się po podwórku. Nigdzie ani śladu samochodu Corrie. Choć mogła wstawić go do stajni. Popatrzył na brata.

– Właśnie. A napój się ogrzeje – rzekł Shane. – Może wybrała się gdzieś z kimś innym.

Nick podszedł do drzwi.

– Pukałeś? – zapytał i sam zastukał.

– Nie ma jej samochodu, więc po co pukać. Dzwoniłem do niej wcześniej, ale nie odbierała. Czyli nie ma jej w domu od dłuższego czasu. Powinna niedługo się zjawić, bo tutaj ludzie wcześnie chodzą spać. – Shane uśmiechnął się. – Nie ma sensu, żebyś na nią czekał razem ze mną. Powiem jej, że byłeś, a potem zdam ci relację. Raczej już rano przy śniadaniu, bo ty też kładziesz się wcześnie.

– Uważaj na siebie, Romeo! – zareplikował Nick. – Jak już będziesz mieć swoje ranczo, to też zmienisz tryb życia i skończą się nocne powroty do domu. Może już powinieneś zacząć się przyzwyczajać. Jak Corrie wróci, powiem jej, że byłeś. Jeśli będzie ci chciała coś przekazać, zrobię to przy śniadaniu.

Shane się zaśmiał.

– To rewanż za czasy, kiedy nabijałem się z ciebie, gdy kręciłeś się wokół jakiejś panienki?

Nick pokręcił głową.

– Nie. Za tamto odpłacę ci, gdy przestaniesz robić podchody do mojej dziewczyny i znajdziesz sobie swoją.

– Tak? Aha.

Nick przysiadł na barierce z drugiej strony ganku. W dali dostrzegł dwa słabe światełka. Jakiś samochód zbliżał się od zachodu. Shane chyba tego nie widział. Światła stawały się coraz większe.

– Corrie pracuje do późnej nocy? – zapytał brata, wskazując na jaśniejące w ciemności światła.

Shane popatrzył w ich stronę, przez chwilę milczał.

– Nie mam pojęcia – rzekł. – Może wczoraj zabrałeś jej tyle czasu, że musiała to dzisiaj nadrobić. Wiem, że niektóre prace robią do spółki z innymi drobnymi ranczerami. Tak jak jej ojciec, zatrudnia niewielu pracowników i tylko na parę godzin. Większość roboty spada na nią.

– Jej ojciec też stale ją do czegoś angażował – przypomniał Nick. Po uwadze Shane a na temat wczorajszego dnia miał wyrzuty sumienia.

– Tak. Nawet gdy była małym dzieciakiem. Nie powinien był jej tak wykorzystywać. – Shane popatrzył na Nicka i uśmiechnął się. – Powiem jej, że tu byłeś, jeśli chcesz wracać do domu.

Nick uśmiechnął się lekko, ale nie odpowiedział. Teraz już słyszeli szum silnika. Patrzyli, jak Corrie podjeżdża do głównej bramy, wysiada, by ją otworzyć, i wjeżdża na teren. Znowu wysiadła, by zamknąć bramę. Po chwili podjechała pod stajnię i zatrzymała samochód.

Shane zszedł z ganku i ruszył w jej stronę. Nick został na miejscu. Corrie miała twarz ocienioną kapeluszem, więc nie mógł dostrzec jej miny, ale ich obecność chyba nie była dla niej miłą niespodzianką. Instynktownie czuł, że wolałaby ich tutaj nie zastać. Teraz żałował, że nie odjechał, pozostawiając ją sam na sam z bratem. Przecież nie chce otwarcie z nim konkurować.

Ma powody przypuszczać, że nie jest jej całkowicie obojętny, dlatego tym bardziej powinien unikać bezpośredniej konfrontacji z Shaneem. Corrie na pewno nie czułaby się dobrze, choć dla większości kobiet taka sytuacja byłaby źródłem satysfakcji.

Obserwował podchodzącą do domu parę. Corrie zamieniła z Shaneem ledwie kilka słów. Shane szedł obok niej. Zachowywał się tak, jakby nic szczególnego się nie stało, jednak Nick podejrzewał, że to tylko gra na pokaz.

Z daleka dobiegło go pytanie Shanea:

– Dlaczego wracasz tak późno?

Nie dosłyszał, co odpowiedziała Corrie.

– Przywiozłem pizzę – ciągnął Shane. – Potrójne pepperoni, podwójny ser, do tego suszone papryczki i ser do posypania, który tak lubisz. Trochę wystygła, więc trzeba będzie ją podgrzać.

Corrie podeszła do schodów, zdjęła kapelusz.

– Cześć Nick – powiedziała cicho, oficjalnym tonem.

Skinęła głową. – Wejdźmy do środka. Skoro obaj tutaj jesteście, coś zaczyna mi się klarować.

Weszła do domu, powiesiła kapelusz na kołku i ruszyła korytarzem do łazienki.

– Idźcie do kuchni i wstawcie pizzę, żeby zaczęła się grzać! – zawołała. – Muszę się trochę umyć.

Zamknęła za sobą drzwi, a po chwili rozległ się szum wody.

Shane doskonale orientował się w jej kuchni. Umył ręce, wyjął z dolnej szafki blachy i wyłożył na nie pizze. Wsunął pierwszą blachę do piekarnika, nastawił temperaturę i czas. Robił to nie pierwszy raz i z satysfakcją demonstrował to teraz bratu.

Nick powiesił kapelusz. Corrie nie wychodziła z łazienki. Sam raczej nie byłby zachwycony takimi późnymi gośćmi, ale może Corrie z przyjemnością zasiądzie do ciepłej pizzy.

Co miała na myśli, mówiąc, że coś zaczyna się jej klarować?

Czyżby zamierzała wygłosić jakieś oświadczenie? Wypracowała sobie swój własny punkt widzenia i teraz chce się go trzymać? Być może wcześniej widziała się z Shaneem albo przynajmniej rozmawiała z nim przez telefon. Może dotarło do niej, jak bardzo Shane jest zdeterminowany, by o nią walczyć.

Woda przestała szumieć, po chwili drzwi łazienki się otworzyły. Corrie weszła do kuchni i uśmiechnęła się do Shanea.

– Dzięki za przywiezienie pizzy. Już wspaniale pachnie.

– Mam nadzieję, że nadal lubisz potrójne pepperoni.

– Już dawno nie jadłam pizzy. Super, że ją przywiozłeś. – Przeniosła spojrzenie na Nicka. – No to siadajcie przy stole.

Shane jej przerwał.

– Nie, wy usiądźcie. Przygotuję napoje i zabawię się w kelnera. Zaraz wszystko będzie gotowe.

Corrie uśmiechnęła się. Czuła się trochę niezręcznie, ale cóż miała robić. Przez cały dzień myślała o Nicku. A potem o Shanie i tamtym pocałunku. O ich wczorajszej rozmowie. Doszła do wniosku, że jednak miał do niej żal o to, że spędziła dzień z Nickiem, choć rozczarowanie próbował pokryć żartem.

Po dzisiejszym dniu padała z nóg, ale gdy ujrzała ich obu na ganku, nagle wszystko zaczęło się jej układać. Intuicyjnie domyślała się, o co w tym wszystkim chodzi. Zresztą wystarczyło spojrzeć na braci. Są spięci, choć starają się to ukryć. Wręcz czuje niechęć, czy nawet wrogość Shanea w stosunku do Nicka. Zaś Nick jest dziwnie wyciszony i zdystansowany.

Usiadła na swoim miejscu, oparła się wygodnie. Cieszyła się, że ten ciężki dzień wreszcie się kończy. Starała się nie patrzeć ani na Shanea, ani na Nicka. Jeden i drugi ponury jak chmura gradowa. O co im poszło?

Marzyła tylko o tym, by jak najszybciej położyć się do łóżka.

Shane postawił napoje na stole i rozłożył talerze. Wyjął pizzę z piecyka, ukroił dwa kawałki. Nałożył jej na talerz, a potem podał nóż Nickowi.

– Odkrój sobie sam. Zapomniałem o serwetkach.

Przez cały dzień nie miała apetytu, ale teraz z przyjemnością posypała ciasto papryczkami i serem. Ugryzła pierwszy kęs i nagle poczuła, jak bardzo jest głodna.

Shane usiadł, nałożył sobie porcję. Corrie jadła z apetytem. Shane i Nick toczyli niezobowiązującą rozmowę, do której od czasu do czasu wtrącała parę słów. Czuła na sobie ich wzrok. I wibrujące między nimi napięcie.

Wreszcie rozmowa ucichła, po czym zapadła ponura cisza. Corrie starała się pozbierać myśli. Czuła się syta i wzmocniona. Jeszcze raz podziękowała Shane’owi za przywiezioną kolację.

– Pizza była pyszna – powiedziała. – Najadłam się jak bąk – dodała, uśmiechając się do niego. – Jest mi tylko trochę niezręcznie, bo to, co teraz powiem, pewnie nie przypadnie wam do gustu. Nie chcę was zdenerwować i mam nadzieję, że mnie zrozumiecie. – Popatrzyła na Nicka. Odnoszę wrażenie, że dzieje się coś, czego nie mogę zaakceptować.

Napięcie między nimi jeszcze się wzmogło. Corrie bawiła się szklanką.

– Czy doszliście już do porozumienia w sprawie waszego rancza i planów Shanea?

Gdy to powiedziała, podniosła wzrok na Nicka, a po chwili spojrzała na Shanea. Zmuszała się, by zachować spokój, co wcale nie było łatwe. Obaj bracia mieli zacięte twarze i ponury wzrok. Czyli nadal się spierają.

– Nasunęło mi się kilka spostrzeżeń – ciągnęła cicho. Swoje opinie możecie wyrazić później, bo ja muszę iść się położyć.

Popatrzyła na Nicka i rzekła prosto z mostu:

– Chcesz zatrzymać Shanea i budzisz w nim wyrzuty sumienia, bo sam czujesz się winny. Może dlatego, że wasz ojciec nie obdzielił was po równo. Mam poczucie winy, bo może to z mojego powodu Shane został niesprawiedliwie potraktowany. Myślę też, że masz do niego żal, bo ty przez całe lata zajmujesz się rodzinnymi interesami, a on buja w obłokach i nic go to nie obchodzi. Być może nawet wprost odmówił wszelkiej pomocy. A ty masz poczucie, że odpowiedzialność w połowie spoczywa na nim. I nie możesz pojąć, czemu chce zacząć coś na własny rachunek, skoro macie taką ogromną posiadłość. Uważasz jego plany za nieodpowiedzialne i głupie.

Starała się nie skupiać za bardzo na kamiennej twarzy Nicka. Odetchnęła z ulgą, gdy Nick nie zabrał głosu.

– Przechodząc do ciebie, Shane. Myślę, że jeszcze nie do końca pogodziłeś się z tym, co było. Musiałeś słuchać ojca i starszego brata. Dlatego teraz tak bardzo dążysz do samodzielności. Nie chcesz, by ktokolwiek mówił ci, co masz robić. Nawet brat. Tylko że brata nasz jednego. Spróbuj postawić się na jego miejscu. Czuje się winny, nie rozumiesz tego? Po wypadku waszego ojca wszystko spadło na niego. Stał się odpowiedzialny za rodzinny interes i za ciebie. Może jemu to też wcale nie odpowiadało, może wolałby być dla ciebie po prostu bratem? Życie wam niczego nie poskąpiło, ale tego nie doceniacie. Nie dociera do ciebie, jak szlachetnie zachował się Nick, proponując ci pełne partnerstwo i układ pół na pół?

Oczy Shanea zalśniły nagle niebieskim ogniem. Czuła, że jeszcze chwila, a przegra. Teraz jednak przyszła pora na Nicka. Oby tylko nie pomyślał, że na jej słowa wpłynął gniew brata.

– A ty, Nick, naprawdę nie widzisz, jak bardzo Shane jest podobny do ciebie? On ma swoje plany, swoje marzenia.

Niestety sprzeczne z tymi, jakie ty dla niego stworzyłeś. Nie mogę pojąć, czemu musicie walczyć z sobą, zamiast zgodzić się na jakiś rozsądny kompromis. On jest przecież twoim jedynym bratem. I to naprawdę wstyd, że nie chcesz wyjść mu naprzeciw. Zresztą może nawet byś chciał, ale czy on o tym wie?

Popatrzyła teraz na obu.

– Jesteście szczęściarzami. Przepraszam za słowo, ale macie cholerne szczęście, bo macie siebie. Ja oddałabym wszystko, by mieć brata czy siostrę. Myślę, że umiałabym znaleźć wyjście z takiej sytuacji jak wasza. Nigdy nie miałam takich problemów, bo zawsze byłam sama. Nie mam nikogo, z kim musiałabym się liczyć. Dlatego mogę myśleć tylko o sobie, bo nikogo nie skrzywdzę.

Odsunęła krzesło i wstała.

– Gdy zobaczyłam was tutaj razem, jeszcze jedno mi się nasunęło. Ja tylko niepotrzebnie komplikuję sytuację. Póki nie dojdziecie z sobą do porozumienia, nie mam żadnej pewności, czy mogę wam wierzyć. Bo każdy z was ma swoje racje. Przez te ostatnie dni wiele się wydarzyło. Nie obraźcie się, myślę jednak, że obaj w jakichś sposób mnie wykorzystujecie. Bo nie chcecie postawić sprawy jasno. Być może manipulujecie mną przeciwko sobie. Nie wiem, czy tak jest, zresztą to wasza sprawa. W każdym razie proszę, byście nie przyjeżdżali tutaj, póki się nie dowiem, że jednak doszliście do porozumienia.

Shane odezwał się pierwszy.

– Corrie, skar…

– Jeśli się mylę, to trudno – ucięła Corrie, zaciskając palce na oparciu krzesła. Wbiła wzrok w blat, by nie patrzeć na braci. – To nie zmienia faktu, że nie chcę was tu widzieć ani mieć z wami do czynienia ze świadomością, że stoję pośrodku. I tak powiedziałam więcej, niż chciałam. Teraz muszę iść spać. Dobranoc.

Odetchnęła z ulgą, słysząc, że odstawiają krzesła. Nie patrzyła na braci, ale powstrzymała Shanea, który zaczął sprzątać ze stołu.

– Dzięki, sama to zrobię. Następnym razem ja stawiam pizzę.

Żaden z nich nie próbował podjąć dyskusji. To ją cieszyło. Pożegnali się i wyszli. Corrie posprzątała ze stołu. Słyszała, jak zapalają silniki i ruszają spod domu.

Chyba nie pomyliła się zbytnio w ocenie Merricków. Obu Merricków. W niewielu słowach powiedziała, że według niej Nick posługuje się nią, by wpłynąć na Shanea. Nie tylko dlatego, że była tego pewna, ale też dlatego, że bardzo by tego nie chciała. Wprawdzie Nick zaprosił ją na kolację, by zrobić niespodziankę Shane’owi, jednak przyznał, że jego motywy były inne. Potem ją przeprosił.

Wierzy w jego poczucie honoru, ale nie powinna być bezkrytyczna. Jest świadomy własnych racji, jednak czasem coś może mu umknąć. Może chciał wyrwać ją spod uroku Shanea, a może rzeczywiście zobaczył w niej coś, co go zainteresowało. Tak czy inaczej, najpierw musi uporządkować swoje relacje z bratem. Ona jest na dalszym miejscu.

Stojąc z boku, uniknie sytuacji, że któryś z nich spróbuje się nią posłużyć. Poza tym dla niej będzie lepiej, gdy nie zwiąże się zanadto z Nickiem. Nie ulegnie jego urokowi. Choć na razie czuje się z tym żałośnie.

Zgasiła światło, poszła na górę i wzięła prysznic. Położyła się do łóżka i zasnęła kamiennym snem.

Загрузка...